Spokojne i miłe rozpoczęcie nowego życia

Nie trudno było odnaleźć dom w którym cieszą się z narodzin dzidziusia.

Ustawiony transparent z oddali był widoczny. Takie powitanie mi się bardzo podoba. Nie było tradycyjnie balonów przypiętych do skrzynki pocztowej, ale ten napis był wystarczający.

W progu powitał nas gospodarz domu, oczywiście od ucha do ucha uśmiechnięty, a oczy promieniały szczęściem. Dziadek ( ojciec Michaela) kangurował maleństwo. Podeszłam nie za blisko aby na niemowlaczka nie chuchać i nie za daleko, bo przecież ciekawości zabić w sobie nie mogłam. Piękny niemowlaczek i podobny do tatusia.

Poprzytulałam Michaela. Gdyby był pawiem, rozpostarł by swoje pięknie lśniące pióra i dumnie przechodził się serwując popołudniową kawę.

Naszą biesiadę przerwał dzwonek do drzwi. To był sąsiad z prezentami od siebie i sąsiada obok jego domu. Jak dowiedziałyśmy się, wczoraj również inni sąsiedzi odwiedzali ich, wręczając prezenty. Miłe zdarzenie.

Dzidziuś spokojniutko spał, a ja jeszcze uściskałam Kelly, żonę Michaela. Nad wyraz delikatna i skronma osóbka. Michael tak cieszył się z przyjścia na świat drugiego syna, że nawet nie powiedzial nam wcześniej, że żona miała cesarkę. Właściwie ta wiadomość nic nie zmienia, ale dobrze wiedzieć, że jest nas więcej. Dzidziuś urodził się zdrowy, jest zdrowy i to się liczy.

Życząc młodym rodzicom dużo zdrowia i radosnych chwil w gronie rodziny, bo jest ich teraz więcej niż dwoje, pożegnałyśmy z koleżanką gospodarzy i za razem rodziców maleństwa.

Początkowo miałyśmy jeszcze zatrzymać się gdzieś na coś słodkiego, ale na prawdę miałyśmy wystarczająco miłych wrażeń.

Aby chłopczyk żył w zdrowiu i szczęściu, a jak przyjdzie okres buntu młodzieńczego, żeby dał tatusiowi do wiwatu, aby nie zapomniał, że jest tatusiem.😆

Rodzice…

Tatuś zmarł w 2009 roku.

Tak, powiesz dawno.

Zależy jakie więzi miałaś/eś Ojciec – Ty oraz Ty i Ojciec.

I co z tego, że dawno, to znaczy że nie tęknię, nie myślę?

Tęsknię, myślę, wspominam i rozmawiam, nie tylko w myślach.

Mamusia żyje, nie miałam i nie mam żadnych informacji, również rozmawiam w myślacj i na głos.

W dzieciństwie i jako nastolatka przysparzałam im kłopotów. Ale nigdy nie pozwoliłam powiedzieć komuś na moich rodziców starzy, zgredy czy wapniaki. Sama też nie używałam tych określeń do swoich ani kolegów-koleżanek rodziców. Mogłam być zła na rodziców i trzaskać drzwiami, nie odzywać się przez kilka dni i odmawiać posiłków, a Oni czekali, cierpliwie czekali. Dawali mi czas i przestrzeń.

W dorosłym moim życiu, nie obciążałam ich moimi problemami. Dzieliłam się radościami.

I dziś, kiedy chciałabym się podzielić radością, staję przed Tatusia i Mamusi zdjęciem, dotykam lekko moich rodziców mówiąc…. zobaczcie, zobaczcie, wszystko mi się układa.

Łzy napływają do oczu, bo nie mogę do Nich już zadzwonić i usłyszeć Ich głos.

„W najszczęśliwszych wspomnieniach z dzieciństwa nasi rodzice też byli szczęśliwi”. – Robert Brault

Piąta doba

Nie powiem, że lekko żyć z tym gipsem. Jest bardzo niewygodnie. Oczywiście, że daję radę. Nie mam wyjścia.

Wczoraj, a właściwie do dziś 1:30am pracowałam na komp. Kciuk lewj ręki potrzebny mi jest na klawiaturę. Toż nie odetnę i nie położę, zdrowy i gotowy do pracy, takiego potrzebuję. A on zablokowany. Lekarz powiedział…będziesz mogła kilkoma palcami stukać w klawiaturę…. To dzięki wielkie i za te 4 które nie mieszczą się na klawiaturze bo gips ogranicza ruchy.

Dziś boli tylko miejsce przecięcia i zszycia, to już progress. Nie mam bólu całej ręki.

8:37am

Będę jeszcze drzemać.

MM wrócił od rodzinnej lekarki, która zablokowała mu lekarstwa na receptę bo nie chciał stawiać się na badania okresowe. Rad niewola, pojechał niezadowolony … bo jak ona mogła…

Mogła, mogła, jeśli pacjenta nie widziała przez 2 lata. Wysyłane powiadomienia i telefony nie dawały rezultatu. To co miała robić? Zablokowała lekarstwa i starego dzidziusia zmusiła do wizyty lekarskiej. Biedny mój stary/ dzidziuś, niezadowolony, bo krew pobrali i w korkach w drodze powrotnej stać musiał.

O jeju, w końcu go ktoś zdyscyplinował.

A korki jak korki, trudno ich nie mieć jeśli żyje tutaj 7 mln ludziska. Każdy ma samochód od 15 roku życia do ukończenia 91 lat.


Nie chce mi się dziś przebierać. Chyba tak zostane w pidżamie na cały dzień. W końcu cierpiąca jestem. 😁


Cierpiąca, ale przebrałam się bo sama sobie w lustrze nie spodobałam się, nie jestem już taka bardzo chora, jeśli jutro wybieram się do pracy.

A żeby nabrać formy skrzyknęłam MMa że potrzebuję pomocy, będę układać podłogę. Był bardzo ostrożny z podjęciem decyzji. Masę pytań mi zadał. Ostatatecznie … możemy spróbować… powiedział.

Wskazałam miejsce gdzie ma usiąść i czekać, aż go zawołam. Ułożyłam 3 rzędy. MM przycinal i chodził po listwach. Potrzebna była mi jego waga. Nareszcie się przydała. Został ostatni najgorszy rząd, bo trzeba przycinać wzdłuż. Ale to jutro zrobimy po pracy.

Oprócz układania podłogi skręciliśmy fotel do biurka. Ja byłam tylko obserwatorem. MM sam świetnie sobie poradził.

A oto fotel i prawie zakońcona podłoga.

A ręka?

Ma się super!!!!😀😀😀😀😀😀

Niesamowity dzień

Na zewnątrz jak nie leje to ukropnie. Przed i za domem wszystko zarasta zielskiem. Pogoda deszczowa sprzyja ale nie kwiatkom. Kwiatki się topią lub gotują, zielsko jest w swoim żywiole.

Jedno jest dobre, że pogoda nie współpracuje ze mną, ale pogoda ducha to nie tylko współpracuje, pracuje na moją korzyść. I idąc w tym kierunku, pomysłów mam dużo.

Po przedstawieniu mego pomysłu MMowi, o dziwo! Jest ZA.

Pomysł polega na zerwaniu wykładziny w moim i jego office oraz na hollu i położenia drewnianych paneli. Dwie sypialnie zostaną jak jest, z wykładziną. Może kiedyś wymienię ją, ale nie wiem jak to się robi. Kto ułoży drewniane panele? NO JA!!! Nie wiem co z drugą łazienką na środku korytarza i dużą master. Nie wiem co będzie ze schodami, jak położę panele. Te mniej używane chyba nie będę ruszać, ale te szerokie prawie na wprost drzwi wejściowych, trzeba będzie zrobić. Mam pomysł, ale pomysł to nie realizacja. No nie wiem, czy będę potrafiła.

Jak na razie milczę o swoich obawach.

Możliwe, że w sobotkę pojedziemy do sklepu się rozejrzeć, a tym czasem…. mam trochę tych sufitów i ścian do pomalowania. Przed malowaniem ścian musze teraz oberwać listwy przypodłogowe.

MM miał robioną dziś biopsję. Wszystko jest dobrze, ale biedaczek źle się czuję. Wycinali dwa razy mięsko z czoła?

No jestem niepoprawna i spytałam

– ale mózgu nie ruszali?

– mam nadzieję, że nie – odpowiedział.

Pośmieliśmy się i moje chore biedactwo poczłapało do łóżeczka. Po odpoczynku musiał usiąść przed monitorami i odbyć konferencję.

Ugotowałam smaczniutki obiadzik i nakarmiłam.

Cieszę się, że wszystko dobrze.

Dobre wieści tylko dodają mi energii do dalszego działaniałania.

Córcia przywiozła leczo które ugotowała, ale zjadła mój obiadzik. Jej leczo będziemy jeść jutro. Niesamowicie pachniało.

Moje cierpiące MM już usnęło. Ogólnie w szpitalu spędził prawie 4h. A miało byc w 10 minutek. Poprzednim razem tak było, kiedy pobierali wycinek z pleców. Może za delikatnie powiedziałam, bo miał 6 szwów na plecach. Ładnie się zagoiło.

Moja ręka czeka. W następną środę mam umówioną przedoperacyjną wizytę. A że to cały tydzień, to jeszcze poszaleję z remontem. 🪜🪛⛏️🪚🔨🔩⚒️🪜🪜⚙️

Pozdrawiam, życząc spokojnej ŚRODY🌷🌹🌷🌹

samo życie….

Brakuje mi czasu. Godziny uciekają a ja jakbym stała w miejscu z malowaniem łazienki. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie problem: na jednej ścianie podczas szpachlowania nieznacznych ubytków, farba zamieniała się w gęstą papkę, budyń, coś co trudno opisać. Taśmy malarskiej też nie mogę przykleić, podczas jej zdejmowania farba schodzi wraz z nią. Tylko z jedną ścianą nam problem.

Do piątku ma być skończone bo przywożą dywan z pralni. Dywan jest dość duży i bardzo cięzki. Do wniesienia potrzebnych jest 2 rosłych facetów. Nie ma nawet mowy abym z MM przesunęła, a co dopiero podniosła. Próbowałam przesunąć, próbowałam choć z jednej strony już zwinięty, troszkę podnieść. Niestety, nie na moje kobiece siły. Dywan ma być położony dokładnie jak ma być, a ja do piątku mam zniknąć ze swoim malowaniem i brudzeniem. To jest mój plan odnośnie prac malarskich. Wiadomo, plany planami, a życie życiem.

Żebym się nie nudziła, od minionego czwartku walczę z mrówkami cukrówkami. Dosłownie, nalot mrówek był w czwartek. To co się działo to nie sposób opisać. Wszędzie były nawet w rękawicy do wyciągania z piekarnika gorących blach. Nie żałowałam chemii, lałam litrami. Polecany ocet i proszek do pieczenia to mogę sama wypić i ciasto na proszku do pieczenia upiec. Najdziwniejsze… mam 2 kg cukru w szafce, zaczęłam się zastanawiać czy to na pewno jest cukier, nie ruszają tej chemii, podobnie cukru pudru. Kupiliśmy wczoraj babeczki drożdżowe z kremem, leżą na widoku, pachną cukrem i kremem. Nie ruszają. Więc zastanawiam się w czym rzecz? Teraz myją się w zmywarce, musiałam włączyć, właściwie pustą bo były tam tylko dwa widelce i mróweczek czarnuszek bardzooo dużo. Filtr jest czyściutki sprawdzam bardzo często, do zmywarki wkładamy naczynia i sztućce zawsze spłukane ( MM nie zawsze). Wiem, że lubią MM kawę. Dosłownie szaleją przy ekspresie do kawy. MM nie używa słodzików, ani też żadnych kremików do kawy, tylko i wyłącznie czarna gorzka. W czym rzecz? Mrówki kawoszki? Jest ich już mniej ale gniazda ich nie znalazłam, nie ma w domu, bo gdzie? nie ma na zewnątrz. Rozkopywać mego pola nie będę. Firmy kasują kasę i to wszystko, nie w ich interesie wybić mrówki. Przeczytałam, że posypać ścieżki mrówek sodą oczyszczoną. Moje mrówki są niezorganizowane, całkowita samowola. Więc co i gdzie mam posypywać?

Następny problem ciągnie się od wtorku. Mój piesek miał operację wycięto jej 3 guzy. Niedopilnowana, nie moja wina byłam w pracy, rozgryzła trzy szwy i żywe mięso zobaczyłam. MM zdjął plastikowy kołnierz pieskowi, bo nie wygodnie, spać, leżeć, chrapać itp. Trafiła ponownie na stół operacyjny i wróciła z nowymi szwami i nowymi “sąsiadami”. Eh. ……Zwróciłam uwagę, na pieska dziwne zachowanie.

Raptowne zrywanie się i zmienianie miejsca. Zrobiła się nerwowa, przestraszona, rozkojarzona. Zaczęła się drapać. A że miała wcześniej alergię, MM stwierdził, że to alergia. Nie chciał słuchać, o ponowym odwiedzeniu weterynarza. Alergia, alergią ale … nagłe zrywanie się i uciekanie? Ucieka od czegoś. Od bólu? Tak sobie myślałam, analizowałam. Sprawdziłam jej nóżki, brzuszek, było wszystko w porządku. Aż któregoś dnia byłam zła na MM, że nie dopilnował ( znów byłam w pracy) jeszcze trochę, to nogę i bioderko odgryzłaby doszczętnie. Rozumiem, że pracuje zdalnie, ale do kuchni chodzi? Chodzi. Do toalety chodzi? Chodzi. Na fotelu robi sobie przerwę od pracy? Robi. Gra w gierki na telefonie czekając na konferencję? Gra. To do jasnej anielki nie można zerknąć na psa który rzekomo ma alergię? Nie, nie można. Złapałam pieska w pół, z bolącymi rękoma wsadziłam do wanny i zaczęłam szorować. Ludzie moi mili, pchły skakały po moich rękach, uciekały nawet do wanny z wodą. Jak każde żyjątko, ratowało się przed zagładą, potopem i chemią. Wyszorowałam Zimę, następna była Amber. Wszystkie poduchy do prania. Kilka dni spokoju. Wczoraj ponowna akcja!!! Akcja mycia piesków. Od kilku dni proszę jak człowieka, żeby załatwił tabletki pieskom. Ręce opadają, recepta będzie jutro albo pojutrze. Pytam kiedy to się skończy.

Przebudziłam się z bolącymi rękoma. Nie mogę pewnych ruchów wykonywać, koniec i kropka. Przy myciu piesków, myciu kuchni na połysk aby mrówki miały wygodę, naruszyłam ponownie moje ścięgna. Do kuchni weszłam zła jak osa, nie chciałam rozmawiać a śniadanie jakie mi MM zrobił zignorowałam. Kluczyki w rękę i tyle mnie widział.

Po powrocie przeprowadziłam z MM rozmowę. Na ile pomogło? 10 minut, 5 minut? Jak nie było recepty tak nie ma, jak wsadzał brudne widelce do zmywarki tak wsadza. Wszystko wypłucze wkładając do zmywarki. No cholera jasna, widelców nie płucze!

W pracy rączki wypoczęły i po powrocie wymyłam ściany w łazience, po kurzowym szlifowaniu.

Jednym słowem …..SAMO ŻYCIE…..

Kreuję swoje życie…

Musiałam zainstalować klawiaturę do ipada, łatwiej będzie stukać w cyferki i literki. Misiałam bo jeśli jej nie używam, sama znika z Bluetooth. Tak jak kiedyś wspomniałam dyktowanie jest ok, ale trzeba pamiętać o wszelkich znakach interpunkcyjnych.

Piątkowe późne popołudnie. Zrobiłam drinka: snickers martini, przepis jest ok, ale trochę zmodyfikowałam wg mojego gustu. Jak się upiję to zostanę na niebieskiej sofie do rana. Oj tak żle nie będzie.

Dzisiejszego porank, po przebudzeniu, pamiętałam sen o zielonej trawie ……taką w sam raz do chodzenia po niej. Nie pamiętam czy chodziłam, czołgałam się, fruwałam czy coś innego wyprawiałam w tej trawie, a że nie była wysoka to na pewno byłam wyjątkowo poprawna …ąę… Jak ja nie lubię tego Ą..Ę…przypomina aię moj starsza siostra, z którą nie mam kontaktu od ponad …3 lat. No i dobrze nikt mnie nie wykorzystuje, finansowo i moralnie.

Wracamy do tej trawy z mego snu. Nie, nie był to Dream America, bo amerykę to ja miałam w Polsce. Śniłam o zielonej trawie. Czy to dobrze, czy to żle to ja nie wiem, nie sprawdzałam w internecie, bo tam jak zawsze odnosnie snów, to jak kto sobie zinterpretuje tak i ma.

Już ubrana i przyszykowana do wyjścia do pracy, zeszłam do kuchni. A tam jak zawsze, MM który pracuje zdalnie, a więc w domu cały dzień, musi blokować mi dostęp do czajnika. No nic … myślę… możesz sobie blokować… kawę to ja już mam w innej szfce i wszelkie syropki też. Najgorzej, ze ta woda w czajniku, wciąż obok ekspresu do kawy. Jakoś dałam radę z kawą ale nie chciałam przeciskać się do tostera i dałam sobie spokój ze śniadaniem. Jeszcze jedna sytuacji wyprowadziła mnie z równowagi, ale … z tym to rady nie dałam. Wszystko podsumowałam i jeszcze przed wyjściem zaszłam do biura MM i oświadczyłam…ja nie chcę jechać do Savannah. Ja nie chcę jechać. To była moja przemyślana decyzja, to nie było coś impulsywnego. Od kilku dniu analizowałam za i przeciw. Wiedziałam, że to nie jest dobry czas dla mnie, na podróże, mam teraz siedzieć w domu i BASTA. Poprosiłam o odwołanie rezerwacji.

