Nauczyć się być radosnym, kiedy serce płacze… Nauczyć się płakać, kiedy serce się cieszy… Nauczyć się dawać, nie dając… Nauczyć się brać, nie biorąc… Nauczyć się żyć, nie czując życia.. Nauczyć się ….miłości nie kochając… Nauka jest sztuką!!!!
Kilka lat temu przyjmowałam dzieci cukierkami, muzyką i intuzjastycznymi krzykami. Przebierałam się na tę okazję za czarownicę. Było bardzo wesoło.
Dzieci były z mojej dzielnicy.
Pewnego roku, wiele rodzin sprzedało domy. Zmniejszyła się też ilość dzieci. Autobus szkolny nie wjeżdżał już w głąb dzielnicy. Niestrudzenie czekałam na tych dzieciaczków które zostały. Obdzielałam hojnie cukierkami. Za ostanimi przebierańcami zamknęłam drzwi. Nastała ciemna noc 10pm. Aż tu nagle ktoś do drzwi puka. Nie byłam w domu sama. Kiedy MM wyjeżdżał nie obchodziłam halloween bo nigdy nie wiesz kto może się zjawić i co może się wydażyć. Tym razem otworzyłam drzwi a w nich przebierańcy w wieku 16-18 lat. Byłam zdziwiona i przerażona. Oczekiwałam spóźnionych dzieci a zjawiły się nad wyraz wyrośnięte dzieciaki. Wyszłam na schody szybko przymykając drzwi frontowe, aby nie pokazywać zawartości mieszkania. To nie były dzieci z mojej dzielnicy, raczej z apartamentów. Nazywam je getto.
To był mój ostatni halloween.
Tego wieczorku, chodziły dzieci bardzo gromadnie ale również nie „nasze”. W naszej dzielnicy jest kilkoro dzieci w podstawówce, większość to bobaski. Tym razem, te dzieci były z dorosłymi osobami i one były z sąsiedniej dzielnicy domów jednorodzinnych.
Nie byłam przygotowana i przygotowywać się nie zamierzałam na tę okoliczność. Aby dzieciarni nie kusić, wyłączyłam oświetlenie na zewnątrz. Nie mam wnuków, swoje odświętowałam, przekazałam pałeczkę innym rodzicom i dziadkom.
Wczoraj dokończyłam sprzątanko. Jestem gotowa na Thanksgiving. Jak zwykle MM przygotuje indyka i inne specjały, ja upiekę ciasto marchewkowe i ciasteczka imbirowe. Nie trawię cynamonu i jego zapachu. W sklepach w tej chwili przy wejściach ustawione są miotły z zapachem cynamonu. Te sklepy omijam ogromnym kręgiem. Nic co zawiera cynamon nie jest jadalne dla mnie. Oczywiście przprawę cynamonu posiadam w kuchni lecz jej nikt nie używa.
Stół już jest nakryty, później przetrę talerze i sztućce alkoholem. Muszę jakoś sobie życie ułatwić.
Popołudnie spędziliśmy w Madeleine popijając cappucinno i słuchając francuskiej muzyki. Dawno dawno temu uczyłam się języka francuskiego. Opanowałam go na poziomie komunikatywnym, lepiej szło mi pisanie i czytanie. Nie używany został zapomniany. Pojedyńcze słowa pamiętam. Zdanie na poziomie mniej niż podstawym ułożę ale z wymową i zrozumieniem jest zerowo. Pewnie, że szkoda. To jest język który uwielbiałam.
Obgadaliśmy problemy jakie mnie nurtują, włącznie z dżemem na kuchennej podłodze. Poruszenie moich domowo-kuchennych problemów pomógł mi zaistniały dość przykry dla MM incydent. A więc, wykorzystałam sytuację.
Kawusia
Mam nadzieję, że z zauważalnym skutkiem w niedalekiej przyszłości.
Zajechaliśmy po drodze do kilku sklepów. Poszukuję lampki z dodatkiem srebrnego względnie świątecznego bożenarodzeniowego koloru. Podjadę w najbliższych dniach do komisu. Na pewno coś znajdę. W tym tygodniu rozpocznę ozdabianie na zewnątrz z tym, że światełka włączę dopiero po indyku.
I najważniejsze, oddaliśmy koc elektryczny z powrotem do sklepu. Ostatniej nocy na 1 levelu omal się nie usmażyłam. Gorąc mnie straszelna obudziła. Dziś otrzymałam z amazona koc elektryczny z innej firmy, wykupiłam też 4 letnią gwarancję. Kocyk mięciutki, puszysty i grzeje tak jak powinien. Jestem zadowolona z zakupu.
Popijając kawę i patrząc przez okno na mokry poranek, spływające krople deszczu po szybie po wciąż zielonych liściach drzew, zastanawiałam się nad …..sensem życia.
Ok już się nie zastanawiam. Bo po jaką cholerę. Żyję bo żyję, mam się dobrze, a jak mam się czuć po 4 kielichu czerwonego wina. Tym bardziej jak nade mną „gwiazdy” świecą i dostarczane jest żarełko.
