Wolny i nie wolny

Od wczoraj mamy ładną pogodę. Z zapowiadanych deszczów, nic się nie pojawiło. Słońce i jeszcze raz słońce. Odczekałam do 11am i wyszłam na zewnątrz. Najpierw z dmuchawą, sekatorem, kosiarką i obcinarką. Tak zawzięcie pracowałam, że przecięłam przewód elektryczny. A że u nas przedłużaczy jak w sklepie, zamieniłam przecięty niesprawny na inny użyteczny.

Z przerwami na spożycie wody dla orzeźwienia pracowałam do 7:30pm. Dmuchałam, przycinałam, formowałam. Nie miałam już czasu na posprzątanie gałęzi bo w przeciwnym razie padłabym brudna i nikt by mnie nie zmusił do wzięcia prysznica.

Prysznic dodał mi sił i mogłabym, ponownie wylecieć na yard i zbierać gałęzie. No jestem szalona ale …. Odpoczynek po pracy to rzecz święta.

Jednym słowem: wszystko ma swój czas i nie trzeba tego niszczyć.

Co się u mnie dzieje?

Zdrowotnie jest mniej niż OK. Rękę trochę ćwiczę i troszkę masuję to i rezulat jest TROSZKĘ. Po prostu nie mam czasu na zajęcie się moją lewą ręką. Wyśmienicie pracuje mi się z usztywniaczem. Zdejmuję wyłącznie do spania i wtedy jest …ojjj, oooo, uffff, kurcze, ja cie kręce + czasami przeklnę siarciście jakby to miało zatrzymać ból.

No cóż, trzeba masować. A z tym jest różnie. Ale klick, klick przestało już dokuczać jak na początku. Coś mi w kosteczkach kciuka przeskakiwało. Przeskakuje ale sporadycznie. To jest pocieszające.

No i nauczyłam się nosić zegarek na prawej ręce. Początkowo mi przeszkadzało, teraz nie robi mi żadnej różnicy.

MMa palec ma się lepiej. Wczorajszego wieczorka po raz pierwszy nie był spuchniety i mógł nałożyć urządzenie prostujące palec. Może z 30sec potrzymał i szybko zdjął, zaczęło boleć, ale to jest już progress. Ja nie mam czym się pochwalić. ☹️

W ogrodzie, najlepiej rośnie zielsko. Czasami wyskakuję na yard, między jednym a drugim deszczem. Wyrwę co już urosło do pasa. Wczoraj wycięłam drzewo-krzew. Gałęzi nie zdążyłam ani pociąć ani też poukładać. Nagle zrobiło się bardzo chłodno, uciekłam do domku. Włączyliśmy ogrzewanie.

Córcia jeszcze mieszka z nami. Do końca następnego tygodnia, ukończone zostanie malowanie. Zostanie profesjonalne mycie wykładzin i ….. przeprowadzka.

Już pierwszy wchodzinowy prezent kupiłam, a jest to komplet garnków i patelni firmy HexClad. Drugim prezentem będzie kanapa lub sofa jaką sobie wybiorą. Trzecim prezentem będzie opłacenie profesjonalnego mycia wykładzin. I na tym moje prezenty się zakończą. Jeszcze oferowałam opłacanie przez pierwszy rok wszelkich mediów ( woda, światło, gaz itp.) do wysokości 250$ miesięcznie. Ja nie zbiednieję, a córcia odpocznie ciutkę finansowo. Chociaż finansowo nie narzeka.

Syn, pomalutku daje sobie radę. Piąty samochód skasowany. Już wyleżał się, gapiąc się w sufit, odmawiając jedzenia i wylewania oceanów łez, zobojętnieniu na wszystko i zatraceniu sensu dalszego życia. Okna i drzwi żeby mógł to by obkleił taśmą, żeby żaden promień jasności go nie rozjaśnił. Rozmowy, tabletki nie działały, bo albo uszy zatykał albo tabletek nie przyjmował.

Teraz stwierdził: tabletki ogłupiały i otumaniały. Rozmowy prowadziły do nikąd bo jeśli w sercu pustka, mózg nie działający to i droga wskazywana przez specjalistów prowadziła do nikąd lub tej drogi po prostu nie było.

Pewnego dnia usiadł przy komp i zaczął szukać pracy. W następnym tygodniu ma 2 spotkania. Jak długo wytrzyma, nie wiem, nikt nie wie.

Depresja jest zabójcza.

Pod wieczór usiedliśmy na decku. Wytrzymałam do 20 dziabnięcia komara🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟🦟 i uciekłam do domku. Niech ich diabli wezmą. Uwzięły się na mnie. Plecy mam w bąblach. Podobno: nie drapać, nie dotykać, zapomnieć że swędzi i piecze a na drugi dzień będzie dobrze. To niech mi ktoś powie, jak wytrzymać bez drapania ten dzień pierwszy?

MM szuka innej firmy zabijającej komary. No chyba, że znajdzie jakiegoś przystojniaka zabijającego komary jedną ręką a drugą uzupełniającą kieliszek wina, który szybko staje się pusty. Żartuję oczywiście. Jak trzeba dolać wina to MM potrafi zrobić to również jedną ręką. 😁 A jak zechcę to stanie się moim przystojniakiem.

Bo chcieć to móc…..

choroby

Od ponad 3 tyg mam unieruchomioną lewą rękę. Nadwyrężone ścięgno w nadgarstku. Jeśli ból nie minie, mam udać się do specjalisty, który wstrzyknie w ścięgno? jakiś czarodziejski specyfik aby to ścięgno się naprawiło i nie bolało. Ale ta wizyta odbędzie się po 17 czerwca, do tego czasu,  żyć jak żyję. A więc, nie używać lewej dłoni, bo ból zaczął się przemieszczać do ramienia. Sprzątanie, ubieranie się,  nawet naciągnięcie majtek na tyłek to jest prawdziwe wyzwanie, wzięcie prysznica też nie jest komfortowe bo tylko jedna ręka w użyciu. MMa kąpałam, kiedy miał druty w palcu, druty wyjęte, palec wciąż spuchnięty i bolący. Rekonwalescencja trwać  będzie jeszcze 6 miesięcy. Po tym czasie palec MMa powinien wrócić do względnej normy, Nie boleć, nigdy już nie będzie sprawny jak był przed ucięciem. MM przeciął palca dokładnie w stawach, a to nie dobrze rokowało, ułamek milimetra a obciąłby palca całkowicie.

Ot i tak sobie żyjemy.

Dobrze, że pogoda “dopisuje” i nie ciągnie mnie na yard. Deszcze i deszcze i jeszcze raz deszcze. Nie ma dnia aby nie lało. Mam przymusowe siedzenie w domu, co mnie martwi bo ręka jednak niesprawna i w zasadzie żadnych czynności nie mogę wykonywać. Wprawdzie lewa, pomocnicza ale jednak bardzo potrzebna. Co mnie cieszy – nie martwię się yardem bo Matka Natura chyba wie co robi, zalewając nas ogromną ilością wody.

Po pracy, wpadam do domu i go ogarniam. MM pije litry kawy, a przy tym, rozlewa po całej kuchni. jesteśmy jakby nie było obydwoje w pewnym sensie niepełnosprawni, moja lewa i jego lewa ręka.

A więc ogarniam kuchnie na ile mogę. Odkurzam cały parter lub tylko jadalnię kuchenną.

Jedzonko zamawiamy lub stołujemy się w restauracjach.

Chciałam zmienić dziś pościelkę, ale na razie mogę zapomnieć, bo nikomu nie pozwolę na jej zmianę. Mam taki przesąd … koniec kropka. Jak już będę zmuszona, to będę próbować sama, ale to chyba w następnym tygodniu.

Staram się teraz dyktować, bo  naprawdę jest bardzo ciężko pisać jedną ręką. Z tym, że to dyktowanie to wychodzi tak, że czasami pisze bez mojej wiedzy jakieś głupoty,  jeśli mówię… naprawdę…to pisze mi Ewę…. To jest naprawdę denerwujące. I trzeba zawsze pamiętać,  żeby powiedzieć….kropka…  Później sprawdzanie zajmuje mi więcej czasu niż pisanie jednym palcem czy dwoma na klawiaturze.

Z dyktowania korzystam,  kiedy chcę wysłać smsa w czasie podróży.  To ma sens i jest bezpieczne, nie muszę patrzeć w ekran telefonu.

Wszystkich pozdrawiam.

Będzie interesyjąco…

Rozpoczął się nowy tydzień. W Ameryce rozpoczyna się niedzielą. Już (po 21 latach) weszło mi w krew, jak to się dawniej mówiło.

Będzie to tydzień ten i następny wielkich zmian.

Nie chcąc zapeszyć, na razie tyle. Bo sama też jestem ciekawa.

Deszcz lał całą noc. Wiadro z narzędziami, które przez zapomnienie zostało na zewnątrz, zapełnione do połowy deszczówką.

Niedziela będzie deszczowa. Przymusowe siedzenie przed ekranami komp.

Bakterie😷😷

Wczoraj MMowi wyciągnęli druty z palca. Podobno odbyło się to bezboleśnie. W tej chwili palec jest zaklejony plastrem. Za 10 dni ponowna wizyta u lekarza i nastąpi rehabilitacja. Całkowity powrót do sprawności za 2-3 miesiące. Palec został przecięty dokłanie w miejscu stawów i ułamek milimetra byłby palec odcięty całkowicie. Pocieszające, że przy takiej higienie rąk jaką MM od lat stosuje, a więc prawie całkowite nie mycie rąk, nie wdarła się infekcja. Myje przy okazji mycia kubka do kawy, talerza oraz gdy bierze prysznic. Dwie sytuacje kiedy widzą wodę, a więc codziennie ale uważam, że za mało. Próbowałam być stróżem jego mycia rąk, nie udało się, zrezygnowałam.

Wzmoglam moją higienę. Każdy nóż, talerz i inne przedmioty kuchenne, przed użyciem myję lub płuczę. Klamki a u nas gałki drzwiowe, przcieram co 2-3 dni. Szafki, blaty i uchwyty w kuchni myję każdego dnia. Jeszcze wiele czynności myjących, przecierających, wykonuję. Nie mogę stać i ciągle jęczeć …wymyj ręce …. Wymyłeś ręce…czy wymyłeś ręce…. Oczywiście mam więcej pracy w utrzymaniu czystości ale…w domu spokój.

Z łazienką nie mamy problemu, bo korzystamy i dwóch różnych.

Dawno temu kiedy jeszcze dinozaury po świecie biegały, moi teściowie a exa rodzice przychodzili do mojego domu w Polsce każdego dnia. Teść hodował króliki, teściowa pieliła ogród i gotowała a my z ex-mężem układaliśmy parkiet, malowaliśmy pokoje itp.

Teść w tamtym okresie miał jakieś 55-58 lat. Był mężczyzną wysokim, postawnym i nosił przed sobą, brzuch słusznej wielkości. Po oporządzeniu królików wchodził do domu i opierał się rękoma o ścianę. On nie mył rąk tylko spłukiwał ale tak upaćkał zawsze ścianę i klamki, że po tygodniu ledwo domywałam do przyzwoitej czystości. Zwracanie uwagi nie pomogło. Mój chłop też ni cholery nie rozumie i z koniem kopać się nie będę.

Do czego zmierzam. Lekarz MM miał 2 tygodnie podobny przypadek, przed przypadkuem MM. Kobieta z zakażeniem trafiła do szpitala na 2 tyg. A więc, MM jest bardzo odporny na wszelkie bakterie. Ale nie ja, jestem w tych wyjątkowo wrażliwych. Przyniesiona z zewnątrz bakteria zaatakuje mnie i leczę się kilka dni. Dlatego wyjątkowo dbam o czystość, szczególnie kuchni i wszystkich klamek. Nie jestem pedantką, dbam o swoje zdrowie, znam siebie i swoje ciało.

Dziś za oknem zimno i deszczowo. Włączyłam ogrzewanie.

Zapachy …

Prawdopodobnie covid z 2019 roku już nie istnieje. Zapewne inne wirusy atakują ludność, o czym media nie piszą a ludzie nieświadomi zagrożenia wyrzucili maseczki do kosza. W niektórych sklepach kasjerki wprawdzie mająmaseczki lecz często opuszczone na brodę. Azjaci masowo chodzili w maseczkach przed covidem, i ten widok nikogo nie dziwił. Teraz też, uważamy, że to ich taka kultura. Nawet nie pamiętam kiedy zdjęłam maseczkę, do lekarza obowiązkowo się nakłada. Jeśli ktoś nie ma, przychodnie na to są przygorowane i podają zapominalskiemu pacjentowi jedną z nich. W samochodzie mam całe pudełko maseczek ale, nie zakładam jeśli nie ma takiego wymogu.

Od niedzieli zmienił mi się węch. Czuję zapach ropy+ulatniającego się gazu+zapach lekarstw. Nie jest to przyjemne uczucie, ponieważ bez względu gdzie przebywam, zapach jest ze mną. Mam bardzo bardzo czuły węch i teraz kuchenny pojemnik na śmieci, musi być PUSTY. Natomiast zapach szynki i chleba był mało wyczuwalny, podobnie ze smakiem, ale i chleb jakby nie chleb. Ale….chleb i szynka z molocha prodkcyjnego, to nie ma czego oczekiwać. Smak kawy czuję i zapach też, to musi być, coś innego. Przeszukałam cały dom. Nic nie znalazłam. Wczoraj wieczorkiem ten yciążliwy zapach przeszedł na piętro i pojawił się w sypiajni. Mimo 4C w nocy okno musiałam mieć otwarte.

