Troszkę zachorowałam🤧😷

Gdzie i kiedy przewiało, trudno powiedzieć. Pogoda bardzo zmienna. Z rana może być pięknie do 20C ale wieczorem szybko spada nawet do 5C. Wchodzę do sklepu w bluzeczce z krótkim rękawem a przy wyjściu z niego przydałby się parasol, gumowce i jakiś płaszcz lub ocieplana kurtka.

Pogody nie przewidzisz ale i za mało czasu daje na przystosowanie się do niej. Trudno wozić w samochodzie całą szafę ubrań oraz obuwia.

Pomimo witamin jakie przyjmuję, dopadło mnie przeziębienie. Przecież kaszlać nigdzie nie można, bo wszystkie oczy skuerowane są wtedy na ciebie. Tylko spróbuj kaszlnąć, kichnąć lub chrząknąć, ludzie przechodzą obok ciebie jak trędowatej względnie nie zbliżają się na co najmniej kilka metrów.

Kaszel zbudził mnie dzisiejszego poranka o 4am. Tabletki do ssania, miód z imbirem i syrop od wszelkich bakterii zaaplikowałam. Temp 36,1 nie wygląda to najlepiej. MM pojechał (teraz 7am) do CVS (apteka) po jakiś spray na moje gardełko, do pracy muszę jechać, w względnie dobrym stanie.

Jutrzejszy dzień widzę siebie w łóżku.

końskie zaloty nr 2

Wprawdzie to nie były końskie zaloty. Podczas pierwszej rozmowy o pracę spotkałam sekretarkę, która była bardzo wylewna i nie omieszkała mnie poinformować o tym, że śpi z właścicielem firmy. Czy to jej spanie z właścicielem firmy, miałam traktować jako spanie po bożemu, jedno na jednym brzegu, drugie na drugim brzegu ewentualnie on na jednym łóżku ona na drugim łóżku, ewentualnie po raz kolejny, on w jednym pokoju na jednym łóżku, ona w drugim pokoju na drugim łóżku, trudno mi było to ocenić ale za dużo tam było szczegółów i w to nie wchodziłam zostałam poinformowana i ok przyjęłam do wiadomości i można powiedzieć i wiadomości wywaliłam z mojej głowy. Poczułam, że stałam się dla niej zagrożeniem, ona młodziutka ledwo skończyła średnią szkołę. Facet miał być po czterdziesce, i to dziewczę wyjeżdżało z nim tak jak powiedziała mi na konferencję, wyjazdy służbowe i inne wypady. Czym młode dziewcze kierowało się obarczając mnie swoją histeryczną historią romansową, nie wiedziałam i nie wiem. Ooo rzekomo mieli się pobrać.

Weszłam do gabinety właściciela firmy. Facet przystojny, urodziwy, dobrze ubrany, znający swoją wartość i wiedzący o swoich atutach w stosunku do płci przeciwnej. Kulturalny i szarmancki, delikatny i zdecydowany. Patrzący w oczy i oczekujący uległości i niepewności u romówcy. Po rękach nie całuje ale dłoń dłużej niż etykieta nakazuje, przytrzymuje.

Przed podjęciem decyzji o spotakniu z p. C. zrobiłam rozeznanie czego mogę się spodziewać i co ukrywa. To pierwsze wiedziałam lecz co ukrywa….nikt nie wiedział. A powiązania miał z UM. Co ukrywał nikt nie wiedział i nie powiedział. W późniejszym okresie dowiedziałam się i trzeba było szybko z tamtąd po niebezpiecznym incydencie uciekać. Ale o tym później.

Firma działała prężnie i wciąż w trakcie rozwoju. Posiadała swoje oddziały w dwóch województwach, więc musiałam to wszystko ogarnąć. Zadał mi kilka pytań z zagadnień typowo finansowych. Przyjęłam propozycję objęcia stanowiska dyrektora finansowego jak też wynagrodzenie było nad wyraz satysfakcjonujące. Po zaakceptowaniu warynków pracy i płacy, zjawiła się myśl…..czy on mnie kupił?…..Kupił, zniewolił, omamił?……czułam przez skórę, że coś się dzieje.

Pominę, wszelkie zaloty, dogadzanie, czekoladki, kawcie i sam na sam w gabinecie. Gdzie tylko było trzymanie mojej dłoni. Propozycje odebrania dzieci z przedszkola, zawiezienie dzieci do domu, bycie niańką dla moich dzieci kiedy ja sprawdzałam bilans. Nigdy przenigdy w pracy (zadnej) alkoholu nie piłam, na te wszystkie propozycjie słyszał odmowy. Pięknie opowiadał, że kocha dzieci, że będzie dobrym ojcem. Radził się, jaki samochód kupić. Po zakupie aby się z nim przejechać. Ale nigdy nie wypowiedział słowa…kocham cię…

Żyć bez Ciebie nie mogę…usłyszałam parę razy ale ignorowałam. Nie ukrywam, podobał mi się bardzo, ale nie mogłam pozwolić na romans to pierwsze, drugie: żaden mężczyna nie będzie dla moich dzieci ojcem, kiedy ich własny ojciec je zostawił.

Z czasem był bardziej natarczywy, zdenerwowany ale do niczego ze strony zawodowej nie mógł się przyczepić.

Pasujemy do siebie, stworzymy imperium, na mnie nie działało.

Jego imieniny. Żadnej odmowy nie przyjmuje. Muszę być, koniec i kropka. Wiedział. Alkoholu nie piję i u mnie też to był koniec i kropka. Rozumiał. Piłam wodę. W pewnym momencie na stole pojawił się sok pomarańczowy, a że stał trochę dalej ode mnie, poprosiłam o nalanie. C. mnie obsługiwał, C. we własnej osobie. Ponownie zaproponował, że pojedzie po moje dzieci a później zobaczymy. Co to znaczy on pojedzie po moje dzieci do przedszkola i co to ma znaczyć, później zobaczymy?

Sama jadę do przedszkola i później nic nie zobaczymy. Taka dziwna relacja z czasem pomiędzy nami powstała. Jak byłam wściekła bo nabałaganił z jakimiś zakupami a później ja niby miałam się martwić i ukryć przed kontrolą z US to był dla mnie panem. A ogólnie Zwracaliśmy się do siebie po imieniu. Na uroczystości imieninowej długo nie byłam, ponieważ dzieci mogły być w przedszkolu jedynie do 5pm. Wyszłam, pamiętam dokładnie, 4:15pm. Jeszcze przy moim samochodzie mi marudził, abym nie jechała, żebym została, że on to i tamto.

Moją drogę do przedszkola dokładnie pamiętam i dziś pamiętam jak sprawdzałam buciki u dzieci. I to wszystko co pamiętam.

CIEMNA DZIURA. NICOŚĆ.

Obudziłam się w domu na kanapie w kożuszku i botkach. Nademną był pochylony mój 3 letni synek i pytał….mamusia chcesz jajeczko…(miałam automat do gotowania jajek, bezpieczne urządzenie). Była godzina 21. Głowa nie bolała, zawrotów też żadnych nie było, jedynie pić mi się bardzo chciało.

Co to było? Dzwonię do Tatusia, opowiadam.

– Krysia, narkotyk, zwalniaj się – słyszę.

Jak dojechałam do domu. Jak zmknęłam garaż i dom, nie pamiętam. Szczęście, że nie spowodowałam wypadku, nikogo nie rozjechałam i cali i zdrowi dojechaliśmy do domu. Moim zdaniem, nie przewidział, że to co mi wsypał zadziała z opóźnieniem. Sukinsyn.

Wcześniej już dowiedziałam się, że jakiś czas był lekarzem. To mi wystarczyło i do układanki pasowało.

Na drugi dzień w pracy, C. wita mnie już w drzwiach pytając o moje samopoczucie. Przeszłam na granie na zwłokę. Moje wszystkie styki w głowie były na czerwonym światełku. W pracy nic nie jadłam i nie piłam. Był pierwszy raz i będzie następny.

Nie było tak łatwo zwolnić się przed końcem roku podatkowego. To nie profesjonalnie. Tym bardziej, jeden oddział został sprzedany. Kto zrobi dokumentację, bilanse, posprawdza rozliczenia. Przecież to nie sklep z używaną odzieżą.

Zostałam.

Oddział sprzedany potrzebował również pomocy. Jak dobrze pamiętam to był luty. Do kwietnia szykowałam dokumentację. Nie uprzedzając C. Złożyłam wypowiedzenie. Wszystko zawodowo było zapięte na ostatni guzik. C. rozszalał się. Podania nie chciał podpisać.

To był darmowy cyrk dla pracowników. Ale jeszczewtedy nie wiedziałam co dla mnie szykuje. Zaczął mnie śledzić.

Chował się za płotami, przyjeżdzał pod moją posesję i straszył mnie i moje dzieci. Bałam się wyjść z domu, przed wyjściem na ulicę rozglądaliśmy się na wszystkie strony. Dzwonił. Na domowy tel i komórkowy. Nie odbierałam. Nie chciałam jego słuchać i słyszeć.

Pamiętam taki jeden z wielu dni, kiedy stał w oddali i patrzył. Wysiadałam z samochodu. Słońce zachodziło a on stał w tych żółtych promieniach słońca. Zorientował się, że go widzę, odwrócił się i poszedł w stronę zchodzącego słońca. Jeszcze bardzo długo czułam jego obecność, ”oddech na szyi”, długo przed wyjściem rozglądałam się.

– mamusia, mamusia!!!!on tam jest!!!!krzyczały moje dzieciaczki. To była bardzo niebezpieczna sytuacja. Ja i moje dzieci byliśmy zagrożeni.

Wtedy zdecydowałam, że zawiadomie prokuraturę. Wysłałam do C. list z zawiadomiem/pismem o przestępstwie jakie miałam zamiar złożyć w prokuraturze.

Kiedy otrzymałam z poczty potwierdzenie, że list odebrał. Nastąpiła cisza. Po kilku tygodniach otrzymałam listem poleconym, świadectwo pracy.

Kiedy kilka lat (5-7) później będąc w Polsce, zbiegając po szerokich marmurowych schodach UM wpadłam prosto w ramiona C.

Sprzedał firmę, ożenił się, ma dziecko i wyglądał na szczęśliwego. Mieszka we Francji.

Cieszę się, że ułożył sobie życie.

końskie zaloty nr 1

To było w czasach kiedy z internetem łączyło się za pomocą modemu, a on wykonywał takie dziwaczne dżwięki. W czasie kiedy korzystało się z internetu,  nikt nie mógł skorzystać z telefonu. Zatrudniona byłam na stanowisku dyrektora finasowego dobrze prosperującej prywatnej firmy. Wykształcona i jeszcze młoda, zgrabna i powabna, kusiłam nie jednego faceta. Nie w głowie mi były jednak igraszki i figle, miałam na utrzymaniu dwoje dzieci, one były u mnie najważniejsze. Nie przewidywałam romansu oraz zamążpójścia. Jeden  ex był wystarczającą nauczką. Nie potrafili tego zrozumieć moi żonaci “zalotnicy”.  Krążyli jak osy wokól ula. Pierwszy dzień w pracy minął bardzo miło. Poznałam współpracowników, załogi mi nie przedstawiono bo i nie było ku temu powodów.

Obowiązki swoje traktowałam i wykonywałam z należytą powagą lecz nadszedł czas, że po 2 latach cierpień musiałam się zwolnić. Dziś nazywałoby się stalkingiem i molestowaniem, w tamtych czasach zalecaniem się. Pytanie – jak może zalecać się żonaty mężczyzna? Dbałam o swój wygląd, zewnętrzy i wewnetrzy. Chciałam żyć w zgodzie ze sobą, tą równowagę chciał i próbował zburzyć właściciel firmy.  Ponad rok odpierałam jego ataki łapania za pośladki i piersi, próby pocałunków w szyję, ponad rok gdy wchodził do mego pokoju, próbowałam  uciec i uciekałam ze swego gabinetu. Uciekałam również za swoje biurko, a ona ganiał mnie jak kot myszkę. Kategorycznie uprzedzałam właściciela, który zwracał się do mnie po imieniu bez mojego pozwolenia, że zawiadomię odpowiednie władze o jego zachowaniu. Śmiał się mi prosto w twarz, miał prawie wszystkich w urzędzie miejskim i nie tylko, w swojej dłoni. Nikt mi nie pomógł, nikt nie powiem powstrzymał, nie próbował powstrzymać tego chorego człowieka. Przecież słyszeli moje wołanie, jego krzyki… zostaniesz moja!!!!!

