Romans ze sobą 🌷❤️

Jeśli chcę pozbyć się covida raz i definitywnie, musze przestrzegać jednej i najważniejszej zasady:

IZOLACJA

W moim przypadku izolacja od MM. Ktoś powie, że przyczepiłam się jego jak rzep psiego ogona. No niestety, siedzi w fotelu ze zjętą maseczką i kaszle. obraża się, że siedzieć z nim nie chce. A no, nie chcę i nie będę. Swoje posiłki konsumuję w swojej sypialni, gdzie tylko i wyłącznie zdejmuję maskę. Nie nudzi mi się samej. Uwiłam sobie gniazdko i jest mi milusio i dobrze. Tu otwieram okno i nikt mi nie mówi …. Oj wieje….

Z rana zawiozłam syna na PCR test, dostał zwolnienie z pracy na następne 3 dni. Trudno powiedzieć na co choruje i od czego gorączka się utrzymuje, możliwe że jakiś szczep innej grypy.

Ja czuję się dobrze i mam w planie odpoczynek przy czytaniu szeleszczących kartek książki. 😁📚

Zanim wzięłam książkę do ręki, postanowiłam zrobić paznokcie. Włczyłam cudną nastrojową instrumentalną muzykę i bez pośpiechu opracowywałam paznokcie. Pomalowałam pomarańczowym kolorem o odcieniu pomidorowym. Między czasie delektowałam się popołudniowym cappuccino. Nic nie goni, nic nie pędzi, wszystko na luzie. Nawet głos MMa z drugiego pokoju byl mi obojętny i go zignorowałam ….ja się nudzęęę…

Kamerka dokładnie nie oddaje koloru paznokcia jaki jest w rzeczywistości. Pomarańczowy pomidor najbardziej mi pasował.

A ja się nie nudzę. Nareszcie, powtarzam, nareszcie mogę czas spędzić ze sobą. Nareszcie jest mi dobrze, spokojnie, miło i przjemnie. A tak martwiłam się co ja będę robić na emeryturze.

Będę romansować ze sobą!!!!!

Rozpieszczać siebie.

Śpiewać dla siebie.

Tańczyć ze sobą.

Słuchać muzyki w swoim towarzystwie.

Bardziej kochać siebie.

Tylko muszę jeszcze trochę poczekać.

2022 ROK ROZPOCZĘTY

Prawie mi się udało. Nie było domu pogrzebowego ale szpital to już się zrobił. Z rana MM mnie obsługiwał. Po polepszeniu się mego zdrowia obslugiwałam syna a za chwilę MMa.

Koło 8 pm zdjęłam pidżame i ubrałam się bardziej przyzwoicieć. MMa zwaliło całkowicie włącznie z biegunką. Co je i podjada to ja nie wiem, bo te podjadane ukrywa. Wystąpił stan podgorączkowy takie 36,8 -37 nawet nie potrzebowałam podawać termometru. Syn podobnie przeszedł biegunkę, stan podgorączkowy i obaj pocenie się osłabienie, ból głowy. Nie jedzą tego samego, więc biegunka miała inną przyczynę. Stres?

Zamowiłam pizze i skrzydełka w sosie miodowym BBQ. Picie procentowe i nie pozostało poświetach. Córcia kupiła szampany i sushi. No niestet MM nie był w stanie zejść na partet. Syn również nie był w formie ale przyszedł o 11:30pm. Petard mieliśmy na 30 minut nonstop strzelania. W tym roku wyjątkowo, więcej było strzelających.

Było bardzo przyjemnie. Nie, nie zapomniałam o MM. Zaglądałam, ale on prawie cały dzień spał, podobnie jak ja.

Nie ważne nastroje, bo nowy rok bez względu na nie, zawsze rozpoczyna sie 1stycznia.

Ustąpić miejsca

Miniony miesiąc nie należał do dobrych, cały rok również nie był dobry. Miniony i ten tydzień, lepiej nie wspominać i niech odejdzie w zapomnienie. Niełatwo a wręcz niemożliwe do wykonania, wykreślenie minionego dnia, tygodnia, miesiąca. Wszystkie dni przeszły do historii.

Cieszę z drobnostek, nawet bałagan jaki w domu stworzyłam napawa mnie radością. Jeszcze potrafię coś zrobić oprócz ukradkowego wycierania łez.

Świąteczby bałagan 1
Świąteczny bałagan 2

Nie jest łatwo. Każdy z nas inaczj przeżywa i każda sytuacja może być podobna ale jednak inna.

Robię więc bałagan. Choinkę kupiłam, inna niż dotychczas. Choinka Art. Nie ma za wiele gałązek ale za to grube igły.

Choineczka

Nie wiem, ale stanęłam przed nią i bardzo długo ją oglądałam. Takie coś a zapach powalający, cena również 250$. Zdecydowałam i kupiliśmy. Teraz wyzwaniem będzie dekoracja tego fajnego, uroczego wiechecia, roztrzepańca.

Lampki powiesiłam i zdjęłam. Zastanawiam się jakie bąbki i ile. Więcej na nią patrzę niż wkładam pracy. Siedzę, patrzę i widzę tylko kilka bombek, sznur światełek, łancuch błyszczący i koraliki. Myślę, że to będzie dobry pomysł. Czym dłużej na nią patrzę, tym bardziej mi się podoba. Inna, smukła a za razem roztrzepana. W dotyku mięsista aż palce w delikatne i długie igiełki wchodzą.

Cudo, wspaniałe nie spotykane cudo natury. Urosła ale nie rozwinęła się, zabrakło … słoneczka. A może za dużo człowiek ingerował w dna i przedobrzył. Żywot zakończy w moim domu i oby jej dobrze było w tych ostatnich dniach jej bytności.

Wsztstko się kończy aby nowe mogło nastąpić.

Indycze święto/jak skutecznie odstraszyć człowieka rodzaju męskiego

Zdjecie ze strony overblog

Bardzo boję się trzeciej szczepionki covida. Drugą przeszłam boleśnie i z halucynacjami. Boję się też zachorować na covida. Maseczkę nakładam wszędzie, oprócz domu i poruszania się na świeżym powietrzu i w odpowiedniej odległości od człowieków.

Wczorajszej nocki przyjechała młodsza mego MM na „wakacje”. Będąc już w pidżamie, zeszłam na parter aby ją przywitać i bez żadnych uścisków tak jak to ona lubi. Zerwała się z krzesła, zastopowałam ją…. Tylko bez uścisków proszę…. Na zadane pytanie dlaczego, otrzymała wyjaśnienie, samolot, lotnisko. Że ona zaszepiona 3 dawką itp. Nie dyskutowałam. Wróciłam do sypialni.

Nie słyszałam kiedy MM się położył, spałam snem kamiennym.

Przy śniadaniu MM niemrawy, ale lotem sokoła poszybował do sklepu po bułeczki bo czerstwego chleba ja nie jadam. W czasie “lotu sokoła” MMa do sklepu, wstała jego młodsza. Zeszła do mnie do kuchni i na odległość odbyło się powitanie. Dziwne taka wylewna, a w oczy nie patrzyła.

Ona wróciła do sypialni. MM wrócił z zakupami. Sprawę uścisków przedyskutowaliśmy. Osoba zaszczepiona chroni siebie (jeśli chroni), a nie osoby z otaczającego go kręgu ludzi. A wiedząc, że amerykanie to bardzo „odważny” kraj, w moim stanie zniesiono obowiązek noszenia maseczek.

Młodsza strzeliła focha i spakowała się proszą o odwiezienie jej do apartamentu starszej, pod pretekstem nakarmienia kota. Starsza MMa była na wyjeździe. Ale nie omieszkała powiedzieć, że łóżko niewygodne. MM odwiózł i wrócił podminowany. Młodsza ojcu zrobiła pranie mózgu i MM jak niewypał. Gadał od rzeczy.

-Mogę zadać pytanie? spytałam

Pozwolenie uzyskałam

– jeśli materac czy też łóżko było niewygodne, a wiesz, że ja jestem bardzo delikatna i spałam na tym łóżku ponad sześć miesięcy, dlaczego ona spakowała się rano i nie poczekała do świątecznej kolacji. Mogła poczekać do wieczora. Więc o co chodzi z tym łóżkiem i kotem? Bo kota pod nieobecność starszej dokarmia sąsiadka? Co się tak na prawdę stało?

Niestety MM nie rozumiał tej sytuacji. Ale zadając pytanie wyjaśniłam, że to nie o łóżko chodzi. To nie materac zawinił.

Zastanawiam się, czy wogóle przyjedzie na kolację. Jak zadrinkuje to zwali się nie na łóżko a pod.

Poczekamy, zobaczymy.

Przyjechała. Zjadła i pojechała. MM był niezadowolony.

Nie moja córka i nie mój problem. Jeśli ma problem niech rozwiązuje.

Już od dawna, nie wtrącam się w cudze sprawy.

________________

UPDATE

FEB 5,2024 8:23PM

Młodsza córka MMa całkiem zdurniała powiedziała, że nienawidzi tego miasta i jej noga w tym mieście nie stanie.

