Córci domek

Dziś miałam wolne od pracy zawodowej oraz ciśnieniowego mycia podjazdów i chodników. Przeforsowałam się przez środowe popołudnie, wczoraj jedynie pojechałam do pracy, a dziś….odpoczywam. Mam jeszcze wiele dni do zimy na ciśnieniowe mycie, a jak zima bez minusowych temperatur, to będzie można szaleć.

Pojechałam z córcią obejrzeć nowo kupiony domek. Nie można jeszcze wejść do wewnątrz, starzy właściciele jeszcze pakują swoje rzeczy do samochodów MOVERS. Do 10 maja a nawet wcześniej dom ma być opuszczony, a więc nikt się nie spieszy.

Dzielnica zadbana, ładnie usytuowana. Obejrzałam dzielnicę i przez opuszczoną szybę w samochodzie obejrzałam dom. Podoba mi się. Miała wprawdzie objekcje co do opłaty na HOAs (Homeowner associations (HOAs), Stowarzyszenia właścicieli domów) oraz pewnych regulacji prawnych, a z nich wynikających ustalonych wymogów z góry nałożonych na właścicieli domów, ale uważam, że to ma również plusy. Domy i obejścia mają być schludne, panuje cisza nocna, przeprowadzanie prac budowlanych na zewnątrz jest uregulowane statusem itp. Nie tylko są ograniczenia ale są i dobrodziejstwa takie jak: basen i kort tenisowe oraz świetlica.

Dom ma 190 mkw 3 łazienki, 3 sypialnie, jadalnię gościnną, salon, kuchnia z jadalnią. Pralnię. Garaż na dwa samochody. Za domem taras.

Jestem bardzo zadowolona. 😁

Teraz mogę odpocząć.

Dzień palca 👆🏼

Po obudzeniu o 6:14 wiedziałam. Że MM już musiał pojechać do szpitala bo miał tam być o 6am. Zostałam w łóżku. Nie wstawałam, nie szukałam. Jedynie co zrobiłam to sprawdziłam na app nego lokalizację.

I zanim zeszłam na dół na kawę pi 7am, było już po zabiegu i otrzymałam zdjęcie na potwierdzenie tego zdarzenia.

Będzie mój inwalida za chwilę wracać do domu.

MM 2 ma druty wsadzone wzdłuż palca i przechodzące przez kość. Ścięgno przecięte w 85%. To usztywnienie drutami ma pozostać na 30 dni. Oczywiście, na kontrolę ma się udać po 10 dniach. Dłoń spuchnięta i palec bolący.

Wyjazd do Savannach na 10 maja się nie odbędzie. Z kwietnia przełożyliśmy na maj, obecnie całkowita rezygnacja z hotelu i wyjazdu. To nic, pojedziemy w sierpniu i chyba wybierzemy inny kierunek.

Buża…

do domu po pracy wpadłam jak burza… mało, że na zewnątrz wilgoć sięga zenitu, to i w domu to samo. Pozmieniałam ustawienia na termostacie a MM nałożył bluzę. Chłodziłam i grzałam, dalej mi dosłownie śmierdziało wilgocią. Złapałam jednego psa, później drugiego, wykąpałam, wysuszyłam. Za parę dni mają termin na ścinanie i kąpiel, ale …. moje psy maja włosy a one od wilgoci wydzielają okropnie nieprzyjemny zapach.  Dom spryskałam kwiatowymi zapachami. Trochę pomogło.

Za mało pracy? Położyłam farbę na włosy a hennę na brwi. No przeważnie tak robię, że przed wizytą u fryzjera (mam w następny czwartek), zmieniam kolor włosów. Umówiona jestem na obcinanie i pasemka. Zaczynam się zastanawiać, nad długością. Obciąć do wysokości koniuszków uszu czy też tylko podciąć. Ale ten problem rozwiąże mi fryzjerka.

W końcu, o 8:30pm z lampką wina w dłoni, przysiadłam. Włosy pod czepkiem się farbują a ja już wyciszona, odpoczywam na swojej sypialnianej kanapie. W międzyczasie zamówiłam pantofelki 2 pary naraz. Jedne są o pół numeru większe. Jak dotychczas, zawsze mi się udawało trafić w numerek. Tym razem, nie wiem dlaczego ale nie byłam pewna. Te które nie będą pasować, odeślę. Seledynowych niestety nie zamawiałam, ale nic straconego.

Jutro będzie deszczowy dzień, co mnie bardzo cieszy. Ponad 1000 posadzonych cebulek tulipanów potrzebuje wody z nieba. Zanim ostatnie cebulki posadziłam, te pierwsze już delikatnie wysuwały listeczki z ziemi.

Deszczowy dzień zatrzyma mnie w domku, możliwe, że ciasto upiekę. Jakie? Jeszcze nie jestem zdecydowana. Truskawki nie mają smaku. Mango tylko ja w tym domu lubię. Maliny, również bez smakowe. Borówki? Daleko im do jagód. Mam w zamrażalniku amerykańskie dzikie jagody.

Kolorek włosów jest bardzo ładny.


A dziś już sobotka. Jak zapowiadano, pogoda deszczowa. Szaro i buro na podwórku ale nie za zimno bo 17C. Prawie cały dzień spędziłam przed komputerem, podobnie jak MM. Mimo wypitych kaw zachciało się nam do ludzi i innej kawy niż domowa.

Mieliśmy wyskoczyć do la Madeleine na Créme Brûlée oraz Vanilla Cappuccino ale… o 4pm zamknęli. Nie sprawdzaliśmy w internecie godzin otwarcia, ponieważ po covid wrócili do normalnych godzin tj. 7pm. Niestety chyba ponownie mają problem z pracownikami. Szkoda, może jutro tam wyskoczymy….może.

W planach mieliśmy podjechać do Paris Baguette caffe. Ta kawiarenka ma inny wystrój i nastrój oraz za gwarno. Kawa jest serwowana w jednorazowych kubkach. Ehhh. A nam chciało się wypić cappuccino w filiżance.

Plany, planami a inaczej wyszło, cappuccino nie było.

 

Szok cenowy

Nie zwracałam uwagi na ceny. Ot, czasami patrzyłam lecz jeśli coś było potrzebne lub mniej potrzebne, kupowałam. Nowa pościel – prosze bardzo, nowe zasłony – prosze bardzo, nowy dywan – prosze bardzo, brak w baryku wina – prosze bardzo, sukienka nowa – prosze bardzo, kosmetyczka – prosze bardzo, itd. Nie będę wymieniać. Przy zakupach oprócz swojej karty debetowej lub kredytowej, zawsze mam MM karty. Mam też zapowiedziane, zawsze używać tylko jego kart. Patrzyłam na ceny i bez przesady ale nie nadużywałam zaufania MM i nie kupowałam rzeczy nie potrzebnych, zbytecznych. Używałam i używam swoich kart. Tylko te ceny mnie tak bardzo nie interesowały.

Dziś pojechaliśmy do sklepu hurtowego. Zdębiałam, normalne załamanie psychiczne. Wzięłam opakowanie borówek w dłonie i nabiegły mi łzy do oczu….dlaczego takie małe opakowanie tyle kosztuje, dlaczego tak drogo….pytam. MM na spokojnie odpowiada – wszystko Krysia podrożało. Patrzę na opakowanie borówek – nie ja ich nie chcę – i odkładam. MM patrzy na mnie a ja ze łzami – idziemy. Jeszcze mówił, że chciałam przecież …ale mi się odechciało. Podeszliśmy do lodówki z męsem. Przewracałam te karkówki i niech to ich szlag trafi za kawałek karkówki płacić 40$. Ale tym razem MM nie ustąpił, musiałam wybrać. Przy papierze kuchennym i toaletowym przeżyłam szok. Nie pomogły tłumaczenia …. że pracuje, że na takie rzeczy to my na pewno mamy pieniądze i nie będziemy oszczędzać. Kiedy namówił mnie na hot doga ….Krysia to tylko 1,50$ jeden kosztuje…zgodziłam się.

Siedząc przy stoliku, kiedy MM poszedł zamówić tego hot doga, rozpłakałam się na dobre. Nie mogłam powstrzymać łez. Wycierałam całą dłonią z policzków, żeby jak MM wróci nic nie zauważył.

Zmienię sposób zakupów i będę starała się kupować rozsądniej. Nie jak do tej chwili. Całe opakowanie jogurtów i z tago opakowania trafiało kilka do śmieci. Szynek w opakowaniu do koloru do wyboru w lodówce a jem tylko jeden gatunek. Z pieczywem podobnie.

Przez wiele żyłam pod „ kloszem”, a od któregoś dnia poczułam pęknięcie na „kloszu”, przy kupowaniu bułecze zwróciłam uwagę na cenę. Dziś podjechaliśmy do tego samego spożywczaka, te same bułeczki były droższe o 1$. Ale byłam zadowolona z ceny świeżej kapusty 1 pound za 0,96 też kupiłam i się do tej kapusty uśmiechnęłam.

Do tej pory nie było takiego znacznego skoku cen, więc nie przejmowałam się, obecnie to jest wprost niemożliwe. Niemożliwe stało się możliwe.

Jednym słowem zostałam rozpieszczona przez MM, nie powiem, że źle się z tym czułam ale cieszę się że „klosz” zbiłam.

Mam mieć oczy otwarte i patrzeć co i ile kupuję nie tylko w spożywczym.

MM niech dalej mnie rozpieszcza ale kwiatami.

Ryzykantka 🚘

Gdy siedzę za kierownicą, nakładam białe skórzane rękawice, to tak jakby sam diabeł w mnie wstępował. Naciskam na gaz i tyle mnie widać. Zakręty prawie biorę na dwóch kołach. Tak wjeżdzam na naszą górę, to garaż nie nadąża się otworzyć. Czasmi MM mi wcześniej otwiera a ja z rozpędem wjeżdzam i za chwilę tylko zapach opon i hamulców.

– oj Krysza, Krysza….

– wszystko ok? pytam

– yes, yes …. słyszę odpowiedż.

A dzisiejszy powrót z pracy był taki jakiego od dawna oczekiwałam. Oczekiwałam adrenaliny, rozpędu do 140km/h. Mijam, wyprzedzam, aż tu nagle…fura sportowa bzyknęła i już jej nie widziałam. W tamtym momencie nie zryzykowałam bo 140, to już mamdat do 750$. Zmniejszyłam prędkość do około 130, przedemną trochę samochodów i tak zbliżyłam się do smochodu sportowego. Zmieniłam pas aby zobaczyć kto za kierownicą. Blond 40tka spojrzała na mnie ja na nią i …..depnęłyśmy na pedały. To był slalom pomiędzy samochodami, później wleciałam na pas który za chwilę się kończył. Wykorzystałam ten odcinek, jadąc z prędkością dochodzącą do 140, bardzo szybko myślałam … muszę wyprzedzić samochody po mojej lewej stronie bo przekoziołkuje. Zdążyłam. Wygrałam, wzięłam prawy zwężający się pusty pas. Blond była na pierwszym lewym tuż za mną po przeciwnej stronie, przyblokowana samochodami. Trasa miała 4 pasy. Za ściganie się, kajdanki. Oczy miałam wokół głowy i zdawałam sobie sprawę, co mnie może czekać.

Czy warto było?

TAK !!!

Już takie coś się nie powtórzy.

Już MM wcześniej prosiłam, żeby pojechać na tor wyścigowy. Ale …. boi się o mnie.

Wiem, ryzykowałam. No wiem, ale to coś siedziało we mnie od dawna.

Ludzie skaczą ze spadachronem, bungee, wspinaczki skałkowe urządzają itp. to też jest ryzyko. Roztrzaskać się można o ziemię i zostanie kotlet schabowy. Ze mnie będą bitki.

Jeździć szybko lubię i z tym nawet nic robić nie będę. Ścigać się już nie będę to wiem, chyba na torze w kasku i innych ochraniaczach. Teraz wiem, że na tor muszę trafić.

To było niezapomniane wrażenie.

Czasami warto zaryzykować aby przeżyć coś niepowtarzalnego.

Koniec świąt …..🎄🎄🎄

Wigilia minęła spokojnie. Wieczorne otwieranie prezentów również. Pierwszy dzień świat przespałam. Wstawałam jedynie na posiłki. Wprawdzie jadłam ale troszeczkę, wszystkich potraw nie zdążyłam spróbować, a przecież sama pichciłam. Pierożków zostało kilka, na palcach dwóch dłoni można było policzyć, a to z tej przyczyny… że na 3 dni przed wigilią córcia stwierdziła że jest głodna. Zaproponowałam pierogi, które były w zamrażarce. Zapach pierogów doszedł do office MM, zbiegł na dół z pytaniem, czy on też dostanie, Sama też kilka zjadłam, syn z pracy zawitał i jemu również ugotowałam. Zawsze tak jest, jak jest mało to smakuje jakby to był nieziemski rarytas.

Drugi dzień świąt też przespałam i cały dzień włuczyłam się w podomce po domu. Nie pochwalałam takiego „postępku” jakim jest łażenie w szlafroku caluśki dzień. Wciąż nie pochwalam ale i nie ganię, na ta chwilę. laziłam w podomce bo … za jakis moment właziłam do łóżka jak stałam i …..w spanko. Więc, nie było sensu w tym nonsensie przebierania.

Dopiero trzeci dzień świąt ( grudzień 27-go) , byłam gotowa do powitania następnego dnia. Nareszcie wyspałam się, odpoczęłam, można powiedzieć zrelaksowałam. Nikt mnie nie potrzebował. MM stanął na wysokości zadania jakim było… dać mi spokój i nie zamęczeć swoim kochaniem…I love my Kryszia…i ciągłymi pytaniami ….Czy moja Kryszia mnie kocha???

Tak można i kota zagłaskać na śmierć.

