To było …..

 

Po nocnym napadzie na sklepy i zakłady, opublikowano alarm …pozostania w domu…

Najazdy na sklepy i inne zakłady były zorganizowane grupowo. Podjeżdżało kilka samachodów, huligani wybijali szyby, wbiegali do sklepu i niszczyli co było pod ich ręką. Grabili, a więc pakowali do wózków sklepowych, co się dało. Pakowali do samochodów i odjeżdżali. Po pierwszych grabieżcach, nadjeżdżali następni. Nie było policji. Nie przyjechała i nie zabezpieczała pracujących w sklepie. Zniszczone w office komputery, na hali sklepowej kasy, poniszczony towar.

W tamtym momencie był tam mój syn, jego komputer roztrzaskany. Zdąrzył uciec po pierwszym najeździe. Nic mu się nie stało, ale kontakt wzrokowy z rozwcieczonymi grabieżcami, przeżywa psychicznie.

To nie był żaden protest w związku z zabiciem/zamordowaniem George’a Floyda, to było niszczenie i rabowanie mienia przez młodych mężczyzn w wieku 16-20lat.

Floyd był dobrze zbudowanym mężczyzną, więc nasuwa się pytanie. Czy tak bardzo panowie w mundurach się go bali, że musieli zabić za nieudowodnioną kradzież?

Następna bezsensowna śmierć pociągnie za sobą inne.

Nie poddam się

Piękna wiosenno-letnia pogoda, więc nie możliwością siedzieć w czterech ścianach. Nasiedziałam się i jestem zmęczona nic nie robieniem. Ileż można, czytać, bułeczki chlebek piec, sprzątać-mało sprzątałam, łazić od okna do okna. Już od minionego tygodnia rozpoczęłam prace “polowe”. Każdy zakątek yardu został spryskany środkiem przeciwko owadom przez specjalistyczną firmę, więc miałam kilka dni spokoju. Nic mnie nie gryzło, lizało, próbowało i pajęczyną oplatało. Byłam bezpieczna ponad tydzień. Mogłam nacieszyć się słoneczkiem, zamiataniem, dmuchaniem, przesadzaniem, podcianiem. Do domu wracałam brudna i zmęczona. Czasami to ledwo nogi ciągnęłam za sobą, a czasami siadałam na decku z butelką piwa. Nie jedną butelką. Bo redneck pije piwsko i nie tylko. A ja jako początkujący redneck lubię jak mi zimne piwsko spływa po brodzie. No jestem prosta i nie prosta babo-chłop-kobietka. Bez obawy na salonach też umiem się zachować.

No i tak moje yardowe życie płynęło, bez większych niespodzianek. MM w jednym kącie yardu ja w drugim, czasami machając do siebie z oddali. Znów wciągnęły mnie prace yardowe i trudno mi się oderwać, nawet na przegryzienie kanapki. To nie szkodzi, że nie jem. Siedzenie i nic nie robienie poszło mi w fałdeczki. Schudnę. Tycie jest przyjemniutkie, lody, cukiereczki, bułeczki, ciasteczka i inne smakołyki. Niepostrzeżenie przybywa kg. Chudnięcie wymaga pracy i diety, nie należy do przyjemnych. Nie mówię o diecie odchudzającej lecz o odstawieniu słodkości i przynajmniej częściowo zamienić się w królika. Więcej marcheweczki, sałateczki i jabłuszka. Myślę, że nie będzie trudno schrupać marcheweczkę bo ostatnie lody zjedzone wczoraj, a rodzynki w czekoladzie dzisiaj na obiad.

Dziś ponad 7 godzin poświęciłam na ciśnieniowe mycie ścieżek, patia, podjazdów. Nie, nie ukończyłam, jeszcze zostało mi od frontu. Nie wiem, no nie wiem, dlaczego te obleśne owady, muszki, muchy itd mnie uwielbiają. Wczoraj siedząc w domu na kanapie, zauważyłam chodzącą po oparciu kanapy mrówkę. Myślałam, że ją ukatrupiłam, ale nie, to była jakaś wiecznie żyjąca. Ugryzła mnie!!!!!Malo tego musiałam rozebrać się do golasa i to w pośpiechu, łaziła po mnie!!!Mąż to miał ubaw!!!😁😁😁Dlaczego wszystko co lata i pełza, lezie w moim kierunku?

Popryskałam chemią ręce i ubranie. Nie chciałam sprejować całego ciała jak nie raz i nie dwa to robię. Poczułam ugryzienie i mrowienie, jak to zwykle się odczuwa przy ugryzieniu mrówki. Swędziało, piekło, bolało na brzuchu z lewej strony. Nie wiedziałam co mnie ugryzło, bo to coś wlazło mi pid bluzkę. Dobrze, że nie w majtki. 😁😁Posmerałam lekko to miejsce bolące i dalej pracowałam. Po prysznicu, po prysznicu, aż wzięłam większe lusterko (nie, nie zdjęłam ze ściany) przybliżyłam do brzucho i …..ujrzałam dużą czerwoną plamę. Mazakiem zaznaczyłam brzegi plamy, piekącej plamy. Po 2h plama się powiększyła i zaznaczyłam czerwonym mazakiem.

