Wtorek jak sobota

Przestawiło mi się znowu ale myślę,  ponieważ nie miałam wolnej niedzieli. Przebudziłam się z myślą….jak dobrze, że dziś sobota a jutro niedziela.

Zastanawiałam się jaki dzień tygodnia był wczoraj. No i demencja mnie dopadła, nie mogłam przypomnieć. Gdy wylazłam z łóżka to pamięć szybko powróciła. To nie sobota a wtorek. Na pewno jutro nie będzie niedzieli. Minioną niedzielę przepracowałam przy remoncie, więc i takie zawirowania w głowie nastąpiły. Potrzebuję prawdziwej ale takiej wypoczynkowej niedzieli, a nie pracującej, to i zawirowań nie będzie. Cały dzień męczyło mnie to zawirowanie, sobota i sobota.

Aby nie popaść w jakąś paranoidalną chorobę, wzięłam się za remont. Rozpoczęłam od zdejmowania luster ze ściany na korytarzu. Dawno temu przykleiłam jakimś dobrym klejem do ściany. No cóż, chciałam tak zrobić i zrobiłam. W końcu po to te lustra kupiłam. Lubiłam patrzeć na nie i przyglądać się w nich. MM gdy je zobaczył już przyklejone so ściany, nie był zadowolony ale jakoś to przeżył. Po 13 latach nadszedł kres moich luster, czas na zdjęcie. Gdyby to byłoby zdjęcie to mała bieda, ale klej był bardzo silny ale z pomocą przyszedł mi alkohol. W niewielkich ilościach spejowałam za luterka. Nie dało się zdjąć luster bez uszczerbku dla ściany.

Powstały mniejsze lub większe ubytki, które należało za szoachlować. Po zdjęciu luster na hollu zrobiło się bardzo pusto, dziwnie i łyso.

No coż, po remoncie coś wymyślę, może widzące lustro w delikatnej lecz ozdobnej ramce. Wszystko możliwe, że zostanie pusta ściana.

Lustra po prawej stronie.

Ściana w nie najlepszym stanie.

Będzie szpachlowanko.

Troche lenistwa i dalszy ciąg robót

Z pracy wróciłam z uczuciem jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze. Nie chciało mi się cokolwiek robić w zakresie remontu. Tym bardziej, że wtorek mam wolny, to lenistwo wkradło mi się do głowy tak silnie, że padłam na kanapę w ubraniu i obuwiu, przykryłam się kocykiem, nawet nie wiem kiedy usnęłam. Zbudził mnie odgłos szykującego się MM do pracy. Nawet nie wstałam żeby go pożegnać jak każdego dnia to czynię. Z pozycji leżącej pomachałam mu ręką i zagłębiłam się ponownie w sen.

Obudziłam się po 8 pm, stwierdzając, że przebieram się w remontową odzież i zabieram się do roboty. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Sumiennie bo 3 godziny, pracowałam nad detalami. Jakaż ta robota marudna. Tam doczyścić, tam zaszpachlować, tam domalować i tak tam i tam, zakończyłam prace nad detalami.

Z korytarza zabrałam cały remontowy bajzel, układając na blacie umywalkowym, że jest podwójnie długi to mi się wszystko zmieściło. Na podłodze na korytarzu zostawiłam jedynie listwy podłogowe do ułożenia.

Oj, oj dumna z siebie byłam, że nie zmarnowałam czasu na przewracanie się na kanapie.

Niedzielne prace

Wiem, wiem 7 dnień tygodnia …. ale muszę podgonić prace remontowe. Nie zawsze można pozwolić na odpoczynek. Nie mam za dużo czasu, a detale w remontach są szczególnie ważne i czasochłonne. Mam nadzieję zakończyć dziś łazienkę bez układania podłogi w części umywalkowej.

Wykonałam dużo roboty remontowej ale … nie zapomniałam też o odpoczynku. Nie znaczy, że jak lubię prace fizyczne to trzeba się od razy zabijać.

Nieoczekiwanie dla męża, a oczekiwał, że w pewnym momencie zostawię prace remontowe i do do niego dołączę, zakończyłam prace. Zagłębił się w fotelu i się relaksował, ostatecznie niedziela. Oczywiście dołączyłam, z głowa pełną rozmyślań … co następne… Chciałabym zakończyć prace do sierpnia na nasze wspólne urodziny. Chociaż ludzie w pewnym wieku nie powinni już obchodzić urodzin, ale dlaczego nie. Nie mam planów wyjazdowych związanych z urodzinami, ale fajnie byłoby spędzić czas w domu w którym nie trzeba przeskakiwać nad wiaderkami z farbą i gipsem. Wstać rano i nie wąchać oparów schnącego gipsu i farb. Nie twierdzę, że to jest jakoś specjalnie uciążliwe, ale MM bardzo często coś tam mamrocze pod nosem, że za mało miejsca na przejście korytarzem zostawiam. No ja się mieszczę i taki przesmyk zostawiam, MM jest słusznej postury i nie zawsze ma miejsce na przemieszczenie się, zmieszczenie, prześlizgnięcie. Gdy słyszę te jego niezadowolone stękanie, to lecę na skrzydłach anioła stróża i odsuwam co się da, spod jego nie lekkich stóp. Wprawdzie mówi, że jest OK, w tym momencie jest miły i nie wywołuje we nie diablicy strzelającej piorunami, dobrze że nie wywołuje, ale wiem i oczywiście słyszę jego niezadowolenie. Staram się być pomocna w przemieszczaniu, a po za tym, to mnie nie za bardzo to interesuje. Pracuję za dwoje więc … nabrać powietrza w usta i milczeć, no i właściwie tak robi. Osobiście to mnie też czasami wnerwia ten remontowy bałaganik.

Ale jak zrobić remont bez bałaganu? Gdy w między czasie dopadły mnie problemy zdrowotne i rodzinne, które wyłączyły mnie całkowicie z życia i rozumienia co się wkoło dzieje.

MM po cichaczu zaczął szukać już firmy remontowej, która to by zakończyła MÓJ remoncik. Nie nie byłam jakoś specjalnie niezadowolona lub zła. Stwierdziłam, że to byłby dobry pomysł..,ale troszkę za wcześnie na takie decyzje. Trzeba poczekać na wyniki wszystkich badań. Jeśli jestem chora, to jak najbardziej, ktoś musi dokończyć remont. Jeśli to tylko stres, a z nim związane są te ataki to … chwilę poczekamy i powinnam brać się do roboty.

Stawiałam na zatrucie i stres. Ostatni wynik wydrukowałam dziś wieczorkiem. Wszystko w normie, żadnych zmian od ostatniego badania, a było 6 miesięcy temu.

A więc do roboty i nie marudzić.

Oświetlenia zainstalowane.

W części wannowo-sedesowej

W części umywalkowej

Gofry i inne prace

Wczoraj miałam bardzo luźny dzień. Wstałam wprawdzie wcześnie ale w zasadzie nic pożytecznego nie robiłam. Ewidentny brak chęci, mobilizacji i organizacji. Wszystkie plany zostały na etapie planowania i nie w początkowej fazie ich realizacji.

Trudno stwierdzić, że dzień stracony. Przeżyty, więc już sukces.

 „Cel to nic innego, jak marzenie z terminem realizacji.”
Joe L.Griffith

Moim dzisiejszym celem było pomalowanie sufitu w łazience.

Zanim się za ten cel zabrałam, wykonałam tysiące innych małych prac. Możliwe, że chciałam odwlec prace malarskie w czasie.

Ostatecznie pomalowałam. Malowanie sufitu nie jest najlżejszą pracą. Cały czas trzeba trzymać głowę do góry.

Po części wannowej zrobiłam przerwę na tel rozmowy z wujkiem. Oczywiście wujek odwiedził swoją siostrę, a moją mamusię. Z jego ralacji: mamusia trzyma się dobrze. Nawet nie używa pampersów jak to było w ubiegłym roku. Odległość z pokoju do łazienki pokonuje przy pomocy specjalnej balustrady. Ludzi poznaje, ale potrzebuje trochę czasu aby rozpoznać twarz. Trzeba pamiętać, że wzrok już miała słabiutki kilka lat temu.

Wujek powiedział abym dbała o siebie a moja Mama ma się dobrze i krzywda jej się nie dzieje.

Pocieszające są dobre wiadomości.

Następnie podzwoniłam po urzędach miejskich i wojewódzkich. Podatki w Polsce też trzeba płacić.

Koleżanka z Kanady zadzwoniła, też troszkę porozmawiałyśmy.

Czas szybko zleciał.

Około 5pm rozpoczęłam malowanie sufitu w drugiej części łazienki.


Dostarczono gofrownicę. Z informacji na stronie internetowej gofrownica powinna mieć 1250 wat a tak na prawdę ma jedynie 1000.

Najnormalniejsze oszustwo. Aby zbyć towar sprzedawca wszystko zrobi począwszy od podania nierzetelnych informacji o towarze do sprzedania podróbek.

Upiekłam chrupiące gofry w nowej gofrownicy. Pychotka.

1000wat w zupełności wystarcza a nawet i za dużo.


Podlałam po raz drugi w tym roku rabatki kwiatowe. I jak to u mnie często się zdarza, z rozpędu wydmuchałam liście po obu stronach podjazdu aż w dół ulicy.

Zatrzymałam się z sąsiadami po przeciwnej stronie ulicy na pogaduszki.

Gdy księżyc pokazał się formie rogalika to uwieczniłam go na zdjęciu.

Dobranoc 🌜

Początek Nowego Życia

Jaki będzie nikt nie przewidzi. Można jedynie przypuszczać, że dzidziuś będzie miał dobre i ciekawe życie.

Koledze z pracy urodził się dzidziuś. Pierwszy chłopczyk skończył już 2 latka. Tata jemu nieba uchyla. A kolega ma miłości w sercu bardzo dużo. Z mamą, ale nie żoną, rozstał się bardzo szybko. Przeżył dramat ale syna zabierał na każde weekendy. Kobieta narobiła sobie dzieci całą trójkę, każde dziecko od innego mężczyzny i stara się żyć z alimentów na dzieci.

Kolega poznał przez internet obecną żonę. ( ja obecnego męża rownież poznałam przez internet ale to były inne czasy bo ponad 20 lat temu)

Teraz mają dzidziusia. Jutro jadę z koleżanką, po pracy, odwiedzić dzidziusia.

Bardzo cieszę się na to spotkanie. Dobry, miły i pomocny facet z Michaela. Trzymamy kciuki aby mu się tym razem powiodło.

Jak widać różnie ludzim się układa. Kiedy kupowal dom był pełen nadziei, że będzie miał rodzinę. Ale jego marzenia to była bańka mydlana. Bardzo przeżył kiedy kobieta robiła mu problemy odnośnie widzenia syna. Teraz jest podobno dobrze.

Cieszymy się w pracy, że nareszcie założył rodzinę.

Jest dobrym człowiekiem i powinno mu się udać i ułożyć to życie.


Relaksuję się przy robótkach szydełkowych. Namęczyłam się troszkę z przerysowywaniem 352 +3 oczek na papier w kratkę. Drugi rząd przerysowałam do połowy. Druga połowa taka sama, ale muszę mieć to na papierze w kratkę. Tak jak wspominałam, za trudny wzór wzięłam na robótki ręczne. Ostatni raz trzymałam szydełko w ręku, może 6-7 lat temu.

Wtedy to było moje jedyne zajęcie. Choroba nie pozwoliła na wiele.

Powiem, że idzie mi nie najgorzej. Jeśli się gdzieś pomylę, serwetka nie idzie na wystawę, więc wstydu nie będzie. 🤭🤭🤭🤭🤭

W wirze prac remontowych, straciłam pamięć….🌷🍷😂

Dziś dokończyłam szlifowanie ścian w łazience, pomyłam ściany i zerwałam wykładzinę w pierwszej części łazienki.

To w zasadzie był koniec na dziś i aż do piątku. Trzy dni mam pracowe zawodowo, więc nic szczególnego nie powinno się wydarzyć.

Zdrowie dopisuje ale nie spożywam nic ciężko strawnego. Słodycze odstawione, moje winko również.


Schemat serwetki muszę przerysować na większy papier, to co mam, to moje okulary nie ogarniają.


Jak można zapomnieć o rocznicy ślubu?

Widocznie można!!! Zapomieliśmy, a że to 19-ta to jakby była nieważna.

Pomimo tego, że mało ważna zrobiłam MMowi szybki striptis i poleciałam pod prysznic. Dziś dokończyłam szlifowanie, bo zakurzona od stóp do czubka głowy.

Jestem zadowolona z moich wszelkich działań.

Bezsenność, bezgraniczność, bezsens

Jakoś mi się nie śpi. Po 2 w nocy się obudziłam, gotowa do działania. Przecież niedziela, powinnam przebudzić się po 9am. Ale nie, co ten mój organizm wymyśla to na prawdę nie wiem. Jak się z nim zaprzyjaźnić, aby był bardziej łaskawczy, koleżeński, bardziej uległy, no i posłuszny.

Zrezygnowałam lub …wstrzymałam się przed spożywaniem niektórych produktów. Nie ukrywając, słodyczy. Waga lekko spada. Jakby miała z czego, ale jednak spadła. Lampkę wina zastąpiłam kubkiem herbaty owocowej. Więcej owoców jest w moim niepisanym jadłospisie. A jednak, coś jest nie prawidłowego, jeśli budzę się o 2am.

4:38 am oczy szeroko otwarte.


A jednak bezsenna noc.

Zmusiła mnie do zastanowienia.

Jak jestem postrzegana z kosmosu?

Malusieńki, niedostrzegalny punkcik. Nic nieznaczący punkcik. Nawet jak się poruszę nie zmienię ruchu powietrza na tyle aby być zauważoną. Jednym słowem, jednostką materialną biorącą udział w tworzeniu czegoś zbytecznego. Kosmos będzie istnieć bezemnie.

Kim jestem dla wszechświata?

W tej chwili, tam gdzie panuje pora nocna, jestem jedna z licznych osób przewracających się na łóżku w ciemnościach swojej sypialni. Niezauważalnych z wyższych partii nieba.

Tu na ziemi możemy znaczyć wiele, ale niestety globalnie nic nie robimy ( jako ludzkość tylko bałagan) i nic nie znaczymy.

Wszystko co robimy, robimy dla zaspokojenia swoich potrzeb.


6:41am

Jeszcze trochę i pobiegnę do kuchni na kawę. Po co się mordować?


cdn….…………..

Zrobiłam przerwę.

