Troche lenistwa i dalszy ciąg robót

Z pracy wróciłam z uczuciem jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze. Nie chciało mi się cokolwiek robić w zakresie remontu. Tym bardziej, że wtorek mam wolny, to lenistwo wkradło mi się do głowy tak silnie, że padłam na kanapę w ubraniu i obuwiu, przykryłam się kocykiem, nawet nie wiem kiedy usnęłam. Zbudził mnie odgłos szykującego się MM do pracy. Nawet nie wstałam żeby go pożegnać jak każdego dnia to czynię. Z pozycji leżącej pomachałam mu ręką i zagłębiłam się ponownie w sen.

Obudziłam się po 8 pm, stwierdzając, że przebieram się w remontową odzież i zabieram się do roboty. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Sumiennie bo 3 godziny, pracowałam nad detalami. Jakaż ta robota marudna. Tam doczyścić, tam zaszpachlować, tam domalować i tak tam i tam, zakończyłam prace nad detalami.

Z korytarza zabrałam cały remontowy bajzel, układając na blacie umywalkowym, że jest podwójnie długi to mi się wszystko zmieściło. Na podłodze na korytarzu zostawiłam jedynie listwy podłogowe do ułożenia.

Oj, oj dumna z siebie byłam, że nie zmarnowałam czasu na przewracanie się na kanapie.

Niedzielne prace

Wiem, wiem 7 dnień tygodnia …. ale muszę podgonić prace remontowe. Nie zawsze można pozwolić na odpoczynek. Nie mam za dużo czasu, a detale w remontach są szczególnie ważne i czasochłonne. Mam nadzieję zakończyć dziś łazienkę bez układania podłogi w części umywalkowej.

Wykonałam dużo roboty remontowej ale … nie zapomniałam też o odpoczynku. Nie znaczy, że jak lubię prace fizyczne to trzeba się od razy zabijać.

Nieoczekiwanie dla męża, a oczekiwał, że w pewnym momencie zostawię prace remontowe i do do niego dołączę, zakończyłam prace. Zagłębił się w fotelu i się relaksował, ostatecznie niedziela. Oczywiście dołączyłam, z głowa pełną rozmyślań … co następne… Chciałabym zakończyć prace do sierpnia na nasze wspólne urodziny. Chociaż ludzie w pewnym wieku nie powinni już obchodzić urodzin, ale dlaczego nie. Nie mam planów wyjazdowych związanych z urodzinami, ale fajnie byłoby spędzić czas w domu w którym nie trzeba przeskakiwać nad wiaderkami z farbą i gipsem. Wstać rano i nie wąchać oparów schnącego gipsu i farb. Nie twierdzę, że to jest jakoś specjalnie uciążliwe, ale MM bardzo często coś tam mamrocze pod nosem, że za mało miejsca na przejście korytarzem zostawiam. No ja się mieszczę i taki przesmyk zostawiam, MM jest słusznej postury i nie zawsze ma miejsce na przemieszczenie się, zmieszczenie, prześlizgnięcie. Gdy słyszę te jego niezadowolone stękanie, to lecę na skrzydłach anioła stróża i odsuwam co się da, spod jego nie lekkich stóp. Wprawdzie mówi, że jest OK, w tym momencie jest miły i nie wywołuje we nie diablicy strzelającej piorunami, dobrze że nie wywołuje, ale wiem i oczywiście słyszę jego niezadowolenie. Staram się być pomocna w przemieszczaniu, a po za tym, to mnie nie za bardzo to interesuje. Pracuję za dwoje więc … nabrać powietrza w usta i milczeć, no i właściwie tak robi. Osobiście to mnie też czasami wnerwia ten remontowy bałaganik.

Ale jak zrobić remont bez bałaganu? Gdy w między czasie dopadły mnie problemy zdrowotne i rodzinne, które wyłączyły mnie całkowicie z życia i rozumienia co się wkoło dzieje.

MM po cichaczu zaczął szukać już firmy remontowej, która to by zakończyła MÓJ remoncik. Nie nie byłam jakoś specjalnie niezadowolona lub zła. Stwierdziłam, że to byłby dobry pomysł..,ale troszkę za wcześnie na takie decyzje. Trzeba poczekać na wyniki wszystkich badań. Jeśli jestem chora, to jak najbardziej, ktoś musi dokończyć remont. Jeśli to tylko stres, a z nim związane są te ataki to … chwilę poczekamy i powinnam brać się do roboty.

Stawiałam na zatrucie i stres. Ostatni wynik wydrukowałam dziś wieczorkiem. Wszystko w normie, żadnych zmian od ostatniego badania, a było 6 miesięcy temu.

A więc do roboty i nie marudzić.

Oświetlenia zainstalowane.

W części wannowo-sedesowej

W części umywalkowej

Rzeczywistość

Po wielu zmaganiach i problemach nie tylko zdrowotnych powoli powracam do normalnego życia. Może moje normalne jest nienormalnym dla Ciebie, ale fajnie, że się różnimy. To tworzy ciekawy świat.

Mój świat był i jest bardzo różnorodny. Wszystko w nim było i ciągle jest.

W moim świecie zdarzają się zdarzenia których przenigdy nie przeżyjesz w swoim życiu, w tv oczywiście możesz zobaczyć. Nie na darmo córcia prosi o spisanie przeszłości oraz teraźniejszości. Jakoś nie spieszno mi jest do ślęczenia nad klawiaturą, więc odkładam. Może kiedyś…

Dziś powracam do zdrowej rzeczywistości. Na czym będzie polegać?

Na dokończeniu remontowania łazienki na piętrze. Planowałam podłączyć spłuczkę do wodociągu ale … to będzie 4 podejście MM na kupienie prawidłowego wężyka. No jakoś mu to nie wychodzi, pomimo że dałam mu stary wężyk. Jak on to robi że nie potrafi kupić odpowiedniego …. moim zdaniem ma ten wyjątkowy spryt. Za małe nakrętki, lub z obu stron jednakowe nakrętki lub też za duże albo … po obu stronach metalowe. Nie mogę przykręcić metalowej nakrętki do ceramicznej spłuczki.