Teraz czekam i zaznaczę zielonym mazakiem. Niebieski mazak też przyszykowałam, aby nie byl potrzebny.

Jak spać? Kiedy coś mi tam boli, boli jakby ktoś igłę wbijał.

Jak spać jak mogę jutro nie wstać?

Będę czekać.

MM stwierdził, że nie powinnam wychodzić na zewnątrz, najlepiej jak zajmę się szydełkowaniem lub dokończę serwetę iglicą. Ale takie dłubanie mnie nie bawi.

Plama wyszła z jednej strony za czerwony mazak. Oj nie dobrze.

Zobaczymy co będzie jutro.

Jutro muszę dokończyć ciśnieniowe mycie.

Nie mogło być inaczej

Tak się zastanawiam.

A może zacząć celebrować każdy drugi dzień miesiąca? W końcu urodziłam się 2 (drugiego).

Nie tak, że jakaś uroczystość z beczką piwa. Tak, aby zapamiętać. Każdy dzień mija, oczywiście pamiętamy. Ale tylko wydarzenie i aby to wydarzenie umiejscowić w konkretnej dacie, musimy sie zastanowić: kiedy? Nie łatwo przypomnieć. Łatwiej jest przypomnieć, miesiąc. Więc, chcę pamiętać każdy drugi dzień miesiąca.

Od czego zacząć? Można powiedzieć, poranek jak każdy inny. Nikt do łóżka nie podał kawy. Mały ból i strata. Jak każdego poranka w powiewnym lub jak chłodniej, cieplutkim szlafroczku schodzę na dół do jadalni kuchennej. Tam od kilku godzin przed laptopem siedzi MM. Czyta najświeższe wiadomości z kraju i ze świata popijając małą czarną. Zaczyna się ruch w jadalni. Pieski piszczą, miauczą lub poszczekują, prosząc panią o coś dobrego na śniadanko. Pieski dobrze wiedzą, jak będą szczekać to … coś słodkiego… dostaną dopiero po moim śniadanku. Oj, ta ich pani jest bardzo wymagająca. Cicho siedzieć i nie marudzić, nawet jak kochają to nie mogą tego wyszczekać, wymiauczeć. Dziś było możliwie, dostały smakowitości i dodatkowo do pogryzienia coś, na prawie cały dzień. Niech pieski ostrzą zęby,  aby nie na mnie. 

Zrobiłam kawcie a MM usmażył bekonik. Właśnie taki lubię, smażony przez niego. Po śniadanku padło pytanie czy chciałaby zbaczyć przelot Blue Angels and Thunderbirds. Dlaczego nie?

Zajechaliśmy na górny parking dużej galerii handlowej. Mimo, że sklepy zamknięte parking był otwarty strzeżony dziś przez policję. Nie było bardzo dużo ludzi, całkiem dobrze, bo zachowana była odległość między ludźmi.      Czekałam z MM niecierpliwie na samoloty. Wiedziałam, że przelecą i polecą. No i umknęła mi sekunda jak się zbliżali. To zbliżenie to była właśnie sekunda, zanim się zorientowałam to nad głowami już byli i tylko ich “ogony”. MM zdołał kilka zdjęć pstryknąć i zamieszczam zdjęcie wykonane prze MM.

Ludziska byli zamaskowani i nie, ale nie zauważyłam, żeby ktokolwiek miał rękawiczki ochronne.  Temperatura bardzo wysoka dochodziło w słońcu do 30ºC. Ja wyjątkowo się zabezpieczyłam ale… właśnie ale….gdy nakładałam maseczkę jakiś jegomość z pół metra odemnie, przechodził i kaszlnął. Oczywiście, a jakże może być inaczej, nie ma tak,  że jegomościowi coś przeszkodziło w gardle: kurz z powietrzem się dostał, alergik.itd. Pomyślałam, że będę musiała czekać na objawy 5-7 dni. No cóż, trzeba było maseczkę szybciej nakładać, ale i podobno te maseczki o kant stołu można obić. Nie ważne czy będę czekać na objawy czy nie, pokaz był błyskawiczny. Przyjemnie było wyjść z domu, ujrzeć prawie normalny świat i prawie normalnych ludzi.



Zajechaliśmy jeszcze do sklepu spożywczego po arbuza, no i prosto do domu. Zadzwoniła córcia i pokazała mi swoją fryzurę, właściwie jej brak. Obcieła się prawie do zera! jeśli coś na jej głowie zostało to milimetr lub dwa długości włosów. Włosy miała dłuuuugie. Od jakiegoś czasu myślała o obcięciu. Zamiast obciąć, ogoliła. I tak może być. Najważniejsze aby jej odpowiadało, reszta się nie liczy. Córcia jest zadowolona. 