W piatek wysokczyły u mas przymrozki, a właściwie mróz -14C. Opatulona wyskoczyłam wieczorem na zewnątrz aby opatulić wszystkie zewnętrzne krany. MM dziwił sie moim poczynaniom… po co to robić? ..pytał, nie otrzymał odpowiedzi, jedynie uciekaj stąd bo bardzo zimno a ty w koszulce z krótkim rękawem. Takiej pomocy nie potrzebowałam, która nawet nie potrafiła przynieść mi srebrnej taśmy. Dałam radę z opatulaniem na zewnątrz i nastepne hasło padło z mojej strony. Pralka i suszarka!!! Odsunęlismy pralkę, zakręciłam krany opatuliłam je, a rure odprowadzającą ciepłe powietrze z suszarki na zewnątrz, zatkałam ręczniczkami. Kazałam na noc odkręcić wszędzie krany aby woda leciała ciut ciut. Moglismy pójść spać. Tak było do dzsiejszego poranka. Od dziś temperatura jest +11C i z każdym dniem będzie wyższa aż do +21C do środy. Nic nie wskazuje, że mrozy przyjdą ponownie.

Pytanie MM … po co to robić…otrzymał bardzo szybko odpowiedż od sąsiadów. Popękane rury. Brak wody. Na internetowej grupie sąsiadów z osiedla, narzekanie na popękane rury i szukanie hydraulików, którzy w mrozy nie przyjadą przecież, bo nie wiadomo w którym miejscu rura pękła. Dziś sąsiedzi maja już wodę. Miałam przez okres mrozów w moim całym domu wode zimną i ciepłą. Można było używac pralki oraz suszarki.

Co to znaczy mieć żonę Kryszie polkę.

Teraz mam następne zadanie. Wyglądać na sylwestra na więcej niż 1mln$. Kreację miałam, ale będąc na zakupach świątecznych postanowiłam zmienić swój styl. Czy będę wyglądać na 1mln$ nie wiem ale będę sobie na pewno się podobać. Wiem, że będę się bardzo dobrze czuła i dla siebie samej będę jak, więcej niż 2 mln$.

To jest najważniejsze i to sie liczy.

Sprytni panowie dwaj

Poniedziałek czas zacząć ale jak to zrobić jak nad trasą szybkiego ruchu krążą helikoptery. Oznacza to korek, duże zakorkowanie, zablokowanie conajmnie 2 pasów. Nieciekawie. Gdy wybiorę drogi i dróżki po za autostradą, to wpadnę w kocioł i zostanę na godzinę bez ruchu albo będę poruszać się z prędkością 5km/h. Appka pokazuje część autostrady na czerwono i dwa wypadki, jeden w odległości kilkunastu metrów od drugiego.

Wyjechałam pomimo korków na autostradzie. Korek nie był tragiczny, poruszaliśmy się 10km/h. Uszkodzone samochody stały już na poboczu, a jeden z nich na lawecie, dwa uszkodzone nie tylko trochę, minęłam następny zniszczony z powybijanymi szybami bocznymi z lewej strony i brak przedniej szyby. Kierowcy przejeżdżając ograniczali prędkość, nawet nie z powodu, że stały samochody policyjne ale żeby pogapić się, nie zdając sprawy że mogą być następni.

Podjeżdżając do zjazdu zauważyłam bałagan samochodowy. Wyminęłam trochę samochodów i ….. na światłach dwa samochody…jeden rozbity a drugi na boku leżał. Obok karetka pogotowia przy której panowało wielkie poruszenie, w oddali słychać było syreny dwóch karetek.

Do pracy dojechałam szczęśliwie.

Będąc w pracy obserwowałam na kamerce, jak panowie wynoszą meble z naszego domu oraz …. materac. Jednak MM zdecydował wywalić ten materac.

Po powrocie z pracy w pierwszej kolejności, obejrzałam stan ścian na schodach i framug drzwiowych. Ku memu zaskoczeniu wszystko w idealnym stanie.

To byli sprytni panowie dwaj.

Czwartkowa SOBOTA.

Wrażenie SOBOTY nadal jest ze mną. Myślę, że powinnam się do tego przyzwyczaić. Przecież to nie boli. Jest czwartek, ale jest SOBOTA. Jak już to odejdzie, to nawet nie zauważę i możliwe, że zatęsknię. W obecnej chwili to jest bardzo dziwne uczucie.

Obudziłam się bez bólu!!!!!wspaniałe uczucie!!!!chce się krzyczeć, skakać i obwieścić całemu światu tę cudowną nawet chwilową) nowinę. 😁😁😁😁😁

Jak można było usiedzieć przy stoliku, kiedy orkiestra grała.

Muszę pomyśleć o kreacji na sylwestra. MM zarezerwował już miejsca. Oj oj … to będzie jazda. Chociaż i bez ekstra balu dawałam czadu, miesiąc temu na festynie. 😁

Były też tańce grupowe. Pozostały miłe wspomnienia i kilka zdjęć.


Wracając do dnia dzisiejszego, jestem do dobrej formie i żeby tylko nie zapeszyć.

Od starszej córki MM jeszcze nic nie słychać. Przyjedzie na kawę czy nie. Za wcześnie aby dzwoniła. Kto w wolny dzień od pracy i na dodatek świąteczny zrywa się z łóżka. Znając życie, nie zechce się jej zrywać z łóżka w ten ponury, pochmurny dzień. Zapowiadany jest cały dzień pogodowo smutny😞.

Wiele rzeczy w naszym życiu możemy zmienić. Pogody nigdy.

Zapowiada się…

następny durny tydzień.

PONIDZIAŁEK

Bo jak to przyjąć, potraktować? Wróciłam z pracy. Odpoczywam na swojej sofie i eureka.

-jak dobrze, że jutro sobota – myśl szczęśliwa rozbłysła w moim mózgu. Pytam MM, jaki dziś dzień?

– znów masz sobotę jutro? – pyta z niedowierzaniem

– no tak, a tak się chwilę cieszyłam.

– jaka szkoda, że dziś nie jest sobota – myślę.

WTORKOWY poranek. Budzę się, jeszcze z zamkniętymi oczętami, cieszę się, że dziś sobota. Tylko sekunda radości, mózg wraca do rzeczywistości i podpowiada żebym wstawała bo dziś nie jest sobota.

Wyłażę z cieplutkiej pościeli i ….i nie jest to sobota.

Poleżałabym, pospała, poleniuchowała, pomarudziła i jeszcze dużo określeń na po… które pokazują mój stan istnienia i ducha na dzisiejszy dzień. Ale jutro nie będę musiała wcześnie wstawać, Do poniedziałku mam urlop. Nie, nie mam żadnych planów. Żyję na spontanie.


A żeby było bardziej spontanicznie, miałam w pracy być tylko do 3 -3:30. A byłam do 5pm. Człowiek jak chce 2 dni urlopu to musi na nie zapracować, czy to jest taki tok myślenia? Może, ale nie mój. Na ten urlopik pracowałam cały rok.

W domku byłam po 6pm. W międzyczasie rodzinka się martwiła. Na appce widzieli gdzie się znajduje, ale było trochę korków. Jak tak stałam w korku znów miałam wrażenie, że dziś jest piątek a jutro będzie sobota.

Czy ze mną coś nie tak?

A może to jakaś demencja do mnie puka?

Podczas badań, lekarka nie stwierdziła, że moja głowa może robić psikusy.


ŚRODA – budzę się i dokładnie wiem, że dziś mam wolny dzień bo jest SOBOTA. Zmuszam mozg do pracy i zaczynam rozumieć jaki jest dzisiaj dzień. Sytuacja co najmniej nie spotykana.

Kiedyś oglądałam film o różnych przepowiedniach, ludzkich przewidywanich i odczuciach. Wiem, że to coś oznacza. Tylko nie wiem co. Czego mam się spodziewać. Dobrego czy złego? Co ma się wydażyć w sobotę? W którym tygodniu lub miesiącu? Zaczynam się na prawdę niepokoić.

Z racji tego, że jutro na pewno CZWARTEK świąteczny, ogarnę troszkę domek. Ile posprzątam tyle posprzątam. Nikt nie oczekuje cudów, a i nikt na Thanksgiving nie zawita. Pozwoliłam córci jechać do rodziców jej chłopaka. Syn będzie pracować, starsza córka MM wskoczy do nas na poranną kawę, młodsza córka MM przyleci z LA na Bożenarodzenie, więc MM przyszykuje (jak zwykle na idyka on gotuje) kolację tylko nam, ja i on.


Dziś będę piekła ciasto żurawinowe. Zrobię oczywiście, sałatkę jarzynową (MM nazywa ją, majo salad). To wszystko w czym mogę pomóc MMowi.


Ciasto żurawinowe z pistacjami z internetowego przepisu, palce lizać. Sałatka majo również wspaniała.

Nawet jeśli usiądziemy obydwoje jutro przy stole to myślę, że damy radę pokonać te wszystki smakołyki jakie pojawią się na stole świątecznym.

to był „high….”

jestem w kuchni i w ułamku secundy głowa opada i najnormalniej w świecie, czuję że zasypiam, natychmist! Nawet w pozycji stojącej. Otrząsnęłam się, nagłe świat mi zawirował. Poszłam do córci. …mamusia tylko ty mi nie umieraj. Powiedziałam, że ją bardzo kocham, przytuliłam i wyszłam. Ciśnieniomierz mam na piętrze, zawsze w tym samym miejscu, w łóżku, pod kołderką, na szafce, na komodzie, za komodą, w szufladzie? W łazience……

Więc, lecę z zaplątanymi nogami. Co ja jadłam co piłam? bo zrozumieć nie mogę!!!!!!Zawał serca, wylew, pijana? Ale i nie trzeźwa. Fotel. ciśnieniomierz, na rękę lewą. Wsuwam, wkładam, szarpie wrrrwrrr. MM zagląda co się ze mną dzieje. spytał czy pomóc …. a świat zniknął, nicość. Ciśnienie dobre. Córcia przyszła, pyta co jadłam co piłam…. Wyszło na to. że odwodniona. Jedna, druga butelka……pij pijjjjj. Piję ale nic nie lepiej. Dziwne zawroty głowy i ruchy kończynami. Nie ruszam, one same się ruszają. Nieznaczne te ruchy, ale nie mam nad tym kontroli.

W pewnym momenco MM przypomniał, że dla żartu ( nie jest miło pisać w takim stanie, ucieka mi z głowy to co pamiętałam. Chce napisać, a ile wysiłku mnie to kosztuje to ja tylko wiem. Na małej klawiaturze iphona chcesz pisać 10 palcami. Palce się nie mieszczą, ja układam, upycham) wzięliśmy po żelce Happy hours. (Legalna) Patrzę i nie patrzę na MM. Córcia która ciągle w tym momencie jest ze mną. Zaczyna się śmiać, MM nie bardzo rozbawiony, nie wie jak pomóc. Córcia przed wyjściem powiedziała….2-3 godziny i minie. Ale zawroty głowy to były. O patrzcie i tak sobie ………nie pamiętam o czym chciałam napisać. Emoja nie wstawię bo nie wiem czy będę zdolna wykonać powrót na stronę, gdzie w tej chwili jestem.

A mnie jakoś tak…. znów nie pamiętam co chciałam napisać. Zamarłam w pozycji siedzącej w fotelu. Mięśnie napięły się, naprężyły wszystkie mięśnie, żyły i ścięgna. Nie mogłam się poruszać, bo nie wiedziałm że mogę wykonać jakiś ruch. Mózg nie dawał żadnego sygnału. Tylko głową ruszałam. Mówiłam ciągle, że nie lubię tego stanu, płakałam. Byłam cały czas świadoma ale w ciągu sekundy przeleciało moje dzieciństwo. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Już nawet mówić przestałam bo nie wiedziałam że potrafię mówić. MM nie rozumiał co się ze mną dzieje. Widziałam jego zakłopotaną twarz. MM w takich sytuacjach jest bezradny jak dziecko. Nic nie mówiac wyszedł z sypialni a po moich policzkach, spływały łzy jak grochy, a przecież już nie płakałam. Siedziałam skamieniała i już nawet głową nie ruszałam, tylko oczami. Gdy choruję, MM sercem jest ze mną ale nic po za tym.

Nie wiem jak długo go nie było, 3 minuty czy 13. Gdy wrócił zaczął zasłaniać żaluzje. Pomyślałam ….już doś wygłupów….. zaczęłam się ruszać. Ręce, nogi odzyskały swobodę. Byłam cały czas świadoma. Nie jestem w pełni świadoma moich ruchów w tej chwili jeszcze ……. ( znowu mi uciekła myśl).

Czy takie działanie ma tabletka gwałtu? Myślę że tak.

Ponad godzinę piszę. Emoja nie wstawie bo nie będę wiedziała jak tutaj wrócić.

Chce mi się teraz spać. Ale jakoś się boje. Bo mogą durnoty po nocy się śnić. Mogę chodzić po domu.

Już potrafie z jednej strony internetowej przejść na drugą ale emoje to czarna magia. Nie rozumiem, powinnam przycisną buźkę ale po prostu nie wiem że można tam przycisnąć. Bardzo ciężko sprawdzać każdy wyraz i poprawiać pisownie. 11:31pm, ziewam ale nogi do łóżka nie idą. Szybciej położe się na futrzaku przed fotelem.

Chce sie jeść, w głowie powolnie huśta. Myślenie powolne, senne. No dobra, powinnam do łóżka się położyć.

Jestem bardzo ciekawa ile z tego jutro będę pamiętać.

Ciśnienie jak u niemowlaka 125/64. Już musi być lepiej jeśli paznokcia przypiłowałam. Niezgrabne jest moje klikanie na tel. Za długo przyciskam to mi się kasuje, a jak chcę sprawdzić jak to robie, to się nie udaje. Piszę literę p i nie rozumiem, że to jest litera p. A teraz mam ekran tel. zaróżowiony, w pobliżu nie ma różowego koloru.

Zanim przeczytałam koniec artykułu, nawet nie pamiętam na jakiej stronie internetowej, nie pamiętałam początku.

Grzmi ale na szczęście nie jesteśmy w epicentrum. Leje.