Rano, zaparzyłam kawę. Kawa pachniała jak kawa i smak również prawidłowy. Usiadłam na sofie i zaczęłam zastanawiać się. Covida nie mam bo smak z węch jest, tylko skąd ten nieznośny, intensywny zapach, doprowadzał mnie do szaleństwa a ja doprowadzałam do szału domowników.

Z pachnącą kawusią przeszłam do salonu, gdzie w flakonie był bukiet kwiatów który MM kupił mi w niedzielkę. Rozmyślałam, co i gdzie wydziela zapach. Sięgnęłam po kubek z kawą, pochyliłam się nieznacznie do przodu aby sięgnąć po kubek. Nagle poczułam TEN zapach, aż mnie zemdliło.

Podeszłam do wazonu z kwiatami i powąchałam każdy kwiatek osobno. Nie wiem jak się nazywa, zielone kuleczki na łodyżce wydzielały ostry zapach jakiego szukałam. Bukiet wyniosłam do garażu. Potwierałam okna.

Ostatecznie bukiet wylądował w pojemniku na śmieci. Po wywietrzeniu domu, wyzwoliłam się od niezindentyfikowanego uciążliwego zapachu.

Leniwie i powoli

Gdy przebudziłam się (2:27am) było tylko 7C. Teraz 9C i jak ma cokolwiek rosnąć w takiej temperaturze, jeśli jest ciepłolubne. Wszędzie zmienia się klimat. W Indiach topi się asfat, do Polski idą chłody a u nas, nie ciepło i nie zimno. W poprzednich latach biegaliśmy w klapkach, sandałach, w krótkich spodenkach. Oczywiście, że i przy minusowej temperaturze można nałożyć klapki, ale to jest słaby zaklinacz pogody.

Źle spałam, za późno było na przyjęcie nasennego syropu lub tabletki. W pracy za to będę nieustannie ziewać.


Pogoda polepszyła się, ale na yard nie wyszłam. Miałam jeszcze troche pracy na kompie.

Późnym popołudniem podjechaliśmy po środek czyszczący do basenów. Basenu nie mamy, moim zdaniem dobrze, nie umiem pływać i zaliczyłam jedno topienie się z ratowaniem. Nie pamiętam tego ratowania.

Środek czyszczący prawdopodobnie bardzo pomocny przy ciśnieniowym myciu, Jutro wyprobuję.

Dzień mija leniwo i powoli, oby takich dni było więcej.

Oj Ty ŻYCIE

Chcialabym, tak wybiec przed ŻYCIE, jak wybiega się przed szereg. Zobaczyć, co mnie czeka dobrego, jeśli nie ma dobrego. Niech będzie to złe, tylko żeby mocno nie bolało i żebym w tym złym, znalazła odrobinę dobrego, usłyszała muzykę i zobaczyła kolory. To by mnie na pewno uszczęśliwiło.

Bo jak można, żyć bez muzyki, radości, uśmiechu i nadziei. Może można, ale tak nie chcę. Wiem, że dziś mam ogomny smutek w sercu. A przecież mam obowiązki: męża przytulić i pogłaskać, miłe słowo powiedzieć, z córcią zagadać z uśmiecem na twarzy, z synem posiedzieć w milczeniu ocierając łzy i szukać w pustej głowie rozwiązania.

A jutro do pracy i tam poszczebiotać, bo przecież dziś się nie urodziłam. Każdy ma problemy mniejsze lub większe. Znajoma w pracy jest niepoprawną kociarą. Ma 3 koty, a jak się nie ma dzieci, to jej koty są dla niej jak dzieci. Koty nie tylko psocą, śpią i mruczą ale i chorują. Wydaje na leczenie ogrome kwoty., mniejsze sumy kasy wydaje na zabawki. Zawsze ma w torebce jakieś piórka lub piszczałki, no i obowiązkowo na biurku zdjęcia kotków i męża siedzącego z kociątkami. Jeden kotek w minionym tygodniu się rozchorował i odmawiał jedzoka. Znajoma miała problem, może mniejszy dla nas, ona autntycznie przeżywa każde kociaczków nawet pierdnięcie. Podobno miała pójść z kociaczkiem do psychologa. Wchodząc do mieszkania kociaczek wyszedł na korytarz apartamentowca a tam został obszczekany przez psa. Co pies powiedział/wyszczekał kotkowi nikt nie wie, ale zapewne użył nie cenzuralnych słów i kotek, jest podobno w stresie.

Za moich czasów, koty żarły się po nocach. Nie było domowych kotów, które nigdy nie były na zewnątrz. Łaziły dniami a na noc do domu wracały albo w nocy łaziły a w dzień spały. Niejeden kotek zaciążył i z urodzeniem potomstwa nikt nie pomagał. Teraz zapewne jest już i ginekolog i położna, bo jeśli jest psycholog….

Nasza weterynarz zaproponowała zrobienie naszemu pieskowi implanty 2 zębów. MM był w szoku. Był w szoku kiedy powidziano, że piesek potrzebuje opercji na serce. MM odmówił. Jakimś trafem serce samo wyzrowiało. Starsza córka MM wozi swojego psa do kręglarza na masaże.

Zstanawiam się jak można wymasować jeża lub żółwia. To byłby duży czy mały problem?

Niedziela, niedziela będzie dla nas 🎼🎼🎼🎼🎼🎹🎹

Ciemno jeszcze za oknami, kiedy otworzyłam oczy. Niedziela, a wczoraj miałam przez cały dzień wrażenie, że jest niedziela. Byłoby pięknie mieć dwie niedziele w tygodniu.

Pogodowe prognozy są bardzo dobre, będzie słonecznie. Planuję odpoczynek na tarasie. Tylko …tulipany już przekwitają i większość z nich straciła płatki. Posadziłam od frontu około +/-250. Tylko jeden zakwitł, reszta cebulek została zjedzona przez sarenki? wiewiórki? chipmunks? kojoty? Wiatr rozwiewał jedynie brązowe łupinki po cebulkach tulipanów. Zakwitł tylko jeden jedyny żółty tulipan.

Na back yardzie posadziłam 700 cebulek, minus z 20 szt, bo były suche. Wzeszło +/- 300? A może i mniej. Tutaj to wiewiórki cebulki wykopywały, ale nie jadły tylko wykopane cebulki zabierały.

Większość tulipanów była koloru żółtego, inne kolorowe były z innego gatunku, ponieważ łodyga była z 10 cm nad ziemią i … rozłożysty kolorowy kwiat.

Nie jestem i nie byłam zadowolona z nasadzeń. Nawet zdjęć nie robiłam wiele, nie mogłam dojrzeć uroku w moich tulipanach. To co wyrosło, zakwitło, było jedynie OK.

A więc, wyjdę na deck z kawcią i będę przyglądać się, bo nie podziwiać, resztkom co zostało z tulipanów.

Nie był to dobry rok na tulipany


Nie wyszłam na taras z kawcią. 5C to nie jest dobra temeratura na przebywanie na zewnątrz. Zrobiłam parę zdjęć tulipanom, a właściwie co z nich zostało. Patrząc na resztki kwiatów, zaczynam myśleć o wiośnie. Wiem, wiem, jeszcze ta się nie skończyła. Muszę obrać jakąś strategię, może nie jakąś, ale taką, żeby doprowadziła mnie do sukcesu i satysfakcji. Poprzednie tulipanowe wiosny były kolorowe i piękne. Ta wiosna….małe ok. Następna powinna być WOW!

Nie mogę opóźniać się z zakupem cebulek. Przyszykować odpowiednie skrzynie, piasek, trociny na ich przechowanie do wiosny, jeśli kupię cebulki jesienią. Najważniejsze, nie kupować od jednego producenta. Pierwszy raz tak zrobiłam i mam to co mam. No i na razie tyle o tulipanach. Temat „tulipany” zamykam do jesieni.


Dziś już nie zadzwonie do Mamusi z nadzieją, że tel podłączony, że łaskawcy pozwolą na chwilę rozmowy. Mój (starszy wujek) ostatni raz odwiedził Mamusię około 10 stycznia. Było ok, jeszcze chodziła, siedziała ale mało rozmawiała. Tak zastanawiam się, że w ciagu około 3 miesiący, tak szybko organizm, mózg uległ dewastacji. Wiem, że nie ma bólów. To jest najważniejsze. Wiele rozmów przeprowadziłam z Mamusią, na temat, śmierci, umierania, nieba i piekła, samego pochówku. Wiem, że Mamusię odpowiednio psychicznie przygotowałam do tej Ostatniej Podróży.

Niech Bóg ma Ją w swojej opiece.


Ot, taka ta niedzielka. Myślę, wspominam, analizuję, przekonuję siebie, już nie płaczę.

Obwiniać? Tak robię to!

Człowiek powinien być człowiekiem.

Moja Mamuśka

Na Wielkanoc nie dodzwoniłam się do mojej Mamusi, więc postanowiłam zadzwonić dziś po południu polskiego czasu, do Mamusi brata a mojego wujka. Co jakiś czas dzwoniłam i dowiadywałam się o stan zdrowia mojej Mamusi. To co usłyszałam to mnie zaszokowało, ale podpowiedział, żebym zadzwoniła do najmłodszego brata Mamusi, on kilka dni temu był u Mamusi i ma najświeższe wiadomości, a one nie są dobre. Pierwszy wujek naświetlił mi sytuację, ale z pierwszego źródła zawsze są wiarygodniejsze. Tak też zrobiłam. W Polsce była godzina 6pm, więc byłam pewna, że go złapię.

Mamusia jest leżąca, nikogo nie poznaje, nie chce jeść, nie chce pić. Leży w pampersach, jeśli one nie są zmienione na czas to …cała Mamusia jest ubabrana własnymi odchodami. Brudny pampers musi jej przeszkadzać i stara się go wyciągnąć. Wyciągając …wiadomo ubrudzi się po pachy. Ogólnie jest w stanie agonalnym. Młodsza staje na wysokości zadania i opiekuje się Mamusią na ile siły jej pozwalają. Z drugim wujkiem dość długo porozmawiałam i doszliśmy do wniosku, że zaproponuję młodszej pomoc. Miałam na myśli pomoc w zakupie podciągnika/podnośnika aby nie dźwigać, materaca przeciwodleżynowego, może materaca z masażem, większą ilość pampersów lub wynajęcie pomocy aby odciążyła młodszą.

Zadzwoniłam do Polski do siostry, odebrał szwagier – cześć Adaś, czy mogę rozmawiać z Halinką? Widzi ten szwagier mój numer na wyświetlaczu komórki (dzwoniłam na komórkę młodszej ale on odebrał) ale pyta

  • a kto mówi? – pyta
  • Krysia – odpowiadam
  • Aha, Halinuś jakaś pani do ciebie – krzyczy

Słyszę jakieś szepty, rozumiem wymiana zdań. Bo czego może chcieć amerykanka?

  • Nooo kto mówi? – słyszę w słuchawce. Poczułam się jak w jakimś kabarecie. Ludzie wykształceni, ale…na ciągłym wolnym zapomnieli kultury. Może chceli pokazać swoją wyższość, “szacunek” dla mojej osoby? Bez znaczenia.
  • Czego? – pyta szkoda, że nie spytała..czego ona chce????

Naświetliłam z czym przychodzę i skąd mam takie informacje. Po prostu oferuję swoją pomoc. To co słyszałam po drugiej stronie to była salwa z karabinu maszynowego.

– nie potrzebuję pomocy, nie potrzebuję pomocy i tak ze sto razy

Wysluchałam “salwy armatniej” i nie przerywając, jakby do siebie mówiąc …dziękuję, rozłączam się ….

ROZŁĄCZYŁAM się.

Nie robiłam tego dla siebie, bo nie jestem niczemu winna, nie potrzebuję uśpić sumienia bo niczego na sumieniu nie mam.

Starości i śmierci nikt nie zatrzyma. Jeśli Mamusia będzie żyła do końca roku, pojadę i się z nią pożegnam. Wiem, że na mnie czeka, ale nie mogę jechać bo wiem. dokładnie wiem, nie pozwolą mi się z Mamusią spotkać i pożegnać. Szybciej wezwą policję.

Nie wiem czy Mamusia pamięta to co jej przekazałam, mówiła

– Krysia ale ja zapomnę

– Mamusia nie zapomnisz bo to będziesz miała w sercu

A teraz, mózg, serce i całe ciało uległo drastycznym zmianom.

Nie wiem. Na prawdę nie wiem, czy pamięta co ma powiedzieć kiedy stanie przed obliczem BOGA.

Młodsza chce być w tej chwili Matką Teresą, ale zapomina, Matka Teresa jest tylko jedna, nawet gdyby tak się stało byłaby numerem 2.

Komu chce pokazać, swoje poświęcenie? Poświęcenia nie trzeba pokazywać, trzeba dawać serce. Serce w którym jest miłość do bliźniego swego, miłość do własnej Matki. A nie wyganiać z domu, bo Matka umierać nie chce a psychiatra nie chce wydać zaświadczenia, że jej Matka psychiczna.

Wszystkie tragiczne zdarzenia doprowadziły Mamusię do takiej sytuacji jaka jest teraz.

Ktoś spyta gdzie ja byłam.

Wysyłałam chodziki, wózki dla starszych osób kiedy w Polsce jeszcze nie było. Wiozłam z Ameryki naterace Tempur-Pedic, po prostu ręce mi urywało, żeby odebraç z lotniska i zawieźc do domu. Na Alegro zamawiałam paczki z żywnością i lekarstwa w aptekach w Polsce. Ustalałam wizyty z Ameryki w Polsce do lekarzy. Gdy przyjeżdżałam do Polski, młodsza zawsze wyjeżdżała na wczasy do Włoch, które niejednokrotnie opłacałam.