Przesadzam kwiaty doniczkowe. Nie mam ich wiele. W lecie chodzi chłodzenie w domu króre nie sprzyja roślinkom a na zewnątrz ukrop i deszcze.

Jedne giną, kupuję następne.


Przyniosłam skrzyneczkę z nićmi i sznurkami. Sznurki zostawię w spokoju może kiedyś do nich wrócę ale …. zaczęłam robić serwetkę elipsową. Na początku zaczęłam robić łańcuszek o 352 oczkach.

Co dalej? Też chciałabym wiedzieć

A jeśli się pomylę, toż to dużo tych oczek.

Spinkami zaznaczam każde 20 oczek.

Za trudny wzór wzięłam do przerobienia ale … muszę to rozgryźć.

Będę miała dobry relaksik, albo drogę przez mękę.

Oj wiem, porywam się z motyką na księżyc, jak nie wyjdzie to będę pruć.

Ale nie tak szybko zacznę, skończę koło zimy. Hahaha jeśli skończę.

Grunt to dobry plan a wykonanie już nie koniecznie może być dobre.

Co zrobić aby jeździć dobrym samochodem

Dziś pracowałam z domu i w domu.

W dalszym ciągu szpachlowałam łazienkę. Częste przerwy nie sprzyjały pracy szpachlarza. Szpachlówka wysychała i trzeba było od nowa myć szpachelki i rynienkę. A mycie odbywało się w wielkim wiadrze, ponieważ w zlewie lub wannie nie można. Szpachla może zatkać rury. Amerykańskie rury kanalizacyjne są małe. Gdy pierwszy raz zobaczyłam grubasa na ulicy i pierwszy raz zobaczyłam rury kanalizacyjne, to moje zdziwienie było ogromne. Gdzie się to wszystko pomieści??!!!! Teraz nie dziwię się, że hydraulicy w USA jeżdżą Porsche i Maserati. Za wymianę zwykłego kranu żądają 200-300$ w zależności pod jaki dom podjeżdżają i kto drzwi otwiera. Ile to ja razy musiałam MMa ukrywać i zgrywać samotną emigrantkę. Nie wiele mogłam wskórać ale i 50$ to pieniądz. Teraz sama wszystkie krany wymieniam i prysznice również. Tak jak wspominałam nie tknę sedesów bo mały przeciek może mnie kosztować więcej niż praca hydraulika w tym jedynym przypadku. Zawód hydraulika jest bardzo dobrze opłacany ale… to nie jest tak, że ktoś z ulicy zostanie hydraulikiem. Właściwie i tak można ale najlepiej zdobyć licencjat a to 2 lata nauki zakończone egzaminem licencjackim. Ubezpieczenie bardzo drogo kosztuje a to jest w tej pracy konieczne. To nie tylko krany ale montowanie specjalistycznych wanien, masaży, bidetów i wiele wiele innych urządzeń. Daje tylko pomysł.

Jednym słowem nic nie ma za darmo , bo nauka na hydraulika nie jest darmowa i nie kosztuje 100$. Ale jeśli ktoś myśli przyszłościowo to czemu nie, w tym zawodzie pracy jest bardzo dużo, chociażby biorąc pod uwagę wielkość rur kanalizacyjnych, które nie były wymieniane w miastach od dziesiątków lat.

Będę miała do wymiany prysznic z kranem w łazience którą remontuję. Starocie trzeba będzie odkręcić, więc nie będę nawet próbować. Kran pociąga się do siebie aby woda zaczęła lecieć/płynąć. Któregoś razu myślałam, że wyrwę razem z kawałkiem ściany. Stare, to stare. Z tej łazienki mało kto korzystał bo to jest łazienka tzw. gościnna.

Wracając do moich dzisiejszych szpachlowych prac. Nabiera to wszystko wyglądu. Aby MM nie czuł się pominięty w pracach remontowych, pozwoliłam jemu użyć pianki budowlanej i posprejować dziurę.

Jutro po pracy czeka mnie robota. Poobcinać piankę, założyć specjalną taśmę i wszystko zaszpachlować. Mam jeszcze do założenia taśmę wokół wszystkich ścian na złączeniu z sufitem. Po założeniu zaszpachlować. Planuję zakończyć szpachlowanie w sobotę. W następnym tygodniu w poniedziałek będę w domu, więc zacznę szlifowanie. Po szlifowaniu jeszcze będę musiała pouzupełniać szpachlą, a także silikonem wokół płytek ceramicznych. Planuję również rozpocząć malowanie łazienki w tym miesiącu.

Plany planami, a wyjdzie jak wyjdzie.

Muszę to jakoś ogarnąć

Sobotni poranek tak cudowny, że nie da się siedzieć nawet przy kuchennym stole i spożywać śniadanko. Wyszłam na taras. Słoneczko i powietrze, to czego ludziom trzeba. A że jestem ludź, to i ja potrzebuję. Jedno spojrzenie na wzniesienie i … chwyciłam grabie i poszłam liście odgarniać. Liśćmi przykryte są kwiatuszki i za chwilę będą wychodzić z ziemi. Uwielbiam je, kolor lawendowo-fioletowy jak dzwoneczki ale nie dzwoneczki. Nigdy nie zastanawiałam się jaką mają nazwę. Lubie i pielęgnuję, a nazwa do niczego mi nie jest potrzebna.

Żonkile już łebki pokazują. A ja? a ja zajęta szpachlowaniem i szlifowaniem.

Muszę coś wymyślić, bo przecież tak nie można, przesiedzieć wiosnę w łazience. Może 3 godziny w łazience i 3 w ogrodzie? Ale czasu mi zabraknie bo jeszcze praca zawodowa. A gdzie posiaducha z lampką wina? A gdzie czas spędzony z MM? Na wypieki czasu nie będzie a przecież to też lubię. Nie mam pomysłu na wyciągnięcie czasu, na zrezygnowanie z jakiejś przyjemności kosztem nie dokończenia łazienki też mi nie pasuje.

Mam dylemat.

Zanim dylemat nie rozwiązany, przebieram się w odzież roboczą i idę do sedespokoju.


No pewnie, że biegałam na moje rabatki i do szpachlowania.

MM dmuchał liście aż zgłodniał. Pojechał do sklepu po chlebek ale za hotdogami kolejka była długa to zrezygnował. Podwójnie zgłodniał.

Zrobił mi niespodziankę.

No i jak nie zrobić obiadu w tempie expressowym.

A po obiedzie już z pełnym brzuchem nie chciało mi się wracać do szpachlowania.

Z lekkim zażenowaniem MM spytał o budyń. Więc lecę do lodówki a tam….. mleka brak. Nie musiałam mówić, gdyby było to bym ugotowała…już go nie było.

A więc, będzie budyń na deser.

Teraz lecę zdejmować ciuchy robocze. Z dalszej pracy szpachlowej, dziś nici.

Nieodgadnione są nasze nie tylko dni, ale i godziny.

Roboty budowlane …ciąg dalszy

Zeszłam do kuchni i nie w szlafroczku ale ciepłym szlafroku. Golizny przy minusowej temperaturze, no nie w domu, ale na zewnątrz, lepiej nie pokazywać.

Znów zaczynam pisać posta i nie jestem pewna, czy nie pozostanie on w stanie „draft” na dłużej. Właśnie w ostatnim okresie, tak się u mnie dzieje. Zaczynam pisać, zachowuję, zapominam, odpominam ale czas pędzi i kręci jak wiat zagubiony pomiędzy gałęziami drzew. Czasami ten wiatr okresowy połaskocze, leciutko podotyka, pogłaszcze, ale chyba tylko po to aby za dłuższą chwilę podnieść i nastroszyć włosy. A stają mi nie raz włosy na głowie.

Zaległości będę sobie uzupełniać bo…po to aby … posty po prostu były. Bo… u mnie się już dzieje. Dużo czy mało, ale się nie nudzę. Miałam w planach odinstalowanie sedesu w łazience. Na piętrze mam trzy pełne łazienki. Jedna jedynie pomalowana i lustro zostało nowe zainstalowane. Druga to ta która obecnie męczę, jest na środku korytarza. No i trzecia to jest master bathroom, której nie podejmuję się remontować. Za duża oraz za dużo urządzeń, wodnokanalizacyjnych.

Ta którą teraz męczę nie wymaga wymiany urządzeń, ani też płytek ceramicznych. Nie ma takiej potrzeby, tylko dlatego, że kolormógłby być bardziej jaskrawszy, bielszy, czarniejszy? lub wymienić na większy wymiar płytek? Ale takie jak ja mam również są w sprzedaży, nikt ich nie wycofał i nie zaprzestał produkcji. Ostatecznie płytki zostają, Zostaje również duży podwójny zlew. MM coś tam napomykał ale.. nie ma potrzeby wymieniać. Podoba mi się i zostaje. Zostaje również lustro które jest na całą szerokość ściany. Oczywiście można wymienić, kupić identyczne nowe. Tylko…i tym razem nie widzę takiej potrzeby. Szafki bym wymieniła ale….no właśnie… nie teraz i nie wszystko na raz. Zdjęłam jedynie spłuczkę która przeszkadzała mi zrywać tapetę. Wymienię prysznic i trzy krany, to ja potrafię ale gdyby przyszło do wymiany sedesu, zrobiłabym ale od kilku lat jest stosowana inna technologia montowania sedesów. Tego to ja nie potrafię. JESZCZE. Myślę jednak, gdyby zaszła taka potrzeba to lepiej zatrudnić fachowca, bo z nieczystościami z sedesu to ja nie chcę mieć do czynienia. BRUDNA SPRAWA.

Deska trafiła do śmieci. Spłuczkę zdjęłam i wyniosłam, zanim MM przyszedł mi z pomocą. Toż nie będę czekać kiedy praca pali mi się w rękach.

Tapeta była wodoodporna. Chciałam położyć na tą tapetę , nową tapetę i byłoby po sprawie. Ale MM zdecydował, że malujemy. Malujemy? to znaczy kto malujemy? Brak odpowiedzi tylko wyszczerzył zęby jak głupi do sera. To znaczy ja maluję. Ale zanim pomaluję to wykonałam straszną robotę zrywania starej tapety. Pierwsza warstwa wodoodporna była cieniutenika jak pergamin ale diabelstwo plastikowe. To co zostało wyglądało na papier ale mogłam pomarzyć. Marzycielem nie jestem , więc zakasałam rękawy i zrywałam a właściwie zdzierałam. Woda tego nie brała. Moczyłam gąbką, wałkiem, szmatką, spryskiwałam, wszystko leciało, spływało a tapeta ani drgnęła, nawet po tym co mi pozostało jako druga warstwa i wyglądało, że woda wsiąkać powinna. Niestety ale nie wsiąkała.

MM dostał zadanie aby zakupić mi specyfik, który mi ułatwi zrywanie tego szarego papieru. Kupił pewnie, że kupił, ale dibalstwo drooogie. To nic, ale pomogło, z tym że już nie musiałam zrywać milimetr po milimetrze a centymetr lub dwa centymetry. Czasami nawet za jednym pociągnięciem udawało się 3-5 cm. Na jaki klej tapeta była kładziona to jest wielka tajemnica. No nie na budapren, ale na coś co mocno trzymało. Po pierwszym spryskaniu odczekiwałam 15 minut. Drugie spryskanie 15 minut i trzecie minimalnie a trzeba było odczekać z 5 minut. Instrukcja użycia jedynie 15 minut i zrywać. No cóż u mnie było ponad 30 minut z timerem i nie zrywać a skrobać.

Mam to za sobą.

Pod tapetą ujrzałam dziury, dziurki, nierówności, brak specjalnej taśmy no i ubytki w płytach gipsowych. W tej chwili zastanawiam się co ja będę z tym robić.

Wiem zdjęcia pokazują wszystko co najgorsze ale faktycznie to tak jest, ukrywane wszystko co złe, pod tapetami. Zgroza. Ja to naprawię i już to czynię.

Rozpoczęłam szpachlowanie i zakładanie specjalnej taśmy tam gdzie ona powinna być. A na pewno powinna być pomiędzy sufitem a ścianą.

Jeszcze długa droga do piękności.

Możliwe, że trzeba będzie po szlifowaniu jeszcze raz szpachlować.

To jest chyba najgorsza praca, szpachlowanie po zerwaniu tapety. Szlifowałam dokładnie aby zeszedł klej. Mycie ścian, a myłam, bardzo mało pomogło.

Każdy ma jakieś hobby. Nie powiem, że mam hobby, ale zajęcie które daje mi nie tylko pewnego rodzaju rozczarowanie (jak na zdjęciach) ale i zadowolenie, satysfakcję, jak też miłe spędzenie czasu z szlifierkami, poziomnicami i innymi narzędziami budowlanymi.

Zapracowana, zabiegana ale szczęśliwa

Nie mam czasu się nudzić. Indyk już dawno minął. W towarzystwie mojego syna spędziliśmy miło czas bez indyka ale z gołąbkami. MMa córki nie zjawiły się, moja córcia wyjechała do innego stanu do rodziny swojego chłopaka. Moja córcia miała trudny wybór ale szybko go rozwiązałam, mówiąc aby jechała i żyła swoim życiem. Nasze życie jest każdego dnia.

Dzwonimy, jesteśmy na FaceTime i oczywiście widzimy się co jakiś czas.

Tak jak w życiu, problemy mnie nie omijają ale… nie umiem dzielić się nimi i blog nie jest moim odstresowaczem. Staram się rozwiązywać problemy w ciszy i z dala od ludzi.

Tak jak obiecywałam MMowi remont/odnowienie łazienki zakończyłam przed indykiem. Do zawieszenia lustra potrzebowałam pomocy mego syna. Oświetlenie, kran z odprowadzeniem wody, uchwyty do szafki, powieszenie obrazów zrobiłam sama. MM był niestety ale niepomocny, więcej marudził i jego pomoc polegała na nie wchodzeniu mi w drogę i za to jestem mu bardzo wdzięczna.

Miałam inne plany odnośnie łazienki ale…podoba mi się to co stworzyłam. Nie jest źle, tym bardziej, że weny nie miałam.


Bożenarodzenie zbliża się wielkimi krokami, więc i ja spieszę się z dekoracjami. Na zewnątrz skończyłam, w domku 50/50%.

Choinka już ubrana i to najważniejsze. Trochę bałaganu świątecznego w moim domu jest, ale ten bałagan bardzo lubię. W tym roku nie będzue dekoracji na full. Bardziej delikatnie, dość upychania, bo mam ozdoby. Przecież nie ma musu wszystkie ozdoby ekspnować które się posiada.