A ja wiem swoje. Koleżanki wyszły za mąż, koledzy pożenili się mają swoje rodziny. Przestali clać litrowymi butelkami bo ich nikt nie sponsoruje jak ją MM i jej matka. Może sobie pozwolić, przez ponad 6 miesięcy nie pracować i spać od nocy do nocy, bo nie może zostać dyrektorem teatry jakiejś firmy filmowej czy coś w tym rodzaju. Ale wszyscy wiemy, że kiedy jej matka i ojciec proponowali opłatę dodatkowych studiów to odmówiła, że się jej nie chce. Ojciec w dalszym ciągu zamawia online żarcie pod jej apartament w LA. Sama nazwa LA i Hollywood nie zrobiła z nikogo aktora ani dyrektora, nawet jeśli ona widzi szyld HOLLYWOOD z okien apartamentu nie pomogło jej w zostaniu szefem firmy castingowej. Do tego trzeba mieć nie tylko wykształcenie, doświadczenie ale dużo szczęścia i sprytu a do tego kusą spódniczkę i cycki na wierzchu.

No nie udało się dziewczynie, a lata lecą i 40stka na nosie. Została sama z butelką przy piersi. Szkoda mi jej, bo fajna dziewczyna ale rozpieszczona do granic wytrzymałości.

Jednego nie rozumiem dlaczego kobiety 40 i 40+ śpią z misiami i maskotkami pluszowymi?

Sumując: młodsza nie przyjedzie i w tym roku nie przyjechała na święta, starsza MMa to inna piosenka ale wciąż śpi z misiem.

Mówią, pociąg odszedł. Tak odszedł z chwilą kiedy ogłosiły na fejsie, że zaręczynowy pierścionek ma być powyżej, chyba 50k. Jak MM przeczytał to aż za głowę się złapał. Młodzi panowie się rozpierzchli jak przestraszone wróbelki. Nawet żadna wrona rodzaju męskiego nie została na polu bitwy o rękę pań.

Jak można skutecznie odstraszyć człowieka rodzaju męskiego.

Dynamit

Nic złego nie podejrzewam i nic grożnego ale….muszę udać się do lekarza. Wiadomo upadłam kiedyś tam, ale zaczął mi boleć oczodół. Mruganie jest już odczuwalne, przy dotyku powieki również czuję dyskomfort. No coś się dzieje. Córcia twierdzi że jest sinak ale ja go ujrzeć nie mogę. Narośl po upadku rozmasowywałam i się zmiejszyła ale, to ale mnie zaczyna trochę niepokoić. Tym bardziej małe dzieci mi się śnią. A to już bardzo źle. Dzisiejszego popołudnia było już za późno na ustalenie wizyty lekarskiej, tel. milczały lub … bla bla bla dzwonic po karetkę bla bla bla. Zanim jutro ja wstanę mąż sprobuje zadzwonić. Może się uda na jutro, byłoby dobrze. Z przychodni dzwonili w tygodniu, że mam przyjść na kontrolę ciśnienia krwi. W takim razie upiekłabym dwie pieczenie, oko i serce.

Od dzisiejszego popołudnia rozmawiamy z MM tak (90%z mojej strony) bardziej normalnie, nie przez zęby czy służbowo. Za wcześnie jest dla mnie na poufności i otwieranie się mentalne. No, zranił mnie i jeszcze to przeżywam, przeżuwam, memłam. A tak naprawdę, analizuję. Życie nie jest białe i czarne, ma jeszcze mnustwo innych kolorów i te kolory mi się zamieniły w różne oddcienie szarości. Jeszcze troszkę a odzyskam równowagę.

Kiedyś pisałam o pracy jaką wykonuję na podwórzu i w domu. Praca fizyczna to moje lekarstwo, pozwala mi zapomnieć o bólu, rozterkach, problemach które urastają w mojej głowie do tragedii. Nie, nie wybucham, zawsze tłumię w sobie i praca pomaga mi wyzwolić się z tego dynamitu jaki w sobie noszę. Bo co ludzie zawinili, że jestem jaka jestem. Teraz mamy ponownie więcej dni deszczowych i z przymusu po pracy, jestem zamknięta w domu.

Oooo mam pomysł. W następną sobotę muszę iść poskakać/potańczyć. No i zapisać się na GYM w końcu. Medytacje? Próbowałam, to nie dla mnie, ja muszę spalić ten dynamit a nie przez dziurki w nosie wypuszczać.

Jutro podobno nie będzie padać, będę kontynuować świąteczne ozdabianie. Plany planami a jak wyjdzie zobaczymy.

Noc duchów

November 1st jest dniem pracującym. Nie ma zmiłuj sie nawet dla uczniów. Pierwszy raz przebudziłam się po 5 minutach snu. Organizm był gotowy do działania. Od 3 do 5 rano próbowałam zasnąć, bez powodzenia. Ostatecznie około 3 godziny miałam przespane.

Może obudzio mnie zimno? Szalony MM obniżył temperaturę. No kurcze ale nie nałoże na głowe koca elektrycznego, czapkę mogę ale to przesada robić w domu lodówkę kiedy na zewnątrz dzis 8C. I co z tego że na plusie, sam plus nie doda ciepła. A 8 to nie 22. Gdy przebudziłam się o 3 z zimną głową, podwyższyłam temp i mogłam sobie leżeć odkryta. W sypialni zrobiło się cieplutko.

A po pracy!!!

Do domu dotarłam w niesamowicie dobrym nastroju. Przewitałm pieski. Wytarmosiłam je i MM. Szczęśliwi moi domownicy to i ja szczęśliwa. Ale coś poszło nie tak. Nie umiem się kłócić, no nie umiem, a przeciwnik nie jest zainteresowany, dyskusją. Po usłyszeniu pierwszych kilka „słów” opuszczam pola bitwy. Nie jestem zainteresowana zrobienie komuś przykrości. A mogłabym mogłabym to zrobić. Wyszłam na spacer, wylałam mały staw łez.

Gdy wróciłam przypomniałam …że swemu Tatusiowi nie zapaliłam świecy. Postawiłam Tatusia zdjęcie, zapaliłam świecę, włączyłam Tatusia muzykę i z tęsnoty, żalu i niemożności niesienia pomocy mamusi rozryczałam się jak 1000 bobrów. Całe moje życie wierzyłam, że swoich rodziców ustrzegę przed złem, przed starością i śmiercią. Niestety, los za mnie zadecydował. Moi rodzice również wierzyli, że ja jedyna dam im oparcie. Nie dałam, mentalne tak ale fizycznego tego namacalnego od wyjazdu z Polski, nie dałam. Nie ustrzegłam ich przed moimi siostrami i jest mi z tym bardzo ciężko.

A ten mój wyskakuje mi, ze swoim nożem, bo kuźwa w komplecie nie ma noża kuchennego z ząbkami. Bo to jego matki. Jakiej matki? O jakiej matce on mi mówi. Która lała go gdzie popadnie, ojciec go nie chciał matka też. Żeby uciec przed „kochającą” matką, uciekł do wojska i zaraz na wojnę. Jaka to kobieta której mieszkanie socjalne po jej śmierci było jak pijacki chlew. Sprzątałam i widziałam. Nic nie dostał od matki oprócz razów i teraz matka? Zabrał po śmierci ten stojaczek z nożami w którym brakowało dwóch noży. I teraz to jest jego dziedzictwo? !!! Położyłam ten nóż do szuflady, ponieważ był tak umieszczony w stojaczku, że tylko się w pierwszej kolejności po jego sięgało.

Kupię sobie swoje noże. Tylko nie rozumiem dlaczego MM zaczyna dzielić rzeczy na moje i twoje. Starość?

Kiedyś taki nie był.

Może to wina wirusa? Za długo siedzi w domu, pracuje, nie ma kontaktów z ludźmi. Ekran komputera to praca i konferencje, nie ma luźnych rozmów, żartów. Ludzie stają się dzikusami, chamami.

W smutnym nastroju podreptałam do sypialni. MM już spał, podeszłam, pogłaskałam po policzku. Przebudził się, ze smutkiem spojrzal mi w oczy i ….. kocham moją krysie….

Za chwilę i ja usnęłam.

Sens bez sensu

Popijając kawę i patrząc przez okno na mokry poranek, spływające krople deszczu po szybie po wciąż zielonych liściach drzew, zastanawiałam się nad …..sensem życia.

Ok już się nie zastanawiam. Bo po jaką cholerę. Żyję bo żyję, mam się dobrze, a jak mam się czuć po 4 kielichu czerwonego wina. Tym bardziej jak nade mną „gwiazdy” świecą i dostarczane jest żarełko.

„Gwiazdki” dostarczone przez amazon zostały dziejszego wieczoru. Tym razem nie będę drzewka wynosić na zewnątrz. Kilka lat temu miałam podobne, z białymi gałązkami. Również pięknie świeciło ale przestało, gwarancji nie zachowałam. Trafiło na śmietnik. Nauczona doświadczeniem, mimo, że jest do korzystania na zewnątrz, drzewko zostawię w domku bez narażania go na ulewne deszcze. Gwarancja na rok, tym razem zachowam.

Żarełko super. Wczoraj kupiłam w Farmers Market ruskie salami z sadełkiem. MM nie bardzo polubił. Dziwne, przecież stał się wszystko jedzący. A ja lubię i kupiłam ogromniastą pałkę tylko sobie. Mam dość amerykańskich szynek, czasami potrzebuję Europy i niech będzie i czegoś wschodniego. W Rosji żarcie mieli wyśmienite ale na Węgrzech salami było superowskie, kurczaki z rożna najlepsze w Bułgarii a proszek do pralki automatycznej tylko z Niemiec. Kupiłam też pielmieni, malucieńkie pierogi. No wprost uwielbim pielmieni ukraińskie. No i na zaspokojenie głodu pierogi z kapustą. To jest niebo w gębie. Nie lubię takich stwierdzeń, tym razem innego nie znalazłam w swojej głowie po 4 kieliszku czerwonego wina z zawartiścią 14% alko.

