Zabiegi piękności…

Wiosna idzie, więc należy zadbać o urodę, co nie znaczy, że nie należy dbać o nią przez cały rok.

Moje problemy zdrowotnie nigdzie nie zniknęły, aby w miarę dobrze się czuć, poświęcam około 2 godzin dziennie na specjalistczną gimnastkę wraz z masażami. Do tego dołączyłam w tej chwili 1h gimnastyki na siłowni, którą uwielbiam i daje mi wiele radości. Miałam też kosmetyczkę co 3 dni. Od następnego tygodnia przechodzimy na 1 raz w tygodniu. Zaczynając masaże twarzy i szyji nie wiedziałam jak zareaguję, wszelkie masaże nie są przeze mnie tolerowane, każdy obcy dotyk jest dla mnie bolesny psychicznie i duchowo. Powyżej wspomniałam o specjalistycznej gimnastyce i masażu, masaż wykonywany jest przez odpowiednie maszyny i urządzenia.

Zapisując się do kosmetyczki zrobiłam bardzo dokładne rozeznanie miejsca. Gdy po raz pierwszy pojechałam na masaż temperaturą, ogromną niespodzianką była właścicielka zakładu. Przed przystąpieniem do zabiegów rozmawiałyśmy w j.angielskim, po wyjaśnieniu sobie kraju pochodzenia, przeszłyśmy na nasz język ojczysty. Moje imię Krystyna jest w Ameryce również nadawane dla nowo urodzonych dziewczynek. Przyjęłam przy śubie nazwisko męża, więc nie jest to takie oczywiste skąd pochodzę.

Poinstruowałam V o moich obawach, że mogę wstać i wyjść i już nigdy w to miejsce nie wrócę. Nie będę żądała zwrotu pieniędzy za już zapłacone zabiegi lecz nie wykorzystane. Uprzedziłam, że nie wiem, dosłownie nie wiem jak mogę zareagować na dotyk. Chciała spróbować.

Trudno, bardzo trudno się pracuje z taką klientką jak ja. Kilka razy głośniej powiedziałam …proszę tu nie dotykać …. Stara się, na prawdę się stara ale najważniejsze jestem ciutkę po tym zabiegu twarzy zrelaksowana. Czerwone światła mieszają tak w umyśle, że 10 minut mija jak 1-2 minuty. Chcę napomknąć, że „moja” fryzjerka wie jak mi myć głowę, a to wogóle nie łatwa czynność. Potrafię głowę zabrać z lejącą się wodą z włosów aby zaczerpnąć powietrza bo tam w mojej głowie ktoś grzebie. Nie ważne jest, że będę przemoczona, zawsze do fryzjerki idę w takim zwykłym ubraniu (roboczo-domowym) bo nie wiem, no nie wiem co może się przydażyć. Czasami sama suszę włosy. Ale za to mamy ( ja, ona i właścicielka) ubaw.

Pani V bardzo zgrabnie omija moje punkty na twarzy lub mnie zagaduje i je dosłownie trąca. Postanowiłam, że jeszcze wykupię 1,5 pakieciku a bedzie to do połowy kwietnia, w każdy poniedziałek. Jeśli mam z tego jakąś radość i relax to dlaczego nie przedłużyć. Zaproponowano mi korzystanie z sauny ale świetlnej, no oczywiście, że odpłatnie. Możliwe, że skorzystam.

Tylko, doba ma 24 godziny. Jak powiedziałam wiosna idzie, a z nią prace polowe, które też lubię.

Będę musiała poszukać sroki z kilkoma ogonami.

😁

Poniedziałek z wtorkiem…

Bardzo źle spałam, podobnie MM. Pomimo nie wyspania on pojechał o 4:30am na Crossfit a ja wyjechałam godzinę później na GYM. Po ponad godzinie spotkaliśmy się w domu.

W dalszym ciągu bez większych wysiłków ale już pot pokazał się na czole ale ćwiczyłam bardziej intensywniej.

Teraz szykowanko i do pracy na 9am. Nie lubię jeździć w deszczową pogodę ale jak mus to mus. Po pracy wracałam już ziewająca ale nie zmęczona. Miałam jeszcze silę na ugotowanie zupki na nakarmienie MM.


Wtoreczek, ostatni dzień stycznia 2023

Planowaliśmy ale plan zmieniłam. Nie mam takiej potrzeby aby ganiać na siłownie każdego dnia. Co drugi dzień dla zdrowia, jak najbardziej. A więc, jutro.

Mężczyźni, młodzi mężczyźni pracują ( możliwe że 2 razy na dzień) nad bicepsami, króre nigdy mnie nie zachwycały. Wysportowane ciało jak najbardziej ale nie zniekszałcone „prężnymi” muskułami.