Dziś córcia wskoczyła po odbiór przyszykowanych bąbek. Mam tak dużo, że mogę obdzielić nie tylko rodzinę ale i kilku sąsiadów.

Na mojej choince jeszcze brakuje płatków śniegu.

Jeden zawieruszył się, pozostałe na poddaszu ale to jutro rano.


A teraz o zdrowiu. Ręki w miejscu przecięcia skalpelem dotykać nie mogę, jest nad wyraz delikatna. Bardzo często spuchnięta i boląca, tak będzie do około roku po operacji.

Zegarek noszę na prawej ręce i już się do tej sytuacji przyzwyczaiłam. Jeden jedyny raz nałożyłam zegarek na lewą rękę, widziałam jak w oka mgnieniu ręka spuchła i zaczęła bardzo boleć. Tak spanikowałam, że miałam trudności z odpięciem paska zegarka. Nie robię już takich eksperymentów. Ma być rok od operacji, to ma być rok.


Wszystkich serdecznie pozdrawiam i do zobaczenia wkrótce. 🌲

Prace jesienne z uśmiechem🙃🙃

Tak jak w wolne dni, dużo za wcześnie obudziłam się.


Mile dzień dobry

Ten czarnuszek nie jest mój. Domyślam się, że u mnie nocował.


Był czas na przeciąganie się, wyciąganie, jakąś lekką gimnastykę, którego nie wykorzystałam. Wzięłam komórkę w dłonie i czytałam.

Zdaje się, że wiem, rozumiem i zdaje sprawę ale…warto przypomnieć jakimi prawami rządzi się internet. A właściwie jak bardzo bezprawie rządzi internetem.

Komputer powstał dużo, dużo wcześniej. Ciekawym i nieznanym były początki powstawania internetu. Nowa technologia owładnęła świat i nikt już tego nie zmieni. Będzie wykorzystywana w dobrych i złych celach. Korporacje będą się powiększać i rosnąć w siłę a my, użytkownicy technologii im w tym pomagać, zaciskając pasa bo na nasze miejsce jest 100 młodych, chętnych do wspinania się po już nadwyrężonej drabinie zawodowej. Czy dostaniemy się na szczyt? Tak, na tyle na ile korporacja na to pozwoli.

Dawniej nie było inaczej, tylko wszystko mieliśmy na biurki, sztalugach, desce projektowej. Wykraść dane i projekty mógł współpracownik, kolega lub pracownik biura. Teraz może wykraść cały świat!!!

Zamieszczam link do światowego zegara.

Ciekawe narzędzie, lubię popatrzeć, jak dużo ludzi się rodzi i w jakim tempie wycinane są lasy, ilu jest użytkowników internetu a ile tv sprzedano.

https://www.worldometers.info/pl/

Wnioski same dię nasuwają.


Dziś będę kończyć łazienkę na parterze.


Oj, oj zaplanowałam kończyć łazienkę:

Powiesić lustro

Zainstalować kran wraz odpływem wody ze zlewu

Pomalować listwy przypodłogowe

Zamalować kilka maźnięć na suficie farbą od ścian.

Kupić szafeczkę wrożną i chodniczki


Najpierw pojechałam do banku. Wchodząc spytałam pracowników, krórą klientką jestem o tym pięknym poranku. Jako druga klienka przewitałam wszystkich uśmiechniętym 😁 dzień dobry. Jak miło było patrzeć na ich uśmiechy. Jeszcze nie doszłam do kas a menager wypowiadając moje imię powitał mnie osobiście.

Po załatwieniu swoich spraw wychodząc życzyłam wszystkim miłego dnia. Przez oszklone szyby widziałam uśmiechy, a przez otwarte drzwi słyszałam …. Tobie też Krystyna…. Na takie powitanie i pożegnanie pracowałam kilka lat. Pracownicy zmienieniają się dość często, Anna była długoletnim pracownikiem, kupiła dom i odeszła do placówki bliżej domu. Jamal awansował i został przeniesiony. Jaśmina jest już ze 2 lata a menager Józef też już kilka lat. Zawsze jak zmieniają obsadę, pozostawiają kilku starych pracowników, którzy wprowadzają tych nowo zatrudnionych. Nie łatwo stworzyć tak miłą atmosferę.

Przypomniała mi się Polska kiedy byłam miło, naturalnie witana. Nie było sztuczności.

Ten miły akcent w banku pozwolił mi uwierzyć, że ludzie potrafią być mili i się uśmiechać. Potrzebują tylko naszego uśmiechu i ciepłego słowa.


Drzew mam dużo i dużo liści, więc dmuchałam. Tym bardziej, że pogoda była cudowana i szkoda zmarnować było czas na wykańczanie łazienki. Syzyfowa praca. Gdzieś tam w górze zawiał wiatr i liście z szumem opadały i moje już czyste mejsca, zaśmiecały.

Miałam skończyć do „indyka” , to skończę a jeśli nawet nie skończe to będzie po Indyku.

W między czasie szukałam pięknej jesieni na moich włościach. Jest już czerwono i żółto, brązowo i jeszcze zielono.

Zmęczona padłam na kanapę ogrodową. Po siedmiu godzinach dmuchania liści to odpoczynek mi dię należy.

„Ucieczka przed łazienką🙃

Jak zwykle bywa, w wolny dzień od pracy, zamiast spać do południa, przed 7am byłam już w kuchni. Oddałam MMowi swój zegarek i telefon ze wszystkimi niezbędnymi danymi spisanymi na kartce.

Na połączenie z operatorem telefonicznym czekaliśmy około 15 minut. Miły młody głos męski w słuchawce. Akcent brytyjski, ale mieszkaniec Texasu. Bardzo profesjonalna pomoc. Miły młody człowiek był bardzo pomocny.

Dlaczego zegarek nie działał, przenoszono zasięgi na inny maszt. Niektóre urządzenia straciły zasięg. Żeby dojść do tego rozwiązania, należało sprawdzić wszelkie ustawienia na telefonie i zegarku pod czujnym okiem młodego człowieka na videokamerze.

MM pojechał do pracy, ale ja nawet nie weszłam do łazienki. Rozpoczęłam porządki w szafkach kuchennych. Przeglądałam mąki, kasze, makarony, jeśli termin przydatności minął, wszystko trafiało do kosza. Galaretki, żelatyny, proszki do pieczenia itp. lądowały również w koszu. W kuchni powstał bałagan i w tym bałaganie ugotowałam obiad. Nakarmiłam MM, który już zdążył wrócić z pracy.

Nie wierzyłam, że to posprzątam, za dużo, bo zmieniałam szafki na niektóre rzeczy, przemieszczanie zajmowało dużo czasu.

Ukończyłam, nie padłam, usiadłam, ale kuchnia czyściutka i w szufladach czyściuteńko.

Jestem gotowa, z kuchnią oczywiście, na świąteczne gotowanie.

Remont łazienki? Brak weny! 🙃

Garderoba skończona

Ciemno i jesiennie za oknami w poniedziałkowy poranek. 7C nie jest gorącem, a najwyższa temparatura jaka dziś będzie, to 24C. W domu włączone już grzanie. Chociaż grzejnik elektryczny w sypialni grzeje na okrągło bez względu na sezon. Latem włączone jest chłodzenie, które podgrzewam grzejnikiem. MM lubi chłodniej lecz to nie znaczy, że lubi zimę i śnieg. Ja lubię ciepełko, ale też uwielbiam zimę z mrozami i śniegiem.

W moim południowym stanie ameryki, śnieg pojawia się raz na 5-7 lat. Przymrozki częściej, a mrozy chyba każdej zimy. Kilka dni pomorozi do -8C i potrafi zniszczyć wiele. Tak był ostatniej zimy.

Po pracy, w tempie błyskawicy, przebrałam się w robocze ubranie i….

garderoba skończona. Teraz tylko poprzesunąć szafki.

Teraz czeka mnie, łazienka przy kuchni. Tylko ja wiem, jak mi się nie chce.

Trzeba ściany szlifować. Mam szlifierkę z pojemnikiem na kurz, ale kurz wydostaje się przez ten worek z mateiału i pyli się wszędzie. W masce i okularach jest ciężko pracować. Jak się spocę, bo się przecież spocę to kurz mnie oblepi i będę psioczyć.

Ale jak mus to mus.

„Odpoczynek”….

jeśli to tak można nazwać. Dwa dni (powrót po pracy) snułam się jak duch po domku. W głowie było dużo projektów, małych i dużych, do realizacji było brak możliwości fizycznych. Przenoszenie, przeciąganie i przesuwanie mebli oraz dekoracja (nieukończona), to może być i projekt lecz nie na tym etapie, ustawiania kilku mebli pod ścianą.

W piątek, wyskoczyliśmy po pracy do meksykańskiej restauracji, tej dzielnicowej. Nie przepadam za meksykańską kuchnią. Właściwie to jem jedynie krewetki i kuczaka z ryżem. MM zamawia jedną większą porcję „ czegoś” a ja na swój talerz odkładam co mi po prostu pasuje. W piątek nie miałam ochoty na jedzonko. Zmówiłam jedynie Pina Colada. Porozmawialiśmy o dalszych planach z podłogą i jak zwykle miałam rację. Trzeba było kupić na całe piętro panele, a nie tylko na mój office i garderobę. Wiem, MM nie ufa w moje możliwości, a przecież znamy się 20 lat 18 lat po ślubie (no prawie). Rozumiem jego rozterki, roboty remontowe rozpoczęłam już z boląca ręką, pracowałam z gipsem. Ale to nie było tak, że coś na siłę, jeśli boli to znaczy BOLI. Nie okłamuję, jeśli mówię, że muszę odpocząć to odpoczywam. Nic na siłę nie robię. Jak każdy człowiek mam złe chwile i dobre. O tym można porozmawiać, i o tym rozmawialiśmy. Stanęło na tym, że trzeba kupić panele na całe piętro. Poruszyłam temat „nadzoru” prac remontowych przez MM. Po raz kolejny spytałam, czy kiedykolwiek ukladał jakąkolwiek podłogę. Odpowiedź była przacząca.

– to proszę nie pouczaj mnie jak mam to robić

– Ale w sklepie sprzedawca doradza…..

przerwałam dalszy ciąg jego wypowiedzi.

– czy uważasz, że sprzedawca układał jakąkolwiek podłogę… spytałam

– nie wiem

– pojedziemy jutro, i o to spytamy, jak może on radzić jeśli nie ma żadnego doświadczenia…odpowiedziałam

W sobotę położyłam w garderobie izolację pod panela i próbnie położyłam kilka paneli.

Będzie ładnie.

Gdy pracowałam nad posadzką i jej poziomem nie miałam nad głową „specjalisty„ Podłoga poziom trzyma i będzie łatwiej z układaniem.

Niedziela

Dziś kupiliśmy panele na całe piętro. Sprzedawca był rozgadany facet i miał tysiące porad. MM spytał sprzedawcę, czy układał podłogę a może komuś pomagał przy układaniu.

NIE!!! brzmiała odpowiedź sprzedawcy.

No właśnie – pomyślałam. Fajnie radzić … rąbek do rąbka to się szybko układa.

Przygotować starannie podłoże. Później rąbek do rąbka i nie pasuje.

– podaj inną panel bo ta nie wchodzi …..😀

A powinna. No nie wchodzi, może w inną wejdzie. A co zrobić z panelem bez rąbków po jednej dłuższej stronie? Co zrobić kiedy straciliśmy poziom, bo podłoże to były fale dunaju? W trakcie układania pojawiają się nieoczekiwane problemy.

I taki „doradzca” nie jest wcale potrzebny. Youtube? Tak są filmiki, ale to co ważne, to jest ukryte. Mówią …krok po kroku… a za chwilę jest rozkrok albo krok w bok i filmik skończony.

Kiedy robiłam sufit podwieszany, kładłam elektrykę i podłogę w podpiwniczeniu, to był rok 2011. Na youtube filmiki były rzetelne i bardzo pomocne, takie krok po kroku, od A do Z. A musiałam się posiłkować filmikami bo w Polsce inne materiały, narzędzia i… domy murowane.

Tutaj aby zrobić większy pokój w podpiwniczeniu, musiałam zlikwidować jedną ścianę. Namęczyłam się przy sprawdzaniu czy dom się nie zawali, a nie przy rozbijaniu. W Polsce nigdy nie podjęłabym takiej decyzji. To są różne światy budownictwa i gdy podejmuję się remontu, wiem że będę sama z problemami, ewentualnie pomoc napłynie w postaci wymądrzania się, a nie z doświadczenia.

Panele będą w czwartek. To wcale nie znaczy, że będę od razu układać. Układanie będzie już po świętach. Kupiliśmy ponieważ, będą remanenty. Po nowym roku może (może ale nie musi) być tak, że będzie ciutkę inny odcień, zrobią krótsze lub węższe panele. Poleżą przez święta w garażu.

Jak widać nudzić się nie będę.

Pozdrawiam🌹🌷

Dekoruję…😁

Nie będzie już odliczania dób. Gips został zdjęty.

Pielęgniarz był bardzo zdziwiony, że mam na ręce inny bandaż, niż pooperacyjny. Wyjaśniłam, miałam ektrymalne palenie ręki. Gdy mówiłam o tym wkłuwaniu się czegoś w miejscu operacji, miał oczy wytrzeszczone. Nie wierzył. Mnie to nie wzruszyło, wiedziałam co czuję i o tym mówiłam.

Następny wszedł doktor. Powtórzyłam to, o czym poinformowałam pielęgniarza. Rozciął bandaże, gips i ponownie bangaże. Gdy ręka została z opatrunkami pojedyńczymi, powolutku zaczął wyciągać je ze skóry. Pokazała się ręka czerwona i lekko spuchnięta. Tym razem ja byłam zdziwiona, nie zauważyłam szwów. Ale one były bo sterczały plastikowe cieniutkie niteczki. Podobno za kilka dni się rozpuszczą.

Okazało się, że jestem uczulona na klej medyczny w którym jest propolis. A, że miałam uczucie klucia? Spuchnięta skóra szukała ujścia i powrzynała się w maleńkie dziurki bandaża. No i te plastilowe wystające niteczki również mogły mnie kłuć.

W wywiadzie przedoperacyjnym, pytano o wszelkie alergie, ale całkowicie zapomniałam. że pająk (nie widziałam owada) ugryz i przedramie puchło i drętwiało, pomogli w ośrodku szybkiej pomocy, zastrzyk domięśniowy. Pszczoła czy osa ugryzła, zastrzyk steroidowy. I kuracja tygodniowa.