Niedziela

Pamiętam wszystko. Zastawiające jest, jak można szybko wyłączyć mózg ludzki. Ja, która musi mieć stałą kontrolę nad swoim ciałem, ją straciła. To było chyba najgorsze w tamtym momencie. Próbowałam „zamrozić” ciało jak wczoraj to mi się przytrafio. Niestety ale to jest niemożliwe.

Czy przyjmę kiedyś jeszcze żelkę Happy hours? Czemu nie, ale połówkę.

Zapomnieliśmy z MM, że przyjęliśmy te żelki. Ja jedną malinową, MM na swoją masę ciała dwie. On spał jak suseł, ja usnęłam około 2 am. Musiałam się upewnić, że nie będzie ze mną żadnych niespodzianek.

Z rana ciśnienie krwi miałam jak u noworodka.

Miłej niedzielki. 🌸🌷

Moi drodzy odwiedzający…..

Zatrzymałam się w pisaniu, czytaniu i odwiedzaniu ulubionych blogów. Wodrdpress na jakiś czas przestał istnieć. Problemy z jakimi walczyłam, przerosły i zniszczyły moją psychikę. A myślałam, że jestem herod baba pod każdym względem. Ta herod miała przebłyski….zapalić maryhe i popłynąć. A czemu nie? Ale nie zdecydowałam się, tak jak nie zdecydowałam się na kokę gdy miałam zaledwie 17 lat. Nie dałam ponieść się oparom i białemu proszkowi. Przyjmuję CBD, tutaj jest silniejsze niż w Polsce ale przy tych problemach to i całe opakowanie nie pomoże, może jedynie zaszkodzić. Więc, sporadycznie przyjmuję. No i jeszcze tabletki walerianki, waleria byłaby pomocna w łóżku płci przeciwnej, jestem na nią bardzo oporna.

Żaden spec nie pomoże jeśli sam człowiek sobie nie pomoże. Więc….staram się jak potrafię. Odcięłam się od rodziny w NYC, od polskiej rodziny nie musiałam, odcięli mamusię moją od świata zewnętrznego, a jaki świat wewnętrzy w 4 ścianach ma moja mamusia, to jeden Bóg wie. Oczywiście, dzwonię 2 razy w tygodniu aby potwierdzić, że tel jest głuchy. Obaw, że mamusi wśród żywych nie ma, nie mam, zostałabym poinformowana przez dalszą rodzinę.

To tylko kropla w morzu moich trosk. Prawdę mówiąc, kto ich nie ma. Problemy mamy większe i mniejsze, jakoś trzeba z nimi żyć i w miarę możliwości je rozwiązywać. Rozwiązuję ten supeł, ale … zanim rozwiążę to zawiązuje się ponownie i ponownie. Jeszcze nie wyłysiałam, więc nie jest tak tragicznie. Z ciśnieniem mam większe a sercem mniejsze problemy. Mimo to wypiłam czarną kawę i zagryzłam resztką tortu lodowego pozostałago po MM urodzinach.

MM wrócił z zakupów z pięknym bukietem. Nie sposób się martwić. A jednak, nierozwiązany problem jest problemem. Nie, kochani, nie mam problemów małżeńskich, wyjątkowo MM mnie wspiera i za to ogronmy ukłon w jego stronę.

Odnośnie tortu urodzinowego. Celebrację urodzin rozpoczęliśmy już 1 sierpnia. Jak szaleć to szaleć. Poszliśmy do lokalnej/dzielnicowej restauracji, a z niej to ja wylazłam trzymając się mężowskiego ramienia. Po złożeniu swoich zwłok na łożu, trochę się w głowie zakręciło, MMowi też bo paradowałam na nagusa po domu i ….nie wiem kiedy usnęłam.

2 sierpnia moje urodziny. Uroczystość obchodziliśmy w domu. Tort miał być lodowy ale czego było się spodziewać po sklepie Publix. Zamrozili tort, który udawał lodowy. Nie dało się go jeść, masło z cukrem. Wylądował w koszu na śmieci. Fuj!!!!!Humory dopisywały bez torta. Zanim wyrzuciliśmy zdmuchnęłam świeczki🍰🎂

3 sierpnia – dzień po moich urodzinach a 1 dzień przed urodzinami MM. Wieczór spędziliśmy w restauracji. Tym razem to nie ja a mój syn po 2 drinkach był pijaniuśki. I trzeba przyznać że po raz pierwszy w jego życiu. Było zabawnie patrzeć na mego syna. Ja nie byłam pijana i pozwoliłam na małą sesję zdjęciową.

Po prostu, zaszalałam.

4 sierpnia MM urodziny. Wspaniały tort, wspaniałe balony, wspaniała atmosfera. To wszystko mu się należało.

Wczoraj piątek 5 sierpnia. Jednego problemu który produkował inne problemy, pozbyliśmy się. Czy lżej, trudno powiedzieć. Przykro i smutno przez chwilę było, tak należało zrobić. Wieczorkiem pojechaliśmy na koncert ABBY. No nie całkiem tak było, bo z tego zespołu jak można było zauważyć tylko jeden gitarzysta występował, pozostali członkowie zespołu to ludzie młodzi w kostiumach starego zespołu. Muzyka leciała playback. Oświetlenie było tragiczne nie mówiąc o sztucznym dymku, który raczej przypominał dymek podczas pieczenia kiełbasek na grillu. Gdybym wiedziała, że ten występ „abby” jest uhonorowaniem ABBY, przygotowała bym się na „abbę”. Niestety ale oczekiwałam już może nie seniorów na scenie ale przynajmniej większych atrakcji świetlnych. Wyszliśmy w trakcie przerwy.

Co mnie zdziwiło? Publiczność. Byłam nie na jednym koncercie, spektaklu, rozgrywkach sportowych. Nawet w teatrze nie jeden raz widziałam: szorty, tenisówki, dresy i inne nie stosowne przykrycia do danego miejsca. Wczoraj było przyjemnie popatrzeć. Publiczność ubrana wieczorowo, odświętnie. Oklaski ogromne i wszechobecne zadowolenie.

Podczas przerwy nie było wiele osób opuszczających budynek. Może 10-15 osób w trakcie gdy my wychodziliśmy.

Żebym wcześniej zapoznałam się z informacją, że to jest koncert jest uhonorowaniem jakiejś tam rocznicy zespołu ABBA, nie byłabym zawiedziona.

Dzisiejszego poranka weszłam w internet w poszukiwaniu informacji dotyczącej wczorajszego koncertu. Co było nie tak?

Wyjaśnienie powyżej.


Pogoda u mnie: ukrop z nieba się wciąż leje, deszcz również. Wilgotność przekracza normy. Komary się rozmnarzają i już kupiliśmy maszynę na komary do używanie wewnątrz.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

Spokojny piękny poranek☀️

Jaki będzie cały dzień, nikt nie przewidzi. Możemy planować, zaklinać, oczekiwać lecz co się wydarzy, nie wiadomo. Nawet siedząc i nie ruszając się z miejsca, nie przewidzimy zdarzeń jakie mogą nas dosięgnąć. Dużo możliwości w zależności gdzie znajdujemy się w danym momencie.

Siedzę w swoim zielonym parku. Jest spokojnie jedynie z oddali słychać szum samochodów. Ptaki cudnie śpiewają. Wczesno-letnie kwiaty rozkwitają.

Wczoraj otrzymałam od córci piękną ikonę i święconą wodę. To był cudny podarunek/niespodzianka i na czasie. Ostatnie tygodnie były tragiczne, jest lepiej i wierzę, że będzie jeszcze lepiej. Bo kiedy opuszcza nas nadzieja, nie jest dobrze. A mnie opuściła, żebym poczuła ból w sercu, nicość i abym nie potrafiła nadzieją napełnić inne serce. Ponownie wraca we mnie życie i wiara. Teraz jestem ostrożna z tą nadzieją i wiarą. Boję się je mieć w sobie, bo może wszystko ponownie być zburzone. Znów będę musiała się odbijać od dna psychicznego i wcale nie dla siebie.

Dziś robimy grilla. Żeberka i burgery kupione. Po kiełbaski MM musi podjechać do sklepu. Zapomnieliśmy wczoraj je kupić.


Grilowanie udało się i nie udało. Przypłynęła chmura i lunęło deszczem. MM grilował pod parasolką ale z jedzonkiem przenieśliśmy się do domku.

Córcia w dalszym ciągu poszukuje domu. Niestety ale nie ma z czego wybierać, chyba że ma się około lub ponad miliona. Nie wolno zapominać o podatku od nieruchomości który oprócz spłaty kredytu porządnie trzepnie po kieszeni. Wieczorkiem potrzebowała porady odnośnie domu na który chciała złożyć ofertę o 50k więcej. Dom zbudowany w okresie produkcji i sprzedaży farb ołowiowych. Niebezpieczny i bardzo szkodliwy byłby ten zakup, mimo że dom od razu do zamieszkania. Nikt nie pozwoli skrobać ścian i robić badań farby, nawet badań minutowych i na miejscu. Nikt nie da gwarancji, że w pokoju badanym farba jesy ok a w innych jej nie użyto. Ruletka. Odradziłam, a dom z pięknym basenem. Nich ten dom zostanie gdzie stoi a córcia niech jeszcze z nami klka miesięcy dłużej pomieszka. Oczywiście, że chce iść na swoje, ale trzeba być bardzo ostrożnym przy zakupie.

Dała mi opcję, że kupi i wynajmie. Tylko, zaznaczyłam, że musiałaby ubezpieczyć się na miliony w wypadku zachorowania lokatorów. A wiadomo ameryka słynie z absurdalnych pozwów sądowych.

Więc, czekamy.

Szczęśliwy dzień

Nie pamiętam abym kiedykolwiek jakieś mniejsze lub większe problemy miała z powodu 13-go. Zawsze śpiewałam…

Może i z tego właśnie powodu nic złego mi się nie przytrafiało. Podobnie z czarnym kotem, śpiewałam i śpiewam…

Bo jak z taką ilością polskich przesądów dało by się żyć?

Jemioła, zbite lustro, nie witać przez próg, solniczka zawsze przykryta, odpukać w nie malowane, swędząca prawa ręka lub nos, machanie założoną nogą na nogę, gwizdanie w domu, buty na stole itd…żeby to wszystko spamiętać, wstawać z łóżka nie trzeba by było. A tu masz babo placek, wstajesz z łóżka i na lewą nogę, cały dzień na opak. Jeszcze trzeba na karcie kredytowej zliczyć jej numer jak wyjdzie na koncu zero to normalnie, katastrofa, jeśli bez liczenia ostatnia cyfra trafi się zero…to niechybnie bankructwo.

Więc, (nie zaczyna się zdania od „więc” , mam to gdzieś. Kiedy czytam na popularnych stronach … ktoś spadł na pysk, a smutny redaktor miał na myśli pysk finansowy to płakać się chce. Język polski w obecnym czasie sięga rynsztoka z jednej strony, z drugiej zaś, angielszczyzna nas pochłania. Czy polak musi wymądrzać się tym, że zna języki obce? Tak, musi, dla szpanu, zaszokowania? Ale kogo? A więc, opijamy 13-tego i …powrót MM z Meksyku. Wcale, w kapeluszu meksykańskim po ulicach nie paradował, siedział w biurze meksykańskim przed komputerami i wieloma ekranami. Na tę/tą okazję pojechaliśmy do ogromnego sklepu monopolowego. MM nic nie kupił, no dobrze, cocacole daietkę bezkofeinową, resztę ma w domowym barku. Latałam po sklepie ( w szpileczkach oczywiście, leginsach i bluzeczce obcisłej). Amerykańscy panowie nauczeni są czekania na kobietę. Jeśli moje „spacery” między regałami trwały godzinę, usiądzie ten mężczyzna i będzie czekał. Nie trwało godzinę, może z 30 minut. Nie mogłam się zdecydować. Kobieta zmienną jest przecież. Ostatecznie oprócz innych trunków wybrałam, to coś…

Wyprodukowane w USA, więc nie spodziewaj się polko/polaku, że ciebie zadowoli. Ale, wspieram amerykańską gospodarkę, wrzuciłam do wózka sklepowego. Wino miodowe!!! No cóż, kończę butelkę, ani w głowie ani w nogach. Mam nadzieję, że chociaż spać będę długo i smacznie. Wino miodowe kupiłam pierwszy i ostatni raz. Wypatrzyłam wino z Italii z 2012 roku tylko … czerwone, a ja nie przepadam. Mimo to następnym razem kupię. W tym sklepie jest cała alejka poświęcona 10-letnim winom importowanym z Italii.

Więc, (po raz kolejny) wypiłam 750ml wina miodowego. MM po spóbowaniu zaproponował wylanie go do zlewu. Powstrzymałam go, wino słodkie, a co słodkie, ja lubie. 😋

Mija 13-ty maja 2022 roku.

Ogólnie, ten dzień zaliczam do udanych.

Wypieki

Dziś wypiekam.

Chlebek pszenny, ciasto w maszynie się kręci a później godzinne wyrastanie. Kajzerki już uformowane ale nie nacięte, wyrastają pod naciągniętą folią. Naciągnięta foli nie pozwala rosnąć im do góry i formować się w kulkę. Rosną na brzegi i podstawę bułeczki będą miały płaską. Podczas pieczenia jeszcze urosną.

Z rana padał deszczyk, prace na zewnąrez okazały się niemożliwe. „Zatrudniłam się” w kuchni. Bułeczki wstawione do piekarnika. Chlebek w maszynie rośnie. Nie wiem czy będę miał cierpliwość czekać po raz drugi na wyrastanie chlebka w foremce. Jednak odstawiłam chlebek do powtórnego wyrastania. Tylko 30 minut, a przecież przy wyrastaniu nic się nie robi. Stoi i rośnie.

Mięciutkie i smaczniutkie, najważniejsze, pachnące!!!!

Chlebek pięknie wyrósł aby uzyskać chrupiącą skórkę eksperymentalnie, posmarowałam: mąka+sól+woda. Po raz pierwszy to zrobiłam.

Oczekiwałam piorunujących efektów, nie powiem, nie zwaliło mnie z nóg. Po upieczeniu posmarowałam masełkiem, jak zawsze. Co kto lubi.