Spytałam dziś MM od jakiego okresu jego matka zaczęła pić. Nałogowo od jego średniej szkoły. No to mi alkoholizm już nie grozi. MM nie zaznał szczęścia w swoim życiu ( pomijając moją skromną osobę😊). Matka jego nie chciała, ojciec też nie był zainteresowany. Dziadkowie nie z prostej linii genetycznej, też nie bardzo. Piewsza małżonka chciała tylko jego portfel. Oddał wszystko do ostatniej skarpetki, taki był chojny.

Po wielu latach….

I tu naraz w inernecie na megafriend.com spotkał taką jedną polkę, która jasno określiła co chce i czego oczekuje. Nie męża i nie kochanka tylko nauczyciela, który pomoże jej w nauce j. angielskiego.

Ok, odbiegam od tematu…Sensu życia… A bo wiecie, ten rok minął mi bardzo szybko. Nie pamiętam z tego roku wiele. Stres gonił stres. Mieć męża każdego dnia, to dla mnie przeżycie. Dlaczego? MM był w rozjazdach, pracował zawsze TAM GDZIEŚ. A ja w domu sama. Robiłam co chciałam, oczywiście że wciąż pracowałam zawodowo ale wracałam do czystego domu. Wracałam do domu i nikt mnie o nic nie pytał, nikt mi w momencie kiedy chciałam sobie coś upitrasić nie stał na drodze i nie zajmował akurat tego palnika gazowego na płytce z ktorego ja chciałam skorzystać. Wkurzam się kiedy wracam z pracy do domu, muszę zaczynać od mycia kuchni. Najpierw blaty kuchenne, płytka gazowa i zlew. Dostaję zielonej gorączki przy zlewie. Czy to nie można spłukać zlewu, wycisnąć gąbki. Nie! Trzeba czekać aż w kątach zlewu pojawi się coś zielonego. I wtedy pytanie leci w moją stronę. A co to jest?

Po cholerę tłumaczyłam od czego i co to. Już nie doprowadzam do takiej sytuacji bo cały dom zgnije. No ja głupia chciałam pokazac, nauczyć, wytłumaczyć. Sama zapuściłam zlew i sama wyszorowałam. Przecież gdzie woda tam i wilgoć, gdzie wilgoć tam i grzyby rosną. Kurcze komu chciałam wytłumaczyć? No i gdzie jest sens? Jak można wytłumaczyć, że dżemu nie nakładamy na łyżeczkę ponad brzegi bo zleci, obślizgnie się i na podłodze będzie ślisko. No cóż, biorę szmatę i myję bo sama sobie zęby wybiję, przy pierwszym poślizgu.

Ludzie wypiłam 5 lampkę wina a sensu życia jak nie było tak nie ma. Alkoholikiem nie zostanę bo w poniedziałek trzeba śmigać do pracy.

Co jutrzejszy dzień przyniesie? Powinnam spytać…. co amazon mi dostarczy. Moj koc ekektryczny wysiadł, pojechaliśmy wczoraj do sklepu i wróciliśmy z nowym. W nocy, a w nocy na włączonym 1 lewelu grzania, parowałam, gotowałam się. Dobrze, że skóra mi nie zeszła. Amazon przyszedl z pomocą, zamówiłam i przy okazji nie tylko kocyk elektryczny, przecież idą święta.

O cholera!!!! Siedzę i bzdety piszę a pościel nie nawleczona a jest 10:00pm

Blogowe porządki

Chociaż drzewa są wciąż zielone, idzie jesień, a z nią długie noce i krótkie dni.

Dziś deszczowo

Po pracy, nie mam ochoty na porządkowanie i układanie w szafkach, właściwie robię to na bieżąco. Wczoraj wyszłam na pole podmuchać opadłe liście i żołędzie.

Znalazłam inne zajęcie. Porządki na blogu. Zajmie mi to na pewno kilka miesięcy. Każdy post który przeniosłam na prive chcę przeczytać i dopisać teraźniejsze spostrzeżenia. Chcę też przenieść wpisy z bloga już nieaktywnego i trzymać wszystko w jednym miejscu.

Czeka mnie dużo pracy. Gdybym nie była aktywna zawodowo było by szybciej, myślę że do marca dam sobie radę.

A jak pójdzie, zobaczymy.

Dziś naszły mnie chęci na zrobienie ciasta z truskawkami. Wprawdzie proszek do pieczenia przeterminowany ale do sklepu w ten deszcz nie pojechałam. Zajrzałam do piekarnika, ciasto wypełnia wolne miejsca pomiędzy pokrojonymi truskawkami a niektóre worost pochłania. Dobry znak, ciasto rośnie. Do ciasta zrobię krem z śmietany kremówki i myśkę, że będzue super słodziutki wieczorek.

Ciasto się udało!!! I o to chodziło. A że MM musi dietę MŻ (mniej żreć) stosować to dostał o 4pm jawałek i na tym koniec z żarciem, bo przeniosę go do gościnnej sypialni. Je to tyje, jak tyje to chrapie, a to jest do niewytrzymania. A tak ładnie wyglądał jak UPS pracował. Minęło i chyba nie wróci tym bardziej, że dziś ciastem truskawkowym nakarmiłam.

No przykładam rękę do jego tycia oj przykładam. Ale nie pozwoliłam więcej jeść . Ciasto zjadł po 4pm i nic więcej. Oby jutro nie odbił sobie.

Komarowa przyjaźń

Nastały piękne dni, jeśli mówić o pogodzie. Nareszcie można wyjść o poranku z kawą na deck. Nie trzeba wieczorem skręcać parasola i przykrywać mebli ogrodowych. Wprawdzie o poranku jest 18C ale i o to chodziło, żeby słońce nie piekło, smaliło, parzyło. Żeby też i nie lało i nie robiło sauny na powórzu.

A więc, wyszłam z kawcią na deck i zachwycam się spokojem. Spokój? Żołdzie spadają z drzew z hukiem. Parasol chroni przed urazami głowy. Już nie raz myślałam, żeby sobie hełm sprezentować. Jeśli chodzi to moje urazy: prawe kolano boli i na nie, nie mogę uklęknąć nawet na miękkie podłoże, lewe kolano jest w lepszej kondycji. Dłoń się zagoiła. Szyja czasami daje znać o sobie. Policzek zagojony, a przy lewym oku narósł podskórny guzek. Jeszcze rozmasowywać go nie mogę, wciąż trochę boli. Za tydzień lub dwa będzie (tak myślę) dobrze.

Za pół godziny przyjedzie serwis sprejujący yard przeciw komarom. Tych owadów jest bardzo dużo. Mam różne specyfiki, świece, pochodnie itd, ale na taką ilość komarów powinnam brać kąpiel w OFF Deep Woods

To nie jest reklama!!!!!

Komary już się uodporniły na wszystkie rodzaje anty. Świece również mało pomagają. Spryskanie przez firmę pomaga na około 20 dni. Dają gwarancję na 30 ale z mego wieloletniego doświadczenia, 30dni to jest tylko chwyt reklamowy. Z 20 dni spokoju również jestem zadowolona. Po spryskaniu nie wolno wychodzić na zewnątrz zwierzaczkom i ludziom przez 30 minut. Zdaję sobie sprawę, że chemia zabija nie tylko komary i kleszcze, ale jestem zmuszona się bronić, pamiętając o tym, że komary i kleszcze przenoszą różne choroby, czasami tragiczne w skutkach. Jak najbardziej, są i inne sposoby walki z owadami, wypróbowałam chyba już wszystkiego łącznie z czosnkiem ale nie sposób obsadzić całego yardu czosnkiem którego listki dają zapach po ich złamaniu lub roztarciu. Podobno komary wyczuwają czosnek z daleka, tylko nie dotyczy to moich☹️komarów. Niedaleko mamy strumyk, brzegi strumyka są w postaci naturalnej, zalesionej i bagnistej. I tutaj mogę powiedzieć komarom … witam…. Nie tak daleko jest dość rwąca rzeka i jezioro. Z tamtych okolic, moim zdaniem nie przylatują.

Zdjęcia sprzed 10 dni, wyskoczyłam między jednym a drugim deszczem. Ludzie wymęczeni tygodniowymi deszczami wyszli podobnie jak ja pooddychać świeżym powietrzem. Po godzinnym odpoczynku trzeba było uciekać, zaczęło padać.

Pan od spryskiwania przyjechał. Mam czas na przygotowanie się do prac polowych.

_____________

Po spryskaniu, komary śpiące, zdychające, w takim stanie, że mogę w dłoń złapać. Niewiele jest takich śniących komarów. Bez dodatkowego spryskiwania całej mojej osoby mogę siedzieć na decku i popijać frappuccino.

Przypomnienie o sobie

Uwieńczeniem (jeśli można to tak ująć) moich stresów, problemów, kłopotów, był mój poranny upadek, groźny z wyglądu ale (na szczęście )w skutkach już mniej groźny. Teraz obita z mniejszymi i większymi ranami leżę w łóżku. Oglądając filmy z przykrymi upadkami, zawsze zwracałam uwagę na odbicie się głowy od podłoża. No to przeżyłam odbicie się mojej głowy od betonu a padałam na twarz. No nic zagoi się, dojdę jakoś do siebie, wyleczę się, nic nie połamałam.