Kurcze 2 sierpnia są moje urodziny, chcę obchodzić po swojemu, 4 sierpnia są MM urodziny. A my we dwoje na jakimś placu w Savannah gapimy się na ćpunów i słuchamy grajka z pod latarni. Tak, tak to też ma swój urok i to jest samo życie. Może i życie ale nie moje. Nie chcę tak spędzić dnia urodzin, z ćpunami.

Kilka lat temu, spędziłam całą noc w Savannah z ćpunką i co mi to dało. Nic. Gdybym w kieszeni miałam milion dolarów to w tamtej chwili bym jej oddała, tej wytatuowanej dziewczynie. Czy bym pomogła? Tak nie uważam. Oddałaby wszystkie dolarki dla swojego fagasa i ćpali by aż do zaćpania. Że miała złych rodziców? Że ją z fagasem wygonili na ulicę? Myślę, że mieli nadziję, że się opamięta, zmieni, wróci. Każdy z nas ma wybór.

Ja wybrałam, nie jadę do Savannah. MM obrażony w przeciągu kilku sekund, rezerwację anulował. Jeszcze raz weszłam do jego biura..musiał być powód…powiedział. Przemilczałam

Pojechałam do pracy. Zastanawiałm się nad moim życiem. Co mnie jeszcze czeka? A właściwie czego oczekuję od życia? Tak na prawdę niczego nie oczekuję, bo ja jestem kreatorem własnego życia. To ja jestem również motorem, nawigacją i żaglem własnego życia. Nie potrzebuję wzorców i podpowiedzi, ponieważ wiem czego chcę. Wiem też, że do Savannah nie pojadę, bo lody mam w swoim mieście. Swojego miasta jeszcze nie odkryłam, a więc jest okazja.

Teraz siedzę i zastanawiam się…ten wyjazd miał być dla MM nie dla mnie. Na jego urodziny, jego córki znów się nie zjawią. Na dzień ojca, starsza córka się nie zjawiła, miała sprzątanie apartamentu. Na 4th July nie zjawiła się miała sprzątanie apartamentu. No cholera jasna, dwa pokoje na skrzyż a zachowuje się jakby miała pałac z 50 sypialniami.

No wiem, ani ślepa ani głucha nie jestem. MM dzwoni zaprasza a ta bździągwa ma to gdzieś ale jak co trzeba zrobić u niej, to słodziutka jak miód.

Młodsza … kocham cie….starsza…kocham cię… Ale żeby przyjechać, przytulić ojca i wszyeptać do ucha …KOCHAM CIĘ TATUSIU…. dla nich za wiele. To jak praca w kamieniołomach.

Rozpisałam się, czy też rozgadałam … jak kto woli

(Wspomnienia) Obchodziliśmy moje urodziny dość hucznie, z uwagi na okrągłą datę. Wiwaty były w stronę MM również ale on tego tak nie odbierał. Po imprezie poprosiłam jego córki aby przyszły z dwa dni a więc 4-go sierpnia. MM czekał i czekał i czekał i nie doczekał się. Nie powiem, że nie czekałam, a jakże, byłam pewna, że się zjawią, tym bardziej, że obie mieszały na odległość rzutem beretem. Miały kupić torcik urodzonowy swojemu Dady. Nie zjawiły się i nie zadzwoniły w jego urodziny. Było mi po prostu przykro patrzeć na MM, który z każdą mijającą minutą tracił nadzieję na pojawienie się córek. A najgorsze było to, że nawet nie raczyły zadzwonić. Musiałam coś na prędce wymyśleć. Ja z moimi dziećmi zorganizowaliśmym prezent i na szybkego torcik, odśpiewaliśmy Happy Birthday. Gdy moje dzieciaki ulotniły się odstawiłam omalże striptis. Czy pomogło?…. Oczom tak, ale sercu nie.

A teraz jego Krysia zakomunikowała, że nie chce jechać do Savannah.

No nie chcę i mam tysiące powodów, których nie mogę wyjawić.

Wiem, będzie jeszcze rozmowa na ten temat. Powodów nie wyjawie, już jest po sprawie.

Powiem jedno, lewa ręka boli i z każdym dniem coraz gorzej. Co robić? Nie wiem. Zadnych operacji, czy zabiegów na moich ścięgnach nie chce. Powiem więcej. Prawa ręka zaczyna chorować, podobnie jak lewa.

O nie, nie nie. Pracy fizycznej i stukania w klawiaturę nie zaprzestanę. Tylko jak z tego złego impasu wyjść?

A teraz się zastanawiam, w którą stronę, złą czy dobrą, kreuje swoje życie?

Bakterie😷😷

Wczoraj MMowi wyciągnęli druty z palca. Podobno odbyło się to bezboleśnie. W tej chwili palec jest zaklejony plastrem. Za 10 dni ponowna wizyta u lekarza i nastąpi rehabilitacja. Całkowity powrót do sprawności za 2-3 miesiące. Palec został przecięty dokłanie w miejscu stawów i ułamek milimetra byłby palec odcięty całkowicie. Pocieszające, że przy takiej higienie rąk jaką MM od lat stosuje, a więc prawie całkowite nie mycie rąk, nie wdarła się infekcja. Myje przy okazji mycia kubka do kawy, talerza oraz gdy bierze prysznic. Dwie sytuacje kiedy widzą wodę, a więc codziennie ale uważam, że za mało. Próbowałam być stróżem jego mycia rąk, nie udało się, zrezygnowałam.

Wzmoglam moją higienę. Każdy nóż, talerz i inne przedmioty kuchenne, przed użyciem myję lub płuczę. Klamki a u nas gałki drzwiowe, przcieram co 2-3 dni. Szafki, blaty i uchwyty w kuchni myję każdego dnia. Jeszcze wiele czynności myjących, przecierających, wykonuję. Nie mogę stać i ciągle jęczeć …wymyj ręce …. Wymyłeś ręce…czy wymyłeś ręce…. Oczywiście mam więcej pracy w utrzymaniu czystości ale…w domu spokój.

Z łazienką nie mamy problemu, bo korzystamy i dwóch różnych.

Dawno temu kiedy jeszcze dinozaury po świecie biegały, moi teściowie a exa rodzice przychodzili do mojego domu w Polsce każdego dnia. Teść hodował króliki, teściowa pieliła ogród i gotowała a my z ex-mężem układaliśmy parkiet, malowaliśmy pokoje itp.

Teść w tamtym okresie miał jakieś 55-58 lat. Był mężczyzną wysokim, postawnym i nosił przed sobą, brzuch słusznej wielkości. Po oporządzeniu królików wchodził do domu i opierał się rękoma o ścianę. On nie mył rąk tylko spłukiwał ale tak upaćkał zawsze ścianę i klamki, że po tygodniu ledwo domywałam do przyzwoitej czystości. Zwracanie uwagi nie pomogło. Mój chłop też ni cholery nie rozumie i z koniem kopać się nie będę.

Do czego zmierzam. Lekarz MM miał 2 tygodnie podobny przypadek, przed przypadkuem MM. Kobieta z zakażeniem trafiła do szpitala na 2 tyg. A więc, MM jest bardzo odporny na wszelkie bakterie. Ale nie ja, jestem w tych wyjątkowo wrażliwych. Przyniesiona z zewnątrz bakteria zaatakuje mnie i leczę się kilka dni. Dlatego wyjątkowo dbam o czystość, szczególnie kuchni i wszystkich klamek. Nie jestem pedantką, dbam o swoje zdrowie, znam siebie i swoje ciało.

Dziś za oknem zimno i deszczowo. Włączyłam ogrzewanie.

Niedziela, niedziela będzie dla nas 🎼🎼🎼🎼🎼🎹🎹

Ciemno jeszcze za oknami, kiedy otworzyłam oczy. Niedziela, a wczoraj miałam przez cały dzień wrażenie, że jest niedziela. Byłoby pięknie mieć dwie niedziele w tygodniu.

Pogodowe prognozy są bardzo dobre, będzie słonecznie. Planuję odpoczynek na tarasie. Tylko …tulipany już przekwitają i większość z nich straciła płatki. Posadziłam od frontu około +/-250. Tylko jeden zakwitł, reszta cebulek została zjedzona przez sarenki? wiewiórki? chipmunks? kojoty? Wiatr rozwiewał jedynie brązowe łupinki po cebulkach tulipanów. Zakwitł tylko jeden jedyny żółty tulipan.

Na back yardzie posadziłam 700 cebulek, minus z 20 szt, bo były suche. Wzeszło +/- 300? A może i mniej. Tutaj to wiewiórki cebulki wykopywały, ale nie jadły tylko wykopane cebulki zabierały.

Większość tulipanów była koloru żółtego, inne kolorowe były z innego gatunku, ponieważ łodyga była z 10 cm nad ziemią i … rozłożysty kolorowy kwiat.

Nie jestem i nie byłam zadowolona z nasadzeń. Nawet zdjęć nie robiłam wiele, nie mogłam dojrzeć uroku w moich tulipanach. To co wyrosło, zakwitło, było jedynie OK.

A więc, wyjdę na deck z kawcią i będę przyglądać się, bo nie podziwiać, resztkom co zostało z tulipanów.

Nie był to dobry rok na tulipany


Nie wyszłam na taras z kawcią. 5C to nie jest dobra temeratura na przebywanie na zewnątrz. Zrobiłam parę zdjęć tulipanom, a właściwie co z nich zostało. Patrząc na resztki kwiatów, zaczynam myśleć o wiośnie. Wiem, wiem, jeszcze ta się nie skończyła. Muszę obrać jakąś strategię, może nie jakąś, ale taką, żeby doprowadziła mnie do sukcesu i satysfakcji. Poprzednie tulipanowe wiosny były kolorowe i piękne. Ta wiosna….małe ok. Następna powinna być WOW!

Nie mogę opóźniać się z zakupem cebulek. Przyszykować odpowiednie skrzynie, piasek, trociny na ich przechowanie do wiosny, jeśli kupię cebulki jesienią. Najważniejsze, nie kupować od jednego producenta. Pierwszy raz tak zrobiłam i mam to co mam. No i na razie tyle o tulipanach. Temat „tulipany” zamykam do jesieni.


Dziś już nie zadzwonie do Mamusi z nadzieją, że tel podłączony, że łaskawcy pozwolą na chwilę rozmowy. Mój (starszy wujek) ostatni raz odwiedził Mamusię około 10 stycznia. Było ok, jeszcze chodziła, siedziała ale mało rozmawiała. Tak zastanawiam się, że w ciagu około 3 miesiący, tak szybko organizm, mózg uległ dewastacji. Wiem, że nie ma bólów. To jest najważniejsze. Wiele rozmów przeprowadziłam z Mamusią, na temat, śmierci, umierania, nieba i piekła, samego pochówku. Wiem, że Mamusię odpowiednio psychicznie przygotowałam do tej Ostatniej Podróży.

Niech Bóg ma Ją w swojej opiece.


Ot, taka ta niedzielka. Myślę, wspominam, analizuję, przekonuję siebie, już nie płaczę.

Obwiniać? Tak robię to!

Człowiek powinien być człowiekiem.

Moja Mamuśka

Na Wielkanoc nie dodzwoniłam się do mojej Mamusi, więc postanowiłam zadzwonić dziś po południu polskiego czasu, do Mamusi brata a mojego wujka. Co jakiś czas dzwoniłam i dowiadywałam się o stan zdrowia mojej Mamusi. To co usłyszałam to mnie zaszokowało, ale podpowiedział, żebym zadzwoniła do najmłodszego brata Mamusi, on kilka dni temu był u Mamusi i ma najświeższe wiadomości, a one nie są dobre. Pierwszy wujek naświetlił mi sytuację, ale z pierwszego źródła zawsze są wiarygodniejsze. Tak też zrobiłam. W Polsce była godzina 6pm, więc byłam pewna, że go złapię.

Mamusia jest leżąca, nikogo nie poznaje, nie chce jeść, nie chce pić. Leży w pampersach, jeśli one nie są zmienione na czas to …cała Mamusia jest ubabrana własnymi odchodami. Brudny pampers musi jej przeszkadzać i stara się go wyciągnąć. Wyciągając …wiadomo ubrudzi się po pachy. Ogólnie jest w stanie agonalnym. Młodsza staje na wysokości zadania i opiekuje się Mamusią na ile siły jej pozwalają. Z drugim wujkiem dość długo porozmawiałam i doszliśmy do wniosku, że zaproponuję młodszej pomoc. Miałam na myśli pomoc w zakupie podciągnika/podnośnika aby nie dźwigać, materaca przeciwodleżynowego, może materaca z masażem, większą ilość pampersów lub wynajęcie pomocy aby odciążyła młodszą.

Zadzwoniłam do Polski do siostry, odebrał szwagier – cześć Adaś, czy mogę rozmawiać z Halinką? Widzi ten szwagier mój numer na wyświetlaczu komórki (dzwoniłam na komórkę młodszej ale on odebrał) ale pyta

  • a kto mówi? – pyta
  • Krysia – odpowiadam
  • Aha, Halinuś jakaś pani do ciebie – krzyczy

Słyszę jakieś szepty, rozumiem wymiana zdań. Bo czego może chcieć amerykanka?

  • Nooo kto mówi? – słyszę w słuchawce. Poczułam się jak w jakimś kabarecie. Ludzie wykształceni, ale…na ciągłym wolnym zapomnieli kultury. Może chceli pokazać swoją wyższość, “szacunek” dla mojej osoby? Bez znaczenia.
  • Czego? – pyta szkoda, że nie spytała..czego ona chce????

Naświetliłam z czym przychodzę i skąd mam takie informacje. Po prostu oferuję swoją pomoc. To co słyszałam po drugiej stronie to była salwa z karabinu maszynowego.

– nie potrzebuję pomocy, nie potrzebuję pomocy i tak ze sto razy

Wysluchałam “salwy armatniej” i nie przerywając, jakby do siebie mówiąc …dziękuję, rozłączam się ….

ROZŁĄCZYŁAM się.

Nie robiłam tego dla siebie, bo nie jestem niczemu winna, nie potrzebuję uśpić sumienia bo niczego na sumieniu nie mam.

Starości i śmierci nikt nie zatrzyma. Jeśli Mamusia będzie żyła do końca roku, pojadę i się z nią pożegnam. Wiem, że na mnie czeka, ale nie mogę jechać bo wiem. dokładnie wiem, nie pozwolą mi się z Mamusią spotkać i pożegnać. Szybciej wezwą policję.

Nie wiem czy Mamusia pamięta to co jej przekazałam, mówiła

– Krysia ale ja zapomnę

– Mamusia nie zapomnisz bo to będziesz miała w sercu

A teraz, mózg, serce i całe ciało uległo drastycznym zmianom.

Nie wiem. Na prawdę nie wiem, czy pamięta co ma powiedzieć kiedy stanie przed obliczem BOGA.

Młodsza chce być w tej chwili Matką Teresą, ale zapomina, Matka Teresa jest tylko jedna, nawet gdyby tak się stało byłaby numerem 2.

Komu chce pokazać, swoje poświęcenie? Poświęcenia nie trzeba pokazywać, trzeba dawać serce. Serce w którym jest miłość do bliźniego swego, miłość do własnej Matki. A nie wyganiać z domu, bo Matka umierać nie chce a psychiatra nie chce wydać zaświadczenia, że jej Matka psychiczna.

Wszystkie tragiczne zdarzenia doprowadziły Mamusię do takiej sytuacji jaka jest teraz.

Ktoś spyta gdzie ja byłam.

Wysyłałam chodziki, wózki dla starszych osób kiedy w Polsce jeszcze nie było. Wiozłam z Ameryki naterace Tempur-Pedic, po prostu ręce mi urywało, żeby odebraç z lotniska i zawieźc do domu. Na Alegro zamawiałam paczki z żywnością i lekarstwa w aptekach w Polsce. Ustalałam wizyty z Ameryki w Polsce do lekarzy. Gdy przyjeżdżałam do Polski, młodsza zawsze wyjeżdżała na wczasy do Włoch, które niejednokrotnie opłacałam.

Robiłam to dla mojej Mamusi. Tylko dla niej i nie na pokaz. Nie musiałam się tym chwalić. Jestem już na tyle dojrzałą osobą, że znam życie z tej najgorszej strony. O czym również nie muszę pisać.

Oferta pomocy była skierowana tylko i wyłącznie do młodszej. Niestety nie pozwoliła mi na wypowiedzenie słowa.

Chciałam jej ulżyć i nic po za tym. Gdyby powiedziała, przyjeżdżaj, jutro bym tam była. Honor nie pozwala? Ale honor pozwolił wziąć Mamusi testament i czekać nazajutrz, czy aby nie zwinęła się z tego świata. Mam notarialną kopię tego testamentu, jak by nie było, dom rodzinny młodszej się należy. I tego dopilnowałam, pomimo że nawet herbaty mi nie zrobiła.

Tak, mam żal, ale o to. Kiedy byłam ostatni raz w 2019 roku. W moim mieście byłam około 23 godziny. Zadzwoniła na komórkę moja Mamusia, a ja dopiero otwierałam drzwi do mojego domu.

– Krysia a co ty robisz?

Więc mówię, że wchodzę właśnie do domu.