Robiłam to dla mojej Mamusi. Tylko dla niej i nie na pokaz. Nie musiałam się tym chwalić. Jestem już na tyle dojrzałą osobą, że znam życie z tej najgorszej strony. O czym również nie muszę pisać.

Oferta pomocy była skierowana tylko i wyłącznie do młodszej. Niestety nie pozwoliła mi na wypowiedzenie słowa.

Chciałam jej ulżyć i nic po za tym. Gdyby powiedziała, przyjeżdżaj, jutro bym tam była. Honor nie pozwala? Ale honor pozwolił wziąć Mamusi testament i czekać nazajutrz, czy aby nie zwinęła się z tego świata. Mam notarialną kopię tego testamentu, jak by nie było, dom rodzinny młodszej się należy. I tego dopilnowałam, pomimo że nawet herbaty mi nie zrobiła.

Tak, mam żal, ale o to. Kiedy byłam ostatni raz w 2019 roku. W moim mieście byłam około 23 godziny. Zadzwoniła na komórkę moja Mamusia, a ja dopiero otwierałam drzwi do mojego domu.

– Krysia a co ty robisz?

Więc mówię, że wchodzę właśnie do domu.

– A ty przyjedziesz do mnie bo ja tutaj sama, wszyscy wyjechali na wakacje.

Matko Boska!!!

Wzywam taxi i jade do mamusi.

Boże mój kochany, jak trzeba dokuczyć swojej Matce, żeby chciała popelnić samobójstwo. tylko boi się, że się nie uda, że przeżyje.

Płakałyśmy obie w tym ogromnym pustym domu.

Te wszystkie zdarzenia, sytuacje skutkowały w szybszym rozwoju demencji.

Gdzie te dwie żmije były wcześniej?

Teraz młodsza gra Matkę Teresę a starsza otrzymawszy z majątku 0, najpierw Mamusie ganiała po posesji wydzierając się, że nabije i zabije, a teraz zapomniała, że ma Matkę.

Oczywiście, że mam żal!!! Bo starsza całe życie grała damę i jej się wszystko należało, młodszej się należało bo młodsza.

A ja głupia dzwonię do bogatych polaków i chcę im pomóc, wspomóc.

Bo jeśli pomogę.wspomogę młodszą to mam nadzieję, że mniej będzie szarpać Moją Mamusię.

Rozumiem czym jest opieka nad leżącym chorym, sama kiedyś byłam leżącą, świadomą wszystkiego. Chciałam tylko i wyłącznie pomóc, ale nie pozwolono mi przedstawić moich propozycji.

Jest mi bardzo ciężko.

Nie mam nadzieji, że Mamusia by mnie poznała ale ja na prawdę mam coś ważnego do przekazania.

Jest mi bardzo ciężko, że jestem tutaj. Wierzyłam, że będę przy swoich rodzicach zawsze i że zawsze będą mogli liczyć na mie.

Zawiodłam ich. Nie ustrzegłam ich przed siostrami-żmijami.

Tego sobie nigdy nie daruję.

Moi rodzice wiedzieli, że muszę wyjechać, a los zadecydował za nas ciąg dalszy.

Bardzo, bardzo mi przykro.😢😢😢

Córci domek

Dziś miałam wolne od pracy zawodowej oraz ciśnieniowego mycia podjazdów i chodników. Przeforsowałam się przez środowe popołudnie, wczoraj jedynie pojechałam do pracy, a dziś….odpoczywam. Mam jeszcze wiele dni do zimy na ciśnieniowe mycie, a jak zima bez minusowych temperatur, to będzie można szaleć.

Pojechałam z córcią obejrzeć nowo kupiony domek. Nie można jeszcze wejść do wewnątrz, starzy właściciele jeszcze pakują swoje rzeczy do samochodów MOVERS. Do 10 maja a nawet wcześniej dom ma być opuszczony, a więc nikt się nie spieszy.

Dzielnica zadbana, ładnie usytuowana. Obejrzałam dzielnicę i przez opuszczoną szybę w samochodzie obejrzałam dom. Podoba mi się. Miała wprawdzie objekcje co do opłaty na HOAs (Homeowner associations (HOAs), Stowarzyszenia właścicieli domów) oraz pewnych regulacji prawnych, a z nich wynikających ustalonych wymogów z góry nałożonych na właścicieli domów, ale uważam, że to ma również plusy. Domy i obejścia mają być schludne, panuje cisza nocna, przeprowadzanie prac budowlanych na zewnątrz jest uregulowane statusem itp. Nie tylko są ograniczenia ale są i dobrodziejstwa takie jak: basen i kort tenisowe oraz świetlica.

Dom ma 190 mkw 3 łazienki, 3 sypialnie, jadalnię gościnną, salon, kuchnia z jadalnią. Pralnię. Garaż na dwa samochody. Za domem taras.

Jestem bardzo zadowolona. 😁

Teraz mogę odpocząć.

13-go kwietnia 2023 roku

Dostałam lenia i przeleżałam w łóżku do momentu, kiedy to było już po „dzwonku”. Skoczyłam na równe nogi i wyszystko robiłam w pośpiechu. W takich momentach czas ucieka i 5 minut robi się jedną i tą jedyną, chciałoby się rozciągnąć ją jak gumę do żucia. Nie, nie gadałam na siebie, że mogłam to zrobić wcześniej, że wczoraj nie przygotowałam itp

Czas spędzony w łóżeczku po przebudzeniu był wspaniałym czasem, na powole przebudzanie, przeciąganie się i nie myślenie. To niemyślenie jest mi bardzo ale to bardzo potrzebne. Mój mózg ciągle przetwarza jakieś myśli, natrętne myśli.

Szybka jazda była hamowana przez światła, tak było na drogach poza autostradą. Na autostradzie: rozpędzę się do 125 i ktoś zajeżdża mi drogę. Wiem, że nie jest to przypadkowe. Anioł wysyła kogoś abym zwolniła. Wtedy jadę spokojnie bez żadnych zrywów. Wczoraj np: samochód zajechał mi drogę na moim pasie, zerknęłam w lusterko, a na drugim pasie w oddali samochód policyjny. Ufff tylko dziękować temu kto mnie przystopował.

Powrotna droga była bardzo trudna. Z nieba lała się woda, a widoczność była na odległość 3-4 metry. To było bardzo niebezpieczne. Zanim wyjechałam spojrzałam na mapkę i musiałam zmienić trasę powrotnej jazdy. Na pierwszej autostradzie korek i pokazane były 2 wypadki względnie stłuczki. Nie chciałam ryzykować bo stanie mogłoby przeciągnąć się do kilku godzin, ze względu na warunki atmosferyczne. Wczoraj również były korki na tej autostradzie i w ostatniej chwili zjechałam. Ludzie jeżdżą bardzo niebezpiecznie.


Zmieniając opatrunek na palcu MM widziałam druty wystające z palca. Niemiły widok, aż ciarki przeszły mi po plecach. Ma ogromne utrudnienie pisania na klawiaturze. Musi podnosić palec do góry, a taka gimnastyka skutkuje bólem po zakończonej pracy. Projekt nad którym pracują jest na ukończeniu, więc nie ma mowy o zwolnieniu lekarskim, wolnym, czy urlopie. Niestety ale musi się pomęczyć. Zdawałoby się….co tam palec…ale teraz to zauważa, no i ja mam trochę więcej pracy w kuchni. Wystarczy, że robi sobie kawę, kanapkę czy coś robi na płytce kuchennej. Po powrocie z pracy, najpierw sprzątam kuchnię, a zaczynam od podłogi. Podłoga w kuchni musi być czysta, w przeciwnym razie wszystkie dywany będą brudne bardzo szybko. Nic nie poradzę tylko sprzątając gadam po polsku do siebie bo najnormalniej się denerwuję.

Bo ileż można czyścić i czyścić. Chyba 6-go lub 7-go maja wyjmą druty, co nie znaczy, że będzie od razu dobrze. Terapia paluszka, bo od razu, ot tak nie będzie się zginać. To zejdzie trochę czasu zanim nie będzie kruszyć, brudzić, smarować.

Najważniejsze, że się goi i opuchlizna zeszła.

Poświątecznie😋

Nie wiem, czy za dużo potraw przygotowałam czy mniej już jemy. Pamiętam z domu rodzinnego, stół był nakryty wszelkimi potrawami a jajka były na pierwszym miejscu. Zrobiłam o połowę mniej potraw, a i tak zostało bardzo dużo, jajka również trafiły do lodówki. Okazało się, że przydałaby się na takie okazje jeszcze jedna lodówka.

Drugi dzień świąt i pojawiło się w mojej głowie. Takie oto przesłanie.

Jedzmy zanim jesteśmy zdrowi!!

Nie wiem, czy to jest dobre przesłanie, ale w tym coś jest. Aby nikt z domowników nie narzekał na brak żarełka, wstawiłam do piekarnika karkowinkę do pieczenia, a dla tych co tłustego mięska nie jedzą, kurczaczki w marynacie na patelnię wrzuciłam.

Moje dzisiejsze menu jest za bardzo obszerne i nie będę tutaj opisywać.

Wszelkie ciasta i wafelki są na ukończeniu, a myślałam, że jak wrócę po pracy to załapię się chociaż na jednego wafelka. Wafelki sama robiłam, okazały się pyszniutkie.

Tak, tak, u mnie dziś był dzień pracy. Nie ma zmiłuj się. Ci co zdalnie u mnie w domu pracują, również pracowali. Nie było śmingusa dyngusa, i nie było 3 dnia świąt, w moim stanie, nie rozumieją co to za tradycja. A ja wspominam, jak byłam ochlapana wodą. Nikt wtedy nie latał z wiadrem po ulicy ale…. węża ogrodowego miał w gotowości. Troszkę lat ubyło gdy na samochody lała się woda z wiader😖. Starałam się śmingusa spędzać w domu.


Dziś przycinam krzaki które przymarzły. Niestety, ale krzaki wyglądają na gołe, zostawiłam gałęzie na których pojawiły się maciutkie listeczki.

Przycięcia krzewów zrobiłam bardzo duże, ze wszystkich stron. Zostawiłam gałęzie z już wypuszczonymi listkami. Mrozu już na pewno nie będzie, więc krzewy z wiosennymi chłodami dadzą już radę.

Tulipany również, zaczynają się bardziej rozwijać. Im też mróz zaszkodził, pomimo przykrycia. Wiele z nich jeszcze nawet nie wzeszło, a niektóre zalane przez ulewne deszcze, jedynie pokazały listeczki. Tak zostaną w ziemi i wygniją. Nie mam na to wpływu. Ta wiosna nie jest przyjazna dla przyrody.

Już mam na co patrzeć i podziwiać.

Świąteczny odpoczynek

Śniadanie świąteczne było dość późno. 11:30am to bardziej lunch, tylko MM zerwał się na równe nogi o świcie. Reszta domowników nie była taka szybka, przed 11 dopiero było jakieś poruszenie. Ja zeszłam do kuchni po 10am i po kawce rozpoczęłam nakrywanie do stołu. W zasadzie, święta są po to, żeby świętować a nie wyprówać sobie żyły.

Po ulewnej sobocie, mamy słoneczny lecz chłodny dzień. Po obejrzeniu moich tulipanów, przebrałam się w pidżamkę i wsunęłam się pod kołdry. Cudny dzień, nastrój bardzo dobry, głowa bezstresowa to i oczy zamknęły się do snu. Prawie nigdy nie robie takich drzemek. Zrobiłam i się spodobało, co wogóle nie znaczy, że drzemki w ciągu dnia będą częściej.

Czas na przygotowanie obiado-kolacji.


Nie, nie przygotowywałam obiado-kolacji😁 wszyscy obżarci do granic możliwości. Nie wolno się jeszcze bardziej zapychać.

Potrzebny był mi taki dzień świąteczny, kiedy myśli są spokojne i serce nie kołacze.

Wesołego Śmingusa-Dyngusa‼️

W minorowym nastroju

Nie ma tak, żeby ingerencja w ciało i kosteczki została nie zauważalna przez system nerwowy. W końcu, zostały wywiercone 2 dziurki w kościach palca i wprowadzone zostały dwa pręciki metalowe. Ścięgno zostało przecięte w 85%, też trzeba było zszyć, a w palcu ono nie miało metrowej szerokości. To była bardzo misterna praca. MM marudzący, cierpiący i drażliwy.

Z pracy wróciłam późno, po 7pm, ale wystarczyło dosłownie kilka sekund aby na siebie syczeć jak węże. Ożesz ty, taki owaki myślałam.

Żeby mężczyzna miałby przeżyć miesiączkę przez kilkanaście lat i nie taką trzy dniową, ale ponad tygodniową z bólami, że można obgryzać palce, czy wytrzymał by to, co by powiedział. Co by powiedział gdyby jedna bolesna miesiączka się nie skończyła a już druga nadchodziła i prawie każdego miesiąca wzywane było pogotowie?

A żeby mężczyzna miałby chodzić w ciąży i przeżyć poród naturalny lub cesarkę podczas której się budzisz i czujesz taki ból, że chcesz umrzeć żeby nie cierpieć. Piekło to mało powiedzieć.

A tutaj paluszek, który sam se pocharatał. Bo musi pracować? Kobiety z bolącymi miesiączkami muszą chodzić do pracy. Po cesarce po 24 h każą wstawać!! Moja 1 cesarka bolała ponad 1 rok, a w szpitalu po niej leżałam cały miesiąc w bólach i gorące dochodzącej do 40 stopni. A tu paluszek. Nie bolałby gdyby obcią całkowicie.

Jak mówie siedź i nic nie dotykaj, to jak nigdy przedtem rwie się do pomocy. Po co? Po 18 latach małżeństwa zmienia mój system zarządzania i rytm pracy. Po co mi facet cierpiący do pomocy, przy zwykłych i prostych czynnościach. Gdzie on był wcześniej?