Nie wszystko dla każdego.

Planowanie….

Zerknęłam dziś na mapę pogody i nie wiem, czy dziękować niebiosom za ten tygodniowy deszcz , który właśnie się rozpoczął, czy zasznurować usta żeby nie bluźnić. Oczywiście powinnam do tej wody lejącej się z chmur przyzwyczaić ale co za dużo to i koń nie pociągnie.

Wyszliśmy dziś z MM z domu. On zmęczony pracą przy komp nawet w niedzielkę pracuje. Wyskoczyliśmy do nowej kafejki. Było nawet przyjemnie. Na pewno tam wrócimy.

Na koncert bluesa nie trafiliśmy w piątek a w sobotkę też zrezygnowałam. Po sprzątaniu ozdób choinkowych już nie miałam chęci na żadne kulturalne rozrywki. Może w następny weekend wyskoczymy na jakiś koncert.

Już znalazłam!!! W piąteczek wypad, MM przyklasnął!!! Obejrzałam zespól na youtube. Podoba mi się.

Dziś nie zaliczyłam GYM, po wczorajszych lampkach wina zwlokłam się z łóżka dość późno, za późno na gimnastykę w tłumie ludzkiego zapachu potu.

Jutro rano przed pracą muszę się rozruszać. Zakwasy powstałe po ostatnim naprężaniu mięśni już nie bolą. Znak, że czas odwiedzić siłownie.

Tak więc jutro będę rzeźbić swoje ciało. A tak prawdę mówiąc, poćwiczę bezsiłowo, porozciągam się lecz z bierzni jeszcze nie będę korzystać. MM ma umówionego trenera CrossFit na 5am po przeciwnej stronie ulicy mego GYM. Ja natomiast planuję zacząć swoje zmagania 5:30-6am.

Zobaczymy czy plan mój zostanie wykonany czy tylko zostanie w fazie gadania. 🦾🤸🏋️

LaFitness i inne

Gdy otworzyłam oczy wczorajszego poranka, było już za późno jechać na siłownie. Przez szparki w żaluzjach zagladał już świt. Nastawiłam tel na budzenie na 5:15pm zamiast na 5am. No cóż, i mi się też przytrafia pomylić. Lubię gimnastykę po 5am, o poranku jest nie wiele korzystających. Sala LaFitness jest duża, maszyn do ćwiczeń bardzo dużo ale w godzinach szczytu (przed covid) trzeba było być szczęśliwcem aby dopaść wolną na której chcesz wyrzeźbić swoje ciało.

Podjechałam do kosmetyczki. Godzina masażu i 10 minut naświetlania minęło bardzo szybko.

Dziś nie potrzebowałam budzika o 5am byłam na nogach. Wolniutko szykowałam się do wyjścia.

Tak, tak reaktywowałam wstęp na siłownie. Mimo że przez okres covida nie korzystałam to utrzymywaliśmy opłaty, w ten sposób wspomagając bussines gimnastycznno-siłowy.

O godz. 6am „zameldowałam się”, że już jestem. Rozejrzałam się, stwierdzają że to nie oni są nowi tylko ja. Stwierdziłam też, że przybyło maszyn do ćwiczeń oraz że, większość maszyn jest w złym stanie. Ruszają się ale przydałoby się rdzę wyczyścić i naoliwić. W innych gąbkę wymienić itp. Nie do mnie to należy więc, korzystałam z nowszego sprzętu.

W dniu dzisiejszym postawiłam na rozciąganie się. Nie dopuściłam aby się spocić, temp minusowa na zewnątrz i nie chciałabym chorować. Godzina szybciutko zleciała.

W domku czekały już na mnie cieplutkie bagelsy. MM nie był zainteresowany jechać ze mną do GYM ale też, nie spodziwałam się że, zechce mu się wychodzić z domu i jechać po pieczywo. Zrobił mi tym zakupem niespodziankę.

Po śniadanku wskoczyłam jeszcze do łóżeczka.

Czekała na mnie jeszcze praca i robota związana z wyrzuceniem choinki świątecznej.

Domek na sobotę będzie lśnił czystością. 😁

Po pracy wyskoczyliśmy do lokalnej meksykańskiej. Miał być bluess w downtown ale ta atrakcja będzie jutro. Jeśli nam się zechce. Bluessa mają grać dopiero od 9pm i czy MM to wytrzyma śmiem wątpić.

Bongo la, bongo la…..

