Bakterie😷😷

Wczoraj MMowi wyciągnęli druty z palca. Podobno odbyło się to bezboleśnie. W tej chwili palec jest zaklejony plastrem. Za 10 dni ponowna wizyta u lekarza i nastąpi rehabilitacja. Całkowity powrót do sprawności za 2-3 miesiące. Palec został przecięty dokłanie w miejscu stawów i ułamek milimetra byłby palec odcięty całkowicie. Pocieszające, że przy takiej higienie rąk jaką MM od lat stosuje, a więc prawie całkowite nie mycie rąk, nie wdarła się infekcja. Myje przy okazji mycia kubka do kawy, talerza oraz gdy bierze prysznic. Dwie sytuacje kiedy widzą wodę, a więc codziennie ale uważam, że za mało. Próbowałam być stróżem jego mycia rąk, nie udało się, zrezygnowałam.

Wzmoglam moją higienę. Każdy nóż, talerz i inne przedmioty kuchenne, przed użyciem myję lub płuczę. Klamki a u nas gałki drzwiowe, przcieram co 2-3 dni. Szafki, blaty i uchwyty w kuchni myję każdego dnia. Jeszcze wiele czynności myjących, przecierających, wykonuję. Nie mogę stać i ciągle jęczeć …wymyj ręce …. Wymyłeś ręce…czy wymyłeś ręce…. Oczywiście mam więcej pracy w utrzymaniu czystości ale…w domu spokój.

Z łazienką nie mamy problemu, bo korzystamy i dwóch różnych.

Dawno temu kiedy jeszcze dinozaury po świecie biegały, moi teściowie a exa rodzice przychodzili do mojego domu w Polsce każdego dnia. Teść hodował króliki, teściowa pieliła ogród i gotowała a my z ex-mężem układaliśmy parkiet, malowaliśmy pokoje itp.

Teść w tamtym okresie miał jakieś 55-58 lat. Był mężczyzną wysokim, postawnym i nosił przed sobą, brzuch słusznej wielkości. Po oporządzeniu królików wchodził do domu i opierał się rękoma o ścianę. On nie mył rąk tylko spłukiwał ale tak upaćkał zawsze ścianę i klamki, że po tygodniu ledwo domywałam do przyzwoitej czystości. Zwracanie uwagi nie pomogło. Mój chłop też ni cholery nie rozumie i z koniem kopać się nie będę.

Do czego zmierzam. Lekarz MM miał 2 tygodnie podobny przypadek, przed przypadkuem MM. Kobieta z zakażeniem trafiła do szpitala na 2 tyg. A więc, MM jest bardzo odporny na wszelkie bakterie. Ale nie ja, jestem w tych wyjątkowo wrażliwych. Przyniesiona z zewnątrz bakteria zaatakuje mnie i leczę się kilka dni. Dlatego wyjątkowo dbam o czystość, szczególnie kuchni i wszystkich klamek. Nie jestem pedantką, dbam o swoje zdrowie, znam siebie i swoje ciało.

Dziś za oknem zimno i deszczowo. Włączyłam ogrzewanie.

Niedziela, niedziela będzie dla nas 🎼🎼🎼🎼🎼🎹🎹

Ciemno jeszcze za oknami, kiedy otworzyłam oczy. Niedziela, a wczoraj miałam przez cały dzień wrażenie, że jest niedziela. Byłoby pięknie mieć dwie niedziele w tygodniu.

Pogodowe prognozy są bardzo dobre, będzie słonecznie. Planuję odpoczynek na tarasie. Tylko …tulipany już przekwitają i większość z nich straciła płatki. Posadziłam od frontu około +/-250. Tylko jeden zakwitł, reszta cebulek została zjedzona przez sarenki? wiewiórki? chipmunks? kojoty? Wiatr rozwiewał jedynie brązowe łupinki po cebulkach tulipanów. Zakwitł tylko jeden jedyny żółty tulipan.

Na back yardzie posadziłam 700 cebulek, minus z 20 szt, bo były suche. Wzeszło +/- 300? A może i mniej. Tutaj to wiewiórki cebulki wykopywały, ale nie jadły tylko wykopane cebulki zabierały.

Większość tulipanów była koloru żółtego, inne kolorowe były z innego gatunku, ponieważ łodyga była z 10 cm nad ziemią i … rozłożysty kolorowy kwiat.

Nie jestem i nie byłam zadowolona z nasadzeń. Nawet zdjęć nie robiłam wiele, nie mogłam dojrzeć uroku w moich tulipanach. To co wyrosło, zakwitło, było jedynie OK.

A więc, wyjdę na deck z kawcią i będę przyglądać się, bo nie podziwiać, resztkom co zostało z tulipanów.

Nie był to dobry rok na tulipany


Nie wyszłam na taras z kawcią. 5C to nie jest dobra temeratura na przebywanie na zewnątrz. Zrobiłam parę zdjęć tulipanom, a właściwie co z nich zostało. Patrząc na resztki kwiatów, zaczynam myśleć o wiośnie. Wiem, wiem, jeszcze ta się nie skończyła. Muszę obrać jakąś strategię, może nie jakąś, ale taką, żeby doprowadziła mnie do sukcesu i satysfakcji. Poprzednie tulipanowe wiosny były kolorowe i piękne. Ta wiosna….małe ok. Następna powinna być WOW!

Nie mogę opóźniać się z zakupem cebulek. Przyszykować odpowiednie skrzynie, piasek, trociny na ich przechowanie do wiosny, jeśli kupię cebulki jesienią. Najważniejsze, nie kupować od jednego producenta. Pierwszy raz tak zrobiłam i mam to co mam. No i na razie tyle o tulipanach. Temat „tulipany” zamykam do jesieni.


Dziś już nie zadzwonie do Mamusi z nadzieją, że tel podłączony, że łaskawcy pozwolą na chwilę rozmowy. Mój (starszy wujek) ostatni raz odwiedził Mamusię około 10 stycznia. Było ok, jeszcze chodziła, siedziała ale mało rozmawiała. Tak zastanawiam się, że w ciagu około 3 miesiący, tak szybko organizm, mózg uległ dewastacji. Wiem, że nie ma bólów. To jest najważniejsze. Wiele rozmów przeprowadziłam z Mamusią, na temat, śmierci, umierania, nieba i piekła, samego pochówku. Wiem, że Mamusię odpowiednio psychicznie przygotowałam do tej Ostatniej Podróży.

Niech Bóg ma Ją w swojej opiece.


Ot, taka ta niedzielka. Myślę, wspominam, analizuję, przekonuję siebie, już nie płaczę.

Obwiniać? Tak robię to!

Człowiek powinien być człowiekiem.

Moja Mamuśka

Na Wielkanoc nie dodzwoniłam się do mojej Mamusi, więc postanowiłam zadzwonić dziś po południu polskiego czasu, do Mamusi brata a mojego wujka. Co jakiś czas dzwoniłam i dowiadywałam się o stan zdrowia mojej Mamusi. To co usłyszałam to mnie zaszokowało, ale podpowiedział, żebym zadzwoniła do najmłodszego brata Mamusi, on kilka dni temu był u Mamusi i ma najświeższe wiadomości, a one nie są dobre. Pierwszy wujek naświetlił mi sytuację, ale z pierwszego źródła zawsze są wiarygodniejsze. Tak też zrobiłam. W Polsce była godzina 6pm, więc byłam pewna, że go złapię.

Mamusia jest leżąca, nikogo nie poznaje, nie chce jeść, nie chce pić. Leży w pampersach, jeśli one nie są zmienione na czas to …cała Mamusia jest ubabrana własnymi odchodami. Brudny pampers musi jej przeszkadzać i stara się go wyciągnąć. Wyciągając …wiadomo ubrudzi się po pachy. Ogólnie jest w stanie agonalnym. Młodsza staje na wysokości zadania i opiekuje się Mamusią na ile siły jej pozwalają. Z drugim wujkiem dość długo porozmawiałam i doszliśmy do wniosku, że zaproponuję młodszej pomoc. Miałam na myśli pomoc w zakupie podciągnika/podnośnika aby nie dźwigać, materaca przeciwodleżynowego, może materaca z masażem, większą ilość pampersów lub wynajęcie pomocy aby odciążyła młodszą.

Zadzwoniłam do Polski do siostry, odebrał szwagier – cześć Adaś, czy mogę rozmawiać z Halinką? Widzi ten szwagier mój numer na wyświetlaczu komórki (dzwoniłam na komórkę młodszej ale on odebrał) ale pyta

  • a kto mówi? – pyta
  • Krysia – odpowiadam
  • Aha, Halinuś jakaś pani do ciebie – krzyczy

Słyszę jakieś szepty, rozumiem wymiana zdań. Bo czego może chcieć amerykanka?

  • Nooo kto mówi? – słyszę w słuchawce. Poczułam się jak w jakimś kabarecie. Ludzie wykształceni, ale…na ciągłym wolnym zapomnieli kultury. Może chceli pokazać swoją wyższość, “szacunek” dla mojej osoby? Bez znaczenia.
  • Czego? – pyta szkoda, że nie spytała..czego ona chce????

Naświetliłam z czym przychodzę i skąd mam takie informacje. Po prostu oferuję swoją pomoc. To co słyszałam po drugiej stronie to była salwa z karabinu maszynowego.

– nie potrzebuję pomocy, nie potrzebuję pomocy i tak ze sto razy

Wysluchałam “salwy armatniej” i nie przerywając, jakby do siebie mówiąc …dziękuję, rozłączam się ….

ROZŁĄCZYŁAM się.

Nie robiłam tego dla siebie, bo nie jestem niczemu winna, nie potrzebuję uśpić sumienia bo niczego na sumieniu nie mam.

Starości i śmierci nikt nie zatrzyma. Jeśli Mamusia będzie żyła do końca roku, pojadę i się z nią pożegnam. Wiem, że na mnie czeka, ale nie mogę jechać bo wiem. dokładnie wiem, nie pozwolą mi się z Mamusią spotkać i pożegnać. Szybciej wezwą policję.

Nie wiem czy Mamusia pamięta to co jej przekazałam, mówiła

– Krysia ale ja zapomnę

– Mamusia nie zapomnisz bo to będziesz miała w sercu

A teraz, mózg, serce i całe ciało uległo drastycznym zmianom.

Nie wiem. Na prawdę nie wiem, czy pamięta co ma powiedzieć kiedy stanie przed obliczem BOGA.

Młodsza chce być w tej chwili Matką Teresą, ale zapomina, Matka Teresa jest tylko jedna, nawet gdyby tak się stało byłaby numerem 2.

Komu chce pokazać, swoje poświęcenie? Poświęcenia nie trzeba pokazywać, trzeba dawać serce. Serce w którym jest miłość do bliźniego swego, miłość do własnej Matki. A nie wyganiać z domu, bo Matka umierać nie chce a psychiatra nie chce wydać zaświadczenia, że jej Matka psychiczna.

Wszystkie tragiczne zdarzenia doprowadziły Mamusię do takiej sytuacji jaka jest teraz.

Ktoś spyta gdzie ja byłam.

Wysyłałam chodziki, wózki dla starszych osób kiedy w Polsce jeszcze nie było. Wiozłam z Ameryki naterace Tempur-Pedic, po prostu ręce mi urywało, żeby odebraç z lotniska i zawieźc do domu. Na Alegro zamawiałam paczki z żywnością i lekarstwa w aptekach w Polsce. Ustalałam wizyty z Ameryki w Polsce do lekarzy. Gdy przyjeżdżałam do Polski, młodsza zawsze wyjeżdżała na wczasy do Włoch, które niejednokrotnie opłacałam.

Robiłam to dla mojej Mamusi. Tylko dla niej i nie na pokaz. Nie musiałam się tym chwalić. Jestem już na tyle dojrzałą osobą, że znam życie z tej najgorszej strony. O czym również nie muszę pisać.

Oferta pomocy była skierowana tylko i wyłącznie do młodszej. Niestety nie pozwoliła mi na wypowiedzenie słowa.

Chciałam jej ulżyć i nic po za tym. Gdyby powiedziała, przyjeżdżaj, jutro bym tam była. Honor nie pozwala? Ale honor pozwolił wziąć Mamusi testament i czekać nazajutrz, czy aby nie zwinęła się z tego świata. Mam notarialną kopię tego testamentu, jak by nie było, dom rodzinny młodszej się należy. I tego dopilnowałam, pomimo że nawet herbaty mi nie zrobiła.

Tak, mam żal, ale o to. Kiedy byłam ostatni raz w 2019 roku. W moim mieście byłam około 23 godziny. Zadzwoniła na komórkę moja Mamusia, a ja dopiero otwierałam drzwi do mojego domu.

– Krysia a co ty robisz?

Więc mówię, że wchodzę właśnie do domu.

– A ty przyjedziesz do mnie bo ja tutaj sama, wszyscy wyjechali na wakacje.

Matko Boska!!!

Wzywam taxi i jade do mamusi.

Boże mój kochany, jak trzeba dokuczyć swojej Matce, żeby chciała popelnić samobójstwo. tylko boi się, że się nie uda, że przeżyje.

Płakałyśmy obie w tym ogromnym pustym domu.

Te wszystkie zdarzenia, sytuacje skutkowały w szybszym rozwoju demencji.

Gdzie te dwie żmije były wcześniej?

Teraz młodsza gra Matkę Teresę a starsza otrzymawszy z majątku 0, najpierw Mamusie ganiała po posesji wydzierając się, że nabije i zabije, a teraz zapomniała, że ma Matkę.

Oczywiście, że mam żal!!! Bo starsza całe życie grała damę i jej się wszystko należało, młodszej się należało bo młodsza.

A ja głupia dzwonię do bogatych polaków i chcę im pomóc, wspomóc.

Bo jeśli pomogę.wspomogę młodszą to mam nadzieję, że mniej będzie szarpać Moją Mamusię.

Rozumiem czym jest opieka nad leżącym chorym, sama kiedyś byłam leżącą, świadomą wszystkiego. Chciałam tylko i wyłącznie pomóc, ale nie pozwolono mi przedstawić moich propozycji.

Jest mi bardzo ciężko.

Nie mam nadzieji, że Mamusia by mnie poznała ale ja na prawdę mam coś ważnego do przekazania.

Jest mi bardzo ciężko, że jestem tutaj. Wierzyłam, że będę przy swoich rodzicach zawsze i że zawsze będą mogli liczyć na mie.

Zawiodłam ich. Nie ustrzegłam ich przed siostrami-żmijami.

Tego sobie nigdy nie daruję.

Moi rodzice wiedzieli, że muszę wyjechać, a los zadecydował za nas ciąg dalszy.

Bardzo, bardzo mi przykro.😢😢😢

Córci domek

Dziś miałam wolne od pracy zawodowej oraz ciśnieniowego mycia podjazdów i chodników. Przeforsowałam się przez środowe popołudnie, wczoraj jedynie pojechałam do pracy, a dziś….odpoczywam. Mam jeszcze wiele dni do zimy na ciśnieniowe mycie, a jak zima bez minusowych temperatur, to będzie można szaleć.

Pojechałam z córcią obejrzeć nowo kupiony domek. Nie można jeszcze wejść do wewnątrz, starzy właściciele jeszcze pakują swoje rzeczy do samochodów MOVERS. Do 10 maja a nawet wcześniej dom ma być opuszczony, a więc nikt się nie spieszy.

Dzielnica zadbana, ładnie usytuowana. Obejrzałam dzielnicę i przez opuszczoną szybę w samochodzie obejrzałam dom. Podoba mi się. Miała wprawdzie objekcje co do opłaty na HOAs (Homeowner associations (HOAs), Stowarzyszenia właścicieli domów) oraz pewnych regulacji prawnych, a z nich wynikających ustalonych wymogów z góry nałożonych na właścicieli domów, ale uważam, że to ma również plusy. Domy i obejścia mają być schludne, panuje cisza nocna, przeprowadzanie prac budowlanych na zewnątrz jest uregulowane statusem itp. Nie tylko są ograniczenia ale są i dobrodziejstwa takie jak: basen i kort tenisowe oraz świetlica.

Dom ma 190 mkw 3 łazienki, 3 sypialnie, jadalnię gościnną, salon, kuchnia z jadalnią. Pralnię. Garaż na dwa samochody. Za domem taras.

Jestem bardzo zadowolona. 😁

Teraz mogę odpocząć.

Dzień palca 👆🏼

Po obudzeniu o 6:14 wiedziałam. Że MM już musiał pojechać do szpitala bo miał tam być o 6am. Zostałam w łóżku. Nie wstawałam, nie szukałam. Jedynie co zrobiłam to sprawdziłam na app nego lokalizację.

I zanim zeszłam na dół na kawę pi 7am, było już po zabiegu i otrzymałam zdjęcie na potwierdzenie tego zdarzenia.

Będzie mój inwalida za chwilę wracać do domu.

MM 2 ma druty wsadzone wzdłuż palca i przechodzące przez kość. Ścięgno przecięte w 85%. To usztywnienie drutami ma pozostać na 30 dni. Oczywiście, na kontrolę ma się udać po 10 dniach. Dłoń spuchnięta i palec bolący.

Wyjazd do Savannach na 10 maja się nie odbędzie. Z kwietnia przełożyliśmy na maj, obecnie całkowita rezygnacja z hotelu i wyjazdu. To nic, pojedziemy w sierpniu i chyba wybierzemy inny kierunek.

Krwawe kosteczki

W sobotkę zrobiliśmy zakupy w Costko. Dużą karkóweczkę też załadowaliśmy do koszyka. No co, jak święta to święta. Kawał tego mięsa trochę ważył. Zaliczyliśmy cappuccino no i do domku, rozpakować zakupy i podzielić mięsko. Mięska nie podzieliłam bo się rozleniwiłam i tak przeleżało w szczelnej fabrycznej foli zapakowane do poniedziałku.

Poniedziałek

Po powrocie z pracy nawet zapomniałam, że mięsko czeka na mnie w lodówce. Po godzinie 8pm wielka niespodzianka. Mięso w lodówce!! Już miałam zostawić na dzień następny ale … zdecydowaliśmy, że MM mi pomoże i szybko dzielenie mięska zakończymy. Tak myśleliśmy, tak planowaliśmy. Co wyszło?