W Polsce pszczoła ugryzła w policzek, spuchło ale obeszło się bez lekarza. Kiedyś kupiłam krem do twarzy, spuchłam bardzo mocno, wraz z językiem. Nie obeszło się bez pogotowia ratunkowego.

Testów na alergię nie robiłam. Więc, nie uważałam się, za alergiczkę na propolis i jego pochodne. Względnie na inne robactwa, które podczas wkłuwania się w nasze ciało, obdarowują nas swoim jadem. Jednym słowem, propolis ma być zabroniony dla mnie. Ogólnie, doktor był bardzo zadowolony, że wszystko pięknie się zagoiło i żadnych bóli nie mam po zdjęciu gipsu o dwie doby przed terminem.

Doktor odznaczył w kartotece online, moją alergię, zalecił krem do smarowania.

Z fizykoterapii zrezygnowałam. Sama dam sobie radę z ćwiczeniami. Doktor nie dyskutował i nie nakłaniał. Sama wiem co dla mnie najlepsze.

Ręka ma ograniczenia oczywiście, ale najważniejsze, gips zdjęty.


REMONT

Dziś właściwie nic takiego specjalnego nie robiłam. Przenosiliśmy meble rozproszone po sypialniach. Położyłam dywan i bardziej skupiłam się na drobiazgach. Lustro w złotej ramce nie pasowało ale mam inne. Zegar jeszcze nie powieszony. Samo przykładanie zegara do każdej ściany zabrało mi trochę czasu. Jak już byłam gotowa, okazało się, że zapodziały się gdzieś haczyki do zawieszania obrazów. Pojechaliśmy do sklepu, powrót trwał 2 godziny. Niesamowite korki.

Jutro jadę do pracy, więc oprócz pstryknięcia kilku zdjęć nic więcej nie robiłam.

Uskuteczniałam płaskoleż kanapowy.


Rano ręka wyglądała lepej niż po 7pm. Mam wysypkę wokół cięcia skalpelem.

Nie wygląda to dobrze. Mam nadzieję, że do rana będzie lepiej.



Pozdrawiam😀❤️

Dwunasta doba

zmagań z ręką rozpoczęta. Moja doba nie jest od 12pm do 24. U mnie mierzona jest od zakończenia operacji. Jutro o tej porze będę w gabinecie lekarskim. Zanim to nastąpi mam 24 godziny do wykorzystania, w sposób jaki sobie ustalę.


Pogoda wciąż była zachęcająca do przebywania na zewnątrz. No, najpierw śniadanko, gadu-gadu z MM. Trochę o polityce, ludzkich zachowaniach i tak ogólnie o wszystkim i niczym. Oczywiście nie pominęliśmy tematu mojej RĘKI. Bo jak pominąć?, kiedy ona, ta lewa ręka, jest najbliższa naszemu sercu. Po śniadanku przyjęłam przeciwbólową, bo wciąż skóra wierzchniej strony dłoni piekła. Gdyby swędziała to rozumiem, ale uczycie pieczenia z niczym mi się nie skojarzyło. Chyba tylko z grillem.

A, że kupiłam jakiś czas temu, krem Nivea memu synowi, to tymże kremem posmarowałam. Ulżyło, ale nie na tyle, żeby przestało piec.


Przed pracami remontowymi, zabezpieczyłam rękę przed wszelkimi urazami i kurzem. Najpierw, przycięliśmy wszystkie listwy. Gdy listwy kryjące były gotowe, pisoletem sprężarkowy przybiłam je do podłogi. Podłoga wygląda świetnie. Dokonałam ostatnich poprawek kosmetycznych. Zostały do zamontowania 2 progi. Jeden poczeka, drugi również poczeka na ułożenie podłogi w garderobie. Ten pierwszy zamontuję za kilka dni. Jestem też człowiek i czasami po prostu ….. nie chce mi się czegoś robić. I wcale nie z tego powodu, że nie wiem jak, tak po prostu musi przyjść na to czas. Czasami jest to godzina, dzień a nawet i miesiąc. A w przypadku łazienki na parterze, kilka lat. Chyba to już drugi rok, jak rozbebrałam. To nic, jeszcze poczeka. Po skończeniu garderoby, jestem zmuszona do zakończenia łazienki. A ja nie mam WENY. Bo ten projekt ma być zakończony wbrew moich pomysłów. No proszę powiedzieć, jak „ artysta” może tworzyć coś, co jest nie zgodne z jego wyobrażeniem. To po prostu gwałt na jego uczuciach.

W przypadku progu drzwiowego, nie będzie to miesiąc. Zakładam, że kilka dni, najpóźniej w następnym tygodniu.


Deszczyk wygonił nas z tarasu. A tak przyjemnie było posiedzieć.


Wiatr jest przyjacielem plotek, deszcz przyjacielem uczuć, mgła przyjacielem fabuł. (Ma Changsan)

Siódma doba z kieliszkiem w dłoni

Dziś o poranku, coś takiego pukało do mojego okna kuchennego.

Jak nie być zadowolonym z wizyty takiego gościa?

Dzień był wspaniały, takich więcej, proszę.🙏

Pogoda wyśmienita, mogłaby być przez cały rok.

Po pracy ptzycieliśmy tylko jedną listwę i pojechaliśmy do sklepu budowlanego po listwy kryjące i silikon.

Po powrocie z zakupów zdecydowałam, że na dziś zamykam swój zakład remontowy i udaję się na zasłużony wypoczynek do soboty.

Roboty idą wyśmienicie, więc wstrzymuję.

Jutro mam w planie, po pracy wyskoczyć do meksykańskiej, więc czasu nie będzie na remonty.

Ręka?

Zdjęłam czerwany uciskowy bandaż. To co mi kłuło w rękę pod gipsem, nie przestalo ale o wiele wiele ulżyło.

Odkryłam, że gips mam na części ręki, nie na całej. Nie na rozcięciu gdzie mi grzebano ale powyżej.

Ważne, że ulżyło i w zasadzie to nic mi nie jest.

Jeśli nic nie jest, zaserwowałam sobie Martini Snikiers. No i po drugim łyczku ze słomki zamuliło.

Składniki były w porcjach jakie wskazano w przepisie. Z wódką Ocean, zaszalalam.

Zamuliło i szybko puściło. Drugiego Martini nie robiłam.

I tym „pijackim” akcentem kończę stukanie w klawiaturę iphona.

Pozdrawiam

Szósta doba

Dziś byłam w pracy. Myślałam, że będę miała trudności z utrzymaniem kierownicy w samochodzie. Chwyt może nie był pełny jak bez gipsu, ale było ok, ale najważniejsze, nic nie bolało.

Po powrocie z pracy, a w domu byłam przed południem, położyłam się na chwilę, przespałam 2 godziny. Po obudzeniu nawet nie planowałam, żadnych prac z podłogą, ale MM napomknął, że chyba dziś nie powinnam pracować, bo jest już za późno cokolwiek rozpoczynać.

Przebrałam się w robocze ubranie i … jednak rozpoczęłam. To była najgorsza robota, przygotować panel który środkiem miałaby wchodzić między futrynę drzwi.

Zajęło mi to prawie dwie godziny. MM zaczą się denerwować, bo jako pomocnik miał za zadanie wykrojenie wg formy jaką przygotowałam. Z jednej strony poszło dobrze, z drugiej gorzej. Nie martwię się bo uzupełni się silkonem o kolorze podobnym do podłogi, ewentualnie białym, w kolorze futryn. MM zaczął znów marudzić i jeśli bym nie powiedziała, żeby zamilkł, kłótnia byłaby na 100 fajerek. Czasami zachowuje się jak przekupa na bazarze, a nie jak facet.

Klótni nie było i miłość kwitnie, jak ja to mówię.

Jutro, ostatecznie w sobotę, mój office będzie skończony.

Wyposażenie mam, wymieniłam tylko to co uważałam za potrzebne. Biurko, mimo namowy do wymiany. Nie wymieniam. Podoba mi się i lubię przy tym biurku pracować. Że stare? Funkcjonalne i wygodne. Jeszcze muszę zamówić żaluzje, takie jakie mam w Polsce. Już znalazłam firmę.

Lustro z ładną złotą ramą, prawdę mówiąz z łazienki na parterze, powieszę nad szafką.

Nie mam pomysłu co powiesić na ścianie nad biurkiem. Może coś wymyślę, a może nic nie będzie wisieć na tej ścianie. Jak już office urządzę to się zobaczy co potrzebuję. Wcześniej miałam dużo zdjęć ze swoich wojaży, ale nie wiem czy wrócą na swoje miejsce.

Kolejny raz miałam tel od lekarza, czy wszystko dobrze. Wszystko z ręką dobrze, tylko już chciałabym pozbyć się tego gipsu. Ręka w niewoli już mi ciąży. Jeszcze tydzień, 29 sierpnia zdejmą.

Cierpliwość jest złotem.

Piąta doba

Nie powiem, że lekko żyć z tym gipsem. Jest bardzo niewygodnie. Oczywiście, że daję radę. Nie mam wyjścia.

Wczoraj, a właściwie do dziś 1:30am pracowałam na komp. Kciuk lewj ręki potrzebny mi jest na klawiaturę. Toż nie odetnę i nie położę, zdrowy i gotowy do pracy, takiego potrzebuję. A on zablokowany. Lekarz powiedział…będziesz mogła kilkoma palcami stukać w klawiaturę…. To dzięki wielkie i za te 4 które nie mieszczą się na klawiaturze bo gips ogranicza ruchy.

Dziś boli tylko miejsce przecięcia i zszycia, to już progress. Nie mam bólu całej ręki.

8:37am

Będę jeszcze drzemać.

MM wrócił od rodzinnej lekarki, która zablokowała mu lekarstwa na receptę bo nie chciał stawiać się na badania okresowe. Rad niewola, pojechał niezadowolony … bo jak ona mogła…

Mogła, mogła, jeśli pacjenta nie widziała przez 2 lata. Wysyłane powiadomienia i telefony nie dawały rezultatu. To co miała robić? Zablokowała lekarstwa i starego dzidziusia zmusiła do wizyty lekarskiej. Biedny mój stary/ dzidziuś, niezadowolony, bo krew pobrali i w korkach w drodze powrotnej stać musiał.

O jeju, w końcu go ktoś zdyscyplinował.

A korki jak korki, trudno ich nie mieć jeśli żyje tutaj 7 mln ludziska. Każdy ma samochód od 15 roku życia do ukończenia 91 lat.


Nie chce mi się dziś przebierać. Chyba tak zostane w pidżamie na cały dzień. W końcu cierpiąca jestem. 😁


Cierpiąca, ale przebrałam się bo sama sobie w lustrze nie spodobałam się, nie jestem już taka bardzo chora, jeśli jutro wybieram się do pracy.

A żeby nabrać formy skrzyknęłam MMa że potrzebuję pomocy, będę układać podłogę. Był bardzo ostrożny z podjęciem decyzji. Masę pytań mi zadał. Ostatatecznie … możemy spróbować… powiedział.

Wskazałam miejsce gdzie ma usiąść i czekać, aż go zawołam. Ułożyłam 3 rzędy. MM przycinal i chodził po listwach. Potrzebna była mi jego waga. Nareszcie się przydała. Został ostatni najgorszy rząd, bo trzeba przycinać wzdłuż. Ale to jutro zrobimy po pracy.

Oprócz układania podłogi skręciliśmy fotel do biurka. Ja byłam tylko obserwatorem. MM sam świetnie sobie poradził.

A oto fotel i prawie zakońcona podłoga.

A ręka?

Ma się super!!!!😀😀😀😀😀😀

A co u mnie?

Dużo było złego. Między złym przeplatało się i dobre. Między czasie fruwałam do pracy a po niej do roboty układania podłogi.

Nie jest tak jak planowałam. Po zdjęciu wykładziny okazało się że podłoga a właściwie płyty paździerzowe ułożone, jakby pijany układał. Możliwe, że był pijany, bo normalnie to by w Polsce coś takiego nie przeszło. Jedna płyta wyżej druga niżej. Pomiędzy płytami szczeliny na szerokość palca.

Chwytałam się za głowę, nie spodziewałam się takiego odkrycia. O poziomie podłogi mogłam zapomnieć. Dziury musiałam załatać, kawałkami listewek drewnianych, w mniejsze dziury wciskałam silikon. Ale jak poziomu nie było tak nie było.

Zrobiłam pierwszą wylewkę ale… posłuchałam MM dla spokoju, że on nosi spodnie. Zrobiłam jak chciał.

– nie wylewaj po brzegach tam nie trzeba – powiedział. Moje tłumaczenia, że listwa jest od ściany do ściany, no pół lub mniej centymetra od niej. Nie dało się przetłumaczyć. Wylałam!!! Byłam zła na niego i siebie, że znów dałam dla spokojności ale przeciw sobie zrobiłam.

Kilka lat temu układałam chodnik z płyt kamiennych, a między nimi maciutkie kamyczki wkładałam. Nie pozwolił mi kłaść płyt kamiennych na cement i wlewać cement między płytami, W cement miały być wsadzane kamyczki. Sprzeczki, kłotnie, bo on fachowiec, pytanie od czego. Przyszła jesień, a z nią masa jesiennych liści. Podczas dmuchania liści, małe kamyczki przemieszczały się, po prostu były rozdmuchiwane przez dmuchawę. Wkurzał się. Na następny rok, musiałam wszystko przerobić. A płyty kamienne to nie piórka. Sama je nosiłam, ciągałam, przesuwałam i układałam.

No cóż, tym razem to samo się stało. Posłuchałam “fachowca”. Druga wylewka była przy ścianach. Trzecia wylewka… i wiedziałam, że już nic nie naprawię. Mój fachowiec się wściekał, bo praca rozgrzebana i nic nie idzie do przodu. Ja wściekła, że przychodzi i rzuca idiotycznymi pomysłami.

To co mogłam wyrównałam i ostatecznie zdecydowałam położyć izolację akustyczną, a że ona była cieniutka to położyłam jeszcze jedną, w nadzieji, że wypełni mniejsze ubytki w posadzce.

Nie miałam czasu tyle ile chciałabym poświęcić na moje prace remontowe.

Wiem, że nie skończę układania podłogi w pokoju przed operacją. Może ale listew kryjących już nie przybiję. Potrzebuję MM do pomocy przy cięciu listew i paneli, a on na wyjeździe. Ręka bardziej boli i częściej robię przerwy i niestety listwy ręką nie przytrzymam. Wiem, że to jest najwyższy czas na operację.