Zajmowałam się innymi, pomagałam i pomagałam. Głowa pełna trosk o innych. Zapomniałam o sobie. Zostawiłam siebie gdzieś daleko, jakbym nie istniała dla siebie. Zabiegana, zapracowana, bez odpoczynku biegłam przed siebie i tak przez całe życie w biegu. Przysiadałam jak już biec i pracować ze zmęczenia nie mogłam. Szkoda mi było czasu na odpoczynek. Odpoczywałam zmuszona do odpoczynku, przystopowania, zatrzymania się. Ostatni wyjazd był niewypałem, więc …

Wszystko było ważniejsze dla mnie odemnie samej. No taka moja natura.

Na raz wielkie bum o beton kością policzkową. Ułamek sekundy i uleciałam, straciłam przytomność? Krew polała się po oku, policzku na sweter. Na dłoni i kolanie zdarta skóra, krwi mniej ale też boli. Boli też druga dłoń i kolano. Szyja i kość policzkowa najbardziej ucierpiały. Teraz, dopiero teraz zrozumiałam, że ja mam być dla siebie najważniejsza a inni dadzą radę bezemnie.

Teraz oni martwią się o mnie, teraz ja obdzieliłam innych swoim kłopotem. Kurcze, nogi zaczynają boleć. Chyba teraz wszystko odchodzi. Przeciwbólowa tabletka.

PYTANIE

Dlaczego nic nie jadłaś?

Czy będziesz dziś zupę gotować?

Dlaczego tutaj sama siedzisz?

Czy pójdziesz ze mną na spacer?

………………………………………………..

Czy pozwolisz mi nic nie chcieć?

Ciąg dalszy …Trwoga…

Syn siostry odłączony od respiratora lecz ….. nie podjął oddychania samodzielnego

Co dalej? Żadnych prognoz…oczekiwanie.

Mam nadzieję, że organizm zawalczy.

_____

MM wraca dziś z pracy. W tym i przyszłym tygdniu pracuje na Long Island/NY. W domu będzie koło północy. Czy będę czekać, nie wiem. Jutro mam do pracy. Jeśli usnę to budzić mnie nie będzie.

Doczekałam się MM, przywitałam.

PIĄTEK

Próba odłączenia od respiratora się powiodła. Ma jeszcze zaniki pamięci jakieś majaki ale wraca do zdrowia. Rokowania bardzo dobre.

Cieszę się😁😁😁

Rosołek

Dziś wyjątkowo jadę do pracy na 1pm. Nie musiałam zrywać się z łóżka, w pośpiechu wypijać kawę i lecieć na złamanie karku. No nie dosłownie. Leniwie wstałam z łóżka, w lusterku obejrzałam zmiany na twarzy po użyciu nowego gold kremu, po jednorazowym użyciu nic a nic nie spostrzegłam. A szkoda bo chciałabym zauważyć coś co mnie zaszokuje ale w dobrym kierunku. Wzięłam lusterko 10x powiększenie i ….. NIC! Na ulotce wprawdzie pisało 28razy użyć. No dobra, cudu nie ma. Przeczekam te je 27 dni.

Po wałęsaniu się w pidżamie po domu. Zaczęłam gotować rosół. Coś z czasem trzeba zrobić. Coś pożytecznego.

Nie wiem jak u was, ale u mnie od jakiegoś czasu, udka kurczaków są z żywą krwią. Co producenci robią takiego, że w udkach pozostaje krew? W jaki sposób zabija się te stworzenia? Jestem zszokowana, co nie znaczy, że z dnia na dzień zastosuje wegańską dietę.

Nic nie robienie może zmęczyć

To był bardzo ciężki tydzień. Przetrwałam. Przeżyłam. Mam za sobą. Dziś sobotka na którą czekałam. Tylko nie wiem jak tę sobotkę wypełnić. Pięć dni wracałam z pracy i padałam dosłownie na twarz, nie mając ani chęci ani siły wziąć wieczornego prysznica. Poranny zimny stawiał na nogi.

A dziś sobota! Wolna! Zbudziłam się przed 4am i rozmyślam. – może lodówkę wewnątrz umyję, jak nie umyję to przynajmniej powyrzucam część jadła. – może domek poodkurzam. – może jak padać nie będzie, wyjdę na taras i tak po ludzku odpocznę.

Wiem co zrobię. Podjadę na siłownię i wznowię swoją kartę. Czas rozruszać swoje kosteczki. W towarzystwie zawsze łatwiej.

Dochodzi 5am. Nie mam jednak pomysłu na sobotkę. Poddam się i popłynę z …. co będzie to przyjmę.

_______

Po późnym śniadanku, dwie rozmowy tel z koleżankami z Kanady i Polski. Pożegnanie córci. Pojechała na urlop na Florydę. Wyjazd z MM na kawcię i bzdurne zakupy. chciałam kupić błyszczące letnie sandałki. Nałożyłam i chodziłam w nich robiąc inne zakupy. Odłożyłam, jednak “nie przemówiły” do mnie. Torebki też nie znalazłam. Kupiłam tylko lakier do włosów. Chociaż rzadko używam, ale w razie poprawienia fryzury powinien być.

Obejrzany film nie przypadł do gustu.

Kociaczki córci pochowały się, tęsknią.

Lodówki nie wymyłam, nie odkurzałam, po prostu niczym się nie zajmowałam.

Odpczęłam.

Zmęczona złożyłam swoje kosteczki w łóżeczku.

Piątkowe wypieki

Żeby nie było, że po pracy leniuchuje. Ugotowałam rosołek z kurczaczka. Postawiłam do rośnięcia ciasto chlebowe na zakwasie.

Zakwas pszenny i żytni. W lodówce stoją bez dokarmiania ponad 2 miesiące. A co nawet zakwas przyuczyłam😅😂🥲

Do ciasta chlebowego wzięłam zakwasu po połowie. Nie przepadam za żytnim chlebkiem. No i wyrósł mi po brzegi garnka do pieczenia. Gdybym wstawiła do pieczenia uciekł by mi po całym piekarniku. Żeby nie trzeba był czyścić, myć, szorować, włączać na 4h clean, podzieliłam ciasto na dwie foremki, a gdy ponownie podrosło, siup do piekarnika. Więc, piecze się chlebuś i mam nadzieję, że będzie udany. Jakby co, worki w pojemnikach na śmieci wymienione😀😀. Przecież płakać nie będę, samochód-sklep-dom. Pieką się chlebki. Pękają naturalnie jak popadnie.

Włczyłam termoobieg bo się niecierpliwię czekaniem.

Wyjęłam z piekarnika, popukałam, postukałam, posmarowałam masełkiem, powrót na 2 minutki do piekarnika i ponownie, maseczka z masełka.

Pierwszy większy
Drugi mniejszy

Owinowszy leciutkim “szalem” dała odpocząć nieszczęśnikom😀😀😅😅😂🤣

Piątkowy dzień zakończony. 6pm mimo świecącego słoneczka, witam wieczorek z lampką wina – vermouth.

A dziś znów mieliśmy ulewę z błyskawicami!!! ⚡️⚡️🌦💨🌦💧💦

Za piękny świat,

żeby głowę w książkę schować. Piękne lato, nawet to deszczowe, słońce, wszędzie zielono i kolorowo. Czytam zimą, kiedy za oknami szaro-buro i oczekiwanie na śnieg męczy i nudzi. Jeśli już książkę wybrałam to pochłaniam ją całą sobą. To nie znaczy, szybko aby następną zliczyć. Nie biorę udziału w wyścigach, konkursie. Czytając książkę bardzo często wracam do poprzednich zapisanych kartek. Nie, nie robię notatek, nie zakładam stronic i w książce sporadycznie coś podkreślam. Po przeczytaniu, jeszcze kilka dni ją “trawię”. Odstawiam i zapominam. Nie ważne, czy miała wpływ na moje poglądy i uczucia.

Mam swoje ulubione książki jednostkowe, pisane przez autora jednej książki, zostają w moim sercu na zawsze. Zawarta w nich historia życia autora jest na tyle tragiczna, że nie sposób zapomnieć. Zadaję pytanie, …dlaczego się tak dzieje, że nikt kiedy może pomóc nie pomoże, przechodzi obojętnie…

W wielu przypadkach systemy opieki, pomocy, sądownictwa itd. mimo że za nimi kryją się ludzie, żywi ludzie, są bezduszne. Najlepiej sprawę jak najszybciej zamknąć i nie widzieć problemów.

Przed Świętami Bożegonarodzenia czytam książki christmasowe. W ameryce jest ich bardzo dużo. Lubię w tych książkach klimat świątecznej magii. Najważniejsze, zawsze kończą się happy end.

Jesienią nie czytam, zapełniam 100-tny 110-199- ty czarny wielki worek o ogromenj pojemności oraz wytrzymałości. Panowie śmieciarze głośno przeklinają a ja na następny raz przyczepiam do worka napiwek w postaciu banknotu. Po załadowaniu machają ręką w stronę domu.

Nie zawsze udaje mi się wzystkie liście uprzątnąć więc w moim leście pnie się po liściach Ivy. Już przestałam z tymi pnączami walczyć. Las to las i tak ma być.

Gdybym chciała poczytać, to nie mam czasu na przewracanie kartek w książce. W nocy zmęczona padam nie myśląc o czytaniu.

