Nic dobrego…”koszenie drzew”

Moje sprawy nie są jak na razie do rozwiązania. Nie tylko cofają się ale pogarszają.

Mogę powiedzieć życie to jest straszny pierdolnik.. przynajmniej u mnie.

Z tych dobrych spraw.

Jednak wycieliśmy kilka drzew na działce. Magnolia bardzo rozłożysta i pnąca się do niebaaa, poszła na pierwszy ogień. Następne drzewo o małych drobniutkich liściach, rosło pochyło i wykręcony jakby był chory pień drzewa. Dwa wysokie dębowe oraz dwie wysokie sosny od ulicy. Kilka drzew straciło swoje rozłożyste gałęzie. Ostatnie było bardzo wysokie liściaste, którego gałęzie kładły się na dach. Panowie pracowali cały dzień.
Po wycięciu dwóch dużych drzew rosnących od frontu blisko domu, wewnątrz zrobiło się jaśniej. Na back yardzie jedno drzewo zostało bardzo mocno przycięte i również na decku zawitało słońce. Odsłoniła się droga osiedlowa i dom od strony ulicy też się odsłonił.
Wykosztowaliśmy się, ale teraz można powiedzieć warto było.

Błyskawiczna wizyta

Ta wizyta to tylko taka, aby odwalić i po kłopocie. Niech i tak będzie, jeśli MM zadowolony będzie to i spokój w domu. Młodsza córka MM przyleciała już w piątek (z Los Angeles). Pojechała w kierunku południowym. Jej collage jak co roku gra mecz z kimś tam, a że ona zapalona kibicka, musi być na meczu, niech się wali i pali. Tylko … z jej rocznika już nikt nie gra, pewnego roku stwierdziła, że nie zna już nikogo, nowi i młodzi. Mieliśmy z MM cichutką nadzieję, że spasuje, ale nie. Wcześniej ciągała MM ze sobą, teraz znajduje kogoś szalonego jak ona. 

Bo żeby wypić piwo po przegranym meczu, nie trzeba pokonywać 3600km. Atmosfera? Sama stwierdziła, że to co innego jest teraz, niż za jej czasów. Wymęczona podjechała pod dom, ale ….zaparkowała na ulicy, stwierdziła, że prześpi się w samochodzie, ma kaszel, katar i ból głowy. MM nie dyskutował z nią bo i nie było sensu. Dorosła, wie co robi. Ja też się nie wtrącałam. Pomagam na ile mogę, ale nie wtrącam się.

Dawno temu dostałam nauczkę, wrzasnął na całe swoje gardło… to nie twoja rodzina!!!!!… No to na wstępie małżeństwa zostaliśmy podzieleni. Nauczyłam się z tym żyć. Co roku przy świętach, przypomina, że mogło być inaczej, mogło ale już nie będzie. 

Po godzinie podjechała i zaparkowała przy frontowych drzwiach. Nie schodziłam na parter bo… prawdę mówiąć nie czułam się najlepiej. Chyba z nerwów dostałam …  biegunki. MM z młodszą pojechali do meksykańskiej, zostałam w domu ze swoim sedesowym problemem. 

Po ich powrocie przewitałam się z młodszą MM jak należy. Zaproponowałam bułeczki które upiekłam, między jedną posiadówką a następną. Może tak strasznie nie było, ale rewolucja żołądkowa była. Młodsza jest bardzo wybredna odnośnie jedzenia i pożywienia. Spożywa ser żółty, chipsy, kurczaka tylko z restauracji, puree ziemniaczane (mashed patato)dodaję oprócz znanych składników – mleko i ser żółty. Odmówiła bułeczki, nie nalegałam.

Przeszliśmy na taras, pogoda cudowna, więc szkoda było nie skorzystać. Zastanawiające, że nie było tematu MECZ. Może i dobrze bo moje sportowe wyniki równały się zeru. Podstawówka się nie liczy i jakieś tam spotkania międzyszkolne.

Jak MM dziewczyny były młodsze, były zawsze tematy do rozmowy. MM był bardziej zaangażowany, teraz kiedy jedna jest po 40-tce druga tuż przed, widać dystans między ojcem i córkami. Chociaż muszę powiedzieć, że do tej chwili, nakłaniam MM do odwiedzania córek, dzwonienia, pomagania w przeprowadzce, naprawie jeśli coś się zepsuje, a wiem, że MM na pewno poradzi z problemem. Jeśli starsza jest chora, gotuję rosół z kurczaka, jakieś ciasto i każę jechać w odwiedziny. Starsza jest wszystko jedząca, a polskie jedzenie uwielbia, więc łatwo jest takiej osobie dogodzić, bo wszystko smaczne.