– A ty przyjedziesz do mnie bo ja tutaj sama, wszyscy wyjechali na wakacje.

Matko Boska!!!

Wzywam taxi i jade do mamusi.

Boże mój kochany, jak trzeba dokuczyć swojej Matce, żeby chciała popelnić samobójstwo. tylko boi się, że się nie uda, że przeżyje.

Płakałyśmy obie w tym ogromnym pustym domu.

Te wszystkie zdarzenia, sytuacje skutkowały w szybszym rozwoju demencji.

Gdzie te dwie żmije były wcześniej?

Teraz młodsza gra Matkę Teresę a starsza otrzymawszy z majątku 0, najpierw Mamusie ganiała po posesji wydzierając się, że nabije i zabije, a teraz zapomniała, że ma Matkę.

Oczywiście, że mam żal!!! Bo starsza całe życie grała damę i jej się wszystko należało, młodszej się należało bo młodsza.

A ja głupia dzwonię do bogatych polaków i chcę im pomóc, wspomóc.

Bo jeśli pomogę.wspomogę młodszą to mam nadzieję, że mniej będzie szarpać Moją Mamusię.

Rozumiem czym jest opieka nad leżącym chorym, sama kiedyś byłam leżącą, świadomą wszystkiego. Chciałam tylko i wyłącznie pomóc, ale nie pozwolono mi przedstawić moich propozycji.

Jest mi bardzo ciężko.

Nie mam nadzieji, że Mamusia by mnie poznała ale ja na prawdę mam coś ważnego do przekazania.

Jest mi bardzo ciężko, że jestem tutaj. Wierzyłam, że będę przy swoich rodzicach zawsze i że zawsze będą mogli liczyć na mie.

Zawiodłam ich. Nie ustrzegłam ich przed siostrami-żmijami.

Tego sobie nigdy nie daruję.

Moi rodzice wiedzieli, że muszę wyjechać, a los zadecydował za nas ciąg dalszy.

Bardzo, bardzo mi przykro.😢😢😢

Córci domek

Dziś miałam wolne od pracy zawodowej oraz ciśnieniowego mycia podjazdów i chodników. Przeforsowałam się przez środowe popołudnie, wczoraj jedynie pojechałam do pracy, a dziś….odpoczywam. Mam jeszcze wiele dni do zimy na ciśnieniowe mycie, a jak zima bez minusowych temperatur, to będzie można szaleć.

Pojechałam z córcią obejrzeć nowo kupiony domek. Nie można jeszcze wejść do wewnątrz, starzy właściciele jeszcze pakują swoje rzeczy do samochodów MOVERS. Do 10 maja a nawet wcześniej dom ma być opuszczony, a więc nikt się nie spieszy.

Dzielnica zadbana, ładnie usytuowana. Obejrzałam dzielnicę i przez opuszczoną szybę w samochodzie obejrzałam dom. Podoba mi się. Miała wprawdzie objekcje co do opłaty na HOAs (Homeowner associations (HOAs), Stowarzyszenia właścicieli domów) oraz pewnych regulacji prawnych, a z nich wynikających ustalonych wymogów z góry nałożonych na właścicieli domów, ale uważam, że to ma również plusy. Domy i obejścia mają być schludne, panuje cisza nocna, przeprowadzanie prac budowlanych na zewnątrz jest uregulowane statusem itp. Nie tylko są ograniczenia ale są i dobrodziejstwa takie jak: basen i kort tenisowe oraz świetlica.

Dom ma 190 mkw 3 łazienki, 3 sypialnie, jadalnię gościnną, salon, kuchnia z jadalnią. Pralnię. Garaż na dwa samochody. Za domem taras.

Jestem bardzo zadowolona. 😁

Teraz mogę odpocząć.

Dzień palca 👆🏼

Po obudzeniu o 6:14 wiedziałam. Że MM już musiał pojechać do szpitala bo miał tam być o 6am. Zostałam w łóżku. Nie wstawałam, nie szukałam. Jedynie co zrobiłam to sprawdziłam na app nego lokalizację.

I zanim zeszłam na dół na kawę pi 7am, było już po zabiegu i otrzymałam zdjęcie na potwierdzenie tego zdarzenia.

Będzie mój inwalida za chwilę wracać do domu.

MM 2 ma druty wsadzone wzdłuż palca i przechodzące przez kość. Ścięgno przecięte w 85%. To usztywnienie drutami ma pozostać na 30 dni. Oczywiście, na kontrolę ma się udać po 10 dniach. Dłoń spuchnięta i palec bolący.

Wyjazd do Savannach na 10 maja się nie odbędzie. Z kwietnia przełożyliśmy na maj, obecnie całkowita rezygnacja z hotelu i wyjazdu. To nic, pojedziemy w sierpniu i chyba wybierzemy inny kierunek.

Krwawe kosteczki

W sobotkę zrobiliśmy zakupy w Costko. Dużą karkóweczkę też załadowaliśmy do koszyka. No co, jak święta to święta. Kawał tego mięsa trochę ważył. Zaliczyliśmy cappuccino no i do domku, rozpakować zakupy i podzielić mięsko. Mięska nie podzieliłam bo się rozleniwiłam i tak przeleżało w szczelnej fabrycznej foli zapakowane do poniedziałku.

Poniedziałek

Po powrocie z pracy nawet zapomniałam, że mięsko czeka na mnie w lodówce. Po godzinie 8pm wielka niespodzianka. Mięso w lodówce!! Już miałam zostawić na dzień następny ale … zdecydowaliśmy, że MM mi pomoże i szybko dzielenie mięska zakończymy. Tak myśleliśmy, tak planowaliśmy. Co wyszło?

MM sprytnie wyjął kawał mięsa i rach ciach przjechał nożem po środokowym palcu. Krew lała sie ciurkiem. Szybko i jak najszybciej straliśmy się zatamować potop krwi. Przeciąl na samym zgięciu kosteczek i stwów. No niby nic ale krew się lała. Bardzo mocno ścisnęłam bandażem, wcześniej położyłam gazę. Zatamowaliśmy, MM postanowił że usiądzie, poluzował troche bandaż a później jeszcze bardziej ścicnęłam, ale krew już tylko się sączyła. Z zaskoczoną miną stwierdził, że palec jest giętki nie ma możliwości samodzielnego zginania albo też może wyginać jak mu się chce, we wszystkie strony. Wtedy zrozumiałam, że trzeba jechać na pogotowie. Jak nigdy, spanikowałam a przecież nigdy nie panikuję. Możliwe, że nasze wcześniejsze, sobotnie rozmowy o śmierci spowodowały reakcję paniki. Przestałam myśleć trzeźwo. Panika ogarnęła mój umysł doszczętnie. Zadzwoniłam do córci na piętro, że trzeba jechać z MM do szpitala. W kilka sekund byli już w kuchni. Córcia obejrzała i stwierdziła przecięcie ścięgna. Kazali mi zostać w domu, nie matwić się i dla odprężenia zająć się karkówką, A oni pojadę z MM na pogotowie.

Na poczekalni było bardzzzzooo dużo ludzi, więc MM został i kazał im wracać do domu bo to najmniej 2 godziny czekania na lekarza. Ale po kilkunastu minutach MM wysyła nam zdjęcie, że jest już w pokoju oczekującym na wszelkie badania. Dla niego było to również zaskakująco szybko, kiedy podjechali wózkiem i zabrali go z poczekalni do pokoju zabiegowego. Procedury jak zwykle u każdego, wstępny wywiad, podłączenie do wszelkich maszyn medycznych, RTG, pobranie krwi, zmienienie opatrunku itd.

Niestety ale nie było odpowiedniego lekarza na wykonanie zabiegu to otrzymał wszelkie informacje do lekarza ortopedy.

Córcia go odebrała z pogotowia z usztywnieniem dużego palca u lewej ręki. Zastanawiałam się jak będzie pisać na keyboard, używa przecież wszystkich palców. Nie to co ja ( w Polsce na maszynie do pisanie w regionalnym konkursie pisania zajęłam 2 miejsce w szybkości i z ortografii, bez patrzenia na klawiaturę) stukam 4 palcyma. Czasami staram się więcej tych 4-ech palców używać ale …. po co? Nie muszę się sprężać.

Wtorek

Wstaję raniuśko, no może później niż raniuśko i po 8am pytam, czy już dzwonił pod wskazane numery telefonów prze EMS. No i usłyszałam , że on ma czas i to nie jest takie pilne, przecież tylko trochę boli a on ma tabletki przeciwbólowe (OPIATY). Tego mi było za wiele. – czy pokazać ci zdjęcie mego Tatusia z palcem wskazującym sztywnym jak kijek? Ty nie będziesz miał kijka tylko cos wachającego się między innymi palcami. Pokazać Ci zdjęcie?

_ nie chcę zdjęcia – odburknął.

– to dzwoń !!!!!

Oczywiście, że zadzwonił, tak dla odczepnego ( a niech ma). Nagrał się na sekretarkę i czekał na odzew z drugiej strony. Tylko nie ze mną takie numery!!! Jeden raz zadzwonił i czeka? Trzeba tyle razy dzwonić aby automatyczną sekretarkę zablokować a nie żartować ze swego stanu zdrowia. Znów jemu nagadałam i wyszłam, myśląc… co ci faceci mają w mózgu? Żartować sobie ze zdrowiem? To jest pilne a nawet bardzo pilne. Wpadłam do jego biura. … masz dzwonić aż się dodzwonisz i to nie są żadne żarty. Nie wiem co ten mój bohater zrozumiał ale dodzwonił się i umówił się na …..PIĄTEK!!!

WHAT!!!!! Jaki piątek !!!! To ma być już. Zostawiłam go i pojechałam do pracy. Ale długo w pracy nie wysiedziałam. No kurcze, czy MM rozumie co on robi?

Znów wpadam na piętro do jego office….- jutro mam wizytę u lekarza ale w innej miejscowości – poinformował mnie uprzedzając moją frustrację. Myślę sobie…. wielkie mi coś inna miejscowość ( ale dla amerykanina to tak jak lot na księżyc) 45 minut jazdy i autostradą bez korków bo szkoły mają spring break). Ale byłam zadowolona, Bo MM nie umie nic załatwić. Dać przykład? Ależ nie ma problemu.

MM postanowił pokryć czymś zabezpieczjącym, na podobno około 5-8lat, nasz dach. Przyszli panowie pomyli ciśnieniowo dach i odjechali. Jednym słowem good-blues. Po 2 tygodniach przyjeżdza właściel firmyi MM płaci całą należną kwotę czekiem. No byłam w tym czasie w pokoju. Na nastepny tydzień, przyjężdzają ci samie panowie nałożyć jakąś zabezpieczającą powłokę na ten dach. Stanęli w oddali i dyskutują… tam źle pomyte, ooooo zobacz tam też trzeba domyc…a ja to słyszę ale się nie wtrącam. Nie chcę być mądrzejsza. Kurna to ci sami faceci myli ćiśnieniowo ten dach a nie inna brygada!!! Gady dadu i z MM doszli do porozumienia, że przyjadą ponownie myć ciśnieniowo ten nieszczęsny dach. POJECHALI. Drugi tydzień nikt nie dzwoni nikt nie przyjeżdża, po jaką cholerę mają przyjeżdzać, spieszyć się jak kasa już dawno zapewne się ulotniła. MM jakby zapomniał. I to jest takie załatwianie sprawy. NIe sądzę, że się brygada budowlana ulotniła, ale kto płaci przed wykonaniem pracy? Mój Mąż!!!

To tylko jeden przykład.

Środa

No nareszcie sprawy palca poszły do przodu.

JUTRO BĘDZIE OPERACJA!!!!!!

Marzec 31 a więc ostatni w 2023 roku

Podaruję sobie spokojniejszy dzień. Bez ciśnienowego mycia. Jak bym wiedział, że tak zrobię, bo od maszyny poodkręcałam węże, jeden doprowadzający wodę, drugi odprowadzający lecz już z ciśnieniem. MM za chwilę przwiezie mały bak benzyny ale przecież nie zmarnuje się jeśli postoi.

Nie, nie jestem chora czy zmęczona pracą, na dziś znajdę sobie pracę. Tylko przy tym myciu, dni niepostrzeżenie uciekają, nawet nie mam czasu na podziwianie wschodzących tulipanów. Nie mam czasu na spokojne wypicie kawy. Nie mam czasu, tak normalnie, na życie. A ono przecież nie będzie na mnie czekać, kiedy skończę mycie, szorowanie podjazdów, ono mi przeleci między palcami.

Trzy dni, tak zwyczajnie przeleciały. Oczywiście, że przyjemnie posiedzieć na czystym tarasie, kiedy wiaterek powiewa a ptaki ślicznie śpiewają ale przez te ostatnie dni nie czułam wiaterku a ptaki na pewno śpiewały, tylko nie słyszałam.

Kilka krzewów mi wymarzło. Wielka szkoda bo jak tak patrzę, to w tych krzewach zawarta jest moja praca. Posadzenie lub przesadzenie. Doły na posadzenie same się nie wykopały. Podlewanie i pielęgnowanie to też praca. Mróz przyszedł, zmroził a ja teraz czekam z nadzieją ogrodnika, że odżyją, puszczą pąki, a przecież te krzewy były z gatunku „zawszezielone”. Okazało się, że nie zawsze.


Oczywiście, że przykrywałam folią. Ale z tym wiąże się pewna historia. A był to tak.

Nie zawsze mam ochotę jechać po pracy do sklepu. Wiadomo korki i tłoki w slepach. Ludzie poczuli wiosnę i wyruszyli do sklepów ogrodniczych i budowlanych. Podobnie jak ja i to zjawisko jest normalne i naturalne. Ale spędzić w sklepie +2h (z dojazdem) nie chciałam, w tym czasie mogłabym innych pożytecznych rzeczy zrobić dla domu i ogrodu. Padło na MM, pojedzie kupi folię. Zrobił zdjęcie pudełka z resztką foli z lat poprzednich. Nie pojechał. Któregoś dnia nad ranem wyskoczył mróz -7C( tulipanów jeszcze nie sadziłam). Byłam zła, że przecież mógł pojechać i kupić folię. No cóż nie pojechał. Kilka dni po mrozie krzewy zgubiły wszystkie listki. Byłam niepocieszona. Przed następnym mrozem, poprosiłam ponownie.

Chcę zaznaczyć, że nie zawsze moje samopoczucie jest wyśmienite, ja siebie dosłownie zmuszam, napędzam aby nie zastygnąć,

MM w telefonie ma zdjęcie pudełka z folii więc problemu z wyborem być nie powinno. Kiedy wrócił, płakać ze złości mi się chciało. Miał zdjęcie w telefonie, telefon miał ze sobą…- tam tyle tych folii, że nie wiedziałem którą kupić, ta chyba będzie dobra…..powiedział

Próbowaliśmy przykryć tulipany, listeczki wyszły ponad ziemię. Ciężko a nawet, ciężko i trudno przykryć „blachą” powierzchnię która nie jest w linii prostej i nie przydusić tego, co dopiero wychodzi z ziemi. Wkurzał się i ostatecznie skwitował…

– nikt z sąsiadów nie przykrywa kwiatów i krzewów tylko my – te słowa wypowiedział ze złością bo folia do elastycznych nie należała

– u ilu sąsiadów byłeś na back yardzie i ilu sąsiadów znasz? spytałam – zostaw to i idź do domu nie potrzebuję twojej pomocy, idź już- krzyknęłam

Nie miał pomysłu na folię którą kupił. Nie miał wogóle żadnego pomysłu na pomoc w przykrywaniu.

Po chwili wyszedł z domu stanął w oddali i przyglądał się jak mocuję się z krzewami. Nie udawało mi się, folia ciągle mi się zsuwała z krzewów, jak nie z jednej to z drugiej strony. MM stał wciąż w oddali z rękoma schowanymi w kieszeni spodni. Spojrzałam i już nie wytrzymałam. Bo kto wytrzyma, brakowało jeszcze wykałaczki w buzi i językiem jej przewracania.

Mimo wszystko przeanalizowałam co mogę powiedzieć, aby tego mego męża z gołębim sercem za bardzo nie urazić a jednocześnie żeby zrozumiał.

– nie mogę pracować jak patrzysz mi na ręce jak superwizor, idż do domu – krzyknęłam

– i pójdę – odpowiedział i na pięcie odwrócił się, podążył w stronę domu.

Faktycznie, takie gapienie się na moje ręce w trakcie wykonywania czynności, przeszkadzało mi bardzo. Suprewizora nie było i prace ruszyły z kopyta.

Niestety, zmarzniętym krzakom już nic nie pomogło, ale tulipanom jak najbardziej. Robi się na moim back yardzie KOLOROWO😁


Już po mrozach ale przy 0C i +1C podjechaliśmy do ogrodniczego sklepu aby sprawdzić co mają nowego. MM stanął jak wryty i patrzył. Gapił się na przykryte kwiaty i krzewy.

– jak widzisz nie tylko ja przykrywam, sklep również. Nie wiem co z tego zrozumiał, chyba nic bo to nie on pielęgnuje kwiaty i wszelkie nasadzenia w ogrodzie.

– zimno to przykrywają – odpowiedział.

Gdy patrzył na nasze zmarznięte krzewy ( dziś o poranku)

– trzeba wyrzucić i nowe posadzisz – powiedział

– czy ty wiesz ile one mają lat? Czy ty wiesz jak kupisz nowe to trzeba czekać z 7 lat aby wyrosły do tej wysokości? A takich wysokich nie ma, nie sprzedają bo one bardzo ciężko się przyjmują. Odpowiedź była jedna – idę do domu…


Zdecydowanie, dziś nie będę myła ciśnieniowo. Kawcię już pod parasolem wypiłam. Zajmę się czymś co nie będzie potrzebowało nakladu ciężkiej pracy fizycznej.