Czwartek na tym zakończyłam, choć cały dzień miałam wrażenie, że to sobota.

Za kilkanaście (11) godzin MM powinien wyleciec z Meksyku lecz wyniku testu na cowid jeszcze nie ma. Zgodnie z procedurami test należy wykonać nie wcześniej niż 24 godziny przed odlotem. Zastosował się do przepisów, czeka i się trochę martwi. Oby nie zatrzymal się tam na dłużej. Meksyk od jutra już świętuje Wielkanoc. A z tym związane są utrudnienia w załatwianiu wszelkich spraw, urzędy zamknięte i cały handel stoi, itd.

MM 5 h przed odlotem dostał wynik na covid. Negatywny.

Antique Market

Dawno temu, na pewno 10lat już minęło kiedy z MM pojechaliśmy na pchli targ. Więcej było tam pcheł i śmieci niż jakichkolwiekrzeczy nie nie kupienia lecz oglądania. To był mój pierwszy i ostatni raz. Parę lat temu dostałam od koleżanki adres do Antique Market. Nie spieszno mi było, sprawdziłam stronę nternetową i moge powiedzieć, że rewelacyjna ale nie miałam zamiaru czegokolweik kupować na jakimś markecie. Nie kupuję urzywanych rzeczy osobistych: obuwia, pierścionków, kolczyków, zegarków bransoletek, ubrania. Chociaż zdarzyło mi się kupić futerko krciutkie, które mi jakiś czas służyło. Sukienkę letnią – po tygodniu wyrzuciłam i sweter biały, długi, który przywiozłam do ameryki i bardzo go lubię. Nie kupuję używanych foteli, kanap i materacy.

Postanowiłam w końcu odwiedzić to miejsce. W jedną stronę 45 minut jazdy samochodem, powrotna droga w milach taka sama, czasowo dłuższa. Kupiłam jedynie tylko jeden kryształowy kieliszek. Spędziliśmy tam ponad 5h.

Sprzedawane były rzeczy używane i nowe. Piękne meble, obrazy, biżuteria złota i srebrna, dywany, zasłony. Chodziłam podziwiałam. Wrócę po dywan, nie są tanie ale …. chcę podobny jak moja mamusia ma w dużym pokoju, czerwony. Wrócę po zasłony i donice.

Ostatni dzień stycznia 2022 roku

To był dobry dzień. Poranek nie należał do przyjemnych ale biorąc pod uwagę cały dzień, to mogę powtórzyć. To byl dobry dzień.

Znów planuję na jutro. Zapowiadają ładną pogodę, to ja siup na „pole”. Pracuję w tym tygodniu w kratkę to trochę wolnych godzin będę miała. T

Trzeba posadzić będzie tulipany, narcyze i żonkile. Zagrabić lub liście ostatnie podmuchać.

Syn ma urlop. Ten urlop po chorbie nastroił go na zmianę pracy. Applikacje składa, interview intrnetowo już ma za sobą. Dziś pojechał na rozmowy osobiście. 10 lat minęło w jednej kompanii. W ameryce tak długo nie pracują w jednym miejscu. Powiedział, że musi zmienić wszystko. Jestem za. Jutro po urlopie do starej pracy, ma mieszane uczucia. Sercem już czuje, że to nie jego. Przez 10 lat oddawał serce i duszę, nie to że niedoceniali, ma po prostu dość. Ludzie wokół niego się zmieniali, a on trwał. On jest z tych trwałych związków, po grób. Cieszę się że zdecydował się na zmianę. Córcia też jest w szoku.

Dlatego, nigdy się nie zakładam.

Ciąg przykrych zdarzeń/ Dzień wiary

No bo dopiero dziś po południu uporałam się z wczorajszym emailem. Musiałam wiele rzeczy jeszcze dopracować.

Wysłałam, więc już nic nie tylko nie zmienię ale i nic nie zepsuję.

Zepsułam co innego.

Dosłownie przez pomyłkę, nieuwagę, wykasowałam swoją domenę

potoaby.blog

Teraz zostało jedynie potoaby.wordpress.com

Moja domena traci ważność któregoś lutego i chciałam przedłużyć korzystanie na następne lata, ale zafrasowana czym innym, kliknęłam i to nie jeden raz i …..wykasowałam. Nie ma niestety możliwości powrotu do domeny z pozycji bloga. Napisałam emaile o pomoc w 3 miejsca do worpressa. Oczywiście wszystko ma swój czas i w tym przypadku, rozumiem. Tak pomyślałam,  jeśli się nie uda to coś innego wymyślę.

Ogólnie to miałam spokojną niedzielkę ze spokojną muzyczką w tle. Ostatni przestawiłam się na relaksującą muzykę instrumentalną.

Bardzo pomaga sie wyciszyć.

Jest po czym. Wczoraj zepsuła sie pralka. No i oczywiście problem powstał. MM nie jest z tych złota rączka raczej dwie lewe rączki i ze szklanki wody zrobił ocean. Wczoraj jedynie poodsuwałam urządzenia ale nie zdecydowałam się sprawdzać, w czym jest problem. Dziś o poranku, zabrałam sie na serio do szukania powodu nie pobierania wody i jej nie odprowadzania. MM chciał być mądrzejszy od wszystkich, więc kazałam wyjść z pralni zamknąć buzię i drzwi. Oj, widział, że to już nie żarty, więc nieposieszony wyszedł. Odpręciłam przewód pobierający ciepłą wodę, zimną również. Przewody skierowałam do dużego wiadra i odkręciłam kraniki. Woda poleciała a więc rury nie były zamarznięte. Pozostała rura odpływu. Wyjęłam ją z podłączonej drugiej jury i wlałam w odpływ zewnętrzy gorącej wody, zabulgotało, więc wszystko ok. Filtr sprawdzony został wczoraj, był czysty.

Moja rola złotej rączki skończona. Włączyłam pralkę i usłyszałam ten sam odgłos. Pralka próbowała nabrać wodę i bez względu jaką ciepłą czy zimną, nie dawała rady, motor bardzo się męczył. Z tego wynika, że motory siadły i do wymiany. Ja tego już robić nie będę do tego trzeba fachowca.

MM jutro zadzwoni po fachowca i naprawę opłaci. Jak widac na coś się przyda ten mój MM.

Moje pranie od wczorajszego ranka leżało w pralce. Wyprane bo jeszcze działał pralka, zatrzymała sie na wirowaniu. właściwie wirowania nie było tylko na czytniku wyświetlało się wiruje. Było 10 minut od ostatniego szybkiego spojrzenia, wróciłam po pół godzinie , pozostało jeszcze 9 minut ale wszystko drętwo leżało zanurzone w wodzie.

Wykręciłam pranie ręcznie, część wyniosłam i powiesiłam na barjerkę na zewnątrz, lżejsze włożyłam do suszarki.

No momentu ułożenia swego ciała na łózku i przykrycia nustwem kołderek i elektrycznego koca, nic się ani złego ani dobrego nie wydarzyło.

Teraz gaszę swiatło.

 

_______

Syn napisał mi smsa:   TO JEST DZIEŃ WIARY

 

 

 

Trzeci raz💉💉💉🔬

Dzisiejszego poranka zaszczepiliśmy się po raz trzeci.

 

Kiedy to było?

17 grudnia poszliśmy na party z okazji świąt,  jakie organizował MMa klub sportowy CrossFit. A że nie bardzo MM był chętny do uczestniczenia w tej imprezie to i nic nie szykowałam. W ostatniej chwili ubrałam się i powiedziałam aby nie marudził i się szykowal. Na pytanie co zawieziemy – na przeciw jest alkoholowy, zawieziemy pełne butelki. Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy.

Ludzi było sporo. MM wszystkich nie znał, ale poznał. Jest z tych osób, że skutecznie unika ludzi, twierdząc, że woli zwierzęta niż ludzi. W wielu przypadkach popieram. Żyjemy wśród ludzi i trydno uniknąć kontaktów nawet w dobie cowida-19. Praca, mimo że zdalna, do wykonania zadań służbowych niezbędzni są współpracownicy, chociażby na video komunikatorach. 

MM jeśli korzysta z GYM to we wczesnych godzinach porannych 4:30 pm. Poznałam kilka osób oraz kobietkę o nazwisku Papuga. Hahahahaha. Pradziadkowie polacy i tak nazwisko pozostało. Robiłam zdjęcia jedynie telefonem, aparatu jakoś mi się brać nie chciało. Miałam zdjęcia przesłać na emaila trenera ale…. 

18 grudnia, sobota. Czekała na mnie niezbyt miła niespodzianka. Jedna osoba uczestnicząca w party ma covid-19. Była zaszepiona dwukrotnie, po imprezie poczuła sie na tyle żle, że zrobiony test okazał sie dodatni. 

Kosternacja.

Zaszczepiona i miała jakieś objawy. Chora!!!

Sięgnęłam do telefonu i rozpoczęłam szukanie tej osoby. Bingo!!!!! Robiłam jej zdjęcie, wyszło ciekawie. Następne zdjęcie z nagrodą za osiągnięcie czegoś tam.  Robiąc pierwsze zdjęcie byłam 2-3 kroki od niej. Zdjęcie robione z profilu. Drugie już z większej odległości i nie byłam narażona na bezpośredni jej oddech. Muszę zaznaczyć, że wszyscy uczestnicy imprezy byli zaszczepieni co najmniej 2 razy  lecz  ….. nikt nie miał założonej maseczki. Moja też była na wysokości brody. 

I co teraz? Pytanie. MM jako ten herod to jego nic nie weźmie, a mnie to nic nie odpuści. Każde kichnięcie, sapnięcie i pierdnięcie stawiało moich domowników na baczność. Z drugiego końca domu słyszałam…..mamusia wszystko dobrze? jak się czujesz? nie przemęczaj!!! nie spoć się!!!! Kryszia OK???????

22 grudnia zapakowaliśmy swoje litery do samochodu i pojechaliśmy szukać punktu tesowego drive-thru inne tylko z appointmentem. Tylko, wszelkie umówinienia się były dopiero na po świętach. Zdecydowaliśmy na punkt który znajduje się obok nas, walking distance. Podjeżdzamy i …..kolejka, samochodów z 50. Zajęty prawy pas który prowadzi do skrętu w prawo. Ale żaden samochód nie odjeżdżał nie podjeżdżał. To była kolejka do punktu testowego na covid-19. Nie trzeba było mi się dziwić, święta tuż tuż, ludzie udający sie podróż potrzebowali testu. Mój negatywny wynik testu również miał zapewnic bezpieczństwo moim domownikom. Wróciliśmy z MM do domu z niczym. 

Odczekałam ponad godzinkę i tak bliżej lunch, postanowiłam się przejść i zorientować jaka sytuacja jest po kilku godzinach. Porozmawiałam z kilkoma kierowcami z pracownikiem punktu i postanowiłam wrócić po samochód. 

Ustawiłam się w kolejkę, a MM doszedł do mnie po 1 godzinie. Po około 3 godzinach otrzymaliśmy negatywne wyniki. Mogłam zacząć przygotowania do świąt. 

Po powrocie z pracy zakładałam fartuch i pracowałam w kuchni. Przygotowanych potraw nie będę wymieniać. Wszystko było podane na stół w tym samym momencie. 

W miłej i wesołej atmosferze zjedliśmy kolację i po 8pm przeszliśmy do salonu aby zrywać kolorowy papier z prezentów i prezencików. Obdarowywani  cieszyli się z prezentów a ja byłam najbardziej szczęśliwa z panującej atmosfery. 

Lodówka jeszcze zapełniona ale do sylwestra pozostaną resztki, które podejrzewam trafia do śmietnika. 

Czasami ramię pobolewa, podałam do szczepienia lewe ramię. Będzie dobrze i mam nadzieję, że nie będzie jak ostatnim razem. 

__________________________________________

Każdego roku składam życzenia siostrze i jej dzieciom mieszkającym w NY. Do 2018 roku zawsze dzwoniłam do Polski i składałam życzenia młodszej siostrze. 

W tym roku …. już jestem na tyle dorosła i doświadczona nie lekkiego życia, że darowałam sobie dzwonienie w miejsca gdzie mnie nie potrzebują. Byłam potrzebna do wykorzystywania a ja obecnie  się nie daję,  to poszłam w zapomnienie, odstawkę. Nie, nie cierpię i nie mam żalu z tego powodu.

Piszę aby nie zapomnieć, a zapamietać. Jestem z tych osób, co złe wypiera z głowy a pozostawia wszystkie dobre zdarzenia. 

 

Wszystkim czytającym    

 

 

Ustąpić miejsca

Miniony miesiąc nie należał do dobrych, cały rok również nie był dobry. Miniony i ten tydzień, lepiej nie wspominać i niech odejdzie w zapomnienie. Niełatwo a wręcz niemożliwe do wykonania, wykreślenie minionego dnia, tygodnia, miesiąca. Wszystkie dni przeszły do historii.

Cieszę z drobnostek, nawet bałagan jaki w domu stworzyłam napawa mnie radością. Jeszcze potrafię coś zrobić oprócz ukradkowego wycierania łez.

Świąteczby bałagan 1
Świąteczny bałagan 2

Nie jest łatwo. Każdy z nas inaczj przeżywa i każda sytuacja może być podobna ale jednak inna.

Robię więc bałagan. Choinkę kupiłam, inna niż dotychczas. Choinka Art. Nie ma za wiele gałązek ale za to grube igły.

Choineczka

Nie wiem, ale stanęłam przed nią i bardzo długo ją oglądałam. Takie coś a zapach powalający, cena również 250$. Zdecydowałam i kupiliśmy. Teraz wyzwaniem będzie dekoracja tego fajnego, uroczego wiechecia, roztrzepańca.

Lampki powiesiłam i zdjęłam. Zastanawiam się jakie bąbki i ile. Więcej na nią patrzę niż wkładam pracy. Siedzę, patrzę i widzę tylko kilka bombek, sznur światełek, łancuch błyszczący i koraliki. Myślę, że to będzie dobry pomysł. Czym dłużej na nią patrzę, tym bardziej mi się podoba. Inna, smukła a za razem roztrzepana. W dotyku mięsista aż palce w delikatne i długie igiełki wchodzą.