Młodsza po niespełna godzinie odjechała na  lotnisko, nie żegnając się ze mną, nawet nie krzyknęła przy schodach zwykłe .. Kryszia I’m leaving… No cóż,  nie moja córka i nie mój problem, jeśli wogóle coś takiego istnieje w tamtej rodzinie. 

Bułeczki smaczniutkie.

Taki wieczór mógłby trwać wiecznie

Okna otwarte, jakieś owady jeszcze skrzeczą, w oddali słychać wycie syren policyjnego pojazdu i ja z lampką wina w dłoni oddycham świeżym, rześkim powietrzem. Temp. 23C a godz. 9pm. Dziś obowiązkowo będę spać przy otwartym oknie ale od góry.

Zima ( biały pudelek) co jakiś czas podchodzi do okna

i ciężko oddycha, wącha powietrze. Ale ja wiem to nie powietrze wywąchała ale kojota, który pojawia się każdego wieczoru, w nocy lub nad ranem, samotnie lub w towarzystwie innych kojotów. Może Zima wywąchała sarenkę lub innego zwierzaka, którego kamery zawsze uchwycą.

W tym roku mamy dosłowny „wysyp” kojotów. Kotek sąsiadów omal nie został pożarty przez kojota. A była godzina 7 am i już było widno. Kociaczek został pszarpany na główce, brzuszku, grzbiecie. Ma połamane kosteczki. Przeszedł operację, teraz dochodzi do siebie. Kotek nie wygląda ciekawie ale wszystko (podobno) z nim będzie dobrze. Porusza się jak pijany.

W dzień latają jastrzębie a nocą chodzą kojoty. Strach się bać.

Wracając do czystego powietrza. Mój stan zajmuje 4 miejsce w USA pod względem zalesienia. W tym roku weszła w życie ustawa o wycinaniu drzew na własnej psiadłości. Drzewa powyżej 48,26 cm w obwodzie są nietykalne. No to mój las zostanie na wieki, wieków, Amen. Chociaż… wycięcie jednego dtzewa poniżej podanego obwodu, jest kosztowne, sięga obecnie do 3k za sztukę. Drzewa można przyciąć a ten proceder jest bardziej kosztowny niż samo wycięcie drzewa. Ech…wiosną będą tulipany. A latem małpia trawa. Na betonie kwiaty nie rosną, jak to śpiewał Stan Borys ale i w cieniu zdziczeją. Małpiszon rośnie w cieniu, na słońcu, na wodzie, bez wody…nie lubię tego zielska, nie kontrolowane pokryje wszystko podobnie jak Ivy, z tą różnicą, że nie jest to pnączem. No cóż, człowiek ma taką naturę (podobno) do wszystkiego może się przyzwyczaić. To i ja przestanę walczyć z „wiatrakami”. Nie jestem Don Kichot, jeszcze nakładam szpilki i sukienki. Chociaż w naszym świecie trudno określić kto jest kim.

Sypialnia pachnie świeżutkim powietrzem. Spanko będzie zdrowe. Z racji tego, że jutro niedzielka, spać będę długooooo.

Będzie legalna czy nie!?😁

„Mistrz drugiego planu w trakcie ważnych obchodów na Westerplatte. Wystarczyło, że wyjął parasolkę

Gdy na Westerplatte zaczęło padać, politycy sięgnęli po parasole. Tuż za nimi pojawiła się niezwykła parasolka.

Nawet tak poważna uroczystość, jak obchody wybuchu II wojny światowej, może mieć niezaplanowany i zaskakujący przebieg. Tym razem zadbał o to pewien starszy pan, który, podobnie jak reszta obecnych VIP-ów, chciał ochronić się przed padającym na Westerplatte deszczem. I wyciągnął charakterystyczną parasolkę. W sieci rozpoczęły się poszukiwania odważnego mężczyzny.” https://www.fakt.pl/polityka/obchody-wybuchu-ii-wojny-swiatowej-za-politykami-tle-parasolka-z-marihuana/mzdjhtj.amp


Zgadzam się: bardzo trudno, w takim „tłumie” znaleźć odważnego inaczej.

Jakie miał dla nas przesłanie właściciel parasolki, z artykułu się nie dowiedziałam. Chyba że update zrobią.