Walczyłam sama z chorym człowiekiem. Zwyciężyłam, przegrywając. Z chwilą znalezienia nowej pracy zwolniłam się. Nie mogłam odejść z dnia na dzień, miałam na utrzymaniu dzieci, a bez zabezpieczenia finansowego, życie nasze zostało by zrównane z zerem.  W dniu mego odejścia. Prezes … żałuję, bardzo żałuję ale rozumiem, dyrektor techniczny…nie dałaś się, szacunek, trzymaj się ale nie będzie tobie łatwo, dzwoń.  Pozostali…  pokiwali głowami. Właściciela w dniu mego odejścia nie było. Zrozumiałam, że każdy walczył o swój stołek i trzymał swój stołek. “Igraszki” właściciela firmy  traktowali jako rozrywkę, urozmaicenie do nudnej biurowej pracy.

Przecież nic mi się nie stało, dałam sobie radę, a Stasio przecież 
przystojny facet i ....nie rozumieli dlaczego go nie chciałam.

Banda psycholi, którzy nie rozumieli co to jest GODNOŚĆ. 

Poczucie własnej wartości i szacunek dla samego siebie.

Wiele lat upłynęło od tamtego zdarzenia, a wciąż jego wspomnienie wyzwala we mnie emocje.

Już rozpoczęty 2023

W sobotkę rano jeszcze układałam ciuchy i obuwie w closet (szafie). Patrzyłam jakie pantofelki będą pasować do sukienki. Srebrne czy złociste, czy też czarne z obcasem złotym. Przymierzałam i ostatecznie padło na złociste z torebeczką w tym samym kolorze. Córcia doszła do mnie aby założyć sztuczne rzęsy ale….przyklejanie ich nie szło nam za dobrze, zostało na rzęsach naturalnych. Nie mam pojęcia jak te panie na youtube.com przyklejają rzęsy w ciągu kilku sekund. Jeśli nawet i godzinę byśmy poświęciły, nic by nie wyszło.

Nad nasze jeziora nie jest daleko, nie musiałam jakoś specjalnie się ubierać. Jeans, czerwony golf i moje krótkie kowbojki. Co ja będę nakładac jak się zużyją a ich czas się powoli kończy. Oglądać nie było co bo w tym kurorcie nie byliśmy pierwszy raz. Woda w jeziorze taka sama, jelonki chodzą po trawnikach takie same. Jedynie ozdób świątecznych na drodze dojazdowej niestety, ale ubyło. Nie tylko takie oszczędności w budżecie kurortu za chwilę mieliśmy zauważyć. A przecież kurort Lanier słynął z najpiękniejszych oświetleń świątecznych w naszym stanie, trzeba też zauważyć, że wstęp do kurortu jest strzeżony i opłacany. Podobnie jak do Parku Botanicznego, czy innych mniejszych parków w moim mieście. Po sprawdzeniu personaliów na strzeżonym przejeździe byliśmy już na rozległym terenie kurortu, mogliśmy podziwiać wysepki na jezioże Lanier, tereny golfowe, wypoczynkowe, przystań różnych łodzi, motorówek wodnych itd. Sarny i maleńkie sarenki chodzące bez strachu, że stracą życie przez nieodpowiedzialnego kierowcę. Widoki i mgła, jedno i drugie a może to drugie zapierało dech w piersiach i nadawało temu miejscu tajemniczej atmosfery. Fotek nie robiłam bo… zdjęcia rzadko oddają to co czujemy, kamera jest bezduszna w porównaniu do naszego oka. Nie rzadko widzimy to, co chcemy widzieć, natomiast oko kamery jest tylko szklem i migawką. A szkoda, że technika jest nad wyraz rozwinięta, latamy na księżyc, satelity robią niecodzienne zdjęcia, a wciąż jesteśmy w tyle z naszym uduchowieniem. Może i dobrze, że tak się dzieje, cos musi zostać nie odgadnione.

Podziewiając widoki, przejechaliśmy nasz wjazd do hotelu. W końcu zameldowaliśmy się w recepcji. Tak jak wspomniałam wyżej. Pokój, jak pokój hotelowy w kurorcie wypoczynkowym. Daleki od 5⭐️ ale to przecież tylko na chwilę. Po drinkach wróciliśmy do pokoju, przebraliśmy się i … poszliśmy na podbój Nowego Roku. Zatrzymałam się w holu aby MM pstryknął szybko zdjęcie pamiątkowe.

Sukienka była w kolorze, ciemnym szmargdowym. Niestety kamera tel nie oddaje tego koloru. Paznokcie miałam pomalowane identycznym kolorem. Niespodziwanie dla mnie w CVS był taki lakier do paznokci.

W skrócie. Zabrakło chyba finansów organizatorom. Skromniutke ozdoby, brak girlandów, bukietów. Jedzonko też skromniutkie. Kasza? Amerykanie nie jedzą kaszy! Makaron i ryż, ale kasza kukuma i jęczmienna? To ślepy strzał. Wybór słaby, z deserów wyboru nie było na dwie osoby, jedno ciasto, mus jako budyń i ptyś. Wybór alkoholi był owszem owszem. Mój barman( od kliku lat jeden z kilku zawsze jest na sylwestra) a jakże był tam od razu go poznałam a on mnie. Serwował mi Martini Cinzano. Oj różni się smakowo od Rosso ale…piłam. Nie upiłam się. Za to tańczyłam i swego MM ciągałam, żeby nie siedział.

Muzyka jak muzyka, lepsza od blues. Nie pozwoliłam MM na nudę przy stole i na parkiecie.

Ogólnie, zadowoleni po zakończonym wieczorze po godz 1 am udaliśmy się na odpoczynek.

Raniutko bo 10 am poszliśmy jeszcze na śniadanko i z powrotem do domku.

Koniec świąt …..🎄🎄🎄

Wigilia minęła spokojnie. Wieczorne otwieranie prezentów również. Pierwszy dzień świat przespałam. Wstawałam jedynie na posiłki. Wprawdzie jadłam ale troszeczkę, wszystkich potraw nie zdążyłam spróbować, a przecież sama pichciłam. Pierożków zostało kilka, na palcach dwóch dłoni można było policzyć, a to z tej przyczyny… że na 3 dni przed wigilią córcia stwierdziła że jest głodna. Zaproponowałam pierogi, które były w zamrażarce. Zapach pierogów doszedł do office MM, zbiegł na dół z pytaniem, czy on też dostanie, Sama też kilka zjadłam, syn z pracy zawitał i jemu również ugotowałam. Zawsze tak jest, jak jest mało to smakuje jakby to był nieziemski rarytas.

Drugi dzień świąt też przespałam i cały dzień włuczyłam się w podomce po domu. Nie pochwalałam takiego „postępku” jakim jest łażenie w szlafroku caluśki dzień. Wciąż nie pochwalam ale i nie ganię, na ta chwilę. laziłam w podomce bo … za jakis moment właziłam do łóżka jak stałam i …..w spanko. Więc, nie było sensu w tym nonsensie przebierania.

Dopiero trzeci dzień świąt ( grudzień 27-go) , byłam gotowa do powitania następnego dnia. Nareszcie wyspałam się, odpoczęłam, można powiedzieć zrelaksowałam. Nikt mnie nie potrzebował. MM stanął na wysokości zadania jakim było… dać mi spokój i nie zamęczeć swoim kochaniem…I love my Kryszia…i ciągłymi pytaniami ….Czy moja Kryszia mnie kocha???

Tak można i kota zagłaskać na śmierć.

W piatek wysokczyły u mas przymrozki, a właściwie mróz -14C. Opatulona wyskoczyłam wieczorem na zewnątrz aby opatulić wszystkie zewnętrzne krany. MM dziwił sie moim poczynaniom… po co to robić? ..pytał, nie otrzymał odpowiedzi, jedynie uciekaj stąd bo bardzo zimno a ty w koszulce z krótkim rękawem. Takiej pomocy nie potrzebowałam, która nawet nie potrafiła przynieść mi srebrnej taśmy. Dałam radę z opatulaniem na zewnątrz i nastepne hasło padło z mojej strony. Pralka i suszarka!!! Odsunęlismy pralkę, zakręciłam krany opatuliłam je, a rure odprowadzającą ciepłe powietrze z suszarki na zewnątrz, zatkałam ręczniczkami. Kazałam na noc odkręcić wszędzie krany aby woda leciała ciut ciut. Moglismy pójść spać. Tak było do dzsiejszego poranka. Od dziś temperatura jest +11C i z każdym dniem będzie wyższa aż do +21C do środy. Nic nie wskazuje, że mrozy przyjdą ponownie.

Pytanie MM … po co to robić…otrzymał bardzo szybko odpowiedż od sąsiadów. Popękane rury. Brak wody. Na internetowej grupie sąsiadów z osiedla, narzekanie na popękane rury i szukanie hydraulików, którzy w mrozy nie przyjadą przecież, bo nie wiadomo w którym miejscu rura pękła. Dziś sąsiedzi maja już wodę. Miałam przez okres mrozów w moim całym domu wode zimną i ciepłą. Można było używac pralki oraz suszarki.

Co to znaczy mieć żonę Kryszie polkę.

Teraz mam następne zadanie. Wyglądać na sylwestra na więcej niż 1mln$. Kreację miałam, ale będąc na zakupach świątecznych postanowiłam zmienić swój styl. Czy będę wyglądać na 1mln$ nie wiem ale będę sobie na pewno się podobać. Wiem, że będę się bardzo dobrze czuła i dla siebie samej będę jak, więcej niż 2 mln$.

To jest najważniejsze i to sie liczy.

What do you see?

www.facebook.com/reel/1325287041635319

Widzę ludzi ukształtowanych w ruchomą, przetaczającą się masę w kierunku otwartych drzwi wagonów. Popychających się wzajemnie, egoistycznych, niemyślących o drugim człowieku – człowieku obok, zdolnych do zadeptania innego człowieka aby tylko dostać się do środka wagonu, który przemieści ich z punktu A do punktu B.

Jakże łatwo taką masą kierować.

Przypuśćmy, że podjedzie pociąg który będzie podążać do punktu Z. Zamknięci jak sardynki w puszce, nie będą mieli żadnego wyboru. Oni już w momencie kształtowania się tej masy stracili wybór, własne zdanie, jedynie nadzieja im pozostała. Że dojadą do celu.

Większy wybór mają ci stojący po lewej stronie. przy barierkach na piętrze.

Masa robotnicza, którą KTOŚ ukierunkował na pomnażanie majątku dla siebie a znikomy % zostanie podzielony pomiędzy składową masy.

My ludziki, planujemy, staramy się dla szefa, rodziny, dzieci, ale to nie ma istotnego znaczenia patrząc na ludzką masę, bo tam jesteśmy bezimienni.

Patrząc na ludzi stłoczonych na peronie, odczuwam głęboki smutek, że jest nas (ludzi) tak dużo a jesteśmy bezradni w obliczu kataklizmów.

Święta już bliziutko🎄🎄🎄

Choineczkę ubierałam dwukrotnie. Pierwsza nie przypadła mi do gustu. Przyglądałam się jej kilka dni. Zawieszone bombki zmienialy miejsce klkakrotnie. Ciągle mi się coś nie podobało.

Ozdoby zdjęłam w przeciągu 20 minut. Sprawnie mi poszło. Zdecydowałam też trochę ją przystrzyc. MM siedział w fotelu i nadziwić się nie mógł… dlaczego to robię…co robię…

Miałam ochotę przerobić i te drugie ozdabianie, ale już się zmęczyłam i ogrom bombek zaniosłam na poddasze.

Bo co by to dało, tak czy inaczej, ozdobiona. Dawno temu robiliśmy łańcuchy z gazet bo papieru kolorowego (wycinanek) jeszcze nie było. Wieszało się też jabłuszka czerwone świeże (malinówki), ciasteczka Andruty. Teraz wafelki noszą nazwę Andruty. Za moich czasów były to ciasteczka na sodzie z dziurkami robionymi widelcem. W taką dziurkę wsadzało się niteczkę i ciateczko zawieszało na choince. Mieliśmy kilka kolorowych ptaszków na klipsie metalowym (zaszczepka – jeśli dobrze pamiętam). Choineczka podobała się nawet z gazetowymi ozdobami i dawała wiele radości domownikom. Inni nie mieli takich ozdób bo gazety były drogie.