Operacja już w czwartek.

Oczywiście, że się boję.

Niby lewa ręka służy do pomocy ale bez niej to i prawa ręka staje się bezradna.


W związku z usztywnieniem mojej lewej ręki przez nieuwagę wykasowałam ciąg dalszy tego wpisu.

Dziś u lekarza

Miałam wizytę przedoperacyjną oraz ustalony termin operacji. Właściwie to ja ustaliłam kiedy chcę i będę mogła. Podałam termin za miesiąc, bo prace remontowe podgonię i z pracą się wyrobię. Papierologię wypełniłam, podpisy złożyłam. Dokumetnom zdjęcia porobiłam i teczkę z innymi dokumentami otrzymałam. Lekarz poinformował co i jak zostanie zrobione w mojej ręce. Wiem, że 2 tygodnie będę miała rękę w gipsie, do połowy przedramienia. Teraz czekać na telefon od anestozjologa.

Trochę się boję tej operacji ale bez niej ani rusz. Może być tylko gorzej. Tak jak już pisałam, daję sobie jakoś radę, ale unieruchamiać lub bandażować już nie mogę. Każdy ucisk sprawia większy ból. Zawinięta ręka nie pozwalała mi o niej zapomnieć, po prostu było łatwiej. Pamiętałam i usztywnienie hamowało poruszaniem i wykonywanie niektórych obrotów.

Operacja przeprowadzona zostanie pod narkozą, tego typu zabiegi nie są przeprowadzane przy miejscowym znieczuleniu. Sama nie wiem co bym wolała gdyby był wybór. Narkoza jest bardziej komfortowa, nie czuję, nie istnieję, za mało dadzą obudzę się tak jak przy cesarce, za dużo nie obudzę się. Miejscowe znieczulenie, może być różnie, trochę boli lub nie boli, ale ze strachu i stresu to można narobić w majtki.

Po wizycie u lekarza jeszcze musiałam podjechać do pracy na 2 godzinki. A po pracy, poszalałam z wałkiem do malowania.

Pomalowałam już pierwszy raz wszystkie ściany. Jaki kolor wybrałam taki mam, podoba mi się ale powiem, że nigdy jeszcze takiego w życiu nie miałam. Co mnie napadło, nie wiem, ale wiem, że mogę przemalować zanim panele podłogowe przywiozą. Mam czas bo jeszcze nie zamawialiśmy.

Pozdrawiam serdecznie

Remont na pełnych obrotach

Lecz czasmi koło zębate nie zaskakuje i jest przerwa.

U mnie taka była w poniedziałek

Ale od początku to jest od soboty.


SOBOTA

Pozwoliłam sobie troszkę dłużej pospać bo odpoczynek jest mi bardzo potrzebny. Z pracy do roboty to jest istny kierat ale … podjęłam się i mam dokończyć.

Nie ma czasu na nudę i marudzenie, na odpoczynek też nie mogę sobie pozwolić. Pomalowałam sufit dwukrotnie oraz pasek przy na ścianie przedłużający sufit. Dawno temu a może bardzo temu, tak się w Polsce malowało, przynajmniej w moim regionie. MM nie znalazł czasu na zakrycie dziury po domofonie.

NIEDZIELA

czekałam ma MM aż mi załata dziury.

Nie za bardzo palił się do tej roboty, a ja też nie miałam chęci tego robić. Wmówiłam jemu, że tylko on to może zrobić, i niech tak będzie. Niestety przechwaliłam bo największą dziurę spartaczył i musiałam poprawiać, a wiadomo poprawianie więcej czasu zajmuje niż zrobienie od nowego. No nic, poprawiłam i zaszpachlowałam pierwszy raz, drugi będzie po wyschnięciu szpachli.

Pojechaliśmy do sklepu budowlanego obejrzeć listwy podłogowe. Ogromny wybór, ceny różne jak i materiał różnorodny. Zdecydowaliśmy ale po przeliczeniu na metraż podłogi zrezygnowaliśmy. Gwarancja na nasze całe życie, a kto mi powie ile ja będę żyć? Stanęło na listwach o gwarancji na 50 lat.

Zaliczyliśmy jeszcze kawę i ciasteczka w francuskiej restauracji i czas do domku na odpoczynek.

Jakiś czas temu rozpoczęłam robić spinki do poszewek na poduszki. Niektóre poduszki mają sznureczki inne spinki, zameczki błyskawiczne lub guziki, są i takie że nie mają zapięcie a jedynie zakładkę z materiału. Tego materiału jest niewiele, więc poduszka podczas spania ucieka. Poduszki bez zakładek i zapięć w ogóle uciekają z poszewki. Godzina była jeszcze młoda, oglądając film w TV, o dziwo normalny film, instalowałam spinki w poszewkach.

PONIEDZIAŁEK

To był inny dzień niż zazwyczaj. Po pracy wróciłam wykończona, zmęczona, wymięta, przepuszczona przez magiel. Nawet nie pamiętam czy cokolwiek do ust włożyłam. Pamiętam, że o 7:20pm napisałam do córci i syna wiadomość, że jestem w łóżku i dobranoc. Dzieci w jednej sekundzie zadzwoniły z pytaniem … co się stało…nic się nie stało, potrzebuje odpoczynku…

odpowiedź… nareszcie….

Zasnęłam snem zmęczonego człowieka.

Ale muszę się przyznać. Z soboty na niedzielę usnęłam około 4 nad ranem i w niedzielkę wstałam już o 8am. Niewiele miałam tego snu. Co takiego robiłam? Bawiłam się na facebooku oglądając bzdurne filmiki. Jeden ciekawszy od drugiego. Tak mnie wciągnęły, że spanko odeszło w siną dal.

Kiedyś człowiek musi odespać, w poniedziałek odespałam.

Co masz zrobić jutro, zrób dziś

a może… co masz zrobić dziś, zrób jutro. Jutro będzie nowy dzień i nowe spojrzenie na wszystko wokół….

Zchodząc po schodach na parter, spotkałam pieska czekającego na mnie. To sygnał, że MMa nie ma w domu. Kanapa w tv room pusta, przy kuchennym stole też go nie było. Włączyłam czajnik i sprawdziłam na app gdzie jest MM. U lekarza w właściwie na fizykoterapii palca.

No to z szybkością błyskawicy, zrzuciłam szlaftoczek i rzuciłam gdzie popadło. Zbiegłam do piwnicy. Wyłączyłam zasilane elektryczne całego domu. Jedna drabina pod pachą, druga już wcześniej była na piętrze. No i…. jeszcze w pidżamie rozpoczęłam rozłączać ekektrykę przy sufitowym wiatraku. Kilka dni temu rozłczyłam przy wyłączonym włączniku i zdjęłam ramiona wiatraka. Po sprawdzeniu przewodów powyżej ramion wiatraka, okazało się, że mimo wyłączonego przełącznika na ścianie, jest zasilanie w przewodach. Dla bezpieczeństwa wyłączam główny przycisk zasilania elektrycznego. Wtedy jest pewność, że nic złego się nie przydarzy. MM cały dzień potrzebuje elektryki i wifi i nie ma zmiłuj się, pracuje, konferencjuje 😀 i elektryka musi być

Ramy na suficie nie zdejmowałam bo może przydać się do nowego wiatraka. Motor też zostawiłam, bo nie będzie przeszkadzać przy malowaniu sufitu.

Samo malowanie nie jest skomplikowane. Szpachlowanie dziur, dziurek, otwieranie pęknięć starej farby, zawsze jest czasochłonne. Szpachlowanie trzeba tak zrobić aby szlifowanie było dosłownie na minutkę.

Do małych dziurek używam dozownika do kremów, sama wpadłam na ten pomysł bo pistolet jest za ciężki na moje schorowane rączki. Taśma papierowa przydaje się gdy pomiędzy sufitem a ścianą, stara taśma odstaje i należy ją wmienić. Natomiast taśma silikonowa (samoprzylepna) jest przydatna nie tylko do dużych uzupełnień ale i małych dziurek . Jeśli zaszpachlujemy dużą dziurę bez taśmy, podczas wysychania uzupełnienie szpachlowe popęka.

Zdjęłam dziś wykładzinę, oderwałam listwy mocujące wykładzinę.

Niestety pomalowanie sufitu musi poczekać do jutra. Listwy przypodłogowe jeszcze czekają na oderwanie. MM jest już gotowy na kupowanie paneli, ale ja nie jestem taka sprytna. Potrzebuję czasu. Listwy oderwę, ale nie wiem w jakim stanie jest ściana za listwami, możliwe, że trzeba będzie szlifować.

Po godz 6 pm wybraliśmy się do naszej osiedlowej meksykańskiej. Pogawędziliśmy o wszystkim i niczym, MM spytał kiedy będę robić hahahahah🤣🙃 podłogę w sypialni. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie myślałam o sypialni bo nie zaczęłam jeszcze mojego offisa, ale poprosił o zrobienie garderoby.

No kurcze ona jest już skończona, zdecydował wcześniej, że tam zostaje wykładzina. Teraz jej już nie chce. To dodał mi roboty.

Wiem, że dam radę ale w garderobie już ustawiliśmy meble. No nic, dam radę.

Tylko… kto mi podaruje kilka dni wolnych od pracy, żebym robotę w domu mogła wykonać?

Moja ręka? Ma się dobrze, ale operacja jest potrzebna, a ja nie mam czasu na żadne zabiegi. Tak, tak, zdrowie najważniejsze. Nie wiem co lekarz powie, a raczej wiem… szybciej to lepiej, bezpieczniej…

Ale to w środę usłyszę, do tego czasu muszę jak najwięcej roboty wykonać.

Pozdrawim serdecznie, życząc miłego weekendu. 🌷🌹🌷

Nieudane zakupy

Już za chwilę, będzie połowa września a ja na tarasie piłam poranną kawę 4 lub 5 razy. Padało i pada każdego dnia lub w ciągu dnia kilkakrotnie, z nieba dosłownie woda spływała.

Dzis z rana było 20C ale nie miałam czasu na kawcie.

Musiałam szybciutko wyjąć oprawę z oświetleniem z kuchennego sufitu. Dwie przestały świecić.

Mus to mus. Po pracy podjechałam do dwóch sklepów. Mieli większe rozmiary ale mego niestety nie było. Rozmiar pasował ale inny producent i nie pasuje. Obejrzałam przy okazji panele podłogowe i wzięłam kilka próbek.

Ostatatecznie oświetlenia zamówiliśmy na amazonie. Amazon jest jednak niezawodny. Nie wiem jak żyliśmy 30 lat temu. Pamiętam, że dzwoniło się po sklepach ale nie zawsze odbierali. Nie zawsze byli uprzejmi …. nie będę ganiać do magazynu żeby sprawdzić….

Mamy teraz bardzo wygodnie. Nie odpowiada, odsyła się bez wyjaśniania dlaczego jest zwrot. Czasami amazon nie przyjmuje zwrotu, a pieniądze oddaje.

W sklepach też nikt nie pyta o powod zwrotu zakupionego towaru. Zwracam bardzo często truskawki. Jeśli kupuję truskawki to powinny i tak smakować. Nie będę płacić za coś co tylko z wyglądu jest truskawką. Raz zwróciłam chleb, w środku była dziura ale chleba tam nie było.

Pozdrawiam serdecznie🌹

Niesamowity dzień

Na zewnątrz jak nie leje to ukropnie. Przed i za domem wszystko zarasta zielskiem. Pogoda deszczowa sprzyja ale nie kwiatkom. Kwiatki się topią lub gotują, zielsko jest w swoim żywiole.

Jedno jest dobre, że pogoda nie współpracuje ze mną, ale pogoda ducha to nie tylko współpracuje, pracuje na moją korzyść. I idąc w tym kierunku, pomysłów mam dużo.

Po przedstawieniu mego pomysłu MMowi, o dziwo! Jest ZA.

Pomysł polega na zerwaniu wykładziny w moim i jego office oraz na hollu i położenia drewnianych paneli. Dwie sypialnie zostaną jak jest, z wykładziną. Może kiedyś wymienię ją, ale nie wiem jak to się robi. Kto ułoży drewniane panele? NO JA!!! Nie wiem co z drugą łazienką na środku korytarza i dużą master. Nie wiem co będzie ze schodami, jak położę panele. Te mniej używane chyba nie będę ruszać, ale te szerokie prawie na wprost drzwi wejściowych, trzeba będzie zrobić. Mam pomysł, ale pomysł to nie realizacja. No nie wiem, czy będę potrafiła.

Jak na razie milczę o swoich obawach.

Możliwe, że w sobotkę pojedziemy do sklepu się rozejrzeć, a tym czasem…. mam trochę tych sufitów i ścian do pomalowania. Przed malowaniem ścian musze teraz oberwać listwy przypodłogowe.

MM miał robioną dziś biopsję. Wszystko jest dobrze, ale biedaczek źle się czuję. Wycinali dwa razy mięsko z czoła?

No jestem niepoprawna i spytałam

– ale mózgu nie ruszali?

– mam nadzieję, że nie – odpowiedział.

Pośmieliśmy się i moje chore biedactwo poczłapało do łóżeczka. Po odpoczynku musiał usiąść przed monitorami i odbyć konferencję.

Ugotowałam smaczniutki obiadzik i nakarmiłam.

Cieszę się, że wszystko dobrze.

Dobre wieści tylko dodają mi energii do dalszego działaniałania.

Córcia przywiozła leczo które ugotowała, ale zjadła mój obiadzik. Jej leczo będziemy jeść jutro. Niesamowicie pachniało.

Moje cierpiące MM już usnęło. Ogólnie w szpitalu spędził prawie 4h. A miało byc w 10 minutek. Poprzednim razem tak było, kiedy pobierali wycinek z pleców. Może za delikatnie powiedziałam, bo miał 6 szwów na plecach. Ładnie się zagoiło.

Moja ręka czeka. W następną środę mam umówioną przedoperacyjną wizytę. A że to cały tydzień, to jeszcze poszaleję z remontem. 🪜🪛⛏️🪚🔨🔩⚒️🪜🪜⚙️

Pozdrawiam, życząc spokojnej ŚRODY🌷🌹🌷🌹

Po urodzinach

Nie było z hukiem i przytupem. Nie mogliśmy się wszyscy w jeden dzień zebrać. Zrobimy to w następną niedzielkę, już nie urodzinowo ale bardziej towarzysko.

Rodzina najważniejsza ale bez pracy nie ma kołaczy, więc zrozumiałe, nie rzuci się pracy aby drinka wypić.

