Siódma doba z kieliszkiem w dłoni

Dziś o poranku, coś takiego pukało do mojego okna kuchennego.

Jak nie być zadowolonym z wizyty takiego gościa?

Dzień był wspaniały, takich więcej, proszę.🙏

Pogoda wyśmienita, mogłaby być przez cały rok.

Po pracy ptzycieliśmy tylko jedną listwę i pojechaliśmy do sklepu budowlanego po listwy kryjące i silikon.

Po powrocie z zakupów zdecydowałam, że na dziś zamykam swój zakład remontowy i udaję się na zasłużony wypoczynek do soboty.

Roboty idą wyśmienicie, więc wstrzymuję.

Jutro mam w planie, po pracy wyskoczyć do meksykańskiej, więc czasu nie będzie na remonty.

Ręka?

Zdjęłam czerwany uciskowy bandaż. To co mi kłuło w rękę pod gipsem, nie przestalo ale o wiele wiele ulżyło.

Odkryłam, że gips mam na części ręki, nie na całej. Nie na rozcięciu gdzie mi grzebano ale powyżej.

Ważne, że ulżyło i w zasadzie to nic mi nie jest.

Jeśli nic nie jest, zaserwowałam sobie Martini Snikiers. No i po drugim łyczku ze słomki zamuliło.

Składniki były w porcjach jakie wskazano w przepisie. Z wódką Ocean, zaszalalam.

Zamuliło i szybko puściło. Drugiego Martini nie robiłam.

I tym „pijackim” akcentem kończę stukanie w klawiaturę iphona.

Pozdrawiam

Niezapowiedziana wizyta

Oczywiście, że nie zapowiedziana. Odpoczywałam po parasolem ….pod parasolem cichutko siedziałam … aż tu nagle bezwstydnik wspiął się po metalowym pręcie, nie tańczył na rurze ale jak uciekał to zwinnie mu opad wyszedł. Przyglądam się, ale nie mogłam rozpoznać, oni to tak do siebie podobni….mój ulubieniec który daje się podejść czy jego kumpel? Kto to by wiedział? Tel. ze sobą zawsze mam, prawda? kto by nie miał? takie czasy. To jest jakiś rodzaj niewolnictwa.

Ale co tam. Idę, zbliżam się, nadchodzę…a on pakuje w swoje woreczki jak najwięcej nasionek. Podchodzę na paluszkach jeszcze bliżej …czasami zatrzymuję się, a on spogląda na mnie zachęcająco. No to ja zachęcona i rozochocona, posuwistym krokiem zbliżam się i zbliżam, aż on czmyk i zjechał z ruro-pręta. A miałam taka ochotę na niego. Ale miałam ubaw. hahahaha

Nie to co te z długimi ogonami (oposy), pod osłoną nocy rozwalaja mi płytki. Każdego poranka ja układam, a oni mi przewracają. Szukają smakołyków. Tylko… zanim oni nadejdą to wiewióry wszystko zeżrą.