Pod choinką jest już prezent od córci. Nie kupiłam jeszcze wszystkich przentów. Jutro po fryzjerze pojadę dokupić. Czasami warto otworzyć prezent zamówiony w amazonie, bo nie zawsze przychodzi to na co czekamy. Tak się stało z moim chodniczkiem do kuchni oraz spodenkami do biegania dla syna. Chodniczek okazał się z innym wzorem ale zostawiłam, ale spodenki czekają na zwrot. Zamiast długich otrzymałam za kolano. A już planowałam zawinąć w ładny papierek i obwiązać kokardą.

Prezntów pod choinkę od MM nie oczekuję bo wymieniłam meble w sypialni. Na kanapę dokupiłam dziś skórę z barana. Wygląda na naturalną, ale wątpię bo za tania. Mój wypoczynkowy kącik jest teraz bardzo przyjazny.

Martwi mnie, że pracuję w tym tygodniu każdego dnia i nawet 23-go. W przeddzień wigilii pracujemy podobno krótko, ale wiem, że to krótko nie zawsze się sprawdza. Ale zabezpieczyłam się w wolne dni po świętach i po sylwestrze. Hurra

Zakupy spożywcze jeszcze przede mną. Dam radę, najważniejsze, czuję się o wiele lepiej niż przed kilkoma tygodniami.

Choineczka w kącie stała🎄🎄🎄🎄🌲

Wiele ludzi nie lubi świąt, gorączki przedświątecznej, gotowania, smażenia a później, siedzenia (jak za karę) przy świątecznym stole. Nie lubią rodzinnych spotkań, a najbardziej nienawidzą tych godzin spędzonych przy stole, przy którym siedzą ci, znienawidzeni bliscy lub dalecy krewni.

Wiele ludzi nie ubiera choinki, nie ozdabia mieszkanka i aby tego wszystkiego nie widzieć, opuszczają miejsce zamieszkania. Zimowe kurorty oblężone, ale i tam stoi wielgachna choinka w holu i płynie z głośników świąteczna muzyka. Trudno uniknąć świątecznego nastroju, to przecież ogromny zastrzyk ekonomiczny dla handlu.

Od dziecka uwielbiałam wszelkie święta. Lubiłam się nimi cieszyć przed, w trakcie ich trwania i po. Nic nie było w stanie zakłócić mego stanu upojenia nadchodzącymi świętami.

Tatuś zawsze przywoził od leśniczego świeżutką choinkę, pod sam sufit. Trzeba zaznaczyć, że za samowolne wycięcie choinki z lasu były nakładane wysokie kary. Najczęściej takich „bohaterów” łapano na bazarach. Milicja (nie było jeszcze policji) łapała też przy drogach prowadzących do miast. Nie trudno było też złapać złodziejaszka choinek idąc po śladach w śniegu. Nie ma papierka od leśniczego to będzie papierek od stróża prawa.

Pamiętam klipsy ze świecami. Tatuś zapalał świece tylko na chwilę aby ognia nie zapruszyć. Dom był murowany ale podłogi i meble już nie. Więc, świeczki paliły się w obecności tatusia.

Miałam zaledwie 9 lat kiedy po raz pierwszy wybrałam się po choinkę na targ. Starsza miała już 11 i całe swoje życie grała damę. Ona brudzić fizyczną pracą rąk nie chciała, święta to dla plebsu radość, ma inne zajęcia. Młodsza miała tylko 4 latka i jak zawsze żyła w swoim świecie. Tatuś wyjechał w delegację, mamusia więcej dni chorowała, niż była zdrowa. Święta, a właściwie zakup choinki był na mojej głowie. Nie zdawałam sobie sprawy ile może ważyć taka choinka. W latach mego dzieciństwa zimy były srogie i każdego dnia padał śnieg. Nie ubezpieczyłam się w sanki lub sznurek do związania, w kieszeni miałam tylko pieniądze. Jak dziś pamiętam, byłam pewna, że dam radę przynieść ja na plecach, przyciągnąć do domu po śniegu…przecież jestem silna i dam radę – to było w myślach i pojmowaniu świata młodziutkiego człowieczka.

Wyruszyłam o poranku. Ubrana w kożuch, czapkę wełnianą i takież rękawice. Kamasze skórzane na nogach, wełniane skarpety i ciepłe grube pończochy na żabki i galoty. Pończochy w noszeniu były strasznie nie wygodne. Z uwagi na jeszcze nie wkształcone biodra u dziewczynek i nastolatek, pas się obsuwał wraz z pończochami i co jakiś czas trzeba było go podciągać. W pończochach na kolanach robiły się nie estetyczne wypukłości. Wszyscy tak mieli, więc chyba oprócz mnie nikt na to uwagi nie zwracał.

W noc napadało śniegu. Na ulicy już śnieg był ubity przez płozy sań lub wozy z węglem, ziemniakami lub mlekiem oraz ludzi udających się do pracy(w tamtym okresie tylko niedziele były wolne). Mleko było rozwożone przez rolników z pobliskich wsi.

Wybrałam drogę na skróty, miała być krótsza o pół kilometra. Ale …. nie wzięłam poprawki, że w niedziele nie jeździ pociąg towarowy pomiędzy składem węgla a miejską elektrownią. Tory zasypane śniegiem, do połowy łydki. Byłam pierwszym pieszym który torował drogę w śniegu na torach kolejowych. Gdy zanurzałam nogę w śniegu, było ok ale gdy wyjmowałam to tak jakbym chochlą nabierała zupy z garnka. Śnieg dostawał się do kamaszy. Robiło mi się w kamaszach … hlup, hlup. W początkowej fazie zimno było w nogi, a później już normalnie, nawet ciepło. Buty, skarpety i pończochy przemokły i zaczęły mi ciążyć jak ołów. Z nosa kapało, usta wiatr mroźny wysuszał i w pewnym momencie zachciało się pić. Jedząc śnieg prawie doczołgałam się do drogi i zabudowań, co wcale nie ułatwiło mi stawiania kroków na ubitym śniegu na drodze. Pokonałam 3,5 km.

Oglądałam choinki do sprzedaży. Teraz już wiedziałam, że będzie mi ciężko iść z choinką pod pachą lub na plecach, czy też ciągnąc za sobą. Wiedziałam, że będzie ciężko, pomimo tego, wybrałam o wiele za dużą choinkę. Rolnicy pytali, czy dam rade, czy jestem sama, ale sznurek którym związali był nie wystarczający, żeby zabezpieczyć choinkę. Kupujący przychodzili z workami od ziemniaków, swoimi sznurkami a ja z “gołymi rękoma”.

Do torów nosłam choinkę za sznurki jak się nosi walizkę. Sznurki wrzynały mi się w malutkie dłonie, a gałęzie które nie były obwiązane kłuły paluszki.

Wracając na tory kolejowe miałam nadzieję, że już ktoś chodził po nich i śnieg będzie choć troszkę ubity. Zawiodłam się. Na śniegu były tylko i wyłącznie moje ślady. Starałam się trafić mokrym kamaszkiem w dziurkę w śniegu który pozostał z moich wcześniejszych kroków. Choinka mierzyła z 160cm. Człapiąc z soplami pod nosem, ustami spieczonymi, rękawicami spoconym i zamarzniętymi na dłoniach, z nogami z ołowiu, zmęczona ciągnęłam za sobą choinkę. Innym razem starałam się uchwycić ją pod bok, rozłożyste głęzie uciekały. Gruby pieniek nie pozwalał na zaciśnięcie na nim piąstki. Chwytałam za gałęzie, które wyślizgiwały się z uwagi na zlodowaciałe rękawice.

Niemiłosiernie wymordowana po przebyciu 3,5km drogi powrotnej, dotarłam do domu. Wciągnęłam jeszcze choinkę do korytarza i usiadłam na podłodze. Szczęśliwa i dumna. Dokonałam niemożliwego.

Kiedy już przebrałam się w suche ubranko, patrzyłam na krzątającą się mamusię i siostry. Chciałam powiedzieć, żeby nie ruszały mojej choinki, że ubiorę ją sama bo jest moja. Sił mi zabrakło. Usnęłam.

Mój Tatuś był ze mnie dumny. Od tamtego razu jeśli tatuś nie mógł przywieźć choinki, brałam sanki, sznurek i worek na ziemniaki. Nie był straszny mróz i zawieja śnieżna.

I tak mi zostało, na wszystkie późniejsze lata, obecne i następne. Nie ważne co się dzieje, na Bożenarodzenie ma być choinka, może być maciutka, sztuczna lub świeża, ale ma być.

Myślę o sylwestrze…

Moja fryzjerka była tak obłożona pracą, że ledwo miesiąc temu, udało mi się zamówić wizytę na dzisiaj. W salonie parę kobietek, wszystkie na przedłużenie włosków. Nie mam co przedłużać ale tupecik zamówię w amazonie, a Nicola nauczy mnie zakładać. Włosków co raz mniej co jest związane z moją dietą.

Powrócę do zakładu 19 grudnia na sprawdzenie, ewentualne poprawki przed Bożym Narodzeniem, no i sylwestrem. Niestety ale Nicola jedzie do rodziców męża i swoich do NJ, co mnie bardzo smuci. Od kilku już lat korzystam z jej usług. Nie jest tanio (270$) ale jestem zadowolona.

Miejsce w hotelu i miejsce na balu jest już zarezerwowane, muszę być piękna, bezbólowa i bezstresowa. Wygląd i uśmiech na twarzy na balu jest wskazany. Ośrodek wczasowy z hotelem i domami wypoczynkowymi umiejscowiony jest nad brzegiem jeziora. Można delektować się widokami oraz odpocząć na zewnątrz przy kominku, jest duży i kilka mniejszych kominków okalających basen. Nie pamiętam w którym roku, jeden śmiałek przepłynął całą długość basenu a było zimno i wietrznie.

Zamierzam poskakać na sylwestra, nawet jeśli zespół muzyczny grać będzie jazz lub bluess. Kilka lat temu jeszcze przed coviem, byliśmy w innym ośrodku z winiarnią i polami winnymi. Przez kilka lat było bardzo przyjemnie i zespół muzyczny grał do tańca. Ostatni raz grali blussa, tylko jedna para próbowała zatańcyć, ale to był bardzo katorżniczy bluss. Zeszli z parkietu. Niedoczekałam się nowego roku i nie tylka ja z mężem, byli też inni, że po posiłku udaliśmy się do swoich pokoi hotelowych.

Zmieniliśmy ośrodek. Przed covidem przez 4 lata grał jeden zespół i grali wspaniale. Można powiedzieć sami swoi bo i barmani jakby nasi przyjaciele. Pamiętali, że tańczę solo i piję tylko Martini Rosso. W tego sylwestra zagra inny zespół. Ale….pokonam tego blussa, nie pójdę do pokoju hotelowego w pierzyny.

W roku 2021-2022, w dniu sylwestowym nie czuliśmy się dobrze, a i covid wciąż był obecny, więc zrezygnowaliśmy. Kreację mam, nie używana, z metką. Nie będę musiała latać po sklepach.

Chyba że zmienię zdanie, bo kobieta zmienną jest.


Dawno dawno temu, kiedy białe niedźwiedzie po moim mieście chodziły, prawie każdego roku gdzieś się bawiłam. Po sylwestrze i powrocie do pracy, pytałam moje koleżanki…

– czy masz już kreację na sylwestra i gdzie będziesz tańczyć…

– Krysia daj spokój, dopiero nowy rok się zaczął – odpowiadały śmiejąc się

– czas tak szybko minie że nie zauważysz i zostaniesz z niczym, zacznij się szykować do balu….😁

Było wesoło, a czas szybko zleciał i …..

-Krysia miałaś rację – słyszałam 353 dni później.

Czas nie stoi w miejscu.

Czas jest w ciągłej trudnej pracy, zmieniając wszysko wokół.

Bałaganik

Dziś wolny od pracy zawodowej ale nie domowej.