Szok cenowy

Nie zwracałam uwagi na ceny. Ot, czasami patrzyłam lecz jeśli coś było potrzebne lub mniej potrzebne, kupowałam. Nowa pościel – prosze bardzo, nowe zasłony – prosze bardzo, nowy dywan – prosze bardzo, brak w baryku wina – prosze bardzo, sukienka nowa – prosze bardzo, kosmetyczka – prosze bardzo, itd. Nie będę wymieniać. Przy zakupach oprócz swojej karty debetowej lub kredytowej, zawsze mam MM karty. Mam też zapowiedziane, zawsze używać tylko jego kart. Patrzyłam na ceny i bez przesady ale nie nadużywałam zaufania MM i nie kupowałam rzeczy nie potrzebnych, zbytecznych. Używałam i używam swoich kart. Tylko te ceny mnie tak bardzo nie interesowały.

Dziś pojechaliśmy do sklepu hurtowego. Zdębiałam, normalne załamanie psychiczne. Wzięłam opakowanie borówek w dłonie i nabiegły mi łzy do oczu….dlaczego takie małe opakowanie tyle kosztuje, dlaczego tak drogo….pytam. MM na spokojnie odpowiada – wszystko Krysia podrożało. Patrzę na opakowanie borówek – nie ja ich nie chcę – i odkładam. MM patrzy na mnie a ja ze łzami – idziemy. Jeszcze mówił, że chciałam przecież …ale mi się odechciało. Podeszliśmy do lodówki z męsem. Przewracałam te karkówki i niech to ich szlag trafi za kawałek karkówki płacić 40$. Ale tym razem MM nie ustąpił, musiałam wybrać. Przy papierze kuchennym i toaletowym przeżyłam szok. Nie pomogły tłumaczenia …. że pracuje, że na takie rzeczy to my na pewno mamy pieniądze i nie będziemy oszczędzać. Kiedy namówił mnie na hot doga ….Krysia to tylko 1,50$ jeden kosztuje…zgodziłam się.

Siedząc przy stoliku, kiedy MM poszedł zamówić tego hot doga, rozpłakałam się na dobre. Nie mogłam powstrzymać łez. Wycierałam całą dłonią z policzków, żeby jak MM wróci nic nie zauważył.

Zmienię sposób zakupów i będę starała się kupować rozsądniej. Nie jak do tej chwili. Całe opakowanie jogurtów i z tago opakowania trafiało kilka do śmieci. Szynek w opakowaniu do koloru do wyboru w lodówce a jem tylko jeden gatunek. Z pieczywem podobnie.

Przez wiele żyłam pod „ kloszem”, a od któregoś dnia poczułam pęknięcie na „kloszu”, przy kupowaniu bułecze zwróciłam uwagę na cenę. Dziś podjechaliśmy do tego samego spożywczaka, te same bułeczki były droższe o 1$. Ale byłam zadowolona z ceny świeżej kapusty 1 pound za 0,96 też kupiłam i się do tej kapusty uśmiechnęłam.

Do tej pory nie było takiego znacznego skoku cen, więc nie przejmowałam się, obecnie to jest wprost niemożliwe. Niemożliwe stało się możliwe.

Jednym słowem zostałam rozpieszczona przez MM, nie powiem, że źle się z tym czułam ale cieszę się że „klosz” zbiłam.

Mam mieć oczy otwarte i patrzeć co i ile kupuję nie tylko w spożywczym.

MM niech dalej mnie rozpieszcza ale kwiatami.

Wczesnym porankiem i wieczorkiem

Zadzwoniłam do Urzędu Miejskiego o umówionej godzinie. U mnie 6 godzin do tyłu a wiec 3:50am musiałam już się przebudzić. Panie z urzędu bardzo sympatyczne i pomocne. Przeksięgowały już kwoty z konta mego ex na odpowiednie konta. Wczoraj jak dowiedziałam się, że sprawa nabrała inny bieg, komorniczy, to aż włosy na głowie mi stanęły. Nie chcę wskazywać winnych ale u mnie było wszystko opłacone. Jakie numery kont bankowych mój adwokat otrzymał z urzędu na takie wpłacałam, z księżyca nie wziął. Gdyby nawet próbował sam wymyślić to by się nie udało takich mi podać. Na stronie internetowej urzędu są podane numery kont na jakie trzeba wpłacać podatek od nieruchomości lecz takiego jaki mi podano i wpłacałam podatek przez dwa ostatnie lata, nie znalazłam.

Ogólnie cieszę się, że zostało wyjaśnione bo walka z komornikiem nie należy do przyjemnych i krótkich.

4:26 am leżę w łóżku i słucham odgłosów deszczu za oknem. Bez względu na to czy MM jedzie ze mną na moją siłownie czy nie, ja pojadę. MM jest dopisany do mojego karnetu i zawsze mogę wprowadzić go jako gościa.

Zeszłam na dół juz przyszykowana do wyjścia. MM nawet nie wspomiał, żebym poczekała lub coś w tym rodzaju. Pomyślałam jak nie to nie. Sama pojechałam. Nie lubię takiego gadania o siłowni, bezsensownego liczenia kalorii, unikania wagi jakby to pomogło w odchudzaniu. Każdy jest inny. Dziś po powrocue z pracy usłyszałam, że MM źle się czuje. Na piętro nawet nie miał siły wejść po schodach aby wziąć baterie aby wymienić w ciśnieniomierzu.

Ciśnienie dobre, ok, może być, ale nie takie żeby miał zawroty głowy. Office nie wietrzy no to trudno żeby nie zemdlał. A może szuka wymówki, żeby jutro nie jechać na crossfit. Ale jeśli nie chce i nie ma ochoty, nie musi. W takim razie niech nie je całego kurczaka o 8pm.

Ręce opadają z bezsilności.

Chce ładnie wyglądać ale bez wyrzeczeń i wysiłku. Każdy chce, ja też coś tam chce ale to nie zależy odemnie ale od MM. No i czego się czepiam swego MM?

A tego, że przy śniadaniu mówi już o kolacji… Ja tak nie potrafię. Komsumując jedno myślę o drugim jedzeniu co będzie za 7-8 godzin, tym bardziej że to będzie następne żarcie. Cieszę się, że MM ma hobby, ale to hobby doprowadzi go do rozmiarów 600 pound. Oglądałam wcześniej program 600pound ale przyznam, oczy bolą patrzeć na żarłaczy i brudasów. Wszystko i w największych ilościach pożerali, aby jednego mężczyznę zabrać do szpitala musieli zburzyć ścianę, później okazało się, że aby go stamtąd wyciągnąć potrzebny jest specjalistyczny wysięgnik i transport. Jego waga była około tony. Niestety ale mężczyzna ten już jest w niebie. Serduszko nie wytrzymało. MM jest słusznego wzrostu i postury, wagę swoją kontroluje. W tej chwili jego waga oscyluje 130-140kg( a może + 20kg) ale jego hobby jak też wieszości amerykanów jest żarcie. 18 lat tłumaczę …. Jedz obfite śniadanie i lunch, skipnij kolację….aha, aha, dlatego amerykanie są najbardziej tłustm narodem. Tłuszcz wszędzie leje się strumieniem.

Wcześniej słyszałam …. Jedz bo zachrujesz…dziwne

Zachorujesz na co? Na brak oleju w głowie? Wystarczy mi tego oleju aż do śmierci i nie dam się skusić na kurczaka o 8pm.

Jak widać jestem wkurzona. Jutro jadę na siłownie. Może moja mobilizacja, zmobilizuje MM?

Muszę próbować.

Jednak MM zostawił upieczonego kurczaka, na jutro. Widząc moją minę to i tak dziwię się, że zielona sałatka mu smakowała

Ja to potrafię zepsuć człowiekowi apetyt o 8pm 😬


Pamietam, a było to bardzo dawno. Obchodziliśmy w moim domu w Polsce hakąś imprezę. Jak to mężczyźni zaczęli rozmowę o wadze swego kochanego ciała. Ex stanął na wadze – no większy kogut, szwagier – kurczak, moj Tatuś – waga zdrowego faceta, ostatni był mój Teść. Wiedziałam, no wiedziałam, że Teścua wagi nie ma na skali. Uwziął się, że nie jest gruby, nawet swego syna a mojego męża nie posłuchał. Waga zagruchotała i wskazała 0. Teść i tak nie przyją do wiadomości, że zepsuł wagę bo waży poza skalę wagi.

Tak to jest z grubaskami, wszystkich grubasków wokół widzą i komentują ale siebie nie widzą, jakby w w danym momencue wzrok stracili.


Czasem ludzie myślą, że kobiety nie traktują grubasów serio, lecz to wierutna bzdura. Prawda jest taka, że kobieta traktuje poważnie każdego mężczyznę, który zdoła jej wmówić, że ją kocha.

George Orwell,

Spokojny piękny poranek☀️

Jaki będzie cały dzień, nikt nie przewidzi. Możemy planować, zaklinać, oczekiwać lecz co się wydarzy, nie wiadomo. Nawet siedząc i nie ruszając się z miejsca, nie przewidzimy zdarzeń jakie mogą nas dosięgnąć. Dużo możliwości w zależności gdzie znajdujemy się w danym momencie.

Siedzę w swoim zielonym parku. Jest spokojnie jedynie z oddali słychać szum samochodów. Ptaki cudnie śpiewają. Wczesno-letnie kwiaty rozkwitają.

Wczoraj otrzymałam od córci piękną ikonę i święconą wodę. To był cudny podarunek/niespodzianka i na czasie. Ostatnie tygodnie były tragiczne, jest lepiej i wierzę, że będzie jeszcze lepiej. Bo kiedy opuszcza nas nadzieja, nie jest dobrze. A mnie opuściła, żebym poczuła ból w sercu, nicość i abym nie potrafiła nadzieją napełnić inne serce. Ponownie wraca we mnie życie i wiara. Teraz jestem ostrożna z tą nadzieją i wiarą. Boję się je mieć w sobie, bo może wszystko ponownie być zburzone. Znów będę musiała się odbijać od dna psychicznego i wcale nie dla siebie.

Dziś robimy grilla. Żeberka i burgery kupione. Po kiełbaski MM musi podjechać do sklepu. Zapomnieliśmy wczoraj je kupić.


Grilowanie udało się i nie udało. Przypłynęła chmura i lunęło deszczem. MM grilował pod parasolką ale z jedzonkiem przenieśliśmy się do domku.

Córcia w dalszym ciągu poszukuje domu. Niestety ale nie ma z czego wybierać, chyba że ma się około lub ponad miliona. Nie wolno zapominać o podatku od nieruchomości który oprócz spłaty kredytu porządnie trzepnie po kieszeni. Wieczorkiem potrzebowała porady odnośnie domu na który chciała złożyć ofertę o 50k więcej. Dom zbudowany w okresie produkcji i sprzedaży farb ołowiowych. Niebezpieczny i bardzo szkodliwy byłby ten zakup, mimo że dom od razu do zamieszkania. Nikt nie pozwoli skrobać ścian i robić badań farby, nawet badań minutowych i na miejscu. Nikt nie da gwarancji, że w pokoju badanym farba jesy ok a w innych jej nie użyto. Ruletka. Odradziłam, a dom z pięknym basenem. Nich ten dom zostanie gdzie stoi a córcia niech jeszcze z nami klka miesięcy dłużej pomieszka. Oczywiście, że chce iść na swoje, ale trzeba być bardzo ostrożnym przy zakupie.

Dała mi opcję, że kupi i wynajmie. Tylko, zaznaczyłam, że musiałaby ubezpieczyć się na miliony w wypadku zachorowania lokatorów. A wiadomo ameryka słynie z absurdalnych pozwów sądowych.

Więc, czekamy.

Obym się myliła

Zasypiałam przy akompaniamencie grzmotów i błyskawic. Budziłam się prz uplewie. Deszcz przeraźliwie huczał i mruczał. Woda dosłownie lała się z nieba. Moje wczorajsze plany omal nie byłyby zrealizowane.

Poranna ulewa nie była zapowiadana przez synoptyków. Czasami zastanawiam się, że to jest najlepszy zawód jaki może być. Najbardziej nieodpowiedzialny, nikt do sądu nie pozwie, nikt nie ukarze, nie zwolni za popełnione pomyłki. Tłumaczeniem może być: aura pogodowa jest nieprzewidywalna.

Planowane prace na dziś w 60% wykonałam. Te 60% to była najgorsza robota. 40 to tylko kosmetyka, którą wykonam w sobotę. Nic nie planuję na jutrzejsze popołudnie. Nie wiem o której wrócę jutro do domu.

Tulipany powolutku przekwitają ale jest jeszcze dużo które dopiero będą kwitły.


Prace polowe zakończyłam dość wcześnie. Nie chce się przemęczać, boję się również kleszczy i pająków. Już coś mnie porządnie w 3 miejscach dziabnęło. Podejrzewam, że mrówka lub pająk.

Weszłam do wewnątrz. Gdy MM usłyszał, że jestem w kuchni to i on już leci. No i przyleciał. Tłok się zrobił, ja kubek wyjmuje to i on chce. Robię kawę to i on chce. Zacisnęłam zęby. Usiadłam w fotelu a on na poręczy kanapy, żeby być jak najbliżej.

No i zaczyna mi marudzić. Że musi jechać do starszej pomóc w tym, tamtym siamytm t owamtym. Że lepiej gdyby została, w tym Utah itd. Więc, nie lubię wypominać ale tym razem musiałam. Jeszcze rok temu narzekał, że jego dziewczyny się rozjechały po Ameryce i on czuje się samotny, że chciałby aby były bliżej itd. Gdy pomagaliśmy w przeprowadzce studziłam jego radość. Będziesz miał blisko starszą to i będziesz pomagać i psa pilnować. Zarzekał się, że napewno nie.

No i teraz ma swoją starszą i znów narzeka. Była daleko też narzekał. Pogoniłam go do pracy przy kompie, a jechać do starszej còrki i tak musi.

Biedny nie odezwał się, poszedł do swego biura.

Niestety starsza skończyła już 40tke i nic nie wskazuje na to, że rodzinę założy. Krąg jej znajomych to osoby o innej orientacji. Więc, nie ma szans, to pierwsze. Drugie, za duże wymagania w stosunku do przeszłego narzeczonego a taki chyba jeszcze się nie urodził. Tatuś musi pomagać i ja również, bo ona dopiero uczy się sprzątać. Z gotowaniem jest jeszcze w ciemnym lesie.

Ale ma chęci do nauki, więc widzę światełko w tunelu. Nie będzie źle.

MM jutro pojedzie i pomoże. Zakłada pomoc na 3 godziny a ja bym obstawiała trochę dłużej. Zmywarka nie działa, tv nie podłczone i kable zwisały do podłogi, półkę zawiesić, lunch zaliczyć. Wróci mój biedny zmęczony i wkurzony. Lepiej abym się myliła.

W moim ogródeczku….🌷

No właśnie. Jeszcze nie wiem jaki będzie ten poniedziałek.

Dopiero wypiłam poranną kawę. Jeszcze w szlafroku wyszłam na deck i oparta o balustradę podziwiałam moje bogactwo kwiatowe. A z każdym dniem tego bogactwa mi przybywa. Buzia się śmieje do widoków a z ust wydobywa się głośne szczęśliwe westchnienie. Jeszcze 2 lata temu pokazywałam (przez skype) mamusi, moje kwiaty. Cieszyła się patrząc, uśmiechała i podziwiała. Dziś tylko powiedziałam ciuchutko ….Mamusia, zobacz jak pięknie… Bo mam pięknie i to wszystko z pracy moich rąk.

Dziś mam wolne od pracy zawodowej. Na tę chwilę zostawiłam back yard. Wyszłam na front, bo o ta część yardu potrzebuje „dotknięcia”. Wspominałam kiedyś, nie mam planów, jako planu prac na papierze. Gdzie i kiedy, co posadzę, posieję. Co upiększyć lub dokończyć względnie, rozpocząć nowe prace. W trakcie prac mi tak jakoś wychodzi.

W niedzielę byłam u starszej córki MM. Poprosiła aby coś zrobić z jej mini ogródkiem. Nie wiele mi się udało ale z tego co było to wyczarowałam nawet przyjemny ogródeczek. Najważniejsze, że się jej podoba.

Psiak już znalazł sobie miejsce. U mnie też zrobił sobie legowisko pod azalią. Teraz, jak u nas przebywa to ma wydzielone miejsce do kopania, rycia i spania w ciągu dnia w innej częci ogrodu. Potrafi ryć bardzo głębokie jamy.

Jutro będzie padać, z moich zaplanowanych prac polowych nic nie wyjdzie. Po pracy będę odpoczywać, należy mi się.

Poniedziałek już się kończy. To był bardzo pracowity dzień, dał mi wiele radości.

What kind of people are they …

Dzwonić do mamusi nie przestaję, mimo że wiem. że telefon jest wyłączony. Przykro mi, że mamusia czeka na mój tel. Zawsze przed telefonicznym rozstaniem, uprzedzałam …..jeśli nie będę dzwonić to nie znaczy, że Ciebie zostawiłam, mamusia pamiętaj, ja ciebie nigdy nie zostawię… mówiłam połykając łzy. Ten dzień nastąpił, aż trudno uwierzyć, że młodsza córka może tak życie uprzykrzyć swojej matce.

Za długo żyje.