MM sprytnie wyjął kawał mięsa i rach ciach przjechał nożem po środokowym palcu. Krew lała sie ciurkiem. Szybko i jak najszybciej straliśmy się zatamować potop krwi. Przeciąl na samym zgięciu kosteczek i stwów. No niby nic ale krew się lała. Bardzo mocno ścisnęłam bandażem, wcześniej położyłam gazę. Zatamowaliśmy, MM postanowił że usiądzie, poluzował troche bandaż a później jeszcze bardziej ścicnęłam, ale krew już tylko się sączyła. Z zaskoczoną miną stwierdził, że palec jest giętki nie ma możliwości samodzielnego zginania albo też może wyginać jak mu się chce, we wszystkie strony. Wtedy zrozumiałam, że trzeba jechać na pogotowie. Jak nigdy, spanikowałam a przecież nigdy nie panikuję. Możliwe, że nasze wcześniejsze, sobotnie rozmowy o śmierci spowodowały reakcję paniki. Przestałam myśleć trzeźwo. Panika ogarnęła mój umysł doszczętnie. Zadzwoniłam do córci na piętro, że trzeba jechać z MM do szpitala. W kilka sekund byli już w kuchni. Córcia obejrzała i stwierdziła przecięcie ścięgna. Kazali mi zostać w domu, nie matwić się i dla odprężenia zająć się karkówką, A oni pojadę z MM na pogotowie.

Na poczekalni było bardzzzzooo dużo ludzi, więc MM został i kazał im wracać do domu bo to najmniej 2 godziny czekania na lekarza. Ale po kilkunastu minutach MM wysyła nam zdjęcie, że jest już w pokoju oczekującym na wszelkie badania. Dla niego było to również zaskakująco szybko, kiedy podjechali wózkiem i zabrali go z poczekalni do pokoju zabiegowego. Procedury jak zwykle u każdego, wstępny wywiad, podłączenie do wszelkich maszyn medycznych, RTG, pobranie krwi, zmienienie opatrunku itd.

Niestety ale nie było odpowiedniego lekarza na wykonanie zabiegu to otrzymał wszelkie informacje do lekarza ortopedy.

Córcia go odebrała z pogotowia z usztywnieniem dużego palca u lewej ręki. Zastanawiałam się jak będzie pisać na keyboard, używa przecież wszystkich palców. Nie to co ja ( w Polsce na maszynie do pisanie w regionalnym konkursie pisania zajęłam 2 miejsce w szybkości i z ortografii, bez patrzenia na klawiaturę) stukam 4 palcyma. Czasami staram się więcej tych 4-ech palców używać ale …. po co? Nie muszę się sprężać.

Wtorek

Wstaję raniuśko, no może później niż raniuśko i po 8am pytam, czy już dzwonił pod wskazane numery telefonów prze EMS. No i usłyszałam , że on ma czas i to nie jest takie pilne, przecież tylko trochę boli a on ma tabletki przeciwbólowe (OPIATY). Tego mi było za wiele. – czy pokazać ci zdjęcie mego Tatusia z palcem wskazującym sztywnym jak kijek? Ty nie będziesz miał kijka tylko cos wachającego się między innymi palcami. Pokazać Ci zdjęcie?

_ nie chcę zdjęcia – odburknął.

– to dzwoń !!!!!

Oczywiście, że zadzwonił, tak dla odczepnego ( a niech ma). Nagrał się na sekretarkę i czekał na odzew z drugiej strony. Tylko nie ze mną takie numery!!! Jeden raz zadzwonił i czeka? Trzeba tyle razy dzwonić aby automatyczną sekretarkę zablokować a nie żartować ze swego stanu zdrowia. Znów jemu nagadałam i wyszłam, myśląc… co ci faceci mają w mózgu? Żartować sobie ze zdrowiem? To jest pilne a nawet bardzo pilne. Wpadłam do jego biura. … masz dzwonić aż się dodzwonisz i to nie są żadne żarty. Nie wiem co ten mój bohater zrozumiał ale dodzwonił się i umówił się na …..PIĄTEK!!!

WHAT!!!!! Jaki piątek !!!! To ma być już. Zostawiłam go i pojechałam do pracy. Ale długo w pracy nie wysiedziałam. No kurcze, czy MM rozumie co on robi?

Znów wpadam na piętro do jego office….- jutro mam wizytę u lekarza ale w innej miejscowości – poinformował mnie uprzedzając moją frustrację. Myślę sobie…. wielkie mi coś inna miejscowość ( ale dla amerykanina to tak jak lot na księżyc) 45 minut jazdy i autostradą bez korków bo szkoły mają spring break). Ale byłam zadowolona, Bo MM nie umie nic załatwić. Dać przykład? Ależ nie ma problemu.

MM postanowił pokryć czymś zabezpieczjącym, na podobno około 5-8lat, nasz dach. Przyszli panowie pomyli ciśnieniowo dach i odjechali. Jednym słowem good-blues. Po 2 tygodniach przyjeżdza właściel firmyi MM płaci całą należną kwotę czekiem. No byłam w tym czasie w pokoju. Na nastepny tydzień, przyjężdzają ci samie panowie nałożyć jakąś zabezpieczającą powłokę na ten dach. Stanęli w oddali i dyskutują… tam źle pomyte, ooooo zobacz tam też trzeba domyc…a ja to słyszę ale się nie wtrącam. Nie chcę być mądrzejsza. Kurna to ci sami faceci myli ćiśnieniowo ten dach a nie inna brygada!!! Gady dadu i z MM doszli do porozumienia, że przyjadą ponownie myć ciśnieniowo ten nieszczęsny dach. POJECHALI. Drugi tydzień nikt nie dzwoni nikt nie przyjeżdża, po jaką cholerę mają przyjeżdzać, spieszyć się jak kasa już dawno zapewne się ulotniła. MM jakby zapomniał. I to jest takie załatwianie sprawy. NIe sądzę, że się brygada budowlana ulotniła, ale kto płaci przed wykonaniem pracy? Mój Mąż!!!

To tylko jeden przykład.

Środa

No nareszcie sprawy palca poszły do przodu.

JUTRO BĘDZIE OPERACJA!!!!!!

Marzec 31 a więc ostatni w 2023 roku

Podaruję sobie spokojniejszy dzień. Bez ciśnienowego mycia. Jak bym wiedział, że tak zrobię, bo od maszyny poodkręcałam węże, jeden doprowadzający wodę, drugi odprowadzający lecz już z ciśnieniem. MM za chwilę przwiezie mały bak benzyny ale przecież nie zmarnuje się jeśli postoi.

Nie, nie jestem chora czy zmęczona pracą, na dziś znajdę sobie pracę. Tylko przy tym myciu, dni niepostrzeżenie uciekają, nawet nie mam czasu na podziwianie wschodzących tulipanów. Nie mam czasu na spokojne wypicie kawy. Nie mam czasu, tak normalnie, na życie. A ono przecież nie będzie na mnie czekać, kiedy skończę mycie, szorowanie podjazdów, ono mi przeleci między palcami.

Trzy dni, tak zwyczajnie przeleciały. Oczywiście, że przyjemnie posiedzieć na czystym tarasie, kiedy wiaterek powiewa a ptaki ślicznie śpiewają ale przez te ostatnie dni nie czułam wiaterku a ptaki na pewno śpiewały, tylko nie słyszałam.

Kilka krzewów mi wymarzło. Wielka szkoda bo jak tak patrzę, to w tych krzewach zawarta jest moja praca. Posadzenie lub przesadzenie. Doły na posadzenie same się nie wykopały. Podlewanie i pielęgnowanie to też praca. Mróz przyszedł, zmroził a ja teraz czekam z nadzieją ogrodnika, że odżyją, puszczą pąki, a przecież te krzewy były z gatunku „zawszezielone”. Okazało się, że nie zawsze.


Oczywiście, że przykrywałam folią. Ale z tym wiąże się pewna historia. A był to tak.

Nie zawsze mam ochotę jechać po pracy do sklepu. Wiadomo korki i tłoki w slepach. Ludzie poczuli wiosnę i wyruszyli do sklepów ogrodniczych i budowlanych. Podobnie jak ja i to zjawisko jest normalne i naturalne. Ale spędzić w sklepie +2h (z dojazdem) nie chciałam, w tym czasie mogłabym innych pożytecznych rzeczy zrobić dla domu i ogrodu. Padło na MM, pojedzie kupi folię. Zrobił zdjęcie pudełka z resztką foli z lat poprzednich. Nie pojechał. Któregoś dnia nad ranem wyskoczył mróz -7C( tulipanów jeszcze nie sadziłam). Byłam zła, że przecież mógł pojechać i kupić folię. No cóż nie pojechał. Kilka dni po mrozie krzewy zgubiły wszystkie listki. Byłam niepocieszona. Przed następnym mrozem, poprosiłam ponownie.

Chcę zaznaczyć, że nie zawsze moje samopoczucie jest wyśmienite, ja siebie dosłownie zmuszam, napędzam aby nie zastygnąć,

MM w telefonie ma zdjęcie pudełka z folii więc problemu z wyborem być nie powinno. Kiedy wrócił, płakać ze złości mi się chciało. Miał zdjęcie w telefonie, telefon miał ze sobą…- tam tyle tych folii, że nie wiedziałem którą kupić, ta chyba będzie dobra…..powiedział

Próbowaliśmy przykryć tulipany, listeczki wyszły ponad ziemię. Ciężko a nawet, ciężko i trudno przykryć „blachą” powierzchnię która nie jest w linii prostej i nie przydusić tego, co dopiero wychodzi z ziemi. Wkurzał się i ostatecznie skwitował…

– nikt z sąsiadów nie przykrywa kwiatów i krzewów tylko my – te słowa wypowiedział ze złością bo folia do elastycznych nie należała

– u ilu sąsiadów byłeś na back yardzie i ilu sąsiadów znasz? spytałam – zostaw to i idź do domu nie potrzebuję twojej pomocy, idź już- krzyknęłam

Nie miał pomysłu na folię którą kupił. Nie miał wogóle żadnego pomysłu na pomoc w przykrywaniu.

Po chwili wyszedł z domu stanął w oddali i przyglądał się jak mocuję się z krzewami. Nie udawało mi się, folia ciągle mi się zsuwała z krzewów, jak nie z jednej to z drugiej strony. MM stał wciąż w oddali z rękoma schowanymi w kieszeni spodni. Spojrzałam i już nie wytrzymałam. Bo kto wytrzyma, brakowało jeszcze wykałaczki w buzi i językiem jej przewracania.

Mimo wszystko przeanalizowałam co mogę powiedzieć, aby tego mego męża z gołębim sercem za bardzo nie urazić a jednocześnie żeby zrozumiał.

– nie mogę pracować jak patrzysz mi na ręce jak superwizor, idż do domu – krzyknęłam

– i pójdę – odpowiedział i na pięcie odwrócił się, podążył w stronę domu.

Faktycznie, takie gapienie się na moje ręce w trakcie wykonywania czynności, przeszkadzało mi bardzo. Suprewizora nie było i prace ruszyły z kopyta.

Niestety, zmarzniętym krzakom już nic nie pomogło, ale tulipanom jak najbardziej. Robi się na moim back yardzie KOLOROWO😁


Już po mrozach ale przy 0C i +1C podjechaliśmy do ogrodniczego sklepu aby sprawdzić co mają nowego. MM stanął jak wryty i patrzył. Gapił się na przykryte kwiaty i krzewy.

– jak widzisz nie tylko ja przykrywam, sklep również. Nie wiem co z tego zrozumiał, chyba nic bo to nie on pielęgnuje kwiaty i wszelkie nasadzenia w ogrodzie.

– zimno to przykrywają – odpowiedział.

Gdy patrzył na nasze zmarznięte krzewy ( dziś o poranku)

– trzeba wyrzucić i nowe posadzisz – powiedział

– czy ty wiesz ile one mają lat? Czy ty wiesz jak kupisz nowe to trzeba czekać z 7 lat aby wyrosły do tej wysokości? A takich wysokich nie ma, nie sprzedają bo one bardzo ciężko się przyjmują. Odpowiedź była jedna – idę do domu…


Zdecydowanie, dziś nie będę myła ciśnieniowo. Kawcię już pod parasolem wypiłam. Zajmę się czymś co nie będzie potrzebowało nakladu ciężkiej pracy fizycznej.

Szok cenowy

Nie zwracałam uwagi na ceny. Ot, czasami patrzyłam lecz jeśli coś było potrzebne lub mniej potrzebne, kupowałam. Nowa pościel – prosze bardzo, nowe zasłony – prosze bardzo, nowy dywan – prosze bardzo, brak w baryku wina – prosze bardzo, sukienka nowa – prosze bardzo, kosmetyczka – prosze bardzo, itd. Nie będę wymieniać. Przy zakupach oprócz swojej karty debetowej lub kredytowej, zawsze mam MM karty. Mam też zapowiedziane, zawsze używać tylko jego kart. Patrzyłam na ceny i bez przesady ale nie nadużywałam zaufania MM i nie kupowałam rzeczy nie potrzebnych, zbytecznych. Używałam i używam swoich kart. Tylko te ceny mnie tak bardzo nie interesowały.

Dziś pojechaliśmy do sklepu hurtowego. Zdębiałam, normalne załamanie psychiczne. Wzięłam opakowanie borówek w dłonie i nabiegły mi łzy do oczu….dlaczego takie małe opakowanie tyle kosztuje, dlaczego tak drogo….pytam. MM na spokojnie odpowiada – wszystko Krysia podrożało. Patrzę na opakowanie borówek – nie ja ich nie chcę – i odkładam. MM patrzy na mnie a ja ze łzami – idziemy. Jeszcze mówił, że chciałam przecież …ale mi się odechciało. Podeszliśmy do lodówki z męsem. Przewracałam te karkówki i niech to ich szlag trafi za kawałek karkówki płacić 40$. Ale tym razem MM nie ustąpił, musiałam wybrać. Przy papierze kuchennym i toaletowym przeżyłam szok. Nie pomogły tłumaczenia …. że pracuje, że na takie rzeczy to my na pewno mamy pieniądze i nie będziemy oszczędzać. Kiedy namówił mnie na hot doga ….Krysia to tylko 1,50$ jeden kosztuje…zgodziłam się.

Siedząc przy stoliku, kiedy MM poszedł zamówić tego hot doga, rozpłakałam się na dobre. Nie mogłam powstrzymać łez. Wycierałam całą dłonią z policzków, żeby jak MM wróci nic nie zauważył.

Zmienię sposób zakupów i będę starała się kupować rozsądniej. Nie jak do tej chwili. Całe opakowanie jogurtów i z tago opakowania trafiało kilka do śmieci. Szynek w opakowaniu do koloru do wyboru w lodówce a jem tylko jeden gatunek. Z pieczywem podobnie.

Przez wiele żyłam pod „ kloszem”, a od któregoś dnia poczułam pęknięcie na „kloszu”, przy kupowaniu bułecze zwróciłam uwagę na cenę. Dziś podjechaliśmy do tego samego spożywczaka, te same bułeczki były droższe o 1$. Ale byłam zadowolona z ceny świeżej kapusty 1 pound za 0,96 też kupiłam i się do tej kapusty uśmiechnęłam.

Do tej pory nie było takiego znacznego skoku cen, więc nie przejmowałam się, obecnie to jest wprost niemożliwe. Niemożliwe stało się możliwe.

Jednym słowem zostałam rozpieszczona przez MM, nie powiem, że źle się z tym czułam ale cieszę się że „klosz” zbiłam.

Mam mieć oczy otwarte i patrzeć co i ile kupuję nie tylko w spożywczym.

MM niech dalej mnie rozpieszcza ale kwiatami.

Wczesnym porankiem i wieczorkiem

Zadzwoniłam do Urzędu Miejskiego o umówionej godzinie. U mnie 6 godzin do tyłu a wiec 3:50am musiałam już się przebudzić. Panie z urzędu bardzo sympatyczne i pomocne. Przeksięgowały już kwoty z konta mego ex na odpowiednie konta. Wczoraj jak dowiedziałam się, że sprawa nabrała inny bieg, komorniczy, to aż włosy na głowie mi stanęły. Nie chcę wskazywać winnych ale u mnie było wszystko opłacone. Jakie numery kont bankowych mój adwokat otrzymał z urzędu na takie wpłacałam, z księżyca nie wziął. Gdyby nawet próbował sam wymyślić to by się nie udało takich mi podać. Na stronie internetowej urzędu są podane numery kont na jakie trzeba wpłacać podatek od nieruchomości lecz takiego jaki mi podano i wpłacałam podatek przez dwa ostatnie lata, nie znalazłam.

Ogólnie cieszę się, że zostało wyjaśnione bo walka z komornikiem nie należy do przyjemnych i krótkich.

4:26 am leżę w łóżku i słucham odgłosów deszczu za oknem. Bez względu na to czy MM jedzie ze mną na moją siłownie czy nie, ja pojadę. MM jest dopisany do mojego karnetu i zawsze mogę wprowadzić go jako gościa.

Zeszłam na dół juz przyszykowana do wyjścia. MM nawet nie wspomiał, żebym poczekała lub coś w tym rodzaju. Pomyślałam jak nie to nie. Sama pojechałam. Nie lubię takiego gadania o siłowni, bezsensownego liczenia kalorii, unikania wagi jakby to pomogło w odchudzaniu. Każdy jest inny. Dziś po powrocue z pracy usłyszałam, że MM źle się czuje. Na piętro nawet nie miał siły wejść po schodach aby wziąć baterie aby wymienić w ciśnieniomierzu.

Ciśnienie dobre, ok, może być, ale nie takie żeby miał zawroty głowy. Office nie wietrzy no to trudno żeby nie zemdlał. A może szuka wymówki, żeby jutro nie jechać na crossfit. Ale jeśli nie chce i nie ma ochoty, nie musi. W takim razie niech nie je całego kurczaka o 8pm.

Ręce opadają z bezsilności.

Chce ładnie wyglądać ale bez wyrzeczeń i wysiłku. Każdy chce, ja też coś tam chce ale to nie zależy odemnie ale od MM. No i czego się czepiam swego MM?