Człowiek („ bongo” ) ma dwie drogi, w przepaść i pod górę. Kiedy jest maciutkim człowieczkiem, kochający rodzice zdmuchną każdy pyłek z jego dróżki. Oj oj bo pupcie ubrudzi, oj oj bo kolanko skaleczy, oj oj rączki skaleczy. Zanim maleńki człowieczek postawi pierwszy kroczek, nie zazna nawet jak kloc w pieluszce parzy w dupcie, siusiu wypudrowane, dupka wykremowana. a wszystkie szafki i szuflady zawiązane na supły. Nie wiązałam nie blokowałam, nic z dolnej półki nie chowałam. Nie, było NIE. Moje dzieci nigdy nie były poparzone. Pijesz matko jedna z drugą kawę, czy herbatę, stawiaj daleko aby twoje siusiumajtek nie mogło sięgnąć. Zabierz ze stołu, stolika serwetę, serwetkę, ceratę, aby siusiumajtek nie ściągnął całej zastawy stołowej wraz z jej zawartością oraz gorących napojów.

Maleństwo ma się dobrze, rośnie, rozwija i poznaje siebie i swoje możliwości. Skacze z kanapy, sofy, tapczanu, folela, a ty rodzicu asekurujesz jego, podrzucając poduszki pod główkę, plecki i całą kołdrę ciągniesz, żeby jemu nie daj Boże zabolało. A żeby siusiumajtek walnął się łbem o podłogę, to by przestał skajać i wykorzystywać ten ochronny parasol.

Miłość do własnego dziecka nie ma granic, jest bezwarunkowa. „Rozkładamy parasol” kiedy wsiada na pierwszy rower i wsiada do pierwszego samochodu…. jako kierowaca. Trzymamy „ parasol” kiedy laweta ściąga grata, a nie samochód, do kasacji. Mówimy …. moj po wypadku to był prawdziwy złom, nie martw się. Aby pocieszyć siusiumajtka, skrobią ostatnie zaskórniaki i fundują następne cztery koła. Siusiumajtek mając już 20+ wciąż zachowuje się jak 13-14latek. Mamusia tatuś, wszystko załatwią. Przecież szkołę wybrali, pracę też znają. Siusiumajtek bez pampersa, bryluje sobie przez życie bezproblemowo a wiadomo, że bezproblemowo dla pampersa bez pampersa, ale problemowo dla jego starych. Życie nie jest bezproblemowe.

Pampers bez pampersa, starając się uniknąć nadgryzionego zębem czasu „parasola”, próbuje swojej drogi życia. Stare zerdzewiałe rodzicielstwo już mu nie pasuje. Jego kompani są na czasie, dragi, szlugi i dziary to jest to czego chce doświadczyć. To jest prawdziwy odlot/ekstaza. Pampers bez pampersa ale z garścią prezerwatyw rusza na podbój świata.

No co? Jest już po szkołach i edukacja zakończona, praca satysfakcjonująca, teraz …. czadddddd!!!! Starzy patrzą na siusiumajtka jak dawniej. Nasze ukochane dziecie. Dziecie emeryturkę podkrada.

– będzie dobrze, musimy poczekać, wyszumi się – po cichaczu rozmawiają

A guzik, a to dziecie/pamers wyrzucił już papmersa i zakupił beonga/ bongo i …. puszcza dymka na całą dzielnicę. Nowy awans zawodowy i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przed domem stanąl nowoutki samochód, bieluśki jak śnieg bez opadów węglowych z kominów.

Bongo bryluje między oparami a rzeczywistością, mając zwykłych śmiertelników za śmieci. Starzy emeryci pytają….co dalej? co jeszcze?

Ze strachu ryglują się w sypialni, bo po takim jednym wdechu beonga/bongo świat widziany jest zupełnie inaczej. „Bongo” może być agresywne, kochające aż za brardzo, uległe lub śpiące, w zależności co wdychało, chemie czy „zioło”.

Emeryci jak głuptaski cieszą się, że „bongo” jeszcze samochodu nie skasowało i stołuje się za swoją kasę. Ale …. „bongo” nie płaci za mieszkanie i używanie mediów. Nieśmiało napomknęli

– aj tam, aj tam – tyle im „bongo” odpowiedziało

Teraz emeryci zastanawiają się, czy powinni oddać sprawę do sądu jak to uczynili emeryci w ameryce aby wyeksmitować 43 letniego syna. Tylko tutaj jest inny kraj inne prawo, czy się uda. Przyszłości dalekiej już nie mają, chcieli by tylko spać w swojej sypialni bez ryglowania drzwi.

Co myśli o tym wszystkim „bongo” ?

Ma to wszystko w dupie. Będzie korzystać doputy dopóki się da. Żadnych dróg wybierać nie będzie. To dla idiotów … w przepaść i pod górę.

On pójdzie swoją własną drogą, a jeśli jej nie ma, to sobie utoruje. Można? No kuźwa można!!!!