Wiosną czytanie też nie idzie ze mną w parze 600 tulipanów wsadzam do ziemi, a prócz tulianów inne cebulki kwiatów, w sumie około 1000 cebulek. W nagrodę mam kolorowy back yard, w którym lubię przebywać.

Ostatni dzień domowych wakacji poświęcę na … planów nie ma.

Spontaniczny dzień mnie czeka.

Wakacje w domu

Wczoraj rano poszliśmy się przjeść. Przed wyściem byłam jeszcze świeżuteńka.

Przed marszem

To był marsz. Fajnie się szło po prostym terenie ale jak trzeba było iść pod górkę to już z sapankiem, niestety. Nie byłam już świeżuteńka. 🤣😅 Przemaszerowałam 3,7km w 42 minuty. Koleżanka powiedziała, że musiałam szybko iść. Tak nie uważam. Ale niech będzie, tym bardziej, że to był mile spędzony czas z MM. No i z MM umówiliśmy się na 7:15 am, że pójdziemy właśnie dzisiejszego poranka. Powtórzymy wczorajsze. Wczorajsze nie udało się powtórzyć.

Kto w wakacje wstaje przed 7am? Mówię o WAKACJCH, URLOPIE! Przebudziłam się o 8:49am, jeszcze powyciągałam się, powalałam na łóżku, spojrzałam w okienko za żaluzjami coś ram prześwitało. Oj, oj przespałam “randkę”, to nie pierwsza i nie ostatnia przespana.

W kuchni poprzytulałam MM na dzień dobry. Zadowolony, z buziaczków i zadowolony że przepałam. 😀😀😀😂. Kawusia na decku. Relaxik.

No nareszcie. MM udał się do office a ja zabrałam się za pieczenie chlebka. Gdy maszyna miesiła ciasto ja pomalowałam paznokcie u nóg.

Gdy maszyna miesiła ciasto na kajzerki, partiami robiłam paznokcie u rąk. Zrobiłam tytanowe. Zawsze jak sama zrobię to jestem niesamowicie zadowolona. Manikiurzystki chowają, wciskają skórki, które po dwóch dniach i tak wyłażą. Zmieniałam manikiurzystki jak rękawiczki jednorazowe, ostatecznie zaczęłam robić sama swoje paznokcie.

Kolorowe paznokietki.

Aby zmyć tytanowe w domowych warunkach, trzeba poświęcić trochę czasu. Nie zdrapuje, nie podważam i pilniczka nie używam. Na wacik nalewam acetonu i z paznokciem wkładam do klipsa na 15 minut. Po trzeciej zmianie wacika paznokieć jest czyściutki. Nie będę opisywać dokładnie procesu zmywania paznokci tytanowych.

Klipsy na paznokcie

MM pierwszy dzień w pracy/domu. Więc wieczorkiem wyszliśmy na deck z butlą czerwonego wina, celebrować pierwszy dzień pracy MM.

Czekam na jutrzejszy dzień domowych wakacji.

Co się dzieje

ze mną? po prostu nie jestem sobą od miesiąca. Po szczepionce, drugiej szczepionce nie jestem sobą. Staram się, zmuszam się do wszystkiego, nawet wstania z łóżka. Przecież tak trzeba, tak powinno być, tak zawsze robiłam. Zawsze, no zawsze dom musiał być posprzątany, jard wydmuchany, kwiaty wypielęgnowane, bułeczki i chlebek upieczone. A tak naprawdę to teraz mam w większości to w wielkim poważaniu. Nie mam siły już walczyć ze sobą, nie mam siły na nic!!!! Myślę, że moje istnienie na tej ziemi jest wielką pomyłką i moje życie jest ogromniastą pomyłką. Udawadniam sobie, całe swoje życie udawadniam, że jestem szczęśliwa i dosłownie, ociekam szczęściem. A ja nie chcę już udawaniać, ja chcę być tak po prostu szczęśliwa.

Zawsze, znajdowałam sobie w najgorszej pracy tę dobrą stronę. A było tu w ameryce w pierwszych latach tragicznie. Wspominałam kiedyś, że spałam w lesie, w parku na ławce. Głodowałam, byłam traktowana jak śmierdzący śmieć, wyzywana i popychana, wyśmiewana….nie będę wspominać, ale to nie ameryka mnie tak traktowała lecz polscy emigranci. Pracowałam ponad siły po 14-16 h. Nie poddałam się, walczyłam o siebie, o swój honor. Nikt mnie nie zgiął i nikomu się nie udało zdeptać.

A teraz z sił opadam. Może złe wspomnienia mnie męczą, a może depresja mnie dopada. Nie wiem. Czasami zapatrzę się w jeden punkt i tak bym w bezruchu siedziała. Zwalam mój nastruj na drugą szczepionkę, możliwe że ona nie jest winna, tylko przyszedł czas aby organizm oczyścił się z toksyn myślowych.

Dodatkiem do tego jest moja mamusia z którą nie mam kontaktu. Wiem, że żyje. Przez 4 misiące nie mogłam się dodzwonić. Później dano mi kilka razy porozmawiać. Teraz znów tel. zablokowany. Została ukarana za to że powiedziała ….. nie mam z kim rozmawiać, tylko z tobą….tylko ty mi zostałaś….

Każdą rozmowę już od kilku lat, szwagier z siostrą nagrywają. Mają poustawiane kamery itd. Tego nie będę poruszać. Mogę wziąć prawnika lecz sytuacja może być tylko gorsza. Kiedy proponowałam mamusi zamieszkanie u mnie. Nie chciała, bała się. Rozumiałam. Obcy świat. Starych drzew się nie przesadza. Odpuściłam.

Teraz walczę ze swoimi myślami. Gdyby….. tylko gdyby już nie ma.

Zaszczepiona

po raz drugi. Za pierwszym razem do szczepienia dałam prawe ramię, które bolało i nosiłam w nosidełku. Teraz podałam lewe. Wiadomo, prawa ręka jest nam bardziej potrzebna, chociaż i bez lewej pomocniczej byłoby bardzo trudno.

Pierwsza godzina minęła, żadnych złych objawów. Nic się nie działo. Na śniadanko – kanapka z jajkiem i avocado zakupiona w Einstein. Kawę zrobiłam już w domu. Z uwagi, że znów u mnie leje, mam przerwę od prac “polowych”.

Druga godzina. Żadnych zmian ze zdrowiem. Ogólnie nastrój minorowym. Nic się nie działo do nocy. Nie wiem kiedy gorączka mnie schwyciła, kiedy złapały mnie halucynacje, ciągłe przewracanie się z boku na bok, klękanie, kucanie na łóżku, kładłam sie wzdłuż w poprzek ze zwisem głowy i nóg. Te przewrotniki, przewalanki nie były całkiem kontrolowane. Halucynacje z jęczeniem i niemiłosiernym bólem nóg. Niewiele pamiętam z tego wszystkiego. Pamiętam ,że wykonałam telefon do córci, czy coś mówiłam nie pamiętam.

Zmęczona przewrotkami i dziwnymi halucybacjami nad ramen padłam.

Moje ciśnienie krwi było na pograniczu życia i śmierci. Temperatura ciała nie przekroczyła 39C a ja byłam i tu i tam. Dziwne? Na prawdę dziwne. Powinnam sie pocić ale mi tak było zimno, że elektryczny koc i grzejnik elektryczny nie pomógł. Odchorowałam cały tydzień. Zmęczona i wymęczona dużo spałam, mało piłam i jadłam. Córcia pilnowała mnie w dzień i w nocy. 6 kwietnia zadzwoniła pielęgniarka z zapytaniem o moje samopoczucie, po rozmowie 7 kwietnia byłam już u mojej doktorki. A co ona może powiedzieć na moje dziwne objawy? Wszystko jest dla nas zwykłych zjadaczy chleba jak i lekarzy nowością. Cenię sobie życie na taj planecie i zdaję sobie sprawę, że za kilka lat mogą objawić się jakieś powikłania poszczepienne. Wolę mieć powikłania poszczepienne za kilka lat, niż powiększyć grono aniołków, TERAZ. Nie ryzykowałam niepotrzebnie, ale i w zamknięciu nie siedziałam, więźniem z własnej woli być nie chcę.

Piątek, 9 kwietnia. Samopoczucie dobre i czuję, że energia powolutku powraca. Gór to ja przenosić nie będę, ale przynajmniej nie kładę się do łóżka co chwilę. Nic nie gotuję, piekę i ogródka kwiatowego nie pielę. Na to przyjdzie jeszcze czas. Rabatki kwiatowe nie potrzebują pielęgnacji. Przed szczepieniem wypielęgnowałam, teraz tylko mogę swoje oczy cieszyć kolorami i pachnącym kwieciem bzu korańskiego, a pachnie jak dziki polski.

Sobota powitała nas zachmurzeniem i oczekiwaniem na chociaż jedną kropelkę deszczu, była kropelka i więcej niż kropelka. Popadało solidnie, podlało rabatki a tulipanom pozbijało listki kwiatowe. Padający deszcz spowodował, że schowałam się pod kołderką i usnęłam. Jak długo spałam, nie wiem ale około 4pm pojawiło się słońce. Było pięknie na moim niebie. Cudnie w ogródku i ciepło na serduszku.