Wczoraj po pracy zajechłam jeszcze do sklepów po zakupy i do domu wróciłam o zmierzchu. Po godzinie poczułam zmęczenie mijającym dniem i bólem, usnęlam na kanapie. Nie słyszałam jak MM wołał i syn do mnie mówił. Ostatcznie MM mnie doknął i jego dotyk mnie obudził. Moja pozycja spania była trumnowa. Jeju aż strach patrzeć na to zdjęcie jakie MM mi zrobił podczas snu. Moja twarz odzwierciedla moje cierpienie. Dobrze że tylko poczas snu, za dnia mogłabym pracować jako wiedźma. Moja maska w ciągu dnia…wszystko jest dobrze… lub ….jest OK….

Jeszcze w szlafroczku, dokonałam organizacji w szufladzie ze szklanymi pojemnikami. Po dwóch-trzech dniach będzie tak samo jak przed dzisiejszą organizacją. Pojemniczki są w ciągłym używaniu to i bałaganik się robi.

Podobnie jak w życiu:

życia ciągle używamy, doświadczamy to i bałagan czasami sami stwarzamy. Bałagan jest to po aby nauczyć nas organizacji i porządku. Bo wszystko ma swój czas tylko należy uzbroić się w cierpliwość.

Sprytni panowie dwaj

Poniedziałek czas zacząć ale jak to zrobić jak nad trasą szybkiego ruchu krążą helikoptery. Oznacza to korek, duże zakorkowanie, zablokowanie conajmnie 2 pasów. Nieciekawie. Gdy wybiorę drogi i dróżki po za autostradą, to wpadnę w kocioł i zostanę na godzinę bez ruchu albo będę poruszać się z prędkością 5km/h. Appka pokazuje część autostrady na czerwono i dwa wypadki, jeden w odległości kilkunastu metrów od drugiego.

Wyjechałam pomimo korków na autostradzie. Korek nie był tragiczny, poruszaliśmy się 10km/h. Uszkodzone samochody stały już na poboczu, a jeden z nich na lawecie, dwa uszkodzone nie tylko trochę, minęłam następny zniszczony z powybijanymi szybami bocznymi z lewej strony i brak przedniej szyby. Kierowcy przejeżdżając ograniczali prędkość, nawet nie z powodu, że stały samochody policyjne ale żeby pogapić się, nie zdając sprawy że mogą być następni.

Podjeżdżając do zjazdu zauważyłam bałagan samochodowy. Wyminęłam trochę samochodów i ….. na światłach dwa samochody…jeden rozbity a drugi na boku leżał. Obok karetka pogotowia przy której panowało wielkie poruszenie, w oddali słychać było syreny dwóch karetek.

Do pracy dojechałam szczęśliwie.

Będąc w pracy obserwowałam na kamerce, jak panowie wynoszą meble z naszego domu oraz …. materac. Jednak MM zdecydował wywalić ten materac.

Po powrocie z pracy w pierwszej kolejności, obejrzałam stan ścian na schodach i framug drzwiowych. Ku memu zaskoczeniu wszystko w idealnym stanie.

To byli sprytni panowie dwaj.

Niedzielny listopadowy

piękniusi poranek. Mimo, że deszcz lał przez całą noc, jest słoneczko i 18C. Otworzyłam drzwi na taras. W tym tygodniu (u mnie tydzień rozpoczyna się niedzielą) temperatury przekroczą 20C. Taką pogodę lubię.

Niedziela jest też i w moim odczuciu. Nareszcie wracam do normalności. Co mnie oczywiście cieszy.

Pomimo, że planowaliśmy zakup choinki na dzisiejszy dzień, odłożyłam na sobotę. Mam już wszystko udekorowane w domku, więc bez pośpiechu. Na zewnątrz planuję ozdabiać jutro po pracy. Dziś posprawdzam ozdoby i światełka. Zepsute do śmieci i niektóre ozdoby też trafią do pojemnika. Już obrzydły, za długo je mam. Nowych ozdób na yard nie dokupowałam. W zupełności wystarczy to co mam.

Wcześniej nie przgotowałm do oddania fotela, ławy i kanapy, to niestety, ale dziś musiałam to zrobić. Fotel w sypialni rozłożysty, dwuosobowy, zaczął się sypać, łuszczyć. Ława tapicerowana też do oddania. Kanapa w sypialni gościnnej, tylko zagraca, nie pasuje, a ogólnie to spadek MMa. Skórzana, fajna ale w zupełności nie potrzebna. Jutro przyjadą jacyś ludzie i zabiorą. Aby znieśli z piętra i wogóle zabrali trzeba będzie zapłacić. Jak usłyszałam cenę wypowiedzianą przez MM to zamilkłam. Nie komentowałam. 500$ za to, że kanapę sprzedadzą, fotel da się zreperować a ława do używania. No nic, teraz też milczę. MM nie będzie tego znosić, szukać chętnego i wozić. OK. Milczę. Zdecydował to i tak ma być.

Należy mi się lampka wina. Chociaż nie powinnam tego robić, ale zdrowa to ja nie umrę, więc nie muszę się martwić, że zaszkodzi.

Wszystko szkodzi oprócz wody. Ale i ona zaszkodzi pita w nadmiarze i z niewiadomego źródła.

Czwartkowa SOBOTA.

Wrażenie SOBOTY nadal jest ze mną. Myślę, że powinnam się do tego przyzwyczaić. Przecież to nie boli. Jest czwartek, ale jest SOBOTA. Jak już to odejdzie, to nawet nie zauważę i możliwe, że zatęsknię. W obecnej chwili to jest bardzo dziwne uczucie.

Obudziłam się bez bólu!!!!!wspaniałe uczucie!!!!chce się krzyczeć, skakać i obwieścić całemu światu tę cudowną nawet chwilową) nowinę. 😁😁😁😁😁

Jak można było usiedzieć przy stoliku, kiedy orkiestra grała.

Muszę pomyśleć o kreacji na sylwestra. MM zarezerwował już miejsca. Oj oj … to będzie jazda. Chociaż i bez ekstra balu dawałam czadu, miesiąc temu na festynie. 😁

Były też tańce grupowe. Pozostały miłe wspomnienia i kilka zdjęć.


Wracając do dnia dzisiejszego, jestem do dobrej formie i żeby tylko nie zapeszyć.

Od starszej córki MM jeszcze nic nie słychać. Przyjedzie na kawę czy nie. Za wcześnie aby dzwoniła. Kto w wolny dzień od pracy i na dodatek świąteczny zrywa się z łóżka. Znając życie, nie zechce się jej zrywać z łóżka w ten ponury, pochmurny dzień. Zapowiadany jest cały dzień pogodowo smutny😞.

Wiele rzeczy w naszym życiu możemy zmienić. Pogody nigdy.

Zapowiada się…

następny durny tydzień.

PONIDZIAŁEK

Bo jak to przyjąć, potraktować? Wróciłam z pracy. Odpoczywam na swojej sofie i eureka.

-jak dobrze, że jutro sobota – myśl szczęśliwa rozbłysła w moim mózgu. Pytam MM, jaki dziś dzień?

– znów masz sobotę jutro? – pyta z niedowierzaniem

– no tak, a tak się chwilę cieszyłam.

– jaka szkoda, że dziś nie jest sobota – myślę.

WTORKOWY poranek. Budzę się, jeszcze z zamkniętymi oczętami, cieszę się, że dziś sobota. Tylko sekunda radości, mózg wraca do rzeczywistości i podpowiada żebym wstawała bo dziś nie jest sobota.

Wyłażę z cieplutkiej pościeli i ….i nie jest to sobota.

Poleżałabym, pospała, poleniuchowała, pomarudziła i jeszcze dużo określeń na po… które pokazują mój stan istnienia i ducha na dzisiejszy dzień. Ale jutro nie będę musiała wcześnie wstawać, Do poniedziałku mam urlop. Nie, nie mam żadnych planów. Żyję na spontanie.


A żeby było bardziej spontanicznie, miałam w pracy być tylko do 3 -3:30. A byłam do 5pm. Człowiek jak chce 2 dni urlopu to musi na nie zapracować, czy to jest taki tok myślenia? Może, ale nie mój. Na ten urlopik pracowałam cały rok.

W domku byłam po 6pm. W międzyczasie rodzinka się martwiła. Na appce widzieli gdzie się znajduje, ale było trochę korków. Jak tak stałam w korku znów miałam wrażenie, że dziś jest piątek a jutro będzie sobota.

Czy ze mną coś nie tak?

A może to jakaś demencja do mnie puka?

Podczas badań, lekarka nie stwierdziła, że moja głowa może robić psikusy.


ŚRODA – budzę się i dokładnie wiem, że dziś mam wolny dzień bo jest SOBOTA. Zmuszam mozg do pracy i zaczynam rozumieć jaki jest dzisiaj dzień. Sytuacja co najmniej nie spotykana.

Kiedyś oglądałam film o różnych przepowiedniach, ludzkich przewidywanich i odczuciach. Wiem, że to coś oznacza. Tylko nie wiem co. Czego mam się spodziewać. Dobrego czy złego? Co ma się wydażyć w sobotę? W którym tygodniu lub miesiącu? Zaczynam się na prawdę niepokoić.

Z racji tego, że jutro na pewno CZWARTEK świąteczny, ogarnę troszkę domek. Ile posprzątam tyle posprzątam. Nikt nie oczekuje cudów, a i nikt na Thanksgiving nie zawita. Pozwoliłam córci jechać do rodziców jej chłopaka. Syn będzie pracować, starsza córka MM wskoczy do nas na poranną kawę, młodsza córka MM przyleci z LA na Bożenarodzenie, więc MM przyszykuje (jak zwykle na idyka on gotuje) kolację tylko nam, ja i on.


Dziś będę piekła ciasto żurawinowe. Zrobię oczywiście, sałatkę jarzynową (MM nazywa ją, majo salad). To wszystko w czym mogę pomóc MMowi.


Ciasto żurawinowe z pistacjami z internetowego przepisu, palce lizać. Sałatka majo również wspaniała.

Nawet jeśli usiądziemy obydwoje jutro przy stole to myślę, że damy radę pokonać te wszystki smakołyki jakie pojawią się na stole świątecznym.

Sobotka na ukończeniu…

Od poniedziałku miałam wrażenie, że następny dzień to SOBOTA.

Wtorek po pracy-jutro sobota – wołałam.

Środa i tak do piątku – jutro sobota !!!!!

To był dla mnie bardzo ciężki tydzień. Każdego dnia czekałam na zakończenie dnia. Każdego dnia problemy zdrwotne. Bez przeciwbólowych, nie przetrwałabym.

Po powrocie z pracy, w ubraniu i obuwiu kładłam się na kanapie, owijałam się kocami i … zdychałam. No nie zdechłam, przetrwałam.

A dziś Sobotka wyczekiwana – bez znieczuleń. Nawet ciasto biszkoptowe z jabłkami upiekłam. Stół na Thanksgivng przygotowałam.

Dziś też zakończyłam ozdabianie domku na Boże Narodzenie. Na zewnątrz postaram się ozdobić frontowe drzwi, schody do nich prowadzące i kilka krzaczków. Jeśli się nie uda to tylko wianek świąteczny na drzwiach powieszę. Jeśli zdrowie dopisze to zrobię porządek z ozdobami, wyrzucając je do śmietnika.

Niestety, ale moje życie uległo drastycznej zmianie. Czy mnie to martwi? Oczywiście, ale takie jest życie, nieprzewidywalne. Planowaliśmy i planujemy bal sylwestrowy, tylko…. czy nam się to uda, czy zamiast przygotowywać się do wyjazdu w dzień sylwestrowy nie będziemy przygotowywać się do łóżka.

Oczywiście, że mam w sercu energi tyle, że mogłabym obdzielić całą swoją dzielnicę. Tylko ciało robi mi psikusa. Czy jeszcze potańczę, poskaczę jak koza?

Smutno mi i powiem … jest bardzo ciężko z bólem żyć.

Kurwa mać!!!!!

A przecież, ja się nie wyrażam, nie używam takich słów. W mojej rodzinie najgorszym przekleństwem bylo …cholera. Moje dzieci nie używają również takich słów….. ale….

niech będzie moim usprawiedliwieniem, że jest mi bardzo ciężko.

Lepiej za wcześnie niż za późno…

lepiej za późno, niż wcale. Jak się mają te porzekadła do codziennego życia?

Alkoholik – lepiej późno niż wcale.

Spotkanie: romantic😁❤️, buissnes, zdrowotne – lepiej za wcześnie niż za późno.