Ryzykantka 🚘

Gdy siedzę za kierownicą, nakładam białe skórzane rękawice, to tak jakby sam diabeł w mnie wstępował. Naciskam na gaz i tyle mnie widać. Zakręty prawie biorę na dwóch kołach. Tak wjeżdzam na naszą górę, to garaż nie nadąża się otworzyć. Czasmi MM mi wcześniej otwiera a ja z rozpędem wjeżdzam i za chwilę tylko zapach opon i hamulców.

– oj Krysza, Krysza….

– wszystko ok? pytam

– yes, yes …. słyszę odpowiedż.

A dzisiejszy powrót z pracy był taki jakiego od dawna oczekiwałam. Oczekiwałam adrenaliny, rozpędu do 140km/h. Mijam, wyprzedzam, aż tu nagle…fura sportowa bzyknęła i już jej nie widziałam. W tamtym momencie nie zryzykowałam bo 140, to już mamdat do 750$. Zmniejszyłam prędkość do około 130, przedemną trochę samochodów i tak zbliżyłam się do smochodu sportowego. Zmieniłam pas aby zobaczyć kto za kierownicą. Blond 40tka spojrzała na mnie ja na nią i …..depnęłyśmy na pedały. To był slalom pomiędzy samochodami, później wleciałam na pas który za chwilę się kończył. Wykorzystałam ten odcinek, jadąc z prędkością dochodzącą do 140, bardzo szybko myślałam … muszę wyprzedzić samochody po mojej lewej stronie bo przekoziołkuje. Zdążyłam. Wygrałam, wzięłam prawy zwężający się pusty pas. Blond była na pierwszym lewym tuż za mną po przeciwnej stronie, przyblokowana samochodami. Trasa miała 4 pasy. Za ściganie się, kajdanki. Oczy miałam wokół głowy i zdawałam sobie sprawę, co mnie może czekać.

Czy warto było?

TAK !!!

Już takie coś się nie powtórzy.

Już MM wcześniej prosiłam, żeby pojechać na tor wyścigowy. Ale …. boi się o mnie.

Wiem, ryzykowałam. No wiem, ale to coś siedziało we mnie od dawna.

Ludzie skaczą ze spadachronem, bungee, wspinaczki skałkowe urządzają itp. to też jest ryzyko. Roztrzaskać się można o ziemię i zostanie kotlet schabowy. Ze mnie będą bitki.

Jeździć szybko lubię i z tym nawet nic robić nie będę. Ścigać się już nie będę to wiem, chyba na torze w kasku i innych ochraniaczach. Teraz wiem, że na tor muszę trafić.

To było niezapomniane wrażenie.

Czasami warto zaryzykować aby przeżyć coś niepowtarzalnego.

Raz na wozie a raz na płozie….

tak ten rok mi się rozpoczął. Niezbyt ciekawie. Ale cóż, rozpocznę nowy rok w grekokatolickim obrządku. 14 Sycznia będzie Nowy Rok i może się w końcu uda. Jesli nie, to mam czas się załapać na chiński Nowy Rok który obchodzoby w tym roku będzie 22 stycznia.

Nie znam się na chińszczyźnie ale kurczaka po chińsku jadam. Podobno ten rok będzie pełen nadziei i energii. Mam pierwszego i drugiego pod dostatkiem aż mi się przelewa, więc jest nadzieja na lepszy rok i dla mnie. 😊No …. nie zaczął się najlepiej. Tak bywa, że ryba w wodzie pływa, ale też umiera. Plywać nie umiem a między problemami robić uniki lub fikołki mogłabym ale to by bardziej wróżyło na podwojenie problemów.

Więc, oczekuję 14 stycznia i nawet kupię fajerwerki. Wystrzelę sobie w sobotę w południe, żeby sąsiadów nie płoszyć. Do tego czasu muszę jakoś żyć.

Zobaczymy…czy coś zmieni się 15,16 …..czy na 22-go też będę strzelać. A może, nie żadne zobaczymy, tylko strzelać! Może obchodzić wietnamski Nowy rok, żydowski ( trochę się spóźniłam) lub perski. Jak szaleć to szaleć, któryś nowy rok w końcu wykmini, że czekam…


Zamiast, po fajerwerki, pojechałam z MM po spray do gardła. Narosła mi gula w gardle po lewej stronie. Czułam w pracy jak mi rośnie i utrudnia przełykanie no i oczywiście boli. Nie pomogło mi lizanie miodu z imbirem. Wylizałam pół słoiczka, nie pomogły tabletki do ssania. Nie pomógł mi syrop. MM, przed moim wyjazdem do pracy odwiedził dwa punkty apteczne, niestety spreya nie było. Półki puste. I w drugiego sylwestra zamiast pić pojechaliśmy po 9pm na poszukiwanie spraya bo tylko on mi może pomóc. 3 pierwsze punkty puste. Został na keszcze Walmart. No i na półce stały 2 buteleczki. Tyle też kupiliśmy. Oczywiście, że pomógł. Czuje się znacznie lepiej.

