Tak, tak, walczę z karaluchami. Mimo, że nie ma, to tak na wszelki wypadek, postawiłam 6 “bomb”. Zanim to zrobiłam, wyniosłam na podwórze, pościel, chodniczki, obuwie, skóry i inne rzeczy syna, aby już nie męczyć się z praniem. Syn wyjechał na szybko-krótkie wakacje, więc jest możliwość trucia karaluchów. Po pierwszym truciu zauważył jednego, ale nie da ręki uciąć, że to był karaluch.
Więc, jak postawiłam te 6 bomb to zapach poszedł pooooo całym domu. To nie są domy murowane, musiałam pootwierać okna i drzwi w całym domu. Nie potrzeba mi bólu głowy, brzucha lub innych objawów zatrucia.
Mam nadzieję, że wytrułam wszystko co się ruszało po za mną i pieskami.
MM zbagatelizował najazd karaluchów. Nie widzi to i problemu nie ma.
….one też chcą żyć… i nie zadzwonił do firmy.
Dałam sobie radę. Bomby wymiotły chyba wszystko.
Zrobiłam obchód całego domu, trupów brak, to dobry znak.