No pogadałam sobie.

Uważam, że teraz ja cierpię bardziej niż on. Nie fizycznie ale umysłowo. Muszę znosić jego marudzenie, minę cierpiętnika i drażliwość. Powiedziałam, że milczeć będę. Mogę zamilknąć na lata. Mam to przepracowane. To nie jest trudne.

W Ameryce Wielkanoc jest tylko dla dzieci. Przynajmniej w moim stanie, nikt w sobotę nie szykuje świątecznego koszyczka i udaje się z nim do kościoła na święcenie. W niedzielę oczywiście jest śniadanie po którym dzieci biegają po yardach szukają jajek, słodyczy i małych zabaweczek schowanych przez rodziców w trawie, pod drzewami i w krzakach. Tutaj jest tyle religii, że się w głowie nie mieści. Każdy wyznaje swoje albo nic. Nikt wojny religijnej ze sobą nie prowadzi.

Dlatego na święta Wielkanocne lub Bożego Narodzenia, najbardziej tęsknię do naszych polskich tradycji. Pamiętam, kiedy po raz pierwszy w Ameryce na stole wigilijnym zobaczyłam mięsiwo, to omal z krzesła nie spadłam. Co kraj to obyczaj.

Dziś po pracy, pójdę na zakupy, kupie nie kupie, ale połażę po sklepach. Święta Wielkanocne odbędą się ale czy atmosfera świąteczna będzie, trudno przewidzieć.

A wracając do nieszczęsnego paluch mężowskiego. Wiem, że obudził się o 3am. Nie pobiegłam i nie pytałam czy wszysto OK. Burczenia jak pies nie potrzebuję. Przebudziłam sie przed 6am i nie pobiegłam do kuchni na kawę.

Klikam sobie literki w telefonie i marudzę.

Co mi przyniesie dzisiejszy dzień?

Same niespodzianki. Zła czy dobra, zawsze niespodzianka.

Dzień palca 👆🏼

Po obudzeniu o 6:14 wiedziałam. Że MM już musiał pojechać do szpitala bo miał tam być o 6am. Zostałam w łóżku. Nie wstawałam, nie szukałam. Jedynie co zrobiłam to sprawdziłam na app nego lokalizację.

I zanim zeszłam na dół na kawę pi 7am, było już po zabiegu i otrzymałam zdjęcie na potwierdzenie tego zdarzenia.

Będzie mój inwalida za chwilę wracać do domu.

MM 2 ma druty wsadzone wzdłuż palca i przechodzące przez kość. Ścięgno przecięte w 85%. To usztywnienie drutami ma pozostać na 30 dni. Oczywiście, na kontrolę ma się udać po 10 dniach. Dłoń spuchnięta i palec bolący.

Wyjazd do Savannach na 10 maja się nie odbędzie. Z kwietnia przełożyliśmy na maj, obecnie całkowita rezygnacja z hotelu i wyjazdu. To nic, pojedziemy w sierpniu i chyba wybierzemy inny kierunek.

Krwawe kosteczki

W sobotkę zrobiliśmy zakupy w Costko. Dużą karkóweczkę też załadowaliśmy do koszyka. No co, jak święta to święta. Kawał tego mięsa trochę ważył. Zaliczyliśmy cappuccino no i do domku, rozpakować zakupy i podzielić mięsko. Mięska nie podzieliłam bo się rozleniwiłam i tak przeleżało w szczelnej fabrycznej foli zapakowane do poniedziałku.

Poniedziałek

Po powrocie z pracy nawet zapomniałam, że mięsko czeka na mnie w lodówce. Po godzinie 8pm wielka niespodzianka. Mięso w lodówce!! Już miałam zostawić na dzień następny ale … zdecydowaliśmy, że MM mi pomoże i szybko dzielenie mięska zakończymy. Tak myśleliśmy, tak planowaliśmy. Co wyszło?

MM sprytnie wyjął kawał mięsa i rach ciach przjechał nożem po środokowym palcu. Krew lała sie ciurkiem. Szybko i jak najszybciej straliśmy się zatamować potop krwi. Przeciąl na samym zgięciu kosteczek i stwów. No niby nic ale krew się lała. Bardzo mocno ścisnęłam bandażem, wcześniej położyłam gazę. Zatamowaliśmy, MM postanowił że usiądzie, poluzował troche bandaż a później jeszcze bardziej ścicnęłam, ale krew już tylko się sączyła. Z zaskoczoną miną stwierdził, że palec jest giętki nie ma możliwości samodzielnego zginania albo też może wyginać jak mu się chce, we wszystkie strony. Wtedy zrozumiałam, że trzeba jechać na pogotowie. Jak nigdy, spanikowałam a przecież nigdy nie panikuję. Możliwe, że nasze wcześniejsze, sobotnie rozmowy o śmierci spowodowały reakcję paniki. Przestałam myśleć trzeźwo. Panika ogarnęła mój umysł doszczętnie. Zadzwoniłam do córci na piętro, że trzeba jechać z MM do szpitala. W kilka sekund byli już w kuchni. Córcia obejrzała i stwierdziła przecięcie ścięgna. Kazali mi zostać w domu, nie matwić się i dla odprężenia zająć się karkówką, A oni pojadę z MM na pogotowie.

Na poczekalni było bardzzzzooo dużo ludzi, więc MM został i kazał im wracać do domu bo to najmniej 2 godziny czekania na lekarza. Ale po kilkunastu minutach MM wysyła nam zdjęcie, że jest już w pokoju oczekującym na wszelkie badania. Dla niego było to również zaskakująco szybko, kiedy podjechali wózkiem i zabrali go z poczekalni do pokoju zabiegowego. Procedury jak zwykle u każdego, wstępny wywiad, podłączenie do wszelkich maszyn medycznych, RTG, pobranie krwi, zmienienie opatrunku itd.

Niestety ale nie było odpowiedniego lekarza na wykonanie zabiegu to otrzymał wszelkie informacje do lekarza ortopedy.

Córcia go odebrała z pogotowia z usztywnieniem dużego palca u lewej ręki. Zastanawiałam się jak będzie pisać na keyboard, używa przecież wszystkich palców. Nie to co ja ( w Polsce na maszynie do pisanie w regionalnym konkursie pisania zajęłam 2 miejsce w szybkości i z ortografii, bez patrzenia na klawiaturę) stukam 4 palcyma. Czasami staram się więcej tych 4-ech palców używać ale …. po co? Nie muszę się sprężać.

Wtorek

Wstaję raniuśko, no może później niż raniuśko i po 8am pytam, czy już dzwonił pod wskazane numery telefonów prze EMS. No i usłyszałam , że on ma czas i to nie jest takie pilne, przecież tylko trochę boli a on ma tabletki przeciwbólowe (OPIATY). Tego mi było za wiele. – czy pokazać ci zdjęcie mego Tatusia z palcem wskazującym sztywnym jak kijek? Ty nie będziesz miał kijka tylko cos wachającego się między innymi palcami. Pokazać Ci zdjęcie?

_ nie chcę zdjęcia – odburknął.

– to dzwoń !!!!!

Oczywiście, że zadzwonił, tak dla odczepnego ( a niech ma). Nagrał się na sekretarkę i czekał na odzew z drugiej strony. Tylko nie ze mną takie numery!!! Jeden raz zadzwonił i czeka? Trzeba tyle razy dzwonić aby automatyczną sekretarkę zablokować a nie żartować ze swego stanu zdrowia. Znów jemu nagadałam i wyszłam, myśląc… co ci faceci mają w mózgu? Żartować sobie ze zdrowiem? To jest pilne a nawet bardzo pilne. Wpadłam do jego biura. … masz dzwonić aż się dodzwonisz i to nie są żadne żarty. Nie wiem co ten mój bohater zrozumiał ale dodzwonił się i umówił się na …..PIĄTEK!!!

WHAT!!!!! Jaki piątek !!!! To ma być już. Zostawiłam go i pojechałam do pracy. Ale długo w pracy nie wysiedziałam. No kurcze, czy MM rozumie co on robi?

Znów wpadam na piętro do jego office….- jutro mam wizytę u lekarza ale w innej miejscowości – poinformował mnie uprzedzając moją frustrację. Myślę sobie…. wielkie mi coś inna miejscowość ( ale dla amerykanina to tak jak lot na księżyc) 45 minut jazdy i autostradą bez korków bo szkoły mają spring break). Ale byłam zadowolona, Bo MM nie umie nic załatwić. Dać przykład? Ależ nie ma problemu.

MM postanowił pokryć czymś zabezpieczjącym, na podobno około 5-8lat, nasz dach. Przyszli panowie pomyli ciśnieniowo dach i odjechali. Jednym słowem good-blues. Po 2 tygodniach przyjeżdza właściel firmyi MM płaci całą należną kwotę czekiem. No byłam w tym czasie w pokoju. Na nastepny tydzień, przyjężdzają ci samie panowie nałożyć jakąś zabezpieczającą powłokę na ten dach. Stanęli w oddali i dyskutują… tam źle pomyte, ooooo zobacz tam też trzeba domyc…a ja to słyszę ale się nie wtrącam. Nie chcę być mądrzejsza. Kurna to ci sami faceci myli ćiśnieniowo ten dach a nie inna brygada!!! Gady dadu i z MM doszli do porozumienia, że przyjadą ponownie myć ciśnieniowo ten nieszczęsny dach. POJECHALI. Drugi tydzień nikt nie dzwoni nikt nie przyjeżdża, po jaką cholerę mają przyjeżdzać, spieszyć się jak kasa już dawno zapewne się ulotniła. MM jakby zapomniał. I to jest takie załatwianie sprawy. NIe sądzę, że się brygada budowlana ulotniła, ale kto płaci przed wykonaniem pracy? Mój Mąż!!!

To tylko jeden przykład.

Środa

No nareszcie sprawy palca poszły do przodu.

JUTRO BĘDZIE OPERACJA!!!!!!

Tak świątecznie i wspomnieniowo🐣🐥🐔

Sobotkę zrobiłam również wolną od ciśnieniowego mycia. Najpierw deszcz do południa a po nim szalone wiatry urywały gałęzie z maciutkimi listeczkami. Szkoda tych gałązek, ale zawsze powtarzam, Matka Natura wie co robi.

Dopiero późnym popołudniem, zdecydowałam poodkurzać parter i piętro, a drewniane podłogi pomopować, no i oczywiście pomyć łazienki, sprzątanko zakończyłam po 9pm, po czym zmierzyłam ciśnienie, a że było ciśnienie możliwe, urządziłam ”popijawę”. MM już zniknął po kołderką i nic mi nie zostało jak balować w samotności. Wyszłam na deck z kieliszeczkiem wina, uruchomiłam muzykę taneczną i zaczęłam pląsać i śpiewać. Z tym kieliszkiem tańczyłam do północy, pogoda w nocy była bardzo ale to bardzo przyjemna, wykorzystałam do swoich oberków, walców i krakowiaków. 😀 Po północy poczłapałam i ja do łóżka. Nawet nie pmiętam kiedy usnęłam. Nie ma co się dziwić, że szybko usnęłam, okno w sypialini było otwarte całe popołudnie i spałam również przy otwartym.

Tak jak kiedyś pisałam wyjechałam do Ameryki kiedy moje dzieci miały 14 i 12 lat. To czego zdołałam je nauczyć do tego wieku, to pozostało, po moim wyjeździe były zdane właściwie tylko na siebie. Wielkanoc była w moim domu bardzo ważnym świętem. Szykowałm się do niego około 2 tygodni. Każdy zakamarek w domu miał być wyczyszczony, okna, zasłony i firanki pomyte. Okien miałam do wymycia 4 dużych 3 skrzydłowych, 2 szt 2 skrzydłowych i 7 jednoskrzdłowych oraz 2 szt drzwi balkonowych. Oczywiście moje dzieci zawsze mi pomagały. Córcia przy pracach sprzątających, syn przy gotowaniu i pieczeniu. Pościel nakrochmalona i wymaglowana. Ogród jeśli trzeba wygrabiony a schody frontowe z płyt kamiennych wymyte. Wszystko musiało być u mnie gotowe do Wielkiej Soboty. Sobota była na przygotowanie święconki, ubrania się i wyjście do kościoła. Mimo że mieliśmy kościółek w dzielnicy z przyzwyczajenia zawsze jechaliśmy do centrum. W zależności od wieku dzieci, szliśmy na mszę lub też jedynie na święcenie pożywienia. Miałam zwyczaj jechania ze święconką do rodziców i dzielenia się z nimi jajkiem, pomimo że w niedzielę zawsze jechaliśmy na śniadanie.

Popołudnie było już nasze, zastawialiśmy stół jadłem i nie sprzątaliśmy do wieczora. Śmingus dyngus to była frajda dla dzieci i drzwi w domu się nie zmykały. Dzieci w woreczki foliowe nabierały wody i zrzucały z balkonu na ulicę. Jak były mniejsze to miały jedynie jajka psikawki lub pistolety mciutkie na wodę. Dzieci miały ogromną frajdę nawet kiedy były przemoczone, syn czasmi marudził, że jest mokry i brzydko wygląda, o taki piękniuś był z niego i taki pozostał.

Wielkanoc była i jest dla mnie szczególnym świętem ale okien myć nie będę, mimo że są bardzo wygodne w myciu. W sypialni mam nowiuśkie zasłony wraz z tiulowymi firankmi, więc mycia nie potrzebują. W reszcie domu styl typowo amerykański tylko żaluzje harminijkowe lub drewniane otwierane w stylu drzwiowym. Nie mam zasłon ani firanek. Trudno mi było się przyzwyczaić ale może być.