A tego, że przy śniadaniu mówi już o kolacji… Ja tak nie potrafię. Komsumując jedno myślę o drugim jedzeniu co będzie za 7-8 godzin, tym bardziej że to będzie następne żarcie. Cieszę się, że MM ma hobby, ale to hobby doprowadzi go do rozmiarów 600 pound. Oglądałam wcześniej program 600pound ale przyznam, oczy bolą patrzeć na żarłaczy i brudasów. Wszystko i w największych ilościach pożerali, aby jednego mężczyznę zabrać do szpitala musieli zburzyć ścianę, później okazało się, że aby go stamtąd wyciągnąć potrzebny jest specjalistyczny wysięgnik i transport. Jego waga była około tony. Niestety ale mężczyzna ten już jest w niebie. Serduszko nie wytrzymało. MM jest słusznego wzrostu i postury, wagę swoją kontroluje. W tej chwili jego waga oscyluje 130-140kg( a może + 20kg) ale jego hobby jak też wieszości amerykanów jest żarcie. 18 lat tłumaczę …. Jedz obfite śniadanie i lunch, skipnij kolację….aha, aha, dlatego amerykanie są najbardziej tłustm narodem. Tłuszcz wszędzie leje się strumieniem.

Wcześniej słyszałam …. Jedz bo zachrujesz…dziwne

Zachorujesz na co? Na brak oleju w głowie? Wystarczy mi tego oleju aż do śmierci i nie dam się skusić na kurczaka o 8pm.

Jak widać jestem wkurzona. Jutro jadę na siłownie. Może moja mobilizacja, zmobilizuje MM?

Muszę próbować.

Jednak MM zostawił upieczonego kurczaka, na jutro. Widząc moją minę to i tak dziwię się, że zielona sałatka mu smakowała

Ja to potrafię zepsuć człowiekowi apetyt o 8pm 😬


Pamietam, a było to bardzo dawno. Obchodziliśmy w moim domu w Polsce hakąś imprezę. Jak to mężczyźni zaczęli rozmowę o wadze swego kochanego ciała. Ex stanął na wadze – no większy kogut, szwagier – kurczak, moj Tatuś – waga zdrowego faceta, ostatni był mój Teść. Wiedziałam, no wiedziałam, że Teścua wagi nie ma na skali. Uwziął się, że nie jest gruby, nawet swego syna a mojego męża nie posłuchał. Waga zagruchotała i wskazała 0. Teść i tak nie przyją do wiadomości, że zepsuł wagę bo waży poza skalę wagi.

Tak to jest z grubaskami, wszystkich grubasków wokół widzą i komentują ale siebie nie widzą, jakby w w danym momencue wzrok stracili.


Czasem ludzie myślą, że kobiety nie traktują grubasów serio, lecz to wierutna bzdura. Prawda jest taka, że kobieta traktuje poważnie każdego mężczyznę, który zdoła jej wmówić, że ją kocha.

George Orwell,

Spokojny piękny poranek☀️

Jaki będzie cały dzień, nikt nie przewidzi. Możemy planować, zaklinać, oczekiwać lecz co się wydarzy, nie wiadomo. Nawet siedząc i nie ruszając się z miejsca, nie przewidzimy zdarzeń jakie mogą nas dosięgnąć. Dużo możliwości w zależności gdzie znajdujemy się w danym momencie.

Siedzę w swoim zielonym parku. Jest spokojnie jedynie z oddali słychać szum samochodów. Ptaki cudnie śpiewają. Wczesno-letnie kwiaty rozkwitają.

Wczoraj otrzymałam od córci piękną ikonę i święconą wodę. To był cudny podarunek/niespodzianka i na czasie. Ostatnie tygodnie były tragiczne, jest lepiej i wierzę, że będzie jeszcze lepiej. Bo kiedy opuszcza nas nadzieja, nie jest dobrze. A mnie opuściła, żebym poczuła ból w sercu, nicość i abym nie potrafiła nadzieją napełnić inne serce. Ponownie wraca we mnie życie i wiara. Teraz jestem ostrożna z tą nadzieją i wiarą. Boję się je mieć w sobie, bo może wszystko ponownie być zburzone. Znów będę musiała się odbijać od dna psychicznego i wcale nie dla siebie.

Dziś robimy grilla. Żeberka i burgery kupione. Po kiełbaski MM musi podjechać do sklepu. Zapomnieliśmy wczoraj je kupić.


Grilowanie udało się i nie udało. Przypłynęła chmura i lunęło deszczem. MM grilował pod parasolką ale z jedzonkiem przenieśliśmy się do domku.

Córcia w dalszym ciągu poszukuje domu. Niestety ale nie ma z czego wybierać, chyba że ma się około lub ponad miliona. Nie wolno zapominać o podatku od nieruchomości który oprócz spłaty kredytu porządnie trzepnie po kieszeni. Wieczorkiem potrzebowała porady odnośnie domu na który chciała złożyć ofertę o 50k więcej. Dom zbudowany w okresie produkcji i sprzedaży farb ołowiowych. Niebezpieczny i bardzo szkodliwy byłby ten zakup, mimo że dom od razu do zamieszkania. Nikt nie pozwoli skrobać ścian i robić badań farby, nawet badań minutowych i na miejscu. Nikt nie da gwarancji, że w pokoju badanym farba jesy ok a w innych jej nie użyto. Ruletka. Odradziłam, a dom z pięknym basenem. Nich ten dom zostanie gdzie stoi a córcia niech jeszcze z nami klka miesięcy dłużej pomieszka. Oczywiście, że chce iść na swoje, ale trzeba być bardzo ostrożnym przy zakupie.

Dała mi opcję, że kupi i wynajmie. Tylko, zaznaczyłam, że musiałaby ubezpieczyć się na miliony w wypadku zachorowania lokatorów. A wiadomo ameryka słynie z absurdalnych pozwów sądowych.

Więc, czekamy.

Obym się myliła

Zasypiałam przy akompaniamencie grzmotów i błyskawic. Budziłam się prz uplewie. Deszcz przeraźliwie huczał i mruczał. Woda dosłownie lała się z nieba. Moje wczorajsze plany omal nie byłyby zrealizowane.

Poranna ulewa nie była zapowiadana przez synoptyków. Czasami zastanawiam się, że to jest najlepszy zawód jaki może być. Najbardziej nieodpowiedzialny, nikt do sądu nie pozwie, nikt nie ukarze, nie zwolni za popełnione pomyłki. Tłumaczeniem może być: aura pogodowa jest nieprzewidywalna.

Planowane prace na dziś w 60% wykonałam. Te 60% to była najgorsza robota. 40 to tylko kosmetyka, którą wykonam w sobotę. Nic nie planuję na jutrzejsze popołudnie. Nie wiem o której wrócę jutro do domu.

Tulipany powolutku przekwitają ale jest jeszcze dużo które dopiero będą kwitły.


Prace polowe zakończyłam dość wcześnie. Nie chce się przemęczać, boję się również kleszczy i pająków. Już coś mnie porządnie w 3 miejscach dziabnęło. Podejrzewam, że mrówka lub pająk.

Weszłam do wewnątrz. Gdy MM usłyszał, że jestem w kuchni to i on już leci. No i przyleciał. Tłok się zrobił, ja kubek wyjmuje to i on chce. Robię kawę to i on chce. Zacisnęłam zęby. Usiadłam w fotelu a on na poręczy kanapy, żeby być jak najbliżej.

No i zaczyna mi marudzić. Że musi jechać do starszej pomóc w tym, tamtym siamytm t owamtym. Że lepiej gdyby została, w tym Utah itd. Więc, nie lubię wypominać ale tym razem musiałam. Jeszcze rok temu narzekał, że jego dziewczyny się rozjechały po Ameryce i on czuje się samotny, że chciałby aby były bliżej itd. Gdy pomagaliśmy w przeprowadzce studziłam jego radość. Będziesz miał blisko starszą to i będziesz pomagać i psa pilnować. Zarzekał się, że napewno nie.

No i teraz ma swoją starszą i znów narzeka. Była daleko też narzekał. Pogoniłam go do pracy przy kompie, a jechać do starszej còrki i tak musi.

Biedny nie odezwał się, poszedł do swego biura.

Niestety starsza skończyła już 40tke i nic nie wskazuje na to, że rodzinę założy. Krąg jej znajomych to osoby o innej orientacji. Więc, nie ma szans, to pierwsze. Drugie, za duże wymagania w stosunku do przeszłego narzeczonego a taki chyba jeszcze się nie urodził. Tatuś musi pomagać i ja również, bo ona dopiero uczy się sprzątać. Z gotowaniem jest jeszcze w ciemnym lesie.

Ale ma chęci do nauki, więc widzę światełko w tunelu. Nie będzie źle.

MM jutro pojedzie i pomoże. Zakłada pomoc na 3 godziny a ja bym obstawiała trochę dłużej. Zmywarka nie działa, tv nie podłczone i kable zwisały do podłogi, półkę zawiesić, lunch zaliczyć. Wróci mój biedny zmęczony i wkurzony. Lepiej abym się myliła.

W moim ogródeczku….🌷

No właśnie. Jeszcze nie wiem jaki będzie ten poniedziałek.

Dopiero wypiłam poranną kawę. Jeszcze w szlafroku wyszłam na deck i oparta o balustradę podziwiałam moje bogactwo kwiatowe. A z każdym dniem tego bogactwa mi przybywa. Buzia się śmieje do widoków a z ust wydobywa się głośne szczęśliwe westchnienie. Jeszcze 2 lata temu pokazywałam (przez skype) mamusi, moje kwiaty. Cieszyła się patrząc, uśmiechała i podziwiała. Dziś tylko powiedziałam ciuchutko ….Mamusia, zobacz jak pięknie… Bo mam pięknie i to wszystko z pracy moich rąk.

Dziś mam wolne od pracy zawodowej. Na tę chwilę zostawiłam back yard. Wyszłam na front, bo o ta część yardu potrzebuje „dotknięcia”. Wspominałam kiedyś, nie mam planów, jako planu prac na papierze. Gdzie i kiedy, co posadzę, posieję. Co upiększyć lub dokończyć względnie, rozpocząć nowe prace. W trakcie prac mi tak jakoś wychodzi.

W niedzielę byłam u starszej córki MM. Poprosiła aby coś zrobić z jej mini ogródkiem. Nie wiele mi się udało ale z tego co było to wyczarowałam nawet przyjemny ogródeczek. Najważniejsze, że się jej podoba.

Psiak już znalazł sobie miejsce. U mnie też zrobił sobie legowisko pod azalią. Teraz, jak u nas przebywa to ma wydzielone miejsce do kopania, rycia i spania w ciągu dnia w innej częci ogrodu. Potrafi ryć bardzo głębokie jamy.

Jutro będzie padać, z moich zaplanowanych prac polowych nic nie wyjdzie. Po pracy będę odpoczywać, należy mi się.

Poniedziałek już się kończy. To był bardzo pracowity dzień, dał mi wiele radości.

What kind of people are they …

Dzwonić do mamusi nie przestaję, mimo że wiem. że telefon jest wyłączony. Przykro mi, że mamusia czeka na mój tel. Zawsze przed telefonicznym rozstaniem, uprzedzałam …..jeśli nie będę dzwonić to nie znaczy, że Ciebie zostawiłam, mamusia pamiętaj, ja ciebie nigdy nie zostawię… mówiłam połykając łzy. Ten dzień nastąpił, aż trudno uwierzyć, że młodsza córka może tak życie uprzykrzyć swojej matce.

Za długo żyje.

Już porobiła plany remontu w mieszkaniu mamusi.

A stara tzn. Moja mamusia, nie chce z tego świata się zwinąć.

Jeszcze na początku marca zamawiałam dla mamusi online, maść na kolana. Państwo Sz. Nie byli zainteresowani ani kolanami ani maścią. Po podmarowaniu kolan mamusia czuła wielką ulgę.

Po 6 marca zostałam odłączona. Jedyna osoba z którą namusia mogła porozmawiać została zablokowana. Mamusia żyje, ale w takich warunkach jakie fudnduje jej własna najmłodsza córka, włącznie z praniem mózgu, demencja się znacznie pogłębi a to nie znaczy, że umrze na pstryknięcie palcami jak Panstwo Sz. sobie życzą.

Mamusia umrze, a z nią emerytura mamusi, którą zabierają od marca 2020 roku. Emetytura jest w wysokości 2800zł. Przez okres około 12 lat opłacałam mamusi gaz, którym ogrzewała swoje mieszkanie. Korytarz, kuchnia, łazienka i trzy pokoje. Po wielkiej telefonicznej sprzeczce wstrzymałam opłaty gazu. To była moja pomoc finansowa. To była pomoc dla mamusi ale nie dla Państwa Sz.

I tutaj jest pies pogrzebany. Moja pomoc się skończyła i Państwo Sz. z mamusi emerytury, od m-ca marca zmuszeni są opłacać rachunki za gaz. Zbuntowali się i wyłączyli mamusi telefon, za który mamusia co miesiąc, a z którego oni również niejednokrotnie korzystali. To jest kara za brak subordynacji z mojej strony.

Mówią… karma wraca. Kiedy i do kogo?

Moi rodzice nie zasłużyli na takie traktowanie.

Niczym nie zasłużyli.

Młodsza była rozpieszczona, ale my wszyscy ją ulgowo traktowaliśmy. Była nie tylko piękniutka ale i zdolniacha.

Starszej wszystko zawsze darowano. Wiedziała o tym i wykorzystywała. Nawet doszczętne rozwalenie tatusia samochodu jej się upieklo.

Ja byłam pomiędzy. Miałam swoje życie od najmłodszych lat. Żyłam jak to się mówi, po swojemu. Serce i logika mną kierowały i innego pomocnika do tego nie potrzebowałam.

Widziałam jak obie moje siostry wykorzystywały rodziców. Ale co mogłam na to poradzić. Moi rodzice kochali nas i oddali by wszystko aby córki były szczęśliwe. Tylko ja żadnej pomocy nie potrzebowałam. I nie potrzebuję. Nie stoję za plecami mamusi i nie żądam przepisania części milionowego domu na mnie. Bo za moją namową mamusia napisała testament na rzecz młodszej siostry. Byłam w Polsce w 2019 roku mogłam mamusie poprosić o zmianę testamentu. Tylko po co? Jestem szczęśliwa bez majątków, majątki nikogo nie uszczęśliwią jeśli w sercu ma się jad żmij.

Więc, Państwo Sz. otrzymają po śmierci mamusi te trzy pokoje z kuchnią, łazienką i korytarzem. Stracą emeryturę mamusi, a muszę zaznaczyć, że sami są już emerytami.

Na zdrowy rozum. Powinni taką opieką otoczyć starą matkę aby jak najdłużej żyła bo …. siostry emerytura nie jest w wysokości 2800zł.

Wiem, że mamusia czeka na mój tel. Ja dzwonię. Nie rezygnuję. Mam nadzieję.

Dziś….telefon był wyłączony.

Może jutro mi się uda.

Refleksja

Aktywna zawodowo, yardowo i rodzinnie, zapominam lub też z braku czasu, o napisaniu w moim osobistym pamiętniku kilku zdań o wydarzeniach z minionego dnia.

Często krytykuję MM, jego starzenie się. A przecież starzenie się to nie tylko uśmiechy, to brak pamięci, powolność, marudzenie, niechęć, ból i strach…itp. Niby pamiętałam, widziałam, przeżywałam z innymi osobami w rodzinie i po za nią, a jednak zapomniałam. A może od MM zaczęłam na jego starość, więcej wymagać. Możliwe, że chciałam zagłuszyć widok starzejącego się człowieka ze swoim widokiem w lustrze. Nie wiem, trudno mi to ocenić. Wiem, że zaczęłam się od MM oddalać, kiedy on wciąż trwał i trwa przy mnie. Nie chciałam i nie chcę widzieć jego drżącej prawej dłoni. Udaję, że nie widzę. A przecież coś się dzieje. Myślę, że nie idzie do lekarza bo nie chce usłyszeć diagnozy. To jego prawo, prawo wyboru, które na siłę chcę zmienić. Zwracałam uwagę na pierdoły..stawianie brudnych butów na stół nie widząc, że dla mnie chodzi 2 km z ciężarami w plecaku. Drapaniu widelcem po talerzu, nie widząc jego bąbli na stopach. Niby takie drobnostki a ja właśnie do tych drobnostek zaczęłam przywiązywać większą wagę, zamiast podtrzymywać jego na duchu, dawać więcej zainteresowania. Nie, nie krytykowałam MM za jego zachowania: butów, skrobania widelcem, smarkania podczas obiadu itp. wychodziłam na tę chwilę z kuchni. Nie krytykowałam ale zmieniałam się w zachowaniu do niego. Nie kłóciłam się tylko uciekałam na yard, a tam budowałam sobie skorupę. Można mieć skorupę ale trzeba zauważyć drugiego człowieka. Stałam się skorupiakiem, widzącym tylko swoje potrzeby. Wygodnie było i jest kiedy udaję że nie widzę lecz moje i MMa starzenie sie włazi przez każdą naszą komóreczkę do środka nas. Jestem aktywna, pełna wigoru ale czy ta aktywność jest taka sama jak u 30tki?

Wiem, że muszę „przemeblować” swoje postępowanie, nastawienie, myślenie. Większą uwagę skierować w kierunku swego męża, bo przecież chciałam zestarzeć się z nim, a teraz uciekam. Przecież byłam i jestem, wyrozumiała, cierpliwa, delikatna ale…. coraz mniej w stosunku do MM.

W tym miejscu chciałabym podziękować Tara53, której ostatnia notka na blogu zmusiła do refleksji. Dziękuję Ci. 🌷🌷

Ostatni dzień stycznia 2022 roku

To był dobry dzień. Poranek nie należał do przyjemnych ale biorąc pod uwagę cały dzień, to mogę powtórzyć. To byl dobry dzień.

Znów planuję na jutro. Zapowiadają ładną pogodę, to ja siup na „pole”. Pracuję w tym tygodniu w kratkę to trochę wolnych godzin będę miała. T

Trzeba posadzić będzie tulipany, narcyze i żonkile. Zagrabić lub liście ostatnie podmuchać.

Syn ma urlop. Ten urlop po chorbie nastroił go na zmianę pracy. Applikacje składa, interview intrnetowo już ma za sobą. Dziś pojechał na rozmowy osobiście. 10 lat minęło w jednej kompanii. W ameryce tak długo nie pracują w jednym miejscu. Powiedział, że musi zmienić wszystko. Jestem za. Jutro po urlopie do starej pracy, ma mieszane uczucia. Sercem już czuje, że to nie jego. Przez 10 lat oddawał serce i duszę, nie to że niedoceniali, ma po prostu dość. Ludzie wokół niego się zmieniali, a on trwał. On jest z tych trwałych związków, po grób. Cieszę się że zdecydował się na zmianę. Córcia też jest w szoku.

Dlatego, nigdy się nie zakładam.

Ciąg przykrych zdarzeń/ Dzień wiary

No bo dopiero dziś po południu uporałam się z wczorajszym emailem. Musiałam wiele rzeczy jeszcze dopracować.