A co z wozem i płozem??? Zmieniłam nastawienie i myślenie.

Jak jest tak fest!!! Zdrówko najważniejsze!

Troszkę zachorowałam🤧😷

Gdzie i kiedy przewiało, trudno powiedzieć. Pogoda bardzo zmienna. Z rana może być pięknie do 20C ale wieczorem szybko spada nawet do 5C. Wchodzę do sklepu w bluzeczce z krótkim rękawem a przy wyjściu z niego przydałby się parasol, gumowce i jakiś płaszcz lub ocieplana kurtka.

Pogody nie przewidzisz ale i za mało czasu daje na przystosowanie się do niej. Trudno wozić w samochodzie całą szafę ubrań oraz obuwia.

Pomimo witamin jakie przyjmuję, dopadło mnie przeziębienie. Przecież kaszlać nigdzie nie można, bo wszystkie oczy skuerowane są wtedy na ciebie. Tylko spróbuj kaszlnąć, kichnąć lub chrząknąć, ludzie przechodzą obok ciebie jak trędowatej względnie nie zbliżają się na co najmniej kilka metrów.

Kaszel zbudził mnie dzisiejszego poranka o 4am. Tabletki do ssania, miód z imbirem i syrop od wszelkich bakterii zaaplikowałam. Temp 36,1 nie wygląda to najlepiej. MM pojechał (teraz 7am) do CVS (apteka) po jakiś spray na moje gardełko, do pracy muszę jechać, w względnie dobrym stanie.

Jutrzejszy dzień widzę siebie w łóżku.

końskie zaloty nr 2

Wprawdzie to nie były końskie zaloty. Podczas pierwszej rozmowy o pracę spotkałam sekretarkę, która była bardzo wylewna i nie omieszkała mnie poinformować o tym, że śpi z właścicielem firmy. Czy to jej spanie z właścicielem firmy, miałam traktować jako spanie po bożemu, jedno na jednym brzegu, drugie na drugim brzegu ewentualnie on na jednym łóżku ona na drugim łóżku, ewentualnie po raz kolejny, on w jednym pokoju na jednym łóżku, ona w drugim pokoju na drugim łóżku, trudno mi było to ocenić ale za dużo tam było szczegółów i w to nie wchodziłam zostałam poinformowana i ok przyjęłam do wiadomości i można powiedzieć i wiadomości wywaliłam z mojej głowy. Poczułam, że stałam się dla niej zagrożeniem, ona młodziutka ledwo skończyła średnią szkołę. Facet miał być po czterdziesce, i to dziewczę wyjeżdżało z nim tak jak powiedziała mi na konferencję, wyjazdy służbowe i inne wypady. Czym młode dziewcze kierowało się obarczając mnie swoją histeryczną historią romansową, nie wiedziałam i nie wiem. Ooo rzekomo mieli się pobrać.

Weszłam do gabinety właściciela firmy. Facet przystojny, urodziwy, dobrze ubrany, znający swoją wartość i wiedzący o swoich atutach w stosunku do płci przeciwnej. Kulturalny i szarmancki, delikatny i zdecydowany. Patrzący w oczy i oczekujący uległości i niepewności u romówcy. Po rękach nie całuje ale dłoń dłużej niż etykieta nakazuje, przytrzymuje.

Przed podjęciem decyzji o spotakniu z p. C. zrobiłam rozeznanie czego mogę się spodziewać i co ukrywa. To pierwsze wiedziałam lecz co ukrywa….nikt nie wiedział. A powiązania miał z UM. Co ukrywał nikt nie wiedział i nie powiedział. W późniejszym okresie dowiedziałam się i trzeba było szybko z tamtąd po niebezpiecznym incydencie uciekać. Ale o tym później.

Firma działała prężnie i wciąż w trakcie rozwoju. Posiadała swoje oddziały w dwóch województwach, więc musiałam to wszystko ogarnąć. Zadał mi kilka pytań z zagadnień typowo finansowych. Przyjęłam propozycję objęcia stanowiska dyrektora finansowego jak też wynagrodzenie było nad wyraz satysfakcjonujące. Po zaakceptowaniu warynków pracy i płacy, zjawiła się myśl…..czy on mnie kupił?…..Kupił, zniewolił, omamił?……czułam przez skórę, że coś się dzieje.

