Wczoraj była uroczystość z zakończenia nauki na uniwersytecie mojej córci.
Oczywiście byliśmy o czasie. Synek też się nie spóźnił mimo wielkich korków. Uroczystość graduacyjna odbywała się na stadionie, przez dwa dni – 8-9 maj 2019. Moja córcia miała uroczystość 9 maja. Oczywiście, że byłam przejęta, podekscytowana.
Byłam podekscytowana każdym rozpoczynającym się rokiem szkolnym i jego ukońķczeniem w żłobku, przedszkolu, szkole podstawowej. Niestety nie było mi dane uczestniczyć w gimnazjum, szkole średniej i córci uniwersytecie w Polsce.
Za to teraz, mam wielką radość. Syn ukończył tutaj szkołę średnią. Obydwoje ukończyli college. Córcia ukończyła uniwersytet, synowi pozostało jeszcze 1,5 roku nauki na uniwersytecie.
Po wyczytaniu nazwiska córci podobnie jak wszyscy (zgodnie ze zwyczajem) w tym momencie, krzyczałam, głośno krzyczałam.
Później zdjęcia przed budynkiem uniwersytetu i…powrót do domku. Mieliśmy czas na odsapnięcie, odpoczynek i przebranie.
Po wczorajszej uroczystości wstawało się trochę ciężko. Nie to, że się spiłam, bo nie spiłam. Dwa drinki z minimalną dawką rumu to nie może, zaszkodzić i nie spowoduje zawrotów głowy.
Od około tygodnia samopoczucie mam nie najlepsze. Jestem napięta jak struna i wszystko mnie drażni. Żeby nie krytykować MM niesprawiedliwie, milczałam. No bo przecież ja jestem: perfekcyjna, nieomylna, wspaniała, mądra, pracowita, wyrozumiała itp. 🤪🤪🤪🤪🤪
Perfekcyjna? Oj oj do perfekcji to mi brakuje wiele mil świetlnych.
Nieomylna? Żeby ukryć swoją nieomylność, przyznaję …pomyliłam się…🤨
Wspaniała? Zależy w czym, bo to określenie jest bardzo ogólne.
Mądra? Nie ma ogólnej mądrości. Mądra w jednym, nie mądra w czym innym.
Pracowita? Normalny pracocholik. Padam na pysk ze zmęczenia i wściekam się, że sił mi nie starcza. Muszę siebie powstrzymywać, w innym przypadku umrę z wyczerpania.?
Wyrozumiała? Do bólu. Rozumiem żebraka, robaka, bogatego i ptaka. Pieska, berbecia i inne śmiecia.
To i znalazłam powód mego rozdrażnienia.
Duży palec u nogi dokucza, nie mogę nosić normalnego obuwia.
Pracy na “polu” nie dokończyłam, do domu wchodzę w butach, na kuchennym stole zawsze coś leży (korespondencja, torebka, jakieś witaminy…). Nie nadążam z pracami domowymi a doba ma 24godziny. Śpię za długo? !!!!
Deszcz połamał gałązki a ja do pracy muszę jechać!!!
No i jak, jak się nie denerwować!!!
A wczoraj mi na mego paluszka, zsunęło sie menu z kolan MM w ciężkiej oprawie z metalowymi brzegami. Udało mi się nałożyć czółenka z odkrytymi paluszkami.
Wstałam od stolika, wstałam? Nie to nie było wstawanie. Starałam się aby nikt nie zauważył. Wylazłam a wstałam przy mocnym opieraniu się o krzesło (było bardzo wygodne).
Szłam? Człapałam do toalety, myślałam, że upadnę z bólu. Łzy spływały po policzkach, aby nie rozpłakać się w głos, zakryłam usta dłonią.
W toalecie zrobiłam zimy okład. Ulżyło, zimna woda pomogła na ostry ból i na łzy. Poczułam się znacznie lepiej. Gdy córcia weszła, byłam tak na 75% sprawna.
Uspokoiła mnie, pocieszyła moja córcia. Jeszcze jeden okładzik, doprowadzenie twarzyczki do poprzedniego wyglądu, mzna było wyjść z toalety.
Na pytania MM…co sie stało.. odpowiedziałam..wszystko dobrze.
Przecież nie jego wina, że menu się osunęło. Jeszcze chwilka i na prawdę wszystko wróciło do normy.
Byliśmy w restauracji w szóstkę. MM i ja, MSJ z Valerią, MCD z Ivankiem.
Gdy syn zadzwonił czy może zaprosić Valerię, byłam zdziwiona, że jej rodzice nie świętują wraz z nią graduacji. No niestety nie świętowali. Nawet nie wiem czy byli na uroczystość na uniwersytecie. Valeria omijała temat. Nikt nie drążył.
Atmosfera była super i dwie dziewczyny z okazji graduacji dostały od szefa restauracji małe torciki, od menagera restauracji po drinku (za darmo).
A MM powtarza mi, NIC NIE MA ZA DARMO.