Co się u mnie dzieje?

Zdrowotnie jest mniej niż OK. Rękę trochę ćwiczę i troszkę masuję to i rezulat jest TROSZKĘ. Po prostu nie mam czasu na zajęcie się moją lewą ręką. Wyśmienicie pracuje mi się z usztywniaczem. Zdejmuję wyłącznie do spania i wtedy jest …ojjj, oooo, uffff, kurcze, ja cie kręce + czasami przeklnę siarciście jakby to miało zatrzymać ból.

No cóż, trzeba masować. A z tym jest różnie. Ale klick, klick przestało już dokuczać jak na początku. Coś mi w kosteczkach kciuka przeskakiwało. Przeskakuje ale sporadycznie. To jest pocieszające.

No i nauczyłam się nosić zegarek na prawej ręce. Początkowo mi przeszkadzało, teraz nie robi mi żadnej różnicy.

MMa palec ma się lepiej. Wczorajszego wieczorka po raz pierwszy nie był spuchniety i mógł nałożyć urządzenie prostujące palec. Może z 30sec potrzymał i szybko zdjął, zaczęło boleć, ale to jest już progress. Ja nie mam czym się pochwalić. ☹️

W ogrodzie, najlepiej rośnie zielsko. Czasami wyskakuję na yard, między jednym a drugim deszczem. Wyrwę co już urosło do pasa. Wczoraj wycięłam drzewo-krzew. Gałęzi nie zdążyłam ani pociąć ani też poukładać. Nagle zrobiło się bardzo chłodno, uciekłam do domku. Włączyliśmy ogrzewanie.

Córcia jeszcze mieszka z nami. Do końca następnego tygodnia, ukończone zostanie malowanie. Zostanie profesjonalne mycie wykładzin i ….. przeprowadzka.

Już pierwszy wchodzinowy prezent kupiłam, a jest to komplet garnków i patelni firmy HexClad. Drugim prezentem będzie kanapa lub sofa jaką sobie wybiorą. Trzecim prezentem będzie opłacenie profesjonalnego mycia wykładzin. I na tym moje prezenty się zakończą. Jeszcze oferowałam opłacanie przez pierwszy rok wszelkich mediów ( woda, światło, gaz itp.) do wysokości 250$ miesięcznie. Ja nie zbiednieję, a córcia odpocznie ciutkę finansowo. Chociaż finansowo nie narzeka.

Syn, pomalutku daje sobie radę. Piąty samochód skasowany. Już wyleżał się, gapiąc się w sufit, odmawiając jedzenia i wylewania oceanów łez, zobojętnieniu na wszystko i zatraceniu sensu dalszego życia. Okna i drzwi żeby mógł to by obkleił taśmą, żeby żaden promień jasności go nie rozjaśnił. Rozmowy, tabletki nie działały, bo albo uszy zatykał albo tabletek nie przyjmował.

Teraz stwierdził: tabletki ogłupiały i otumaniały. Rozmowy prowadziły do nikąd bo jeśli w sercu pustka, mózg nie działający to i droga wskazywana przez specjalistów prowadziła do nikąd lub tej drogi po prostu nie było.

Pewnego dnia usiadł przy komp i zaczął szukać pracy. W następnym tygodniu ma 2 spotkania. Jak długo wytrzyma, nie wiem, nikt nie wie.

Depresja jest zabójcza.

Pod wieczór usiedliśmy na decku. Wytrzymałam do 20 dziabnięcia komara🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟 i uciekłam do domku. Niech ich diabli wezmą. Uwzięły się na mnie. Plecy mam w bąblach. Podobno: nie drapać, nie dotykać, zapomnieć że swędzi i piecze a na drugi dzień będzie dobrze. To niech mi ktoś powie, jak wytrzymać bez drapania ten dzień pierwszy?

MM szuka innej firmy zabijającej komary. No chyba, że znajdzie jakiegoś przystojniaka zabijającego komary jedną ręką a drugą uzupełniającą kieliszek wina, który szybko staje się pusty. Żartuję oczywiście. Jak trzeba dolać wina to MM potrafi zrobić to również jedną ręką. 😁 A jak zechcę to stanie się moim przystojniakiem.

Bo chcieć to móc…..

choroby

Od ponad 3 tyg mam unieruchomioną lewą rękę. Nadwyrężone ścięgno w nadgarstku. Jeśli ból nie minie, mam udać się do specjalisty, który wstrzyknie w ścięgno? jakiś czarodziejski specyfik aby to ścięgno się naprawiło i nie bolało. Ale ta wizyta odbędzie się po 17 czerwca, do tego czasu,  żyć jak żyję. A więc, nie używać lewej dłoni, bo ból zaczął się przemieszczać do ramienia. Sprzątanie, ubieranie się,  nawet naciągnięcie majtek na tyłek to jest prawdziwe wyzwanie, wzięcie prysznica też nie jest komfortowe bo tylko jedna ręka w użyciu. MMa kąpałam, kiedy miał druty w palcu, druty wyjęte, palec wciąż spuchnięty i bolący. Rekonwalescencja trwać  będzie jeszcze 6 miesięcy. Po tym czasie palec MMa powinien wrócić do względnej normy, Nie boleć, nigdy już nie będzie sprawny jak był przed ucięciem. MM przeciął palca dokładnie w stawach, a to nie dobrze rokowało, ułamek milimetra a obciąłby palca całkowicie.

Ot i tak sobie żyjemy.

Dobrze, że pogoda “dopisuje” i nie ciągnie mnie na yard. Deszcze i deszcze i jeszcze raz deszcze. Nie ma dnia aby nie lało. Mam przymusowe siedzenie w domu, co mnie martwi bo ręka jednak niesprawna i w zasadzie żadnych czynności nie mogę wykonywać. Wprawdzie lewa, pomocnicza ale jednak bardzo potrzebna. Co mnie cieszy – nie martwię się yardem bo Matka Natura chyba wie co robi, zalewając nas ogromną ilością wody.

Po pracy, wpadam do domu i go ogarniam. MM pije litry kawy, a przy tym, rozlewa po całej kuchni. jesteśmy jakby nie było obydwoje w pewnym sensie niepełnosprawni, moja lewa i jego lewa ręka.

A więc ogarniam kuchnie na ile mogę. Odkurzam cały parter lub tylko jadalnię kuchenną.

Jedzonko zamawiamy lub stołujemy się w restauracjach.

Chciałam zmienić dziś pościelkę, ale na razie mogę zapomnieć, bo nikomu nie pozwolę na jej zmianę. Mam taki przesąd … koniec kropka. Jak już będę zmuszona, to będę próbować sama, ale to chyba w następnym tygodniu.

Staram się teraz dyktować, bo  naprawdę jest bardzo ciężko pisać jedną ręką. Z tym, że to dyktowanie to wychodzi tak, że czasami pisze bez mojej wiedzy jakieś głupoty,  jeśli mówię… naprawdę…to pisze mi Ewę…. To jest naprawdę denerwujące. I trzeba zawsze pamiętać,  żeby powiedzieć….kropka…  Później sprawdzanie zajmuje mi więcej czasu niż pisanie jednym palcem czy dwoma na klawiaturze.

Z dyktowania korzystam,  kiedy chcę wysłać smsa w czasie podróży.  To ma sens i jest bezpieczne, nie muszę patrzeć w ekran telefonu.

Wszystkich pozdrawiam.