Wysłałam, więc już nic nie tylko nie zmienię ale i nic nie zepsuję.

Zepsułam co innego.

Dosłownie przez pomyłkę, nieuwagę, wykasowałam swoją domenę

potoaby.blog

Teraz zostało jedynie potoaby.wordpress.com

Moja domena traci ważność któregoś lutego i chciałam przedłużyć korzystanie na następne lata, ale zafrasowana czym innym, kliknęłam i to nie jeden raz i …..wykasowałam. Nie ma niestety możliwości powrotu do domeny z pozycji bloga. Napisałam emaile o pomoc w 3 miejsca do worpressa. Oczywiście wszystko ma swój czas i w tym przypadku, rozumiem. Tak pomyślałam,  jeśli się nie uda to coś innego wymyślę.

Ogólnie to miałam spokojną niedzielkę ze spokojną muzyczką w tle. Ostatni przestawiłam się na relaksującą muzykę instrumentalną.

Bardzo pomaga sie wyciszyć.

Jest po czym. Wczoraj zepsuła sie pralka. No i oczywiście problem powstał. MM nie jest z tych złota rączka raczej dwie lewe rączki i ze szklanki wody zrobił ocean. Wczoraj jedynie poodsuwałam urządzenia ale nie zdecydowałam się sprawdzać, w czym jest problem. Dziś o poranku, zabrałam sie na serio do szukania powodu nie pobierania wody i jej nie odprowadzania. MM chciał być mądrzejszy od wszystkich, więc kazałam wyjść z pralni zamknąć buzię i drzwi. Oj, widział, że to już nie żarty, więc nieposieszony wyszedł. Odpręciłam przewód pobierający ciepłą wodę, zimną również. Przewody skierowałam do dużego wiadra i odkręciłam kraniki. Woda poleciała a więc rury nie były zamarznięte. Pozostała rura odpływu. Wyjęłam ją z podłączonej drugiej jury i wlałam w odpływ zewnętrzy gorącej wody, zabulgotało, więc wszystko ok. Filtr sprawdzony został wczoraj, był czysty.

Moja rola złotej rączki skończona. Włączyłam pralkę i usłyszałam ten sam odgłos. Pralka próbowała nabrać wodę i bez względu jaką ciepłą czy zimną, nie dawała rady, motor bardzo się męczył. Z tego wynika, że motory siadły i do wymiany. Ja tego już robić nie będę do tego trzeba fachowca.

MM jutro zadzwoni po fachowca i naprawę opłaci. Jak widac na coś się przyda ten mój MM.

Moje pranie od wczorajszego ranka leżało w pralce. Wyprane bo jeszcze działał pralka, zatrzymała sie na wirowaniu. właściwie wirowania nie było tylko na czytniku wyświetlało się wiruje. Było 10 minut od ostatniego szybkiego spojrzenia, wróciłam po pół godzinie , pozostało jeszcze 9 minut ale wszystko drętwo leżało zanurzone w wodzie.

Wykręciłam pranie ręcznie, część wyniosłam i powiesiłam na barjerkę na zewnątrz, lżejsze włożyłam do suszarki.

No momentu ułożenia swego ciała na łózku i przykrycia nustwem kołderek i elektrycznego koca, nic się ani złego ani dobrego nie wydarzyło.

Teraz gaszę swiatło.

 

_______

Syn napisał mi smsa:   TO JEST DZIEŃ WIARY

 

 

 

Niecodzienna codzienność

No bo w pracy, było jak zwykle. Więcej czasu było spędzonego na rozmowach o covidzie niż poświęconego czynnościom zawodowym. Covid jak covid zostanie z nami na zawsze. Aby nie zagłębiać się w temat, wyszłam wcześniej. Kto chce to widział lub udawał, że nie widzi. Mogę jeszcze troszkę poudawać. W końcu przeszłam covida.

Syn pojechał ponownie do lekarza rodzinnego. Plecy go bardzo bolały. Popukali, posłuchali i ma leżeć na tych bolących plecach, przypisali przeciwbólowe.

Drugi dzień piłują i tną drzewa u sąsiada. Na back yardzie nie zostawili ani jednego, od frontu jeszcze nie skończyli. Takiemu to dobrze, domek ma na płaskim terenie i z ulewą nie popłynie. Ziemia się nie osunie. Teraz na dach panele słoneczne może położyć. No niestety ale my tego zrobić nie możemy nad naszym dachem rozpościerają się gałęzie drzew aby ochłodzić dach i dom przed promieniami słonecznymi.

Niecodziennie spotyka się chorego na covid z testem negatywnym, godzina 8:15 pm właśnie wydrukowaliśmy. Mamy następny, kolejny test na covid, który jest negatywny a syn wstać z łóżka nie może.

Niecodziennie otrzymujesz informację, że znajoma leży na OIOM w Savannah. Szczętkowe informacje jakie jej mąż udzielił – miała wypadek. Wspaniała osoba, towarzyska i pomocna. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Moja codzienność, to nie posprzątane ozdoby choinkowe w domku i na zewnątz. Czekam na słoneczko. Przecież mój dom mogę tak zostawić, mniej pracy będzie przed świętami. Przecież Boże Narodzenie już całkiem nie daleko.

Jutro do pracy i jutro nie mam żadnych ulg. Ale ale…

Jutro urodziny mojej córci!!!!!! Zawsze uważałam, że matka dziecka jest ważniejsza przy narodzinach dziecka. No cóż obyczaje są obyczajami, mimo to życzę sobie aby córcia w dalszym ciągu zdobywała szczeble drabiny zawodowej, kupiła dom o jakim myśli bo marzenia są dalekie od myśli, była zdrowa i szczęśliwa. A sobie życzę radości i uśmiechu z obserwacji poczynań mojej córci. Jeśli córcia będzie szczęśliwa ja będę szczęśliwa również.

Maseczki na pyszczki i pójdziemy do naszej dzielnicowej restauracji. Syn zostanie w domu, jest pozytywny z negatywnym testem. A to dopiero…..

Jestem negatywna z pozytywnym spojrzeniem

Radość, radość i jeszcze raz radość. 😁😁😁😁😁Jutro do pracy!!!!! Hurraaaaa!!! Człowiek jednak jest przekorny. Siedzi w domu, chce do pracy. Pracuje, czeka na wolne😋 Tak czy siak, jestem zdrowa. Wszyscy już jesteśmy zdrowi, covid nas zostawił w spokoju, ale to co zepsuł to zepsuł. MM, córcia oraz Iw, negatywni.

Syn jeszcze wczoraj był negatywny, w sumie zrobił 4 testy bo czuł się tragicznie. Oczy zapadnięte i ciemna skóra pod nimi, głowa schowana w ramiona i sylwetka przygarbiona. Z kliniki testowej na covida mimo ze test negatywny dawali zwolnienie od pracy. W sobotę zadzwonił do rodzinnego i umówił się na dziś. Prowadzć nie mogł za bardzo osłabiony, zawiozłam go do lekarza. Nasza rodzinna osłuchała, opukała, orzekła covid. Leżeć i nigdzie nie wychodzić. Zwolnienie na 7 dni. Już mija 3 tydzień i dopiero złapał syn covida czy ten covid udawał negatywa. Czekamy na następny wynik testu. Ten przypadek pokazuje jak rzetelne są testy i nie ważne rapid czy PCR. Od 24 grudnia choruje i to nie przeziębienie, coś co zwalało z nóg, padał na podłogę. Nogi trzęsły się jak galareta. Światłowstręt. Gorączka 38,6 żeby za moment spaść do 35 bez brania lekarstw. Brak apetytu i biegunka. Bez budzenia nie otwieral oczu, spał. Do tego dodać poty i ból skóry na całym ciele, plus ból głowy. Żadnego kaszlu, bezdechu. Normalne? Nie! Ponowne czekanie na wynik testu PCR. Zalecenie lekarz rodzinnej – spać, jeść gorące, pić gorące, nie wychodzić na dwór.

Poczekamy i zobaczymy co dalej. Moj dzisiejszy wynik negatywny ale przez te wszystkie dni syna pielęgnowałam. Co teraz będzie ze mną?

Znowu covid? Mam nadzeję że nie. Jeśli będę czuła się dobrze to nie polecę robić testa, jedynie na pyszczek dwie maseczki. Postaram powstrzymywać przytulasy. Będę baczniej obserwować siebie. Nawet nie wiem, czy można zachorować na covida po raz drugi. Zobaczymy.

Wczoraj śniegu u nas troszkę napadało.

Pada śnieg

Skromniutki ten śnieżek. Na drogach sucho. Na dachach i poboczach leżał cały dzień. Śnieżkę ulepiłam. 😁 Tyle było mojej radości ze śniegu.

Telefoniczna rozmowa

Troszeczkę obawiałam się tej rozmowy. Właściwie nie rozmowy lecz głuchego, nie odebranego telefonu. Ileż to razy dzwoniłam i nikt nie odbierał a za którąś próbą, było pstryk i cisza. Wiem, wyłączali i nie było silnych.

W 2019 i na początku 2020 roku kiedy to wirus szalał, rozmawiałam z mamusią przez skypa. Później trzeba było wgrać nową wersję skypa ale nikt nie był zainteresowany aby mamusi pomóc. Bez nowej wersji też rozmawiałyśmy, ale już dzwonek skypa nie działał. Mamusia miała moją polską komórkę. Zostawiłam bo mamusi komórkę starsza zabrała mówiąc…a po co starej komórka, nigdzie i tak nie dzwoni… Więc zostawiłam swoją, i mogam zadzwonić do mamusi i powiedzieć…mamusia odbierz skypa…. Naciskała tam gdzie powinna, rozmawiałyśmy, ćwiczenia robiłyśmy. Pokazywałam mamusi kwadrat, koła, prostokąty i inne obrazki, pytałam … co to jest…, rozpoznawała kolory, uzupełniała mamusia zdania, bawiłyśmy się w szubienicę. Wspaniała zabawa i śmiechu było bardzo dużo. Do każdej rozmowy/lekcji musiałam sie przygotować. Siostra z mężem, pokazywała się na chwilę na ekranie skypa i wyśmienwała nas. Nie zwracałam uwagi, robiłam swoje. Aż tu nagle skype wyłączony, mamusi telefon wyłączony, moja kmórka również. Cisza. Dzwoniłam do mamy brata z prośbą o wykonanie telefonu do mamusi. W ten sposób dowiadywałam się o mamusi stanie zdrowia. Starsza pojechała na wakacje do Polski. Poprosiłam aby pomogła w kwestii Skypa. Niestety nie była ona zainteresowana pomocą starej matce. Podczas półrocznej przerwy w kontaltach z mamusią, wysyłałam smsy i emaile do młodszej i jej męża. Pisałam prośby o jakiekolwiek informacje o stanie zdrowia mamusi do siostrzenicy. Jak groch o ścianę. To były długie miesiące. Dzwoniłam każdej soboty lub niedzieli z nadzieją,że jednak…. Aż pewnego dnia usłyszam głos mamusi. Jakaż byłam szczęśliwa. Głos młodszej… przestań pieprzyć głupoty bo cie wyłączę!!!! Nie zrozumiałam , mówiła do mnie czy do mamusi. PO pół roku to była już inna mamusia. Zastraszona, cicha, i zrezygnowana. Demencja posunęła się do przodu. Nie mogła mówić o swoim zdrowiu, nie mogła mamusia mówić o niczym oprócz pogody. Nie pozwolono jej. Po kilku tygodniach mamusia chciała spytać…a Krysia gdzie są moje pieniądze….w tym momencie wpadła „żandarmeria” młodsza z mężem i wyzywali mamusię od kurew. Nie słyszeli mnie, rozłączyłam się. Jak mi było przykro i smutno, wyszłam na deck i popłakałam się z bezradności. Zabierali mamusi emeryturę, a ona chciała chociaż 100zł żeby jej zostawili…krysia chociaż 100zł…mówiła. Z emerytury 2600-2700 po waroloryzacji nawet nie wiem ile tam jest w tej chwili. W 2019 roku miała 2600 bez 5 zł.

Aby ukarać mnie i mamusię, „żandarmeria” odłączała kontakt telefoniczny na 2-3 tygodnie. W tym czasie robiono mojej mamie wodę z mózgu, dosłownie a nie w przenośni. Była i jest psychicznie maltretowana.

Postanowiłam dziś zadzwonić, niczego dobrego nie spodziewałam się. Telefon dzwonił bardzo długo i już chciałam zrezygnować. Aż tu słyszę w oddali głos „zandarmerii”. >>>masz jej powiedzieć, słyszysz.. syczenie w stonę mamusi. …masz trzymaj, jak trzymasz, ty nic nie umiesz, powiedziałam tak trzymaj!!!! Ile w tych słowach było nienawiści, złości, chamstwa to tylko ja słyszałam, wąż mniej syczy niż tych dwoje.

Na moje słowa…mamusia, mamusia jak się czujesz?… oj krysia, oj krysia…mamusia zaczęła płakać. Powstrzymywałam swoje łzy, pocieszałam, uspokajałam, mówiłam łagodnie połykając łzy i doprowadzając moje napięte nerwy i rozkołatane serce do stanu spokoju. Demencja posunęła się jeszcze bardziej. Mamusia „żandarmerii” nie rozpoznaje, to jest TA KOBIETA, TEN MĘŻCZYZNA. Zapomniała, że ma młodszą córkę, nie pamięta kto mieszka w NY, ONI TAM. bardzo długo mamusi słuchałam, opowiadała o księżycu. Cieszyła się, uśmiechała i opowiadała. Przypomniała swego brat i nazwała go po imieniu. Chciałaby uciec z tego domu ale powiedziała coś w tym rodzaju. Krysia jak będziesz dzwonić drugi raz to mnie już tu nie będzie, ja sie wyprowadzam.

– mamusia nie martw się ja ciebie znajdę – odpowiedziałam. Na te słowa z uśmiechem odpowiedziała TAK?…

Mogę podejrzewać, że „żandarmeria” zastrasza mamusie, że umieści ją w domu opieki. Analizowałam wiele opcji. Gdybym pojechała: nie zrezygnują z mamusi emerytury i nie dopuszczą mnie do niej nawet wzywając policję. Musiałabym założyć sprawę sądową abym mogła mamusie odwiedzać. Mamusia dla spokoju sama by zrezygnowała z tych odwiedzin, a ja nie mogę pozwolić na tortury psychiczne. Mamusia wprawdzie mówi o wyprowadzce lecz dom opieki pozbawi tych dwoje mamusi emerytury, więc to jest tylko zastraszanie aby siedziała cicho. Teoretycznie mogłabym założyć sprawę sądową, ale mamusia nie dożyje zakończenia. W tym roku będzie miała 93 lata. „Żandarmeria” nie podda się tak łatwo i nie szybko. Jakakolwiek przeprowadzka zabije mamusie. Wygrana i zabranie mamusi z jej domu byłoby morderstwem z premedytacją.

MAM ZWIĄZANE RĘCE.

CIERPIĘ WRAZ Z MAMUSIĄ.

CZASAMI ŚMIERĆ JEST WYBAWIENIEM.

W oparach covida

Żeby nie było tak wesoło to:

córcia pozytywna

córci partner pozytywny + woda w płucach

syn negatywny i na zwolnieniu lekarskim, kliniki czekają na pozytywny wynik i nie chcą szukać przyczyny złego stanu zdrowia a raczej choroby innej niż covid, taka polityka. Lepiej 5-ty z kolei test zrobić niż chociażby płuca prześwietlić.

MM negatywny

JA negatywna

Psy – nie badane

Za 5 dni następny test. Jeśli negatywny to uciekne z tego „szpitala”.

Szwagier mnie wkurzył, to teraz będzie płacic mamusi gaz z mamusi emerytury którą tak chowają. Prawie 10 lat płaciłam mamusi gaz, pomagałam finansowo. Teraz niech on płaci i wykasowałam apkę. Nikt mnie niczym nie będzie szantażować.

Chciałabym się mylić, ale już nie będę miała żadnego kontaktu z mamusią. W siostry i jej męża mniemaniu to kara, „że się postawiłam”. Trudno, szkoda mi mojej mamusi, bo raz w tygodniu mogła z kimś porozmawiać, teraz i tego nie będzie miała. Gdy w tygodniu dzwoniłam byłam rozłączana. Bóg może nie jest rychliwy, ale sprawiedliwy. Pisałam o tym, jak nie miałam kontaktu z mamusią przez 6 długich miesięcy. Nie wiem czym tym ludziom „podpadłam”. Teraz już nie usłyszę mamusi, chyba że na tamtym świecie.

Tak mi przykro. Mamusia czekała na moje telefony …. Krysia, tutaj nikt ze mną nie rozmawia, tylko ty o mnie pamiętasz….

Tłumaczyłam, że przecież gotują i przynoszą jedzenie.

…..tak przynoszą i postawią i mówią jak do psa ..jedz… i znikają…

Przecież nie powiem w stylu: czekają na twoją śmierć, nie wydziwiaj mamusia itp.

Mamusia, oni po obiedzie muszą pozmywać nie tylko naczynia ale i garnki, tu mi przerywa …. wiem a oni mają taki mały zlew i garnek się nie zmieści….no właśnie mamusia, A zmywanie to nie tylko garnek i talerz ….

Wymieniam stolnice, tarki itp.

Mamusia już spokojniejsza pyta o swoich rodziców. Na takiej konwersacji mija nam 1,5 godziny. To nie jest zmarnowany czas, to czas niesienia pomocy mojej mamusi. Nie wiem jakiego świętego prosić, aby oświecił mózgi mojej siostrze i szwagrowi, zeby nie zarabierali 1,5 godzinnej radości tygodniowo starej matce. Jak powyżej pisałam w ciągu tygodnia połączenie „jest zakazane”.

Jak można czekać na śmierć swojej matki?

Ktoś kiedyś napisał w komentarzu ….zasłużyła.

Ale czym można zasłużyć? Nie piła, nie biła, nie paliła, często chorowała. Gotowała kiedy siłę miała, w bali prała, kurczaki, idyki i kaczki hodowała. Była bardzo zaradna, za komuny jeździła do państw ościennych i towarem na rynku handlowała. To był jej finansowy wkład do domowego budżetu. Czym zasłużyła? Że milionów nie miała? A moje siostry mają miliony? Stare bźdźągwy mialy lepszy start i gdzie ich miliony? Co przekażą swoim wnukom oprócz swojej frustracji?