Cudo, wspaniałe nie spotykane cudo natury. Urosła ale nie rozwinęła się, zabrakło … słoneczka. A może za dużo człowiek ingerował w dna i przedobrzył. Żywot zakończy w moim domu i oby jej dobrze było w tych ostatnich dniach jej bytności.

Wsztstko się kończy aby nowe mogło nastąpić.

Jak zbity pies…..

Jak dobrze wstać skoro świt 🎶🎶🎶🎶🎶🎶🎶 aha, aha. Wstałam po 8am. Wspaniale mi się spało. Termostatu MM nie dotykal i było komfortowo, nie zazimno nie za gorąco. Odpaliłam komputer i zeszłam na kawę. MM był już w kuchni. Na dzien dobry nie było przytulanka. Nie czułam potrzeby i nie chciałam, nie miałam ochoty. Po wczorajszym został mi ogromny smutek. Nie rozumiem, wciąż nie rozumiem, jeśli MM zbił mój ulubiony kubek nie robiłam z tego problemu. Noża nie połamałam, nie wyrzuciłam do smieci, był w szufladzie, on zrobił mi aferę.

Przez cały dzień używałam innych noży, jeśli już dzielić na moje i twoje, używałam noż które przywiozłam z Polski. Używałam też innej mojej stolnicy, nie tej mojej dużej której MM. śmiechu warte.

Staram się wszystko przesnalizować i uspokoić …. teraz te odziedziczone noże.

Rozmawiamy, oczywiście że tak. Tylko znów we mnie coś pękło, colzegoś ubyło. Potrzebuję, jak zawsze kilku dni (około tygodnia) aby siebie poskładać, skleić, przeżyć. Jestem z tych z WWO. Po prostu jakoś żyję z tym ale nie powiem, żeby było lekko. Masę lektury przeczytałam, masę lekarstw przyjęłam. Tego się nie leczy, można jedynie system nerwowy trochę uspokoić. Ostatecznie jest jak jest.

Na kompie nie musiałam siedzieć długo. Udało się zgrabnie i szybko wszystko załatwić, Wyszłam na zewnątrz, powiesiłam pierwszy sznur lampek. Wieczorkiem włączyłam, reakcja rodziny lecząca moje ranne serce. Wiem, że za wcześnie zostawiać włączone na noc. Jeszcze indyk ale po indyku będę miała gotowe oświetlenie świąteczne. Planuję 1 grudnia zrobić generalne bum. 😁

Jednak do szczęścia mało mi trzeba, dziś, jedynie kolorów.

Dziś był hallo…..

Kilka lat temu przyjmowałam dzieci cukierkami, muzyką i intuzjastycznymi krzykami. Przebierałam się na tę okazję za czarownicę. Było bardzo wesoło.

Dzieci były z mojej dzielnicy.

Pewnego roku, wiele rodzin sprzedało domy. Zmniejszyła się też ilość dzieci. Autobus szkolny nie wjeżdżał już w głąb dzielnicy. Niestrudzenie czekałam na tych dzieciaczków które zostały. Obdzielałam hojnie cukierkami. Za ostanimi przebierańcami zamknęłam drzwi. Nastała ciemna noc 10pm. Aż tu nagle ktoś do drzwi puka. Nie byłam w domu sama. Kiedy MM wyjeżdżał nie obchodziłam halloween bo nigdy nie wiesz kto może się zjawić i co może się wydażyć. Tym razem otworzyłam drzwi a w nich przebierańcy w wieku 16-18 lat. Byłam zdziwiona i przerażona. Oczekiwałam spóźnionych dzieci a zjawiły się nad wyraz wyrośnięte dzieciaki. Wyszłam na schody szybko przymykając drzwi frontowe, aby nie pokazywać zawartości mieszkania. To nie były dzieci z mojej dzielnicy, raczej z apartamentów. Nazywam je getto.

To był mój ostatni halloween.

Tego wieczorku, chodziły dzieci bardzo gromadnie ale również nie „nasze”. W naszej dzielnicy jest kilkoro dzieci w podstawówce, większość to bobaski. Tym razem, te dzieci były z dorosłymi osobami i one były z sąsiedniej dzielnicy domów jednorodzinnych.

Nie byłam przygotowana i przygotowywać się nie zamierzałam na tę okoliczność. Aby dzieciarni nie kusić, wyłączyłam oświetlenie na zewnątrz. Nie mam wnuków, swoje odświętowałam, przekazałam pałeczkę innym rodzicom i dziadkom.

Obgadane problemy

Wczoraj dokończyłam sprzątanko. Jestem gotowa na Thanksgiving. Jak zwykle MM przygotuje indyka i inne specjały, ja upiekę ciasto marchewkowe i ciasteczka imbirowe. Nie trawię cynamonu i jego zapachu. W sklepach w tej chwili przy wejściach ustawione są miotły z zapachem cynamonu. Te sklepy omijam ogromnym kręgiem. Nic co zawiera cynamon nie jest jadalne dla mnie. Oczywiście przprawę cynamonu posiadam w kuchni lecz jej nikt nie używa.

Stół już jest nakryty, później przetrę talerze i sztućce alkoholem. Muszę jakoś sobie życie ułatwić.

Popołudnie spędziliśmy w Madeleine popijając cappucinno i słuchając francuskiej muzyki. Dawno dawno temu uczyłam się języka francuskiego. Opanowałam go na poziomie komunikatywnym, lepiej szło mi pisanie i czytanie. Nie używany został zapomniany. Pojedyńcze słowa pamiętam. Zdanie na poziomie mniej niż podstawym ułożę ale z wymową i zrozumieniem jest zerowo. Pewnie, że szkoda. To jest język który uwielbiałam.

Obgadaliśmy problemy jakie mnie nurtują, włącznie z dżemem na kuchennej podłodze. Poruszenie moich domowo-kuchennych problemów pomógł mi zaistniały dość przykry dla MM incydent. A więc, wykorzystałam sytuację.

Kawusia

Mam nadzieję, że z zauważalnym skutkiem w niedalekiej przyszłości.

Zajechaliśmy po drodze do kilku sklepów. Poszukuję lampki z dodatkiem srebrnego względnie świątecznego bożenarodzeniowego koloru. Podjadę w najbliższych dniach do komisu. Na pewno coś znajdę. W tym tygodniu rozpocznę ozdabianie na zewnątrz z tym, że światełka włączę dopiero po indyku.

I najważniejsze, oddaliśmy koc elektryczny z powrotem do sklepu. Ostatniej nocy na 1 levelu omal się nie usmażyłam. Gorąc mnie straszelna obudziła. Dziś otrzymałam z amazona koc elektryczny z innej firmy, wykupiłam też 4 letnią gwarancję. Kocyk mięciutki, puszysty i grzeje tak jak powinien. Jestem zadowolona z zakupu.

Kocyk

A to przecież najważniejsze.

Drugi dzień świąt

Pogoda o jakiej można tylko marzyć. Miło, przyjemnie i kawowo na moim tarasie w dzisiejszy poranek.

A tak prezentowały się moje skarpy wczorajszego wieczorku.

Od piątku do piątku mam urlop. Będę odpoczywać i leniuchować. Pogoda podobno od jutra deszczowa, więc czas będę spędzać na praniu, organizowaniu, przestawianiu i przekładaniu z jednego miejsca na drugie. Schowam się w łóżeczku z książką aby nie stukać, pukać, śpiewać i głośno ziewać, przeszkadzając MM podczas konferencji. Może lunch zrobie pracusiowi a może wyskoczymy na południowe jedzonko. To nawet nie plany to jest moja układanka. Może wszystko wydarzyć się inaczej i wyskoczę na front z farbą i pędzlem, bo pogodynnek znów był w błędzie. Dokończę malowanie to co MM nie zdążył, nie miał czasu a może chęci.

Z ostatniej chwili. Świat jest okrutny. Pszczoła zjadła pyszczek ważki. Zanim podeszłam niestety, ale dragon już się nie ruszał. Pszczoła odleciała.

Dragonfly

Słońce jest już wyżej 8:16am. Od 4 am już nie śpię. Było warto wcześnie wstać dla tego wschodu słońca.

8:17am

Ktoś powie … wielkie coś, nic takiego, za drzewami. Radziłabym się zastanowić, co powiedziałaby osoba niewidząca.

Mój wujek od 83 lat nic nie słyszy ( obecnie ma ukończone 93 lata) dałby wszystko aby szym wiatru usłyszeć. Czasami popatrzmy na życie z innej perespektywy.

Mnie cieszy moje słoneczko, poranek, kubek kawy i wszystko co jest wokół mnie.

Miłego dnia‼️😁🌷

Piątkowy lunch / update

W piątek po południu 2:30 może to za wcześnie na piwo. A kto mi zabroni. Alko ludzie zaczynają pić od rana do rana. Zaczynam od popołudnia. Pizza mrożona za $ 1.45 więc czymś muszę zapić smak pizzy poniżej $2. Mam w domu drugi cichy dzień. Nie spodziewam się, że MM przyniesie mi coś do żarcia. O kwiatach nie wspomnę. Oczywiście, dziś zagadnąć próbował. Wytrzymam do jutra. Jutro bedę zmuszona się odzywać. Idziemy rodzinką do knajpy/baru nocnego z mojego zaproszenia. Nic nie zmieniam. Jutro będę już kochac swego MM.

Oj podpadł mi bardzo podpadł. Na chłopski rozum nic się nie stało. Ale jestem kobieta i zmuszona jestem włos podzielić na czworo. Głupio zrobiłam bo dałam się sprowokować. Znów będzie pojednanie. Jak to się u nas odbywa? Po prostu zaczynam rozmawiać jak gdyby nic się nie stało. A że jestem kobietą wybaczającą, nigdy nie wypominającą, idzie nam z tym udawaniem superowsko. Tylko…. jestem też kobietą pamiętającą, więc po raz drugi do tej “rzeki” nie wejdę.

Wracając do jutrzejszego wyjścia. W niedzielę w ameryce obchodzimy Dzień Ojca. MMa córki są daleko, więc chcę celebrować ten dzień dla niego, żeby nie czuł się porzucony, pominięty, zaniedbany przez rodzinę. W niedzielę wszystkie restauracje będą oblężone, postanowiłam zaprosić towarzystwo na sobotę. A co, niech zna moje dobre serce. Tak mi dokuczył, że w myślach powiedziałam, że nie zasłużył na taką żonę jaką dla niego jestem.

Pizza zjedzona, piwo wypite.

Miłego weekendu😁🙃☀️🌤☀️🌤☀️🌤☀️

🌤🌈

___________________

Jednak nie wytrzymałam długo, pojechałam po kwiaty dla siebie. Jeszcze mój MM nie wie ale już kwiatki mi kupił😁 i inne drobiazgi również. Jego przeprosiny rownież przyjęłam(nie szkodzi, że o tym nie wie że przepraszał, wkrótce się dowie). Milusia-pracusia- żonusia zamieniła się w lwicę, panterę, krwiopijcę. 🤣😂

Chwila relaxu przy bukiecie kwiatów i lampce wina.

Żółte i białe róże nie przemówiły do mojego serca. Ta wiązanka skromna ale wymowna. Za chwilę wyślę wiadomość MMowi, że przyjmuję jego przeprosiny i dziękuję za kwiaty. No bo jak mam się zachować? Nie cierpię cichych dni a MM chodzi jakby psy jego pogryzły, jak z krzyża zdjęty. Nie wie jak ma mnie przeprosić i z której strony podejść, powiem, że nie jest to ani proste ani łatwe. Nikt nigdy jego nie uczył nie tłumaczył, od wielu lat tłumaczę ale widocznie, tępy uczeń względnie nauczyciel nieudolny 😎. Biedniutki ten mój MM. Przecież dwoje ludzi ma prawo mieć odmienne zdanie. Tylko… on wojskowy nie lubi sprzeciwów a ja spod znaku Lwa – “i ja tu rządzę”. Co ciekawe on też spod znaku Lwa tylko ja jestem 2 sierpień, MM 4 sierpień. Lat nie biorę po uwagę😁. Tak tak bo mi jest tak wygodnie. A więc, urodziłam się 2 (drugiego) i powinnam mieć władzę nad 4 (czwórką). Czasami MM chce mi się wyłamać😁🤣. Mam pytanie po co on to robi? Wojsko też ma swoich generałów hahahaha.

Wysyłam smsa o powyższej treści. Odpowiedzi nie będzie, bo MM w domu będzie około północy. Myślę, że do tej pory mnie nie będzie, będą tylko moje “zwłoki”.

Co kupić i co sprzedać

Wczoraj jeździłam z córcią i jej niemężem oglądać dom na sprzedaż. Jeszcze zamieszkały. Ile mają czasu na wyprowadzenie nie wiem ale proces zamknięcia nie jest nigdy szybki więc do 2 miesięcy na pewno. Dom z zewnątrz wyglądał dość przyzwoicie. Wewnątrz – chyba świnie mieszkają. Ponad 10 lat temu poszukiwałam domu do kupienia. Dużo widziałam. Nawet taką kabinę przysznicową , że połowa mnie zdołała się wcisnąć. W tym domu kabina prysznicowa i druga łazienka była OK. Natomiast reszta domu w szczególności kuchnia, futryny drzwiowe, drzwi, podłogi – masakra. Powygryzane dziury w drzwiach i futrynach. Na szybkiego położone linoleum na podłogach nie zabezpieczone żadnymi listwami przypodłogowymi. Gnijąca kuchnia a w szafach (closetach)talerzy z resztkami jedzenia brakowało. Dom do remontu a nie do zamieszkania. Każdy wystawia cenę jaką chce otrzymać, więc nie ma czemu się dziwić.

Wyszliśmy zdegustowani.

W drodze powrotnej zajechaliśmy coś przekąsić.