Zbierając ozdoby christmasowe na ich miejsce ustawiłam wielkanocne, więc jakiś czas leżą na ławach bieżniki i serwery wielkanocne na stole w jadalni. Można powiedzieć to już mam z głowy. Menu jeszcze nie mam ale jak wpadnę do Farmers Market lub Whole Food, będę wiedziała co chcę i co mi będzie potrzebne.

MM już kupił świąteczne białe lilje doniczkowe, są śliczne. Tylko jeszcze to i owo upitrasić i upiec, pozostnie oczekiwanie na Wielkanoc.

Marzec 31 a więc ostatni w 2023 roku

Podaruję sobie spokojniejszy dzień. Bez ciśnienowego mycia. Jak bym wiedział, że tak zrobię, bo od maszyny poodkręcałam węże, jeden doprowadzający wodę, drugi odprowadzający lecz już z ciśnieniem. MM za chwilę przwiezie mały bak benzyny ale przecież nie zmarnuje się jeśli postoi.

Nie, nie jestem chora czy zmęczona pracą, na dziś znajdę sobie pracę. Tylko przy tym myciu, dni niepostrzeżenie uciekają, nawet nie mam czasu na podziwianie wschodzących tulipanów. Nie mam czasu na spokojne wypicie kawy. Nie mam czasu, tak normalnie, na życie. A ono przecież nie będzie na mnie czekać, kiedy skończę mycie, szorowanie podjazdów, ono mi przeleci między palcami.

Trzy dni, tak zwyczajnie przeleciały. Oczywiście, że przyjemnie posiedzieć na czystym tarasie, kiedy wiaterek powiewa a ptaki ślicznie śpiewają ale przez te ostatnie dni nie czułam wiaterku a ptaki na pewno śpiewały, tylko nie słyszałam.

Kilka krzewów mi wymarzło. Wielka szkoda bo jak tak patrzę, to w tych krzewach zawarta jest moja praca. Posadzenie lub przesadzenie. Doły na posadzenie same się nie wykopały. Podlewanie i pielęgnowanie to też praca. Mróz przyszedł, zmroził a ja teraz czekam z nadzieją ogrodnika, że odżyją, puszczą pąki, a przecież te krzewy były z gatunku „zawszezielone”. Okazało się, że nie zawsze.


Oczywiście, że przykrywałam folią. Ale z tym wiąże się pewna historia. A był to tak.

Nie zawsze mam ochotę jechać po pracy do sklepu. Wiadomo korki i tłoki w slepach. Ludzie poczuli wiosnę i wyruszyli do sklepów ogrodniczych i budowlanych. Podobnie jak ja i to zjawisko jest normalne i naturalne. Ale spędzić w sklepie +2h (z dojazdem) nie chciałam, w tym czasie mogłabym innych pożytecznych rzeczy zrobić dla domu i ogrodu. Padło na MM, pojedzie kupi folię. Zrobił zdjęcie pudełka z resztką foli z lat poprzednich. Nie pojechał. Któregoś dnia nad ranem wyskoczył mróz -7C( tulipanów jeszcze nie sadziłam). Byłam zła, że przecież mógł pojechać i kupić folię. No cóż nie pojechał. Kilka dni po mrozie krzewy zgubiły wszystkie listki. Byłam niepocieszona. Przed następnym mrozem, poprosiłam ponownie.

Chcę zaznaczyć, że nie zawsze moje samopoczucie jest wyśmienite, ja siebie dosłownie zmuszam, napędzam aby nie zastygnąć,

MM w telefonie ma zdjęcie pudełka z folii więc problemu z wyborem być nie powinno. Kiedy wrócił, płakać ze złości mi się chciało. Miał zdjęcie w telefonie, telefon miał ze sobą…- tam tyle tych folii, że nie wiedziałem którą kupić, ta chyba będzie dobra…..powiedział

Próbowaliśmy przykryć tulipany, listeczki wyszły ponad ziemię. Ciężko a nawet, ciężko i trudno przykryć „blachą” powierzchnię która nie jest w linii prostej i nie przydusić tego, co dopiero wychodzi z ziemi. Wkurzał się i ostatecznie skwitował…

– nikt z sąsiadów nie przykrywa kwiatów i krzewów tylko my – te słowa wypowiedział ze złością bo folia do elastycznych nie należała

– u ilu sąsiadów byłeś na back yardzie i ilu sąsiadów znasz? spytałam – zostaw to i idź do domu nie potrzebuję twojej pomocy, idź już- krzyknęłam

Nie miał pomysłu na folię którą kupił. Nie miał wogóle żadnego pomysłu na pomoc w przykrywaniu.

Po chwili wyszedł z domu stanął w oddali i przyglądał się jak mocuję się z krzewami. Nie udawało mi się, folia ciągle mi się zsuwała z krzewów, jak nie z jednej to z drugiej strony. MM stał wciąż w oddali z rękoma schowanymi w kieszeni spodni. Spojrzałam i już nie wytrzymałam. Bo kto wytrzyma, brakowało jeszcze wykałaczki w buzi i językiem jej przewracania.

Mimo wszystko przeanalizowałam co mogę powiedzieć, aby tego mego męża z gołębim sercem za bardzo nie urazić a jednocześnie żeby zrozumiał.

– nie mogę pracować jak patrzysz mi na ręce jak superwizor, idż do domu – krzyknęłam

– i pójdę – odpowiedział i na pięcie odwrócił się, podążył w stronę domu.

Faktycznie, takie gapienie się na moje ręce w trakcie wykonywania czynności, przeszkadzało mi bardzo. Suprewizora nie było i prace ruszyły z kopyta.

Niestety, zmarzniętym krzakom już nic nie pomogło, ale tulipanom jak najbardziej. Robi się na moim back yardzie KOLOROWO😁


Już po mrozach ale przy 0C i +1C podjechaliśmy do ogrodniczego sklepu aby sprawdzić co mają nowego. MM stanął jak wryty i patrzył. Gapił się na przykryte kwiaty i krzewy.

– jak widzisz nie tylko ja przykrywam, sklep również. Nie wiem co z tego zrozumiał, chyba nic bo to nie on pielęgnuje kwiaty i wszelkie nasadzenia w ogrodzie.

– zimno to przykrywają – odpowiedział.

Gdy patrzył na nasze zmarznięte krzewy ( dziś o poranku)

– trzeba wyrzucić i nowe posadzisz – powiedział

– czy ty wiesz ile one mają lat? Czy ty wiesz jak kupisz nowe to trzeba czekać z 7 lat aby wyrosły do tej wysokości? A takich wysokich nie ma, nie sprzedają bo one bardzo ciężko się przyjmują. Odpowiedź była jedna – idę do domu…


Zdecydowanie, dziś nie będę myła ciśnieniowo. Kawcię już pod parasolem wypiłam. Zajmę się czymś co nie będzie potrzebowało nakladu ciężkiej pracy fizycznej.

Pod ciśnieniem😀

Po dwutygodniowych skokach wysokiego ciśnienia krwi (pomimo brania tabletek przypisanych przez lekarkę) dzisiejszego poranka mam 121/63, najważniejsze uporczywy ból głowy również minął. Ilością prochów jakie przyjęłam można było by obdzielić pół szpitalnego oddziału. Starałam się jakoś  funkcjonować ale mogę powiedzieć, nie było łatwo. Głowa bolała non stop. Nie była to migrena. Znam bóle migreny.

Dziś obudziłam się i w pierwszym momencie nie odczułam braku bólu głowy.

Życie bez bólu jest o wiele bardziej komfortowe.

Od wczoraj do poniedziałku mam wolne.

Nawet z bólem, wczoraj myłam ciśnieniowo taras.


Mycie ciśnieniowe rozpoczęłam już na początku marca. Tylko, że po 2 godzinach, trzecia (jaką miałam w swoim posiadaniu) ciśnieniówka padła.

Byłam bardzo wkurzona bo tym razem pozwalałam maszynie na odpoczynek. Nie mordowałam jej 5 godzin non-stop. Tylko dziwiłam się i dziwię jak może maszyna przepalić się kiedy ja po 5 godzinach fizycznej pracy nie jestem zmęczona a maszyna pada. Tym razem robiłam przerwy. Maszyna nie wyraziła zgodny na współpracę ze mna i przestała produkować ciśnienie wody. Koniec i kropka. MM przyszedł z pomocą. Pozaglądał tam i siam i nic nie znalazł. Zadzwonił do firmy. Ostatecznie zwrócili koszt zakupu ciśnieniówki i zaproponowali kupno nowej. Tak też MM uczynił, dokupując dodatkowy  dłuższy sznur i inne gadżety. Nowa w sumie kosztowała nas 100$ a stara poszła do kosza na śmieci. A że w Ameryce są ogromniaste kosze na śmieci, więc się zmieściła. Wprawdzie rączka wystawała ponad pokrywę kosza ale to nie był problem.


Wczoraj rozpoczęłam ponownie ciśnieniowe mycie już następną z kolei fabrycznie nową maszyną. Ból głowy nie ustępował, więc przyjmowałam przeciwbólowe i pracowałam. Zagłuszałam ból?

Wymyłam cały taras z balustradami. Trochę chodnika i patio do połowy. Rozpoczęłam też myć murek z drewnianych beli.  Meble ogrodowe i pokrowce. Teraz pyli więc zakurzone pyłkami. Mycie rozpoczęłam na back yardzie. Nie byłam strasznie wymęczona ale na pewno zadowolona. Bardzo mi dużo zostało od strony północnej, schody z drewnianych bali i następne patio i mebelki ogrodowe. Od północy bardziej brudno ponieważ bardzo mało słoneczka tam dochodzi i dwa wielgachne drzewa liściaste które śmiecą liśćmi i innymi odpadami.


Dziś ładna pogoda będzie dopiero od 12pm, więc mam czas na przygotowanie obiadu i upieczenie ciasta biszkoptowego z jabłkami.

 


Dokończyłam patio i zaczęłam chodnik z płyt kamiennych który to sama ułożyłam/zbudowałam wraz z krawężnikami.

Na tym moje prace zakończyłam ponieważ ochłodziło się około 6pm. Nie potrzebuję następnej choroby to co mi dolega w zupełności wystarczy.

Praca fizyczna daje mi satysfakcję i czyni mnie szczęśliwszą oraz … powoduje, że mam bardzo pokłady energii na dość długo.


Planowany wyjazd w kwietniu do Savannah, został przełożony na maj. Hotel zarezerwowany na 4 nocki. Oczywiście, że cieszę się na ten wyjazd, bo dlaczego nie. Potrzebuję spędzić kilka dni z dala od domu i spędzić je beztrosko. Nawet gdybym miała cały dzień nie wychodzić z pokoju hotelowego, to byłby najpiękniejszy dzień. Hotel z aneksem kuchennym to już zupełna rozkosz. Nie planuję gotowania ale…zawsze więcej przestrzeni.


Jutro mnie czeka również ciśnieniowe mycie i kiedy dokończę a pogoda ze mną będzie współpracować, położe specjalną folię na ziemię aby wstrzymać zielsko przed ukorzenianiem. Mam taki kawałaczek ziemi chyba 4×4 gdzie nic nie rośnie i nie urośnie oprócz zielska. Kiedys planowaliśmy postawić tam szopę ale nie byłoby to wygodne w korzystaniu. Więc jest jak jest.

Mam ochotę na kieliszek % ale jako osoba ciśnieniowa😁😁 muszę zmierzyć moją krew. No i krew mnie zalewa, że nie mogę wypić tak normalnie. W wypić lampkę wina bez mierzenia to mógłby być mój ostatni błąd jaki bym popełniła na tej ziemi.

A jeszcze tulipany wszystkie nie zakwitły, naparstnice trzeba kupić i posadzić, dokończyć mycie podjazdów i miejsc parkingowych. Wymyć skrzynkę pocztową i zmienić numerki domu, stare wyblakłe i już w nocy nie świecą. Pomalować schody frontowe…..co ja będę wymieniać. Mam bardzo dużo jeszcze pracy do wykonania. Zapomniałam o rozbabranej łazience. Wena już tuż, tuż.

Nie mam czasu umierać.

Trzeba iść mierzyć ciśnienie.

145/63

A rano tak fajnie było.

To nic picie lampki wina przełoże na godziny poranne🤣🤣🤣😁

 

Fryzjer prawdy ci nie powie ale włosy stracić możesz

Chciałam wyglądać szałowo, więc czekałam cierpliwie na umówioną wizytę u fryzjera. Miałam już zdjęcie z internetu jak ma wyglądać ścięcie i kolor pasemek. Nawet nie pomyślałam, że ułatwiłam zadanie mojej Nicoli. Pomalowałam kilka dni wcześniej włosy na ciemniejszy kolorek. Byłam ciut podekscytowana, nie, nie miało być nic drastycznie zmieniane. Ot, podcięcie i jak zwykle pasemka. Pasemka i nie 5 kolorów, jedynie dodać dwa a ten mój ciemniejszy wkomponować. Kilka już lat chodzę do jednej fryzjerki, zawsze proszę … troszkę szersze te pasemka. No nigdy nie zrobiła szerszych, takie cieniutkie ale podobały mi się i tak to już zostało. Ja proszę a ona robi swoje.

Tym razem, pokazuje zdjęcie troszkę inne uczesanie ale … oczywiście, wiem , rozumiem, zrobię. Pasemka zrobione, włosy wymyte i zabieramy się do obcinania. Już widzę, że się spieszy, już nie mam nadziei, że coś z tego wyjdzie. Z tyłu zostawiła długie. Za długie i nie postopniowane. Czy ja jestem natrętną klientką czy ona robi na “odwal się”? Następna klientka już czeka na fotelu… już kończę… rzuca dwa słowa w stronę nowej klientki czekającej na fotelu. Nikola łapie za suszarkę, macha w pośpiechu …nie jestem zadowolona, zostawiłaś mi za długie włosy z tyłu, pokazywałam zdjęcie, powiedziałaś, że pamiętasz, trzeba je postopniować….Obcinała i stopniowała już suche włosy. Ułożyła ładną fryzurkę, ale aby ją ułożyć używała jakiś dziwnych preparatów, pryskała, wcierała we włosy. Zapłaciłam jeszcze bez podwyżki 270$.