Niedziela , 11 kwietnia. Poranek powitał nas pięknym wschodzącym słońcem. Nareszcie dzisiaj poczułam prawdziwą energię jak to wsześniej bywało. Już w głowie mam dużo planów, których zrealizować jeszcze nie mogę. Możliwe że za kilka tygodni ponownie zajmę się malowaniem, tym razem całego piętra. Łazienka na parterze jeszcze musi poczekać – nastąpiła zmiana planów.

Za bardzo wszystko w życiu planujemy. I to zbyt szczegółowo, bo kiedy tylko jakiś drobiazg pierdyknie, to nie wiemy, co z tym zrobić. Natasza Socha

Gwieździste niebo🙃

Z ogromną przyjemnością i w towarzystwie MM spędziłam miły wieczór, przy lampce wina. Pogodę mamy cudowną, szkoda marnować wieczór na siedzenie przed tv.

Deck już wymyty, back yard wyczyszczony, ścieżki, chodniki prawie. Czego więcej można chcieć???

Jeszcze jednej lampki wina!!!

Więc MM z uśmiechem mi nalewa, stukamy się kieliszkami i życzymy sobie, aby wszystko nam się dobrze układało.

Układa się jako tako, tak jak wszystkim w czasie covida. Już nie pamiętam który to był piątek. Wyjechał wcześnie do biura. Miałam właśnie wolne. Stojąc pod prysznicem poczułam się jakoś nieswojo. Szybciej zakonczyłam mycie się. Zakręciłam wodę i zaczęłam nasłuchiwać. Dochodzące odgłosy z parteru, a właściwie odgłosy kroków zastanowiły mnie. Nie było to obuwie sportowe, kapcie, tylko biurowe. Owinęłam się ręcznikiem, jeszcze woda z włosów mi po plecach ściekała, po cichutku na bosaka i na paluszkach, zeszłam po schodach.

I co ja widze?! MM maszeruje w te i tamte. Zerknęłam na zegar, przed 11am. A przecież wychodząc powiedzial, że zostanie do 6pm. Jak ten czas szybko leci?😁🙃

Stracił pracę! Zmniejszenie etatów. Dostanie jakieś tam wyrównanie i coś tam jeszcze.

Dali oczywiście jakieś $ ale to nie o to chodzi. Liczy się kontakt z ludźmi bo inaczej zamienimy się w zwierzaki dzikie zwierzaki. Syn zmienia w tej chwili swoje dyżury w pracy z nocnych na dzienne. Zamienił się w zwierzaka. Już na nocnych zmianach nie wyrabia. Zamienił dzień na noc i odwrotnie. Deprecha murowana. Nie jest łatwo się przestawić. Budzi się w nocy i jedzie, jedzie gdziekolwiek. Ostatnio był w MacDonald. O 1am kolejka jakiej nie widział nigdy, na 1h. A że spać się nie chciało, ustawił się samochodem w tej kolejce. 😁

Wrócił i poszedł spać. Na zmianę, nocy na dzień wziął urlop. Inaczej by się nie udało.

Wracając do MM. W najbliższy poniedziałek idzie do pracy. Oby nie była to praca na 5 minut. Zobaczymy.

A ja pracuję hybrydowo. Córcia z łóżka, niezięć normalnie.

Jak na razie ciesze się piękną pogodą.

W życiu można wiele zmienić, pogody i naszego końca niestety nie sposób.

Bezsenność

Choć zdarzają mi się jedynie czasami ale się zdarzają bezsenne nocki. Przebudził mnie sen. Nie pamiętam o czym śniłam ale nie był to sen o kwiatowej łące po której skakały zające. Dobrze, że nie pamiętam, to mogłabym szybko ponownie zasnąć lecz deszcz rozpadał się ba dobre, a ja do snu potrzebuję idealnej ciszy. Szum deszczu mnie nie usypia, nie uspokaja, czasami drażni.

Nastał sezon deszczowy. W nocy pada, czasami leje, około południa się wypogadza. Słoneczko grzeje, już chodzimy w krótkich rękawkach, niektórzy już w szortach. Około 3-4pm słoneczko się chowa i znów pada. Już otwieramy szeroko drzwi i okna. Powiew świeżego powietrza jest niezastąpiony.

Oczywiście, że będą jeszcze ochłodzenia. Nie chowam daleko w szafie ciepłych golfów, swetrów i spodni. Przydadzą się jeszcze ba dzień albo dwa, kto wie.

Z pracami remontowymi wstrzymałam się, nie mam weny.

Nic mnie nie napędza, takie zimowe spanie. Będąc w pracy, w myślach organizuję popołudniowe prace. Szykuję narzędzia, pędzle i farby. Po otwarciu i zamknięciu drzwi domku, wszystko się rozmywa wraz z deszczem spływa. Najczęściej wtulam się w swój fotel przed tv i gapię się jak sroka w kość. Nic nie interesuje i nic się nie chce. Na jutro na przykład zaplanowałam, że upiekę bułeczki drożdżowe. Kupiłam twaróg, masę makową i świeże drożdże. Wszystkie niezbędne składniki już zmagazynowałam. A co wyjdzie, nie wiem.

Może będzie tak, że wtulę się w poduszeczki i z łóżka nie wylazę.

Pożyjemy, zobaczymy.

Pogodowo

Jeszcze okna zasłonięte żaluzjami ale przez szparki między żaluzją a futryną okienną słońce już zagląda. Może krnistwo a może późne położenie się do łóżka ostatniej nocy, trzyma moje ciałko w łóżku.

Nareszcie sobota. Wolne od pracy zawodowej! Zgadza się, długie przebywanie w domu męczy, ciągłe chodzenie do pracy też męczy. Żeby było coś takiego, pomiędzy. MMa męczy praca zawodowa wykonywana w domu, a miało to być … pomiędzy…


Dziś była słoneczna pogoda. Myślałam o wypadzie za miasto. Ale trzeba daleko jechać aby zobaczyć wschód lub zachód słońca. Wszędzie budynki albo lasy. Budynki szare i lasy również, taka zima tutaj. Śniegu nie było, nielicząc zdechłych płatków śniegu, które nawet do ziemi nie dotknęły. Wszystko wskazuje na to, że zima u mnie się skończyła i czas wysadzać cebulki tulipanów i żonkili. Nie wysadzam jesienią, ponieważ wiewiórki nie jedzą cebule lecz wydłubują z ziemi. Jedzą i przenoszą do swoich legowisk chipmunksy.

Któregoś roku wsadziłam do ziemi ponad 500 szt tulipanów. Może 50 zachowało się. Oczywiście że byłam bardzo zła na te zwierzaczki. Niestety nie ma sposobu na te zwierzaczki. Wyglądają na milusińskie ale… to gryzonie niszczyciele podobnie jak szare wiewiórki.

Dziś miałam dzień filmowy. Obejrzałam 3 tasiemce. Filmy łatwe lekkie i przyjemne, takie nic nie wnoszące w nasze życie. Fabuła w zasadzie taka sama, miłość – zdrada – wybaczenie lub nie – ale z happy andem.

Choineczka w kącie stała🎄🎄

Miałam posprzątać ozdoby i wywalic choinkę po 20tym. Ozdoby zdjęłam już wcześniej. Goła choineczka stała w kącie. Żal mi było wyrzucać bo wydzielała wspaniały leśny zapach. Ostatecznie dziś postanowiłam pociąć i do wora. Gałęzie naprawdę świeżutkie, przykro było ciąć.

Ale jak mus to mus.

Mieszkanko wysprzątane. Zrobiło się pusto ale przestrzennie. Niebieska kanapa wróciła na swoje miesce inne mebelki również.

Od jutra można szykować ozdoby na Wielkanoc. Chociaż wcześniej Walentynki lecz te święto tylko jednodniowe i nie wszyscy je obchodzą.

Coś musi odejść, aby coś mogło powstać.

W kuchni wydają rosołek….

Choineczka stoi. Tak, tak stoi i ma się wspaniale. Odkurzałam przed sylwestrem. Aż trudno uwierzyć, że się nie osypuje. Ozdoby jeszcze moje oczy cieszą i to wszystko zatrzymam do 20 stycznia. Pierwszy raz tak długo. Zacznę porządkować po córci urodzinach.

W ubiegłym roku choinkę wyniosłam około 10 stycznia. Sypała się i wyglądała tragicznie. Chyba to był pierwszy odbior choinek przez śmieciarki.

Tą popiłuję sama i zapakuję do worów, problemu nie widzę, mam też w domu trzech facetów. Któryś będzie musiał znaleźć czas,

Dziś dodzwoniłam się do mamusi. Tylko 30 razy próbowłam, tak jednym ciągiem. Ponieważ kilka razy, po kilka razy było, ale tego nie liczę.

Rozweseliłam, uspokoiłam, wytłumaczyłam i po godzinie się rozstałam. Od jakiegoś czasu wyjątkowo pięknie mi dziękuje, że o niej nie zapominam, bo z nią nikt nie rozmawia, że ma mnie tylko jedną. Życzy mi dużo zdrowia i ogólnie…

Wiem, że się boi, jak by coś się stało ze mną, zostanie sama samiusieńka wśród ludzi. To jest jej koszmar a za razem i mój. To nie jest tak, że mamusię uzależniłam od siebie. Nie! Jeśli ktoś nie ma nikogo to chociaż trzyma psa lub kota do ktorego mówi i wierzy, że to zwierze rozumie każde słowo. Nikt zwierzęciem nie był i nie może powiedzieć, co zwierze czuje, słyszy i jak odbiera nasze słowa. Naukowcy mogą pisać a ja powtórzę, żaden człowiek nie był zwierzęciem i niech snuje swoje teorie ale to jest: tak albo siak.