Nie spieszno mi z podłączeniem ale jedno byłoby zrobione.

A na moim kuchennym stole dziś o poranku. Miejsce na kubek jeszcze się znalazło.

Wyczyściłam stary silikon wokół wanny i przy sedesie. Wyczyściłam szczeliny alkoholem a jak już alkohol był w użyciu to wymyłam dokładnie płytki na podłodze w łazience.

Uszczelniłam silikonem wszystko co się dało i zużyłam jedno opakowanie. Drugiego nie otwierałam, potrzebuję zasilikonować szparki w futrynie okiennej. Po zdjęciu drewnianych okiennic, odkryłam że majstry/fachmani za bardzo się spieszyli żeby zrobić dokładną robotę.

Pianki nie użyłam, samo powietrze wyleciało. Trzeba zapiankować szparę pod szafkami łazienkowymi. Czy ona zawsze tam była? Możliwe, że zrywając wykładzinę zerwałam kawałek listewki.

Żaden kłopot, potrakuję to pianką i silikonem a na to pójdzie farba. Możliwe, że do wtorku coś innego wymyślę.

Sobotka mija w przyjemnej atmosferze.

Wszystkim życzę miłej niedzieli.

Jest lepiej….

Staram się nie brać środków uspokajających. W tym trudnym okresie najbardziej pomogło mi szydełkowanie i Netflix. W szydełkowaniu nie było postępów. To co zrobiłam od razu prułam. Błąd na błędzie, liczenie oczek sprawiało mi ogromne trudności, nie poddawałam się, zmuszałam siebie do bezmyślnego szydełkowania. MM patrzył na mnie nie odzywając się, nic nie było do powiedzenia, ale był przez ten czas ze mną, chociaż czasam wyartykułował jakiś komentarz, zupełnie niepotrzebnie.

Nie słuchałam, myślami byłam bardzo daleko.

Minęło, co nie znaczy, że wszystko dobrze. Mam nadzieję, na to DOBRZE.

Życie powolutku toczy się dalej, ale remont wstrzymany. Nie było mi do malowania i układania podłogi. Ten i następny tydzień jeszcze będę odpoczywać i leczyć się od stresu. A stres był ogromny. Odsypiałam kilka dni.

Pozdrawiam

Nie będzie mnie jakiś czas

Bezradność która nie wynika z tego że nie potrafisz, ale nie tyle z braku możliwości co systemu, jest najgorsza co ciebie może spotkać. Można byłoby coś zrobić, ale system nie pozwala. W oczach systemu jesteśmy niczym.

Teraz wiem czym jest bezduszność ludzka i do czego prowadzi.

HIDA i nie jest to

imię nadane dziewczynce. Mogło by być, brzmi ciekawie. Kiedy dostałam skierowanie na to badanie, nie wiedziałam na czym będzie polegać. Nie sprawdzałam w internecie, w zasadzie mnie to nie interesowało.

Leżałam 2 godziny pod maszyną. Przed położeniem się wstrzykneli w żyłę kontrast. Kegłam na to łóżko a maszyna najechała na mnie z góry. Doktor przesunął trichę monitor bliżej mojej głowy abym mogła obserwować pracę swoich narządów. Po godzinie dano mi do picua jogurt. Obraz na monitirze się zmienił, wyraźniejsze były moje organy, mogłam obserwować ruch jelit. Leżałam w bezruchu a wnętrzności pracowały.

Wyniki? Zdrowa! Wszystko prawidłowo funkcjonuje.

A jednak nie do końca. Bo ponownie miałam atak.

Szukamy dalej co mi dolega.

Gofry i inne prace

Wczoraj miałam bardzo luźny dzień. Wstałam wprawdzie wcześnie ale w zasadzie nic pożytecznego nie robiłam. Ewidentny brak chęci, mobilizacji i organizacji. Wszystkie plany zostały na etapie planowania i nie w początkowej fazie ich realizacji.

Trudno stwierdzić, że dzień stracony. Przeżyty, więc już sukces.

 „Cel to nic innego, jak marzenie z terminem realizacji.”
Joe L.Griffith

Moim dzisiejszym celem było pomalowanie sufitu w łazience.

Zanim się za ten cel zabrałam, wykonałam tysiące innych małych prac. Możliwe, że chciałam odwlec prace malarskie w czasie.

Ostatecznie pomalowałam. Malowanie sufitu nie jest najlżejszą pracą. Cały czas trzeba trzymać głowę do góry.

Po części wannowej zrobiłam przerwę na tel rozmowy z wujkiem. Oczywiście wujek odwiedził swoją siostrę, a moją mamusię. Z jego ralacji: mamusia trzyma się dobrze. Nawet nie używa pampersów jak to było w ubiegłym roku. Odległość z pokoju do łazienki pokonuje przy pomocy specjalnej balustrady. Ludzi poznaje, ale potrzebuje trochę czasu aby rozpoznać twarz. Trzeba pamiętać, że wzrok już miała słabiutki kilka lat temu.

Wujek powiedział abym dbała o siebie a moja Mama ma się dobrze i krzywda jej się nie dzieje.

Pocieszające są dobre wiadomości.

Następnie podzwoniłam po urzędach miejskich i wojewódzkich. Podatki w Polsce też trzeba płacić.

Koleżanka z Kanady zadzwoniła, też troszkę porozmawiałyśmy.

Czas szybko zleciał.

Około 5pm rozpoczęłam malowanie sufitu w drugiej części łazienki.


Dostarczono gofrownicę. Z informacji na stronie internetowej gofrownica powinna mieć 1250 wat a tak na prawdę ma jedynie 1000.