Wróciłam do domu, rodzinka orzekła że ładnie ale coś mi ciągle nie pasowało. Mam prawo być wymagającą bo w zasadzie to ja za malowanie włosów zapłaciłam 270$. Na ścinanie i powiedzmy stopniowanie poświęciła 10-15 minut. Zgarniałam włosy na prawo na lewo, do tyłu ale one nie chciały mi się ułożyć. I co najdziwniejsze, miałam jakieś złe przeczucie. Moje włosy są bardzo łatwe do ułożenia, a tu ani ani. Więc wlazłam pod prysznic aby ułożyć je o swojemu.

Mam masę zmiękczaczy, szamponów i innych maseczek ale wyszłam z pod prysznica z włosami zniszczonymi. Użyłam do delikatnych i farbowanych włosów, zawsze sprawdzały się kiedy sama maluję. Wyszło normalne siano. Zawołałam MM, orzekł spalone. Pasemka zeszły i zostały biało-żółte zniszczone, łamliwe, spalone włosy. Dwa dni pochodziłam z tym sianem, zastanawiając się co robić. Do sądu nie chciałam iść, do gabinetu również nie, co ja po kilku dniach bym udowodniła. Szkoda mego cennego czasu i nerwów na szarpanie się z fryzjerką.

Po tych kilku dniach postanowiłam odżywić moje spalone włosy, na ile mikstura z oliwy z oliwek + miody na to pozwoli. Siedziałam tak z tym mazidłem na głowie godzinę. Po zmyciu mikstury i po użyciu delikatnych szamponów, kondycja włosów znacznie się poprawiła. Wczoraj zdecydowałam zmienić kolor włosów z biało-zółtych na jasny brąz. Oczywiście miałam obawy, ale nawet na pole do wybierania ziemniaków nikt by mnie nie zatrudnił.

Jest zdecydowanie lepiej, spalone końcówki widać w blasku słońca ale włosy poddają się ułożeniu.

Nie wrócę już nigdy do tego zakładu fryzjerskiego. Można wytłumaczyć Nikolę: mała zły dzień, szefowa nałożyła na jej grafik za dużo klientek itp. A ja odpowiem …CO TO MNIE OBCHODZI… Zniszczyła włosy i o tym wiedziała, wcierając we włosy mnóstwo paskudstwa, ratując to co zostało, po prostu mnie oszukała. To nie jest tak, że dałam się oszukać, nie!!! Dałam za dużo zaufania osobie, która na to nie zasłużyła. Ukryła oszustwo i zażądała zapłatę za te oszustwo.

Jeszcze jedno. Po bokach mi nie postopniowała włosów, sama to zrobiłam i nikt z domowników tego nie zauważył.

Teraz jestem na etapie poszukiwania fryzjerki.

One wszystki są jakie są (brzydko pisać nie będę).

Niedzielne smaki

Ponownie “chodzi” za mną, coś słodkiego ale nie sklepowego. W moim stanie nie ma wyboru ciast, ciasteczek i innych słodkości. W Polsce mamy makowce, serniki, ptysie. Ciasta zebry, piaskowe, pierniki i ciasta mokre z kremem, dżemem itd. Jest ogromny wybór. Tutaj jeden deseń i nie ważne idziemy do kawiarenki czy sklepu z wypiekami lub z masową/sieciową sprzedażą. Różnią się ceną bo smak identyczny. Za dużo, a nawet za bardzo dużo cukru. W NY są polskie sklepy, które mają w swoim asortymencie ciasta typowo polskie. I tego mi brakuje.

Aby nie popaść w “depresję” :),  rozpuściłam już galaretki truskawkowe i mam w planie upiec roladę, Jedna z kremem, druga będzie z galaretką i kremem. Możliwe, że upiekę 3 bo chciałabym z przecierem jabłkowym (sklepowym, lubię).

Możliwe, że … nic nie będę piekła i galaretkę zjem a miseczki wyliżę. Kto to wie. Nasza, nawet ta bliska przyszłość jest nie odgadniona.


Upiekłam trzy placki na rolady. Pierwsza z kremem i galaretką truskawkową a pozostałe dwie z galaretką, kremem i amerykańskimi borówkami. Takiego smaku ciasta nie uświadczysz kupując najdroższe torty amerykańskie. Miałam obawę czy udadzą mi się placki na rolady, użyłam mąki amerykańskiej przeznaczonej na torty. Wcześniej kupowałam mąkę rosyjską lecz mąka ulubionej firmy, już nie jest mąką, firma przedobrzyła, aby mąki było mniej ale waga się zgadzała zaczęli dosypywać czegoś podobnego do piasku, nie przypominało kaszy manny ani innej kaszy, ponieważ w smaku było nijakie i nie dało się przegryźć. Przed użyciem musiałam 3-krotnie przesiewać. Ostatecznie zapas 3 kg wyrzuciłam do kosza. Przed covidem nie miałam zastrzeżeń, podczas przesiewania mąki nie było żadnych niespodzianek. Byłam zadowolona a bułeczki drożdżowe rosły jak na drożdżach. Covid namieszał i dosypał do tej mąki czegoś podobnego do piasku, kolor identyczny, jak mąka. Nie mąka i nie kasza. Oczywiście, że to oszustwo ale komu i gdzie zgłaszać?

Nie podoba się, nie kupuj.

Kupujesz milcz.

Nie podoba mi się, nie kupuję.


Buża…

do domu po pracy wpadłam jak burza… mało, że na zewnątrz wilgoć sięga zenitu, to i w domu to samo. Pozmieniałam ustawienia na termostacie a MM nałożył bluzę. Chłodziłam i grzałam, dalej mi dosłownie śmierdziało wilgocią. Złapałam jednego psa, później drugiego, wykąpałam, wysuszyłam. Za parę dni mają termin na ścinanie i kąpiel, ale …. moje psy maja włosy a one od wilgoci wydzielają okropnie nieprzyjemny zapach.  Dom spryskałam kwiatowymi zapachami. Trochę pomogło.

Za mało pracy? Położyłam farbę na włosy a hennę na brwi. No przeważnie tak robię, że przed wizytą u fryzjera (mam w następny czwartek), zmieniam kolor włosów. Umówiona jestem na obcinanie i pasemka. Zaczynam się zastanawiać, nad długością. Obciąć do wysokości koniuszków uszu czy też tylko podciąć. Ale ten problem rozwiąże mi fryzjerka.

W końcu, o 8:30pm z lampką wina w dłoni, przysiadłam. Włosy pod czepkiem się farbują a ja już wyciszona, odpoczywam na swojej sypialnianej kanapie. W międzyczasie zamówiłam pantofelki 2 pary naraz. Jedne są o pół numeru większe. Jak dotychczas, zawsze mi się udawało trafić w numerek. Tym razem, nie wiem dlaczego ale nie byłam pewna. Te które nie będą pasować, odeślę. Seledynowych niestety nie zamawiałam, ale nic straconego.

Jutro będzie deszczowy dzień, co mnie bardzo cieszy. Ponad 1000 posadzonych cebulek tulipanów potrzebuje wody z nieba. Zanim ostatnie cebulki posadziłam, te pierwsze już delikatnie wysuwały listeczki z ziemi.

Deszczowy dzień zatrzyma mnie w domku, możliwe, że ciasto upiekę. Jakie? Jeszcze nie jestem zdecydowana. Truskawki nie mają smaku. Mango tylko ja w tym domu lubię. Maliny, również bez smakowe. Borówki? Daleko im do jagód. Mam w zamrażalniku amerykańskie dzikie jagody.

Kolorek włosów jest bardzo ładny.


A dziś już sobotka. Jak zapowiadano, pogoda deszczowa. Szaro i buro na podwórku ale nie za zimno bo 17C. Prawie cały dzień spędziłam przed komputerem, podobnie jak MM. Mimo wypitych kaw zachciało się nam do ludzi i innej kawy niż domowa.

Mieliśmy wyskoczyć do la Madeleine na Créme Brûlée oraz Vanilla Cappuccino ale… o 4pm zamknęli. Nie sprawdzaliśmy w internecie godzin otwarcia, ponieważ po covid wrócili do normalnych godzin tj. 7pm. Niestety chyba ponownie mają problem z pracownikami. Szkoda, może jutro tam wyskoczymy….może.

W planach mieliśmy podjechać do Paris Baguette caffe. Ta kawiarenka ma inny wystrój i nastrój oraz za gwarno. Kawa jest serwowana w jednorazowych kubkach. Ehhh. A nam chciało się wypić cappuccino w filiżance.

Plany, planami a inaczej wyszło, cappuccino nie było.

 

Piękniusi dzień się budzi.

Prognozy nie wskazywały na słoneczko ale ono wzeszło i zaświeciło. Roztańczyłam się na powitanie słoneczka na parkingu siłowni. Rozśpiewałam się gdy je zobaczyłam.

Cudny dzień nadchodzi.


Słoneczko się skryło i zapowiadane zachmurzenie się spełni lecz moje serducho śpiewa. Z ogromną radością wychodzę na yard sadzić ostatnie 300 szt cebulek tulipanów.


Będzie pięknie, będzie kolorowo i wesoło.

Szok cenowy

Nie zwracałam uwagi na ceny. Ot, czasami patrzyłam lecz jeśli coś było potrzebne lub mniej potrzebne, kupowałam. Nowa pościel – prosze bardzo, nowe zasłony – prosze bardzo, nowy dywan – prosze bardzo, brak w baryku wina – prosze bardzo, sukienka nowa – prosze bardzo, kosmetyczka – prosze bardzo, itd. Nie będę wymieniać. Przy zakupach oprócz swojej karty debetowej lub kredytowej, zawsze mam MM karty. Mam też zapowiedziane, zawsze używać tylko jego kart. Patrzyłam na ceny i bez przesady ale nie nadużywałam zaufania MM i nie kupowałam rzeczy nie potrzebnych, zbytecznych. Używałam i używam swoich kart. Tylko te ceny mnie tak bardzo nie interesowały.

Dziś pojechaliśmy do sklepu hurtowego. Zdębiałam, normalne załamanie psychiczne. Wzięłam opakowanie borówek w dłonie i nabiegły mi łzy do oczu….dlaczego takie małe opakowanie tyle kosztuje, dlaczego tak drogo….pytam. MM na spokojnie odpowiada – wszystko Krysia podrożało. Patrzę na opakowanie borówek – nie ja ich nie chcę – i odkładam. MM patrzy na mnie a ja ze łzami – idziemy. Jeszcze mówił, że chciałam przecież …ale mi się odechciało. Podeszliśmy do lodówki z męsem. Przewracałam te karkówki i niech to ich szlag trafi za kawałek karkówki płacić 40$. Ale tym razem MM nie ustąpił, musiałam wybrać. Przy papierze kuchennym i toaletowym przeżyłam szok. Nie pomogły tłumaczenia …. że pracuje, że na takie rzeczy to my na pewno mamy pieniądze i nie będziemy oszczędzać. Kiedy namówił mnie na hot doga ….Krysia to tylko 1,50$ jeden kosztuje…zgodziłam się.

Siedząc przy stoliku, kiedy MM poszedł zamówić tego hot doga, rozpłakałam się na dobre. Nie mogłam powstrzymać łez. Wycierałam całą dłonią z policzków, żeby jak MM wróci nic nie zauważył.

Zmienię sposób zakupów i będę starała się kupować rozsądniej. Nie jak do tej chwili. Całe opakowanie jogurtów i z tago opakowania trafiało kilka do śmieci. Szynek w opakowaniu do koloru do wyboru w lodówce a jem tylko jeden gatunek. Z pieczywem podobnie.

Przez wiele żyłam pod „ kloszem”, a od któregoś dnia poczułam pęknięcie na „kloszu”, przy kupowaniu bułecze zwróciłam uwagę na cenę. Dziś podjechaliśmy do tego samego spożywczaka, te same bułeczki były droższe o 1$. Ale byłam zadowolona z ceny świeżej kapusty 1 pound za 0,96 też kupiłam i się do tej kapusty uśmiechnęłam.

Do tej pory nie było takiego znacznego skoku cen, więc nie przejmowałam się, obecnie to jest wprost niemożliwe. Niemożliwe stało się możliwe.

Jednym słowem zostałam rozpieszczona przez MM, nie powiem, że źle się z tym czułam ale cieszę się że „klosz” zbiłam.

Mam mieć oczy otwarte i patrzeć co i ile kupuję nie tylko w spożywczym.

MM niech dalej mnie rozpieszcza ale kwiatami.

Kolacja przed TV🎬🏠📺

MM jednak zmobilizował się i był na crossfit. To się chwali. Ja również swoje ćwiczenia zaliczyłam. Mam wolne od ćwiczeń do poniedziałku.

Po prysznicu i śniadanku, wskoczyłam do cieplutkiego łóżeczka, z tej racji, że kocyka elektrycznego nie wyłączałam. Ehhh, 1minutkę się pogrzałam i szkoda mi się zrobiło tak pięknego zimnego (na zewnątrz) dnia.

Rozpoczęłam sprzątać ozdoby świąteczne.

O zmroku, MM pojechał po sałatki i po jednym kawałeczku pizzy do Fellini’s a ja międzyczasie, resztę pudełek z ozdobami zaniosłam na poddasze. Nie zdecydowałam się na uporządkowanie oświetleń i innych ozdób świątecznych z powodu zimnego i silnego wiatru. Jeśli pogoda jutro dopisze, to posprzątam.