Mamusia nie może mieć kota ani psa. Mieszkanie mamusi było odkurzane w sierpniu i to był ostatni raz. Łazienka z toaletą wymyta w sierpniu i to był ostatni raz. No cóż, pieniądze jak to się mówi nie śmierdzą a sedes mamusi już tak. No cóż, młodszej siostry córka, już zapowiedziała ….. ja wami opiekować się nie będę …..skierowała te słowa do swojej matki i mego szwagra i wyprowadziła się do bloku.

Nie daleko pada jabłko od jabłoni.

Czym skorupka za młodu nasiąknie.

Nie zawsze te przysłowia się sprawdzają, bo w pełnych kochających się rodzinach urodzić się może “gen” nie z tego świata, który “umili” życie rodzinie. A z genami nie podyskutujesz. Taki brzdąc jeszcze nie chodzi, jeszcze nie mówi, a swoje zdanie na każdy temat już ma. A to mleko za zimne – pić nie będzie, soczku marchewkowego też nie. Pielucha mokra da znać, a jakże i jak donośnie. Umie ten brzdąc rodzinę postawić na nogi i rozstawić po kątach. Normalny terorysta. 😁

Nie spostrzeże się ojciec jak mu srajdun fajki będzie podkradać.

…. jak ty ojciec stówy nie dasz, to powiem mamusi że fajkami mnie częstowałeś hahaha


Czekając na moment wrzucania marcheweczki do garka, stukam w literki.

Dziś będzie rosołek!!!!

Mięsko kurczacze ugotowałam, wyjęłam i dwoma widelcami poszarpałam i z powrotem do gara wrzuciłam. To dopiero zupa będzie!!!!

W zupach z makaronem lubie dwa gatunki makaronu. Dziś nitki i pastina. Pachnie rosołek, pachnie.

Musi wszystkim wystarczyć!!!!

A tych ludziów jest u mnie jak na przystanku kolejowym tylko… w zawieje śnieżną. Dam radę z nakarmieniem tego orszaku. 😁

Bezsenność

Senność miałam od 11:45pm do 3am z kilkoma minutami. I nie sposób było zasnąć po przebudzeniu. Niektóre sprawy jeszcze przed snem poukładałam sobie w głowie i od razu lżej się zrobiło. Nie myślałam już, staram się pogodzić ale nie ignorować. Dla pewności przyjęłam tabletkę valerianki.

Staram się nie sprawdzać godziny po przebudzeniu w nocy, dziś … sprawdziłam i już tak do 5:20am przeglądałam wiadomości. A że u mnie za wcześnie na newsy. to poczytałam o wirusie, o obcych nawiedzających nasz glob, o wczorajszym incydencie(jeśli można to tak nazwać) w Washington DC. O 25 poprawce do Konstucji USA, trochę więcej zagłębiałam się w politykę i już, już miałam ponownie usnąć ale …. MM wstał i zszedł z pieskami na parter.

4 godzina rano to dla mnie stosunkowo za wcześnie na kawę. I żeby była najbardziej aromatyczna z aromatycznych – za wcześnie.

Myślę dotrwać tak w łóżku do 6am i trzeba będzie wstawać. Dziś już do pracy mus się udać. Tylko dziś. Od następnego tygodnia w kratkę. U MM biuro zamknięte do marca lub z marcem włącznie. Córcia ma zamknięte do odwołania, prawdopodobnie na cały ten rok. Ja w kratkę. Syn i niemąż córki – jeszcze chodzą do pracy.

Ja z MM dostajemy bzika siedząc/pracując w domu. Potrzebuję wyjścia, jak to się mówi, do ludzi. Nawet jeśli w biurze nikogo nie ma, to przynajmniej zmiana otoczenia, miejsca, mebli i ścian.


Po pracy zajechałam na jedzonko i po prostu posiedzieć. Odpocząć od domu i domowego jedzenia. Wczoraj ugotowałam zupkę ogórkową, na dziś praawie nic nie został, ugotowałm duży gar. Wszyscy brali dokładkę, nie załapałam się.

Godzina 3:30pm już pusto bo po lunch i przed dinnerem. Co drugi stolik jest oznaczony, że nie wolno siadać. Pustki ale to nie znaczy, że kuchnia odpoczywa. Pracuje pełną parą, dania na wynos i z dowozem. Można skorzystać z komputerów wewnątrz i zamówić, można też zamówić przy ladzie. Online i telefonia również pracuje na pełnych obrotach.

Zjadłam swoje ulubione jedzonko, około godzinki posiedziałam; odpoczywałam psychicznie.

Nowy rok nie zaczął się dobrze. Wiadomości o chorobie nigdy nie są dobrymi wiadomościami a tym bardziej chorobie nieuleczalnej. Ahhhh

Mam nadzieję na lepsze jutro.

Wyjazd po za miasto

Córcia szuka domu, chce kupić coś do czego bedzie z chęcią powracać. Ma to być dom przestronny no i sypialna główna ma nie tylko king size łóżko, ale musi być też miejsce dp chodzenia a nie przeciskania się oraz miejsce na fotel,  komodę itp. Nawet nie ważne jak daleko od miasta ale aby z chęcią jechała i po otwarciu drzwi, czuła radość z przestąpienia progu swego domu. I z tym uczuciem córcia się zgodziła.

Pojechałyśmy doś daleko za miasto. Ponad godzina jazdy autostradą, później wąskimi drogami. Dojeżdżająć do domu na sprzedaż, dostrzegłyśmy dom, który nie pokrywał się z domem na zdjęciu. Wiem, że photoshop wszystko potrafi ale w tym przypadku było to bezsensowne. Łapać klienta na mistyfikacje a w tym przypaku nie trzeba poddawać zdjęcia jakimś specjalnym obróbkom aby dojść do prawdy. Stałyśmy przed domkiem a nie domem. Pomieszczenia bo nie pokoje sprawiał, że czułyśmy ucisk ściany z każdej strony. W dużej sypialni można byłoby postawić tylko i wyłącznie łóżko queen. Dwa maciutki pokoiki… na tym zakończę opis. Ludzie przyjeżdżali i szybko odjeżdżali nikt nie zamienił słowa z młodym pośrednikiem/kobietką. Właściwie o czym było z nią rozmawiać.

Kłamstwo ma krótkie nogi.

Było pochmurnie ale powietrze było bardzo przyjemne i zdrowe. Dla powietrza można byłoby się przeprowadzić. Ale po co domek, moż w tym przypadku pod duży namiot, znacznie taniej.

Mokry Nowy Rok

NOWY ROK przewitał nas deszczem. Zaczęło kropić jak puszczaliśmy fajerwerki. Cudne przedstawienie i bardzo drogie. Ale zabawę mieliśmy świetną.

Potańczyłam ze swoim MM. Powygłupialiśmy się, porozmawiali i wspominali. Bardzo miło spędziliśmy czas. Zwłoki swe złożyłam w łóżeczku po 4am. Dom doprowadziłam do porządku i dopiero po oględzinach czy wszystko jest ok mogłam udać się do sypialni. To już nie był deszcz, lecz ulewa.

MM z uwagi na chrapanko został przekierowany do sypialni gościnnej. Spał jak dziecię do 9 am. Nareszcie!!! Zwykle budzi się 3-4am. Tym razem na prawdę długo pospał i z tego jestem zadowolona, odpoczął.

Pamiętam w Polsce w NOWR ROK zawsze wyruszaliśmy na spacer na Planty. Bez znaczenia jaka była pogoda. Spacerujących zawsze było bardzo dużo i niejednokrotnie spotykało się znajomych. Zatrzymywaliśmy się na noworoczną pogawędkę.

Planowaliśmy z MM spacerek po parku miejskim ale deszcz pokrzyżował plany i zostaliśmy w domu.

Na razie żadnych niespodzianek Nowy Rok nam nie przyniósł. Zobaczymy jak dalej.

Do mamusi niestety ale się nie dodzwoniłam ani wczoraj, ani dziś. Smutno. Może jutro???

_____________________________________________________________________

Jest 2pm, na zewnątrz ciemno i ma się wrażenie, że wieczór nadchodzi.

Wieczorkiem obejrzeliśmy dobry film i przed północą do łóżeczka. Niby dzień był krótki ale z powodu szaroburodeszczowej pogody się dłużył.

Jutro drugi dzień nowego roku i tak każdego dnia o jeden dzień więcej. Co przyniosą? Odpowiedź zawsze otrzymamy wieczorkiem.

 

Ostatni poniedziałak 2020 roku

Musiałam pójść dziś do pracy, jutro też 🥲. Ale do 7 stycznia mam urlopik. Hurrrraaaa

Po powrocie, poczułam zmęczenie. No i oczywiście zaraz podejrzenia. Od czego zmęczenie, jak bardzo jestem zmęczona itd. a może mnie wirus dopadł. Od tego myślenia usnęłam. Po obudzeniu, a mi się nie zdarza drzemka popołudniowa, rozpoczęłam obserwację mego organizmu. No nic nie zauważyłam niepokojącego. Możliwe organizm potrzebował odpoczynku po przedświątecznych przygotowaniach i obżarstwie świątecznym. Na wagę nie staję. Dam sobie z tydzień, dwa i wtedy skontroluję wagę swojej osoby.