„Gwiazdki” dostarczone przez amazon zostały dziejszego wieczoru. Tym razem nie będę drzewka wynosić na zewnątrz. Kilka lat temu miałam podobne, z białymi gałązkami. Również pięknie świeciło ale przestało, gwarancji nie zachowałam. Trafiło na śmietnik. Nauczona doświadczeniem, mimo, że jest do korzystania na zewnątrz, drzewko zostawię w domku bez narażania go na ulewne deszcze. Gwarancja na rok, tym razem zachowam.
Żarełko super. Wczoraj kupiłam w Farmers Market ruskie salami z sadełkiem. MM nie bardzo polubił. Dziwne, przecież stał się wszystko jedzący. A ja lubię i kupiłam ogromniastą pałkę tylko sobie. Mam dość amerykańskich szynek, czasami potrzebuję Europy i niech będzie i czegoś wschodniego. W Rosji żarcie mieli wyśmienite ale na Węgrzech salami było superowskie, kurczaki z rożna najlepsze w Bułgarii a proszek do pralki automatycznej tylko z Niemiec. Kupiłam też pielmieni, malucieńkie pierogi. No wprost uwielbim pielmieni ukraińskie. No i na zaspokojenie głodu pierogi z kapustą. To jest niebo w gębie. Nie lubię takich stwierdzeń, tym razem innego nie znalazłam w swojej głowie po 4 kieliszku czerwonego wina z zawartiścią 14% alko.
Spytałam dziś MM od jakiego okresu jego matka zaczęła pić. Nałogowo od jego średniej szkoły. No to mi alkoholizm już nie grozi. MM nie zaznał szczęścia w swoim życiu ( pomijając moją skromną osobę😊). Matka jego nie chciała, ojciec też nie był zainteresowany. Dziadkowie nie z prostej linii genetycznej, też nie bardzo. Piewsza małżonka chciała tylko jego portfel. Oddał wszystko do ostatniej skarpetki, taki był chojny.
Po wielu latach….
I tu naraz w inernecie na megafriend.com spotkał taką jedną polkę, która jasno określiła co chce i czego oczekuje. Nie męża i nie kochanka tylko nauczyciela, który pomoże jej w nauce j. angielskiego.
Ok, odbiegam od tematu…Sensu życia… A bo wiecie, ten rok minął mi bardzo szybko. Nie pamiętam z tego roku wiele. Stres gonił stres. Mieć męża każdego dnia, to dla mnie przeżycie. Dlaczego? MM był w rozjazdach, pracował zawsze TAM GDZIEŚ. A ja w domu sama. Robiłam co chciałam, oczywiście że wciąż pracowałam zawodowo ale wracałam do czystego domu. Wracałam do domu i nikt mnie o nic nie pytał, nikt mi w momencie kiedy chciałam sobie coś upitrasić nie stał na drodze i nie zajmował akurat tego palnika gazowego na płytce z ktorego ja chciałam skorzystać. Wkurzam się kiedy wracam z pracy do domu, muszę zaczynać od mycia kuchni. Najpierw blaty kuchenne, płytka gazowa i zlew. Dostaję zielonej gorączki przy zlewie. Czy to nie można spłukać zlewu, wycisnąć gąbki. Nie! Trzeba czekać aż w kątach zlewu pojawi się coś zielonego. I wtedy pytanie leci w moją stronę. A co to jest?
Po cholerę tłumaczyłam od czego i co to. Już nie doprowadzam do takiej sytuacji bo cały dom zgnije. No ja głupia chciałam pokazac, nauczyć, wytłumaczyć. Sama zapuściłam zlew i sama wyszorowałam. Przecież gdzie woda tam i wilgoć, gdzie wilgoć tam i grzyby rosną. Kurcze komu chciałam wytłumaczyć? No i gdzie jest sens? Jak można wytłumaczyć, że dżemu nie nakładamy na łyżeczkę ponad brzegi bo zleci, obślizgnie się i na podłodze będzie ślisko. No cóż, biorę szmatę i myję bo sama sobie zęby wybiję, przy pierwszym poślizgu.
Ludzie wypiłam 5 lampkę wina a sensu życia jak nie było tak nie ma. Alkoholikiem nie zostanę bo w poniedziałek trzeba śmigać do pracy.
Co jutrzejszy dzień przyniesie? Powinnam spytać…. co amazon mi dostarczy. Moj koc ekektryczny wysiadł, pojechaliśmy wczoraj do sklepu i wróciliśmy z nowym. W nocy, a w nocy na włączonym 1 lewelu grzania, parowałam, gotowałam się. Dobrze, że skóra mi nie zeszła. Amazon przyszedl z pomocą, zamówiłam i przy okazji nie tylko kocyk elektryczny, przecież idą święta.
O cholera!!!! Siedzę i bzdety piszę a pościel nie nawleczona a jest 10:00pm
Chociaż drzewa są wciąż zielone, idzie jesień, a z nią długie noce i krótkie dni.
Dziś deszczowo
Po pracy, nie mam ochoty na porządkowanie i układanie w szafkach, właściwie robię to na bieżąco. Wczoraj wyszłam na pole podmuchać opadłe liście i żołędzie.