Córcia spytała co o tym myślę. Wypowiedziałam swoje zdanie. Dom do remontu. Ona w dalszym ciągu będzie studiować i pracuje. Iv. też pracuje. Po pracy mało czasu zostaje na remonty. Należy kupować dom do zamieszkania a nie zakasywać rękawy i do harówki. Wtedy nie to że będzie zadowolenie z wykonanej pracy ale niecierpliwość w jej ukończeniu i braku sił z cieszenia się domem. Dom nie nadaje się do zamieszkania.

Po wyburzeniu całej kuchni nie wiadomo czego oczekiwac pod gnijącymi szafkami. W wygryzionych dziurach przez psy też mogą być niespodzianki. Dziury przy ścianach, zaszpachlowane dziury w ścianach.

Opakowanie nie świadczy o zawartości.

Podczas oglądania nie dyskutowałam tym bardziej, że była z nami agentka, która oprowadzała nas po domu. Nie wiem czy ta kobieta była wcześniej w tym domu, obejrzała go. Ale to nie ważne.

Ten dom poszedł już w zapomnienie.

Dziś ponownie jadę z córcią na obejrzenie domu. Musiałam w pracy wziąć wolne, ponieważ dom będzie otwarty o godz. 11 m. Przyjmowanie ofert konczy się o godz. 4pm.

Pojedziemy obejrzymy. Zdjęcia mogą w photoshopie być poprawione.

Wróciłyśmy gorącem i podróżą wymęczone. Niby w oddali były widoczne drapacze chmur miasta lecz to co ujrzałyśmy, zaszokowało. Wjeżdżając w dzielnicę minęłyśmy bijących się ludzi w biały dzień na srodku osiedlowej ulicy. Nie napawało to optymizmem. A w skrócie … dom fajny, dzielnica nie fajna. Wracałyśmy inna trasą i przeżyłyśmy szok. Trasa po obu stronach “zarośnięta” samochodowym złomem a obok domki-rudery mieszkalne. Nigdy nie byłam w tamtych rejonach i już nigdy nie będę. Zastanawiam się jak ludzie mogą żyć 2 metry od torów kolejowych, metr od złomowiska. To jeszcze nie slamsy. Kilometr dalej ogrodzone zamknięte osiedle domów jednorodzinnych. Różnorodność nie tylko koloru skóry ale i marek samochodów jeśli można jeszcze coś dojrzeć poprzez pogniecione nadwozia ale jeszcze jeżdżące.

To była prawdziwa przygoda.

Niespokojny dzień -włamanie

To miał być dzień jak każdy inny, pracujący. Praca – dom – praca. Oczywiście jakieś drobne wydarzenie jak: gwóźdź w oponie, wypadek z nożem przy krojeniu palca😁, kotek (cudzy) bawiący się z chickmunkiem, jakieś stwory wiszące na płocie itp. To miał być taki dzień, co wszystko się udaje, droga do łóżka usłana płatkami róż, wiaterek leciutko trąca baldachimem, powietrze leciutko pachnące skoszoną trawą i aromatem róż, ja zwiewna podążam nią w objęcia….Morfeusza.

Nic bardziej mylnego. Do godziny 12pm czas zleciał szybciuko. Syn przyjechał mnie odwiedzić bo był bardzo blisko. Corcia zadzwoniła chwile porozmawiałyśy. Usłyszałam szczękającą Zimę. Właczyłam Ringa aby sprawdzić na komórce co dzieje przed domem.

Widzę postać pochyloną do przodu, w naciągniętym kapturze na oczy i plecaku na plecach ( później z informacji policji/miała dwa plecaki) Skojarzyłam tę postać z bezdomnym. Postać nie weszła po schodach do frontowych drzwi, ominęła, chodź spojrzała na nie, szybko poszła do bramki od strony północnej. Chwilę poczekałam. Nie wracała. Córcia w tym czasie była ze mną na komórce.

Usłyszałam krzyk

– mamuś ona tu jest!!!!!!! Dzwoń na policję!!!!!!

Połączenie zostało przerwane.

Syn już próbował się dodzwonić. Próbował, bo lanczowa godzina. Próbowałam dodzwonić się i ja tym bardziej, że córcia nie odbierała i nie wiedziałam co dzieje się w domu. Dla mnie Tu, było wewnątrz. Moja wyobraźnia (a mam wyjątkową) zadziałała. Córcia walcząca, pokaleczona leży na podłodze, zabita, ranna……

Synowi się udało. Wysłano 3 jednostki policyjne i karetkę pogotowia.

W tym samym czasie.

Osobą okazała się dziewczyna. Przeskoczyła płot o wyskokości ponad 2 m. Szukała otwartych drzwi w ogrodzonnej część yardu. Znalazła. Weszła do mieszkania. Córcia była w innej części mieszkania. Kiedy piesek Amber odwróciała głowę córcia odwróciła się również. Za jej plecami w odległości metra, stała ta dziewczyna. Nic nie mówiła, a może mówiła lecz córcia nie spodziewała się jej wewnątrz. Córcia zaczęła korytarzem biec do drzwi frontowych, wybiegła na zewnątrz. Zaczęła krzyczeć ….tylko dziewczyna z domu nie chciała wyjść.

To działo się kiedy nie mogłam się wraz z synem dodzwonić się na policję. Włączała się maszyna, wciśnij jeden – wciśnij dwa…. jak potrzebni to ich nie ma, jak moja sąsiadka rozpaliła ognisko, próbując puścić z dymem pół dzielnicy – odebrali od razu lecz jechali niemrawo.

Na Ringu widzać córcię na zewnątrz krzyczącą, dziewczynę stojącą w progu mieszkania. Kobieta przebrała się szybko. Zmieniła obuwie, spodnie i bluzę i zaczęła uciekać przez frintiwe yardy które u nas nie są ogrodzone.

Dziewczynę policja schwytała 50 metrów dalej. Krzyczała tak przeraźliwie jak krzyczy zwierzak w sidła złapany. Sąsiedzi piwychodzili na zewnątrz, również krzyczeli. Po prostu strach. Została aresztowana. Z urzędu założono jej sprawę.

Córci zmierzono ciśnienie, zbadano serduszko. Podano uspkajający zastrzyk. Policja obejrzała cały dom i yard. Nie omieszkali zachwycić się moim skalniakowym yardem😁.

Wszystkie videa z Ring przesłaliśmy na policję

Mimo że dziewczyna miała dwa plecaki, nic nie ukradła.

Teraz jest czas nie ciekawy. Covid zrobił swoje. Ludzie utracili pracę, jeśli pracują to wynagrodzenia zostały okrojone. Czas wakacji, wiele rodzin nie stać na wyjazdy wakacyjne.

Ogólnie jest spokojnie. Nie licząc tych wyżej wymienionych i próby włamania się do sąsiada z naprzeciwka. Spłoszyłam jegomościa, nagrałam video które przesłałam sąsiadowi. Na ponad 10 lat dwa przypadki, to nie tak wiele, biorąc różnorodność kultur i kolorów. W mojej dzielnicy mieszka dwie rodziny afroamerykanów, dwie pochodzenia z Indii, z Polski ja, korzenie rosyjskie posiada mąż mojej dobrej sąsiadki, jedna rodzina wesołków z dawnej Jugosławii, pozostali – amerykanie. Biorąc pod uwagę, że moje miasto już przekroczyło 6ml mieszkańców w tym 51% białej rasy.

Nasze osiedle jest/było spokojne. Ulice okamerowane, nikt nie zapuszcza/ł się tutaj po łupy. Sąsiedzi spacerujący z pieskami lub bez, uprawiający jogging. Pisałam kiedyś o sąsiedzie urządzającym urodzinowe party. W tym roku również pośpiewali przy mikrofonie, cisza nastała o 10pm. Sąsiadka która zostawiała pieska przywiązanego na podwórzu bez nadzoru a sama znikała na 2 tyg. Pieska nie ma, był biedaczek stary.

Na jakiś czas trauma pozostanie z nami. Myślimy o zakupie 2 dodatkowych kamer oraz jeszcze jednego psa (pieski to my mamy). 🐩🐩

Samochodzik

Miało być szybko i sprawnie, wyszło nijak. Tel do firmy ubezpieczeniowej wykonany byl o godz11am. Za 90 minut będą – usłyszałam, na co wysłali smsa z potwierdzeniem. 90 minut trwało do godz. 3pm. Sprytnie samochodzik został wciagnięty a ja z bojącym sercem go pożegnałam.

Jechałam z córcią a samochodzik był obok, no jak nie zrobić zdjęcia? Niemożliwe, po prostu niemożliwe. Do stacji obsługi dojechaliśmy, a tam oczekiwanie 3 godzinne na naprawę opony i dodatkowo wymianę oleju.

Wisiał sobie samochodzik a ja udałam się po zakupy. Nic szczególnego nie kupiłam oprócz balsamu do ciała. Samochodzik dostał olej a ja balsam. Balans w naturze musi być!

Cały dzień poświęcony był na oczekiwaniu i sprawdzaniu mojej cierpliwości. Jeśli chodzi o cierpliwość to ja mam jej nieograniczone pokłady jako żona, mamusia, córusia i ciotunia. Jeśli chodzi o siostrę to nie chcę mieć cierpliwości i nie chcę być niczyją siostrą. Koniec i kropka.

Samochodzik odebrałm i szczęśliwa do domu dojechałam.

flat tire

Po dojechaniu do domu, wszystko było na miejscu i nic podejrzanego nie zauważyłam. Wczorajszego poranka, przed uruchomieniem samochodu, znów go obejrzałam. Wszystko w porządku. Po powrocie do domu już nie robiłam obchodu samochodu. Nie było potrzeby, tutaj się pomyliłam.

Dzisiajszego poranka, samochodzik dziwnie się prowadził kiedy zjeżdżałam do ulicy. Odczucie ciężkości. Jeszcze nie dojechałam na wstecznym do ulicy, zadzwoniła córcia z informacją, że coś się dzieje z samochodem. Poradziła sprawdzić. Sprawdziłam. Z przodu po stronie pasażera miałam flat tire. Fajnie, dziś byłam umówiona na spotkanie i…. można powiedzieć, że to już przeszłość. Oczywiście próbowałyśmy zmienić koło ale, nie udało się. Zadzwoniłam po pomoc.

Czekam na lawetę, zabiorą samochód do Firestona, a tam będzie mnie czekać co najmniej dwu goddzinna odsiadka. Nie ma tak jakby człowiek chciał. A chciałabym łatwo i przyjemnie.

nieszczęśliwy wypadek?

A może tak matka natura zadecydowała. Jedni się rodzą inni umierają, giną w wypadkach na wojnach lub w innych okolicznościach. Każda śmierć jest tragedią i nie tylko człowiek rozpacza. Niedawno czytałam, że pies mieszka na cmentarzu i sypia przy grobie od 2 lat. Nie wiem, czy świat matki natury jest sprawiedliwy. Mówiono nam w szkole, że musi być zachowana równowaga. Jeśli czegoś za dużo to …. mamy covidka. W moim rejonie jest bardzo dużo wiewiórek. Giną od szponów jastrzębi, sępów, szczurów i innych stworzeń. Wiele razy widziałam i nie raz zobaczę ginącą wiwiórkę.

Każde stworzenie cierpi. Człowiek uważa, że pewne gatunki gadów, płazów czy owadów nie potrafią czuć bólu fizycznego. Tylko… jak człowie może stwierdzić, jeśli nigdy nie był muchą której ktoś wyrywa skrzydełko. Nie był robakiem, którego szpadlem kroją na kilka części. Takie opinie, że stworzonka nie cierpią są wymyślone dla człowieka aby jego można było usprawiedliwić w przypadku zadawania bólu innym. To jest moje zdanie i nie jest ono oparte, na żadnych badaniach a jedynie obserwacji z dzieciństwa i obecnie.

Na masce mojego samochodu zaparkowanego pod drzewem, odkryłam gniazdo ptaszka a obok skrzydełko, jedną nóżkę i dwa maciutkie żołądeczki. Nóżeczka maciuteńka, skrzydełko bez opierzenia.

Aby ktoś mógłbyć syty, ktoś musiał króciutkie życie stracić.

Niewyobrażalna strata dla matki. I w tej chwili nie ważne, jakie móżdżki ptaszki posiadają, ale ich przeraźliwy szczebiot mówił o wielkiej tragedii jak się wydarzyła.

Wiosna panie sierżancie….

Od kilku dni już deszcz nie pada. Nareszcie!!! Słoneczko świeci, a wiewióry wykopują cebulki tulipanów. Nie mogę cały dzień w oknie siedzić, czy też wybiegać na zewnątrz i klaskać. One i tak są sprytniejsze. Czekają, aż wejdę do wewnątrz i ruszają na “oranie” ziemi. Z tych 600 cebulek na pewno coś zostanie. Może wyklują się pąki i będzie ładnie na polu. Zresztą to nie jest aż takie wielkie zmartwienie. Zakwitną czy nie, będzie ładnie i bez tulipanów,  inne kwiatki posadzę.

W poniedziałek MM miał wizytę u lekarza. Zmienić tabletki lub zwiększyć ich dawkę. Nie lubimy biegać do lekarza z niczym. Jak trzeba iść, to trzeba. Dostał zwiększoną dawkę. Nic by mnie nie dziwiło, ale kiedy poprosił abym usiadła, byłam poddenerwowana. Bo, jeszcze nigdy nie przekazywał mi żadnych wiadomości….najpierw usiądź, trzeba porozmawiać…

Usiadłam, mózg pracowł na szybkich obrotach i analizował. Mózg nie znalazł zagrożenia. Zrelaksowałam się, bo co to może być? MM zdrowy, no ma to co ja, nadciśnienie. Tego nie operują.

“Wiem jakie masz zdanie i ja to podzielam, ale nasza lekarka, powiedziała, że to nie podlega dyskusji, trzeba się zaszczepić. Możemy tego nie robić, ale uważam, że ona ma rację. Co o tym myślisz. Ja jako były wojskowy oraz nadciśnienie kwalifikuje mnie do zaszczepienia,  a ty moja żona bez względu na wiek, również.”

Moja odpowiedź, TAK.