Pominę, wszelkie zaloty, dogadzanie, czekoladki, kawcie i sam na sam w gabinecie. Gdzie tylko było trzymanie mojej dłoni. Propozycje odebrania dzieci z przedszkola, zawiezienie dzieci do domu, bycie niańką dla moich dzieci kiedy ja sprawdzałam bilans. Nigdy przenigdy w pracy (zadnej) alkoholu nie piłam, na te wszystkie propozycjie słyszał odmowy. Pięknie opowiadał, że kocha dzieci, że będzie dobrym ojcem. Radził się, jaki samochód kupić. Po zakupie aby się z nim przejechać. Ale nigdy nie wypowiedział słowa…kocham cię…

Żyć bez Ciebie nie mogę…usłyszałam parę razy ale ignorowałam. Nie ukrywam, podobał mi się bardzo, ale nie mogłam pozwolić na romans to pierwsze, drugie: żaden mężczyna nie będzie dla moich dzieci ojcem, kiedy ich własny ojciec je zostawił.

Z czasem był bardziej natarczywy, zdenerwowany ale do niczego ze strony zawodowej nie mógł się przyczepić.

Pasujemy do siebie, stworzymy imperium, na mnie nie działało.

Jego imieniny. Żadnej odmowy nie przyjmuje. Muszę być, koniec i kropka. Wiedział. Alkoholu nie piję i u mnie też to był koniec i kropka. Rozumiał. Piłam wodę. W pewnym momencie na stole pojawił się sok pomarańczowy, a że stał trochę dalej ode mnie, poprosiłam o nalanie. C. mnie obsługiwał, C. we własnej osobie. Ponownie zaproponował, że pojedzie po moje dzieci a później zobaczymy. Co to znaczy on pojedzie po moje dzieci do przedszkola i co to ma znaczyć, później zobaczymy?

Sama jadę do przedszkola i później nic nie zobaczymy. Taka dziwna relacja z czasem pomiędzy nami powstała. Jak byłam wściekła bo nabałaganił z jakimiś zakupami a później ja niby miałam się martwić i ukryć przed kontrolą z US to był dla mnie panem. A ogólnie Zwracaliśmy się do siebie po imieniu. Na uroczystości imieninowej długo nie byłam, ponieważ dzieci mogły być w przedszkolu jedynie do 5pm. Wyszłam, pamiętam dokładnie, 4:15pm. Jeszcze przy moim samochodzie mi marudził, abym nie jechała, żebym została, że on to i tamto.

Moją drogę do przedszkola dokładnie pamiętam i dziś pamiętam jak sprawdzałam buciki u dzieci. I to wszystko co pamiętam.

CIEMNA DZIURA. NICOŚĆ.

Obudziłam się w domu na kanapie w kożuszku i botkach. Nademną był pochylony mój 3 letni synek i pytał….mamusia chcesz jajeczko…(miałam automat do gotowania jajek, bezpieczne urządzenie). Była godzina 21. Głowa nie bolała, zawrotów też żadnych nie było, jedynie pić mi się bardzo chciało.

Co to było? Dzwonię do Tatusia, opowiadam.

– Krysia, narkotyk, zwalniaj się – słyszę.

Jak dojechałam do domu. Jak zmknęłam garaż i dom, nie pamiętam. Szczęście, że nie spowodowałam wypadku, nikogo nie rozjechałam i cali i zdrowi dojechaliśmy do domu. Moim zdaniem, nie przewidział, że to co mi wsypał zadziała z opóźnieniem. Sukinsyn.

Wcześniej już dowiedziałam się, że jakiś czas był lekarzem. To mi wystarczyło i do układanki pasowało.

Na drugi dzień w pracy, C. wita mnie już w drzwiach pytając o moje samopoczucie. Przeszłam na granie na zwłokę. Moje wszystkie styki w głowie były na czerwonym światełku. W pracy nic nie jadłam i nie piłam. Był pierwszy raz i będzie następny.

Nie było tak łatwo zwolnić się przed końcem roku podatkowego. To nie profesjonalnie. Tym bardziej, jeden oddział został sprzedany. Kto zrobi dokumentację, bilanse, posprawdza rozliczenia. Przecież to nie sklep z używaną odzieżą.

Zostałam.

Oddział sprzedany potrzebował również pomocy. Jak dobrze pamiętam to był luty. Do kwietnia szykowałam dokumentację. Nie uprzedzając C. Złożyłam wypowiedzenie. Wszystko zawodowo było zapięte na ostatni guzik. C. rozszalał się. Podania nie chciał podpisać.

To był darmowy cyrk dla pracowników. Ale jeszczewtedy nie wiedziałam co dla mnie szykuje. Zaczął mnie śledzić.

Chował się za płotami, przyjeżdzał pod moją posesję i straszył mnie i moje dzieci. Bałam się wyjść z domu, przed wyjściem na ulicę rozglądaliśmy się na wszystkie strony. Dzwonił. Na domowy tel i komórkowy. Nie odbierałam. Nie chciałam jego słuchać i słyszeć.