Zdrowotnie to: będę miała przedoperacyjne spotkanie z doktorem. Jeśli ręki zbytnio nie obciążam i biorę przeciwbólowe, to żyć można. Tylko czas nagli, bo coraz gorzej. Mimo tego chodzę do pracy i roboty😁.

Skończyłam już łazienkę i garderobę. Zakupioną szafkę do łazienki skręciłam i reprezentuje się bardzo dobrze. Poprzednią szafkę córcia zabrała (oddałam) do siebie.

Teraz już czas na mój office. Wszystkie narzędzia i farby już czekają. Możliwe, że jutro zacznę malować sufit. Stary wiatrak sufitowy będę musiała odkręcić, wprawdzie nowego nie mam ale stary mi się nie podoba. Spadek po starych właścicielach.

Miłego niedzielnego poranka po mojej stronie, a pięknego popołudnia po drugiej stronie oceanu życzę. 😁

Renowator/stolarz

bo dziś po pracy zabawiam się w renowatora/stolarza. Czyściłam, kleiłam i dokręcałam poluzowane śruby w szafkach, w garderobie. Jutro połapię zszywaczem pneumatycznym to co klej nie zakleił. szuflady włożę na szyny i poustawiam na swoje miejsce. Niby to tak niewiele, ale żeby położyć klej należało te miejsca odpowiednio przygotować. Trochę czasu zleciało.

Po 7pm całkowity relaksik przy kieliszku piwa, Pita cracers i guacamole. Wiem, na prawdę wiem, że czasami zachwuję się jak robol. Księżniczką nigdy nie byłam, nie te czasy, ale miałam wspaniałe dzieciństwo i szalone młode lata. Niezapomniane lata studenckie i lata budowy swojego domu. A później już poleciało.

Dziś ostatni dzień lipca. Jutro po pracy porządki bo 2 SIERPNIA po godzinie 17 przybędę na ten świat.

Dam popalić swoim rodzicom, jako 9- latka pobiłam ulicznego huligana, jako 10-cio latka chodziłam już na wagary, 11-latka wybijałam szyby w nowo pobudowanych domach. Aby swoją energię wykorzystać uczęszczałam na SKS biegałam i skakałam wzwyż z sukcesami.

Stary niedźwiedź mocno śpi … pamiętam z pierwszej klasy podstawowej oraz kółko graniaste…. na przerwach mnie bardzo nudziło. Chodzenie w parach po korytarzu na przerwie to była katorga, a woźny był ważniejszy od dyrektorki.

W 12 roku życia zakochałam się w Czesiu. No jak można było się nie zakochać? Był na zgrupowaniach i kibicował. Nikogo nie prisił o zeszyt, żeby przepisać prace domowe, tylko mnie😁jakie to było romantyczne🤣🤣🤣🥰. Historii nie cierpiałam, wezwana do odpowiedzi, stałam orzed klasą i pamiętałam Hiroszymę i co dalej? Czesio dwoił się i troił i z ust wyczytałam coś tam co mi nie pasowało. Więc, stworzyłam nowy wyraz i wypowiedziałam ….n a g a n a s a k i! Cała klasa w ryk, Czesio łapal się za głowę, nauczyciel powstrzymywał się od śmiechu. A ja niczym nie zrażona…..czego się śmiejecie, no tak było, tam też bomba wybuchła n a g a n a s a k i…..powtórzyłam. Nauczyciel p. Wiktor był też nauczycielem wf i prowadził SKS, już śmiał się na prawdę, klasa za brzuchy się łapała. Nie dwójki nie dostałam, kazał mi wracać do ławki. Czesio mi później wyjaśnił, to i ja się pośmiałam

W ławce siedziam z Wiesiem który miał problemy z pęcherzem. Wiesio zsikal się podczas lekcji, powstała kałuża. Dzieciaki śmiały się i wyzywali go od sikunów. Stanęłam w jego obronie, moja młodsza siostra miała ten sam problem. Pomagałam mamusi, na ile mogłam. Rozumiałam Wiesia.

Pojechałam z młodszą na kolonie, miałam chyba 12-13 lat. Mlodsza zsikała się w nocy, nie rozumiała jeszcze, że cudza choroba jest tematem dla żartów ubliżania. Pora śniadaniowa, udawałm, że czegoś szukam i gdy wszyscy wyszli, a było tam z 20-25 łóżek, prześcieradłem wytarłam kałużę i przewróciłyśmy materac. Założyłam na łóżku młodszej, swoje prześcieradło, a mokre upchnęłam pod materac młodszej, no ona nie sięgała jeszcze nogami do ramy łóżka. Czy młoda rozumiała? Nie. Pytała … czemu my to robimy?… czy pamięta to zdarzenie i że zaoszczędziłam jej przykrości? Nie, na pewno nie pamięta. Chciałam ją ochronić, przed szykanami, chociaż nigdy w życiu ich nie zaznałam ale widziałam jak mogą dzieci być okrutne dla swoich rówieśników.

W sumie byłam tylko 2 razy na koloniach. Po pierwsze: po prośbach Tatuś wysłal na kolonie ale musiał opłacić cały turnus pobytu, bo inteligent. Po drugie: wszystko tak zorganizowane, że czas wolny był czasem niewolniczym.

Szkoła średnia czas szalony. Już się wiedziało po co się żyje. Czy na pewno? Uwielbiałam jeden przedmiot, prawoznawstwo. No i jak zwykle chodziłam na wagary. Sama chodziłam na wagary, do kościoła. Zastanawiałam się co dalej, po co się urodziłam i co takiego wielkiego mam do zrobienia na tym świecie. Chyba wtedy zrozumiałam, że moje miejsce jest w zakonie, że tą drogą powinnam podążać. Czy byłam emocjonalnie dojrzała? Chyba nie, czy 15-16 latka jest na tyle świadoma swoich uczuć, pragnień i swojego jecestwa? Byłam na etapie poszukiwania siebie, swojego miejsca. Byłam zbuntowana, że się urodziłam a jednocześnie szczęśliwa, że żyję i mogę czerpać życie pełnymi garściami.

Po rozmowie z księdzem, który dał mi czas do ukończeni 18-ego roku życia, rozpoczęłam nowy etap w moim życiu.


No i jestem tutaj wciąż nieokiełznana i nie zniewolona. Jestem zodiakalną lwicą i jak bardzo różną, inną, unikatową, od mego MM zodiakalnego lwa.

Pozdrawiam serdecznie🌹

Dokonałam, przeskoczyłam siebie

Skończyłam malowanie: 2 warstwę farby na ściany położyłam, drzwi 2 szt pomalowałam, listwy przypodłogowe, rama okienna i parapecik również. Zamalowałam wszystkie maźnięcia na ścianie lub suficie. Wymyłam lustro i zlew. Przesunęłam safki z sypialni i nastał czas na kolację.

Pizza z anamasem i piwo. Kilka tygodni temu zakupiłam przez amazon kieliszki do piwa wyprodukowane w Krośnie.

Zamówilam komplekt 6szt. Nie zdążyłam nawet wymyć wszystkich, a MM jedną już pobił. Stał przede mną z tak bardzo skruszoną miną, że nie mogłam się nie zaśmiać.

– szkło się tłucze, zostało jeszcze 5 – powiedziałam.

Nie, nie przejęłam się, nie żałuję, że nie mam kolmpletu szklanek do piwa. To tylko szkło, ładne szklane kieliszki do piwa.

Piwo inaczej smakuje z kieliszaka a inaczej z butelki. Kto pije piwo ten wie.

Pozdrawiam wszystkich odwiedzających.

Malowanko z miłością w tle….😍

A plan jest taki: pomalować sufit dwukrotnie. Ściany jeden raz, m o ż e dwa. Nikt nie przewidzi. Dalej w przyszłość nie wybiegam.

A więc do roboty!


Pomalowałam sufit tylko pierwszy raz. Otworzyłam okno i włączyłam wiatrak, mam przerwę 40 min.


Sufit pomalowany. Ściany tylko jeden raz. Musiałam zrobić szpachlowanko wokół lustra oraz wpuszczanej szafki w ścianie. Tak niechlujnej roboty jeszcze nie widziałam. A widziałam wiele. Dom ten kupiliśmy w walentynki 2011 roku do tej pory nic z piętrem nie robiliśmy. MM był wszystkiemu przeciwny. Mimo to malowałam gościnną jadalnię, tv room, pokój wypoczunkowy, korytarz i pralnię. Wymieniliśmy całą kuchnię z urządzeniami, jadalnię kuchenną wraz z meblami i okna w całym domu. Została na parterze tylko łazienka. Kiedy zrobię? Nie wiem.

Córcia wyprowadziła się i naszło na mnie. Pogoda nie sprzyja grabieniu i wyrywaniu zielska, więc siedzę po pracy w domu. A wiadomo siedzieć nie potrafię to wymyśliłam malowanko. MMowi sie zaczęlo podobać i po moich tłumaczeniach, zaczął na życie swoje patrzeć inaczej. Pytał jaki kolor na holl wybrałam. Wybrałam?

Tak daleko nie sięgam. Garderoby nie skończyłam. Swego office nie zaczęłam, a MM pyta o holl. Co jest najfajniejsze, wie jaki chciałby kolor do swojego office.

Jutro niedzielka, drugi raz pomaluję ściany i jeśli będę miała chęci to drzwi, ramę okienną i listwy przypodłogowe.

Jutro będzie ostatnia niedziela. Ja 2 sierpnia, MM 4 sierpnia obchodzimy urodziny.

MM zapytał co będziemy robić w nasze urodziny. Moja odpowiedż brzmiała:

2 sierpnia chodzę po domu na nagusa,

4 siepnia ty chodzisz na nagusa,

Pomysł sie spodobał, a że ukrop na zewnątrz, to nie będzie trudne do wykonania🙃😁


Historycznie:

Po maturze, zdawalam na uniwersytet, niestety ale zabrakło mi jednego punktu za pochodzenie, na moją ulubioną filologię, i co? I się nie dostałam. Byłam zrospaczona, zrezygnowana i nie widziałam sensu dalszego życia. Zapłakana otworzyłam drzwi do korytarza, mamusia wyskoczyła z kuchni …. Krysia co się stało … spytała

Czy tatuś nie może być rolnikiem albo robotnikiem zamiast dyrektora…spytałam wycierając łzy spływające po policzkach.

Zbuntowałam się, nie szukałam innej uczelni tylko ta i nic więcej. Zrobiłam sobie extra wakacje, a z początkiem zimy, tatuś spytał … czy pomalujesz klub wiejski? Dojazd PKS a od przystanku, 3km pieszo…..jeszcze dodał …. będziesz miała 2 pomocników, z sołtysem uzgodnisz terminy i wynagrodzenie….

Ludzie moi mili, to było moje pierwsze spotkanie z klubem wiejskim i dwoma młodzieńcami wiejskimi, muszę nadmienić, że byli w moim wieku. Już wiadomo, że wzięłam tę chałturę, tym bardziej, co można robić zimą w mieście. Liczyć na kogoś, że zaprosi do klubu studenta? Nie załapałam się na studentkę, a ci co się załapali to czekają na odnowiony klub wiejski. Oni mają wybór: klub studenta lub klub wiejski. Oni mieli punkty za pochodzenie a ja wykształconego/inteligenta za tatusia. To była ogromna niesprawiedliwość. Egzaminy zdane marnie alr punktami za pichodzenie nadrabiane. U mnie egzaminy zdane na 4 ale zabrakło miejsc bo rolnicy i robotnicy zabrali miejsce. Gdyby tatuś był robolem to miałabym chyba czerwony dywan przed uniwerkiem.

To była najpiękniejsza zima w moim życiu. Ja, las i pola zasypane śniegiem. Tańczyłam i śpiewałam brodząc po głębokim śniegu. Obracałam się wokół i nie mogłam się nadziwić, jaki śnieżny świat jest cudny. Biały, bieluśki śnieg sięgał horyzontu lub czubka sosen. Z rana nie było żywej duszy i mogłam leżeć w śniegu, skakać, śmiać się i cieszyć naturą.

Przed wejściem do klubu wiejskiego otrzepywałam śnieg, szłam do tzw. pokamery coś w rodzaju przebieralni i byłam gotowa do pracy. „Panowie” zwracali się szefowo 😁. Obaj bardzo często zapominali się i za długo gapili się na mnie. ……„Panowie”!!! Pracujemy, pracujemy. Szybciej skończymy, więcej zarobimy…. mówiłam

…my nie chcemy szybciej….odpowiadali chórem.

Pewnego dnia, po skończonej pracy, do pokamery bez pukania wszedł Józio. W zasadzie już byłam przebrana w swoje ciuchy tylko włosy spływały mi po plecach. Stał oniemiały. ….Józiu co się stało? Chciałeś o coś spytać? …. spytałam.

Nadmienię, że przychodziłam w zimowej czapce, do pracy, zakładałam przy duży beret z antenką pod którym skrywałam włosy przed chemicznymi oparami.

Kocham Ciebie Krysia… powiedział. ….Czy zostaniesz moją żoną?…spytał

To było dla mnie zaskoczenie, szok. Wiedziam, że podobam się dwóm „panom”, ale takie wyznania sprawiły zakłopotanie, nie chcąc urazić (nie prowokowałam, nie dawałam żadnych nadziei). Odpowiedziałam wymijająco. Nie trudno było się podobać wiejskim chłopcom, jeśli nie mieli dużego wyboru w panienkach na wydanie. Większość wyjechała do miasta, po wykształcenie a „panowie” zostali z widłami.

Po skończonej i odebranej pracy przez sołtysa. Rozstaliśmy się. Juzio jeszcze raz, ponowił propozycję. Dokładnie pamiętam, powiedziałam że wyjeżdzam. Okazało się, że powiedziałam prawdę. Jeszcze przez jakiś czas otrzymywałam listy a w nich oświadczyny. Adres zapewne otrzymał od sołtysa. Jeszcze nie było RODO😁. Nie odpisywałam na listy, pozwoliłam, żeby Juzia miłość do mnie po prostu wygasła. Możliwe, że znalazł miłość odwzajemnioną.

W klubie wiejskim było móstwo drzwi i okien, a wszystko takie wysoookie. Najbardziej utkwiły mi w pamięci parapety okienne. Bardzo szerokie. Kazałam chłopcom nie maczać pędzla w puszcze, a pół puszki farby wylać na parapet i rozprowadzić pędzlem. Podobnie robiliśmy z podłogą.

Na prawdę, efekt był olśniewający. Byłam z siebie dumna.