Mlodsza tatusia zamęczyła, a starsza drabinę zabrała jak był na strychu. Drabina była gwoździami przybita, z jaką siłą musiała szarpać aby ją oderwać. Tatuś spadł ze struchu.

Dwie żywe kostuchy, czekają na śmierć swojej matki, bo ojca już ukatrupiły.

Jest mi bardzo ciężko!

Piątkowy nocny covid

Telefon komórki mnie obudził. Na noc zciszam lub głośność całkowicie wyłączam. Tym razem był na minimalnej głośności ale się przebudziłam.

Wiadomość dostałam od syna, że bardzo źle się czuje. Zeszłam na dół. Oczy i całe ciało bardzo go bolało. Zmierzyłam temp. 38,6. Podałam paracetamol. Zrobiłam zimny okład na głowę. Temp. opadła opadła na 30 minut i ponownie podniosła się do 38,6. Mimo gorączki poczuł się lepiej i zasnął. Z oddychaniem nie miał, żadnych problemów. Po 45 minutach tepm. Spadła do 37.8. Uspokoiłam się. Syn zapowiedział, że będzie spać. Jak coś złego się będzie dziać, da znać.

Już za późno było na powrót do łóżka. Zrobiłam kawcie. Miałam nadzieję, że to pierwszi ostatni w tej chorobie skok temperatury i innych gorszych objawów nie będzie.

Syn nie zaszczepił się jeszcze. Na samym początku szczepień był zapisany w kolejkę ale miał przeziębienie. Później inne sprawy były ważniejsze i tak odwlekał, zwlekał, odkładał, nie był do końca przekonany. Przed nowym rokiem miał to zrobić ale zaczął odczuwać zawroty głowy i w punkcie szczepień, poradzili wizytę u rodzinnego. Zanim doszedł do rodzinnego od 1-go dnia świąt chorował i już do pracy nie poszedł. Pobrał dni personalne, urlop i tak kolebał się ze złym samopoczuciem. W ten poniedziałek byliśmy na teście (wspominałam) u niego ujemny u mnie didatni wyszedł. Tylko on od tylu dni wala się po łóżku i wynik ujemny. Zmusiłam go wczoraj aby zrobił ponowny test. Oj jaki był oporny. Ale sam zdecydował ostatecznie … pojdę już do pracy, muszę się rozruszać ale bez testu to iść nie mogę… Po raz kolejny wynik, ujemny. Tylko fachowe oko lekarki coś wykryło, dostał zwolnienie i na poniwny test w sobotę.

W nocy skok temperatury.

Natomiast córcia, dopiero przedwczoraj dostała pozwolenie kardiologa na zaszczepienie się. Oprócz wysokiego ciśnienia ma problemy kardiologiczne. Na razie operacja na otwartym sercu nie jest wskazana. Ale zaszczepić się już może i z tego powodu zrobiła test na covida. Jutro powinna mieć wynik PCR. Mam nadzieję, że będzie ujemny. Już minął rok jak się do nas wprowadziła. Rynek nieruchomości w obecnej chwili przeżywa zastój. Nikt nie sprzedaje, więc i do oglądania nic nie ma.

Ja czuję się wspaniale. MM pochrapuje to oznak lepszego samopoczucia. Partner córci również robił wczoraj PCR, podobnie jak mój syn z uwagi na charakter pracy sprawdza stan swojego zdrowia dość często. Pieski nie mają kontaktu z innymi pieskami, więc psiego covida mieć nie powinny.

Wróciłam do sypialni. Spania już nie będzie 4 am. Poczekam do 6am, sprawdze co u syna i wtedy możliwe, że usnę.


Kilkakrotnie schodziłam. Syn spał i oddech mial rownomierny. Dosłownie kilka minut przed 6am coś u syna stuknęło. Zbiegłam szybko. Nic się nie stało. Z szafki nocnej coś tam spadło z hukiem gdy po ciemku i na wyczucie poszukiwał butelki z wodą. Głos spokojny, oddech też, oczy i ciało już nie bolą. Poprosił abym się polożyła i odpoczęła bo u niego już wszystko, może nie dobrze ale lepiej niż było.

Jak na razie to ja spać nie pójdę bo MM ma wciąż wyścigi do łazienki. Po „maratonie” przysiadł się do mnie i razem tak dyżurujemy. Dałam jemu czarną (nie mylić z rasizmem) czekoladę z 70%kakao, możliwe że pomoże.


Za moment 7am. Moim zdaniem czas na odpoczynek. Spałam tej nocy tylko godzinkę. Jestem trochę zmęczona.


Wkurzyłam się. Ciężko zachować ostrożność jeśli nie czujesz się chorym. Nic mi nie dolega. Maskę nawet podwójną w domu nakładam, rękawiczki też bardzo często, ręce wysuszone od alkoholu a to wciąż mało. Siedze w samochodzie i czekam na kolejkę do testu covidowego. I co z tego, że w poniedziałek robiłam? A może był jakiś felerny, omyłkowy, z błędem? Jeden więcej nie zaszkodzi. Jak na prawdę mam tego covida to nie będę kombinować żadnego sprzątania, pieczenia, gotowania. Jeśli nie mam to zacznę się martwić, żeby go nie złapać. W tej chwili jestem pomiędzy. No muszę być pewna.

Mam covida-19!!!!

Mam energii za 10 facetów a może i więcej. A mogę ją użyć do textowania, gadania przez drzwi, telefon. Przewracania kartek w książce, ale pranie muszę zrobić.

Jestem zła, bo mój stan „chorobowy”jest bardzo mylący i złudny. Jestem zdrowo chora. Muszę trzymać odpowiedni dystans a nie leciec do rodziny bez maski czy bez, w objęcia. Przed wyjściem ze swojej sypialni, nakładać maskę. Z kuchni korzystać jedynie do przygotowania posiłku i won do siebie.

Zaraz będę istalować się jak nie za bardzo prowizorycznie, jeśli mam konsumować posiłki w swojej sypialni. Eeee nie będzie tak źle, nie jestem chora tylko to coś mam. Tak ma być do środy. W środę na testa.

Zabieram się za zorganizowanie mojego gniazda.

23 godziny do 2022roku

Trudno jest mi usnąć. Wczorajszej nocy błyskawice z piorunami a teraz sowa wrzeszczy. Może wrzeszczy z radości lub smutku, że jest głodna.

Kto to wie?

Myśli krążą po głowie i nie są to miłe myśli. Utwierdzam się w przekonaniu, że sytuacja w tym domu nie jest przyjemna.

Pewien starszy pan powiedział. – Krysztyna, żyj swoim życiem, masz pasje i hobby, zajmij się tym co lubisz. Zacznij żyć dla siebie.

No niby prawda, ale czy to nie jest ignorowanie drugiego człowieka?


Pomyślę o tym rano.


16 godzin do nowego roku. W domu cicho jak makiem zasiał. Pisek który zrzygał sie na pluszowy dywan, za pozwoleniem MM, jest znów na piętrze pod drzwiami mojej sypialni. On się nie odzywa, nawet zamknął drzwi do swojej sypialni. A to co teraz robi to jest manifestacja obrażonego dziecka. Kuźwa zamiast zapieprzać do sklepu po kwiaty, czekoladki lub amerykańskie pączki i prosić o wybaczenie to bawi się w dziecko. Bo mamusia – Krysia przyjdzie i po główce pogłaszcze.

Dość głaskania starego faceta, który nie chce być mężczyzną. Który bardziej kocha sowy na drzewie, niż ludzi.

Dobra, dość narzekania i użalania się. Nikt mnie nie pogłaszcze i nikt nie powie durne … wszystko będzie dobrze, tylko trzeba czasu.

Więc…. Krysia wszystko będzie dobrze, nie martw się, to jest twój dom i bierz się do roboty. Wyłaź z łóżka. Dziś jest Sylwester i będziesz się bawić.

Nie pozwóle zamienić swego domu w dom pogrzebowy!!!!

Starzenie się, czy musi być tak bolące dla innych…

Słyszę jak idzie po schodach. Ale dziś już skrzywdził mnie słowami, więc niczego dobrego nie oczekuję.

Co oznacza słowo KOCHAM.

Kiedy usłyszałam słowo kocham wypowiedziane przez moją bossową w kierunku do jej 5-letniego syna, zdębiałam. Nie miało żadnego znaczenia, nie przekładało się na czyny i zachowania. Oznaczało tylko słowo, wypowiedziane i ulotne. Wypowiadane kilkanaście razy dziennie skierowane do męża i dzieci. Dość długo zastanawiałam się jakie znaczenie ma słowo KOCHAM w amerykańskiej kulturze.

Dawno zrozumiałam, że żadnego znaczenia nie ma, to taki przerywnik jak eeeee, aaaa lub u młodzieży kur…a. Po prostu nic nie znaczy.

Nie idą za tym żadne dobre uczynki i szacunek dla kochanej osoby. Nic, po prostu NIC.

Dziś Wigilja Nowego Roku, moje serce przepełnione jest żalem, smutkiem i samotnością. Nie wiem jak długo jeszcze będę dźwigać ten krzyż. Zrobiłam co mogłam dla swego męża ale to wciąż jemu za mało. On jest nienasycony jak gąbka. Chciałby mieć mnie na własność i oddzielić mnie od moich dzieci. Takim chamskim postępowaniem oddziela mnie od siebie.

Moj MM zamienia się w potwora. Jego pasją i hobby jestem ja. Teraz wiem on zabiera moją energię i miłość do świata, wszystko co we mnie dobre zamienia w niechęć do życia. Mam wrażenie, że wypija ze mnie siły witalne.

Sorry, mówi. Czy to, to samo co kocham? Wiem, że tak, jutro będzie to samo.

Nigdy nie kłóciłam się z moimi dziećmi. Dziś wieczorem pokłóciłam się ze swoją córcią. Na prawdę o bzdety. Później w sms, napisał sorry, odpisałam że powinien być teraz dumny. Wszystko niszczy.

Matka jego nie chciała, pierwsza żona jego nie chciała, więc – moja odpowiedź – zastanów się bo jestem wyjątkowo cierpliwą i wyrozumiałą osobą ale i u mnie się też wszystko kończy. Na ile zrozumiał nie wiem.

Skończył 70-tkę i zaczął narzekać, marudzić i się nudzić. A ja wypiekam jemu chlebek turecki, przytulam na dzień dobry, całuję czółko, dbam o jego na ile mi pozwala. I nie mogę nic powiedzieć kiedy odpowiada na moje propozycje: poczytaj książkę – nudne, podmuchaj liście – nudne, przecież pracujesz -nudne, napraw drzwi – nudne, idź pobiegaj – nudne…..itd

Kurcze, jest mi bardzo przykro, że mi się po raz drugi nie udało. Pomogłam, pomogłam mu spłacić 250 000$ dla IRS za jago oszustwa podatkowe za Afrykę. A było to jeszcze przed naszym ślubem . Nie, nie były by moje te długi bo podpisaliśmy intercyzę. Pomogłam w stosunkach ojciec – córki. Stoję nad nim jak anioł stróż a on odpowiada mi jak diabeł. Włożyłam mnóstwo pracy na nic. Tylko ja o tym wiem jak wiele i ile razy wycierałam jego łzy. Moich nikt nie wycierał, mam długie rękawy, tylko już one tak mokre, że łzy z rękawów już kapią na ziemię. Nie są to łzy radości więc ich nie zbieram do żadnego pojemnika.

Jestem zmęczona.

Nawet nadchodzący Nowy Rok już nie cieszy.

Jak bardzo trzeba nienawidzić ludzi, żeby niszczyć co oni zbudowali.

Trzeci raz💉💉💉🔬

Dzisiejszego poranka zaszczepiliśmy się po raz trzeci.

 

Kiedy to było?

17 grudnia poszliśmy na party z okazji świąt,  jakie organizował MMa klub sportowy CrossFit. A że nie bardzo MM był chętny do uczestniczenia w tej imprezie to i nic nie szykowałam. W ostatniej chwili ubrałam się i powiedziałam aby nie marudził i się szykowal. Na pytanie co zawieziemy – na przeciw jest alkoholowy, zawieziemy pełne butelki. Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy.

Ludzi było sporo. MM wszystkich nie znał, ale poznał. Jest z tych osób, że skutecznie unika ludzi, twierdząc, że woli zwierzęta niż ludzi. W wielu przypadkach popieram. Żyjemy wśród ludzi i trydno uniknąć kontaktów nawet w dobie cowida-19. Praca, mimo że zdalna, do wykonania zadań służbowych niezbędzni są współpracownicy, chociażby na video komunikatorach. 

MM jeśli korzysta z GYM to we wczesnych godzinach porannych 4:30 pm. Poznałam kilka osób oraz kobietkę o nazwisku Papuga. Hahahahaha. Pradziadkowie polacy i tak nazwisko pozostało. Robiłam zdjęcia jedynie telefonem, aparatu jakoś mi się brać nie chciało. Miałam zdjęcia przesłać na emaila trenera ale…. 

18 grudnia, sobota. Czekała na mnie niezbyt miła niespodzianka. Jedna osoba uczestnicząca w party ma covid-19. Była zaszepiona dwukrotnie, po imprezie poczuła sie na tyle żle, że zrobiony test okazał sie dodatni. 

Kosternacja.

Zaszczepiona i miała jakieś objawy. Chora!!!

Sięgnęłam do telefonu i rozpoczęłam szukanie tej osoby. Bingo!!!!! Robiłam jej zdjęcie, wyszło ciekawie. Następne zdjęcie z nagrodą za osiągnięcie czegoś tam.  Robiąc pierwsze zdjęcie byłam 2-3 kroki od niej. Zdjęcie robione z profilu. Drugie już z większej odległości i nie byłam narażona na bezpośredni jej oddech. Muszę zaznaczyć, że wszyscy uczestnicy imprezy byli zaszczepieni co najmniej 2 razy  lecz  ….. nikt nie miał założonej maseczki. Moja też była na wysokości brody. 

I co teraz? Pytanie. MM jako ten herod to jego nic nie weźmie, a mnie to nic nie odpuści. Każde kichnięcie, sapnięcie i pierdnięcie stawiało moich domowników na baczność. Z drugiego końca domu słyszałam…..mamusia wszystko dobrze? jak się czujesz? nie przemęczaj!!! nie spoć się!!!! Kryszia OK???????

22 grudnia zapakowaliśmy swoje litery do samochodu i pojechaliśmy szukać punktu tesowego drive-thru inne tylko z appointmentem. Tylko, wszelkie umówinienia się były dopiero na po świętach. Zdecydowaliśmy na punkt który znajduje się obok nas, walking distance. Podjeżdzamy i …..kolejka, samochodów z 50. Zajęty prawy pas który prowadzi do skrętu w prawo. Ale żaden samochód nie odjeżdżał nie podjeżdżał. To była kolejka do punktu testowego na covid-19. Nie trzeba było mi się dziwić, święta tuż tuż, ludzie udający sie podróż potrzebowali testu. Mój negatywny wynik testu również miał zapewnic bezpieczństwo moim domownikom. Wróciliśmy z MM do domu z niczym. 

Odczekałam ponad godzinkę i tak bliżej lunch, postanowiłam się przejść i zorientować jaka sytuacja jest po kilku godzinach. Porozmawiałam z kilkoma kierowcami z pracownikiem punktu i postanowiłam wrócić po samochód. 

Ustawiłam się w kolejkę, a MM doszedł do mnie po 1 godzinie. Po około 3 godzinach otrzymaliśmy negatywne wyniki. Mogłam zacząć przygotowania do świąt. 

Po powrocie z pracy zakładałam fartuch i pracowałam w kuchni. Przygotowanych potraw nie będę wymieniać. Wszystko było podane na stół w tym samym momencie. 

W miłej i wesołej atmosferze zjedliśmy kolację i po 8pm przeszliśmy do salonu aby zrywać kolorowy papier z prezentów i prezencików. Obdarowywani  cieszyli się z prezentów a ja byłam najbardziej szczęśliwa z panującej atmosfery. 

Lodówka jeszcze zapełniona ale do sylwestra pozostaną resztki, które podejrzewam trafia do śmietnika. 

Czasami ramię pobolewa, podałam do szczepienia lewe ramię. Będzie dobrze i mam nadzieję, że nie będzie jak ostatnim razem. 

__________________________________________

Każdego roku składam życzenia siostrze i jej dzieciom mieszkającym w NY. Do 2018 roku zawsze dzwoniłam do Polski i składałam życzenia młodszej siostrze. 

W tym roku …. już jestem na tyle dorosła i doświadczona nie lekkiego życia, że darowałam sobie dzwonienie w miejsca gdzie mnie nie potrzebują. Byłam potrzebna do wykorzystywania a ja obecnie  się nie daję,  to poszłam w zapomnienie, odstawkę. Nie, nie cierpię i nie mam żalu z tego powodu.

Piszę aby nie zapomnieć, a zapamietać. Jestem z tych osób, co złe wypiera z głowy a pozostawia wszystkie dobre zdarzenia. 

 

Wszystkim czytającym    

 

 

Jak zbity pies…..

Jak dobrze wstać skoro świt 🎶🎶🎶🎶🎶🎶🎶 aha, aha. Wstałam po 8am. Wspaniale mi się spało. Termostatu MM nie dotykal i było komfortowo, nie zazimno nie za gorąco. Odpaliłam komputer i zeszłam na kawę. MM był już w kuchni. Na dzien dobry nie było przytulanka. Nie czułam potrzeby i nie chciałam, nie miałam ochoty. Po wczorajszym został mi ogromny smutek. Nie rozumiem, wciąż nie rozumiem, jeśli MM zbił mój ulubiony kubek nie robiłam z tego problemu. Noża nie połamałam, nie wyrzuciłam do smieci, był w szufladzie, on zrobił mi aferę.

Przez cały dzień używałam innych noży, jeśli już dzielić na moje i twoje, używałam noż które przywiozłam z Polski. Używałam też innej mojej stolnicy, nie tej mojej dużej której MM. śmiechu warte.

Staram się wszystko przesnalizować i uspokoić …. teraz te odziedziczone noże.

Rozmawiamy, oczywiście że tak. Tylko znów we mnie coś pękło, colzegoś ubyło. Potrzebuję, jak zawsze kilku dni (około tygodnia) aby siebie poskładać, skleić, przeżyć. Jestem z tych z WWO. Po prostu jakoś żyję z tym ale nie powiem, żeby było lekko. Masę lektury przeczytałam, masę lekarstw przyjęłam. Tego się nie leczy, można jedynie system nerwowy trochę uspokoić. Ostatecznie jest jak jest.