Już porobiła plany remontu w mieszkaniu mamusi.

A stara tzn. Moja mamusia, nie chce z tego świata się zwinąć.

Jeszcze na początku marca zamawiałam dla mamusi online, maść na kolana. Państwo Sz. Nie byli zainteresowani ani kolanami ani maścią. Po podmarowaniu kolan mamusia czuła wielką ulgę.

Po 6 marca zostałam odłączona. Jedyna osoba z którą namusia mogła porozmawiać została zablokowana. Mamusia żyje, ale w takich warunkach jakie fudnduje jej własna najmłodsza córka, włącznie z praniem mózgu, demencja się znacznie pogłębi a to nie znaczy, że umrze na pstryknięcie palcami jak Panstwo Sz. sobie życzą.

Mamusia umrze, a z nią emerytura mamusi, którą zabierają od marca 2020 roku. Emetytura jest w wysokości 2800zł. Przez okres około 12 lat opłacałam mamusi gaz, którym ogrzewała swoje mieszkanie. Korytarz, kuchnia, łazienka i trzy pokoje. Po wielkiej telefonicznej sprzeczce wstrzymałam opłaty gazu. To była moja pomoc finansowa. To była pomoc dla mamusi ale nie dla Państwa Sz.

I tutaj jest pies pogrzebany. Moja pomoc się skończyła i Państwo Sz. z mamusi emerytury, od m-ca marca zmuszeni są opłacać rachunki za gaz. Zbuntowali się i wyłączyli mamusi telefon, za który mamusia co miesiąc, a z którego oni również niejednokrotnie korzystali. To jest kara za brak subordynacji z mojej strony.

Mówią… karma wraca. Kiedy i do kogo?

Moi rodzice nie zasłużyli na takie traktowanie.

Niczym nie zasłużyli.

Młodsza była rozpieszczona, ale my wszyscy ją ulgowo traktowaliśmy. Była nie tylko piękniutka ale i zdolniacha.

Starszej wszystko zawsze darowano. Wiedziała o tym i wykorzystywała. Nawet doszczętne rozwalenie tatusia samochodu jej się upieklo.

Ja byłam pomiędzy. Miałam swoje życie od najmłodszych lat. Żyłam jak to się mówi, po swojemu. Serce i logika mną kierowały i innego pomocnika do tego nie potrzebowałam.

Widziałam jak obie moje siostry wykorzystywały rodziców. Ale co mogłam na to poradzić. Moi rodzice kochali nas i oddali by wszystko aby córki były szczęśliwe. Tylko ja żadnej pomocy nie potrzebowałam. I nie potrzebuję. Nie stoję za plecami mamusi i nie żądam przepisania części milionowego domu na mnie. Bo za moją namową mamusia napisała testament na rzecz młodszej siostry. Byłam w Polsce w 2019 roku mogłam mamusie poprosić o zmianę testamentu. Tylko po co? Jestem szczęśliwa bez majątków, majątki nikogo nie uszczęśliwią jeśli w sercu ma się jad żmij.

Więc, Państwo Sz. otrzymają po śmierci mamusi te trzy pokoje z kuchnią, łazienką i korytarzem. Stracą emeryturę mamusi, a muszę zaznaczyć, że sami są już emerytami.

Na zdrowy rozum. Powinni taką opieką otoczyć starą matkę aby jak najdłużej żyła bo …. siostry emerytura nie jest w wysokości 2800zł.

Wiem, że mamusia czeka na mój tel. Ja dzwonię. Nie rezygnuję. Mam nadzieję.

Dziś….telefon był wyłączony.

Może jutro mi się uda.

Zimno w domu/Mamusia

Koc elektryczny, pod i na nim koldry. W cieplych dresach i czapce na głowie, schowałam się do łóżka. Deszcz za oknem pada. Wilgotno i 16C to już jak Sybir. Żeby tak ktoś podjechał po moje winko do sklepu. MM pracuje, córcia pracuje (mimo święta) ja w połowie rzuciłam pracowanie. Dwa samochody uziemione, moj samochód zabrał syn bo jego samochod w naprawie. MM dziś odstawił do naprawy. Córci samochodu ruszać nie będę.

Więc, z wina nic nie będzie, jest tylko czerwone i inne trunki nie tolerowane przez mój żołądek i szlachetne podniebienie. Raptem, zachcianka na coś słodkiegi. Wynalazłam słoiczek orzechów w miodzie. Troszkę pochrupałam ale nie powiem, że o to mi chodziło. MM zaproponował, BUDYŃ, ok zrobiłam 1,5l budyniu. A co, jak gotować to gotować.👨‍🍳👨‍🍳👨‍🍳👨‍🍳 Co sobie żałować😂

Zapomniałam mamusi zamówić internetowo, maść na pobite kolano.


UPDATE 

Feb 5,2024 7:56 pm

Możliwe, że pisałam już, że zamówiłam maść w miejscowej aptece z dostarczeniem do mamusi miejsca zamieszkania. Mamusia była bardzo zadowolona i nacierała swoje kolano. Za miesiąc Mamusię całkowicie rozłączyli i do dnia dzisiejszego już z Mamusią nie rozmawiałam. Wiadomości jakie uzyskuję są od wujka, mamusi młodszego brata. W tym roku Mamusia będzie obchodzić 95 urodziny.

Czy pojadę do Polski? Niestety ale nie mogę, chciałabym bardzo ,ale nie mogę pojechać. Nie mogę zakłócić ich rytmu życia. Lepiej, żeby mamusia nie miała już żadnych niespodzianek i wzruszeń. Możliwe, że by poznała ale … mogłabym i dać nadzieję na COŚ, tylko sama siebie pytam na co nadzieję. Że zostanę? Mogę zostać, ale to zakłóci rytm ich codzienności. Nie mogę na to sobie pozwolić. Już 4 lata nie widziała i niech tak zostanie. To nie znaczy, że nie tęsknię. Tęsknię. Ale moje pojawienie się może być dla wszystkich bardzo burzliwe. Nie chcę kłótni, przepychanek, kto jest lepszy a kto gorszy, kto i ile pomagał kto i ile dał. To nie ważne ile dał i ile pomagał, ważne ile serca w to włożył. Ale nie miałabym z kim rozmawiać o uczuciach bo tak się kasa liczy. Postanowiłam wykreślić siostry ze swego życia i niech tak zostanie. Takich osób jak one nie chcę mieć obok siebie.

Łatwiej mi będzie pojechać do Polski jak Mamusia będzie już w niebie. Chciałabym Ją zobaczyć, potrzymać za rękę, przytulić jak to robiłam, ucałować i powiedzieć …Mamusia, wszystko będzie dobrze… ale nie mogę tego zrobić. Po prostu nie mogę tego zrobić.

🥲

Z ogromnej miłości do Niej nie mogę tego zrobić. 🥲❤️

Refleksja

Aktywna zawodowo, yardowo i rodzinnie, zapominam lub też z braku czasu, o napisaniu w moim osobistym pamiętniku kilku zdań o wydarzeniach z minionego dnia.

Często krytykuję MM, jego starzenie się. A przecież starzenie się to nie tylko uśmiechy, to brak pamięci, powolność, marudzenie, niechęć, ból i strach…itp. Niby pamiętałam, widziałam, przeżywałam z innymi osobami w rodzinie i po za nią, a jednak zapomniałam. A może od MM zaczęłam na jego starość, więcej wymagać. Możliwe, że chciałam zagłuszyć widok starzejącego się człowieka ze swoim widokiem w lustrze. Nie wiem, trudno mi to ocenić. Wiem, że zaczęłam się od MM oddalać, kiedy on wciąż trwał i trwa przy mnie. Nie chciałam i nie chcę widzieć jego drżącej prawej dłoni. Udaję, że nie widzę. A przecież coś się dzieje. Myślę, że nie idzie do lekarza bo nie chce usłyszeć diagnozy. To jego prawo, prawo wyboru, które na siłę chcę zmienić. Zwracałam uwagę na pierdoły..stawianie brudnych butów na stół nie widząc, że dla mnie chodzi 2 km z ciężarami w plecaku. Drapaniu widelcem po talerzu, nie widząc jego bąbli na stopach. Niby takie drobnostki a ja właśnie do tych drobnostek zaczęłam przywiązywać większą wagę, zamiast podtrzymywać jego na duchu, dawać więcej zainteresowania. Nie, nie krytykowałam MM za jego zachowania: butów, skrobania widelcem, smarkania podczas obiadu itp. wychodziłam na tę chwilę z kuchni. Nie krytykowałam ale zmieniałam się w zachowaniu do niego. Nie kłóciłam się tylko uciekałam na yard, a tam budowałam sobie skorupę. Można mieć skorupę ale trzeba zauważyć drugiego człowieka. Stałam się skorupiakiem, widzącym tylko swoje potrzeby. Wygodnie było i jest kiedy udaję że nie widzę lecz moje i MMa starzenie sie włazi przez każdą naszą komóreczkę do środka nas. Jestem aktywna, pełna wigoru ale czy ta aktywność jest taka sama jak u 30tki?

Wiem, że muszę „przemeblować” swoje postępowanie, nastawienie, myślenie. Większą uwagę skierować w kierunku swego męża, bo przecież chciałam zestarzeć się z nim, a teraz uciekam. Przecież byłam i jestem, wyrozumiała, cierpliwa, delikatna ale…. coraz mniej w stosunku do MM.

W tym miejscu chciałabym podziękować Tara53, której ostatnia notka na blogu zmusiła do refleksji. Dziękuję Ci. 🌷🌷

Ostatni dzień stycznia 2022 roku

To był dobry dzień. Poranek nie należał do przyjemnych ale biorąc pod uwagę cały dzień, to mogę powtórzyć. To byl dobry dzień.

Znów planuję na jutro. Zapowiadają ładną pogodę, to ja siup na „pole”. Pracuję w tym tygodniu w kratkę to trochę wolnych godzin będę miała. T

Trzeba posadzić będzie tulipany, narcyze i żonkile. Zagrabić lub liście ostatnie podmuchać.

Syn ma urlop. Ten urlop po chorbie nastroił go na zmianę pracy. Applikacje składa, interview intrnetowo już ma za sobą. Dziś pojechał na rozmowy osobiście. 10 lat minęło w jednej kompanii. W ameryce tak długo nie pracują w jednym miejscu. Powiedział, że musi zmienić wszystko. Jestem za. Jutro po urlopie do starej pracy, ma mieszane uczucia. Sercem już czuje, że to nie jego. Przez 10 lat oddawał serce i duszę, nie to że niedoceniali, ma po prostu dość. Ludzie wokół niego się zmieniali, a on trwał. On jest z tych trwałych związków, po grób. Cieszę się że zdecydował się na zmianę. Córcia też jest w szoku.

Dlatego, nigdy się nie zakładam.

Ciąg przykrych zdarzeń/ Dzień wiary

No bo dopiero dziś po południu uporałam się z wczorajszym emailem. Musiałam wiele rzeczy jeszcze dopracować.

Wysłałam, więc już nic nie tylko nie zmienię ale i nic nie zepsuję.

Zepsułam co innego.

Dosłownie przez pomyłkę, nieuwagę, wykasowałam swoją domenę

potoaby.blog

Teraz zostało jedynie potoaby.wordpress.com

Moja domena traci ważność któregoś lutego i chciałam przedłużyć korzystanie na następne lata, ale zafrasowana czym innym, kliknęłam i to nie jeden raz i …..wykasowałam. Nie ma niestety możliwości powrotu do domeny z pozycji bloga. Napisałam emaile o pomoc w 3 miejsca do worpressa. Oczywiście wszystko ma swój czas i w tym przypadku, rozumiem. Tak pomyślałam,  jeśli się nie uda to coś innego wymyślę.

Ogólnie to miałam spokojną niedzielkę ze spokojną muzyczką w tle. Ostatni przestawiłam się na relaksującą muzykę instrumentalną.

Bardzo pomaga sie wyciszyć.

Jest po czym. Wczoraj zepsuła sie pralka. No i oczywiście problem powstał. MM nie jest z tych złota rączka raczej dwie lewe rączki i ze szklanki wody zrobił ocean. Wczoraj jedynie poodsuwałam urządzenia ale nie zdecydowałam się sprawdzać, w czym jest problem. Dziś o poranku, zabrałam sie na serio do szukania powodu nie pobierania wody i jej nie odprowadzania. MM chciał być mądrzejszy od wszystkich, więc kazałam wyjść z pralni zamknąć buzię i drzwi. Oj, widział, że to już nie żarty, więc nieposieszony wyszedł. Odpręciłam przewód pobierający ciepłą wodę, zimną również. Przewody skierowałam do dużego wiadra i odkręciłam kraniki. Woda poleciała a więc rury nie były zamarznięte. Pozostała rura odpływu. Wyjęłam ją z podłączonej drugiej jury i wlałam w odpływ zewnętrzy gorącej wody, zabulgotało, więc wszystko ok. Filtr sprawdzony został wczoraj, był czysty.

Moja rola złotej rączki skończona. Włączyłam pralkę i usłyszałam ten sam odgłos. Pralka próbowała nabrać wodę i bez względu jaką ciepłą czy zimną, nie dawała rady, motor bardzo się męczył. Z tego wynika, że motory siadły i do wymiany. Ja tego już robić nie będę do tego trzeba fachowca.

MM jutro zadzwoni po fachowca i naprawę opłaci. Jak widac na coś się przyda ten mój MM.

Moje pranie od wczorajszego ranka leżało w pralce. Wyprane bo jeszcze działał pralka, zatrzymała sie na wirowaniu. właściwie wirowania nie było tylko na czytniku wyświetlało się wiruje. Było 10 minut od ostatniego szybkiego spojrzenia, wróciłam po pół godzinie , pozostało jeszcze 9 minut ale wszystko drętwo leżało zanurzone w wodzie.

Wykręciłam pranie ręcznie, część wyniosłam i powiesiłam na barjerkę na zewnątrz, lżejsze włożyłam do suszarki.

No momentu ułożenia swego ciała na łózku i przykrycia nustwem kołderek i elektrycznego koca, nic się ani złego ani dobrego nie wydarzyło.

Teraz gaszę swiatło.

 

_______

Syn napisał mi smsa:   TO JEST DZIEŃ WIARY

 

 

 

Niecodzienna codzienność

No bo w pracy, było jak zwykle. Więcej czasu było spędzonego na rozmowach o covidzie niż poświęconego czynnościom zawodowym. Covid jak covid zostanie z nami na zawsze. Aby nie zagłębiać się w temat, wyszłam wcześniej. Kto chce to widział lub udawał, że nie widzi. Mogę jeszcze troszkę poudawać. W końcu przeszłam covida.

Syn pojechał ponownie do lekarza rodzinnego. Plecy go bardzo bolały. Popukali, posłuchali i ma leżeć na tych bolących plecach, przypisali przeciwbólowe.

Drugi dzień piłują i tną drzewa u sąsiada. Na back yardzie nie zostawili ani jednego, od frontu jeszcze nie skończyli. Takiemu to dobrze, domek ma na płaskim terenie i z ulewą nie popłynie. Ziemia się nie osunie. Teraz na dach panele słoneczne może położyć. No niestety ale my tego zrobić nie możemy nad naszym dachem rozpościerają się gałęzie drzew aby ochłodzić dach i dom przed promieniami słonecznymi.

Niecodziennie spotyka się chorego na covid z testem negatywnym, godzina 8:15 pm właśnie wydrukowaliśmy. Mamy następny, kolejny test na covid, który jest negatywny a syn wstać z łóżka nie może.

Niecodziennie otrzymujesz informację, że znajoma leży na OIOM w Savannah. Szczętkowe informacje jakie jej mąż udzielił – miała wypadek. Wspaniała osoba, towarzyska i pomocna. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Moja codzienność, to nie posprzątane ozdoby choinkowe w domku i na zewnątz. Czekam na słoneczko. Przecież mój dom mogę tak zostawić, mniej pracy będzie przed świętami. Przecież Boże Narodzenie już całkiem nie daleko.

Jutro do pracy i jutro nie mam żadnych ulg. Ale ale…

Jutro urodziny mojej córci!!!!!! Zawsze uważałam, że matka dziecka jest ważniejsza przy narodzinach dziecka. No cóż obyczaje są obyczajami, mimo to życzę sobie aby córcia w dalszym ciągu zdobywała szczeble drabiny zawodowej, kupiła dom o jakim myśli bo marzenia są dalekie od myśli, była zdrowa i szczęśliwa. A sobie życzę radości i uśmiechu z obserwacji poczynań mojej córci. Jeśli córcia będzie szczęśliwa ja będę szczęśliwa również.

Maseczki na pyszczki i pójdziemy do naszej dzielnicowej restauracji. Syn zostanie w domu, jest pozytywny z negatywnym testem. A to dopiero…..

Jestem negatywna z pozytywnym spojrzeniem

Radość, radość i jeszcze raz radość. 😁😁😁😁😁Jutro do pracy!!!!! Hurraaaaa!!! Człowiek jednak jest przekorny. Siedzi w domu, chce do pracy. Pracuje, czeka na wolne😋 Tak czy siak, jestem zdrowa. Wszyscy już jesteśmy zdrowi, covid nas zostawił w spokoju, ale to co zepsuł to zepsuł. MM, córcia oraz Iw, negatywni.