Najnormalniejsze oszustwo. Aby zbyć towar sprzedawca wszystko zrobi począwszy od podania nierzetelnych informacji o towarze do sprzedania podróbek.

Upiekłam chrupiące gofry w nowej gofrownicy. Pychotka.

1000wat w zupełności wystarcza a nawet i za dużo.


Podlałam po raz drugi w tym roku rabatki kwiatowe. I jak to u mnie często się zdarza, z rozpędu wydmuchałam liście po obu stronach podjazdu aż w dół ulicy.

Zatrzymałam się z sąsiadami po przeciwnej stronie ulicy na pogaduszki.

Gdy księżyc pokazał się formie rogalika to uwieczniłam go na zdjęciu.

Dobranoc 🌜

Poszukuję przepisu na chrupiące gofry

Dosłownie tydzień temu kupiłam na amazonie gofrownicę.

Jestem amazonowa, kupuję prawie wszystko na amazonie, zakupy łatwe, dostarczone pod drzwi. Jeśli coś nie odpowiada jedziemy do punktu w sklepie ze „zdrową żywnością”, który obecnie jest własnością Amazona. Najczęściej kupuję tam, kasze, mąkę ziemniaczaną i czasami chlebek. Ceny z kosmosu a tak samo się psują jak z innych spożywczaków.

Gofrownica mini stała i czekała na dzień chrztu. Marudziłam z tym troszkę, a to przepisu perfekcyjnego na gofry nie mam, nie jestem głodna, kto będzie zmywać naczyńka i łopatki po tym cieście, jednego gofra przecież nie upiekę…..

Przemyłam, wyczyściłam z maszynowych smarów. Pierwsze włączenie czyszcząco-osuszające.

I do dzieła.

Jesli gofrownica mini to czego można się spodziewać? Watt nie wsadzą 1600 bo ta moc nie tylko spali gofra w tej gofrownicy ale i ją samą. Malutkie z ogromną mocą to może być tylko petarda.

Pewnie że się upiekły, ale blade, a zarumienienie to trzeba szukać pod mikroskopem. W smaku jak mniejszy i grubszy naleśnik.

Ponownie wyszyściłam, osuszyłam, włożyłam do pudełka i pojedzie w drogę powrotną.

Ale….już mam w koszyku amazona, większą i 1250watt. Gofrownica na 4 kwadratowe gofry.

Tylko mam prośbę.

Panie i panowie, potrzebuję przepisu (wypróbowanego) na chrupiące gofry.

Proszę, podzielić się przepisem. 😊

Zmiana czasu

Powinno

być 7:17am

ale jest 8:17am

Godzina mi uciekła.

Czy takie przestawianie zegarków na siłę i ta ingerencja w przyspieszanie i zwalnianie czasu jest dobra?

Kiedyś … może, oszczędność energii.

Globalna porodukcja przeniosła się do Chin, więc co my oszczędzamy?


Słońce już zagląda do sypialni….


Wolna sobota

Premie powinni dać pogodynce, trafił/a w 10 tkę. Padało i lało całą noc, a zaczęło się wczoraj po południu.

Wczoraj wieczorem ugotowałam rosołek z kurczaka. Moi dwaj panowie coś zaczęli niedomagać. Starszy zmobilizował się i do pracy pojechał, młodszy bez mobilizacji bo w wojsku nie był, powrócił do łóżka ledwo ruszając nogami.

A dziś…..

ręka do góry, kto w tym domu naj… naj …naj✋🏼

Jak naj … i ręka w górze, to powróciłam z rana szybko do łóżka, a co będę się od rana wychylać.

Zdążę pomalować łazienkę.

Zamiast łazienki, wyszłam na podwórze. Ziemia mokrusieńka, zdecydowałam wysadzić resztę cebulek tilipanów. Niektóre już niestety nie nadawały się do zakopania w ziemi. Wyschły.

Jednak przed południem zdecydowałam się na pomalowanie sufitów. Przebrałam się w robocze ubranie. Okazało się że nie mam czystej kuwety do farby. Tę co używałam należy wymyć i napotkalam trudności związane z wężem ogrodowym. Żadnych narzędzi po robotach remontowych nie wolno myć w domu pod zlewem. Rury są za wąskie, nie wolno ryzykować, koszty hydraulików są bardzo wysokie.

Pojechaliśmy z MM po zakupy i przy okazji przysiedliśmy w „swojej” kafejce. Zagadaliśmy się, czas szybko zleciał, pociemniało, do sklepu nie zdążyliśmy, zamknęli.

Tak, że z prac remontowych nic nie wyszło ale spędziliśmy milutko czas we dwoje.

Sobotka zakończyła się wichurą.

Dachów nie zrywało ale w gałęziach groźnie szumiało.

Życzę milusiej niedzielki. ❤️❤️🌷

Dzień Kobiet

Lubiłam, lubię i będę lubić ten jakże piękny i jedyny w swoim rodzaju dzień.

Pamiętam jak był bojkotowany przez kobiety. Domagały się, aby każdy dzień był „dniem kobiet”. Chciały dostawać kwiaty nie tylko tego jednego dni. Nie lubiły kwiatów pracowych i wyrzucały je do kosza. Pończochy czy rajstopy ich nie cieszyły, chciały więcej … uznania i szacunku….na każdy dzień.

Następne Dzień Kobiet były skromniejsze i wydatki na dzień kobiet w zakładach pracy zostały wykreślone z planowanych na następne lata.

Nie chciały komunistycznego święta to nie miały żadnego.

Cieszyłam się na ten dzień i w tym dniu. Sama składałam panim życzenia a dla mamusi dawało się kwiatki prosto z ogródka.

Teraz powoli w Polsce powraca „Dzień Kobiet” tylko… nigdy już nie będzie taki jak kiedyś.

Mimo, że Dzień kobiet powstał wiele wiele lat temu, w USA, nie obchodzi się go tutaj.