Późnym popołudniem zasiedliśmy do komputerów. Co jakiś czas słyszałam: jak to zrobić, a z tym co zrobić, a jak zeskanować slajdy? nic u mnie nie pracuje. Nie wszystko co nowe jest dobre. Uspokoiłam MM, ze swoich myszkowanych urządzeń wyciągnęłam swój skaner do slajdów. Jeśli udało mi się zainstalować do Maca to tym bardziej uda mu się z Windowsem, jeśli wcześniej nie zrezygnuje i pójdzie łatwiejszą drogą. 

 

Dobiega koniec dnia. Dzień był miły jak i wieczorek zapowiada się przyjemnie.

 

Nie zrozumiesz jeśli nie przeżyjesz

Nie sądziłam, że będzie mi tak trudno, będę zmęczona i będę chciała aby mnie ktoś chociaż na jeden dzień zastąpił. Nie jest łatwo opiekować się zdalnie starszą osobą, robię to od listopada. Każdego dnia conajmniej 1 raz dziennie dzwonię i jestem na łączach najkrócej 1 h. Bywa , że jestem przez ponad 4 godziny w kontakcie z mamusią. Międzyczasie potrafi usnąć, przyjąć tabletki, ugotować zupę, wypłakać się, odarować mnie niezliczonymi historiami swego życia które słyszę po raz kolejny, ponarzekać, poudawać, pookłamywać. Wszystko przytrafi się nam w ciągu tych 4,3,2,1, godziny.
Jak to się stało, że spadło to na mnie? Nie wiem, widocznie tak musiało i musi być. Podobno Bozia nam tyle przeznacza ile możemy udźwignąć. Młodsza nie powiem, pomagała, ale pomagała kiedy mamusia sama chodziła do sklepu, w ogródku warzywa siała i owoce zbierała, przetwory robiła, gotowała i piekła i siostrę ze szwagrem, obdarowywała. Pieniądze pożyczała, na wieczne oddawanie. Siostry pomoc skupiała się na …. gadaniu …ja pomagam….Teraz moja mamusia nie ma nikogo przy sobie. Starsza uciekła do NY obrażona o majątek, młodsza obdarowana majątkiem obrażona, że stara matka nie chce umierać.
Przed odjazdem znalazłam pomoc dla mmamusi, lecz ta pomoc zamiast pomagać, wpadała jak po ogień a właściwie po zainkasowanie kasy i już jej nie było. Jeszcze pod koniec grudnia mamusia się dobrze czuła i odwiedzała sąsiadkę oraz robiła zakupy w osiedlowym sklepiku.
Styczeń był gorszym miesiącem, szwagier robił awantury, nawet jak byłam obecna na skype. Że mamusia stara, plotkuje, nie pamięta, niech pieniądze odda…. ja nie jestem jeszcze w wieku swojej matki ale też już nie pamiętam czego właściwie te awantury dotyczyły. Na początku marca wbiegła młodsza z awanturą, że chce mamusi,  już nie chodzącej a posuwającej nogi i trzymającej się laski, zrobić kontrolę w szafkach, szafach, łóżku i pod. Mamusia wstała i zagrodziła drogę, bo niby z jakiego powodu kontrolę? Mamusia została popchnięta. Tylko w jakim celu miała być ta kontrola? Poprzez ten krzyk na skype zrozumieć nie mogłam, niby coś mamusia chowa. No i chowa, emeryturę. Jeśli znajdą zabiorą a zakupów nie zrobią. Przed odjazdem kupiłam mamisi 10 kg cukru, soli, mąki, kisuele, budynie, różne soki z apteki, makaron, ryż, papier toaletowy, ręczniki kuchenne itp. Wykupiłam tabletki na receptę z wyprzedzeniem, lekarzom wyjaśniłam jaka sytuacja. Z tych zakupów mało co zostało. Młodsza zabrała do siebie.

Na drugi dzień zadzwoniła do mamusi najulubieńsza wnuczka (brak słów), jeśli będzie babcia miała jakieś problemy, niech do niej dzwoni. Super

Tylko, że telefonu nie odbierała.

Mieli moi rodzice 3 córki………,

Pieczenie chlebka

Chlebek jaki jest wszyscy widzą. Ostatnio piekę wg jednego przepisu. Szukałam. Wszystkie chleby jakie do tej pory piekłam, były smaczne. Ten przepis najlepszy i expresowo się robi. Nie będę was zamęczać przepisami, ci co pieką mają swoje wypróbowane przepisy. Dziś również dokarmiłam zakwasy – pszenny i żytni. Następny chlebuś zrobię żytni. Rośnie też ciadto na drożdżowe bułeczki. Przy organizacji lodówki, stwierdziłam, że jest za dużo słoiczków z końcówką dżemów. Zużyję dżemy jako nadzienie do bułeczek.

Dzisiejszy dzień jest moim dniem bez określenia, bez nazwy. Nazwałam ten dzień : DZIEŃ😁