Planowana operacja medyczna – lepiej za późno, niż wcale. Czasami jest na tyle za późno, że już nic nie pomoże oprócz kostnicy.

Nadzieja matką głupich – jeśli oczekujemy na powstanie zmarłego z trumny. Nadzieja jest matką i ojcem wynalazków – do dziś ślęczeli byśmy przy świecy i kaganku. Biegali okryci w skóry niedźwiedzia, ale nie byłoby globalnego ocieplenia.

Coś za coś. Aby zjeść schabowego, świniaczek musi stracić życie. Zwykłe posprzątanie pokoju wymaga naszej cierpliwości i pracy fizycznej. Zmęczeni padamy na sofę i spoglądamy na czyściutki pokoik. Swoje zdrowie, cierpliwość i finanse poświęcamy na wychowanie i wykształcenie swoich dzieci, po to tylko aby na stare lata w ciszy i spokoju, usiąść w fotelu i ukradkiem spoglądać na wyświetlacz tel – wzdech …. nie zadzwonił/a …zajęty/ta. Czekamy kiedy dzieci usamodzielnią się, po to tylko, żeby poczuć pustkę po ich odejściu(u mnie, z tym wszystko ok😁).

Do czego zdążam? Od weekendu mam burdel christmasowy. Ozdabiam dom, aby w tygodniu przed Bożym Narodzeniem, nie latać z wywieszonym językiem.

Wyjmuję ozdoby z pudełek i rozmieszczam powolutku. Thanksgiving też u nas się odbędzie, lecz w tym roku będzie wymieszany, przepleciony z Bożym Narodzeniem.

Zchowuję siły na gotowanie, pieczenie jednym słowem kucharzenie. Oczywiście były dni, że ogłaszałam strajk obchodzenia świąt. Problemy rodzinne nie nastrajały nawet tak niepoprawnego optymisty jak ja, do uśmiechu i dobrego nastroju. Mam nadzieję, że nareszcie po latach walki o członka rodziny, nastąpi poprawa.

Nie chwal dnia przed zachodem słońca. Mamy dziś pochmurny i wietrzny dzień, myślę że może mogę ogłosić niewielkie zwycięstwo. Tylko serducho za często daje znać ….. ja tu jestem!!!!….łomocze, stuka, piecze jak papryczki chilli, wali. Może już będzie dobrze. Chciałabym normalnej atmosfery przy stole wigilijnym. Wiara może czyni cuda, ale gór nie przenosi, nie słyszałam o takim zdarzeniu. Czytałam natomiast, że góry pochłonęły nie jedną istotę ludzką.

Ozdabiam domek tylko wewnątrz, na razie. Opornie mi to idzie. Patrząc na moje poczyniania dekoracyjne, popijam następną kawę i dokłanie wiem. W tym świątecznym bałaganie trochę pożyję, będę chodzić na palcach, przeskakiwać, kopać i marudzić. Nie spieszy mi się.

Za kilka dni po bałaganie nie będzie nawet wspomnienia.

Zgodnie z polskim przysłowiem.

Spiesz się powoli. 😁

Mam nadzieję na niedzielną poranną kawcie w świątecznej atmosferze, bez choinki oczywiście. Ona przybędzie dopiero w grudniu.

Padłam na kanapę. Muszę dokupić ozdób. Koniecznie świec ozdobnych, stroiki i coś co wprawi mnie w nastój WOW!

U mnie już święta!!!!

Nic dobrego…”koszenie drzew”

Moje sprawy nie są jak na razie do rozwiązania. Nie tylko cofają się ale pogarszają.

Mogę powiedzieć życie to jest straszny pierdolnik.. przynajmniej u mnie.

Z tych dobrych spraw.

Jednak wycieliśmy kilka drzew na działce. Magnolia bardzo rozłożysta i pnąca się do niebaaa, poszła na pierwszy ogień. Następne drzewo o małych drobniutkich liściach, rosło pochyło i wykręcony jakby był chory pień drzewa. Dwa wysokie dębowe oraz dwie wysokie sosny od ulicy. Kilka drzew straciło swoje rozłożyste gałęzie. Ostatnie było bardzo wysokie liściaste, którego gałęzie kładły się na dach. Panowie pracowali cały dzień.
Po wycięciu dwóch dużych drzew rosnących od frontu blisko domu, wewnątrz zrobiło się jaśniej. Na back yardzie jedno drzewo zostało bardzo mocno przycięte i również na decku zawitało słońce. Odsłoniła się droga osiedlowa i dom od strony ulicy też się odsłonił.
Wykosztowaliśmy się, ale teraz można powiedzieć warto było.

Błyskawiczna wizyta

Ta wizyta to tylko taka, aby odwalić i po kłopocie. Niech i tak będzie, jeśli MM zadowolony będzie to i spokój w domu. Młodsza córka MM przyleciała już w piątek (z Los Angeles). Pojechała w kierunku południowym. Jej collage jak co roku gra mecz z kimś tam, a że ona zapalona kibicka, musi być na meczu, niech się wali i pali. Tylko … z jej rocznika już nikt nie gra, pewnego roku stwierdziła, że nie zna już nikogo, nowi i młodzi. Mieliśmy z MM cichutką nadzieję, że spasuje, ale nie. Wcześniej ciągała MM ze sobą, teraz znajduje kogoś szalonego jak ona. 

Bo żeby wypić piwo po przegranym meczu, nie trzeba pokonywać 3600km. Atmosfera? Sama stwierdziła, że to co innego jest teraz, niż za jej czasów. Wymęczona podjechała pod dom, ale ….zaparkowała na ulicy, stwierdziła, że prześpi się w samochodzie, ma kaszel, katar i ból głowy. MM nie dyskutował z nią bo i nie było sensu. Dorosła, wie co robi. Ja też się nie wtrącałam. Pomagam na ile mogę, ale nie wtrącam się.

Dawno temu dostałam nauczkę, wrzasnął na całe swoje gardło… to nie twoja rodzina!!!!!… No to na wstępie małżeństwa zostaliśmy podzieleni. Nauczyłam się z tym żyć. Co roku przy świętach, przypomina, że mogło być inaczej, mogło ale już nie będzie. 

Po godzinie podjechała i zaparkowała przy frontowych drzwiach. Nie schodziłam na parter bo… prawdę mówiąć nie czułam się najlepiej. Chyba z nerwów dostałam …  biegunki. MM z młodszą pojechali do meksykańskiej, zostałam w domu ze swoim sedesowym problemem. 

Po ich powrocie przewitałam się z młodszą MM jak należy. Zaproponowałam bułeczki które upiekłam, między jedną posiadówką a następną. Może tak strasznie nie było, ale rewolucja żołądkowa była. Młodsza jest bardzo wybredna odnośnie jedzenia i pożywienia. Spożywa ser żółty, chipsy, kurczaka tylko z restauracji, puree ziemniaczane (mashed patato)dodaję oprócz znanych składników – mleko i ser żółty. Odmówiła bułeczki, nie nalegałam.

Przeszliśmy na taras, pogoda cudowna, więc szkoda było nie skorzystać. Zastanawiające, że nie było tematu MECZ. Może i dobrze bo moje sportowe wyniki równały się zeru. Podstawówka się nie liczy i jakieś tam spotkania międzyszkolne.

Jak MM dziewczyny były młodsze, były zawsze tematy do rozmowy. MM był bardziej zaangażowany, teraz kiedy jedna jest po 40-tce druga tuż przed, widać dystans między ojcem i córkami. Chociaż muszę powiedzieć, że do tej chwili, nakłaniam MM do odwiedzania córek, dzwonienia, pomagania w przeprowadzce, naprawie jeśli coś się zepsuje, a wiem, że MM na pewno poradzi z problemem. Jeśli starsza jest chora, gotuję rosół z kurczaka, jakieś ciasto i każę jechać w odwiedziny. Starsza jest wszystko jedząca, a polskie jedzenie uwielbia, więc łatwo jest takiej osobie dogodzić, bo wszystko smaczne.

Młodsza po niespełna godzinie odjechała na  lotnisko, nie żegnając się ze mną, nawet nie krzyknęła przy schodach zwykłe .. Kryszia I’m leaving… No cóż,  nie moja córka i nie mój problem, jeśli wogóle coś takiego istnieje w tamtej rodzinie. 

Bułeczki smaczniutkie.

Taki wieczór mógłby trwać wiecznie

Okna otwarte, jakieś owady jeszcze skrzeczą, w oddali słychać wycie syren policyjnego pojazdu i ja z lampką wina w dłoni oddycham świeżym, rześkim powietrzem. Temp. 23C a godz. 9pm. Dziś obowiązkowo będę spać przy otwartym oknie ale od góry.

Zima ( biały pudelek) co jakiś czas podchodzi do okna

i ciężko oddycha, wącha powietrze. Ale ja wiem to nie powietrze wywąchała ale kojota, który pojawia się każdego wieczoru, w nocy lub nad ranem, samotnie lub w towarzystwie innych kojotów. Może Zima wywąchała sarenkę lub innego zwierzaka, którego kamery zawsze uchwycą.

W tym roku mamy dosłowny „wysyp” kojotów. Kotek sąsiadów omal nie został pożarty przez kojota. A była godzina 7 am i już było widno. Kociaczek został pszarpany na główce, brzuszku, grzbiecie. Ma połamane kosteczki. Przeszedł operację, teraz dochodzi do siebie. Kotek nie wygląda ciekawie ale wszystko (podobno) z nim będzie dobrze. Porusza się jak pijany.

W dzień latają jastrzębie a nocą chodzą kojoty. Strach się bać.

Wracając do czystego powietrza. Mój stan zajmuje 4 miejsce w USA pod względem zalesienia. W tym roku weszła w życie ustawa o wycinaniu drzew na własnej psiadłości. Drzewa powyżej 48,26 cm w obwodzie są nietykalne. No to mój las zostanie na wieki, wieków, Amen. Chociaż… wycięcie jednego dtzewa poniżej podanego obwodu, jest kosztowne, sięga obecnie do 3k za sztukę. Drzewa można przyciąć a ten proceder jest bardziej kosztowny niż samo wycięcie drzewa. Ech…wiosną będą tulipany. A latem małpia trawa. Na betonie kwiaty nie rosną, jak to śpiewał Stan Borys ale i w cieniu zdziczeją. Małpiszon rośnie w cieniu, na słońcu, na wodzie, bez wody…nie lubię tego zielska, nie kontrolowane pokryje wszystko podobnie jak Ivy, z tą różnicą, że nie jest to pnączem. No cóż, człowiek ma taką naturę (podobno) do wszystkiego może się przyzwyczaić. To i ja przestanę walczyć z „wiatrakami”. Nie jestem Don Kichot, jeszcze nakładam szpilki i sukienki. Chociaż w naszym świecie trudno określić kto jest kim.

Sypialnia pachnie świeżutkim powietrzem. Spanko będzie zdrowe. Z racji tego, że jutro niedzielka, spać będę długooooo.

Będzie legalna czy nie!?😁

„Mistrz drugiego planu w trakcie ważnych obchodów na Westerplatte. Wystarczyło, że wyjął parasolkę

Gdy na Westerplatte zaczęło padać, politycy sięgnęli po parasole. Tuż za nimi pojawiła się niezwykła parasolka.

Nawet tak poważna uroczystość, jak obchody wybuchu II wojny światowej, może mieć niezaplanowany i zaskakujący przebieg. Tym razem zadbał o to pewien starszy pan, który, podobnie jak reszta obecnych VIP-ów, chciał ochronić się przed padającym na Westerplatte deszczem. I wyciągnął charakterystyczną parasolkę. W sieci rozpoczęły się poszukiwania odważnego mężczyzny.” https://www.fakt.pl/polityka/obchody-wybuchu-ii-wojny-swiatowej-za-politykami-tle-parasolka-z-marihuana/mzdjhtj.amp


Zgadzam się: bardzo trudno, w takim „tłumie” znaleźć odważnego inaczej.

Jakie miał dla nas przesłanie właściciel parasolki, z artykułu się nie dowiedziałam. Chyba że update zrobią.

Na decku (tarasie)

Już i do mnie zawitała wczesna jesień, no przynajmniej z rana. W przed południe będzie ponad 35 lub więcej.

Wczoraj po pracy wydmuchałam deck i cały front. Praca fizyczna dotleniła moje płuca do tego stopnia, że spałam do 8:45am. Nie mam na dziś wielkich planów odnośnie jakichkolwiek prac.