Dziś podjadę do sklepu i kupię sobie piękne kwiatuszki. Nie, nie jestem i nie będę zawiedziona.

Od zawsze lubię sobie kupować kwiatki i siebie nimi obdarowywać.

Jestem dla siebie najważniejsza.



Niestety ale nie mogłam się oderwać od robót remontowych.

Położyłam pierwszą kryjącą warstwę. Jutro będę malować kolorem.

Ciutkę umazana nie chciałam jechać po kwiatki.

Poprosiłam MMa czy może podjechać i kupić mi kwiatki.

Pojechał i przywiózł.

Jak nie być szczęśliwą?❤️

Spokojne i miłe rozpoczęcie nowego życia

Nie trudno było odnaleźć dom w którym cieszą się z narodzin dzidziusia.

Ustawiony transparent z oddali był widoczny. Takie powitanie mi się bardzo podoba. Nie było tradycyjnie balonów przypiętych do skrzynki pocztowej, ale ten napis był wystarczający.

W progu powitał nas gospodarz domu, oczywiście od ucha do ucha uśmiechnięty, a oczy promieniały szczęściem. Dziadek ( ojciec Michaela) kangurował maleństwo. Podeszłam nie za blisko aby na niemowlaczka nie chuchać i nie za daleko, bo przecież ciekawości zabić w sobie nie mogłam. Piękny niemowlaczek i podobny do tatusia.

Poprzytulałam Michaela. Gdyby był pawiem, rozpostarł by swoje pięknie lśniące pióra i dumnie przechodził się serwując popołudniową kawę.

Naszą biesiadę przerwał dzwonek do drzwi. To był sąsiad z prezentami od siebie i sąsiada obok jego domu. Jak dowiedziałyśmy się, wczoraj również inni sąsiedzi odwiedzali ich, wręczając prezenty. Miłe zdarzenie.

Dzidziuś spokojniutko spał, a ja jeszcze uściskałam Kelly, żonę Michaela. Nad wyraz delikatna i skronma osóbka. Michael tak cieszył się z przyjścia na świat drugiego syna, że nawet nie powiedzial nam wcześniej, że żona miała cesarkę. Właściwie ta wiadomość nic nie zmienia, ale dobrze wiedzieć, że jest nas więcej. Dzidziuś urodził się zdrowy, jest zdrowy i to się liczy.

Życząc młodym rodzicom dużo zdrowia i radosnych chwil w gronie rodziny, bo jest ich teraz więcej niż dwoje, pożegnałyśmy z koleżanką gospodarzy i za razem rodziców maleństwa.

Początkowo miałyśmy jeszcze zatrzymać się gdzieś na coś słodkiego, ale na prawdę miałyśmy wystarczająco miłych wrażeń.

Aby chłopczyk żył w zdrowiu i szczęściu, a jak przyjdzie okres buntu młodzieńczego, żeby dał tatusiowi do wiwatu, aby nie zapomniał, że jest tatusiem.😆

Początek Nowego Życia

Jaki będzie nikt nie przewidzi. Można jedynie przypuszczać, że dzidziuś będzie miał dobre i ciekawe życie.

Koledze z pracy urodził się dzidziuś. Pierwszy chłopczyk skończył już 2 latka. Tata jemu nieba uchyla. A kolega ma miłości w sercu bardzo dużo. Z mamą, ale nie żoną, rozstał się bardzo szybko. Przeżył dramat ale syna zabierał na każde weekendy. Kobieta narobiła sobie dzieci całą trójkę, każde dziecko od innego mężczyzny i stara się żyć z alimentów na dzieci.

Kolega poznał przez internet obecną żonę. ( ja obecnego męża rownież poznałam przez internet ale to były inne czasy bo ponad 20 lat temu)

Teraz mają dzidziusia. Jutro jadę z koleżanką, po pracy, odwiedzić dzidziusia.

Bardzo cieszę się na to spotkanie. Dobry, miły i pomocny facet z Michaela. Trzymamy kciuki aby mu się tym razem powiodło.

Jak widać różnie ludzim się układa. Kiedy kupowal dom był pełen nadziei, że będzie miał rodzinę. Ale jego marzenia to była bańka mydlana. Bardzo przeżył kiedy kobieta robiła mu problemy odnośnie widzenia syna. Teraz jest podobno dobrze.

Cieszymy się w pracy, że nareszcie założył rodzinę.

Jest dobrym człowiekiem i powinno mu się udać i ułożyć to życie.


Relaksuję się przy robótkach szydełkowych. Namęczyłam się troszkę z przerysowywaniem 352 +3 oczek na papier w kratkę. Drugi rząd przerysowałam do połowy. Druga połowa taka sama, ale muszę mieć to na papierze w kratkę. Tak jak wspominałam, za trudny wzór wzięłam na robótki ręczne. Ostatni raz trzymałam szydełko w ręku, może 6-7 lat temu.

Wtedy to było moje jedyne zajęcie. Choroba nie pozwoliła na wiele.

Powiem, że idzie mi nie najgorzej. Jeśli się gdzieś pomylę, serwetka nie idzie na wystawę, więc wstydu nie będzie. 🤭🤭🤭🤭🤭

W wirze prac remontowych, straciłam pamięć….🌷🍷😂

Dziś dokończyłam szlifowanie ścian w łazience, pomyłam ściany i zerwałam wykładzinę w pierwszej części łazienki.

To w zasadzie był koniec na dziś i aż do piątku. Trzy dni mam pracowe zawodowo, więc nic szczególnego nie powinno się wydarzyć.

Zdrowie dopisuje ale nie spożywam nic ciężko strawnego. Słodycze odstawione, moje winko również.


Schemat serwetki muszę przerysować na większy papier, to co mam, to moje okulary nie ogarniają.


Jak można zapomnieć o rocznicy ślubu?