Na kompie nie musiałam siedzieć długo. Udało się zgrabnie i szybko wszystko załatwić, Wyszłam na zewnątrz, powiesiłam pierwszy sznur lampek. Wieczorkiem włączyłam, reakcja rodziny lecząca moje ranne serce. Wiem, że za wcześnie zostawiać włączone na noc. Jeszcze indyk ale po indyku będę miała gotowe oświetlenie świąteczne. Planuję 1 grudnia zrobić generalne bum. 😁

Jednak do szczęścia mało mi trzeba, dziś, jedynie kolorów.

Noc duchów

November 1st jest dniem pracującym. Nie ma zmiłuj sie nawet dla uczniów. Pierwszy raz przebudziłam się po 5 minutach snu. Organizm był gotowy do działania. Od 3 do 5 rano próbowałam zasnąć, bez powodzenia. Ostatecznie około 3 godziny miałam przespane.

Może obudzio mnie zimno? Szalony MM obniżył temperaturę. No kurcze ale nie nałoże na głowe koca elektrycznego, czapkę mogę ale to przesada robić w domu lodówkę kiedy na zewnątrz dzis 8C. I co z tego że na plusie, sam plus nie doda ciepła. A 8 to nie 22. Gdy przebudziłam się o 3 z zimną głową, podwyższyłam temp i mogłam sobie leżeć odkryta. W sypialni zrobiło się cieplutko.

A po pracy!!!

Do domu dotarłam w niesamowicie dobrym nastroju. Przewitałm pieski. Wytarmosiłam je i MM. Szczęśliwi moi domownicy to i ja szczęśliwa. Ale coś poszło nie tak. Nie umiem się kłócić, no nie umiem, a przeciwnik nie jest zainteresowany, dyskusją. Po usłyszeniu pierwszych kilka „słów” opuszczam pola bitwy. Nie jestem zainteresowana zrobienie komuś przykrości. A mogłabym mogłabym to zrobić. Wyszłam na spacer, wylałam mały staw łez.

Gdy wróciłam przypomniałam …że swemu Tatusiowi nie zapaliłam świecy. Postawiłam Tatusia zdjęcie, zapaliłam świecę, włączyłam Tatusia muzykę i z tęsnoty, żalu i niemożności niesienia pomocy mamusi rozryczałam się jak 1000 bobrów. Całe moje życie wierzyłam, że swoich rodziców ustrzegę przed złem, przed starością i śmiercią. Niestety, los za mnie zadecydował. Moi rodzice również wierzyli, że ja jedyna dam im oparcie. Nie dałam, mentalne tak ale fizycznego tego namacalnego od wyjazdu z Polski, nie dałam. Nie ustrzegłam ich przed moimi siostrami i jest mi z tym bardzo ciężko.

A ten mój wyskakuje mi, ze swoim nożem, bo kuźwa w komplecie nie ma noża kuchennego z ząbkami. Bo to jego matki. Jakiej matki? O jakiej matce on mi mówi. Która lała go gdzie popadnie, ojciec go nie chciał matka też. Żeby uciec przed „kochającą” matką, uciekł do wojska i zaraz na wojnę. Jaka to kobieta której mieszkanie socjalne po jej śmierci było jak pijacki chlew. Sprzątałam i widziałam. Nic nie dostał od matki oprócz razów i teraz matka? Zabrał po śmierci ten stojaczek z nożami w którym brakowało dwóch noży. I teraz to jest jego dziedzictwo? !!! Położyłam ten nóż do szuflady, ponieważ był tak umieszczony w stojaczku, że tylko się w pierwszej kolejności po jego sięgało.

Kupię sobie swoje noże. Tylko nie rozumiem dlaczego MM zaczyna dzielić rzeczy na moje i twoje. Starość?

Kiedyś taki nie był.

Może to wina wirusa? Za długo siedzi w domu, pracuje, nie ma kontaktów z ludźmi. Ekran komputera to praca i konferencje, nie ma luźnych rozmów, żartów. Ludzie stają się dzikusami, chamami.

W smutnym nastroju podreptałam do sypialni. MM już spał, podeszłam, pogłaskałam po policzku. Przebudził się, ze smutkiem spojrzal mi w oczy i ….. kocham moją krysie….

Za chwilę i ja usnęłam.

Obgadane problemy

Wczoraj dokończyłam sprzątanko. Jestem gotowa na Thanksgiving. Jak zwykle MM przygotuje indyka i inne specjały, ja upiekę ciasto marchewkowe i ciasteczka imbirowe. Nie trawię cynamonu i jego zapachu. W sklepach w tej chwili przy wejściach ustawione są miotły z zapachem cynamonu. Te sklepy omijam ogromnym kręgiem. Nic co zawiera cynamon nie jest jadalne dla mnie. Oczywiście przprawę cynamonu posiadam w kuchni lecz jej nikt nie używa.

Stół już jest nakryty, później przetrę talerze i sztućce alkoholem. Muszę jakoś sobie życie ułatwić.

Popołudnie spędziliśmy w Madeleine popijając cappucinno i słuchając francuskiej muzyki. Dawno dawno temu uczyłam się języka francuskiego. Opanowałam go na poziomie komunikatywnym, lepiej szło mi pisanie i czytanie. Nie używany został zapomniany. Pojedyńcze słowa pamiętam. Zdanie na poziomie mniej niż podstawym ułożę ale z wymową i zrozumieniem jest zerowo. Pewnie, że szkoda. To jest język który uwielbiałam.

Obgadaliśmy problemy jakie mnie nurtują, włącznie z dżemem na kuchennej podłodze. Poruszenie moich domowo-kuchennych problemów pomógł mi zaistniały dość przykry dla MM incydent. A więc, wykorzystałam sytuację.

Kawusia

Mam nadzieję, że z zauważalnym skutkiem w niedalekiej przyszłości.

Zajechaliśmy po drodze do kilku sklepów. Poszukuję lampki z dodatkiem srebrnego względnie świątecznego bożenarodzeniowego koloru. Podjadę w najbliższych dniach do komisu. Na pewno coś znajdę. W tym tygodniu rozpocznę ozdabianie na zewnątrz z tym, że światełka włączę dopiero po indyku.

I najważniejsze, oddaliśmy koc elektryczny z powrotem do sklepu. Ostatniej nocy na 1 levelu omal się nie usmażyłam. Gorąc mnie straszelna obudziła. Dziś otrzymałam z amazona koc elektryczny z innej firmy, wykupiłam też 4 letnią gwarancję. Kocyk mięciutki, puszysty i grzeje tak jak powinien. Jestem zadowolona z zakupu.

Kocyk

A to przecież najważniejsze.

Telefoniczne rozmowy

Wczorajszy dzień to właściwie przespałam. Na przemian, budziłam się i spałam, spałam i budziłam się. Czułam się bardzo zmęczona i wykończona. Noc przespałam bez żadnych niespodzianek.

O poranku. Pierwsze spojrzenie w lustro. Spuchnięta ale bez kolorowych siniaków. Po południu, mogłam się udać do lokalnej meksykańskiej restauracji celem uczestniczenia w urodzinach niemęża mojej córci.

Jutro niedziela to oczywiste, że mam wolne. Poniedziałek wolny. ożliwe, że i wtorek będę miała wolne. Zobaczymy jak będę się czuła i czy opuchnięcie zejdzie. Rany goją się i mam nadzieję, że wolny wtorek nie będzie mi potrzebny.

Dziś dzwoniłam do mamusi. Demencja przeplata się z rzeczywistością. Trudno momentami się porozumieć. Ale daję radę, nie jest łatwo kiedy rozmowa jest na podsłuchu. Lepiej tak niż, żebym zostawiła mamusię bez rozmów. Starsza wogóle nie dzwoni, młodsza nie zajmuje się takimi sprawami jak rozmowa z matką. Mojej mamusi została rozmowa tylko ze mną. Raz w tygodniu wprawdzie, lepsze to nic wogóle, tak jak to było przez 5 miesięcy. Odłączyli mamusię od ipada/skypa, wyłączyli telefon i tylko od mamusi brata otrzymywałam informacje o jej zdrowiu. Teraz mamy kontakt telefoniczny. Podobno chcą mnie finansowo ukarać. Nie szkodzi. Nie narzekam, mogę płacić za połączenia telefoniczne aby mamusia miała ze mną kontakt. Przykre to wszystko jest, bo nie tylko chodzi o połączenia. Tłumaczę mamusi wiele spraw np. dlaczego jej emeryturę zabierają, dlaczego jak ręce ją bolą i utrzymać łyżki nie może to talerz zabierają z niedokończoną zupą, dlaczego dają jedynie jedną buleczkę kiedy prosi o dwie. Między tym narzekaniem przeplata się dom w którym się wychowała i na młodszą i jej córkę mówi dwie blondyny tutaj mieszkają. Opowiada mi też, że blondyny obgadują mnie. Po jakimś czasie wraca do rzeczywistości aby za chwilę spytać gdzie jej rodzice teraz mieszkają. Tak mija mi godzina rozmowy, tłumaczenia i słuchania.

Dużo czytam o demencji i uczę się prowadzenia rozmów z takimi osobami. Nie jest łatwo, potrzebna jest anielska cierpliwość.

Przykro mi, że młodsza dając słuchawkę mamusi wydziera się i kurwami rzuca. Niestety mamusia nie odbierze już telefonu, mówi że słuchawka jest maleńka i nie widzi gdzie ma nacisnąć. Aparat telefoniczny który kupiłam 2 lata temu dostosowany był dla osób starszych, został wyrzucony.

Co za świat, co za ludzie?

Mamusia chce już umrzeć. Tylko to umieranie jej się przedłuża. Na urodziny 13 września miała kwiatki od młodszej, miała też awanturę z wyzwiskami. Młodsza wraz ze swoim mężem, zapomiała się, byłam po drugiej stronie telefonu, słyszałam. Awantura była o kromkę chleba, którą mamusia położyła na łóżku i przykryła kocem.

Czasami jest lepiej umierać z daleka od rodziny.

Aby się nie spełniła czarna wizja mego wyjazdu.

Dziś musiałam obudzić się o 5am aby dotrzeć do pracy na 6:30am. MM (podobno) zawsze był rannym ptaszkiem a, że potrafi tupać już o 3:30am to ja wiem. Czasami zdurnieć można od tupania i wyjmowania naczyń ze zmywarki. A więc zeszłam na parter do kuchni i od słowa do słowa, dowiedziałam się, że…..MMa starsza córka będzie nam towarzyszyć, to nie jest problem, ponieważ będzie naszym przewodnikiem. Tylko….ten pies. Bardzo lubię jej psa ale …. nie lubię zapachu psa, szczególnie po kąpieli w jeziorze czy rzece. Onon będzie nam towarzyszył podobno wszędzie. Nie wiem jaki samochód MM zarezerwował, ale na pewno nie autobus. Tam to było by sporo miejsca dla naszej trójki i psa.

Córka MM bardzo podekscytowana. Ja trochę mniej po otrzymanych informacjach. Chciałam nawet zrezygnować z brania dużego aparatu bo swoją wagę ma. MM zaoferował się, że on to wszystko będzie targać. Ok, jeśli tak to jestem ZA.

Tylko ten pies mi z głowy wyjść nie może. To nie jest jakiś mini piesek, jest dużych rozmiarów. Starsza rozpieściła go, wszystko jemu wolno. Bo to trzeba przytulić zwierze, pogłaskać, dobrze że całusy z języczkiem nie będą wymagane. No jestem złośliwa, i co z tego? Ja wiem co mnie czeka. Wolałabym już zostać w domu, co tam gwieździste niebo i inne atrakcje. W domu spokój, dwa pieski ale z kulturą. A ten zbój jak mnie zobaczy (no kocha mnie) to rzuci sie na mnie. Później mnie nie odstąpi, będzie łazić wszędzie za mną. A wiecie co? Mam nadzieję, że mnie zapomniał, przecież już chyba 3 lata minęły. A może ma demencję?

Wiem, wiem, przetrzymam, przeżyję, nie dam się, będę na uboczu. Uciekać nie ucieknę bo zabłądzę.

Dobrze, że mamy hotel a nie ze starszą w apartamenie, bo na to, to bym się nie pisała. Wolałabym sufit w sypialni oglądać a nie gwiazdy na niebie. A ciekawa jestem czy ten zbój będzie wyć do księżyca.

Mam nadzieję na udany wyjazd.

Ponarzekam…. eh życie

Mieliśmy bardzo biedne miesiące i dni. Nie tylko my, covid wszystkich przycisnął do muru. Nam się też dostało. Budżet domowy się skurczył. W prwnym momencie zarabiałam na nasze utrzymanie i rachunki, a MM intensywnie szukał pracy. Zgodnie z wykształceniem była jak najbardziej praca, pod warunkiem przeprowadzki do innego stany w przeciągu miesiąca. Istna komedia. Zostawić dom i przeprowadzać się …. do innego stanu, chyba pod namiot na trawnik miejski. Ostatecznie zatrudnił się do UPS na stawkę $15,50/h (pracownik fizyczny) minus tax i ubezpieczenia na rękę było +|- $12/h. Praca stojąca na taśmie, nic ciężkiego, nic lekkiego. Nie kamieniołomy i nie fabryka puchu. Narzekał, jęczał, marudził każdego dnia, uspokajałam, plecy, stopy, ręce masowałam. Pocieszałam mówiąc, że nie musi już męczyć się podnoszeniem swoich hantli, biegać z 20kg plecakiem po dzielnicy, że za ćwiczenia fizyczne dostaje teraz kasę.

Patrzyłam jak fajnie schodzi z wagi i cieszyłam się wraz z nim. Kurcze zawsze z nim i obok niego jestem.

Ostatecznie, facet zrobił się z niego!! Jak mi się podobał!!! No jestem wzrokowcem i nic na to nie poradzę.

No i bańka pękła. Rozpoczęły się tel od rekrutorów. Jeden przebijał drugiego. Na raz zrobiło się “tłocznie” na łączach. A że to tylko propozycje to kazałam MMowi w UPS pracować, bo już już….miał rzucić pracę, częściej i ostrzej narzeka, że UPS to nie jest jego. 15,50$/h brutto to nie jest cud ale żebrząc na ulicy można i tego nie nazbierać przez cały dzień, tłumaczyłam. Ofert było kilka, każda kusząca. Oczywiście fajnie jeśli jest z czego wybrać, ale jak dobrze wybrać? to już jest karkołomna gimnastyka. Po długich dyskusjach, analizach i namysłach, wybraliśmy. Wtedy też zrezygnował z UPS. To nie było tak, że zadzwonił i poinformował. Kierownictwo już wcześniej zostało poinformowane, że zatrudnił się do momentu znalezienia pracy zgodnej z zawodem i byli też infirmowani na jakim etapie są te poszukiwania.

Zaczęły się moje rozterki.

Lodówka otwierała się za często.

– a gdzie jest salami? Było całe opakowanie! – pytał zdziwiony stojąc przy otwartej lodówce

– Krysia!!!kto zjadł mój dżem!? – wołał

A na kolację pół kurczaka sobie robił w mimrofali. Jeszcze to wszystko zagryzał lodami. I tak od rana do nocy.

– co ty dziś jadłaś? czemu nic nie jesz? – nieustannie mnie pytał. – jem kiedy potrzebuję, nie będę jeść wraz z tobą, kiedy ostatnio swoją wagę sprawdzałeś? – pytam – wszystko pod kontrolą – słyszałam odpowiedź – ok

Widzę, jak MM się powiększa i powiększa i aby ukryć brzuch, nakłada większe, luźniejsze koszulki. Patrząc na jego rozmiary można wiarę stracić nie tylko humor.

Był rok kiedy byłam okrąglejsza. Jak nie być? przechodząc z jednej do drugiej restauracji. Słysząc – jedz bo zachorujesz, jedz bo smaczne, jedz bo potrzebujesz energii. Tylko po kiego licha potrzeba jest eneria przed samym spaniem? Zastosowałam dietę IDIOT – pierwsze 3 dni były bardzo ciężkie. Trwała prawie 2 miesiące. Ogólnie tę dietę stosowałam dwa razy. Obecnie moją dietą jest MT oraz PCOŻ. To znaczy: MniejszyTalerz oraz PatrzCoŻresz. Nie zjadam do ostatniego kawałeczka, nie zapycham się.

Trzeba chcieć a nie tylko o tym gadać!

MM przestał chodzić z plecakiem. Mimo, że każdego poranka o tym mówi. MM zaczął stosować dietę, wszystko i dużo i pełny brzuch.

Rozmowy żadnej z nim nie mogę przeprowadzić (na razie). Obrazi się i nie na żarty, a i tak to nic nie da. Kiedy lekarka powiedziała, że musi zrzucić wagę, nie chodził około 2 lat, do momentu aż go przycisnęło.

Poleci do NYC lub Chicago, wróci podwójny.

Jak na razie jest jak jest.

Dziwne jest jedno, komentuje grubasów.


Porozmawiałam z MM. Nie mogę na dzisiejszej randce być bez humoru.

Już nie marudzę😁

Dzień naszych urodzin🎂

2 sierpnia obchodziliśmy moje urodziny. Nie było żadnego gwizdania, okrzyków, ciche happy birthday i sto lat odśpiewane w naszej lokalnej meksykańskiej restsuracji. Sto lat odśpiewałam jedynie z moją córcią. Spędziliśmy bardzo miło czas w rodzinnym gronie. Jedynie syn nie uczestniczył w uroczystości, obowiązki służbowe – niestety.

A że mam wszystko, otrzymałam mnóstwo tulipanów od męża i córci. No i książki mojego ulubionego autora. od syna wiązankę kwiatów.

Tulipany od córki, musiałam podzielić na kilka flakonów, są jeszcze białe, żółte i fioletowe.
Żółte od MM. Nie przepadam za czerwonymi kwiatami i nie bawię się w odgadywanie znaczenia kolorów kwiatów.
Plik książek do przeczytania w prezencie od córci.
Wiązanka syna. Jak widać żółty kolor u mnie przeważa.

Jedną książkę już zaczęłam czytać. Nie jest ujęta w pliku powyżej. Otrzymałam dzień przed urodzinami.

Dziś natomiast były urodziny MM. Wybraliśmy się tylko we dwoje. Co za wspaniały wieczór spędziliśmy. A że MM również ma wszystko co potrzebuje. Dostał urodzinową kartkę i całusy.