Pamiętam taki jeden z wielu dni, kiedy stał w oddali i patrzył. Wysiadałam z samochodu. Słońce zachodziło a on stał w tych żółtych promieniach słońca. Zorientował się, że go widzę, odwrócił się i poszedł w stronę zchodzącego słońca. Jeszcze bardzo długo czułam jego obecność, ”oddech na szyi”, długo przed wyjściem rozglądałam się.

– mamusia, mamusia!!!!on tam jest!!!!krzyczały moje dzieciaczki. To była bardzo niebezpieczna sytuacja. Ja i moje dzieci byliśmy zagrożeni.

Wtedy zdecydowałam, że zawiadomie prokuraturę. Wysłałam do C. list z zawiadomiem/pismem o przestępstwie jakie miałam zamiar złożyć w prokuraturze.

Kiedy otrzymałam z poczty potwierdzenie, że list odebrał. Nastąpiła cisza. Po kilku tygodniach otrzymałam listem poleconym, świadectwo pracy.

Kiedy kilka lat (5-7) później będąc w Polsce, zbiegając po szerokich marmurowych schodach UM wpadłam prosto w ramiona C.

Sprzedał firmę, ożenił się, ma dziecko i wyglądał na szczęśliwego. Mieszka we Francji.

Cieszę się, że ułożył sobie życie.

końskie zaloty nr 1

To było w czasach kiedy z internetem łączyło się za pomocą modemu, a on wykonywał takie dziwaczne dżwięki. W czasie kiedy korzystało się z internetu,  nikt nie mógł skorzystać z telefonu. Zatrudniona byłam na stanowisku dyrektora finasowego dobrze prosperującej prywatnej firmy. Wykształcona i jeszcze młoda, zgrabna i powabna, kusiłam nie jednego faceta. Nie w głowie mi były jednak igraszki i figle, miałam na utrzymaniu dwoje dzieci, one były u mnie najważniejsze. Nie przewidywałam romansu oraz zamążpójścia. Jeden  ex był wystarczającą nauczką. Nie potrafili tego zrozumieć moi żonaci “zalotnicy”.  Krążyli jak osy wokól ula. Pierwszy dzień w pracy minął bardzo miło. Poznałam współpracowników, załogi mi nie przedstawiono bo i nie było ku temu powodów.

Obowiązki swoje traktowałam i wykonywałam z należytą powagą lecz nadszedł czas, że po 2 latach cierpień musiałam się zwolnić. Dziś nazywałoby się stalkingiem i molestowaniem, w tamtych czasach zalecaniem się. Pytanie – jak może zalecać się żonaty mężczyzna? Dbałam o swój wygląd, zewnętrzy i wewnetrzy. Chciałam żyć w zgodzie ze sobą, tą równowagę chciał i próbował zburzyć właściciel firmy.  Ponad rok odpierałam jego ataki łapania za pośladki i piersi, próby pocałunków w szyję, ponad rok gdy wchodził do mego pokoju, próbowałam  uciec i uciekałam ze swego gabinetu. Uciekałam również za swoje biurko, a ona ganiał mnie jak kot myszkę. Kategorycznie uprzedzałam właściciela, który zwracał się do mnie po imieniu bez mojego pozwolenia, że zawiadomię odpowiednie władze o jego zachowaniu. Śmiał się mi prosto w twarz, miał prawie wszystkich w urzędzie miejskim i nie tylko, w swojej dłoni. Nikt mi nie pomógł, nikt nie powiem powstrzymał, nie próbował powstrzymać tego chorego człowieka. Przecież słyszeli moje wołanie, jego krzyki… zostaniesz moja!!!!!

Walczyłam sama z chorym człowiekiem. Zwyciężyłam, przegrywając. Z chwilą znalezienia nowej pracy zwolniłam się. Nie mogłam odejść z dnia na dzień, miałam na utrzymaniu dzieci, a bez zabezpieczenia finansowego, życie nasze zostało by zrównane z zerem.  W dniu mego odejścia. Prezes … żałuję, bardzo żałuję ale rozumiem, dyrektor techniczny…nie dałaś się, szacunek, trzymaj się ale nie będzie tobie łatwo, dzwoń.  Pozostali…  pokiwali głowami. Właściciela w dniu mego odejścia nie było. Zrozumiałam, że każdy walczył o swój stołek i trzymał swój stołek. “Igraszki” właściciela firmy  traktowali jako rozrywkę, urozmaicenie do nudnej biurowej pracy.

Przecież nic mi się nie stało, dałam sobie radę, a Stasio przecież 
przystojny facet i ....nie rozumieli dlaczego go nie chciałam.

Banda psycholi, którzy nie rozumieli co to jest GODNOŚĆ. 