Usiadłam z kawą na tarasie, włączyłam wiatrak aby pozbyć się komarów i ….. w momencie gdy to pisałam komar dziabną mnie w kostkę. No czego można się spodziewać? Że mnie zostawią? Wykąpaną i pachnącą, też jedzą, żrą, tną, próbują i delektują się. Byliśmy w piątek nad jeziorkiem (dzielnicowym). Ludzie otrzepywali się od komarów a mnie ani jeden, jedniusi nie zaczepił. Bardzo zastanawiające.

A więc, planów na dzień dzisiejszy brak. Od 4pm podobno ma padać.


1/11 

ŻADEN Z BADANYCH 671 STUDENTÓW W USA NIE UDZIELIŁ POPRAWNEJ ODPOWIEDZI NA TE I KOLEJNE 7 PYTAŃ. ZACZYNAMY: JAKI JEST NAJWYŻSZY SZCZYT AMERYKI

Zastanawiam się: po co nam taka i takie informacje. Po co uczyć historii Peru? poznajmy swoją, polską. Po co nam geografia Ameryki Południowej jeśli nie potrafimy wskazać na mapie polską rzekę (przykładowo) Noteć. Te informacje, jak najbardziej, potrzebne będą osobom interesującym się geografią, turystyką itp.

Po co amerykaninowi Frantz Kafka i jego „Proces” kiedy mnie polce nikt w żadnej szkole o nim nie wspomniał, a przecież na mgr nie zatrzymałam edukacji. W tamtych czasach, a było to bardzo dawno i nie było możliwości studiowana dwóch lat studiów w jednym roku. Dostałam pozwolenie dziekana na połączenie 4go i 5go roku studiów. Nie było łatwo, ale zrobiłam to!!!

Szkoła podstawowa dała ogólne wykształcenie, ale po co uczyła mnie jak zbudować karmnik dla ptaków lub upiec ciasto. Po co kazali nauczyć się całej tablicy Mendelejewa. W średniej szkole było inaczej bo naukę podjęłam w technikum. Zastrzeżenia miałam do nauki teorii, za mało było praktyki, podobnie studia. Do wszystkiego doszłam sama. Oczywiście na swojej drodze spotykałam wspaniałych ludzi, kórzy pomagali i we mnie wierzyli. Pierwszym nauczycielem był mój Tatuś. Drugim Kuratorium i trzecim Prezez NOT, który nazywał mnie dzierlatką i bardzo często zapraszał na pogaduszki😁. Żeby ktoś pomógł, trzeba się napracować. Konkurencja a z nią zazdrość i zawiść nigdy nie spi. Doświadczyłam i tych niemiłych zachowań w sosunku do mojej osoby. Po latach ciężkiej pracy stałam się profesjonalistą w swoim zawodzie.

Nie trzeba obciążać młodego mózgu, który się dopiero rozwija, zbytecznymi (dla danej jednostki osobowej) informacjami. Pozwólmy młodym osobom na rozwój, jeśliby nawet to byłoby dla nas niezrozumiałe i odbiegało od ustalonych już kanonów kształcenia.

Ameryka nastawiona jest na profilowe nauczanie. Dziecko o zdolnościach muzycznych będzie wiedziało, że ziemia jest okrągła i ile jest 5-2 = ale nie musi wiedzieć jakie kozy skaczą po polskich czy słowackich górach. A mnie tego w podstawówce uczono. Po co to komu, co ja z tymi wiadomościami zrobiłam? Nie przydały mi się wiadomości o wybrzeżach ameryki w tamtym czasie i obecnie. Mam ochotę pojadę zobaczę, jeśli co to internet odpalę. To była strata czasu nauczyciela i ucznia.

Jeżeli dane państwo chce posiadać inżynierów elektryków itp. nich się na tym skupi, a nie uczyć kto przeciął węzeł gordyjski.


No czas na ogarnięcie samochodu wewnątrz.

Nie szła mi ta praca najlepiej, opornie, słońce parzyło, żeby wiaterek jakiś, wiatrak mało pomagał. Skończyłam bardzo późno, robiłam bardzo dużo przerw na przysiadówki. Przed 5pm pociemniało, zagrzmiało i zaczęło padać ale już byłam w domku.

Wolny dzień od pracy zakończony. Można powiedzieć, że umysłowo odpoczęłam a fizycznie nie zmęczyłam. Wczorajsza wieczorna lampka Martini Rosso nie wypaliła, ciśnienie krwi nie pozwoliło.

Może dziś🍷.

to był „high….”

jestem w kuchni i w ułamku secundy głowa opada i najnormalniej w świecie, czuję że zasypiam, natychmist! Nawet w pozycji stojącej. Otrząsnęłam się, nagłe świat mi zawirował. Poszłam do córci. …mamusia tylko ty mi nie umieraj. Powiedziałam, że ją bardzo kocham, przytuliłam i wyszłam. Ciśnieniomierz mam na piętrze, zawsze w tym samym miejscu, w łóżku, pod kołderką, na szafce, na komodzie, za komodą, w szufladzie? W łazience……

Więc, lecę z zaplątanymi nogami. Co ja jadłam co piłam? bo zrozumieć nie mogę!!!!!!Zawał serca, wylew, pijana? Ale i nie trzeźwa. Fotel. ciśnieniomierz, na rękę lewą. Wsuwam, wkładam, szarpie wrrrwrrr. MM zagląda co się ze mną dzieje. spytał czy pomóc …. a świat zniknął, nicość. Ciśnienie dobre. Córcia przyszła, pyta co jadłam co piłam…. Wyszło na to. że odwodniona. Jedna, druga butelka……pij pijjjjj. Piję ale nic nie lepiej. Dziwne zawroty głowy i ruchy kończynami. Nie ruszam, one same się ruszają. Nieznaczne te ruchy, ale nie mam nad tym kontroli.

W pewnym momenco MM przypomniał, że dla żartu ( nie jest miło pisać w takim stanie, ucieka mi z głowy to co pamiętałam. Chce napisać, a ile wysiłku mnie to kosztuje to ja tylko wiem. Na małej klawiaturze iphona chcesz pisać 10 palcami. Palce się nie mieszczą, ja układam, upycham) wzięliśmy po żelce Happy hours. (Legalna) Patrzę i nie patrzę na MM. Córcia która ciągle w tym momencie jest ze mną. Zaczyna się śmiać, MM nie bardzo rozbawiony, nie wie jak pomóc. Córcia przed wyjściem powiedziała….2-3 godziny i minie. Ale zawroty głowy to były. O patrzcie i tak sobie ………nie pamiętam o czym chciałam napisać. Emoja nie wstawię bo nie wiem czy będę zdolna wykonać powrót na stronę, gdzie w tej chwili jestem.

A mnie jakoś tak…. znów nie pamiętam co chciałam napisać. Zamarłam w pozycji siedzącej w fotelu. Mięśnie napięły się, naprężyły wszystkie mięśnie, żyły i ścięgna. Nie mogłam się poruszać, bo nie wiedziałm że mogę wykonać jakiś ruch. Mózg nie dawał żadnego sygnału. Tylko głową ruszałam. Mówiłam ciągle, że nie lubię tego stanu, płakałam. Byłam cały czas świadoma ale w ciągu sekundy przeleciało moje dzieciństwo. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Już nawet mówić przestałam bo nie wiedziałam że potrafię mówić. MM nie rozumiał co się ze mną dzieje. Widziałam jego zakłopotaną twarz. MM w takich sytuacjach jest bezradny jak dziecko. Nic nie mówiac wyszedł z sypialni a po moich policzkach, spływały łzy jak grochy, a przecież już nie płakałam. Siedziałam skamieniała i już nawet głową nie ruszałam, tylko oczami. Gdy choruję, MM sercem jest ze mną ale nic po za tym.

Nie wiem jak długo go nie było, 3 minuty czy 13. Gdy wrócił zaczął zasłaniać żaluzje. Pomyślałam ….już doś wygłupów….. zaczęłam się ruszać. Ręce, nogi odzyskały swobodę. Byłam cały czas świadoma. Nie jestem w pełni świadoma moich ruchów w tej chwili jeszcze ……. ( znowu mi uciekła myśl).

Czy takie działanie ma tabletka gwałtu? Myślę że tak.

Ponad godzinę piszę. Emoja nie wstawie bo nie będę wiedziała jak tutaj wrócić.

Chce mi się teraz spać. Ale jakoś się boje. Bo mogą durnoty po nocy się śnić. Mogę chodzić po domu.

Już potrafie z jednej strony internetowej przejść na drugą ale emoje to czarna magia. Nie rozumiem, powinnam przycisną buźkę ale po prostu nie wiem że można tam przycisnąć. Bardzo ciężko sprawdzać każdy wyraz i poprawiać pisownie. 11:31pm, ziewam ale nogi do łóżka nie idą. Szybciej położe się na futrzaku przed fotelem.

Chce sie jeść, w głowie powolnie huśta. Myślenie powolne, senne. No dobra, powinnam do łóżka się położyć.

Jestem bardzo ciekawa ile z tego jutro będę pamiętać.

Ciśnienie jak u niemowlaka 125/64. Już musi być lepiej jeśli paznokcia przypiłowałam. Niezgrabne jest moje klikanie na tel. Za długo przyciskam to mi się kasuje, a jak chcę sprawdzić jak to robie, to się nie udaje. Piszę literę p i nie rozumiem, że to jest litera p. A teraz mam ekran tel. zaróżowiony, w pobliżu nie ma różowego koloru.

Zanim przeczytałam koniec artykułu, nawet nie pamiętam na jakiej stronie internetowej, nie pamiętałam początku.

Grzmi ale na szczęście nie jesteśmy w epicentrum. Leje.


Niedziela

Pamiętam wszystko. Zastawiające jest, jak można szybko wyłączyć mózg ludzki. Ja, która musi mieć stałą kontrolę nad swoim ciałem, ją straciła. To było chyba najgorsze w tamtym momencie. Próbowałam „zamrozić” ciało jak wczoraj to mi się przytrafio. Niestety ale to jest niemożliwe.

Czy przyjmę kiedyś jeszcze żelkę Happy hours? Czemu nie, ale połówkę.

Zapomnieliśmy z MM, że przyjęliśmy te żelki. Ja jedną malinową, MM na swoją masę ciała dwie. On spał jak suseł, ja usnęłam około 2 am. Musiałam się upewnić, że nie będzie ze mną żadnych niespodzianek.

Z rana ciśnienie krwi miałam jak u noworodka.

Miłej niedzielki. 🌸🌷

Przed jesiennie…

Wolny dzień od pracy zawodowej przeznaczyłam na roboty „polowe”. Pogoda dopisała bo po nocnej ulewie, wzeszło słońce a wraz z nim podwyższyła się temp. W cieniu do 34C. Słońce jeszcze grzeje ale w cieniu nie jest już upiornie gorąco jak było przez całe lato. W tym roku wcześniej rozpoczęłam jesienne porządki. Od frontu, skosiłam trawę, czasami trzeba było przejechać kosiarką trzykrotnie. Trawa była jeszcze mokra i wysoka. Nie było łatwo bo u mnie teren górzysty ale dałam radę. Dawałam też jakoś radę z komarami. Gryzły nie poddawały się, najgorzej pogryzione zostało czoło bo odsłonięte i pośladki które nie zabezpieczyłam wystarczająco dobrze. Pogryzienia nie drapałam, więc po około godzinie przestawało swędzieć.

Back yard dopiero rozpoczęłam sprzątać. Tutaj jest trochę więcej pracy. Kwiaty i inne ozdobne nasadzenia trzeba wycinać sekatorem bo korzenie zostają w ziemi na zimę. Cebulki kwiatów również pozostają w ziemi. Wskazana ostrożność z wycinananiem, niektóre cebólni są omalże na powierzchni. Może ciut za wcześnie to robię, ale jak liście z drzew zaczą opadać to już zabraknie mi czasu na dmuchanie liści, sprzątanie wyschłych kwiatów i koszenie trawy. Muszę być gotowa na miliardy liści, zresztą jak co roku.