Widocznie można!!! Zapomieliśmy, a że to 19-ta to jakby była nieważna.

Pomimo tego, że mało ważna zrobiłam MMowi szybki striptis i poleciałam pod prysznic. Dziś dokończyłam szlifowanie, bo zakurzona od stóp do czubka głowy.

Jestem zadowolona z moich wszelkich działań.

Bezsenność, bezgraniczność, bezsens

Jakoś mi się nie śpi. Po 2 w nocy się obudziłam, gotowa do działania. Przecież niedziela, powinnam przebudzić się po 9am. Ale nie, co ten mój organizm wymyśla to na prawdę nie wiem. Jak się z nim zaprzyjaźnić, aby był bardziej łaskawczy, koleżeński, bardziej uległy, no i posłuszny.

Zrezygnowałam lub …wstrzymałam się przed spożywaniem niektórych produktów. Nie ukrywając, słodyczy. Waga lekko spada. Jakby miała z czego, ale jednak spadła. Lampkę wina zastąpiłam kubkiem herbaty owocowej. Więcej owoców jest w moim niepisanym jadłospisie. A jednak, coś jest nie prawidłowego, jeśli budzę się o 2am.

4:38 am oczy szeroko otwarte.


A jednak bezsenna noc.

Zmusiła mnie do zastanowienia.

Jak jestem postrzegana z kosmosu?

Malusieńki, niedostrzegalny punkcik. Nic nieznaczący punkcik. Nawet jak się poruszę nie zmienię ruchu powietrza na tyle aby być zauważoną. Jednym słowem, jednostką materialną biorącą udział w tworzeniu czegoś zbytecznego. Kosmos będzie istnieć bezemnie.

Kim jestem dla wszechświata?

W tej chwili, tam gdzie panuje pora nocna, jestem jedna z licznych osób przewracających się na łóżku w ciemnościach swojej sypialni. Niezauważalnych z wyższych partii nieba.

Tu na ziemi możemy znaczyć wiele, ale niestety globalnie nic nie robimy ( jako ludzkość tylko bałagan) i nic nie znaczymy.

Wszystko co robimy, robimy dla zaspokojenia swoich potrzeb.


6:41am

Jeszcze trochę i pobiegnę do kuchni na kawę. Po co się mordować?


cdn….…………..

Zrobiłam przerwę.

Przesadzam kwiaty doniczkowe. Nie mam ich wiele. W lecie chodzi chłodzenie w domu króre nie sprzyja roślinkom a na zewnątrz ukrop i deszcze.

Jedne giną, kupuję następne.


Przyniosłam skrzyneczkę z nićmi i sznurkami. Sznurki zostawię w spokoju może kiedyś do nich wrócę ale …. zaczęłam robić serwetkę elipsową. Na początku zaczęłam robić łańcuszek o 352 oczkach.

Co dalej? Też chciałabym wiedzieć

A jeśli się pomylę, toż to dużo tych oczek.

Spinkami zaznaczam każde 20 oczek.

Za trudny wzór wzięłam do przerobienia ale … muszę to rozgryźć.

Będę miała dobry relaksik, albo drogę przez mękę.

Oj wiem, porywam się z motyką na księżyc, jak nie wyjdzie to będę pruć.

Ale nie tak szybko zacznę, skończę koło zimy. Hahaha jeśli skończę.

Grunt to dobry plan a wykonanie już nie koniecznie może być dobre.

Deszczowa sobota

Otworzyłam drzwi do remontowanej łazienki. Nie spodziwałam się, że ktoś ukończył jej remont. Tym ktosiem mogę być tylko ja.

No cóż, w między czasie (gdy chorowałam) MM porozkręcał moją szlifierkę kątową, w chwili obecnej, narzędzi do pracy brak. Po kiego licha to zrobił to tylko kosmos może odpowiedzieć. Nie mam wszystkich części aby ją skręcić do stanu używalności.

A więc z prac remontowych na dziś to wszystko. Mogłabym pomyć ściany w remontowanej łazience, z kurzu wcześniejszego szlifowania ścian, ale to będzie bezsens, jeśli muszę kąty szlifować.

Poczekam na MMa aż zjawi się w domu i skręci szlifierkę. Gdybym znalazła brakujące części….ale nie znalazłam…


W takim razie dziś będzie bardziej kuchennie i wypoczynkowo.


6:53 PM

Znalazłam części do szlifierki i zanim MM przyjechał z zakupów, szlifierka była skręcona. Tylko, że do brudnej kurzowej pracy nie było mi spieszno.

Ugotowałam, barszcz NIEukraiński bo dodałam pieczarek. Pieczarki kroiłam na 4 części. Pychotka.

Upiekłam bułeczki z serem białym który sama zrobiłam. Od wczoraj czekał na spożycie. Pychotka.

Zrobiłam też sałatkę jarzynową. O tak z rozpędu. Pychotka.

Życie jest piękne!!!!❤️🌷🤣

Marzec

Rozpczął się na mokro. Do pracy jechałam w ulewie. Byli śmiałkowie którzy przy bardzo złej widoczności jechali 100km/h. To było niebezpieczne, nie ryzykowałam. Niektóre samochody miały włączone światła awaryjne a inne jeden z dwóch kierunkowskazów.

Spokojnie i bez żadnych zrywów dojechałam do pracy. Zabezpieczyłam się w kalosze i obuwie wzięłam sobie na zmianę.

Mokre nogi to zapraszanie kataru.

Wieczorkiem upiekłam biszkop z jabłkami. Nawet nie wiem czy dobry. Jakoś nie miałam ochoty na spróbowanie.

Samopoczucie bardzo dobre. Ale czasami jakoś dziwnie się czuje. Mam nadzieję, że wszystko się ustabilizuje.