Jeszcze nie dawno, mówiłam że poczekam, nie teraz. To TERAZ nastąpiło. Coraz więcej chorych, znajomi ludzie już umierają. Aktor którego wprost uwielbiałam, zmarł na covid. Zaczęłam mieć obawy, czy mój organizm da radę. Jeśli nie, to jaki będzie przebieg choroby. Czasami nakładam dwie maski, ale te maski podobno chronią innych przed “moim” wirusem. A kto i co mnie ochroni przed wirusem od obcych ludzi? MM jest wciąż oporny jeśli chodzi o mycie rąk. Gdy tłumaczyłam, że on może nie zachorować ale przywlec wirusa do domu, to lekceważy. Wsadzi palce pod bieżącą wodę i czym prędzej zabiera jakby z kranu leciał żrący kwas. No taki jest. Nie ma ludzi doskonałych. Muszę w tym przypadku o siebie zadbać.

Wtorek rano, zadzwoniła lekarka. MM przekazał naszą decyzję. Po niespełna 2 godzinach zadzwoniła pielęgniarka z ustaleniem terminu.

Środa, 3 marca 2021, zostaliśmy zaszczepieni pierwszą szczepionką Moderna z samego rana.

Aby wejść do poczekalni w przychodni lekarskiej musieliśmy, zdezynfekować dłonie i zmierzono nam temperatutę. Przy okienku otrzymaliśmy papiery do wypełnienia. W poczekalni było 2 osoby a jedna wychodziła z gabinetu zabiegowego. Nie było tłoku, kolejek i żadnych przepychanek. Fotelików było z 14 i 3 małe sofy. Po oddaniu wypełnionych papierów zostaliśmy poproszeni do gabinetu lekarskiego.

Razem czy osobno? Oczywiście że razem i ja pierwsza. Komar bardziej boli jak wgryza się w skórę. Podałam prawe ramię, dalej od serca. Tak mi szybko przez myśl przemknęło. Igła cieniuteńka, nic nie czułam. Plastrem zaklejono i kolej na MM. 15 minut oczekiwania na nieoczekiwane reakcje. Wszystko odbyło się sprawnie i bezboleśnie.

Przy okienku na nasze karty szczepienne wpisano datę następnego szczepienia. W poczekalni były już inne 2 osoby.

Nie czułam się jakbym komuś szczepionkę zabrała. W poczekali widziałam młodsze osoby niż ja. Szczepionek wszystkim wystarczy w końcu ameryka dla swoich obywateli na pewno wyprodukuje.

Po czterech godzinach zaczęło boleć przedramię i to nie tak, że tylko troszkę. Dosłownie, MM musiał mi gacie zdejmować i nakładać przed i po korzystaniu z wc. Uffff, ohhhh, brrrr.

Przez resztę dnia rękę nosiłam w nosidełku lub kieszeni spodni. Zadzwoniłam do pracy, że jestem bezużyteczna i w czwartek muszą sami dać radę.

No i nadeszła!!!! Nasza 16-ta rocznica ślubu. Co to się działo, co to się działo 16 lat temu. W gazecie nie opisali, w tv nie pokazali tych nowożeńców. Co to się na weselu wyprawiało, tańce, hulanki,  swawole, które to po raz pierwszy w swoim życiu MM ujrzał na własne oczy. W czwartek za bardzo nic nie ujrzał. Ręka bolała, łaziłam po domu jak śnięta ryba. Mieliśmy wiele planów w związku z naszą rocznicą ślubu, plany planami. Zostaliśmy w domu, zamówiliśmy kolację, po kieliszku winka wypiliśmy, film zaliczyliśmy i do spanka poczłapaliśmy. Co tam 16-ta ona bez żadnej nazwy, trzeba czekać do 20-tej – będzie porcelanowa. A dalej zobaczymy jak nam pójdzie. Aby zdrowie dopisało, aby covida już nie było i żeby inny wirus nas wszystkich nie wykończył.

Spałam na lewym boku lub plecach inne pozycje były niemożliwe.

Przedłużyłam sobie wolne na cały weekend. W piątek poczułam się na tyle zdrowa, że wyciągnęłam pressure washer i rozpoczęłam mycie chodników. Jak mi ślicznie to wychodziło, sama nie mogłam się nadziwić. Wychodziło do momentu kiedy ciśnieniówka zrobiłe głośne buuuurrr i uff i siadła. Kryzczę do MM który siedzi w swoim office, aby przyszeł szybko na ratunek. MM zajrzał tam i tu i ówdzie. Dolał oleju i zapalił maszynę. Szybko mi znikł z pola widzenia bo miał pilną sprawę do zrobienia w swoim office. Zostałam ja i maszyna, która zaczęła wydalać kłęby biało-niebieskiego dymu a przy tym wydawała dźwięki jak stary traktor. Przestraszyłam się, nie wiedziałam co robić, trzymać ją na rozruchu, rzucić i uciekać bo wybuchnie, trzecia opcja – wyłączyć. Nie wiedziałam, po prostu nie wiedziałam bo spalinówką to pracował MM a ja mam elektryczną, może mniej  powera ale bezieczniejsza. Kiedy ujrzałam MM wychodzącego z domu, szybko wyłaczyłam machinę. MM krzyczał abym tego nie robiła ale w tym huku wydobywającym się z machiny i kłębów dymu,  niestety ale go nie dosłyszałam. Jedynie odskoczyłam od maszyny. “Dobrze że nie wybuchła”- powiedział.

No dobrze, że nie wybuchła. Tylko gdzie był problem? Chwycił za telefon i zadzwonił do service. MM nalał innego oleju silnikowego niż maszyna potrzebuje. Jednym słowem maszyna musiała się brzydko mówiąc wyrzygać. Bardzo długo miała niestrawności, już rzadziej burczała i “wymiotowała”. Pracowałam,  aż do zmroku. Ciśnieniówka MM ma ciśnienie na prawdę silne, no i oczywistym jest, że szybciej praca mi szła.  Po pracy wyskoczyliśmy do naszej restauracji na coś mocniejszego.

Przed spaniem jak zwykle wyprowadzamy pieski. Słyszałam jak pieski przeraźliwie szczekały ale jak usłyszałam MM krzyczącego do mnie, to dla mnie był to alarm, że coś strasznego się na zewnątrz dzieje. Otworzyłam okno, MM krzyczał i coś wymachiwał. To była już ciemna noc,  11pm.  Zbiegam na dół i ile mocy w nogach pobiegłam  na back yard. I co? MM podświetla mi zwierzaka siedzącego na płocie. OPOS!!!!! Biedny,  przestraszony. Nie raz widzieliśmy na kamerach, że przechodzą rodzinnie przez nasze “pole”. Ale żeby na płocie siedział?opos

Wczorajszy dzień – sobota,  był chłodny i nie zdecydowałam sie na mycie chodników. Mimo,  że mam spodnie waterproof, ale zimna woda to zimna woda, kiedy do tego dodać zimne powietrze to zrobi sie lodowato. Planowałam, że wyjdę na kilka godzin w niedziele bo zapowiadali ciepłą podogę.

Niedziela, 

piękne słoneczko zaglądało od wczesnego poranka do sypialni. Oj, oj powyciągałam kosteczki i zeszłam do kuchni gdzie MM już smażył bekonik na śniadanko. Kubek kawy postawił mnie na nogi i wybiegłam na “pole”, jeszcze w szlafroczu, na obchód. Trzeba wiedziec co wyrosło, co wschodzi, co zjedzone a co wykopane. Tulipany posadzonye w tym roku już powolutku rozchylają ziemie i to dobry znak, cś sie dzieje. Te które nie wykopałam jesienią, pieknie kwitną,  cieszą oczy nie tylko na rabatkach ale i w flakonie.

Nic nie wyjdzie z mego mycia chodzników, nie chcę zakłócać spokoju naturze. Niedziela jest do odpoczynku. Zdążę sie napracować.

Jutro też jest dzień.

Będzie jeszcze piękniejszy niż minione.

Bułeczki z niewypałem

Dziś miałam pracowity dzień.

MM pojechał do biura, coś mu na łączach internetowych przerywało. Okazało się, że to serwer biurowy wariował.

Postanowiłam, że zajmę się sobą. W pierwszej kolejności poszły włosy. Znudził mi się jasny kolor. Zawsze mam w domu zapas farb i nie przeszkadzało mi, że 7-go mam wizytę u fryzjera. Najpierw położyłam farbę na odrosty. W drugiej kolejności poszły w ruch brwi. W trzeciej kolejności nałożyłam farbę na końcówki włosów.

Efekt końcowy zadawalający. Brwi i włosy wyglądają perfekcyjnie. Fryzjerce zostawiłam podcięcie włosów, no i może pasemka.

Zadowolona z siebie rozpoczęłam prace z ciastem drożdżowym. Nie rozumiem dlaczego nie trzymam się jednego sprawdzonego przepisu ale muszę zawsze wygrzebać “coś”, co nawet koło przepisów nie leżało.

Nigdy nie dodawałam oleju do ciasta drożdżowego, no jeśli trzeba – to trzeba. Wyszło 16 bułeczek… tylko jakieś dziwne w smaku. Zjadliwe. A że sera mi jeszcze dużo zostało, to ciasto drożdżowe zrobiłam bez oleju. Na dno foremki położyłam część ciasta, przykryłam je twarogiem,  a to przykryłam wałeczkami ciasta. Ten dziwaczny sernik jest lepszy od bułeczek.

Lepszy ale …. w sumie ze swoich dzisiejszych wypieków nie jestem zadowolona.

Oczywiście, że wszystko zostanie zjedzone ale mi chodziło o zjedzenie przez duże Z.

Dobrze, że koniec tygodnia.

Będę trzymać się z dala od piekarnika😁😁😁

Wyjazd po za miasto

Córcia szuka domu, chce kupić coś do czego bedzie z chęcią powracać. Ma to być dom przestronny no i sypialna główna ma nie tylko king size łóżko, ale musi być też miejsce dp chodzenia a nie przeciskania się oraz miejsce na fotel,  komodę itp. Nawet nie ważne jak daleko od miasta ale aby z chęcią jechała i po otwarciu drzwi, czuła radość z przestąpienia progu swego domu. I z tym uczuciem córcia się zgodziła.

Pojechałyśmy doś daleko za miasto. Ponad godzina jazdy autostradą, później wąskimi drogami. Dojeżdżająć do domu na sprzedaż, dostrzegłyśmy dom, który nie pokrywał się z domem na zdjęciu. Wiem, że photoshop wszystko potrafi ale w tym przypadku było to bezsensowne. Łapać klienta na mistyfikacje a w tym przypaku nie trzeba poddawać zdjęcia jakimś specjalnym obróbkom aby dojść do prawdy. Stałyśmy przed domkiem a nie domem. Pomieszczenia bo nie pokoje sprawiał, że czułyśmy ucisk ściany z każdej strony. W dużej sypialni można byłoby postawić tylko i wyłącznie łóżko queen. Dwa maciutki pokoiki… na tym zakończę opis. Ludzie przyjeżdżali i szybko odjeżdżali nikt nie zamienił słowa z młodym pośrednikiem/kobietką. Właściwie o czym było z nią rozmawiać.

Kłamstwo ma krótkie nogi.

Było pochmurnie ale powietrze było bardzo przyjemne i zdrowe. Dla powietrza można byłoby się przeprowadzić. Ale po co domek, moż w tym przypadku pod duży namiot, znacznie taniej.

Przed ostatni dzień starego….

Od dziś do 7go stycznia mam urlop. Mogę spać, odpoczywać i robić na co przyjdzie mi ochota.

Zanim zaczął kropić deszczyk, dmuchałam liście i zapełniłam dwa duże wory na odpady budowlane. A później, a później walnęłam się na łóżko i usnęłam. Spałam jak zabita.

A teraz męczy mnie kaszelek, bo zamiast siedzieć w domu i doopy nie ruszać zachciało mi się dmuchania. Od jutra przez dwa dni będzie padać i bardzo dobrze to będę siedzieć w domu.

Zakupy zrobione. Wszystko na pizze kupione, wyskokowe napoje jak najbardziej również. Kupiłam co lubię. Od dłuższega czasu nie mogłam trafić na napój Smirnoff. Były oryginalne i inne smaki ale nie green apple. Nie jest to napój wielce wyskokowy bo 4,5% to polskie piwo ma więcej procent. No ale, zrobie na sylwestra Moscow mule, w zależności od ilości dodanego alkoholu jest mocne. Wszystko co niezbędne do moscow mam, więc i tym drinkiem będę się delektować.

Nie napije się, nie lubię kaca i nie lubię jak mi świat wiruje, nie lubię mówić do sedesu że jest moim przyjacielem kochankiem i wszystkim co w tej chwili potrzebuję. MM coś o tym wie.

Pierwszy raz było kiedy wypiłam tylko 2 margarity. Oj to była zabawa, tańczyłam tylko ja i nikt więcej. Nie czułam się pijana. Nie czułam się źle. W domu spędziłam noc z sedesem. Koszmar. Drugi raz… chciałam sprawdzić czy to margarita mocna czy mój żołądek nie toleruje margarity -tequilii. O dwa razy za dużo. Już nie sprawdzam.

Ogólnie z alkoholami jestem ostrożna nie lubię tracić kontroli.

Potrafię i to robię, bawić się bez alkoholu.

Kaszel nie ustępuje. Wezmę mucinex i do łóżka.

Jutro SYLWESER.

w grudniowy sobotni poranek

Obudziłam się po 2 AM  z bólem głowy. No cóż, mam to już od dawna i jak to mówią, czas przywyknąć. Tylko, ten mój ból z szumem głowy,  nie zapowiada niczego dobrego. MM obudził się również. Ciśnieniomierz i żadnych niespodzianek. Trzeba brać i jak najszybciej specjalną tabletkę.

Odczekałam godzinę, ciśnienie spadło ale już nie myślałam o powrocie do łóżka. Za oknem ciemno, tylko moje ozdoby na zewnątrz rozświetlają podjazd od frontu i deck od back yardu.

Od wielu lat ozdabiam „pole” światełkami i różnymi ozdóbkami.