Między czasie remontuję łazienkę. Tapetę już zerwałam. Szlifuję szafki bo …. zostają te same, szkoda mi wymieniać szafki z prawdziwego drewana na szafki z jakiejś pilśni. Wyszlifuję i pomaluję na kolor granatowy. Teraz szpachluję wszelkie dziurki i dziury w ścianach. Podłoga czeka na zerwanie. I tutaj może mnie czekać wielka niespodzianka. Nie wiem co jest pod parkietem. Wylewka betonowa czy tylko klej? Stawiam na klej. Zerwę zobaczę i będę główkować, co i jak położyć aby nie zrobić progu przy drzwiach.

Dziś właśnie otrzymałam zamówiony papier ścierny do szlifierki. W sklepie nie było i amazon przyszedł z pomocą.

Nie nudzę się, mam roboty jak zawsze, po same uszy.

W trakcie prac „polowych” ugotowałam zupę pomidorową. Powiem, że mistrzowstwo świata to za mało. Co za zapach, co za smak!!!! Palce wylizać do kości, to też za mało.

No i jeszcze polatałam po całym parterze z odkurzaczem i mopem. MM jak tylko się odezwał ….Krysza czas zostawić, czas na odpoczynek…. to zaprosiłam do pomocy. Oczywiście, że pomógł i szybciej z porządkami się uporałam.

A teraz…. relaksik przy lamce wina.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie. 😁😁😁😁

Cień zacienia…💨🌥

Ostatni raz na decku siedzieliśmy późną wiosną. Nie liczę 4th July, to był grill na szybko, zjedzony w mieszkaniu. Żar i komary nie pozwoliły na przebywanie na zewnątrz.

Z warzyw miałam dwie sadzonki pomodorów. Niestety choroba „brak słońca” opanowała sadzonki. Najpierw pięły się w górę przerastając mnie, z czasem pokręciło łodygi które opadły na ziemię. Jeden kwiatek jaki się pojawił nie rozwinął się na tyle aby wydać pomidorka, choćby maciusieńkiego.

Back yard też zaniedbany. Temperatura przekraczała 40C skutecznie wysuszając rośliny a deszcze w ciągu dnia lub w nocy skutecznie je zalewając. Drzewa rozrosły się i również skutecznie zacieniły wszystkie kwiaty i warzywa.

Troszkę słoneczka dotarło do pokręconej łodygi kwiatka. Poświeci z 5 minutek co nie spowoduje, że podniesie się i wyprostuje.

Kwiaty w doniczkach zostały zalane i nastąpił proces gnilny. Ten rok pobił rekordy opadów deszczu.

Oczywiście, grzybów mam dostatek. Rosną od frontu. Zupy nie ugotuję ale ich urodę mogę podziwiać.

Niestety komary mnie wygoniły z pod parasol. Pokąsały moje nogi. Schroniłam się w domu. A przecież miała być niedzielna kawa na decku pod rozpostartym parasolem.

Postanowiłam w dzień wolny (wtore) od pracy, wykosić całą trawę, ozdobne roślinki i kwiaty (trudno nazwać kwiatami). Zostawie jedynie krzewy, które należy przyciąć. Mam nadzieję, że zapobiegnę masowemu rozmnażaniu się komarów. Sprejowanie w tej chwili nie jest skuteczne, deszcz zmywa środki owadobójcze.

Jestem też na etapie poszukiwania gazowego ogrzewacza na zewnątrz oraz małego kominka lub misy z pokrywą („gniazda”) na rozpalenie ogniska. Jeśli nie mogę korzystać z tarasu latem będę przesiadywać jesienią i zimą, kiedy to komary i inne owady będą w uśpieniu.


Czy sama w to wierzę? oto jest pytanie…..

Moi drodzy odwiedzający…..

Zatrzymałam się w pisaniu, czytaniu i odwiedzaniu ulubionych blogów. Wodrdpress na jakiś czas przestał istnieć. Problemy z jakimi walczyłam, przerosły i zniszczyły moją psychikę. A myślałam, że jestem herod baba pod każdym względem. Ta herod miała przebłyski….zapalić maryhe i popłynąć. A czemu nie? Ale nie zdecydowałam się, tak jak nie zdecydowałam się na kokę gdy miałam zaledwie 17 lat. Nie dałam ponieść się oparom i białemu proszkowi. Przyjmuję CBD, tutaj jest silniejsze niż w Polsce ale przy tych problemach to i całe opakowanie nie pomoże, może jedynie zaszkodzić. Więc, sporadycznie przyjmuję. No i jeszcze tabletki walerianki, waleria byłaby pomocna w łóżku płci przeciwnej, jestem na nią bardzo oporna.

Żaden spec nie pomoże jeśli sam człowiek sobie nie pomoże. Więc….staram się jak potrafię. Odcięłam się od rodziny w NYC, od polskiej rodziny nie musiałam, odcięli mamusię moją od świata zewnętrznego, a jaki świat wewnętrzy w 4 ścianach ma moja mamusia, to jeden Bóg wie. Oczywiście, dzwonię 2 razy w tygodniu aby potwierdzić, że tel jest głuchy. Obaw, że mamusi wśród żywych nie ma, nie mam, zostałabym poinformowana przez dalszą rodzinę.

To tylko kropla w morzu moich trosk. Prawdę mówiąc, kto ich nie ma. Problemy mamy większe i mniejsze, jakoś trzeba z nimi żyć i w miarę możliwości je rozwiązywać. Rozwiązuję ten supeł, ale … zanim rozwiążę to zawiązuje się ponownie i ponownie. Jeszcze nie wyłysiałam, więc nie jest tak tragicznie. Z ciśnieniem mam większe a sercem mniejsze problemy. Mimo to wypiłam czarną kawę i zagryzłam resztką tortu lodowego pozostałago po MM urodzinach.

MM wrócił z zakupów z pięknym bukietem. Nie sposób się martwić. A jednak, nierozwiązany problem jest problemem. Nie, kochani, nie mam problemów małżeńskich, wyjątkowo MM mnie wspiera i za to ogronmy ukłon w jego stronę.

Odnośnie tortu urodzinowego. Celebrację urodzin rozpoczęliśmy już 1 sierpnia. Jak szaleć to szaleć. Poszliśmy do lokalnej/dzielnicowej restauracji, a z niej to ja wylazłam trzymając się mężowskiego ramienia. Po złożeniu swoich zwłok na łożu, trochę się w głowie zakręciło, MMowi też bo paradowałam na nagusa po domu i ….nie wiem kiedy usnęłam.

2 sierpnia moje urodziny. Uroczystość obchodziliśmy w domu. Tort miał być lodowy ale czego było się spodziewać po sklepie Publix. Zamrozili tort, który udawał lodowy. Nie dało się go jeść, masło z cukrem. Wylądował w koszu na śmieci. Fuj!!!!!Humory dopisywały bez torta. Zanim wyrzuciliśmy zdmuchnęłam świeczki🍰🎂

3 sierpnia – dzień po moich urodzinach a 1 dzień przed urodzinami MM. Wieczór spędziliśmy w restauracji. Tym razem to nie ja a mój syn po 2 drinkach był pijaniuśki. I trzeba przyznać że po raz pierwszy w jego życiu. Było zabawnie patrzeć na mego syna. Ja nie byłam pijana i pozwoliłam na małą sesję zdjęciową.

Po prostu, zaszalałam.

4 sierpnia MM urodziny. Wspaniały tort, wspaniałe balony, wspaniała atmosfera. To wszystko mu się należało.

Wczoraj piątek 5 sierpnia. Jednego problemu który produkował inne problemy, pozbyliśmy się. Czy lżej, trudno powiedzieć. Przykro i smutno przez chwilę było, tak należało zrobić. Wieczorkiem pojechaliśmy na koncert ABBY. No nie całkiem tak było, bo z tego zespołu jak można było zauważyć tylko jeden gitarzysta występował, pozostali członkowie zespołu to ludzie młodzi w kostiumach starego zespołu. Muzyka leciała playback. Oświetlenie było tragiczne nie mówiąc o sztucznym dymku, który raczej przypominał dymek podczas pieczenia kiełbasek na grillu. Gdybym wiedziała, że ten występ „abby” jest uhonorowaniem ABBY, przygotowała bym się na „abbę”. Niestety ale oczekiwałam już może nie seniorów na scenie ale przynajmniej większych atrakcji świetlnych. Wyszliśmy w trakcie przerwy.

Co mnie zdziwiło? Publiczność. Byłam nie na jednym koncercie, spektaklu, rozgrywkach sportowych. Nawet w teatrze nie jeden raz widziałam: szorty, tenisówki, dresy i inne nie stosowne przykrycia do danego miejsca. Wczoraj było przyjemnie popatrzeć. Publiczność ubrana wieczorowo, odświętnie. Oklaski ogromne i wszechobecne zadowolenie.

Podczas przerwy nie było wiele osób opuszczających budynek. Może 10-15 osób w trakcie gdy my wychodziliśmy.

Żebym wcześniej zapoznałam się z informacją, że to jest koncert jest uhonorowaniem jakiejś tam rocznicy zespołu ABBA, nie byłabym zawiedziona.

Dzisiejszego poranka weszłam w internet w poszukiwaniu informacji dotyczącej wczorajszego koncertu. Co było nie tak?

Wyjaśnienie powyżej.


Pogoda u mnie: ukrop z nieba się wciąż leje, deszcz również. Wilgotność przekracza normy. Komary się rozmnarzają i już kupiliśmy maszynę na komary do używanie wewnątrz.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

Kawcia i po kawci

Wczorajszy dzień był bardziej roboczy niż wypoczynkowy. Znów głowie przestawiło się, myślałam że niedziela i kilkakrotnie, zastanawiałam się i prostowałam swoje myślenie. Sobotę zaczęłam od mycia piesków i ich 6-ciu poduch. Dwie z piętra, dwie z telewizyjnego pokoju i dwie z jadalni kuchennej. Nie często myję pieski, ponieważ mają ustalone stałe wizyty mycia i strzyżenia. Myślę, że wilgotność powietrza wpłynęła na ich owłosienie i … zaczęły śmierdzieć. MM próbował telefonicznie wcisnąć na profesjonalne mycie po za terminem, z uwagi na poniedziałkowe święto, niestety ale nie udało się. Nie przepadam za myciem psów pod prysznicem ale jeśli chcę pieski w wolne dni pogłaskać, trzeba było się poświęcić.

Od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem wymienić natryski bo znaczna ilość wody ścieka mi po ścianie i nie trafia do żadnego z dwóch natrysków. Wybór w sklepach spory i nie mogłam od kilku miesięcy, zdecydować się jaki chcę.

Więc, podczas mycia piesków i ja byłam mokra.

Amber była pierwsza. Piesek już widzi minimalnie i chodzi na wyczucie, słuch również osłabiony. Czasami dojdzie do ściany odbije się, (nie żeby nabić guza lub zrobić sobie krzywdę, chodzi wolno a nawet bardzo wolno) i stoi, czeka a jak nie pomożemy szczeka. Nie zawraca bo nie wie jaka to przeszkoda i nie wie w którą stronę. Zdarza się, że wołamy do niej, a ona nie wie z której strony. Czasami ma problem z wejściem na pierwszy stopień schodów, pomagamy. Zdaża się, że wyjdzie na zewnątrz przez psie drzwiczki a z powrotem ma trudności. Biedna chodzi, wącha, patrzy ale do drzwi już nie trafi.

Pod prysznicem była zdezorientowana. Jeszcze nie namoczyłam jej a ze strachu się trzęsła. Nie wiedzieła i nie widziała co będę robić. Powolutku zmoczyłam ją cieplutką wodą, chciała uciec. Może zapomniała, może w psiej łaźni traktują ją inaczej, nie wiem. Ale przygarnęłam ją leciutko rozprowadziłam szampon po ciele, już była spokojna. Chowała jedynie głowę, żeby woda do noska nie poleciała. Staram się nosek zawsze ochonić, bo i sama wiem że to nie jest nic przyjemnego a mnie też przytrafia się zachłystnąć wodą z prysznica. 🚿Osuszyłam, naperfumowałam psimy perfumami i trochę obciełam. Z radością pobiegła do MM się pokazać. Poszczekała opowiadając zapewne, że teraz to ona pachnie😁🐩

Kolejna była Zima. Ten pudelek od maciutkiego był delikatny i przestraszony. Możliwe, że taka natura a może był bita lub źle traktowanya. Na moj widok schowała się po MM biurkiem i żadne modły nie pomogły. MM musiał wejść pod biurko i ją wydostać. Pod prysznicem była spokojna. Nóżki podnosiła na polecenie. Podczas suszenia i przycinania włosów również była bardzo grzeczna. Włosy na uszach musiałam obciąć ponieważ robiły się kłaki. Zima na inne włosy i jeśli się nie szczotkuje w bardzo krótkim czasie robią się kłaki. Nie wolno nawet latem zostawic jej nie wysuszonej i wyszczotkwanej. Nie mam tego problemu z Amber. Pieski wymyte i pachnące położyły się na pachnących psich poduszuszkach.