Syn jeszcze wczoraj był negatywny, w sumie zrobił 4 testy bo czuł się tragicznie. Oczy zapadnięte i ciemna skóra pod nimi, głowa schowana w ramiona i sylwetka przygarbiona. Z kliniki testowej na covida mimo ze test negatywny dawali zwolnienie od pracy. W sobotę zadzwonił do rodzinnego i umówił się na dziś. Prowadzć nie mogł za bardzo osłabiony, zawiozłam go do lekarza. Nasza rodzinna osłuchała, opukała, orzekła covid. Leżeć i nigdzie nie wychodzić. Zwolnienie na 7 dni. Już mija 3 tydzień i dopiero złapał syn covida czy ten covid udawał negatywa. Czekamy na następny wynik testu. Ten przypadek pokazuje jak rzetelne są testy i nie ważne rapid czy PCR. Od 24 grudnia choruje i to nie przeziębienie, coś co zwalało z nóg, padał na podłogę. Nogi trzęsły się jak galareta. Światłowstręt. Gorączka 38,6 żeby za moment spaść do 35 bez brania lekarstw. Brak apetytu i biegunka. Bez budzenia nie otwieral oczu, spał. Do tego dodać poty i ból skóry na całym ciele, plus ból głowy. Żadnego kaszlu, bezdechu. Normalne? Nie! Ponowne czekanie na wynik testu PCR. Zalecenie lekarz rodzinnej – spać, jeść gorące, pić gorące, nie wychodzić na dwór.

Poczekamy i zobaczymy co dalej. Moj dzisiejszy wynik negatywny ale przez te wszystkie dni syna pielęgnowałam. Co teraz będzie ze mną?

Znowu covid? Mam nadzeję że nie. Jeśli będę czuła się dobrze to nie polecę robić testa, jedynie na pyszczek dwie maseczki. Postaram powstrzymywać przytulasy. Będę baczniej obserwować siebie. Nawet nie wiem, czy można zachorować na covida po raz drugi. Zobaczymy.

Wczoraj śniegu u nas troszkę napadało.

Pada śnieg

Skromniutki ten śnieżek. Na drogach sucho. Na dachach i poboczach leżał cały dzień. Śnieżkę ulepiłam. 😁 Tyle było mojej radości ze śniegu.

Telefoniczna rozmowa

Troszeczkę obawiałam się tej rozmowy. Właściwie nie rozmowy lecz głuchego, nie odebranego telefonu. Ileż to razy dzwoniłam i nikt nie odbierał a za którąś próbą, było pstryk i cisza. Wiem, wyłączali i nie było silnych.

W 2019 i na początku 2020 roku kiedy to wirus szalał, rozmawiałam z mamusią przez skypa. Później trzeba było wgrać nową wersję skypa ale nikt nie był zainteresowany aby mamusi pomóc. Bez nowej wersji też rozmawiałyśmy, ale już dzwonek skypa nie działał. Mamusia miała moją polską komórkę. Zostawiłam bo mamusi komórkę starsza zabrała mówiąc…a po co starej komórka, nigdzie i tak nie dzwoni… Więc zostawiłam swoją, i mogam zadzwonić do mamusi i powiedzieć…mamusia odbierz skypa…. Naciskała tam gdzie powinna, rozmawiałyśmy, ćwiczenia robiłyśmy. Pokazywałam mamusi kwadrat, koła, prostokąty i inne obrazki, pytałam … co to jest…, rozpoznawała kolory, uzupełniała mamusia zdania, bawiłyśmy się w szubienicę. Wspaniała zabawa i śmiechu było bardzo dużo. Do każdej rozmowy/lekcji musiałam sie przygotować. Siostra z mężem, pokazywała się na chwilę na ekranie skypa i wyśmienwała nas. Nie zwracałam uwagi, robiłam swoje. Aż tu nagle skype wyłączony, mamusi telefon wyłączony, moja kmórka również. Cisza. Dzwoniłam do mamy brata z prośbą o wykonanie telefonu do mamusi. W ten sposób dowiadywałam się o mamusi stanie zdrowia. Starsza pojechała na wakacje do Polski. Poprosiłam aby pomogła w kwestii Skypa. Niestety nie była ona zainteresowana pomocą starej matce. Podczas półrocznej przerwy w kontaltach z mamusią, wysyłałam smsy i emaile do młodszej i jej męża. Pisałam prośby o jakiekolwiek informacje o stanie zdrowia mamusi do siostrzenicy. Jak groch o ścianę. To były długie miesiące. Dzwoniłam każdej soboty lub niedzieli z nadzieją,że jednak…. Aż pewnego dnia usłyszam głos mamusi. Jakaż byłam szczęśliwa. Głos młodszej… przestań pieprzyć głupoty bo cie wyłączę!!!! Nie zrozumiałam , mówiła do mnie czy do mamusi. PO pół roku to była już inna mamusia. Zastraszona, cicha, i zrezygnowana. Demencja posunęła się do przodu. Nie mogła mówić o swoim zdrowiu, nie mogła mamusia mówić o niczym oprócz pogody. Nie pozwolono jej. Po kilku tygodniach mamusia chciała spytać…a Krysia gdzie są moje pieniądze….w tym momencie wpadła „żandarmeria” młodsza z mężem i wyzywali mamusię od kurew. Nie słyszeli mnie, rozłączyłam się. Jak mi było przykro i smutno, wyszłam na deck i popłakałam się z bezradności. Zabierali mamusi emeryturę, a ona chciała chociaż 100zł żeby jej zostawili…krysia chociaż 100zł…mówiła. Z emerytury 2600-2700 po waroloryzacji nawet nie wiem ile tam jest w tej chwili. W 2019 roku miała 2600 bez 5 zł.

Aby ukarać mnie i mamusię, „żandarmeria” odłączała kontakt telefoniczny na 2-3 tygodnie. W tym czasie robiono mojej mamie wodę z mózgu, dosłownie a nie w przenośni. Była i jest psychicznie maltretowana.

Postanowiłam dziś zadzwonić, niczego dobrego nie spodziewałam się. Telefon dzwonił bardzo długo i już chciałam zrezygnować. Aż tu słyszę w oddali głos „zandarmerii”. >>>masz jej powiedzieć, słyszysz.. syczenie w stonę mamusi. …masz trzymaj, jak trzymasz, ty nic nie umiesz, powiedziałam tak trzymaj!!!! Ile w tych słowach było nienawiści, złości, chamstwa to tylko ja słyszałam, wąż mniej syczy niż tych dwoje.

Na moje słowa…mamusia, mamusia jak się czujesz?… oj krysia, oj krysia…mamusia zaczęła płakać. Powstrzymywałam swoje łzy, pocieszałam, uspokajałam, mówiłam łagodnie połykając łzy i doprowadzając moje napięte nerwy i rozkołatane serce do stanu spokoju. Demencja posunęła się jeszcze bardziej. Mamusia „żandarmerii” nie rozpoznaje, to jest TA KOBIETA, TEN MĘŻCZYZNA. Zapomniała, że ma młodszą córkę, nie pamięta kto mieszka w NY, ONI TAM. bardzo długo mamusi słuchałam, opowiadała o księżycu. Cieszyła się, uśmiechała i opowiadała. Przypomniała swego brat i nazwała go po imieniu. Chciałaby uciec z tego domu ale powiedziała coś w tym rodzaju. Krysia jak będziesz dzwonić drugi raz to mnie już tu nie będzie, ja sie wyprowadzam.

– mamusia nie martw się ja ciebie znajdę – odpowiedziałam. Na te słowa z uśmiechem odpowiedziała TAK?…

Mogę podejrzewać, że „żandarmeria” zastrasza mamusie, że umieści ją w domu opieki. Analizowałam wiele opcji. Gdybym pojechała: nie zrezygnują z mamusi emerytury i nie dopuszczą mnie do niej nawet wzywając policję. Musiałabym założyć sprawę sądową abym mogła mamusie odwiedzać. Mamusia dla spokoju sama by zrezygnowała z tych odwiedzin, a ja nie mogę pozwolić na tortury psychiczne. Mamusia wprawdzie mówi o wyprowadzce lecz dom opieki pozbawi tych dwoje mamusi emerytury, więc to jest tylko zastraszanie aby siedziała cicho. Teoretycznie mogłabym założyć sprawę sądową, ale mamusia nie dożyje zakończenia. W tym roku będzie miała 93 lata. „Żandarmeria” nie podda się tak łatwo i nie szybko. Jakakolwiek przeprowadzka zabije mamusie. Wygrana i zabranie mamusi z jej domu byłoby morderstwem z premedytacją.

MAM ZWIĄZANE RĘCE.

CIERPIĘ WRAZ Z MAMUSIĄ.

CZASAMI ŚMIERĆ JEST WYBAWIENIEM.

W oparach covida

Żeby nie było tak wesoło to:

córcia pozytywna

córci partner pozytywny + woda w płucach

syn negatywny i na zwolnieniu lekarskim, kliniki czekają na pozytywny wynik i nie chcą szukać przyczyny złego stanu zdrowia a raczej choroby innej niż covid, taka polityka. Lepiej 5-ty z kolei test zrobić niż chociażby płuca prześwietlić.

MM negatywny

JA negatywna

Psy – nie badane

Za 5 dni następny test. Jeśli negatywny to uciekne z tego „szpitala”.

Szwagier mnie wkurzył, to teraz będzie płacic mamusi gaz z mamusi emerytury którą tak chowają. Prawie 10 lat płaciłam mamusi gaz, pomagałam finansowo. Teraz niech on płaci i wykasowałam apkę. Nikt mnie niczym nie będzie szantażować.

Chciałabym się mylić, ale już nie będę miała żadnego kontaktu z mamusią. W siostry i jej męża mniemaniu to kara, „że się postawiłam”. Trudno, szkoda mi mojej mamusi, bo raz w tygodniu mogła z kimś porozmawiać, teraz i tego nie będzie miała. Gdy w tygodniu dzwoniłam byłam rozłączana. Bóg może nie jest rychliwy, ale sprawiedliwy. Pisałam o tym, jak nie miałam kontaktu z mamusią przez 6 długich miesięcy. Nie wiem czym tym ludziom „podpadłam”. Teraz już nie usłyszę mamusi, chyba że na tamtym świecie.

Tak mi przykro. Mamusia czekała na moje telefony …. Krysia, tutaj nikt ze mną nie rozmawia, tylko ty o mnie pamiętasz….

Tłumaczyłam, że przecież gotują i przynoszą jedzenie.

…..tak przynoszą i postawią i mówią jak do psa ..jedz… i znikają…

Przecież nie powiem w stylu: czekają na twoją śmierć, nie wydziwiaj mamusia itp.

Mamusia, oni po obiedzie muszą pozmywać nie tylko naczynia ale i garnki, tu mi przerywa …. wiem a oni mają taki mały zlew i garnek się nie zmieści….no właśnie mamusia, A zmywanie to nie tylko garnek i talerz ….

Wymieniam stolnice, tarki itp.

Mamusia już spokojniejsza pyta o swoich rodziców. Na takiej konwersacji mija nam 1,5 godziny. To nie jest zmarnowany czas, to czas niesienia pomocy mojej mamusi. Nie wiem jakiego świętego prosić, aby oświecił mózgi mojej siostrze i szwagrowi, zeby nie zarabierali 1,5 godzinnej radości tygodniowo starej matce. Jak powyżej pisałam w ciągu tygodnia połączenie „jest zakazane”.

Jak można czekać na śmierć swojej matki?

Ktoś kiedyś napisał w komentarzu ….zasłużyła.

Ale czym można zasłużyć? Nie piła, nie biła, nie paliła, często chorowała. Gotowała kiedy siłę miała, w bali prała, kurczaki, idyki i kaczki hodowała. Była bardzo zaradna, za komuny jeździła do państw ościennych i towarem na rynku handlowała. To był jej finansowy wkład do domowego budżetu. Czym zasłużyła? Że milionów nie miała? A moje siostry mają miliony? Stare bźdźągwy mialy lepszy start i gdzie ich miliony? Co przekażą swoim wnukom oprócz swojej frustracji?

Mlodsza tatusia zamęczyła, a starsza drabinę zabrała jak był na strychu. Drabina była gwoździami przybita, z jaką siłą musiała szarpać aby ją oderwać. Tatuś spadł ze struchu.

Dwie żywe kostuchy, czekają na śmierć swojej matki, bo ojca już ukatrupiły.

Jest mi bardzo ciężko!

Piątkowy nocny covid

Telefon komórki mnie obudził. Na noc zciszam lub głośność całkowicie wyłączam. Tym razem był na minimalnej głośności ale się przebudziłam.

Wiadomość dostałam od syna, że bardzo źle się czuje. Zeszłam na dół. Oczy i całe ciało bardzo go bolało. Zmierzyłam temp. 38,6. Podałam paracetamol. Zrobiłam zimny okład na głowę. Temp. opadła opadła na 30 minut i ponownie podniosła się do 38,6. Mimo gorączki poczuł się lepiej i zasnął. Z oddychaniem nie miał, żadnych problemów. Po 45 minutach tepm. Spadła do 37.8. Uspokoiłam się. Syn zapowiedział, że będzie spać. Jak coś złego się będzie dziać, da znać.

Już za późno było na powrót do łóżka. Zrobiłam kawcie. Miałam nadzieję, że to pierwszi ostatni w tej chorobie skok temperatury i innych gorszych objawów nie będzie.

Syn nie zaszczepił się jeszcze. Na samym początku szczepień był zapisany w kolejkę ale miał przeziębienie. Później inne sprawy były ważniejsze i tak odwlekał, zwlekał, odkładał, nie był do końca przekonany. Przed nowym rokiem miał to zrobić ale zaczął odczuwać zawroty głowy i w punkcie szczepień, poradzili wizytę u rodzinnego. Zanim doszedł do rodzinnego od 1-go dnia świąt chorował i już do pracy nie poszedł. Pobrał dni personalne, urlop i tak kolebał się ze złym samopoczuciem. W ten poniedziałek byliśmy na teście (wspominałam) u niego ujemny u mnie didatni wyszedł. Tylko on od tylu dni wala się po łóżku i wynik ujemny. Zmusiłam go wczoraj aby zrobił ponowny test. Oj jaki był oporny. Ale sam zdecydował ostatecznie … pojdę już do pracy, muszę się rozruszać ale bez testu to iść nie mogę… Po raz kolejny wynik, ujemny. Tylko fachowe oko lekarki coś wykryło, dostał zwolnienie i na poniwny test w sobotę.

W nocy skok temperatury.

Natomiast córcia, dopiero przedwczoraj dostała pozwolenie kardiologa na zaszczepienie się. Oprócz wysokiego ciśnienia ma problemy kardiologiczne. Na razie operacja na otwartym sercu nie jest wskazana. Ale zaszczepić się już może i z tego powodu zrobiła test na covida. Jutro powinna mieć wynik PCR. Mam nadzieję, że będzie ujemny. Już minął rok jak się do nas wprowadziła. Rynek nieruchomości w obecnej chwili przeżywa zastój. Nikt nie sprzedaje, więc i do oglądania nic nie ma.

Ja czuję się wspaniale. MM pochrapuje to oznak lepszego samopoczucia. Partner córci również robił wczoraj PCR, podobnie jak mój syn z uwagi na charakter pracy sprawdza stan swojego zdrowia dość często. Pieski nie mają kontaktu z innymi pieskami, więc psiego covida mieć nie powinny.

Wróciłam do sypialni. Spania już nie będzie 4 am. Poczekam do 6am, sprawdze co u syna i wtedy możliwe, że usnę.


Kilkakrotnie schodziłam. Syn spał i oddech mial rownomierny. Dosłownie kilka minut przed 6am coś u syna stuknęło. Zbiegłam szybko. Nic się nie stało. Z szafki nocnej coś tam spadło z hukiem gdy po ciemku i na wyczucie poszukiwał butelki z wodą. Głos spokojny, oddech też, oczy i ciało już nie bolą. Poprosił abym się polożyła i odpoczęła bo u niego już wszystko, może nie dobrze ale lepiej niż było.

Jak na razie to ja spać nie pójdę bo MM ma wciąż wyścigi do łazienki. Po „maratonie” przysiadł się do mnie i razem tak dyżurujemy. Dałam jemu czarną (nie mylić z rasizmem) czekoladę z 70%kakao, możliwe że pomoże.


Za moment 7am. Moim zdaniem czas na odpoczynek. Spałam tej nocy tylko godzinkę. Jestem trochę zmęczona.


Wkurzyłam się. Ciężko zachować ostrożność jeśli nie czujesz się chorym. Nic mi nie dolega. Maskę nawet podwójną w domu nakładam, rękawiczki też bardzo często, ręce wysuszone od alkoholu a to wciąż mało. Siedze w samochodzie i czekam na kolejkę do testu covidowego. I co z tego, że w poniedziałek robiłam? A może był jakiś felerny, omyłkowy, z błędem? Jeden więcej nie zaszkodzi. Jak na prawdę mam tego covida to nie będę kombinować żadnego sprzątania, pieczenia, gotowania. Jeśli nie mam to zacznę się martwić, żeby go nie złapać. W tej chwili jestem pomiędzy. No muszę być pewna.

Mam covida-19!!!!

Mam energii za 10 facetów a może i więcej. A mogę ją użyć do textowania, gadania przez drzwi, telefon. Przewracania kartek w książce, ale pranie muszę zrobić.

Jestem zła, bo mój stan „chorobowy”jest bardzo mylący i złudny. Jestem zdrowo chora. Muszę trzymać odpowiedni dystans a nie leciec do rodziny bez maski czy bez, w objęcia. Przed wyjściem ze swojej sypialni, nakładać maskę. Z kuchni korzystać jedynie do przygotowania posiłku i won do siebie.