Mialam kasę i pojechałam do Lublina zdawać na prawo.

Elektryka prąd nie tyka

Wczoraj dostarczyli lusterko. Wogóle to byłam bardzo zdziwiona, że MM zamówił lusterko, że chce coś zmieniać. Jak ja coś chcę w domu zmienić, kupuję i nie potrzebuję porady. Maluję bo chcę i też informuję, że będę malować i farba mi potrzebna. Czasami muszę przeprowadzić wojnę, bo jest przeciwny zmianom, ale i tak jest na moim.

Aż tu nagle, chce zmienić lustro i oświetlenie chce w lustrze, tak jak na facebook. Zdziwienie przeogromne. MM coś chce zmienić oprócz swego jadłospisu.

Wczoraj zdjęłam stare oświetlenie, przeprowadziłam inspekcję. wymierzyłam, zaznaczyłam poziom i pion. Zainstalowałam listwy do powieszenia lustra. MM pomógł zawiesić i …. podłączyliśmy wtyczką do kontaktu. Wszystko fajnie ale ta wtyczka w kontakcie ujmowała uroku. Dzis podjechałam kupić kostkę elektryczną. Niestety mieli nie kostkę ale szynę na kilkanaście przewodów. Pracownik sklepu sprawdził na magazynie, nie było. Amazon przyszedł mi z pomocą. Zamówiłam i po godzinie odmówiłam. Kostka nie zadziała, a raczej zadziałałaby paląc przewody w lustrze. Lustro i volty w przewodach w domu okazały się różne.

W międzyczasie zadzwoniła moja córcia i podzieliłam się z nią moim elektrycznym problemem. W instrukcji nie wskazali gdzie jest przetwornik LED na prąd stały. W czymś co jest na ramie za lustrem czy w wtyczce. Po rozmowie z córcią zdecydowałam nie ryzykować z kostką a gniazdko do wtyczki zrobiś w pudełku elektrycznym po starym oświetleniu. Gniazdko z bezpiecznikiem miałam jeszcze nowiusieńkie po remoncie podpodpiwniczenia. Zakładałam instalację elektryczną sama, wraz z wyłącznikami schodowymi i oświetleniem sufitowym. Wiem, że to brzmi jak z matrixa ale… jestem spryciara. Kładłam panele i robiłam z pomocnikiem (synem) sufit (taki polski) podwieszany.

A więc, wkurzyłam się kiedy MM powiedział, że czas kończyć, bo on swoją pracę przed kompem skończył, bo jest 7pm. Bo on nie ma co robić …idź na dół, usiądź w fotelu i oglądaj swoje filmy i nie przeszkadzaj. Miałam problem. Przewody ekektryczne w puszce za długie i za dużo ( przyszłościowo założono więcej na dodatkowe oświetlenie) było ich 2x więcej i twarde jak stal. Na kontakt elektryczny miejsca było ok ale…. wtyczka wystawała za listwy do zawieszenia lustra. Zaznaczam, że lustro sama zawieszałam i zdejmowałam kilka razy.

Musiałam skrócić przewody ekektryczne w puszce i trochę oskrobać wtyczkę. Wszystko idealnie się zmieściło. Zawiesiłam lustro. I oto one.

MM zadowolony. Ja też.

Pracy nie da się przerobić

ale próbuję. Gonię z pracami malarskimi. Nawet dzisiaj ( niedzielka) nie odpoczywałam. wczoraj miałam luz i nawet za pędzel nie schwyciłam. Dziś musiałam nadrobić.

Spieszę się: meble z pokoju stoją w sypialni i zagracają mi dojście do mojej sypialnianej kanapy. Stolik też zagracony nawet filiżanki z cappuccino nie wcisnę. Nie lubię malarskiego bałaganu. Nic znaleźć nie mogę, pościeli nie ścielę. Kilka razy to zrobiłam ale w takim bałaganie to nawet nie było zauważalne.

Pokój pomalowany, w closet muszę powiesić półki. Łazienka pomalowana. Został kran i przyłącze. Czekamy na dostawę lustra i powolutku przechodzę od jutra do garderobianego pokoju. Dobrze, że w garderobie kran nie przecieka. Nie wiem ile czasu mi to zajmie, ale na pewno ponad tydzień a może i dwa. Nie zawsze po pracy mam ochotę na malowanie.

Powodem mego pośpiechu jest też planowany zabieg chirurgiczny mojej lewej ręki. Nie wiem jak będzie po. Przed zabiegiem chcę zrobić jak najwięcej.

No i łazienka przy kuchni czeka na mnie już chyba ponad rok. Może jutro pomaluje w niej, przy okazji sufit. Nie wiem czy zechce mi się targać drabinę. Drabina aluminiowa, ale jestem jak by nie było, częściową inwalidką.

Oj wiem, dobrze wiem, że za dużo biorę na swoje barki, ale inaczej nie potrafię. Ktoś spyta…kiedy odpoczywasz?

Ale od czego mam odpoczywać, jeśli nie jestem zmęczona. Gdyby nie MM, pracowałabym do nocy. Kiedy MM pracował na wyjazdach tak było, pracowałam do nocy. Z rana do pracy, po pracy do roboty na yard/pole. Kiedy jeszcze Sandra była na tym świecie, spędzałyśmy trochę czasu ze sobą, to był dobry czas. Teraz nie mam takiej przyjaciółki i nikogo nie mogę obdarzyć swoim uczuciem przyjaźni. W pracy? To są koleżanki, znajome, czasami są wypady na kawę, lampkę wina ale przyjaźń nie zawiązała się. Miłe dziewczyny/panie, ale zabrakło tego czegoś.

A więc, mam wiele planów, a jak wyjdzie zobaczymy.

Wszystko jest 50/50

Nie przewidziałam wszystkich problemów. Teraz łazienkę będę kończyć etapami. Sufit skończony a szopachlowanko i przecieranko, wyszło dobrze. Na ściany położona pierwsza warstwa farby położona. Na drugą zabrakło farby, to i dobrze, po nocach do sklepu jeździć nie będę i mi się już nawet nie chciało malować.

MM stwierdził, że chce inne lustro i inne oświetlenie. Lustro zdjęłam przed malowaniem. Podczas demontażu odkryłam, za oprawą oświetlenia jest spory otwór. Ktoś kuedyś oróbował to załatać, nie udało się więc zakrył oprawą oświetlenia. Ale to nic. Elekryczne połączenie oświetlenia to spręcone dwa druty razem. Nue ma zabezpieczenia chociażby taśmą izolacyjną. Czapeczki zabiezpieczające w ilości 2 szt. leżały oddzielnie. W mojej ocenie, czapeczki były za małe, więc ktoś po prostu zostawił. Mam problem który powstał podczas mego przeglądu przyłącza wody do kranu. Przecieka. To też muszę naprawić.

Teraz mam problem z dziurą, nie zakupionym lustrem wraz z oświetleniem oraz przyłączem wody i kranu z jtórego kapie woda. W sobotkę pomaluję drugi raz sciany, zostawiając tę z lustrem.


Niestety ale czeka mnie operacja lewej ręki. Sama się nie wyleczy, maście nie pomogą, terapia też nie.

Wizytę miałam aby upewnić się jakie są rokowania bez operacji i po niej. No cóż, zdecydowałam się na operacje. Teraz tylko, ustalić termin. Planuję pod koniec sierpnia. Jaki operacyjny harmonogram ma lekarz dowiem się w poniedziałek.

Oczywiście, że mam obawy w końcu będzie pracować na ścięgnie. Pójdze ciś źle, będzie zwis lewiręczny. A to już nie żarty. Wszystkim pacjentom przedemną operacja się mogł udać. Mogę być pierwsza… operacja się udała ale pacjent się nie wytrzymał….

Zawsze we wszystkim jest 50/50.

samo życie….

Brakuje mi czasu. Godziny uciekają a ja jakbym stała w miejscu z malowaniem łazienki. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie problem: na jednej ścianie podczas szpachlowania nieznacznych ubytków, farba zamieniała się w gęstą papkę, budyń, coś co trudno opisać. Taśmy malarskiej też nie mogę przykleić, podczas jej zdejmowania farba schodzi wraz z nią. Tylko z jedną ścianą nam problem.

Do piątku ma być skończone bo przywożą dywan z pralni. Dywan jest dość duży i bardzo cięzki. Do wniesienia potrzebnych jest 2 rosłych facetów. Nie ma nawet mowy abym z MM przesunęła, a co dopiero podniosła. Próbowałam przesunąć, próbowałam choć z jednej strony już zwinięty, troszkę podnieść. Niestety, nie na moje kobiece siły. Dywan ma być położony dokładnie jak ma być, a ja do piątku mam zniknąć ze swoim malowaniem i brudzeniem. To jest mój plan odnośnie prac malarskich. Wiadomo, plany planami, a życie życiem.

Żebym się nie nudziła, od minionego czwartku walczę z mrówkami cukrówkami. Dosłownie, nalot mrówek był w czwartek. To co się działo to nie sposób opisać. Wszędzie były nawet w rękawicy do wyciągania z piekarnika gorących blach. Nie żałowałam chemii, lałam litrami. Polecany ocet i proszek do pieczenia to mogę sama wypić i ciasto na proszku do pieczenia upiec. Najdziwniejsze… mam 2 kg cukru w szafce, zaczęłam się zastanawiać czy to na pewno jest cukier, nie ruszają tej chemii, podobnie cukru pudru. Kupiliśmy wczoraj babeczki drożdżowe z kremem, leżą na widoku, pachną cukrem i kremem. Nie ruszają. Więc zastanawiam się w czym rzecz? Teraz myją się w zmywarce, musiałam włączyć, właściwie pustą bo były tam tylko dwa widelce i mróweczek czarnuszek bardzooo dużo. Filtr jest czyściutki sprawdzam bardzo często, do zmywarki wkładamy naczynia i sztućce zawsze spłukane ( MM nie zawsze). Wiem, że lubią MM kawę. Dosłownie szaleją przy ekspresie do kawy. MM nie używa słodzików, ani też żadnych kremików do kawy, tylko i wyłącznie czarna gorzka. W czym rzecz? Mrówki kawoszki? Jest ich już mniej ale gniazda ich nie znalazłam, nie ma w domu, bo gdzie? nie ma na zewnątrz. Rozkopywać mego pola nie będę. Firmy kasują kasę i to wszystko, nie w ich interesie wybić mrówki. Przeczytałam, że posypać ścieżki mrówek sodą oczyszczoną. Moje mrówki są niezorganizowane, całkowita samowola. Więc co i gdzie mam posypywać?

Następny problem ciągnie się od wtorku. Mój piesek miał operację wycięto jej 3 guzy. Niedopilnowana, nie moja wina byłam w pracy, rozgryzła trzy szwy i żywe mięso zobaczyłam. MM zdjął plastikowy kołnierz pieskowi, bo nie wygodnie, spać, leżeć, chrapać itp. Trafiła ponownie na stół operacyjny i wróciła z nowymi szwami i nowymi “sąsiadami”. Eh. ……Zwróciłam uwagę, na pieska dziwne zachowanie.

Raptowne zrywanie się i zmienianie miejsca. Zrobiła się nerwowa, przestraszona, rozkojarzona. Zaczęła się drapać. A że miała wcześniej alergię, MM stwierdził, że to alergia. Nie chciał słuchać, o ponowym odwiedzeniu weterynarza. Alergia, alergią ale … nagłe zrywanie się i uciekanie? Ucieka od czegoś. Od bólu? Tak sobie myślałam, analizowałam. Sprawdziłam jej nóżki, brzuszek, było wszystko w porządku. Aż któregoś dnia byłam zła na MM, że nie dopilnował ( znów byłam w pracy) jeszcze trochę, to nogę i bioderko odgryzłaby doszczętnie. Rozumiem, że pracuje zdalnie, ale do kuchni chodzi? Chodzi. Do toalety chodzi? Chodzi. Na fotelu robi sobie przerwę od pracy? Robi. Gra w gierki na telefonie czekając na konferencję? Gra. To do jasnej anielki nie można zerknąć na psa który rzekomo ma alergię? Nie, nie można. Złapałam pieska w pół, z bolącymi rękoma wsadziłam do wanny i zaczęłam szorować. Ludzie moi mili, pchły skakały po moich rękach, uciekały nawet do wanny z wodą. Jak każde żyjątko, ratowało się przed zagładą, potopem i chemią. Wyszorowałam Zimę, następna była Amber. Wszystkie poduchy do prania. Kilka dni spokoju. Wczoraj ponowna akcja!!! Akcja mycia piesków. Od kilku dni proszę jak człowieka, żeby załatwił tabletki pieskom. Ręce opadają, recepta będzie jutro albo pojutrze. Pytam kiedy to się skończy.

Przebudziłam się z bolącymi rękoma. Nie mogę pewnych ruchów wykonywać, koniec i kropka. Przy myciu piesków, myciu kuchni na połysk aby mrówki miały wygodę, naruszyłam ponownie moje ścięgna. Do kuchni weszłam zła jak osa, nie chciałam rozmawiać a śniadanie jakie mi MM zrobił zignorowałam. Kluczyki w rękę i tyle mnie widział.

Po powrocie przeprowadziłam z MM rozmowę. Na ile pomogło? 10 minut, 5 minut? Jak nie było recepty tak nie ma, jak wsadzał brudne widelce do zmywarki tak wsadza. Wszystko wypłucze wkładając do zmywarki. No cholera jasna, widelców nie płucze!

W pracy rączki wypoczęły i po powrocie wymyłam ściany w łazience, po kurzowym szlifowaniu.

Jednym słowem …..SAMO ŻYCIE…..

Malowanko

Dziś będę malować: drzwi z futrynami i ramę okna z parapetem amerykańskim (nie ma nic wspólnego z polskim parapetem, chyba te w obecnych mieszkaniach, gdzie oszczędza się na materiałach budowlanych). Na dziś będzie i tak wiele, zważywszy na to, że mam lewa rękę usztywnioną.

W następnym tygodniu przejdę do łazienki. Musze sprawdzić, czy faktycznie mamy przeciek w wannie. Przygotowanie sufitu w łazience do szpachlowania po zaciekach po burzach. Dach naprawiony, ale nie robiliśmy remontu z uwagi, że moja córcia mieszkała. Teraz jest okazja i możliwe, że ostatnia okazja na malowanie.

No to do dzieła……..