Uwieńczeniem naszych urodzin będzie kolacja we dwoje w restauracji z dancingiem. Nie jesteśmy pewni co do dnia, piątek czy sobota. Na rezerwację miejsc mamy jeszcze ciutkę ale nie za wiele czasu. Nałożę nowo kupioną sukienkę na tę okazję. Oczywiście kolor paznokci muszę ponownie zmienić. Zrobię to jutro.

W takim razie do juta. 😁

Niedziela – groch z kapustą😂☹️

Z zaplanowanego spania w sobote do 10am, wyszło spanko do 9am. Można sobie planować, pani Życie skoryguje. Więcej planów nie mam, polecę z żywiołem. Podobnie wczoraj po pracy. Otworzyłam lodówkę. Truskawki kupione kilka dni temu, czekały na zużycie. Za duże opakowanie aby je zjeść wszystkie. Zostawiłam na chwilę truskawki ale wyjęłam zakwas z lodówki. Upiekłam chlebek. To była chwila😁😁 Pyszniutki.

Wyjęłam truskawki z lodówki już miałam pomysł. Pomysł na ciasto truskawkowe. Wyszło? Wyśmienite!!

Po sobotnim śniadanku już jestem. Oczywiście, że zjadłam kawałeczek ciasta truskawkowego😋.


Polecieliśmy z MM z żywiołem. Na początek sklepy. Kupiłam flakon na kwiatki.

Ciągle zmieniałam flakony w hollu, nie pasowały. Dziś kupiłam, postawiłam. Ceny nie obrywam, możliwe że odpodoba się. W następnym sklepue kupiłam letnią bluzkę, ceny już obcięłam. Zwracać nie będę, jest cudna. Zajechaliśmy na lunch a po nim, po odtatni zakup. Palemkę.

Dawno temu w Polsce miałam palmę. Liście palmy zginały się przy suficie i opadały w dół. W pokoju stały dwa fotele kontiki i sofa, mała komoda i ogromna palma. To tylko wspomnienia. Po palmie i meblach nawet cienia nie zostało.

Na deser mieliśmy ciasto truskawkowe, które zjedliśmy “pod palmą”. 😁


Niestety syn mojej starszej siostry jest pomiędzy haucynacjami a rzeczywistością. Rzeczywistości jest mniej. O wypisaniu do domu nawet mowy nie ma. Co dalej? Rokowania dobre ale stan pacjenta bez zmian. Podtrzymuję siostrę jak mogę ale uważam na słowa aby nic nie obróciło się przeciwko mnie.

Mam nadzieję, że wyjdzie z chrześniak wyjdzie z tego.

Ciąg dalszy …Trwoga…

Syn siostry odłączony od respiratora lecz ….. nie podjął oddychania samodzielnego

Co dalej? Żadnych prognoz…oczekiwanie.

Mam nadzieję, że organizm zawalczy.

_____

MM wraca dziś z pracy. W tym i przyszłym tygdniu pracuje na Long Island/NY. W domu będzie koło północy. Czy będę czekać, nie wiem. Jutro mam do pracy. Jeśli usnę to budzić mnie nie będzie.

Doczekałam się MM, przywitałam.

PIĄTEK

Próba odłączenia od respiratora się powiodła. Ma jeszcze zaniki pamięci jakieś majaki ale wraca do zdrowia. Rokowania bardzo dobre.

Cieszę się😁😁😁

Jak trwoga….

Wczoraj miałam, jak nigdy dotąd, popołudniową zmianę. Nie wiedziałam nawet, że tak można. Ale na pewno wiem, że nie lubię pracować po południu. Ale jak mus to mus. Przyszlam a raczej przyjechałam. Byłam o czasie i od razu zabrałam się do pracy. Czym wcześniej i szybciej zacznę tym szybciej i wcześniej skończę, przynajmniej tak myślałam.

W pewnym momencie. Na wyświetlaczu – siostra B. – myśl goni myśl, bo co może chcieć starsza siostra? Jaką wiadomość może mi przynieść i czym się podzielić? Podzielić? Krysia zejdź na ziemię!!!! Podzielić, czym? to ja się dzieliłam. To ja starszej dzieci pilnowałam, kiedy zostawiała dzieci na ulicy i wyjeżdała na następną wycieczkę. Zabierałam do siebie tuliłam i rozmawiałam do późnych godzin nocnych. Po wielu latach usłyszałam – oni Ciebie bardziej kochają niż mnie. Dla mnie absurd. To ja każdego niedzielnego poranka stałam pod jej balkonem i krzyczałam – B. wstawaj kawę już zrobiłam!!! Nie lubiła kiedy zwracałam się o pomoc do jej męża, a ja jedynie chciałam pożyczyć jakiś klucz żabka lub inny. Krysia tylko połóż na miejsce – mówił. Tylko tłumaczysz i tłumaczysz swoim dzieciom, już słuchać nie można – mówiła. Nie wiem czy cokolwiek i kiedykolwik lubiła. Zawsze była niezadowolona z wszystkiego. Krytykowała wszystkich i za wszystko – za chuda – za gruba, za mądra – za durna, nic nie umiesz – po co się uczysz, za słodkie – za kwaśnie, za stara – za młoda. Przyzwyczaiłam się do tego. Nie zwracalam uwagi kiedy nakładała bluzkę po swojej córce, w której na piersiach guziki trzaskały. Czerwona pomadka malowała jej zęby itd. Nie zwracałam uwagi bo uważała, że zazroszczę.

A ja do dziś nie wiem co to jest ZAZDROŚĆ.

Kiedy przyjechałam do ameryki, siostry dzieci były na programie studenckim. Dwa dni do wyjazdu, a zapłaty za pracę nie otrzymały ( to nie pierwszy i nie ostatni przypadek w ameryce). Dzięki mnie otrzymały pieniądze. Bo poruszyłam niebo i ziemię. Starszej siostry dzieci są dla mnie jak moje własne. Cieszę się z ich sukcesów i martwię z upadków. Nie lubię siostry durnego chwalenia się i przerabiania jej marzeń o “osiągniętych sukcesach” w rzeczywistość. Realia są jakie są, a marzenia niech pozostaną w sferze marzeń. Nie jestem marzycielką, nie umiem marzyć. Ale o zatańczeniu walca jak najbardziej.

Siostra na wyświetlaczu. Chwila niepewności. Chwila lekkiego strachu. Mamusia!!!!! Młodsza nie zadzwoni, nie wyśle smsa jeśli mamusia trafi do szpitala lub co gorsze, umrze. Po kiego licha ta zazdrość, że co? jest mi lepiej? Tylko na wszystko co miałam w kraju i tu za granicą, sama zapracowałam. Przed wyjazdem powiedziałam – dajcie mi pieniądze na spłatę domu dla mego exa to zostanę. Mogli się zrzucić. Oddałabym. To nie była wygórowana kwota. To była ostatnia rata do spłaty. Dwie największe raty już były spłacone . Cisza nastała!!! Zostawiłam dzieci na cztery długie lata samym sobie. Nie powiem młodsza siostra ze swoim mężem zabrała mego syna z komisariatu. Wrzucił z kolegami petardy do kościoła, o tak dla zabawy. Młodym w wieku 12 lat durnoty przychodzą do głowy, tym bardziej tym pozbawionych opieki rodzicielskiej. Siostrze i szwagrowi podobno było wstyd. A co przed moim odjazdem powiedziała, zapewniała – będziemy się opiekować. Powinno być im wstyd nie z powodu wybryku mego syna, tylko z brania kasy za opiekę.

Na odległość nie dopilnujesz, a moje dzieci mieszkały same. Starsza zamiast choć jeden raz zaprosić na obiad, to zapraszała córkę na oglądanie męskich penisów w internecie. No i okradała z czego mogła, nawet stolik wyniosła.

Wybaczyłam ale nie zapomniałam.

Która ukradła i … spaliła, wyrzuciła, zniszczyła moje najważniejsze dokumenty? do dziś nie wiem. Wybaczyłam ale to nie znaczy, że zapomniałam. Dokumentów tych nie odtworzyłam, odczułam wielkie straty finansowe. To nagroda, za moją pomoc fizyczną i finansową.

Tak jak zawsze w razie potrzeby, jestem pierwsza do pomocy, pomimo krzywd jakie mi wyrządziły. Przed wyjazdem do ameryki i po wyjeździe.

Mimo wszystkich krzywd jestem z nimi i jestem gotowa im pomagać, tym razem kiedy poproszą o pomoc, tym razem już nie czytam w ich myślach i ich myśli nie wyprzedzam. Chociaż nie raz, jestem gotowa serce na dłoni podarować. Wstrzymuję się.

Na wyświetlaczu, siostra B. – a ja nie skora byłam odebrać. Pytanie… co ona może chcieć jeszcze? Serce już im swoje oddałam, czego można jeszcze. Odebrałam, a tam lament, płacz i krzyk. Prośba o pomoc. Nareszcie przyznanie się do czegoś czego nie jest w stanie zrobić. Prośba o wykonanie tel. do NYC szpital i zapytanie o stan zdrowia jej syna. I takim sposobem dowiedziałam się, że mój chrześniak jest w szpitalu pod respiratorem i śpiączce. Moje kontakty z siostry synem były bardzo częste 2-3 razy w miesiącu. Jeszcze w czwartek do mnie dzwonił ale nie było połączenia, coś na liniach było, zadzwoniłam do niego z myślą że może ja się połączę ale niestety cisza. Ostatnia rozmowa była 11 lipca – oj pogadaliśmy bardzo długo. Zawsze prosił – ciociu tylko nie mów mamie, no jak zadzwoni, że ja dzwoniłem. Ale ta jego mama nie dzwoniła, bo przecież tak nienawidzi mego męża. A przecież mego męża nie zna. Nie zamieniła z nim słowa po angielsku. Po polsku MM nie rozmawia i nie rozummie.

W piątek syn siostry zemdlał podczas wsiadania do samochodu. Karetką odwieziony został do szpitala.

Nie ma ani poprawy ani pogorszenia.

Teraz moja starsza dzwoni do mnie, nie ukrywam, ja też do niej dzwonię bo tak naprawdę to ona mimo, że jest z rodziną swojej córki, jest sama. Nie potrafi nawiązywać kontatów. Krzykiem i rozkazami nic się nie osiąga. Rodzina to nie koszary. Wiem, że inaczej nie potrafi. Bardzo dużo z nią rozmawiam.

Jej córka, jak usłyszała, że przyjadę to szaleje z radości. Wiem, że otwarte serce dużo może zdziałać. Tylko nie każdy ma serce, a co dopiero otwarte.

Bardzo mi przkro z powodu mojego chrześniaka.

Mam nadzieję, że wyjdzie z tego i jeszcze go zobaczę.

Wakacje w domu

Wczoraj rano poszliśmy się przjeść. Przed wyściem byłam jeszcze świeżuteńka.

Przed marszem

To był marsz. Fajnie się szło po prostym terenie ale jak trzeba było iść pod górkę to już z sapankiem, niestety. Nie byłam już świeżuteńka. 🤣😅 Przemaszerowałam 3,7km w 42 minuty. Koleżanka powiedziała, że musiałam szybko iść. Tak nie uważam. Ale niech będzie, tym bardziej, że to był mile spędzony czas z MM. No i z MM umówiliśmy się na 7:15 am, że pójdziemy właśnie dzisiejszego poranka. Powtórzymy wczorajsze. Wczorajsze nie udało się powtórzyć.

Kto w wakacje wstaje przed 7am? Mówię o WAKACJCH, URLOPIE! Przebudziłam się o 8:49am, jeszcze powyciągałam się, powalałam na łóżku, spojrzałam w okienko za żaluzjami coś ram prześwitało. Oj, oj przespałam “randkę”, to nie pierwsza i nie ostatnia przespana.

W kuchni poprzytulałam MM na dzień dobry. Zadowolony, z buziaczków i zadowolony że przepałam. 😀😀😀😂. Kawusia na decku. Relaxik.

No nareszcie. MM udał się do office a ja zabrałam się za pieczenie chlebka. Gdy maszyna miesiła ciasto ja pomalowałam paznokcie u nóg.

Gdy maszyna miesiła ciasto na kajzerki, partiami robiłam paznokcie u rąk. Zrobiłam tytanowe. Zawsze jak sama zrobię to jestem niesamowicie zadowolona. Manikiurzystki chowają, wciskają skórki, które po dwóch dniach i tak wyłażą. Zmieniałam manikiurzystki jak rękawiczki jednorazowe, ostatecznie zaczęłam robić sama swoje paznokcie.

Kolorowe paznokietki.

Aby zmyć tytanowe w domowych warunkach, trzeba poświęcić trochę czasu. Nie zdrapuje, nie podważam i pilniczka nie używam. Na wacik nalewam acetonu i z paznokciem wkładam do klipsa na 15 minut. Po trzeciej zmianie wacika paznokieć jest czyściutki. Nie będę opisywać dokładnie procesu zmywania paznokci tytanowych.

Klipsy na paznokcie

MM pierwszy dzień w pracy/domu. Więc wieczorkiem wyszliśmy na deck z butlą czerwonego wina, celebrować pierwszy dzień pracy MM.

Czekam na jutrzejszy dzień domowych wakacji.

Zakup w rodzinie

Lubię nowości ale dobre, lubię jak coś się dzieje ale również dobrego. Wprawdzie nie moja córcia sfinalizowała zakup domu, ale starsza córka MM. Od kilku lat mieszkała w Utah. Miała dość samotności i zjeżdża do nas, do cywilizacji. Wprawdzie i tam nie są jaskiniowcy ale…obowiązują prawa mormonów. Niektóre z nich są bardzo restrekcyjne. Przystosowała się. Polubiła zimę, śnieg i mrozy. Pokochała góry.

Tylko… była samotna. Nie zdołała nawiązać bliższych relacji z współpracownikami, sąsiadami. Myśl o przeprowadzce zaczęła się tlić, aż kilka tygodni temu … wracam do domu. No i wraca do domu. A domem dla niej jest downtown i przyjaciele z którymi miała stały kontakt.

Właśnie sfinalizowała zakup apartamentu. Dziś zostaliśmy zaproszeni na obejrzenie pokoi.

Meble są ekoracją wnętrza
Mwble są dekoracją wnętrza
Meble są dekoracją wnętrza
Meble są dekoracją wnętrza

Dwie sypialnie i pokój biurowy. Dwie łazienki z kabinami prysznicowymi. Kuchnia, pralnia i salon. Czego więcej chcieć. Jest osobą samotną z psem i kotem. Apartament jest na parterze, więc dreptanie po stopniach schodów odpada. S jest szczęśliwa i ja podzielam jej szczęście w końcu będę miała dla kogo gotować. Uwielbia jeść i polską kuchnię.

Oj wiem, że z czasem będę zmęczona jej obecnością w moim domu ale…lepsze to niż moje siostry.

Teraz myślimy o prezencie. Padło na materac i kanapę. Taką duuuużą kanapę. Oczywiście S wybierze a my sfinasujemy.

Teraz mojej córci kolej, lecz dwie oferty nie przeszły. Niby domy do sprzedaży ale to jest ukryta licytacja, kto da więcej. Trudno przebić cenę. Można wygrać, jak najbardziej, ale jak można zaoferować kwotę przewyższającą wartość domu. Moja córcia wciąż szuka, a ja nie popędzam. To musi być dom do którego będzie z chęcią wracać. Nie chce żadnych condominium, townhouse, apartamentów. To ma być dom. A sąsiedzi trochę dalej lub bardziej dalej niż na 10 metrów, z backyardem i najważniejsze na górce tak jak mój. Powiem, że jest bardzo wygodnie. Spoglądam na wszystkich z góry i nie groźna mi żadna ulewa.

S wprowadza się dopiero na początku października. Do tego czasu mieszka i pracuje w Utah. Planujemy przed jej ostateczną przeprowadzką pojechać do Utah i zwiedzić przepiękne górskie rejony.

Cieszę się bardzo, że dziewczynie się powiodło.

Sobotnie info….

Miałam kiedyś udział w domu letniskowym. Piętrowy, z garażem i użytkowym podpiwniczeniem. Działka nie duża ale las w odległości pięciu kroków i rzeka 200 metrów. Sklep spożywczy też nie daleko. Piękne dziewicze okolice. Do dużego miasta 17km. Jagody były na wyciągnięcie ręki, grzyby….śpiew ptaków, szum drzew. Z balkonu na piętrze rozciągała się zielona niespończoność aż po horyzont. Piękne widoki i wspomnienia.

Po śmierci Tatusia…..właśnie wtedy dom letniskowy został podzielony. Nie interesowały mnie podziały. Dbałam jedynie aby mamusi mojej nie zostawili na ulicy. Młodsza ciągnęła dla siebie jak najwięcej a mamusia miała otrzymać tylko służebność do domu jaki z tatusiem wybudowała w mieście i coś tam z domu letniskowwego. Starsza ciągnęła w swoją stronę, bo to dla syna chce. A mamusia siedząca na kanapie, ze łzami w oczach …ja nic nie chce – mówi. Patrzyłam na starowinkę i nie mogłam uwierzyć. Rozgrywała się wojna pomiędzy szwagrem, młodszą siostrą i starszą. Nie uszanowali nawet żałoby. Przykro mi było, kiedy mamusia tak powiedziała. Wiedziałam, że teraz te kruki ją rozszarpią.

U notariusza (podstawionego) miała mamusia podpisywać dokumenty. Nie muszę czytać o notariuszach i chciwych ludziach, w różnych mediach. Miałam to naocznie. Nie pozwoliłam mamusi iść samej do notariusza i nie pozoliłam aby mamusia pojechała z młodszą swoją córką. Była szarpanina słów, nie ustąpiłam. Mamusia po kątach popłakiwała a ja walczyłam o możliwość pojechania z mamusią. Każdy dokument był dokładnie przeze mnie przeczytany. Kategorycznie zarządałam aby notariusz przetłumaczł każdą kwestię zapisaną w dokumentach z polskiego na polski, tak aby mamusia zrozumiała. Ja rozumiałam. Młodsza siedziała ze spuszczona głową. Notariuszka musiała to uczynić. Gdyby cokolwiek podpisała zostałaby na ulicy. Nie doszło do podpisania żadnych dokumentów. W tamtym czasie mamusia miała 80 lat. Żałoba doprowadziła mamusię do stanu całkowitej bezradności. Na tym chciały pożerować moje dwie siostry.