Znalazłam inne zajęcie. Porządki na blogu. Zajmie mi to na pewno kilka miesięcy. Każdy post który przeniosłam na prive chcę przeczytać i dopisać teraźniejsze spostrzeżenia. Chcę też przenieść wpisy z bloga już nieaktywnego i trzymać wszystko w jednym miejscu.
Czeka mnie dużo pracy. Gdybym nie była aktywna zawodowo było by szybciej, myślę że do marca dam sobie radę.
A jak pójdzie, zobaczymy.
Dziś naszły mnie chęci na zrobienie ciasta z truskawkami. Wprawdzie proszek do pieczenia przeterminowany ale do sklepu w ten deszcz nie pojechałam. Zajrzałam do piekarnika, ciasto wypełnia wolne miejsca pomiędzy pokrojonymi truskawkami a niektóre worost pochłania. Dobry znak, ciasto rośnie. Do ciasta zrobię krem z śmietany kremówki i myśkę, że będzue super słodziutki wieczorek.
Ciasto się udało!!! I o to chodziło. A że MM musi dietę MŻ (mniej żreć) stosować to dostał o 4pm jawałek i na tym koniec z żarciem, bo przeniosę go do gościnnej sypialni. Je to tyje, jak tyje to chrapie, a to jest do niewytrzymania. A tak ładnie wyglądał jak UPS pracował. Minęło i chyba nie wróci tym bardziej, że dziś ciastem truskawkowym nakarmiłam.
No przykładam rękę do jego tycia oj przykładam. Ale nie pozwoliłam więcej jeść . Ciasto zjadł po 4pm i nic więcej. Oby jutro nie odbił sobie.
Nastały piękne dni, jeśli mówić o pogodzie. Nareszcie można wyjść o poranku z kawą na deck. Nie trzeba wieczorem skręcać parasola i przykrywać mebli ogrodowych. Wprawdzie o poranku jest 18C ale i o to chodziło, żeby słońce nie piekło, smaliło, parzyło. Żeby też i nie lało i nie robiło sauny na powórzu.
A więc, wyszłam z kawcią na deck i zachwycam się spokojem. Spokój? Żołdzie spadają z drzew z hukiem. Parasol chroni przed urazami głowy. Już nie raz myślałam, żeby sobie hełm sprezentować. Jeśli chodzi to moje urazy: prawe kolano boli i na nie, nie mogę uklęknąć nawet na miękkie podłoże, lewe kolano jest w lepszej kondycji. Dłoń się zagoiła. Szyja czasami daje znać o sobie. Policzek zagojony, a przy lewym oku narósł podskórny guzek. Jeszcze rozmasowywać go nie mogę, wciąż trochę boli. Za tydzień lub dwa będzie (tak myślę) dobrze.
Za pół godziny przyjedzie serwis sprejujący yard przeciw komarom. Tych owadów jest bardzo dużo. Mam różne specyfiki, świece, pochodnie itd, ale na taką ilość komarów powinnam brać kąpiel w OFF Deep Woods
To nie jest reklama!!!!!
Komary już się uodporniły na wszystkie rodzaje anty. Świece również mało pomagają. Spryskanie przez firmę pomaga na około 20 dni. Dają gwarancję na 30 ale z mego wieloletniego doświadczenia, 30dni to jest tylko chwyt reklamowy. Z 20 dni spokoju również jestem zadowolona. Po spryskaniu nie wolno wychodzić na zewnątrz zwierzaczkom i ludziom przez 30 minut. Zdaję sobie sprawę, że chemia zabija nie tylko komary i kleszcze, ale jestem zmuszona się bronić, pamiętając o tym, że komary i kleszcze przenoszą różne choroby, czasami tragiczne w skutkach. Jak najbardziej, są i inne sposoby walki z owadami, wypróbowałam chyba już wszystkiego łącznie z czosnkiem ale nie sposób obsadzić całego yardu czosnkiem którego listki dają zapach po ich złamaniu lub roztarciu. Podobno komary wyczuwają czosnek z daleka, tylko nie dotyczy to moich☹️komarów. Niedaleko mamy strumyk, brzegi strumyka są w postaci naturalnej, zalesionej i bagnistej. I tutaj mogę powiedzieć komarom … witam…. Nie tak daleko jest dość rwąca rzeka i jezioro. Z tamtych okolic, moim zdaniem nie przylatują.
Zdjęcia sprzed 10 dni, wyskoczyłam między jednym a drugim deszczem. Ludzie wymęczeni tygodniowymi deszczami wyszli podobnie jak ja pooddychać świeżym powietrzem. Po godzinnym odpoczynku trzeba było uciekać, zaczęło padać.
Pan od spryskiwania przyjechał. Mam czas na przygotowanie się do prac polowych.
_____________
Po spryskaniu, komary śpiące, zdychające, w takim stanie, że mogę w dłoń złapać. Niewiele jest takich śniących komarów. Bez dodatkowego spryskiwania całej mojej osoby mogę siedzieć na decku i popijać frappuccino.