Kolację zjedliśmy przed tv oglądając film „ Sweet home in Alabama” . Piękny film z wspaniałą obsadą aktorów. Obejrzałam go z radością po raz kolejny.

Polecam😁

Wczesnym porankiem i wieczorkiem

Zadzwoniłam do Urzędu Miejskiego o umówionej godzinie. U mnie 6 godzin do tyłu a wiec 3:50am musiałam już się przebudzić. Panie z urzędu bardzo sympatyczne i pomocne. Przeksięgowały już kwoty z konta mego ex na odpowiednie konta. Wczoraj jak dowiedziałam się, że sprawa nabrała inny bieg, komorniczy, to aż włosy na głowie mi stanęły. Nie chcę wskazywać winnych ale u mnie było wszystko opłacone. Jakie numery kont bankowych mój adwokat otrzymał z urzędu na takie wpłacałam, z księżyca nie wziął. Gdyby nawet próbował sam wymyślić to by się nie udało takich mi podać. Na stronie internetowej urzędu są podane numery kont na jakie trzeba wpłacać podatek od nieruchomości lecz takiego jaki mi podano i wpłacałam podatek przez dwa ostatnie lata, nie znalazłam.

Ogólnie cieszę się, że zostało wyjaśnione bo walka z komornikiem nie należy do przyjemnych i krótkich.

4:26 am leżę w łóżku i słucham odgłosów deszczu za oknem. Bez względu na to czy MM jedzie ze mną na moją siłownie czy nie, ja pojadę. MM jest dopisany do mojego karnetu i zawsze mogę wprowadzić go jako gościa.

Zeszłam na dół juz przyszykowana do wyjścia. MM nawet nie wspomiał, żebym poczekała lub coś w tym rodzaju. Pomyślałam jak nie to nie. Sama pojechałam. Nie lubię takiego gadania o siłowni, bezsensownego liczenia kalorii, unikania wagi jakby to pomogło w odchudzaniu. Każdy jest inny. Dziś po powrocue z pracy usłyszałam, że MM źle się czuje. Na piętro nawet nie miał siły wejść po schodach aby wziąć baterie aby wymienić w ciśnieniomierzu.

Ciśnienie dobre, ok, może być, ale nie takie żeby miał zawroty głowy. Office nie wietrzy no to trudno żeby nie zemdlał. A może szuka wymówki, żeby jutro nie jechać na crossfit. Ale jeśli nie chce i nie ma ochoty, nie musi. W takim razie niech nie je całego kurczaka o 8pm.

Ręce opadają z bezsilności.

Chce ładnie wyglądać ale bez wyrzeczeń i wysiłku. Każdy chce, ja też coś tam chce ale to nie zależy odemnie ale od MM. No i czego się czepiam swego MM?

A tego, że przy śniadaniu mówi już o kolacji… Ja tak nie potrafię. Komsumując jedno myślę o drugim jedzeniu co będzie za 7-8 godzin, tym bardziej że to będzie następne żarcie. Cieszę się, że MM ma hobby, ale to hobby doprowadzi go do rozmiarów 600 pound. Oglądałam wcześniej program 600pound ale przyznam, oczy bolą patrzeć na żarłaczy i brudasów. Wszystko i w największych ilościach pożerali, aby jednego mężczyznę zabrać do szpitala musieli zburzyć ścianę, później okazało się, że aby go stamtąd wyciągnąć potrzebny jest specjalistyczny wysięgnik i transport. Jego waga była około tony. Niestety ale mężczyzna ten już jest w niebie. Serduszko nie wytrzymało. MM jest słusznego wzrostu i postury, wagę swoją kontroluje. W tej chwili jego waga oscyluje 130-140kg( a może + 20kg) ale jego hobby jak też wieszości amerykanów jest żarcie. 18 lat tłumaczę …. Jedz obfite śniadanie i lunch, skipnij kolację….aha, aha, dlatego amerykanie są najbardziej tłustm narodem. Tłuszcz wszędzie leje się strumieniem.

Wcześniej słyszałam …. Jedz bo zachrujesz…dziwne

Zachorujesz na co? Na brak oleju w głowie? Wystarczy mi tego oleju aż do śmierci i nie dam się skusić na kurczaka o 8pm.

Jak widać jestem wkurzona. Jutro jadę na siłownie. Może moja mobilizacja, zmobilizuje MM?

Muszę próbować.

Jednak MM zostawił upieczonego kurczaka, na jutro. Widząc moją minę to i tak dziwię się, że zielona sałatka mu smakowała

Ja to potrafię zepsuć człowiekowi apetyt o 8pm 😬


Pamietam, a było to bardzo dawno. Obchodziliśmy w moim domu w Polsce hakąś imprezę. Jak to mężczyźni zaczęli rozmowę o wadze swego kochanego ciała. Ex stanął na wadze – no większy kogut, szwagier – kurczak, moj Tatuś – waga zdrowego faceta, ostatni był mój Teść. Wiedziałam, no wiedziałam, że Teścua wagi nie ma na skali. Uwziął się, że nie jest gruby, nawet swego syna a mojego męża nie posłuchał. Waga zagruchotała i wskazała 0. Teść i tak nie przyją do wiadomości, że zepsuł wagę bo waży poza skalę wagi.

Tak to jest z grubaskami, wszystkich grubasków wokół widzą i komentują ale siebie nie widzą, jakby w w danym momencue wzrok stracili.


Czasem ludzie myślą, że kobiety nie traktują grubasów serio, lecz to wierutna bzdura. Prawda jest taka, że kobieta traktuje poważnie każdego mężczyznę, który zdoła jej wmówić, że ją kocha.

George Orwell,

Nie tylko gimnastyką człowiek żyje

Byłam dziś na słowni i coraz więcej od siebie wymagam. Dziś przydałby się mały ręczniczek do otarcia czoła z więcej niż 15 kropli potu, ale zapomniałam wrzucić do malusieńkiego plecaczka. Czoło wytarłam brzegiem rękawiczki, no wiem, że nie higienicznie ale zadzierać bluzkę aż do czoła, to byłoby bardzo nie estetyczne. Ciutkę więcej niż godzinę poświęciłam na ćwiczenia plecków, bioderek, klatki piersiowej, nóżek i stópek. Wspomagałam się urządzeniami.

Nie planowałam jutrzejszej gimnastyki na siłowni ale jeśli mam wstać o 3:50 am ( już nastawiłam budzenie) i wykonać tel do Urzędu Miejskiego w sprawie podatku od nieruchomości, bezsensem byłoby wracać do łóżka, jeśli w pracy mam być jutro o 7 am. Poćwiczę jutro i chyba odpuszczę ćwiczenia w piątek. Nie wiem dokładnie, bardzo lubię ćwiczyć. To nadaje mojemu życiu większej wartości, radości i sensu. Ćwiczę dla siebie, nie rozglądam się kto, gdzie i co robi. Skupiam się na swojej osobie, na swoim ciałku. Dalekie jest ono od doskonałości, ale to co mnie pokrywa na zewnątrz, całkowicie mnie satysfakcjonuje. Życzyłabym sobie aby było zdrowsze. Jeśli być nie może, to trudno, jakoś będę sobie radzić z tym co mam.


Rozszalałam się, zamówiłam 1000 cebulek tulipanów. Najpóźniej będą dostarczone w środę. To mi pasuje, w sobotkę prognozują u mnie temperaturę minusową, wprawdzie tylko w nocy ale …. piękniusie krzaki runianki japońskiej, które pielęgnowałam przez wiele lat niestety przymarzły. A właściwie zamarzły. Czy odżyją? Nie daję im większej szansy niż 40%. Myślałam, że tylko te zamarzły które rosną na otwartej przestrzeni. Zdarzyło mi się to pierwszy raz od 8 lat. Niestety krzew na back yardzie osłonięty z każdej strony płotem również pogubił już zmarznięte liście.     Jednej nocki temperatura była do -8C. Wszystkie krany na zewnątrz osłoniłam, zabezpieczyłam lecz uważałam, że krzewy są już na tyle odporne (około 2m wysokości), że nie potrzebują już zabezpieczania przed mrozem folią ogrodową. Rozumiem, żebym nie miała ale leży cała duża rolka w garażu. Nie tyle, że mi się nie chciało, wierzyłam, że krzaki podołają zwalczyć ten mróz. No niestety. Moja wiara w cuda, doprowadziła do przemarznięcia liści i łodyg.

Zdjęcie z internetu

Ale mogę pochwalić się, wiosną w moim ogródeczku.

 

 

Wiosenne pozdrowienia!

 

Zabiegi piękności…

Wiosna idzie, więc należy zadbać o urodę, co nie znaczy, że nie należy dbać o nią przez cały rok.

Moje problemy zdrowotnie nigdzie nie zniknęły, aby w miarę dobrze się czuć, poświęcam około 2 godzin dziennie na specjalistczną gimnastkę wraz z masażami. Do tego dołączyłam w tej chwili 1h gimnastyki na siłowni, którą uwielbiam i daje mi wiele radości. Miałam też kosmetyczkę co 3 dni. Od następnego tygodnia przechodzimy na 1 raz w tygodniu. Zaczynając masaże twarzy i szyji nie wiedziałam jak zareaguję, wszelkie masaże nie są przeze mnie tolerowane, każdy obcy dotyk jest dla mnie bolesny psychicznie i duchowo. Powyżej wspomniałam o specjalistycznej gimnastyce i masażu, masaż wykonywany jest przez odpowiednie maszyny i urządzenia.

Zapisując się do kosmetyczki zrobiłam bardzo dokładne rozeznanie miejsca. Gdy po raz pierwszy pojechałam na masaż temperaturą, ogromną niespodzianką była właścicielka zakładu. Przed przystąpieniem do zabiegów rozmawiałyśmy w j.angielskim, po wyjaśnieniu sobie kraju pochodzenia, przeszłyśmy na nasz język ojczysty. Moje imię Krystyna jest w Ameryce również nadawane dla nowo urodzonych dziewczynek. Przyjęłam przy śubie nazwisko męża, więc nie jest to takie oczywiste skąd pochodzę.

Poinstruowałam V o moich obawach, że mogę wstać i wyjść i już nigdy w to miejsce nie wrócę. Nie będę żądała zwrotu pieniędzy za już zapłacone zabiegi lecz nie wykorzystane. Uprzedziłam, że nie wiem, dosłownie nie wiem jak mogę zareagować na dotyk. Chciała spróbować.

Trudno, bardzo trudno się pracuje z taką klientką jak ja. Kilka razy głośniej powiedziałam …proszę tu nie dotykać …. Stara się, na prawdę się stara ale najważniejsze jestem ciutkę po tym zabiegu twarzy zrelaksowana. Czerwone światła mieszają tak w umyśle, że 10 minut mija jak 1-2 minuty. Chcę napomknąć, że „moja” fryzjerka wie jak mi myć głowę, a to wogóle nie łatwa czynność. Potrafię głowę zabrać z lejącą się wodą z włosów aby zaczerpnąć powietrza bo tam w mojej głowie ktoś grzebie. Nie ważne jest, że będę przemoczona, zawsze do fryzjerki idę w takim zwykłym ubraniu (roboczo-domowym) bo nie wiem, no nie wiem co może się przydażyć. Czasami sama suszę włosy. Ale za to mamy ( ja, ona i właścicielka) ubaw.

Pani V bardzo zgrabnie omija moje punkty na twarzy lub mnie zagaduje i je dosłownie trąca. Postanowiłam, że jeszcze wykupię 1,5 pakieciku a bedzie to do połowy kwietnia, w każdy poniedziałek. Jeśli mam z tego jakąś radość i relax to dlaczego nie przedłużyć. Zaproponowano mi korzystanie z sauny ale świetlnej, no oczywiście, że odpłatnie. Możliwe, że skorzystam.

Tylko, doba ma 24 godziny. Jak powiedziałam wiosna idzie, a z nią prace polowe, które też lubię.

Będę musiała poszukać sroki z kilkoma ogonami.

😁

Poniedziałek z wtorkiem…

Bardzo źle spałam, podobnie MM. Pomimo nie wyspania on pojechał o 4:30am na Crossfit a ja wyjechałam godzinę później na GYM. Po ponad godzinie spotkaliśmy się w domu.

W dalszym ciągu bez większych wysiłków ale już pot pokazał się na czole ale ćwiczyłam bardziej intensywniej.

Teraz szykowanko i do pracy na 9am. Nie lubię jeździć w deszczową pogodę ale jak mus to mus. Po pracy wracałam już ziewająca ale nie zmęczona. Miałam jeszcze silę na ugotowanie zupki na nakarmienie MM.


Wtoreczek, ostatni dzień stycznia 2023

Planowaliśmy ale plan zmieniłam. Nie mam takiej potrzeby aby ganiać na siłownie każdego dnia. Co drugi dzień dla zdrowia, jak najbardziej. A więc, jutro.

Mężczyźni, młodzi mężczyźni pracują ( możliwe że 2 razy na dzień) nad bicepsami, króre nigdy mnie nie zachwycały. Wysportowane ciało jak najbardziej ale nie zniekszałcone „prężnymi” muskułami.

Nie wszystko dla każdego.

Planowanie….

Zerknęłam dziś na mapę pogody i nie wiem, czy dziękować niebiosom za ten tygodniowy deszcz , który właśnie się rozpoczął, czy zasznurować usta żeby nie bluźnić. Oczywiście powinnam do tej wody lejącej się z chmur przyzwyczaić ale co za dużo to i koń nie pociągnie.

