Może to nie było takie całkowite lenistwo. Wprawdzie z łóżka wyszłam w południe, ale coś tam upitrasiłam. Na powórzu przy drzwiach garażowych popieliłam. Do łóżka, wciągnęło mnie około 4pm.
Dopiero ból głowy, przypomniał mi aby zmierzyć ciśnienie. Mimo tabletek ciśnienie rosło do 2am. Bałam się usnąć. 161/88 nie jest to niskie, tym bardziej po całej tabletce Valsartanu i Hydr… coś tam. Poczekam jeszcze z pół godziny.
Jestem zmęczona i chętnie już bym usnęła.
Było przed 4am, kiedy zmęczona rosnącym wciąż ciśnieniem, bólem głowy i mokrym czołem i szyją od mokrego ręcznika, usnęłam.
Wtoreczek
Przed 8 am, obudziła mnie cicha melodia komórki. Sms od Sandry otworzył mi oczy. Jest w szpitalu, zakażenie krwi, przerzuty na płuca i kości. Zrobiło mi się przykro. Ja mam jakieś tam ciśnienie a ona walczy o życie. Tylko moje wysokie ciśnienie może mnie doprowadzić również na cmentarz. Nie będę się targować, ale Sandra naprawdę w tej chwili cierpi. Odwiedzin nie chce, córcia się nią opiekuje. W krótkim czasie da znać co dalej i ewentualnie kiedy będzie w domu. Smutne.
To jest moja Sandra – baletnica. Pochodzi z Francji, ukończyła szkołę baletową w Paryżu i tam też tańczyła. Wspaniała osobowość.
Dla odmiany, dziś ciśnienie bardzo niskie. Poruszam się powoli, głowa ciężka, myśli biegną wolno, szybko się męczę, zimne poty występują na czole i czuję jak plecy robią się mokre.
Pchając wózek sklepowy z zakupami musiałam dwa razy przystanąć.
Czy to ciśnienie zawsze tak będzie skakać? Czy będzie tak samo jak z moim Tatusiem?
Tylko… On dożył do 91 lat, ja też bym tak chciała. Zobaczyć moje dzieci jak dają sobie radę. Jak po szczeblach kariery pną się do góry ( podobnie jak ich mama). Nie mówię o wnukach, moje dzieci uważają że jeszcze jest czas na dzieci, a ja też nie jestem gotowa na kwilące maleństwa.
Ciekawa jestem jaka partia polityczna wygra w Polsce i USA w następnych wyborach.
Chciałabym też zobaczyć latające taxi.
Niestety, człowiek nie zna dnia ani godziny swego odejścia.
Aby nie odchodzić z tego padołu z pustym żołądkiem. Ugotowałam kopytka, a że nigdy nie miałam pomysłu z czym je podawać, zjadłam tak po prostu “na sucho”. Wiele jest porad podawania kopytek, ale nic mi nie pasowało i nie pasuje.
Żeby mi się jeszcze bardziej nudziło, internet wysiadł i tv nie działa. Spożytkowałam te kilka godzinek na posadzenie cebulek kwiatów na MM rabatce. Mają urosnąć kwiatki do których będą zlatywać się motyle. Wtedy MM chwyci aparat i będzie cykać zdjęcia.
Teraz zasłużyłam na odpoczynek.
Na zakończenie dnia upiekłam biszkopt z jabłkami.
1 szklanka mąki
1 szklanka cukru
1 opakowanie cukru waniliowego
6-7 jajek w zależności od wielkości
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
4 duże jabłka
——-
Jajka z solą i cukrem i cukrem waniliowym, mieszam mikserem na największych obrotach około 2 minut. Dodaję mąkę i proszek do pieczenia. Mieszam około 2-3 minut. Odstawiam na chwilę.
Obieram jabłka, kroję i pisypuję mąką, mieszam do połączenia się mąki z jabłkami.
Jabłka wkładam do ciasta i mieszam łyżką. Wlewam wszystko do okrąfłej foremki.
—–
Jabłka posypuję mąką aby w czasie pieczenia nie opadały na dół biszkoptu.
—–
Biszkopt pychotka.
Przed snem sprawdziłam ciśnienie, jest niskie ale już lepiej, czuję się też lepiej.
Będę żyć!!!!!😀