Poczucie własnej wartości i szacunek dla samego siebie.

Wiele lat upłynęło od tamtego zdarzenia, a wciąż jego wspomnienie wyzwala we mnie emocje.

Już rozpoczęty 2023

W sobotkę rano jeszcze układałam ciuchy i obuwie w closet (szafie). Patrzyłam jakie pantofelki będą pasować do sukienki. Srebrne czy złociste, czy też czarne z obcasem złotym. Przymierzałam i ostatecznie padło na złociste z torebeczką w tym samym kolorze. Córcia doszła do mnie aby założyć sztuczne rzęsy ale….przyklejanie ich nie szło nam za dobrze, zostało na rzęsach naturalnych. Nie mam pojęcia jak te panie na youtube.com przyklejają rzęsy w ciągu kilku sekund. Jeśli nawet i godzinę byśmy poświęciły, nic by nie wyszło.

Nad nasze jeziora nie jest daleko, nie musiałam jakoś specjalnie się ubierać. Jeans, czerwony golf i moje krótkie kowbojki. Co ja będę nakładac jak się zużyją a ich czas się powoli kończy. Oglądać nie było co bo w tym kurorcie nie byliśmy pierwszy raz. Woda w jeziorze taka sama, jelonki chodzą po trawnikach takie same. Jedynie ozdób świątecznych na drodze dojazdowej niestety, ale ubyło. Nie tylko takie oszczędności w budżecie kurortu za chwilę mieliśmy zauważyć. A przecież kurort Lanier słynął z najpiękniejszych oświetleń świątecznych w naszym stanie, trzeba też zauważyć, że wstęp do kurortu jest strzeżony i opłacany. Podobnie jak do Parku Botanicznego, czy innych mniejszych parków w moim mieście. Po sprawdzeniu personaliów na strzeżonym przejeździe byliśmy już na rozległym terenie kurortu, mogliśmy podziwiać wysepki na jezioże Lanier, tereny golfowe, wypoczynkowe, przystań różnych łodzi, motorówek wodnych itd. Sarny i maleńkie sarenki chodzące bez strachu, że stracą życie przez nieodpowiedzialnego kierowcę. Widoki i mgła, jedno i drugie a może to drugie zapierało dech w piersiach i nadawało temu miejscu tajemniczej atmosfery. Fotek nie robiłam bo… zdjęcia rzadko oddają to co czujemy, kamera jest bezduszna w porównaniu do naszego oka. Nie rzadko widzimy to, co chcemy widzieć, natomiast oko kamery jest tylko szklem i migawką. A szkoda, że technika jest nad wyraz rozwinięta, latamy na księżyc, satelity robią niecodzienne zdjęcia, a wciąż jesteśmy w tyle z naszym uduchowieniem. Może i dobrze, że tak się dzieje, cos musi zostać nie odgadnione.

Podziewiając widoki, przejechaliśmy nasz wjazd do hotelu. W końcu zameldowaliśmy się w recepcji. Tak jak wspomniałam wyżej. Pokój, jak pokój hotelowy w kurorcie wypoczynkowym. Daleki od 5⭐️ ale to przecież tylko na chwilę. Po drinkach wróciliśmy do pokoju, przebraliśmy się i … poszliśmy na podbój Nowego Roku. Zatrzymałam się w holu aby MM pstryknął szybko zdjęcie pamiątkowe.

Sukienka była w kolorze, ciemnym szmargdowym. Niestety kamera tel nie oddaje tego koloru. Paznokcie miałam pomalowane identycznym kolorem. Niespodziwanie dla mnie w CVS był taki lakier do paznokci.

W skrócie. Zabrakło chyba finansów organizatorom. Skromniutke ozdoby, brak girlandów, bukietów. Jedzonko też skromniutkie. Kasza? Amerykanie nie jedzą kaszy! Makaron i ryż, ale kasza kukuma i jęczmienna? To ślepy strzał. Wybór słaby, z deserów wyboru nie było na dwie osoby, jedno ciasto, mus jako budyń i ptyś. Wybór alkoholi był owszem owszem. Mój barman( od kliku lat jeden z kilku zawsze jest na sylwestra) a jakże był tam od razu go poznałam a on mnie. Serwował mi Martini Cinzano. Oj różni się smakowo od Rosso ale…piłam. Nie upiłam się. Za to tańczyłam i swego MM ciągałam, żeby nie siedział.

Muzyka jak muzyka, lepsza od blues. Nie pozwoliłam MM na nudę przy stole i na parkiecie.

Ogólnie, zadowoleni po zakończonym wieczorze po godz 1 am udaliśmy się na odpoczynek.

Raniutko bo 10 am poszliśmy jeszcze na śniadanko i z powrotem do domku.