Zaraz będę istalować się jak nie za bardzo prowizorycznie, jeśli mam konsumować posiłki w swojej sypialni. Eeee nie będzie tak źle, nie jestem chora tylko to coś mam. Tak ma być do środy. W środę na testa.

Zabieram się za zorganizowanie mojego gniazda.

23 godziny do 2022roku

Trudno jest mi usnąć. Wczorajszej nocy błyskawice z piorunami a teraz sowa wrzeszczy. Może wrzeszczy z radości lub smutku, że jest głodna.

Kto to wie?

Myśli krążą po głowie i nie są to miłe myśli. Utwierdzam się w przekonaniu, że sytuacja w tym domu nie jest przyjemna.

Pewien starszy pan powiedział. – Krysztyna, żyj swoim życiem, masz pasje i hobby, zajmij się tym co lubisz. Zacznij żyć dla siebie.

No niby prawda, ale czy to nie jest ignorowanie drugiego człowieka?


Pomyślę o tym rano.


16 godzin do nowego roku. W domu cicho jak makiem zasiał. Pisek który zrzygał sie na pluszowy dywan, za pozwoleniem MM, jest znów na piętrze pod drzwiami mojej sypialni. On się nie odzywa, nawet zamknął drzwi do swojej sypialni. A to co teraz robi to jest manifestacja obrażonego dziecka. Kuźwa zamiast zapieprzać do sklepu po kwiaty, czekoladki lub amerykańskie pączki i prosić o wybaczenie to bawi się w dziecko. Bo mamusia – Krysia przyjdzie i po główce pogłaszcze.

Dość głaskania starego faceta, który nie chce być mężczyzną. Który bardziej kocha sowy na drzewie, niż ludzi.

Dobra, dość narzekania i użalania się. Nikt mnie nie pogłaszcze i nikt nie powie durne … wszystko będzie dobrze, tylko trzeba czasu.

Więc…. Krysia wszystko będzie dobrze, nie martw się, to jest twój dom i bierz się do roboty. Wyłaź z łóżka. Dziś jest Sylwester i będziesz się bawić.

Nie pozwóle zamienić swego domu w dom pogrzebowy!!!!

Starzenie się, czy musi być tak bolące dla innych…

Słyszę jak idzie po schodach. Ale dziś już skrzywdził mnie słowami, więc niczego dobrego nie oczekuję.

Co oznacza słowo KOCHAM.

Kiedy usłyszałam słowo kocham wypowiedziane przez moją bossową w kierunku do jej 5-letniego syna, zdębiałam. Nie miało żadnego znaczenia, nie przekładało się na czyny i zachowania. Oznaczało tylko słowo, wypowiedziane i ulotne. Wypowiadane kilkanaście razy dziennie skierowane do męża i dzieci. Dość długo zastanawiałam się jakie znaczenie ma słowo KOCHAM w amerykańskiej kulturze.

Dawno zrozumiałam, że żadnego znaczenia nie ma, to taki przerywnik jak eeeee, aaaa lub u młodzieży kur…a. Po prostu nic nie znaczy.

Nie idą za tym żadne dobre uczynki i szacunek dla kochanej osoby. Nic, po prostu NIC.

Dziś Wigilja Nowego Roku, moje serce przepełnione jest żalem, smutkiem i samotnością. Nie wiem jak długo jeszcze będę dźwigać ten krzyż. Zrobiłam co mogłam dla swego męża ale to wciąż jemu za mało. On jest nienasycony jak gąbka. Chciałby mieć mnie na własność i oddzielić mnie od moich dzieci. Takim chamskim postępowaniem oddziela mnie od siebie.

Moj MM zamienia się w potwora. Jego pasją i hobby jestem ja. Teraz wiem on zabiera moją energię i miłość do świata, wszystko co we mnie dobre zamienia w niechęć do życia. Mam wrażenie, że wypija ze mnie siły witalne.

Sorry, mówi. Czy to, to samo co kocham? Wiem, że tak, jutro będzie to samo.

Nigdy nie kłóciłam się z moimi dziećmi. Dziś wieczorem pokłóciłam się ze swoją córcią. Na prawdę o bzdety. Później w sms, napisał sorry, odpisałam że powinien być teraz dumny. Wszystko niszczy.

Matka jego nie chciała, pierwsza żona jego nie chciała, więc – moja odpowiedź – zastanów się bo jestem wyjątkowo cierpliwą i wyrozumiałą osobą ale i u mnie się też wszystko kończy. Na ile zrozumiał nie wiem.

Skończył 70-tkę i zaczął narzekać, marudzić i się nudzić. A ja wypiekam jemu chlebek turecki, przytulam na dzień dobry, całuję czółko, dbam o jego na ile mi pozwala. I nie mogę nic powiedzieć kiedy odpowiada na moje propozycje: poczytaj książkę – nudne, podmuchaj liście – nudne, przecież pracujesz -nudne, napraw drzwi – nudne, idź pobiegaj – nudne…..itd

Kurcze, jest mi bardzo przykro, że mi się po raz drugi nie udało. Pomogłam, pomogłam mu spłacić 250 000$ dla IRS za jago oszustwa podatkowe za Afrykę. A było to jeszcze przed naszym ślubem . Nie, nie były by moje te długi bo podpisaliśmy intercyzę. Pomogłam w stosunkach ojciec – córki. Stoję nad nim jak anioł stróż a on odpowiada mi jak diabeł. Włożyłam mnóstwo pracy na nic. Tylko ja o tym wiem jak wiele i ile razy wycierałam jego łzy. Moich nikt nie wycierał, mam długie rękawy, tylko już one tak mokre, że łzy z rękawów już kapią na ziemię. Nie są to łzy radości więc ich nie zbieram do żadnego pojemnika.

Jestem zmęczona.

Nawet nadchodzący Nowy Rok już nie cieszy.

Jak bardzo trzeba nienawidzić ludzi, żeby niszczyć co oni zbudowali.

Trzeci raz💉💉💉🔬

Dzisiejszego poranka zaszczepiliśmy się po raz trzeci.

 

Kiedy to było?

17 grudnia poszliśmy na party z okazji świąt,  jakie organizował MMa klub sportowy CrossFit. A że nie bardzo MM był chętny do uczestniczenia w tej imprezie to i nic nie szykowałam. W ostatniej chwili ubrałam się i powiedziałam aby nie marudził i się szykowal. Na pytanie co zawieziemy – na przeciw jest alkoholowy, zawieziemy pełne butelki. Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy.

Ludzi było sporo. MM wszystkich nie znał, ale poznał. Jest z tych osób, że skutecznie unika ludzi, twierdząc, że woli zwierzęta niż ludzi. W wielu przypadkach popieram. Żyjemy wśród ludzi i trydno uniknąć kontaktów nawet w dobie cowida-19. Praca, mimo że zdalna, do wykonania zadań służbowych niezbędzni są współpracownicy, chociażby na video komunikatorach. 

MM jeśli korzysta z GYM to we wczesnych godzinach porannych 4:30 pm. Poznałam kilka osób oraz kobietkę o nazwisku Papuga. Hahahahaha. Pradziadkowie polacy i tak nazwisko pozostało. Robiłam zdjęcia jedynie telefonem, aparatu jakoś mi się brać nie chciało. Miałam zdjęcia przesłać na emaila trenera ale…. 

18 grudnia, sobota. Czekała na mnie niezbyt miła niespodzianka. Jedna osoba uczestnicząca w party ma covid-19. Była zaszepiona dwukrotnie, po imprezie poczuła sie na tyle żle, że zrobiony test okazał sie dodatni. 

Kosternacja.

Zaszczepiona i miała jakieś objawy. Chora!!!

Sięgnęłam do telefonu i rozpoczęłam szukanie tej osoby. Bingo!!!!! Robiłam jej zdjęcie, wyszło ciekawie. Następne zdjęcie z nagrodą za osiągnięcie czegoś tam.  Robiąc pierwsze zdjęcie byłam 2-3 kroki od niej. Zdjęcie robione z profilu. Drugie już z większej odległości i nie byłam narażona na bezpośredni jej oddech. Muszę zaznaczyć, że wszyscy uczestnicy imprezy byli zaszczepieni co najmniej 2 razy  lecz  ….. nikt nie miał założonej maseczki. Moja też była na wysokości brody. 

I co teraz? Pytanie. MM jako ten herod to jego nic nie weźmie, a mnie to nic nie odpuści. Każde kichnięcie, sapnięcie i pierdnięcie stawiało moich domowników na baczność. Z drugiego końca domu słyszałam…..mamusia wszystko dobrze? jak się czujesz? nie przemęczaj!!! nie spoć się!!!! Kryszia OK???????

22 grudnia zapakowaliśmy swoje litery do samochodu i pojechaliśmy szukać punktu tesowego drive-thru inne tylko z appointmentem. Tylko, wszelkie umówinienia się były dopiero na po świętach. Zdecydowaliśmy na punkt który znajduje się obok nas, walking distance. Podjeżdzamy i …..kolejka, samochodów z 50. Zajęty prawy pas który prowadzi do skrętu w prawo. Ale żaden samochód nie odjeżdżał nie podjeżdżał. To była kolejka do punktu testowego na covid-19. Nie trzeba było mi się dziwić, święta tuż tuż, ludzie udający sie podróż potrzebowali testu. Mój negatywny wynik testu również miał zapewnic bezpieczństwo moim domownikom. Wróciliśmy z MM do domu z niczym. 

Odczekałam ponad godzinkę i tak bliżej lunch, postanowiłam się przejść i zorientować jaka sytuacja jest po kilku godzinach. Porozmawiałam z kilkoma kierowcami z pracownikiem punktu i postanowiłam wrócić po samochód. 

Ustawiłam się w kolejkę, a MM doszedł do mnie po 1 godzinie. Po około 3 godzinach otrzymaliśmy negatywne wyniki. Mogłam zacząć przygotowania do świąt. 

Po powrocie z pracy zakładałam fartuch i pracowałam w kuchni. Przygotowanych potraw nie będę wymieniać. Wszystko było podane na stół w tym samym momencie. 

W miłej i wesołej atmosferze zjedliśmy kolację i po 8pm przeszliśmy do salonu aby zrywać kolorowy papier z prezentów i prezencików. Obdarowywani  cieszyli się z prezentów a ja byłam najbardziej szczęśliwa z panującej atmosfery. 

Lodówka jeszcze zapełniona ale do sylwestra pozostaną resztki, które podejrzewam trafia do śmietnika. 

Czasami ramię pobolewa, podałam do szczepienia lewe ramię. Będzie dobrze i mam nadzieję, że nie będzie jak ostatnim razem. 

__________________________________________

Każdego roku składam życzenia siostrze i jej dzieciom mieszkającym w NY. Do 2018 roku zawsze dzwoniłam do Polski i składałam życzenia młodszej siostrze. 

W tym roku …. już jestem na tyle dorosła i doświadczona nie lekkiego życia, że darowałam sobie dzwonienie w miejsca gdzie mnie nie potrzebują. Byłam potrzebna do wykorzystywania a ja obecnie  się nie daję,  to poszłam w zapomnienie, odstawkę. Nie, nie cierpię i nie mam żalu z tego powodu.

Piszę aby nie zapomnieć, a zapamietać. Jestem z tych osób, co złe wypiera z głowy a pozostawia wszystkie dobre zdarzenia. 

 

Wszystkim czytającym    

 

 

Indycze święto/jak skutecznie odstraszyć człowieka rodzaju męskiego

Zdjecie ze strony overblog

Bardzo boję się trzeciej szczepionki covida. Drugą przeszłam boleśnie i z halucynacjami. Boję się też zachorować na covida. Maseczkę nakładam wszędzie, oprócz domu i poruszania się na świeżym powietrzu i w odpowiedniej odległości od człowieków.

Wczorajszej nocki przyjechała młodsza mego MM na „wakacje”. Będąc już w pidżamie, zeszłam na parter aby ją przywitać i bez żadnych uścisków tak jak to ona lubi. Zerwała się z krzesła, zastopowałam ją…. Tylko bez uścisków proszę…. Na zadane pytanie dlaczego, otrzymała wyjaśnienie, samolot, lotnisko. Że ona zaszepiona 3 dawką itp. Nie dyskutowałam. Wróciłam do sypialni.

Nie słyszałam kiedy MM się położył, spałam snem kamiennym.

Przy śniadaniu MM niemrawy, ale lotem sokoła poszybował do sklepu po bułeczki bo czerstwego chleba ja nie jadam. W czasie “lotu sokoła” MMa do sklepu, wstała jego młodsza. Zeszła do mnie do kuchni i na odległość odbyło się powitanie. Dziwne taka wylewna, a w oczy nie patrzyła.

Ona wróciła do sypialni. MM wrócił z zakupami. Sprawę uścisków przedyskutowaliśmy. Osoba zaszczepiona chroni siebie (jeśli chroni), a nie osoby z otaczającego go kręgu ludzi. A wiedząc, że amerykanie to bardzo „odważny” kraj, w moim stanie zniesiono obowiązek noszenia maseczek.

Młodsza strzeliła focha i spakowała się proszą o odwiezienie jej do apartamentu starszej, pod pretekstem nakarmienia kota. Starsza MMa była na wyjeździe. Ale nie omieszkała powiedzieć, że łóżko niewygodne. MM odwiózł i wrócił podminowany. Młodsza ojcu zrobiła pranie mózgu i MM jak niewypał. Gadał od rzeczy.

-Mogę zadać pytanie? spytałam

Pozwolenie uzyskałam

– jeśli materac czy też łóżko było niewygodne, a wiesz, że ja jestem bardzo delikatna i spałam na tym łóżku ponad sześć miesięcy, dlaczego ona spakowała się rano i nie poczekała do świątecznej kolacji. Mogła poczekać do wieczora. Więc o co chodzi z tym łóżkiem i kotem? Bo kota pod nieobecność starszej dokarmia sąsiadka? Co się tak na prawdę stało?

Niestety MM nie rozumiał tej sytuacji. Ale zadając pytanie wyjaśniłam, że to nie o łóżko chodzi. To nie materac zawinił.

Zastanawiam się, czy wogóle przyjedzie na kolację. Jak zadrinkuje to zwali się nie na łóżko a pod.

Poczekamy, zobaczymy.

Przyjechała. Zjadła i pojechała. MM był niezadowolony.

Nie moja córka i nie mój problem. Jeśli ma problem niech rozwiązuje.

Już od dawna, nie wtrącam się w cudze sprawy.

________________

UPDATE

FEB 5,2024 8:23PM

Młodsza córka MMa całkiem zdurniała powiedziała, że nienawidzi tego miasta i jej noga w tym mieście nie stanie.

A ja wiem swoje. Koleżanki wyszły za mąż, koledzy pożenili się mają swoje rodziny. Przestali clać litrowymi butelkami bo ich nikt nie sponsoruje jak ją MM i jej matka. Może sobie pozwolić, przez ponad 6 miesięcy nie pracować i spać od nocy do nocy, bo nie może zostać dyrektorem teatry jakiejś firmy filmowej czy coś w tym rodzaju. Ale wszyscy wiemy, że kiedy jej matka i ojciec proponowali opłatę dodatkowych studiów to odmówiła, że się jej nie chce. Ojciec w dalszym ciągu zamawia online żarcie pod jej apartament w LA. Sama nazwa LA i Hollywood nie zrobiła z nikogo aktora ani dyrektora, nawet jeśli ona widzi szyld HOLLYWOOD z okien apartamentu nie pomogło jej w zostaniu szefem firmy castingowej. Do tego trzeba mieć nie tylko wykształcenie, doświadczenie ale dużo szczęścia i sprytu a do tego kusą spódniczkę i cycki na wierzchu.

No nie udało się dziewczynie, a lata lecą i 40stka na nosie. Została sama z butelką przy piersi. Szkoda mi jej, bo fajna dziewczyna ale rozpieszczona do granic wytrzymałości.

Jednego nie rozumiem dlaczego kobiety 40 i 40+ śpią z misiami i maskotkami pluszowymi?

Sumując: młodsza nie przyjedzie i w tym roku nie przyjechała na święta, starsza MMa to inna piosenka ale wciąż śpi z misiem.

Mówią, pociąg odszedł. Tak odszedł z chwilą kiedy ogłosiły na fejsie, że zaręczynowy pierścionek ma być powyżej, chyba 50k. Jak MM przeczytał to aż za głowę się złapał. Młodzi panowie się rozpierzchli jak przestraszone wróbelki. Nawet żadna wrona rodzaju męskiego nie została na polu bitwy o rękę pań.

Jak można skutecznie odstraszyć człowieka rodzaju męskiego.

Jak zbity pies…..

Jak dobrze wstać skoro świt 🎶🎶🎶🎶🎶🎶🎶 aha, aha. Wstałam po 8am. Wspaniale mi się spało. Termostatu MM nie dotykal i było komfortowo, nie zazimno nie za gorąco. Odpaliłam komputer i zeszłam na kawę. MM był już w kuchni. Na dzien dobry nie było przytulanka. Nie czułam potrzeby i nie chciałam, nie miałam ochoty. Po wczorajszym został mi ogromny smutek. Nie rozumiem, wciąż nie rozumiem, jeśli MM zbił mój ulubiony kubek nie robiłam z tego problemu. Noża nie połamałam, nie wyrzuciłam do smieci, był w szufladzie, on zrobił mi aferę.

Przez cały dzień używałam innych noży, jeśli już dzielić na moje i twoje, używałam noż które przywiozłam z Polski. Używałam też innej mojej stolnicy, nie tej mojej dużej której MM. śmiechu warte.

Staram się wszystko przesnalizować i uspokoić …. teraz te odziedziczone noże.