Nieszczęśliwy malarz

Oczywiście, że dziś niedziela to ja wiedziałam, ale musiałam dokończyć malowanie. Wczoraj nie skończyłam położenia pierwszej warstwy na dwóch ścianach. Nie mogłam i dziś zostawić. A jak rozpędziłam się, to położyłam drugą warstwę farby w colset i pokoju.

Kiedy zaczęłam porządkowanie, zerwała się burza która łamała drzewa. U nas złamała jedno drzewo na wysokośc 5-6 metrów od poziomu podłoża. Drzewo zdrowe, z zielonymi liśćmi. Grzmiało, błyskało, wiało, woda z nieba lała się jak z wiadra. Klika razy trzasnęło dość blisko i światło cyk i zniknęło. MM był w tym monencie na komp zamawiał online pizze, ja ostatnie pokrowce do malowania składałam. Pciemniało. W domu ciemno na ulicy ciemno i co mnie naszło aby zejść na parter. No, nie wiem. Czy już do końca mojego życia będę taka rozdziawa? Schodząc po schodach, znów ominęłam jeden stopień. Ciemno wszędzie a ja lecę i wcale nie do góry ale do dołu na zęby. Upaść nie upadłam ale walnęłam się prawą ręką w tym samym miejscu gdzie już miałam zbite i ledwo co jako tako wyleczone zostało. Na dokładkę maciutki maluszek mi się najpierw obił o ścianę a póżniej się wykręcił. Pisnęłam z bólu, bo i kostka w lewej nodze odczuła ten nieszczęsny schodowy wypadek.

MM słysząc moje oj oj oj!!!! Spytał czy wszystko OK? – Tak, tak – odpowiedziałam. A co miałam powiedzieć, że mam opuchliznę na tej samej ręce, że ręka niebieska i boli? Nie mogę, no nie mogę bo mi nie pozwolą pracować.

Praca fizyczna jest moim życiem, odstresowaczem, moją radością. Pracę zawodową również lubię i będę pracować zawodowo i fizycznie w domu do tego czasu, aż zaniemogę. Pisałam kiedyś. Był rok, że siedziałam w oknie i patrzyłam na back yard jak się zapuszcza, nikt nic nie sadził i nic się nie działo. Na front yardzie podobnie. Siedziałam na krzesełku, patrzyłam na przechodzących ludzi w dole po ulicy. Tak już nie chcę, takiej wegetacji nie chcę i nie potrzebuję. Może nadejdzie ale ja nie będę jej wyczekiwać.

Ale muszę uważać na schodach bo głowę mogę na nich stracić. Tylko jak to robić kiedy, biegam jak fryga po tych schodach.

Bardzo ciężko jest zastopować siebie, zmusić się do powolnego poruszania. To byłoby przeciw mojej naturze.

W niebie odpocznę

W moim ogrodzie nic nie kwitnie. Albo wodą zalewa, albo suszy. Nie dobra wiosna, a i lato niezbyt dobre będzie. Dziś od rana ponad 30C. Na wieczór zapowiadają burze. A przecież wczoraj po południu lało i błskało. korzenie w ziemi się gotują a to co ponad, nie może się zdecydować, gnić, wyschnąć albo udawać że zakwitnie. Nie mam pojęcia hak rolnicy na fermach dają sobie radę z tak kapryśną pogodą. Może mają jakieś zaklinacze?

Od kilku dni jestem taka byle jaka. Tracę wszelki sens. Tak, tak, domownicy widzą. Czasami na mój nerw biorę valeriankę (tabletki), na noc tównież czasamu, tabletki na odprężenie. CBD biorę w ostatnim okresie każdego dnia wraz z tabletką na ciśnieni. Wnerw ostatnio pojawia się każdego dnia.

Znam przyczyny tylko…nie ma na nie rady.

Potrzebuję przestrzeni, bo i kota można zagłaskać na śmierć.

Dziś podobnie jak wczoraj uciekam na yard. Tam mam trochę wytchnienia i przestrzeni.

Z zapowiadanego wczoraj deszczu nie pijawiła się nawet kropla. Jak wierzyć synoptykom. Co ja bezpieczny zawód, nikt nie założy sprawy sądowej i nie pociągnie do odpowiedzialności.

Dziś podlewam yardy i sprejuję podjazdy specjalnym preparatem, później ciśnieniowe mycie.

7 (siedem) godzin pracy na yardzie, większość poświęciłam na podjazdy. Do ulicy mam jeszcze dość daleko. Jeśli sobotka będzie ładna, na pewno ukończę.

Na bacj yardzie większość gałęzi posprzątanych, muszę resztę podmuchać i dróżkę z płyt kamiennych posprejować i wymyć. Schody i patio od strony północnej jeszcze zostanie. Płot i kamyczki i kamienie pomyć ciśnieniowo. No i nadejdzie jesień. Haha

Kiedy odpoczywać? W niebie odpoczne.

Wolny i nie wolny

Od wczoraj mamy ładną pogodę. Z zapowiadanych deszczów, nic się nie pojawiło. Słońce i jeszcze raz słońce. Odczekałam do 11am i wyszłam na zewnątrz. Najpierw z dmuchawą, sekatorem, kosiarką i obcinarką. Tak zawzięcie pracowałam, że przecięłam przewód elektryczny. A że u nas przedłużaczy jak w sklepie, zamieniłam przecięty niesprawny na inny użyteczny.

Z przerwami na spożycie wody dla orzeźwienia pracowałam do 7:30pm. Dmuchałam, przycinałam, formowałam. Nie miałam już czasu na posprzątanie gałęzi bo w przeciwnym razie padłabym brudna i nikt by mnie nie zmusił do wzięcia prysznica.

Prysznic dodał mi sił i mogłabym, ponownie wylecieć na yard i zbierać gałęzie. No jestem szalona ale …. Odpoczynek po pracy to rzecz święta.

Jednym słowem: wszystko ma swój czas i nie trzeba tego niszczyć.

Poświątecznie😋

Nie wiem, czy za dużo potraw przygotowałam czy mniej już jemy. Pamiętam z domu rodzinnego, stół był nakryty wszelkimi potrawami a jajka były na pierwszym miejscu. Zrobiłam o połowę mniej potraw, a i tak zostało bardzo dużo, jajka również trafiły do lodówki. Okazało się, że przydałaby się na takie okazje jeszcze jedna lodówka.

Drugi dzień świąt i pojawiło się w mojej głowie. Takie oto przesłanie.

Jedzmy zanim jesteśmy zdrowi!!

Nie wiem, czy to jest dobre przesłanie, ale w tym coś jest. Aby nikt z domowników nie narzekał na brak żarełka, wstawiłam do piekarnika karkowinkę do pieczenia, a dla tych co tłustego mięska nie jedzą, kurczaczki w marynacie na patelnię wrzuciłam.

Moje dzisiejsze menu jest za bardzo obszerne i nie będę tutaj opisywać.

Wszelkie ciasta i wafelki są na ukończeniu, a myślałam, że jak wrócę po pracy to załapię się chociaż na jednego wafelka. Wafelki sama robiłam, okazały się pyszniutkie.

Tak, tak, u mnie dziś był dzień pracy. Nie ma zmiłuj się. Ci co zdalnie u mnie w domu pracują, również pracowali. Nie było śmingusa dyngusa, i nie było 3 dnia świąt, w moim stanie, nie rozumieją co to za tradycja. A ja wspominam, jak byłam ochlapana wodą. Nikt wtedy nie latał z wiadrem po ulicy ale…. węża ogrodowego miał w gotowości. Troszkę lat ubyło gdy na samochody lała się woda z wiader😖. Starałam się śmingusa spędzać w domu.


Dziś przycinam krzaki które przymarzły. Niestety, ale krzaki wyglądają na gołe, zostawiłam gałęzie na których pojawiły się maciutkie listeczki.

Przycięcia krzewów zrobiłam bardzo duże, ze wszystkich stron. Zostawiłam gałęzie z już wypuszczonymi listkami. Mrozu już na pewno nie będzie, więc krzewy z wiosennymi chłodami dadzą już radę.

Tulipany również, zaczynają się bardziej rozwijać. Im też mróz zaszkodził, pomimo przykrycia. Wiele z nich jeszcze nawet nie wzeszło, a niektóre zalane przez ulewne deszcze, jedynie pokazały listeczki. Tak zostaną w ziemi i wygniją. Nie mam na to wpływu. Ta wiosna nie jest przyjazna dla przyrody.

Już mam na co patrzeć i podziwiać.

Marzec 31 a więc ostatni w 2023 roku

Podaruję sobie spokojniejszy dzień. Bez ciśnienowego mycia. Jak bym wiedział, że tak zrobię, bo od maszyny poodkręcałam węże, jeden doprowadzający wodę, drugi odprowadzający lecz już z ciśnieniem. MM za chwilę przwiezie mały bak benzyny ale przecież nie zmarnuje się jeśli postoi.

Nie, nie jestem chora czy zmęczona pracą, na dziś znajdę sobie pracę. Tylko przy tym myciu, dni niepostrzeżenie uciekają, nawet nie mam czasu na podziwianie wschodzących tulipanów. Nie mam czasu na spokojne wypicie kawy. Nie mam czasu, tak normalnie, na życie. A ono przecież nie będzie na mnie czekać, kiedy skończę mycie, szorowanie podjazdów, ono mi przeleci między palcami.

Trzy dni, tak zwyczajnie przeleciały. Oczywiście, że przyjemnie posiedzieć na czystym tarasie, kiedy wiaterek powiewa a ptaki ślicznie śpiewają ale przez te ostatnie dni nie czułam wiaterku a ptaki na pewno śpiewały, tylko nie słyszałam.

Kilka krzewów mi wymarzło. Wielka szkoda bo jak tak patrzę, to w tych krzewach zawarta jest moja praca. Posadzenie lub przesadzenie. Doły na posadzenie same się nie wykopały. Podlewanie i pielęgnowanie to też praca. Mróz przyszedł, zmroził a ja teraz czekam z nadzieją ogrodnika, że odżyją, puszczą pąki, a przecież te krzewy były z gatunku „zawszezielone”. Okazało się, że nie zawsze.


Oczywiście, że przykrywałam folią. Ale z tym wiąże się pewna historia. A był to tak.

Nie zawsze mam ochotę jechać po pracy do sklepu. Wiadomo korki i tłoki w slepach. Ludzie poczuli wiosnę i wyruszyli do sklepów ogrodniczych i budowlanych. Podobnie jak ja i to zjawisko jest normalne i naturalne. Ale spędzić w sklepie +2h (z dojazdem) nie chciałam, w tym czasie mogłabym innych pożytecznych rzeczy zrobić dla domu i ogrodu. Padło na MM, pojedzie kupi folię. Zrobił zdjęcie pudełka z resztką foli z lat poprzednich. Nie pojechał. Któregoś dnia nad ranem wyskoczył mróz -7C( tulipanów jeszcze nie sadziłam). Byłam zła, że przecież mógł pojechać i kupić folię. No cóż nie pojechał. Kilka dni po mrozie krzewy zgubiły wszystkie listki. Byłam niepocieszona. Przed następnym mrozem, poprosiłam ponownie.

Chcę zaznaczyć, że nie zawsze moje samopoczucie jest wyśmienite, ja siebie dosłownie zmuszam, napędzam aby nie zastygnąć,

MM w telefonie ma zdjęcie pudełka z folii więc problemu z wyborem być nie powinno. Kiedy wrócił, płakać ze złości mi się chciało. Miał zdjęcie w telefonie, telefon miał ze sobą…- tam tyle tych folii, że nie wiedziałem którą kupić, ta chyba będzie dobra…..powiedział

Próbowaliśmy przykryć tulipany, listeczki wyszły ponad ziemię. Ciężko a nawet, ciężko i trudno przykryć „blachą” powierzchnię która nie jest w linii prostej i nie przydusić tego, co dopiero wychodzi z ziemi. Wkurzał się i ostatecznie skwitował…

– nikt z sąsiadów nie przykrywa kwiatów i krzewów tylko my – te słowa wypowiedział ze złością bo folia do elastycznych nie należała

– u ilu sąsiadów byłeś na back yardzie i ilu sąsiadów znasz? spytałam – zostaw to i idź do domu nie potrzebuję twojej pomocy, idź już- krzyknęłam

Nie miał pomysłu na folię którą kupił. Nie miał wogóle żadnego pomysłu na pomoc w przykrywaniu.

Po chwili wyszedł z domu stanął w oddali i przyglądał się jak mocuję się z krzewami. Nie udawało mi się, folia ciągle mi się zsuwała z krzewów, jak nie z jednej to z drugiej strony. MM stał wciąż w oddali z rękoma schowanymi w kieszeni spodni. Spojrzałam i już nie wytrzymałam. Bo kto wytrzyma, brakowało jeszcze wykałaczki w buzi i językiem jej przewracania.

Mimo wszystko przeanalizowałam co mogę powiedzieć, aby tego mego męża z gołębim sercem za bardzo nie urazić a jednocześnie żeby zrozumiał.

– nie mogę pracować jak patrzysz mi na ręce jak superwizor, idż do domu – krzyknęłam

– i pójdę – odpowiedział i na pięcie odwrócił się, podążył w stronę domu.

Faktycznie, takie gapienie się na moje ręce w trakcie wykonywania czynności, przeszkadzało mi bardzo. Suprewizora nie było i prace ruszyły z kopyta.

Niestety, zmarzniętym krzakom już nic nie pomogło, ale tulipanom jak najbardziej. Robi się na moim back yardzie KOLOROWO😁


Już po mrozach ale przy 0C i +1C podjechaliśmy do ogrodniczego sklepu aby sprawdzić co mają nowego. MM stanął jak wryty i patrzył. Gapił się na przykryte kwiaty i krzewy.

– jak widzisz nie tylko ja przykrywam, sklep również. Nie wiem co z tego zrozumiał, chyba nic bo to nie on pielęgnuje kwiaty i wszelkie nasadzenia w ogrodzie.

– zimno to przykrywają – odpowiedział.

Gdy patrzył na nasze zmarznięte krzewy ( dziś o poranku)

– trzeba wyrzucić i nowe posadzisz – powiedział

– czy ty wiesz ile one mają lat? Czy ty wiesz jak kupisz nowe to trzeba czekać z 7 lat aby wyrosły do tej wysokości? A takich wysokich nie ma, nie sprzedają bo one bardzo ciężko się przyjmują. Odpowiedź była jedna – idę do domu…


Zdecydowanie, dziś nie będę myła ciśnieniowo. Kawcię już pod parasolem wypiłam. Zajmę się czymś co nie będzie potrzebowało nakladu ciężkiej pracy fizycznej.