Z duszą na ramieniu

Wzięłam dziś na wizytę lekarską ze sobą MMa do towarzystwa. Bardzo martwił się o mnie, należą mu się informacje o moim stanie zdrowia, w pierwszej kolejności. Za razem potrzebuję tłumacza określeń medycznych. Tłumaczył z angielskiego medycznego na angielski prosty.

Jako nowy pacjent dostałam ipada z wyświetlonymi formularzami do wypełnienia. Doszłam do numeru telefonu i …. blokada. W dół, górę ani na boki nie chciało to ruszyć.

Pani z recepcji wręczyła mi formularze w papierowej postaci. Na papierze doszłam do objawów wyszczególnionych w trzech kolumnach, napisanych minimalną trzcionką. Nie wiedziałam, że można aż tak bardzo chorować. Z ponad 60ciu objawów zaznaczyłam, kilka, chyba 5. Z czego nasuwa się jeden wniosek.

Nie jestem aż tak bardzo chora. Przynajmniej tak myślałam, kalkulowałam.

Po jakimś czasie oczekiwania przyszła lekarka. Opowiedziałam o mojej sytuacji zdrowotnej. Opuściła gabinet aby sięgnąć do wszystkich badań i zdjęć jakie mi zrobiono na pogotowiu.

Trwało to 5-8 minut. Nie byłam badana, dotykana, kładziona na kozetkę.

Klarownie przedstawiła moją sytuację, na podstawie wszystkich dostępnych i zrobionych testów, wyników badań i zdjęćRTG oraz USG

W ciągu ostatnich 2 tyg pobrano mi morze krwi ( tak na marginesie).

Specjalista stwierdził (kobieta), że nie ulega wątpliwości mam podrażnione dwa organy, żołądek i woreczek żółciowy. Wyniki badań laboratoryjnych jak też USG nie wskazują na istnienie cysts, guzów, kamieni lub piasku. Bóle jakie w tej chwili odczuwam są skutkiem podrażnienia. Nic po za tym. To co mi się przytrafiło przypisuje delikatności moich organów i mojej osobie, ponieważ ma także opinię rodzinnego lekarza. Moja recepta jest już w aptece. Lekarstwo przyjmować do momentu ustąpienia najmniejszego bólu. Za miesiąc przychodnia skontakuje się ze mną i jeśli będzie potrzebna pomoc specjalistyczna, wyznaczona będzie data wizyty. Jeśli coś złego by się działo mam dzwonić i ustalić wizytę lub po pogotowie.

To była wizyta lekarska przeprowadzona na najwyższym poziomie profesjonalizmu.


Dwa dni temu byłam u lekarza, wizyta mniej niż profesjonalna. Lekarz nie miał wglądu do moich zdjęć RTG oraz USG. Nie zadbał aby je pobrać z EMR. Miałam tylko wypisy papierowe z Urgent i EMR. Łypnął jednym okiem, pomacał i pougniatał mnie. Ugniatanie doprowadziło do tego, że zaczęło mnie boleć w ugniatanych miejscach.

Stwierdził, że trzeba wyciąć woreczek żółciowy. A tak wogóle stwierdzono …. że mam szczęście, że żyję.

To było pierwsza nieprofesjonalna informacja.

Druga – że matka lekarza zmarła mając tę samą przypadłość. Kamienie zablokowały coś tam….

Lekarz nie zastanowił się ani chwili, jak może zareagować pacjent po usłyszeniu….

Krystyna masz szczęście, że żyjesz.

Przekazanie takiej wiadomości pacjentowi, było extrymalnie nieodpowiedzialne. Jestem bardzo silną kobietą, a jednak mnie w pewnym stopniu załamało. A co by się stało gdyby tę wiadomość otrzymał inny pacjent. W najlepszym wypadku depresja, w najgorszym samobójstwo. Po co żyć, jeśli już odebrano w pewnym sensie, życie.

W tamtym dniu,

po powrocie od lekarza, przeleżałam w łóżku. Bałam się jeść, pić, a w ogóle oddychać. To nie o to chodziło, że umrę. Chodziło o to, że zostawię moje dzieci i MMa. Że oni będą bardzo cierpieć i tęsknić. I nie mogłabym im czegoś takiego, jak moja śmierć sprezentować. Jeszcze nie teraz. Podłoga na piętrze nie dokończona. Łazienka gościnna gotowa do malowania, a ja co? Umieram?.

Kupiłam wiele kłączy i cebulek kwiatów, trzeba posadzić/ zakopać w ziemię. Dom w Polsce sprzedać. A ja co? Szykuję się umierać. Nie mogę moich najbliższych zostawić z tym wszystkim!!!! Mojej córci ślub w maju następnego roku. Syn wychodzi na prostą. Nie być z nimi w tak pięknych dla nich dniach? A co z wnukami? Nigdy babci Krysi nie poznają? Snułam się po domu w pidżamie i szlafroku. Bałam się, że za chwilę może być znowu ten moment, który jelita chce wypluć. EMR na wypisie polecał specjalistę, MM zadzwonił, najbliższy termin kwiecień.

Do kwietnia to ja mogę się z tego świata zwinąć – myślałam. Wertowałam internet, nie poddawałam się, nie możliwym dla mnie było, że nie ma wcześniejszego niż w kwietniu wolnego terminu w żadnej przychodni.

Chyba tylko Boziunia mi pomogła, wszystkie terminy zajęte, a czwartek na 9am był wolny. Ten czwartek (to znaczy dziś) na 9am jakby czekał tylko na mnie. Przez internet zabookowałam.

W środę rano jeszcze przed wyjazdem do pracy poprosiłam MMa, aby potwierdził wizytę. Zawsze uważam, że jeśli coś jest bookowane przez internet, należy potwierdzić telefonicznie. Niby techologia gna do przodu, ale w tych sprawach nigdy nie wiadomo co może się przydażyć.

Tak, tak pojechałam do pracy. To był dzień bardziej towarzyski niż roboczy.

Dziś czwartek.