Przecież jeszcze sylwester przed nami. Trzeba coś przygotować na całonocną balangę. 💃💃💃💃

Niestety, ale bale sylwestrowe nie są i u mnie organizowane, więc robimy prywatkę w domu. Czy wytrwam do rana nie wiem ale wiem, że MM na pewno nie. Z pracy wróci dopiero po 9pm. Dobrze jak dotrwa do północy.

To są ostatnie dni starego roku.

Co nowy przyniesie, nie wiem.

Trudno przewidzieć.

Kuchenne rżnięcie🥲🥲🥲🥲

Poranek przewitał mnie bólem głowy i podwyższonym ciśnieniem. Przeważnie jest tak każdego poranka.

Spodziewałam się cudów?

Po tabletce będzie trochę lepiej. To nie znaczy, że mam wolne od, życia. Trzeba zbierać się powoli i dać możliwość wejścia nowemu dniu w moje życie. Jeszcze czuję, myślę i wiele chcę i pragnę.

Powyże było około 6am.

Co mnie naszło, nie wiem, no normalnie nie wiem. Chciałam wykorzystać godzinę która mi pozostawała do wyjazdu do pracy?

No chciałam wykorzystać! Poszatkować kapustę chciałam. Oberwałam pierwsze brzydkie liście i… zabrałam się za głąba. Pomyślałam żeby się tylko nie skaleczyć. Tak mam zawsze przy tych głąbach. Nóż ostry, bardzo ostry, MM o to zadbał. No i ciach i nóż poszedł po palcu.

Auććć i krew i szybko do apteczki pobiegłam tylko trzeba było tamować krew. Co odpuszczałam ucisk to krew leciała.

Nikomu nic powiedzieć nie mogę, a siedzę już tak z uciskiem 30 minut. Wszyscy w domu. Zaraz będzie …. po co robisz ten bigos i bez niego święta mogą być, czemuś nie uważałaś, dlaczego wszystko musisz sama, dlaczego nie poprosisz o pomoc tylko powiedz… ot dlatego gadania nie mówię i z bólu się zwijam. Pewno zawieźli by mnie na pogotowie …a to gangrena albo zakażenie mi wymyślą. No wiem, że źle zrobiłam ( i nikomu nie powiem) ale ręcznikiem z łazienki (wcześniej używanym) krew tamowałam, inaczej się nie dało. Ręcznik przecież, a nie jakaś szmata do mycia podłogi, chociaż szmat nie mam, mam specjalne ręczniczki.

A to moja głupota z tym głąbem. Żebym wyciągnęła maszynę w szatkowała kapustę to inaczej bym musiała kroić. Ale nie, nożem mi się zachciało. To teraz zamiast kapusty mam poszatkowanego palucha. No cóż, brak słów.

Za chwilę muszę do pracy wyjeżdżać a ja wciąż, palca uciskam. Trafiło na opuszka palca no i głęboko.

Mam nadzieję, że resztę dni przedświątecznych obejdzie się bez amputacji pozostałych paluchów.

Uważajcie na siebie w kuchni – noże są niebezpieczne!!!


Po zabezpieczeniujuż cały w krwi.

Godzina minęła, wciąż uciskam. Bez ucisku niestety, krew leci. Liquid bandage nie pomaga.

Do pracy już zadzwoniłam. Życzą szybkiego powrotu do zdrowia, a ja przez chwilę zastanawiałam się, czy aby nie skierować swoje nogi i koła samochodu w kierunku pogotowia.

1,5 h wciąż uciskam. Jest nadzieja na poprawę. Teraz mogę powiedzieć … jestem szczęściara… bo ciachnęłam bardzo głęboko i szeroko. Już opatrunki mimo ucisku tak szybko nie przemakają. 2 h walki i się udało.

Najgorsze było wyrównanie skóry, która wywinęła się na zewnątrz i właśnie wtedy zobaczyłam jak głęboko rozcięte.

Dałam radę!

Będzie dobrze. Będę żyć.

Nie lubie planować, no nie lubie.

Każdy nadchodzący dzień jest nieprzewidywalny. Oczywiście podjęłam złą decyzję ale w naszym życiu podejmujemy ich bardzo, bardzo dużo i trudno przewidzieć ich końcowy efekt.

Pomysł…

O tak, mam wiele pomysłów. Nie mówię o remoncie łazienki. To nie pomysł to już jest plan działania.

Oczywiście, że zrobię, to jest konieczność. Dom kupiliśmy…. na Walentynki będzie 10 lat…. właścicieli było dwóch. Rodzina z dziećmi a później jedno z dzieci ten dom przejęło, bo rodzice przenieśli się do domu starców. Dom dość długo stał pusty. Aż ja go dojrzałam pewnego słonecznego styczniowego dnia. Śnieg leżał wkoło, nie biały bo promienie słońca robiły gdzie niegdzie już zupkę śniegową koloru burego. MM zadzwonił do agenta nieruchomości i kilkanaście minut później otworzono nam frontowe drzwi. Mężczyźni pozwolili mi wejść pierwszej. Pierwszy krok i już nie musiałam nigdzie iść i sprawdzać. Jest mój ….pomyślałam. I tak zostało. Nie przerażało mnie że będzie dużo pracy. Do dziś pracuję nad tym domem i yardem. Pierwsza poszła piwnica. Zrobiłam przy pomocy syna sufil podwieszany, położyłam nową elektrykę a syn pomalował ściany i ułożył podłogę.

Parter i piętro było możliwe. Ale muszę zaznaczyć, MMowi wszystko odpowiada, może mieszkać w chlewku i namiocie. Jak zaczynałam prace nad chodnikiem nad back yardzie, przeprowadziłam z nim słowną walkę. I tak postawiłam na swoim. Po zakończeniu chodnika zapraszał kolegów i się chwalił. Szkoda, że nie wspomniał, że był przeciw.

Łazienka będzie cała nowa. Podłogę też zmienię. Zacznę po świętach. Nie jestem pewna czy do Walentynek zdążę. Jeśli nie to na Dzień Kobiet zrobie sobie prezent. Bo lubię, bardzo lubię kupować sobie kwiaty i wręczać sobie prezenty.

To był w tym roku. MM się “nagadał” a po tym gadaniu powiedziałam aby pojechał do sklepu i kupił mi jednego, jedniusieńkiego kwiatka.

Przyjeżdża z dwoma wielkimi bukietami!!!! No kurcze, “gest” to on może i ma, ale słuchu zabrakło😁.

A więc, sama sobie kupuję kwiaty bo wiem co mnie ucieszy.

Jestem ciekawa prezentów już ułożonych pod świąteczną choinką.

Aaaaaa, wracając do tytułu postu😁😁😁

Wiadomo, chora na ciśnienie jestem, po za tym nic nie dolega. Przyjmuję tabletki obniżające ciśnienie i jeszcze dodatkowo witaminki. Wczoraj wypiłam te obowiązkowe a magnez i calcium zostawiłam na później. To później nastało po 24 godzinach. Wywietrzałe (moim zdaniem) raczej nie nadawały się do naprawy moich kości i jakiegoś tam systemu. Spojrzałam na kwiatek który przeniosłam z “pola” do domku. Stoi taki wiecheć w doniczce i się męczy. Albo pomogę rosnąć, albo umrzeć. Rozpuściłam tabletki w szlance wody i podlałam roślinę. Zobaczymy co będzie. Albo trup albo nieboszczyk. Tak kiedyś za dziecięcych lat bawiłam się z koleżankami z ulicy. A ile było przy tym śmiechu. 😁😁😁😁😁😁

Małym dzieckiem już nie jestem ale pomysłów mi nie brakuje.

(z internetu)

Chcenie…

Chciałabym aby ten rok już się zakończył, teraz! natychmiast!

Bo mam nadzieję!!!!

Nadzieję na lepszy 2021!!!

Bo 21 jest po 20

I to ma być wybuchowo dobry dla wszystkich ludzi na tym świecie rok!!!

2 0 2 1 ma byc lepszy!

20 20 to stagnacja, zatrzymanie, niciość!!!!

Chyba i taki był. Covidy, wybuchy, strajki i jeszcze inne nie dobre rzeczy. Czekam na dobre, przyjemne, miłe.

Kurcze ale do końca tego byle jakiego roku jeszcze jest duuuużo dni!

Chciałabym te “drzwi zamknąć” i niech się dusi tam, za drzwiami, ten 2020. Szparki zakleję klejem budapremem (podobno był dobry), taśmą, zabiję gwoździami, a najlepiej to betonem zaleję.

Tak, tak, za dużo złego, tragicznego, niedobrego się wydażyło, że 20 20 jest znienawidzony.

Myśl pozytywnie!!!

Tylko jak można myśleć pizytywnie kiedy kamienie są uwiązane u nóg, rąk i szyji, ciągną na dno. Chyba tylko wiara w cud pozwoli się uwolnić.

Moim cudem jest!!!!!

2021

Bo do diabła!!!

W coś trzeba wierzyć!!!!!

Jeśli wszystko zawiodło!!!!

Pisałam coś….

o jakiejś nadziei. Jaką można mieć nadzieję i na co? Na jakie jutro? Po co się oszukiwać, po co udawać i zmuszać siebie do wiary na lepsze? Po kiego licha myśleć pozytywnie jeśli diabeł ogonem zmiata wszystkie pozytywy.

 

Strach się bać.