Na pogrzebie Tatusia nie byłam, wiedziałam, że mamusi będę potrzebna przy papierach i rozszarpywaniu majątku.

Mimo wszystko nie zdołałam przekonać mamusi co do wielkości procentowego podziału w majątku. W domu mieszkalnym dostała 5% (tyle mi wystarczy – powiedziała) domu letniskowym 50%.

W 2017 roku darowizną przekazałam młodszej siostre 25% udziału w domu letniskowym. Starszej nie uprzedzałam, moja własność i co chcę to robię.

Dlaczego to uczyniłam? Nie mieszkam w Polsce, nie miałam wpływu na działania pozostałych współwłaścicieli ale wszelkie podatki i opłaty musiałam ponosić. Zresztą dzieci prosiły abym się tego pozbyła…kto zechce temu oddaj…I tak też zrobiłam. Mam dom w Polsce i to mi wystarczy. Jeszcze nie podjęłam decyzji o sprzedaży ale już mam takie myśli. Mam osobę doglądającą, ale mieszkam tu gdzie mieszkam. Dom trzymam jedynie z sentymentu. Czasami myślę jak go sprzedam to i ja odejdę.

Opłaciłam notariusza i wszelkie koszty z tym związane sama poniosłam. W rozpędzie mamusia również darowianą przekazała swoje 50% udziału w domu letniskowym swojej najstarszej wnunczce.. Przy okazji też sporządziła testament na 5% udziału w domu mieszkalnym na moją młodszą siostrę.

Na drugi dzień młodsza pokłóciła się ze swoją córką. Nie dogadały się co do używalności domu letniskowego. A przecież nie minęło jeszcze 24h od otrzymania dorowizny.

Później nastąpiła walka, próba uderzenia mamusi, zamknięcia w psychiatryku i akt wypędzenia mamusi z domu. Interwencja policji. To co usłyszałam z ust starszej i młodszej mojej siostry lepiej żeby nie zostało wypowiedziane. Po tym odsunęłam się od sióstr. Bo to nie są ludzie – to nawet nie zwierzęta. Jedna wraz z mężem walczy aby już moja mamusia zdechła bo już chce się wprowadzić do zajmowanej części przez mamusię. Druga nie daruje, że zostały dokonane darowizny i sporządzono testament na rzecz młodszej. Starsza kipi nienawiścią, że nikt jej nie przepisał domu letniskowego, a przecież mieszka w NYC i ma się dobrze. A te 5% …..nie przepuści….

Dosłowne szambo.

Sobotnie popołunie i … dzwoni telefon a na wyświetlaczy Siostra B… , Zastanawiałam się, odebrać, czy nie.

Odebrałam… słyszę krzyk. Bo ona, żadnych pieniędzy płacić nikomu nie będzie, do sądów jeździć czy latać też nie, pełnomocnika to ona nie zamierza wynajmować.

Oczywiście, że wysłuchałam, swego zdania nie wypowiedziałam. Bo w sumie co to mnie obchodzi dom letniskowy.

Na działce drzewa się zwaliło na samochód sąsiada a ten chce właściciela podać do sądu.

Pomyślałam – a co ja mam z tym wspólnego? Nie mój cyrk i nie moje małpy.

Zapomniało całe towarzystwo, że jak masz nieruchomość to trzeba o nią dbać, nieruchomość o siebie sama nie zadba jedynie się zawali. Obecnie jeden na drugiego w tym towarzystwie zwala winę.

Wszystko złożyłam jak puzle i wiem dlaczego tak wrzeszczeli na mamusię w sobotę rano. Byłam na telef z mamusią. Że moja mamusia ma już początki demencji , to przecież nie jej wina. Że zapomniała, że jadła zupę to nie powód, że durna. Że ją bardzo bolą nogi bo od końca 2019 roku nikt nie zawiósł mamusi do lekarza a ma ostoporozę, to jak długo można prosić. Ale młodsza wywrzeszczała się na mamusię, że brudaska. Słyszałam jak mamusia stara się wytłumaczyć, że długo nie może stać a wyciera się mokrym ręczniczkiem.

Dawniej dzwoniłam na skype, niestety Ipad został wyłączony a towarzystwo nie jest zainteresowane zrobić upgrade. Dzwonię na telefon stacjonarny, który posiada kilka słuchawek. Zrozumiałe jak 2+2 że jest na ciągłym podsłuchu. Jeśli mamusia lub ja wypowiadamy słowo niezgodne z wyobrażeniami, szpicla – podsłuchiwacza w przeciągu sekundy stoją i wrzeszczą na mamusię. Nie mam możliwości obronienia mamusi bo jestem na słuchawce, której w momencie krzyku nikt do ucha swojego nie podnosi.

Cenzura i wszelki monitoring jest w ciągłym użyciu.

Rozłączyłam się, później tel był niedostępny.

Wiem, że mamusia im przeszkadza. Gdy byłam ostatnio w 2019 roku wszystkie badania mamusi wykonałam, zastrzyk na ostoporozę również otrzymała (działał 6 miesięcy). Byłyśmy kilkakrotnie u psychologa, który stwierdził wczesne otępienie starcze. Moje ćwiczenia z mamusią dotyczące kolorów, zakończenia zdania lub wyrazu wykreskowanego, spotkały się z wyśmiewaniem i mnie i mamusi od idiotek. Szukałam pomocy rówież, ale dochodząca pomoc prywatna okazała się oszustką. Pomoc polegała na odkurzeniu mieszkania, zrobieniu zakupu wędliny lub mięsa bo podstawowe artykuły spożywcze mamusia sama kupowała w osiedlowym sklepiku. A państwowa pomoc się nie należała (jeszcze w tamtym czasie chodzącej osobie) ponieważ, mieszka z rodziną, która to powinna, w razie potrzeby zabezpieczyć opiekę.

Ale nie przeszkadzało wzięcia 75% domu letniskowego i schowania testamentu jaki mamusia sporządziła. Biorąc testament (mam 2gi egzemptarz) – będę się mamusią opiekować i inne bla bla bla. Jak widać są rózne poglądy na udzielanie opieki.

Przyszedł covid i jeszcze bardziej zamieszał. Aby jeszcze bardziej zrobić tragicznie, siostra ze szwagrem obecnie siedzą w domach bo już emeryci, nie mając co z nudnym swoim życiem zrobić, znaleźli zabawę o nazwie ..dokuczanie starej…a najstarsza wnusia swoim rodzicom wtóruje.

Cierpię z tego powodu.

Nie mam możliwości pomocy.

Niespokojny dzień -włamanie

To miał być dzień jak każdy inny, pracujący. Praca – dom – praca. Oczywiście jakieś drobne wydarzenie jak: gwóźdź w oponie, wypadek z nożem przy krojeniu palca😁, kotek (cudzy) bawiący się z chickmunkiem, jakieś stwory wiszące na płocie itp. To miał być taki dzień, co wszystko się udaje, droga do łóżka usłana płatkami róż, wiaterek leciutko trąca baldachimem, powietrze leciutko pachnące skoszoną trawą i aromatem róż, ja zwiewna podążam nią w objęcia….Morfeusza.

Nic bardziej mylnego. Do godziny 12pm czas zleciał szybciuko. Syn przyjechał mnie odwiedzić bo był bardzo blisko. Corcia zadzwoniła chwile porozmawiałyśy. Usłyszałam szczękającą Zimę. Właczyłam Ringa aby sprawdzić na komórce co dzieje przed domem.

Widzę postać pochyloną do przodu, w naciągniętym kapturze na oczy i plecaku na plecach ( później z informacji policji/miała dwa plecaki) Skojarzyłam tę postać z bezdomnym. Postać nie weszła po schodach do frontowych drzwi, ominęła, chodź spojrzała na nie, szybko poszła do bramki od strony północnej. Chwilę poczekałam. Nie wracała. Córcia w tym czasie była ze mną na komórce.

Usłyszałam krzyk

– mamuś ona tu jest!!!!!!! Dzwoń na policję!!!!!!

Połączenie zostało przerwane.

Syn już próbował się dodzwonić. Próbował, bo lanczowa godzina. Próbowałam dodzwonić się i ja tym bardziej, że córcia nie odbierała i nie wiedziałam co dzieje się w domu. Dla mnie Tu, było wewnątrz. Moja wyobraźnia (a mam wyjątkową) zadziałała. Córcia walcząca, pokaleczona leży na podłodze, zabita, ranna……

Synowi się udało. Wysłano 3 jednostki policyjne i karetkę pogotowia.

W tym samym czasie.

Osobą okazała się dziewczyna. Przeskoczyła płot o wyskokości ponad 2 m. Szukała otwartych drzwi w ogrodzonnej część yardu. Znalazła. Weszła do mieszkania. Córcia była w innej części mieszkania. Kiedy piesek Amber odwróciała głowę córcia odwróciła się również. Za jej plecami w odległości metra, stała ta dziewczyna. Nic nie mówiła, a może mówiła lecz córcia nie spodziewała się jej wewnątrz. Córcia zaczęła korytarzem biec do drzwi frontowych, wybiegła na zewnątrz. Zaczęła krzyczeć ….tylko dziewczyna z domu nie chciała wyjść.

To działo się kiedy nie mogłam się wraz z synem dodzwonić się na policję. Włączała się maszyna, wciśnij jeden – wciśnij dwa…. jak potrzebni to ich nie ma, jak moja sąsiadka rozpaliła ognisko, próbując puścić z dymem pół dzielnicy – odebrali od razu lecz jechali niemrawo.

Na Ringu widzać córcię na zewnątrz krzyczącą, dziewczynę stojącą w progu mieszkania. Kobieta przebrała się szybko. Zmieniła obuwie, spodnie i bluzę i zaczęła uciekać przez frintiwe yardy które u nas nie są ogrodzone.

Dziewczynę policja schwytała 50 metrów dalej. Krzyczała tak przeraźliwie jak krzyczy zwierzak w sidła złapany. Sąsiedzi piwychodzili na zewnątrz, również krzyczeli. Po prostu strach. Została aresztowana. Z urzędu założono jej sprawę.

Córci zmierzono ciśnienie, zbadano serduszko. Podano uspkajający zastrzyk. Policja obejrzała cały dom i yard. Nie omieszkali zachwycić się moim skalniakowym yardem😁.

Wszystkie videa z Ring przesłaliśmy na policję

Mimo że dziewczyna miała dwa plecaki, nic nie ukradła.

Teraz jest czas nie ciekawy. Covid zrobił swoje. Ludzie utracili pracę, jeśli pracują to wynagrodzenia zostały okrojone. Czas wakacji, wiele rodzin nie stać na wyjazdy wakacyjne.

Ogólnie jest spokojnie. Nie licząc tych wyżej wymienionych i próby włamania się do sąsiada z naprzeciwka. Spłoszyłam jegomościa, nagrałam video które przesłałam sąsiadowi. Na ponad 10 lat dwa przypadki, to nie tak wiele, biorąc różnorodność kultur i kolorów. W mojej dzielnicy mieszka dwie rodziny afroamerykanów, dwie pochodzenia z Indii, z Polski ja, korzenie rosyjskie posiada mąż mojej dobrej sąsiadki, jedna rodzina wesołków z dawnej Jugosławii, pozostali – amerykanie. Biorąc pod uwagę, że moje miasto już przekroczyło 6ml mieszkańców w tym 51% białej rasy.

Nasze osiedle jest/było spokojne. Ulice okamerowane, nikt nie zapuszcza/ł się tutaj po łupy. Sąsiedzi spacerujący z pieskami lub bez, uprawiający jogging. Pisałam kiedyś o sąsiedzie urządzającym urodzinowe party. W tym roku również pośpiewali przy mikrofonie, cisza nastała o 10pm. Sąsiadka która zostawiała pieska przywiązanego na podwórzu bez nadzoru a sama znikała na 2 tyg. Pieska nie ma, był biedaczek stary.

Na jakiś czas trauma pozostanie z nami. Myślimy o zakupie 2 dodatkowych kamer oraz jeszcze jednego psa (pieski to my mamy). 🐩🐩

dumna mamusia

Dzień Matki w USA obchodzony jest w drugą niedzielę maja. Niedziela jest oczywiście dniem wolnym od pracy i dzieci (rodzina) może poświęcić więcej czasu na spotkanie z matką, bacią i ogólnie celebrować Dzień Matki. Dawniej wysyłałam życzenia koleżankom na Dzień Kobiet, Dzień Matki, babciami jeszcze nie były. Oczywiście cieszyły się i serdecznie dziękowały. Obecnie zaniechałam takich praktyk. Czekałam, że może któraś wpadnie na pomysł i chociaż zadzwoni na whatappa, bo zawsze jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności na komórkę jeszcze nikt nie zadzwonił, nie licząc adwokata, pana zaprzyjaźnionego opiekującego się domem, pana od urządzeń gazowych i pana ślusarza oraz mego wójka (brata mojej mamusi). Wujek dość często dzwoni. Panowie nie pożałowali 2zł. Mniejsza o to. Pewnie, że czasami byłam zawiedzina, już mi minęło.

Dzień Matki był bardzo miłym dniem. Córcia ugotowała obiad, syn robił ostatnie zakupy, a ja się piękniłam. Oczywiście się upiękniłam. Otrzymałam od swoich dzieciaczków mnóstwo przytulasków i kwiatów. 🌷🥀🌺🌸💐🌹 Obiad był wyśmienity, a może byłam tylko głodna?😂 Żartuję. Córcia umie gotować. Dzień Matki spędziliśmy tylko we trójkę. MM oraz niemąż mojej córci, byli nieobecni – obowiązki służbowe.

Od 9 do 13tego nic się nie dzialo. Deszczowe lenistwo. 🌧☔️⛈☔️⛈☔️ Nawet pieski nie miały chęci na wyjście – na siusiu. Kombinowałam: na backyard otwierałam drzwi pieskom kiedy padał mniejszy deszcz, ulewa – otwierałam drzwi garażowe, błyskało i padało – drzwi frontowe. Nie udało sie oszukać jedynie ze trzy razy. Wychylały głowy i chowały się wewnątrz domku. Wogóle się nie dziwiłam, bo i ja ostatnie kilogramy mąki wyciągałam z zakamarków i piekłam bułki słodkie, chleb i kajzerki. Jedno ciasto na chleb trafiło do śmietnika. Chciałam przyspieszyć proces rośnięcia ciasta. Dokładnie wiedziałam, że ciasto powinno rosnąć co najmniej 12 godzin, ale nie, ja się uparłam i po 4 godzinach wstawiłam do pieczenia.

Był niewypał, beton, gniot!

Szybciutko wyrobiłam ciasto na normalny chleb na suchych drożdżach. Następny dzień. Jabłka w ilości 4 sztuki ( pokrojone w kosteczkę)i sok z 2 mandarynek wrzuciłam na gotujący się syrop z brązowego cukru, oczywiście z dodatkiem wody i cukru waniliowego. Dżemik-marmolada, pyszności. Bułeczki słodziutkie z nadzieniem z własnej marmolady, pyszności. O kajzerkach można napisać poemat. Jeszcze cieplutkie, chrupiące, pożarłam całe 2 szt popijając mlekiem z lodówki( lodówki nie mylić z krową)😂

Takim to sposobem nastał MAJ 13.

Ten dzień jest szczególnym dniem. Moja córcia miała graduację MBA! Teraz rozgląda się za dalszym kształceniem. Oczywiście nauka w USA nie jest darmowa lecz w przypadku mojej córki, zakład pracy pokrywał 50% kosztów nauki. Ma nadzieję, że w dalszym ciągu zasponsorują. Chciałaby zrobić doktorat ale… na to trzeba mieć lata praktyki, bez tego nie ma możliwości dostania się. Chociaż na MBA udało się dostać bez praktyki z tym, że była honorowym studentem na uniwersytecie. Teraz również zakończyła studia celująco. Oczywiście, że jestem bezgranicznie dumna ze swojej córci. Myślę, że każdy byłby. Uroczystość odbyła się na stadionie z tym, że w reżimie sanitarnym.

Dwa lata temu… stadion był zapełniony w 75-80%. Nie były zajęte miejsca które nie umożliwiały widoczności podium. Przed podium na którym swoją obecność zaszycili profesorowie były postwione krzesełka na których siedzieli absolwenci uniwerystetu. Nie pamiętam ile było sekcji z krzesłami ale uroczystość trwała kilka godzin. Abolwenci sekcjami podchodzili do podium. Czekali na wywołanie po nazwisku. Wchodzili na podium – dziekan – uściski i wręczanie dyplomu. W momencie wchodzenia absolwenta na podium znajomi i rodzina po prostu ryczeli z radości. Były gwizd, krzyki i oklaski. Wykrzykiwane były imiona. To była niekończąca się radość. Oczywiście miała koniec, kiedy absolwent schodził z podium a na jego miejsce wchodziła inna osoba. Każdy miał czas i nikt się nie spieszył. Powiedziałam córci kiedy będzie na podium ….pomachaj do nas…Pomachała, mimo że byliśmy gdzieś tam w tłumie i nie mogła nas dojrzeć, ale ma fantastyczne zdjęcie.

Obecnie – część wstępna.

Na podium profesorowie. Przedmowa. Odśpiewanie hymnu. I na telebimie wyświetlanie nazwisk absolwentów. Nazwisko zmieniało się co kilka sekund, a więc zanimi rodzina, znajomi przestali wołać, krzyczeć i klaskać radośnie już na ekranie pojawiło się inne nazwisko. Czasami obok nazwiska było zdjęcie absolwenta lecz kto mógł to zauważyć. To była taśma produkcyjna! Szybko, żeby plan wykonać. Póżniej były fajerwerki i nie byłam bym sobą gdybym operatora kamery nie ściągnęła na swoją osobę, nie tyle wzrokiem jak machaniem. I mamy, mamy kawałeczek filmu z nami. Jestem ze swoimi dziećmi i partnerem córci. Jesteśmy w internecie!!!!!😂🤪 Może kiedyś moja córcia to obejrzy, może nigdy.

Tak jestem szczęśliwa!

Edukacja jest bardzo ważna. Mój TATUŚ zawsze powtarzał….wszystko mogą ci zabrać ale edukacji nigdy nikt ci nie zabierze…. Mój TATUŚ nie tylko był wykształconym człowiekiem ale też, bardzo uczciwym i pomocynym. Mimo swego wieku potrafił się dostosować do warunków panujących w naszym kraju. Całe życie powtarzałam swoim dzieciom ….edukacja jest bardzo ważna i jej nikt wam nigdy nie zabierze…..