Po orzeczeniu lekarskim, że to jest podrażnienie moich dwóch organów, pojechałam na 2 godzinki do pracy.

W celach plotkarskich. 🤣


A teraz będzie wisienka na torcie.

Któregoś dnia, kupiłam marchewkę, taką zdrową i ogromną. Gotowałam kapuśniak.

Jedną marchewkę kroiłam, drugą chrupałam. A że marchewka była słodziutka i wiellka, zjadłam 3 sztuki na oko 1kg a może i więcej.

Po pierwszym rozstroju żołądka, MM zignorował moje informacje o marchewce. Po drugim rozstroju żołądka już w samochodzie, też zignorował. Mimo że widział dużo marchewki na obrzyganym żakiecie, leginsach i w samochodzie.

Lekarz z Urgenta zlekceważyła marchewkę. EMR zignorowali marchewkę. Następny lekarz ( środa) marchewka została zignorowana.

Dzisiejszy specjalista…możesz jeść marchewkę lecz w mniejszych ilościach…

Wiedziałam, że marchewka jest winowajcą, ale nie mogłam zrozumieć jak można od niej aż tak zachorować.

Ciśnienie krwi skakało z powodu uszkodzenia dwóch organów.


Wracając z pracy.

Głośniki na full.

Śpiewy na całe gardło

Na liczniku 130km/h


Będę stosować delikatną dietę, aby nie przeciążać żołądka i woreczka żółciowego.

Będę zdrowa tylko muszę mniej żreć jednego produktu w jednym i tym samym momencie.

Odstęp czasowy bardzo wskazany.

Samopoczucie dobre,

w zasadzie nic nie bolało przez cały dzień. Mam na siebie uważać.

Więc, uważam. Ustawiłam alarm SOS ( miałam wyłączony do tej pory) który uruchomiany jest poprzez (są opcje) naciśnięcie przycisku z boku iphona. Po zadzwonieniu/ naciśnieciu i zgłoszeniu operatora, EMR automatycznie widzi moje wszystkie niezbędne dane. Uzupełniłam też, moje przebyte choroby, obecne problemy medyczne, przyjmowane leki i kontakty w razie ….

Gdyby coś mi się działo EMR będzie posiadać także moją lokalizację.

Ustawienia zakończone i …. wskoczyłam pod prysznic, a po nim poczułam się jakoś źle.

Noc i jestem sama w domu, możliwe że to stan paniki.

Poodychałam głęboko, przeszło. Jak nigdy przedtem, nie lubię być sama.

Normalnie się boję. Ja herod baba, nie zniszczalna, łamię się. A dlaczego? Boję się bólu. Normalnie boję się bólu. Już przeżywałam ból. Jeśli trochę boli to ok, ale są bóle, nie do wytrzymania.

Boję się ataku, z którego mogę już nie powrócić do żyjących. A jeszcze tyle mam do zrobienia.

Jutro mam wizytę u specjalisty.

wolno mijający czas

Do pracy chodziłam w kratkę. W domu nawet nie zaglądałam do laptopa. Nie miałam siły na pisanie nawet na blogu. Prace remontowe są wstrzymane. Czekam na lepsze dni.

To nie był dobry czas dla mnie. Powolutku wracam do zdrowia. Kiedy jestem w domku to nakładam cieplutkie ubranko lub nawet się nie przebieram tylko odpoczywam w łóżeczku. Nawet nie czytam, nie oglądam żadnych filmów na ipadzie, leżę i właściwie nie myślę. Nie mam żadnych myśli. Ale sny mam tragiczne, nawet nie straszne lecz tragiczne, smutne, bez zakończenia. Spadam w przepaść ale to spadanie nagle się urywa, uciekam nagle ucieczka się urywa, jadę pociągiem donikąd i też to się urywa.

Nasze życie też tak nagle się urywa.

Snów nawet nie analizuję, bo maja jakiś przekaz ale wolę o tym nie myśleć. Większość snów mam proroczych. Wstaję i wiem co będzie, względnie się domyślam. Dlatego staram się o tym nie myśleć, bo można zwariować.

co ma być to będzie…

Już w poniedziałek 6.02 czułam się nie najlepiej. Coś zapowiadało, że nie będzie dobrze. Jednak do pracy poszłam, bo nie byłam jeszcze na tyle chora aby leżeć w łóżku. W zasadzie i nic nie ciągnęło do tego łóżka. Ale po powrocie z pracy, położyłam się do łóżka, już nie wstałam. Wykonałam telefon, że mnie jutro nie będzie i nie wiem kiedy się pojawię. Ciśnienie skakało w górę i w dół. Powinnam wezwać pogotowie (z zalecenia lekarza) ale jeszcze ratowałam się słodyczami i kawą. Po dosłownie 2 minutach ciśnienie dolne i górne leciało niebezpiecznie w górę. Całe ciało bolało już nie mówię o bólu głowy, szyi, brzucha, kręgosłupa, nóg ….. Ciśnienie sobie, a bóle sobie, jakby były dwa osobne ciała. Piłam wodę. Usnęłam po silnej dawce przeciwbólowych. O godzinie 3 rano zerwałam się i biegiem do łazienki. Wymioty nie pozwoliły mi usnąć do godziny 6 rano.

7.02

Ciśnienie w dalszym ciągu nienormalne. Z łózka już nie wychodziłam. MM zadzwonił do lekarki rodzinnej, która kazała wzywać pogotowie albo wieźć mnie na pogotowie. Ale wiadomo MM przestraszony, więc chyba trochę więcej powiedział niż było faktycznie. Przespałam do południa. Zdecydowałam na wyjazd do lecznicy. Tylko już nie mogłam chodzić. Przestraszyłam się, zawroty głowy, a nogi nie chciały mnie utrzymać więc upadłam na kolana, a z kolan położyłam się na podłogę. Chyba nie było takiej części ciała aby mnie nie bolała. MM nie potrafił mi pomóc, po pierwsze był w panice, drugie nie pozwalałam się dotknąć bo wszystko bolało.

