woda zdrowia doda

Nie było tak strasznie jak się MM spodziewał. Na początku weszłam do jacuzzi. Woda mokra, ale cieplutka jak rosołek. Ostrożnie trzymając się kurczowo poręczy zeszłam schodkami aż do dołu. MM podtrzymując mnie posadził na ławeczce. Serce to miałam w piętach. Woda sięgała mi do piersi. Kilkakrotnie wstawałam i siadałam trzymając się dłoni MM. Po około 10 minutach oswajania się z wodą zdecydowałam, że czas na basen. Miałam do pokonania 5 kroków. Drżące nogi ciągnęłam po posadzce. Chciałam odwlec moment wejścia do wody. Kilka schodków w dół. Trzymałam się kurczowo poręczy i wydawało mi się, że zaraz ją wygnę, mimo że metalowa. Stopień w dół i za chwilę stopień w górę, gotowa do ucieczki. Powtarzałam ten scenariusz kilka razy. Musiało wyglądać to dość zabawnie, kiedy spojrzałam na głowę wystającą z wody w promienistym uśmiechu.

Łatwo powiedzieć…zrób to, jeszcze jeden stopień… gorzej z wykonaniem. Nabrałam powietrza w płuca, zacisnęłam zęby i przymrużyłam oczy i weszłam. Byłam w basenie pełnej mokrej wody do momentu aż mi zabrakło powietrza. Ale… MM pozwolił na ucieczkę jedynie stopień wyżej, wciąż byłam zanurzona w wodzie, do pępka.

Męczyłam się przy tej poręczy i tych schodach i za nic w świecie, nie mogłam się od nich uwolnić. Czułam się bezpieczna. Bałam się, że MM się utopi i nie pozwalałam jemu na żadne głębsze zanurzania i pokazywanie, że woda człowieka unosi. Jakoś mnie wiele lat temu nie uniosła jak chłopcy mnie wrzucili. Obudziłam się nad brzegiem jeziora. A teraz MM mi coś takiego pokazuje. I co z tego, że inni pływają. Ale mogą się utopić. Mój kolega był wspaniałym pływakiem i nurkiem i się utopił, normalnie się utopił.

Przezwyciężyłam strach, opuściłam w końcu tą poręcz. Zeszłam niżej. Musiałam znów wyglądać dość komicznie. Facet pływający obok pokazał mi swoje białe zębiska.

Nie do śmiechu mi było i nie do oddychania, bo wciąż nabierałam powietrza w płuca i przesuwałam się brzegiem basenu, tuż za mężem. To nabieranie powietrza do płuc miało zapewne mnie uchronić przed utonięciem. Na zasadzie bańki powietrza unoszącej się na tafli wody, tylko moja waga jest niecoooo większa.

Przesuw wzdłuż brzegu basenu był na odległości około trzech kroków nie więcej. Zdecydowałam wracać. Za wiele stresu.

Kiedy usiadłam na najwyższym schodku MM przyniósł pałki z pianki. Wsadziłam je pod pach i próbowałam się unosić. Namowy MM abym opuściła niżej głowę unosząc się na plecach, nie poskutkowały. Nie dały również zamierzonego celu, abym zanurzyła głowę chociaż do brody stojąc w wodzie. To nie ten etap mojego oswajania się z wodą. Może następnym razem.

Spodobało mi się w tej wodzie, z tym, że jestem spięta jak agrafka. Może to za którymś razem minie. Dziś odniosłam sukces!!

Weszłam do wody, powyżej kostek!!

ciepełko na serduszku

Dzień jeszcze świąteczny


Nie było tak jak sobie planowałam.
Chciałam mieć śniadanko w gronie rodziny lecz niestety się nie udało. Niektórzy członkowie rodziny pracowali lub po pracy smacznie spali, aby w godzinach południowych udać się do obowiązków służbowych. Inni mieszkają po drugiej stronie stanów, a jeszcze inni, zmęczeni podniebną podróżą nie myśleli o śniadaniu i obiedzie.

Śniadanko jak i obiad zjedliśmy z mężem tylko we dwoje. Ciesząc się ze swojej obecności. Radość również nie trwała długo, MM zaczął się szykować do wyjazdu i wylotu do innego stanu w którym pracuje. Zostałam z pieskiem.

Za chwilę syn wrócił z pracy, jak również córcia. Miałam w końcu ich dwoje przy jednym stole, a nie jak zwykle to bywa, gdzieś tam po drugiej stronie linii telefonicznej.
Musiałam szybko cieszyć się ich widokiem, bo już za chwilę miało ich nie być. Ostatnie egzaminy i trzeba sie uczyć.
Znów ja i piesek.

Pomimo tych szybkich i urywanych chwil, poczułam ciepło i radość w sercu. Że mam kochanych ludzi przy sobie.

Mam dla kogo żyć i na kogo czekać.