Późnym popołudniem wyjechaliśmy do „naszej” kawiarenki na kawę. Zwykle otwarta bardzo długo, z uwagi na brak pracowników zamykali o 5pm. Więc, nie załapaliśmy się. Bardzo lubię przesiadywać w kafejkach które mają ogródki lub jedynie stoliki z krzesełkami na zewnątrz. To lubienie pozostało mi z Polski. Na próżno szukaliśmy innej kawiarenki bo żreć to nam się nie chciało. Covid wymiótł dużo takich lokali gastronomicznych, wiele nie wróciło na rynek. Ostatecznie kupiliśmy Tiramisu i wróciliśmy do domu. Ciasto zjedliśmy w moim parku yardowym popijając cappuccino w kubku a nie jak powinno być w …filiżance.

Sobotę mogę zaliczyć do udanych.


Niedziela 05/29/22

Wczoraj planowaliśmy wyjazd na śniadanie, gdzieś… ostatecznie MM pojechał po kanapki z łososiem a ja jeszcze marudna po nocy człapałam w szlafroku po kuchni.

Albo byłam głodna albo te kanapki na prawde były wyśmienite. Zjedzone do istatniej kruszynki. Plany na niedzielę były, a jakże by inaczej, tylko one uległy zmianie. Ostatecznie zrobiłam polski niedzielny obiad. Schabowy😁😁😁. Nakarmiłam rodzinę. Po obiedzie ogarnęłam kuchnię. Pozostałe kotlety i ziemniaki przyszykowałam do wstawienia do lodówki, po wystygnięciu. Zrobiłam małą czarną i wyszłam na deck. MM wrócił do swojego biura.

Zanim zorganizowałam sobie muzykę, (myślałam, że mam 2h tylko dla siebie) a lubię jak jest włączona na full, przyszedł na deck MM i niestety ale musiałam wyłączyć. Takiej głośności ludzie nie lubią a ja tak. Jedną zwrotkę jedynie odsłuchałam i … wyłączyłam bo za głośno a w słuchawkach nie będę siedzieć jak zwykle to robię. Kurcze na podwórku w końcu jestem. Ludzie świętuja a ja w ciszy i spokoju mam słuchać śpiewu ptaszków, podziwiać spadające zielone liście. No i kurcze z mojego świętowania ciszy przy wrzasku wzmacniacza nic nie wyszło. MM przyszedł z książką pod pachą. Wyłączyłam swoje ustrojstwa. Nie ukrywam zła trochę jestem. Bo niby przyszedł mi dotrzymać towarzystwa. Ale kuźwa ja takiego w tej chwili towarzystwa nie chciałam. Chciałam być ja i moja muzyka. On lubi (jak kiedyś pisałam) hard rocka, a ja po za hard mogę słuchać wszystko. Dziś miałam ochotę na coś lekkiego i szarpanego to nie jest jego muzyka, wyłączyłam. Prosił abym nie wyłączała, ale jak on słucha harda to ja znikam, ulatniam się, mnie nie ma. Prośby były takie, że został i wlepił oczy nie w książkę ale w ekran komórki. A teraz powiem trochę mniej brzydko, ja pieprzę.

Nie miałam łatwego tego roku i w dalszym ciągu nie mam. Więc, szukałam radości w muzyce, takiej jaką ja lubię.

Nawet nie mam już ochoty na wyjazd do sklepu. Po prostu, na nic. Schowałam się w sypialni i stukam literki.

Jutro będzie lepiej.

Galimatias

Dni szybko pędzą lecz tylko w mojej głowie, wciąż jestem w czerwcu i nie potrafię tego zmienić. Miesiąc maj jakby nie istniał. Nie istnieją też pierwsze miesiące tego roku. Niestety ale nowy rok nie przyniósł mi nic dobrego, mimo to staram się żyć spokojnie i w miarę bezstresowo. Powiem, że nie jest to łatwe zadanie. Może moje życie wróci do normalności ale… to światełko w tunelu zapala się i gaśnie, lepiej żeby go wcale nie było.

Po 5-cio dniowej ulewie, dziś podobno ma być słoneczko i przez weekend powinno z nami zostać. Na dziś zamówiłam service od spejowania przeciwko komarom i kleszczom. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że chemia niszczy i inne owady ale nie sposób jest wyjść na zewnątrz. Pogoda była sprzyjająca rozmrażaniu, więc są całe chmary. Komary już nie są śpiące, gryzą dotkliwie.

MM wraca dziś do domu. To jest pocieszające. Mamy długi weekend. Nie planujemy żadnego wyjazdu, następna fala covida nas zaatakowała, czwartej szczepionki nie chcemy przyjmować. Gdzie gwarancaja że nas uchroni jeśli trzy już wzięte nie pomogą. Nigdy nie szczepiliśmy się z MM przeciwko grypie. Nie liczę szczepionki przeciw grypie w Polsce. Na zimne dmuchamy. Nie musimy też wyjeżdżać do parku. Moj back yard jest dla nas parkiem. 😁

Bezowocny dzień

Do pracy nie pojadę, ktoś ma covida a ktoś podejrzewa. Nie lubię bezowocnego siedzenia, więc oczywiście znalazłam zajęcie. Na zewnątrz, po wczorajszej ulewie jest bardzo nieprzyjemnie wilgotno, postanowiłam nie wychodzić za drzwi. Chyba, że dom samochód i odwrotnie. A kilka spraw mam do załatwienia.

A jednak dzień mija mi bezowocnie, na czekaniu. W jednym urzędzie – czekanie, drugi – czekanie. Muszę z drugiego wrócić do pierwszego i czekać. Bezsensowny dzień.

Nic nie da się zmienić. Bezproduktywne czekanie.


Spokojny piękny poranek☀️

Jaki będzie cały dzień, nikt nie przewidzi. Możemy planować, zaklinać, oczekiwać lecz co się wydarzy, nie wiadomo. Nawet siedząc i nie ruszając się z miejsca, nie przewidzimy zdarzeń jakie mogą nas dosięgnąć. Dużo możliwości w zależności gdzie znajdujemy się w danym momencie.

Siedzę w swoim zielonym parku. Jest spokojnie jedynie z oddali słychać szum samochodów. Ptaki cudnie śpiewają. Wczesno-letnie kwiaty rozkwitają.

Wczoraj otrzymałam od córci piękną ikonę i święconą wodę. To był cudny podarunek/niespodzianka i na czasie. Ostatnie tygodnie były tragiczne, jest lepiej i wierzę, że będzie jeszcze lepiej. Bo kiedy opuszcza nas nadzieja, nie jest dobrze. A mnie opuściła, żebym poczuła ból w sercu, nicość i abym nie potrafiła nadzieją napełnić inne serce. Ponownie wraca we mnie życie i wiara. Teraz jestem ostrożna z tą nadzieją i wiarą. Boję się je mieć w sobie, bo może wszystko ponownie być zburzone. Znów będę musiała się odbijać od dna psychicznego i wcale nie dla siebie.

Dziś robimy grilla. Żeberka i burgery kupione. Po kiełbaski MM musi podjechać do sklepu. Zapomnieliśmy wczoraj je kupić.


Grilowanie udało się i nie udało. Przypłynęła chmura i lunęło deszczem. MM grilował pod parasolką ale z jedzonkiem przenieśliśmy się do domku.

Córcia w dalszym ciągu poszukuje domu. Niestety ale nie ma z czego wybierać, chyba że ma się około lub ponad miliona. Nie wolno zapominać o podatku od nieruchomości który oprócz spłaty kredytu porządnie trzepnie po kieszeni. Wieczorkiem potrzebowała porady odnośnie domu na który chciała złożyć ofertę o 50k więcej. Dom zbudowany w okresie produkcji i sprzedaży farb ołowiowych. Niebezpieczny i bardzo szkodliwy byłby ten zakup, mimo że dom od razu do zamieszkania. Nikt nie pozwoli skrobać ścian i robić badań farby, nawet badań minutowych i na miejscu. Nikt nie da gwarancji, że w pokoju badanym farba jesy ok a w innych jej nie użyto. Ruletka. Odradziłam, a dom z pięknym basenem. Nich ten dom zostanie gdzie stoi a córcia niech jeszcze z nami klka miesięcy dłużej pomieszka. Oczywiście, że chce iść na swoje, ale trzeba być bardzo ostrożnym przy zakupie.

Dała mi opcję, że kupi i wynajmie. Tylko, zaznaczyłam, że musiałaby ubezpieczyć się na miliony w wypadku zachorowania lokatorów. A wiadomo ameryka słynie z absurdalnych pozwów sądowych.

Więc, czekamy.

Szczęśliwy dzień

Nie pamiętam abym kiedykolwiek jakieś mniejsze lub większe problemy miała z powodu 13-go. Zawsze śpiewałam…

Może i z tego właśnie powodu nic złego mi się nie przytrafiało. Podobnie z czarnym kotem, śpiewałam i śpiewam…

Bo jak z taką ilością polskich przesądów dało by się żyć?

Jemioła, zbite lustro, nie witać przez próg, solniczka zawsze przykryta, odpukać w nie malowane, swędząca prawa ręka lub nos, machanie założoną nogą na nogę, gwizdanie w domu, buty na stole itd…żeby to wszystko spamiętać, wstawać z łóżka nie trzeba by było. A tu masz babo placek, wstajesz z łóżka i na lewą nogę, cały dzień na opak. Jeszcze trzeba na karcie kredytowej zliczyć jej numer jak wyjdzie na koncu zero to normalnie, katastrofa, jeśli bez liczenia ostatnia cyfra trafi się zero…to niechybnie bankructwo.

Więc, (nie zaczyna się zdania od „więc” , mam to gdzieś. Kiedy czytam na popularnych stronach … ktoś spadł na pysk, a smutny redaktor miał na myśli pysk finansowy to płakać się chce. Język polski w obecnym czasie sięga rynsztoka z jednej strony, z drugiej zaś, angielszczyzna nas pochłania. Czy polak musi wymądrzać się tym, że zna języki obce? Tak, musi, dla szpanu, zaszokowania? Ale kogo? A więc, opijamy 13-tego i …powrót MM z Meksyku. Wcale, w kapeluszu meksykańskim po ulicach nie paradował, siedział w biurze meksykańskim przed komputerami i wieloma ekranami. Na tę/tą okazję pojechaliśmy do ogromnego sklepu monopolowego. MM nic nie kupił, no dobrze, cocacole daietkę bezkofeinową, resztę ma w domowym barku. Latałam po sklepie ( w szpileczkach oczywiście, leginsach i bluzeczce obcisłej). Amerykańscy panowie nauczeni są czekania na kobietę. Jeśli moje „spacery” między regałami trwały godzinę, usiądzie ten mężczyzna i będzie czekał. Nie trwało godzinę, może z 30 minut. Nie mogłam się zdecydować. Kobieta zmienną jest przecież. Ostatecznie oprócz innych trunków wybrałam, to coś…

Wyprodukowane w USA, więc nie spodziewaj się polko/polaku, że ciebie zadowoli. Ale, wspieram amerykańską gospodarkę, wrzuciłam do wózka sklepowego. Wino miodowe!!! No cóż, kończę butelkę, ani w głowie ani w nogach. Mam nadzieję, że chociaż spać będę długo i smacznie. Wino miodowe kupiłam pierwszy i ostatni raz. Wypatrzyłam wino z Italii z 2012 roku tylko … czerwone, a ja nie przepadam. Mimo to następnym razem kupię. W tym sklepie jest cała alejka poświęcona 10-letnim winom importowanym z Italii.

Więc, (po raz kolejny) wypiłam 750ml wina miodowego. MM po spóbowaniu zaproponował wylanie go do zlewu. Powstrzymałam go, wino słodkie, a co słodkie, ja lubie. 😋

Mija 13-ty maja 2022 roku.

Ogólnie, ten dzień zaliczam do udanych.