Masaż bezdotykowy

Dziś jak co drugi dzień, zrobiłam fizykoterapię. Na jej zakończenie stosuję ciepły masaż. Nie są to paluszki naszej Basieńki ale te kule uwierające moje plecki, również są pomocne.

Pierwszy i kilka następnych masaży zrobiła mi fizykoterapeutka. (Obecnie fizykoterapię wykonuję sama w domu)

Aby ktokolwiek mógł dotknąć mego ciała, muszę mieć ogromne zaufanie. Obce dotyki, głaskania i przytulania nie są dla mnie. Dobrze, że mamy wirusa, to nikt nawet ręki nie podaje. Nie lubiłam, właściwie unikałam męskich pocałunków w rękę. Na myśl o tym robi mi się nieprzyjemnie.

Po przeczytaniu Basi ostatniego posta, aż zachciało mi się udać na masaż do tej zmysłowej czarodziejski. Niestety wielka odległość nas dzieli. Ale mam zapisane w swoich szarych komórkach. Jak nie masaż to przynajmniej spotkanie przy kawie lub zielonej herbacie.

Zakończony masaż. Plecki rozgrzane, powolutku mogę udać się na swoje “pole”.

Poszalałam z grabiami na moim “polu”. Czasami, a może i częściej niż czasami trzeba zrobić masaż matce naturze. Ziemia nasza ukochana najpierw nas żywi a na koniec nas otuli, więc należy o nią odpowiednio zadbać. Masaż był 3godzinny. Nie oczekuję plonów, bo nie pora, masowałam z satysfakcją, że ONA potrzebuje czesania i smerania tam i ówdzie. A po masażu …. po masażu Ziemia otrzymała prysznic. Taki naturalny z chmurek!!!!

Co za radość i dla mnie i mego “pola”

Nadchodzi jesień

W moim ogrodzie już wczesna jesień. W tym roku wcześniej niż w poprzednich. Wiosna była ulewna ale lato suche, za suche i drzewna zaczęły gubić liście. Dziś po raz pierwszy tej jesieni, rozpoczęłam pierwsze dmuchanie liści. Scinanie małpiej trawy i innych ozdobnych.

Tak w tym roku wcześniej, bo gdy wrócę z Polski będzie już wszystko zasypane liśćmi. Tak, tak, muszę udać się do “paszczy lwa”. Czeka mnie ciężka praca. Wiem, że dam radę, długa podróż zawsze mnie przeraża.

Jutro i sobotę mam na ukończenie ścieżki. Został mi mały podest. No i uzupełnienie krawężników. Tak niewiele do ukończenia, a ja zajmuję się wycinaniem traw🤪.

MM też stoi z pracami malarskimi tylko on wraca na weekendy. Jak na razie postój.

Codzienne gadanie

Po przebudzeniu przeciągnęłam się jak kocica. Wolniutko, słuchając każdej kosteczki, czy aby nic nie gruchnie w tym moim spracowanym ciałku.

Dziś zrobiłam przerwę od cementu.

Wczoraj córcia jak i MM spytali…jak długo robię ścieżkę….

I to było pytanie za milion.

Przed Arubą czy po, rozpoczęłam? A może jesienią ubiegłego roku?

Zdawało mi się, że nad ścieżką klęczę, kucam i się pochylam od jesieni ubiegłego roku i wydawało się, że robię całą wieczność!

Sięgnęłam do notatek i ….. wielkie zdziwienie. Po ciśnieniowym myciu podjazdów, patio, decku i starej ścieżki, prace z cementem rozpoczęłam po 10 maja. Wyłączając lipiec ( stres związany z pogrzebem), nad ścieżką pracowałam tylko 3 miesiące.

Do ukończenia zostało mi jedynie 2,5-3m.

Poranek wspaniały ale robi się gorąco i nie tak praca fizyczna wykańcza jak gorąco lejące się z nieba.

Dokończę w piątek po pracy lub sobotę.

Czym bliżej końca tym bardziej zmęczona jestem fizycznie i psychicznie.

Amber jedzie dziś na zdjęcie szwów. Jeszcze dywan w jadalni kuchennej musi być zabezpieczony specjalnym materiałam jaki używany jest do zabezpieczeń podłóg przed malowaniem sufitów i ścian.

Nie ciekawy to widok ale…dywan jest pluszowy i gruby, ciężko jest taszczyć go do prania.

A więc, dziś “odpoczywam”🤪

MM pomóg mi poprzenośić wielkie donice z tarasu. Malowanie tarasu wciąż trwa.

Po obejściu moich “hektarów” koło południa skryłam się w domku i teraz, odooczynek.

Nareszcie.