Czasami sama robię, lecz w tym roku ograniczyłam się do światełek. Zanim w tym roku rozpoczęłam ozdabianie, bardzo dużo ozdób wyrzuciłam do kosza. Jelonek, bałwanek, pingwin różnego rodzaju choinki i choineczki. Niektóre lampki zostawiam, będę naprawiać z tej to przyczyny, że obecne lampki są mniej ozdobne. Przeważnie najzwyklejsze żaróweczki bez żadnych ozdóbek.  Ozdóbki dodają bardzo dużo uroku. Zacznę poszukiwania po sklepach zaraz po świętach.

Będą przeceny i może trafię na coś ciekawego.

Na przykład: wczoraj kupiłam dwa piękne czerwone flakony oraz jeden srebrny. A pojechałam po całkiem, ale to całkiem inne zakupy.

Nie lubię zakupów i wyjeżdżam z musu. Tym bardziej, że teraz przymierzalnie są zamknięte i przymierzyć można oczywiście, ale w domu. Więc kursowałam między domem a sklepem. Ostatecznie kupiłam na oko i okazało się trafiłam w dziesiątkę.

Nie lubię jeździć nocami, więc jechałam dość szybko, aby zdążyć przed całkowitym zapadnięciem zmroku.

Dziś jedziemy po zakupy…coś na stół…

Zrobiłam listę, nie powinno być tragicznie.

Proszę życzyć udanych zakupów


Nie było tragicznie. Na miejscu byliśmy bardzo wcześnie, 15 minut po otwarciu. Właściwie kupiłam to co potrzebuję na przygorowanie Wigilii i na stół świąteczny. Niestety☹️🥲☹️🥲 makowca nie było. Bułki z makiem!!! Nie nie, nie zastąpią rolady makowej. Spróbuję podjechać w poniedziałek. We wtorek mam fryzjera, pozostałe dni przygotowywanie dań świątecznych.

Muszę zdradzić tajemnicę. Nigdy nie piekłam makowca!!! Próbować też nie będę.

Chyba 2 lata temu, również nie dostało się makowca to tort napoleon/marcinka upiekłam. Ten tort znałam pod nazwą napoleon ale w rozmowie z przyjaciólką, dowiedziałam się, że ma drugą nazwę marcinek.

Dziś skupiona jestem na menu, niby tradycyjne, bez zmian, ale trzeba zrobić rozpiskę co w jakim dniu będę robić, po prostu ułatwie sobie życie. Syn już dziś zaoferował się kroić warzywa do sałatki jarzynowej, córcia też w czymś pomoże. Znajdę i dla niej zajęcie. MM upiecze pierś indyka z mojego książkowego przepisu i jak się da prace rozłożę na kilka osób.

Pierś z indyka na Thanksgiving była palce lizać. Chcę tak samo na święta!😁

Święta już tuż tuż……🎄🎄🎄🎄

Wkurzyłam się!!! I coś bardziej na spokojnie. 😁

Czytam wypociny jakiegoś redaktorzyny… a oni nie zrobili nic…

https://www.se.pl/auto/nowosci/ciezarowka-zahaczyla-dzwigiem-o-wiadukt-rozbawieni-swiadkowie-nie-zrobili-nic-by-uniknac-wypadku-wideo-aa-8SXM-hN8C-eLSn.html

i mnie normalnie, normalnie poniosło. Co powinni zrobić? No co?

Ja zrobiłam, robiłam i próbowałam policję zmobilizować do działania!

Co? Nic!!! Chciałam dać dzieciom przykład obywatelskiej postawy i obowiązku. I co? I pstro! Byłam zawiedziona a moje dzieci jeszcze bardziej. Policja zgłoszenie olała.

Przede mną jechała ciężarówka wężykiem, że wężykiem to jeszcze nic. Drzwi od szoferki z prawej i lewej strony machały się jak chorągiewki na silnym wietrze. Kierowca hamował, przyspieszał i łapał to lewą stronę a to prawą stronę dwupasmówki. Zadzwoniłam na policję, dałam namiary i podążałam za ciężarówą stawarzającą jakby nie było niebezpieczeństwo. Co z tego że podałam numer rejestracyjny, że pianego kierowcę złapią. Przecież nie jeden samochód policyjny na wyposażeniu. Ten gość stwarzał zagrożenie. Dzwoniłam kilkakrotnie i co i pstro. Zatrzymałam się i zawróciłam, już ciężarówy nie śledziłam. Byłam zawiedziona a moje dzieciaczki jeszcze bardziej. -mamusia dlaczego policja nie przyjechała???

Co miałam odpowiedzieć? Że to ich nie interesuje bo nie ma trupa? Że kawkę piją albo w karty grają? Że mnie olali? No co?

Więc, co ci ludzie mieli zrobić z tym samochodem? Zadzwonić na policję? Czy też ryzykować mandatem i przekroczyć dozwoloną prędkość i kierowcę zatrzymać?

Czy, wyprzedzić, wyskoczyć przez otwarte drzwi prosto pod koła samochodu z nie złożonym wysięgnikiem?

Zostałam nauczona.

Nie ma trupa.

Nie ma sprawy.


Siedze przed kompem, winko popijam i się odstresowuję.

Nareszcie!!

Mogę krzyknąć….NARESZCIE!!!!…

Nareszcie odpuszcza. Tyle się wydarzyło złego, że wylane łzy nie pomogły. Powolutku wszystko wraca na swoje miejsca.

Powolutku, bo niektóre sprawy potrzebują czasu, niestety.

Wszyscy śpią a po huraganie jaki nas nawiedził, pod moim dachem jest nas więcej niż dwoje.

Nie mam ochoty na spanie, jest mi dobrze, w ciszy i spokoju posiedzieć przed kompem.

Psy chrapią, koty drapią a mężczyźni również chrapanko/sapanko sobie robią.

Jest mi tak dobrze i przyjemnie, żeby nie trzeba było jechać jutro do pracy to chyba siedziałabym tak do rana.

Odnośnie covida u nas wszystko wróciło do normalności po za maseczkami. Nikt nie krzyczy w tv i nie nawołuje ale maseczkę każdy na pyszczku ma. W biurze zdejmuje się kiedy się siedzi w swoim boksie. Wstajesz maska na twarz!!!

Nikt nie przypomina i upomina, każdy automatycznie nakłada. Dezynfekcja rąk za każdym zakrętem. No i ręce stają się diabelsko suche. No cóż, coś za coś. Na autostradach w godzinach szczytu tak jak przed covidem. Jedynie zauważyłam więcej zniecierpliwienia i nerwowości. W moim stanie klaksonu się nie używało, wszyscy stali i czekali na marudę który, zagapił się, zaczytał, zamyślił. Teraz klaksony naciskane są częściej, czasami bez sensu. Zajeżdżanie drogi też, jakby nerwowe. To są takie moje obserwacje.

Może w końcu, odnajdę siebie, wrócę do samej siebie.

Stary rok już pakuje swoje starocie w stare wory, Nowy Rok jest już już za rogiem. Może przyniesie nam nie tylko dobre ale i nowe doświadczenia.

Zanim przyjdzie, mamy jeszcze w następnym tygodniu święto indyka.

Moje malowania są na ukończeniu. Łazienka wymierzona i remontować będę już w nowym roku. Płytki ceramiczne wybrane, szafki również. Sedes wybrałam taki bezdotykowy ale…. jak prąd wyłączą to i sralnia będzie zamknięta. 😁

Muszę plany dotyczące sedesu, zmienić. Bardziej na użytkowy a nie na widokowo-bezdotykowy.

I tym toaletowym akcentem będę kończyć.

Wino się kończy a północ za chwilę zaczyna. 😁

__________

November 7th, 2021 Niedziela

Łazienki na parterze nie remontowałam, MM większość roku w domu. Więcej gadania, niż pomocy otrzymałam od niego. Sam nic nie robi i innym nie da robić.

Ale i na dobre wyszło nie zaczynanie remontu. Zmieniłam zdanie odnośnie zlewu i szafki pod zlewem. Szafkę powinnam wyszlifować i pomalować. Jest drewniana, a teraz produkują z płyty. Zlew jest łącznie z blatem, jedna całość a takie obecnie są bardzo drogie. Bardzo funkcjonalny. Itd, itd zanim zacznę remont to jeszcze minie czasu. Najlepiej mi się pracuje ja MM w domu nie ma.

To było …..

 

Po nocnym napadzie na sklepy i zakłady, opublikowano alarm …pozostania w domu…

Najazdy na sklepy i inne zakłady były zorganizowane grupowo. Podjeżdżało kilka samachodów, huligani wybijali szyby, wbiegali do sklepu i niszczyli co było pod ich ręką. Grabili, a więc pakowali do wózków sklepowych, co się dało. Pakowali do samochodów i odjeżdżali. Po pierwszych grabieżcach, nadjeżdżali następni. Nie było policji. Nie przyjechała i nie zabezpieczała pracujących w sklepie. Zniszczone w office komputery, na hali sklepowej kasy, poniszczony towar.

W tamtym momencie był tam mój syn, jego komputer roztrzaskany. Zdąrzył uciec po pierwszym najeździe. Nic mu się nie stało, ale kontakt wzrokowy z rozwcieczonymi grabieżcami, przeżywa psychicznie.

To nie był żaden protest w związku z zabiciem/zamordowaniem George’a Floyda, to było niszczenie i rabowanie mienia przez młodych mężczyzn w wieku 16-20lat.

Floyd był dobrze zbudowanym mężczyzną, więc nasuwa się pytanie. Czy tak bardzo panowie w mundurach się go bali, że musieli zabić za nieudowodnioną kradzież?

Następna bezsensowna śmierć pociągnie za sobą inne.

Nie poddam się

Piękna wiosenno-letnia pogoda, więc nie możliwością siedzieć w czterech ścianach. Nasiedziałam się i jestem zmęczona nic nie robieniem. Ileż można, czytać, bułeczki chlebek piec, sprzątać-mało sprzątałam, łazić od okna do okna. Już od minionego tygodnia rozpoczęłam prace “polowe”. Każdy zakątek yardu został spryskany środkiem przeciwko owadom przez specjalistyczną firmę, więc miałam kilka dni spokoju. Nic mnie nie gryzło, lizało, próbowało i pajęczyną oplatało. Byłam bezpieczna ponad tydzień. Mogłam nacieszyć się słoneczkiem, zamiataniem, dmuchaniem, przesadzaniem, podcianiem. Do domu wracałam brudna i zmęczona. Czasami to ledwo nogi ciągnęłam za sobą, a czasami siadałam na decku z butelką piwa. Nie jedną butelką. Bo redneck pije piwsko i nie tylko. A ja jako początkujący redneck lubię jak mi zimne piwsko spływa po brodzie. No jestem prosta i nie prosta babo-chłop-kobietka. Bez obawy na salonach też umiem się zachować.

No i tak moje yardowe życie płynęło, bez większych niespodzianek. MM w jednym kącie yardu ja w drugim, czasami machając do siebie z oddali. Znów wciągnęły mnie prace yardowe i trudno mi się oderwać, nawet na przegryzienie kanapki. To nie szkodzi, że nie jem. Siedzenie i nic nie robienie poszło mi w fałdeczki. Schudnę. Tycie jest przyjemniutkie, lody, cukiereczki, bułeczki, ciasteczka i inne smakołyki. Niepostrzeżenie przybywa kg. Chudnięcie wymaga pracy i diety, nie należy do przyjemnych. Nie mówię o diecie odchudzającej lecz o odstawieniu słodkości i przynajmniej częściowo zamienić się w królika. Więcej marcheweczki, sałateczki i jabłuszka. Myślę, że nie będzie trudno schrupać marcheweczkę bo ostatnie lody zjedzone wczoraj, a rodzynki w czekoladzie dzisiaj na obiad.

Dziś ponad 7 godzin poświęciłam na ciśnieniowe mycie ścieżek, patia, podjazdów. Nie, nie ukończyłam, jeszcze zostało mi od frontu. Nie wiem, no nie wiem, dlaczego te obleśne owady, muszki, muchy itd mnie uwielbiają. Wczoraj siedząc w domu na kanapie, zauważyłam chodzącą po oparciu kanapy mrówkę. Myślałam, że ją ukatrupiłam, ale nie, to była jakaś wiecznie żyjąca. Ugryzła mnie!!!!!Malo tego musiałam rozebrać się do golasa i to w pośpiechu, łaziła po mnie!!!Mąż to miał ubaw!!!😁😁😁Dlaczego wszystko co lata i pełza, lezie w moim kierunku?

Popryskałam chemią ręce i ubranie. Nie chciałam sprejować całego ciała jak nie raz i nie dwa to robię. Poczułam ugryzienie i mrowienie, jak to zwykle się odczuwa przy ugryzieniu mrówki. Swędziało, piekło, bolało na brzuchu z lewej strony. Nie wiedziałam co mnie ugryzło, bo to coś wlazło mi pid bluzkę. Dobrze, że nie w majtki. 😁😁Posmerałam lekko to miejsce bolące i dalej pracowałam. Po prysznicu, po prysznicu, aż wzięłam większe lusterko (nie, nie zdjęłam ze ściany) przybliżyłam do brzucho i …..ujrzałam dużą czerwoną plamę. Mazakiem zaznaczyłam brzegi plamy, piekącej plamy. Po 2h plama się powiększyła i zaznaczyłam czerwonym mazakiem.

Teraz czekam i zaznaczę zielonym mazakiem. Niebieski mazak też przyszykowałam, aby nie byl potrzebny.

Jak spać? Kiedy coś mi tam boli, boli jakby ktoś igłę wbijał.

Jak spać jak mogę jutro nie wstać?

Będę czekać.

MM stwierdził, że nie powinnam wychodzić na zewnątrz, najlepiej jak zajmę się szydełkowaniem lub dokończę serwetę iglicą. Ale takie dłubanie mnie nie bawi.

Plama wyszła z jednej strony za czerwony mazak. Oj nie dobrze.

Zobaczymy co będzie jutro.

Jutro muszę dokończyć ciśnieniowe mycie.