Wyszliśmy dziś z MM z domu. On zmęczony pracą przy komp nawet w niedzielkę pracuje. Wyskoczyliśmy do nowej kafejki. Było nawet przyjemnie. Na pewno tam wrócimy.

Na koncert bluesa nie trafiliśmy w piątek a w sobotkę też zrezygnowałam. Po sprzątaniu ozdób choinkowych już nie miałam chęci na żadne kulturalne rozrywki. Może w następny weekend wyskoczymy na jakiś koncert.

Już znalazłam!!! W piąteczek wypad, MM przyklasnął!!! Obejrzałam zespól na youtube. Podoba mi się.

Dziś nie zaliczyłam GYM, po wczorajszych lampkach wina zwlokłam się z łóżka dość późno, za późno na gimnastykę w tłumie ludzkiego zapachu potu.

Jutro rano przed pracą muszę się rozruszać. Zakwasy powstałe po ostatnim naprężaniu mięśni już nie bolą. Znak, że czas odwiedzić siłownie.

Tak więc jutro będę rzeźbić swoje ciało. A tak prawdę mówiąc, poćwiczę bezsiłowo, porozciągam się lecz z bierzni jeszcze nie będę korzystać. MM ma umówionego trenera CrossFit na 5am po przeciwnej stronie ulicy mego GYM. Ja natomiast planuję zacząć swoje zmagania 5:30-6am.

Zobaczymy czy plan mój zostanie wykonany czy tylko zostanie w fazie gadania. 🦾🤸🏋️

LaFitness i inne

Gdy otworzyłam oczy wczorajszego poranka, było już za późno jechać na siłownie. Przez szparki w żaluzjach zagladał już świt. Nastawiłam tel na budzenie na 5:15pm zamiast na 5am. No cóż, i mi się też przytrafia pomylić. Lubię gimnastykę po 5am, o poranku jest nie wiele korzystających. Sala LaFitness jest duża, maszyn do ćwiczeń bardzo dużo ale w godzinach szczytu (przed covid) trzeba było być szczęśliwcem aby dopaść wolną na której chcesz wyrzeźbić swoje ciało.

Podjechałam do kosmetyczki. Godzina masażu i 10 minut naświetlania minęło bardzo szybko.

Dziś nie potrzebowałam budzika o 5am byłam na nogach. Wolniutko szykowałam się do wyjścia.

Tak, tak reaktywowałam wstęp na siłownie. Mimo że przez okres covida nie korzystałam to utrzymywaliśmy opłaty, w ten sposób wspomagając bussines gimnastycznno-siłowy.

O godz. 6am „zameldowałam się”, że już jestem. Rozejrzałam się, stwierdzają że to nie oni są nowi tylko ja. Stwierdziłam też, że przybyło maszyn do ćwiczeń oraz że, większość maszyn jest w złym stanie. Ruszają się ale przydałoby się rdzę wyczyścić i naoliwić. W innych gąbkę wymienić itp. Nie do mnie to należy więc, korzystałam z nowszego sprzętu.

W dniu dzisiejszym postawiłam na rozciąganie się. Nie dopuściłam aby się spocić, temp minusowa na zewnątrz i nie chciałabym chorować. Godzina szybciutko zleciała.

W domku czekały już na mnie cieplutkie bagelsy. MM nie był zainteresowany jechać ze mną do GYM ale też, nie spodziwałam się że, zechce mu się wychodzić z domu i jechać po pieczywo. Zrobił mi tym zakupem niespodziankę.

Po śniadanku wskoczyłam jeszcze do łóżeczka.

Czekała na mnie jeszcze praca i robota związana z wyrzuceniem choinki świątecznej.

Domek na sobotę będzie lśnił czystością. 😁

Po pracy wyskoczyliśmy do lokalnej meksykańskiej. Miał być bluess w downtown ale ta atrakcja będzie jutro. Jeśli nam się zechce. Bluessa mają grać dopiero od 9pm i czy MM to wytrzyma śmiem wątpić.

Bongo la, bongo la…..

Człowiek („ bongo” ) ma dwie drogi, w przepaść i pod górę. Kiedy jest maciutkim człowieczkiem, kochający rodzice zdmuchną każdy pyłek z jego dróżki. Oj oj bo pupcie ubrudzi, oj oj bo kolanko skaleczy, oj oj rączki skaleczy. Zanim maleńki człowieczek postawi pierwszy kroczek, nie zazna nawet jak kloc w pieluszce parzy w dupcie, siusiu wypudrowane, dupka wykremowana. a wszystkie szafki i szuflady zawiązane na supły. Nie wiązałam nie blokowałam, nic z dolnej półki nie chowałam. Nie, było NIE. Moje dzieci nigdy nie były poparzone. Pijesz matko jedna z drugą kawę, czy herbatę, stawiaj daleko aby twoje siusiumajtek nie mogło sięgnąć. Zabierz ze stołu, stolika serwetę, serwetkę, ceratę, aby siusiumajtek nie ściągnął całej zastawy stołowej wraz z jej zawartością oraz gorących napojów.

Maleństwo ma się dobrze, rośnie, rozwija i poznaje siebie i swoje możliwości. Skacze z kanapy, sofy, tapczanu, folela, a ty rodzicu asekurujesz jego, podrzucając poduszki pod główkę, plecki i całą kołdrę ciągniesz, żeby jemu nie daj Boże zabolało. A żeby siusiumajtek walnął się łbem o podłogę, to by przestał skajać i wykorzystywać ten ochronny parasol.

Miłość do własnego dziecka nie ma granic, jest bezwarunkowa. „Rozkładamy parasol” kiedy wsiada na pierwszy rower i wsiada do pierwszego samochodu…. jako kierowaca. Trzymamy „ parasol” kiedy laweta ściąga grata, a nie samochód, do kasacji. Mówimy …. moj po wypadku to był prawdziwy złom, nie martw się. Aby pocieszyć siusiumajtka, skrobią ostatnie zaskórniaki i fundują następne cztery koła. Siusiumajtek mając już 20+ wciąż zachowuje się jak 13-14latek. Mamusia tatuś, wszystko załatwią. Przecież szkołę wybrali, pracę też znają. Siusiumajtek bez pampersa, bryluje sobie przez życie bezproblemowo a wiadomo, że bezproblemowo dla pampersa bez pampersa, ale problemowo dla jego starych. Życie nie jest bezproblemowe.

Pampers bez pampersa, starając się uniknąć nadgryzionego zębem czasu „parasola”, próbuje swojej drogi życia. Stare zerdzewiałe rodzicielstwo już mu nie pasuje. Jego kompani są na czasie, dragi, szlugi i dziary to jest to czego chce doświadczyć. To jest prawdziwy odlot/ekstaza. Pampers bez pampersa ale z garścią prezerwatyw rusza na podbój świata.

No co? Jest już po szkołach i edukacja zakończona, praca satysfakcjonująca, teraz …. czadddddd!!!! Starzy patrzą na siusiumajtka jak dawniej. Nasze ukochane dziecie. Dziecie emeryturkę podkrada.

– będzie dobrze, musimy poczekać, wyszumi się – po cichaczu rozmawiają

A guzik, a to dziecie/pamers wyrzucił już papmersa i zakupił beonga/ bongo i …. puszcza dymka na całą dzielnicę. Nowy awans zawodowy i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przed domem stanąl nowoutki samochód, bieluśki jak śnieg bez opadów węglowych z kominów.

Bongo bryluje między oparami a rzeczywistością, mając zwykłych śmiertelników za śmieci. Starzy emeryci pytają….co dalej? co jeszcze?

Ze strachu ryglują się w sypialni, bo po takim jednym wdechu beonga/bongo świat widziany jest zupełnie inaczej. „Bongo” może być agresywne, kochające aż za brardzo, uległe lub śpiące, w zależności co wdychało, chemie czy „zioło”.

Emeryci jak głuptaski cieszą się, że „bongo” jeszcze samochodu nie skasowało i stołuje się za swoją kasę. Ale …. „bongo” nie płaci za mieszkanie i używanie mediów. Nieśmiało napomknęli

– aj tam, aj tam – tyle im „bongo” odpowiedziało

Teraz emeryci zastanawiają się, czy powinni oddać sprawę do sądu jak to uczynili emeryci w ameryce aby wyeksmitować 43 letniego syna. Tylko tutaj jest inny kraj inne prawo, czy się uda. Przyszłości dalekiej już nie mają, chcieli by tylko spać w swojej sypialni bez ryglowania drzwi.

Co myśli o tym wszystkim „bongo” ?

Ma to wszystko w dupie. Będzie korzystać doputy dopóki się da. Żadnych dróg wybierać nie będzie. To dla idiotów … w przepaść i pod górę.

On pójdzie swoją własną drogą, a jeśli jej nie ma, to sobie utoruje. Można? No kuźwa można!!!!

Ryzykantka 🚘

Gdy siedzę za kierownicą, nakładam białe skórzane rękawice, to tak jakby sam diabeł w mnie wstępował. Naciskam na gaz i tyle mnie widać. Zakręty prawie biorę na dwóch kołach. Tak wjeżdzam na naszą górę, to garaż nie nadąża się otworzyć. Czasmi MM mi wcześniej otwiera a ja z rozpędem wjeżdzam i za chwilę tylko zapach opon i hamulców.

– oj Krysza, Krysza….

– wszystko ok? pytam

– yes, yes …. słyszę odpowiedż.

A dzisiejszy powrót z pracy był taki jakiego od dawna oczekiwałam. Oczekiwałam adrenaliny, rozpędu do 140km/h. Mijam, wyprzedzam, aż tu nagle…fura sportowa bzyknęła i już jej nie widziałam. W tamtym momencie nie zryzykowałam bo 140, to już mamdat do 750$. Zmniejszyłam prędkość do około 130, przedemną trochę samochodów i tak zbliżyłam się do smochodu sportowego. Zmieniłam pas aby zobaczyć kto za kierownicą. Blond 40tka spojrzała na mnie ja na nią i …..depnęłyśmy na pedały. To był slalom pomiędzy samochodami, później wleciałam na pas który za chwilę się kończył. Wykorzystałam ten odcinek, jadąc z prędkością dochodzącą do 140, bardzo szybko myślałam … muszę wyprzedzić samochody po mojej lewej stronie bo przekoziołkuje. Zdążyłam. Wygrałam, wzięłam prawy zwężający się pusty pas. Blond była na pierwszym lewym tuż za mną po przeciwnej stronie, przyblokowana samochodami. Trasa miała 4 pasy. Za ściganie się, kajdanki. Oczy miałam wokół głowy i zdawałam sobie sprawę, co mnie może czekać.

Czy warto było?

TAK !!!

Już takie coś się nie powtórzy.

Już MM wcześniej prosiłam, żeby pojechać na tor wyścigowy. Ale …. boi się o mnie.

Wiem, ryzykowałam. No wiem, ale to coś siedziało we mnie od dawna.

Ludzie skaczą ze spadachronem, bungee, wspinaczki skałkowe urządzają itp. to też jest ryzyko. Roztrzaskać się można o ziemię i zostanie kotlet schabowy. Ze mnie będą bitki.

Jeździć szybko lubię i z tym nawet nic robić nie będę. Ścigać się już nie będę to wiem, chyba na torze w kasku i innych ochraniaczach. Teraz wiem, że na tor muszę trafić.

To było niezapomniane wrażenie.

Czasami warto zaryzykować aby przeżyć coś niepowtarzalnego.

Raz na wozie a raz na płozie….

tak ten rok mi się rozpoczął. Niezbyt ciekawie. Ale cóż, rozpocznę nowy rok w grekokatolickim obrządku. 14 Sycznia będzie Nowy Rok i może się w końcu uda. Jesli nie, to mam czas się załapać na chiński Nowy Rok który obchodzoby w tym roku będzie 22 stycznia.

Nie znam się na chińszczyźnie ale kurczaka po chińsku jadam. Podobno ten rok będzie pełen nadziei i energii. Mam pierwszego i drugiego pod dostatkiem aż mi się przelewa, więc jest nadzieja na lepszy rok i dla mnie. 😊No …. nie zaczął się najlepiej. Tak bywa, że ryba w wodzie pływa, ale też umiera. Plywać nie umiem a między problemami robić uniki lub fikołki mogłabym ale to by bardziej wróżyło na podwojenie problemów.

Więc, oczekuję 14 stycznia i nawet kupię fajerwerki. Wystrzelę sobie w sobotę w południe, żeby sąsiadów nie płoszyć. Do tego czasu muszę jakoś żyć.

Zobaczymy…czy coś zmieni się 15,16 …..czy na 22-go też będę strzelać. A może, nie żadne zobaczymy, tylko strzelać! Może obchodzić wietnamski Nowy rok, żydowski ( trochę się spóźniłam) lub perski. Jak szaleć to szaleć, któryś nowy rok w końcu wykmini, że czekam…


Zamiast, po fajerwerki, pojechałam z MM po spray do gardła. Narosła mi gula w gardle po lewej stronie. Czułam w pracy jak mi rośnie i utrudnia przełykanie no i oczywiście boli. Nie pomogło mi lizanie miodu z imbirem. Wylizałam pół słoiczka, nie pomogły tabletki do ssania. Nie pomógł mi syrop. MM, przed moim wyjazdem do pracy odwiedził dwa punkty apteczne, niestety spreya nie było. Półki puste. I w drugiego sylwestra zamiast pić pojechaliśmy po 9pm na poszukiwanie spraya bo tylko on mi może pomóc. 3 pierwsze punkty puste. Został na keszcze Walmart. No i na półce stały 2 buteleczki. Tyle też kupiliśmy. Oczywiście, że pomógł. Czuje się znacznie lepiej.

A co z wozem i płozem??? Zmieniłam nastawienie i myślenie.

Jak jest tak fest!!! Zdrówko najważniejsze!