Rozmawiamy, oczywiście że tak. Tylko znów we mnie coś pękło, colzegoś ubyło. Potrzebuję, jak zawsze kilku dni (około tygodnia) aby siebie poskładać, skleić, przeżyć. Jestem z tych z WWO. Po prostu jakoś żyję z tym ale nie powiem, żeby było lekko. Masę lektury przeczytałam, masę lekarstw przyjęłam. Tego się nie leczy, można jedynie system nerwowy trochę uspokoić. Ostatecznie jest jak jest.

Na kompie nie musiałam siedzieć długo. Udało się zgrabnie i szybko wszystko załatwić, Wyszłam na zewnątrz, powiesiłam pierwszy sznur lampek. Wieczorkiem włączyłam, reakcja rodziny lecząca moje ranne serce. Wiem, że za wcześnie zostawiać włączone na noc. Jeszcze indyk ale po indyku będę miała gotowe oświetlenie świąteczne. Planuję 1 grudnia zrobić generalne bum. 😁

Jednak do szczęścia mało mi trzeba, dziś, jedynie kolorów.

Noc duchów

November 1st jest dniem pracującym. Nie ma zmiłuj sie nawet dla uczniów. Pierwszy raz przebudziłam się po 5 minutach snu. Organizm był gotowy do działania. Od 3 do 5 rano próbowałam zasnąć, bez powodzenia. Ostatecznie około 3 godziny miałam przespane.

Może obudzio mnie zimno? Szalony MM obniżył temperaturę. No kurcze ale nie nałoże na głowe koca elektrycznego, czapkę mogę ale to przesada robić w domu lodówkę kiedy na zewnątrz dzis 8C. I co z tego że na plusie, sam plus nie doda ciepła. A 8 to nie 22. Gdy przebudziłam się o 3 z zimną głową, podwyższyłam temp i mogłam sobie leżeć odkryta. W sypialni zrobiło się cieplutko.

A po pracy!!!

Do domu dotarłam w niesamowicie dobrym nastroju. Przewitałm pieski. Wytarmosiłam je i MM. Szczęśliwi moi domownicy to i ja szczęśliwa. Ale coś poszło nie tak. Nie umiem się kłócić, no nie umiem, a przeciwnik nie jest zainteresowany, dyskusją. Po usłyszeniu pierwszych kilka „słów” opuszczam pola bitwy. Nie jestem zainteresowana zrobienie komuś przykrości. A mogłabym mogłabym to zrobić. Wyszłam na spacer, wylałam mały staw łez.

Gdy wróciłam przypomniałam …że swemu Tatusiowi nie zapaliłam świecy. Postawiłam Tatusia zdjęcie, zapaliłam świecę, włączyłam Tatusia muzykę i z tęsnoty, żalu i niemożności niesienia pomocy mamusi rozryczałam się jak 1000 bobrów. Całe moje życie wierzyłam, że swoich rodziców ustrzegę przed złem, przed starością i śmiercią. Niestety, los za mnie zadecydował. Moi rodzice również wierzyli, że ja jedyna dam im oparcie. Nie dałam, mentalne tak ale fizycznego tego namacalnego od wyjazdu z Polski, nie dałam. Nie ustrzegłam ich przed moimi siostrami i jest mi z tym bardzo ciężko.

A ten mój wyskakuje mi, ze swoim nożem, bo kuźwa w komplecie nie ma noża kuchennego z ząbkami. Bo to jego matki. Jakiej matki? O jakiej matce on mi mówi. Która lała go gdzie popadnie, ojciec go nie chciał matka też. Żeby uciec przed „kochającą” matką, uciekł do wojska i zaraz na wojnę. Jaka to kobieta której mieszkanie socjalne po jej śmierci było jak pijacki chlew. Sprzątałam i widziałam. Nic nie dostał od matki oprócz razów i teraz matka? Zabrał po śmierci ten stojaczek z nożami w którym brakowało dwóch noży. I teraz to jest jego dziedzictwo? !!! Położyłam ten nóż do szuflady, ponieważ był tak umieszczony w stojaczku, że tylko się w pierwszej kolejności po jego sięgało.

Kupię sobie swoje noże. Tylko nie rozumiem dlaczego MM zaczyna dzielić rzeczy na moje i twoje. Starość?

Kiedyś taki nie był.

Może to wina wirusa? Za długo siedzi w domu, pracuje, nie ma kontaktów z ludźmi. Ekran komputera to praca i konferencje, nie ma luźnych rozmów, żartów. Ludzie stają się dzikusami, chamami.

W smutnym nastroju podreptałam do sypialni. MM już spał, podeszłam, pogłaskałam po policzku. Przebudził się, ze smutkiem spojrzal mi w oczy i ….. kocham moją krysie….

Za chwilę i ja usnęłam.

Obgadane problemy

Wczoraj dokończyłam sprzątanko. Jestem gotowa na Thanksgiving. Jak zwykle MM przygotuje indyka i inne specjały, ja upiekę ciasto marchewkowe i ciasteczka imbirowe. Nie trawię cynamonu i jego zapachu. W sklepach w tej chwili przy wejściach ustawione są miotły z zapachem cynamonu. Te sklepy omijam ogromnym kręgiem. Nic co zawiera cynamon nie jest jadalne dla mnie. Oczywiście przprawę cynamonu posiadam w kuchni lecz jej nikt nie używa.

Stół już jest nakryty, później przetrę talerze i sztućce alkoholem. Muszę jakoś sobie życie ułatwić.

Popołudnie spędziliśmy w Madeleine popijając cappucinno i słuchając francuskiej muzyki. Dawno dawno temu uczyłam się języka francuskiego. Opanowałam go na poziomie komunikatywnym, lepiej szło mi pisanie i czytanie. Nie używany został zapomniany. Pojedyńcze słowa pamiętam. Zdanie na poziomie mniej niż podstawym ułożę ale z wymową i zrozumieniem jest zerowo. Pewnie, że szkoda. To jest język który uwielbiałam.

Obgadaliśmy problemy jakie mnie nurtują, włącznie z dżemem na kuchennej podłodze. Poruszenie moich domowo-kuchennych problemów pomógł mi zaistniały dość przykry dla MM incydent. A więc, wykorzystałam sytuację.

Kawusia

Mam nadzieję, że z zauważalnym skutkiem w niedalekiej przyszłości.

Zajechaliśmy po drodze do kilku sklepów. Poszukuję lampki z dodatkiem srebrnego względnie świątecznego bożenarodzeniowego koloru. Podjadę w najbliższych dniach do komisu. Na pewno coś znajdę. W tym tygodniu rozpocznę ozdabianie na zewnątrz z tym, że światełka włączę dopiero po indyku.

I najważniejsze, oddaliśmy koc elektryczny z powrotem do sklepu. Ostatniej nocy na 1 levelu omal się nie usmażyłam. Gorąc mnie straszelna obudziła. Dziś otrzymałam z amazona koc elektryczny z innej firmy, wykupiłam też 4 letnią gwarancję. Kocyk mięciutki, puszysty i grzeje tak jak powinien. Jestem zadowolona z zakupu.

Kocyk

A to przecież najważniejsze.

Telefoniczne rozmowy

Wczorajszy dzień to właściwie przespałam. Na przemian, budziłam się i spałam, spałam i budziłam się. Czułam się bardzo zmęczona i wykończona. Noc przespałam bez żadnych niespodzianek.

O poranku. Pierwsze spojrzenie w lustro. Spuchnięta ale bez kolorowych siniaków. Po południu, mogłam się udać do lokalnej meksykańskiej restauracji celem uczestniczenia w urodzinach niemęża mojej córci.

Jutro niedziela to oczywiste, że mam wolne. Poniedziałek wolny. ożliwe, że i wtorek będę miała wolne. Zobaczymy jak będę się czuła i czy opuchnięcie zejdzie. Rany goją się i mam nadzieję, że wolny wtorek nie będzie mi potrzebny.

Dziś dzwoniłam do mamusi. Demencja przeplata się z rzeczywistością. Trudno momentami się porozumieć. Ale daję radę, nie jest łatwo kiedy rozmowa jest na podsłuchu. Lepiej tak niż, żebym zostawiła mamusię bez rozmów. Starsza wogóle nie dzwoni, młodsza nie zajmuje się takimi sprawami jak rozmowa z matką. Mojej mamusi została rozmowa tylko ze mną. Raz w tygodniu wprawdzie, lepsze to nic wogóle, tak jak to było przez 5 miesięcy. Odłączyli mamusię od ipada/skypa, wyłączyli telefon i tylko od mamusi brata otrzymywałam informacje o jej zdrowiu. Teraz mamy kontakt telefoniczny. Podobno chcą mnie finansowo ukarać. Nie szkodzi. Nie narzekam, mogę płacić za połączenia telefoniczne aby mamusia miała ze mną kontakt. Przykre to wszystko jest, bo nie tylko chodzi o połączenia. Tłumaczę mamusi wiele spraw np. dlaczego jej emeryturę zabierają, dlaczego jak ręce ją bolą i utrzymać łyżki nie może to talerz zabierają z niedokończoną zupą, dlaczego dają jedynie jedną buleczkę kiedy prosi o dwie. Między tym narzekaniem przeplata się dom w którym się wychowała i na młodszą i jej córkę mówi dwie blondyny tutaj mieszkają. Opowiada mi też, że blondyny obgadują mnie. Po jakimś czasie wraca do rzeczywistości aby za chwilę spytać gdzie jej rodzice teraz mieszkają. Tak mija mi godzina rozmowy, tłumaczenia i słuchania.

Dużo czytam o demencji i uczę się prowadzenia rozmów z takimi osobami. Nie jest łatwo, potrzebna jest anielska cierpliwość.

Przykro mi, że młodsza dając słuchawkę mamusi wydziera się i kurwami rzuca. Niestety mamusia nie odbierze już telefonu, mówi że słuchawka jest maleńka i nie widzi gdzie ma nacisnąć. Aparat telefoniczny który kupiłam 2 lata temu dostosowany był dla osób starszych, został wyrzucony.

Co za świat, co za ludzie?

Mamusia chce już umrzeć. Tylko to umieranie jej się przedłuża. Na urodziny 13 września miała kwiatki od młodszej, miała też awanturę z wyzwiskami. Młodsza wraz ze swoim mężem, zapomiała się, byłam po drugiej stronie telefonu, słyszałam. Awantura była o kromkę chleba, którą mamusia położyła na łóżku i przykryła kocem.

Czasami jest lepiej umierać z daleka od rodziny.

Aby się nie spełniła czarna wizja mego wyjazdu.

Dziś musiałam obudzić się o 5am aby dotrzeć do pracy na 6:30am. MM (podobno) zawsze był rannym ptaszkiem a, że potrafi tupać już o 3:30am to ja wiem. Czasami zdurnieć można od tupania i wyjmowania naczyń ze zmywarki. A więc zeszłam na parter do kuchni i od słowa do słowa, dowiedziałam się, że…..MMa starsza córka będzie nam towarzyszyć, to nie jest problem, ponieważ będzie naszym przewodnikiem. Tylko….ten pies. Bardzo lubię jej psa ale …. nie lubię zapachu psa, szczególnie po kąpieli w jeziorze czy rzece. Onon będzie nam towarzyszył podobno wszędzie. Nie wiem jaki samochód MM zarezerwował, ale na pewno nie autobus. Tam to było by sporo miejsca dla naszej trójki i psa.

Córka MM bardzo podekscytowana. Ja trochę mniej po otrzymanych informacjach. Chciałam nawet zrezygnować z brania dużego aparatu bo swoją wagę ma. MM zaoferował się, że on to wszystko będzie targać. Ok, jeśli tak to jestem ZA.

Tylko ten pies mi z głowy wyjść nie może. To nie jest jakiś mini piesek, jest dużych rozmiarów. Starsza rozpieściła go, wszystko jemu wolno. Bo to trzeba przytulić zwierze, pogłaskać, dobrze że całusy z języczkiem nie będą wymagane. No jestem złośliwa, i co z tego? Ja wiem co mnie czeka. Wolałabym już zostać w domu, co tam gwieździste niebo i inne atrakcje. W domu spokój, dwa pieski ale z kulturą. A ten zbój jak mnie zobaczy (no kocha mnie) to rzuci sie na mnie. Później mnie nie odstąpi, będzie łazić wszędzie za mną. A wiecie co? Mam nadzieję, że mnie zapomniał, przecież już chyba 3 lata minęły. A może ma demencję?

Wiem, wiem, przetrzymam, przeżyję, nie dam się, będę na uboczu. Uciekać nie ucieknę bo zabłądzę.

Dobrze, że mamy hotel a nie ze starszą w apartamenie, bo na to, to bym się nie pisała. Wolałabym sufit w sypialni oglądać a nie gwiazdy na niebie. A ciekawa jestem czy ten zbój będzie wyć do księżyca.

Mam nadzieję na udany wyjazd.

Ponarzekam…. eh życie

Mieliśmy bardzo biedne miesiące i dni. Nie tylko my, covid wszystkich przycisnął do muru. Nam się też dostało. Budżet domowy się skurczył. W prwnym momencie zarabiałam na nasze utrzymanie i rachunki, a MM intensywnie szukał pracy. Zgodnie z wykształceniem była jak najbardziej praca, pod warunkiem przeprowadzki do innego stany w przeciągu miesiąca. Istna komedia. Zostawić dom i przeprowadzać się …. do innego stanu, chyba pod namiot na trawnik miejski. Ostatecznie zatrudnił się do UPS na stawkę $15,50/h (pracownik fizyczny) minus tax i ubezpieczenia na rękę było +|- $12/h. Praca stojąca na taśmie, nic ciężkiego, nic lekkiego. Nie kamieniołomy i nie fabryka puchu. Narzekał, jęczał, marudził każdego dnia, uspokajałam, plecy, stopy, ręce masowałam. Pocieszałam mówiąc, że nie musi już męczyć się podnoszeniem swoich hantli, biegać z 20kg plecakiem po dzielnicy, że za ćwiczenia fizyczne dostaje teraz kasę.

Patrzyłam jak fajnie schodzi z wagi i cieszyłam się wraz z nim. Kurcze zawsze z nim i obok niego jestem.

Ostatecznie, facet zrobił się z niego!! Jak mi się podobał!!! No jestem wzrokowcem i nic na to nie poradzę.

No i bańka pękła. Rozpoczęły się tel od rekrutorów. Jeden przebijał drugiego. Na raz zrobiło się “tłocznie” na łączach. A że to tylko propozycje to kazałam MMowi w UPS pracować, bo już już….miał rzucić pracę, częściej i ostrzej narzeka, że UPS to nie jest jego. 15,50$/h brutto to nie jest cud ale żebrząc na ulicy można i tego nie nazbierać przez cały dzień, tłumaczyłam. Ofert było kilka, każda kusząca. Oczywiście fajnie jeśli jest z czego wybrać, ale jak dobrze wybrać? to już jest karkołomna gimnastyka. Po długich dyskusjach, analizach i namysłach, wybraliśmy. Wtedy też zrezygnował z UPS. To nie było tak, że zadzwonił i poinformował. Kierownictwo już wcześniej zostało poinformowane, że zatrudnił się do momentu znalezienia pracy zgodnej z zawodem i byli też infirmowani na jakim etapie są te poszukiwania.

Zaczęły się moje rozterki.

Lodówka otwierała się za często.

– a gdzie jest salami? Było całe opakowanie! – pytał zdziwiony stojąc przy otwartej lodówce

– Krysia!!!kto zjadł mój dżem!? – wołał

A na kolację pół kurczaka sobie robił w mimrofali. Jeszcze to wszystko zagryzał lodami. I tak od rana do nocy.

– co ty dziś jadłaś? czemu nic nie jesz? – nieustannie mnie pytał. – jem kiedy potrzebuję, nie będę jeść wraz z tobą, kiedy ostatnio swoją wagę sprawdzałeś? – pytam – wszystko pod kontrolą – słyszałam odpowiedź – ok

Widzę, jak MM się powiększa i powiększa i aby ukryć brzuch, nakłada większe, luźniejsze koszulki. Patrząc na jego rozmiary można wiarę stracić nie tylko humor.

Był rok kiedy byłam okrąglejsza. Jak nie być? przechodząc z jednej do drugiej restauracji. Słysząc – jedz bo zachorujesz, jedz bo smaczne, jedz bo potrzebujesz energii. Tylko po kiego licha potrzeba jest eneria przed samym spaniem? Zastosowałam dietę IDIOT – pierwsze 3 dni były bardzo ciężkie. Trwała prawie 2 miesiące. Ogólnie tę dietę stosowałam dwa razy. Obecnie moją dietą jest MT oraz PCOŻ. To znaczy: MniejszyTalerz oraz PatrzCoŻresz. Nie zjadam do ostatniego kawałeczka, nie zapycham się.

Trzeba chcieć a nie tylko o tym gadać!

MM przestał chodzić z plecakiem. Mimo, że każdego poranka o tym mówi. MM zaczął stosować dietę, wszystko i dużo i pełny brzuch.

Rozmowy żadnej z nim nie mogę przeprowadzić (na razie). Obrazi się i nie na żarty, a i tak to nic nie da. Kiedy lekarka powiedziała, że musi zrzucić wagę, nie chodził około 2 lat, do momentu aż go przycisnęło.

Poleci do NYC lub Chicago, wróci podwójny.

Jak na razie jest jak jest.

Dziwne jest jedno, komentuje grubasów.


Porozmawiałam z MM. Nie mogę na dzisiejszej randce być bez humoru.

Już nie marudzę😁