Jakoś zmobilizowałam się i chwiejnym krokiem przy pomocy MMa zeszliśmy do garażu. Jazda samochodem doprowadziła mnie do takich wymiotów, że nawet chyba z każdego zakamarka żołądka i jelita wszystko wydaliłam. Najgorsze było to, że organizm chciał wydalić i moje jelita. Brak jakiejkolwiek kontroli i świadomość, że dzieje się coś niedobrego, płakałam z bólu i bezradności. Obrzygana i mokra nie tylko z wymiotów, ale się zsikałam, dojechaliśmy do lekarza. No co pobadali, posłuchali. Jechać na pogotowie. Zanim na pogotowie poprosiłam MMa …do domu, do domu bo jestem cała mokra, zziębnięta…i…śmierdząca.

Gdy wróciliśmy do domu poczułam się na tyle dobrze, że mogłam wziąć prysznic. Po prysznicu wsunęłam się do łózka i tak usnęłam.

8.02

Samopoczucie było dobre ale do pracy nie pojechałam. Ciśnienie skakało, ale niebezpieczeństwa nie było, wszelkie bóle ustały. Ale w zasadzie to w nocy nie spałam, kontrolowałam ciśnienie bo zaczęło ponownie skakać no i ból z tyłu głowy się nasilił. W sumie przespałam 3 godzinki a z rana postanowiłam, że pojadę do pracy.

9.02

W pracy kilka razy mierzyłam ciśnienie i nie było tak źle. Zajęta sprawami nie miałam czasu myśleć o samopoczuciu. Po powrocie do domu, poczułam dziwny ucisk w klatce piersiowej. Jeden czy dwa razy to i za chwilę zapomniałam. Momentami był zawrót głowy. Bagatelizowałam, bo przecież mógł to być nerwoból, tylko wciąż mnie coś niepokoiło. Ciśnienie skoczyło już do sufitu, zawroty głowy i ogólnie samopoczucie tragiczne, no i osłabienie. Klatkę piersiową uciskał wielki kamień.

Wiem przecież jak wzywać pomocy. Wystukujesz numer i czekasz, aż ktoś po drugiej stronie się odezwie. Syn już był przy mnie, kontrolował co robię i co mówię. Powolutku mówiłam bo jakoś tak nie udawało mi się szybko mówić, jakoś język spowolniał. Zanim skończyłam udzielanie informacji i przyjęciu 4 Aspiryn, które przed połknięciem musiałam pogryźć, już na podjeździe było pogotowie. Na ulicy straż pożarna. Kto był bliżej ten jechał. Przyjechali omalże jednocześnie.

Anioły w kitlach medycznych

Obsługa medyczna w ilości 3 przystojniaków z karetki pogotowia i 2 strażaków w mundurach strażacki i hełmach na głowie. Panowie delikatni w rozmowie i przy badaniu, nikt nie popędzał nikt nie zmuszał do niczego. Zostałam podpięta do masy kabli. 4 aspiryny zaczęły bardzo szybko działać i poczułam się na tyle dobrze, że zaczęłam zastanawiać się czy w ogóle warto mnie gdziekolwiek zabierać. Ciśnienie było jeszcze bardzo wysokie i nie opadło jeszcze na bezpieczny poziom. Spytałam najwyższego wzrostem ratownika, przystojnego jak diabli co mi radzi. Radziłbym jechać.. powiedział…..na pogotowiu zrobią wszelkie prześwietlenia i badania…wykluczą lub coś znajdą ale to będzie zrobione w jednym miejscu, bezpiecznym miejscu gdyby coś ponownie się zaczęło dziać. Bo przecież ta sytuacja jest od kilku dni i to nie znaczy, że nie będzie nawrotu.

Powiem Ci…lubię Ciebie i pojadę z Tobą ..odpowiedziałam a On pokazał rząd pięknych zębów w uśmiechu od ucha do ucha.

Chcieli mnie najpierw położyć na nosze, później na specjalne krzesło ale zdecydowałam, że z ich pomocą zejdę o własnych siłach po schodach do karetki. W asyście pięciu przystojniaków ożywiłam się. Tacy przystojni, że zakołysałam się na swoich nogach, musieli mnie mocniej podtrzymać. W karetce pożartowałam jeszcze z najprzystojniejszym z zespołu. Mało, że przystojny to głos niebiańsko delikatny i usposobienie delikatne. Pozostali również byli cudowni.

Podczas jazdy, miałam uzgodniony pokój do którego mają mnie dostarczyć.

W pokoju 26 czekały na mnie 3 pielęgniarki. Zostałam przeniesiona z jednego łózka na drugie i przypięta zostałam do innych szpitalnych kabli.

Pielęgniarki sympatyczne, każda miała swoje zadanie do wykonania. Wszelkie prześwietlenia i USG zostały zrobione bez przetransportowywania mnie. Maszyny do mnie przyjeżdżały. A pielęgniarki je obsługujące to prawdziwe anioły w kitlach. Pani doktor również sympatyczna. Wyjaśniła mój stan zdrowia. Czekając na badania usnęłam, a nade mną czuwała moja córcia, która przyjechała, porzucając spotkanie w restauracji. Synek został w domu, MM został poinformowany ale nie mógł porzucić stanowiska pracy.

Sobota, niedziela i poniedziałek 10,11,12 luty odpoczywałam i leczyłam się przepisanymi lekarstwami.

Mam na siebie uważać, zero stresu, tabletki na ciśnienie przyjmować każdego dnia rano i wieczorem, dieta bez cukrowa, bez tłuszczowa. Kardiolog ponownie się kłania.

Z dietą się zgadam ale .. ta bez cukrowa mnie bardzo niepokoi.

Do domu wróciłam 10.02 w sobotę po 1 w nocy. MM czekał zmartwiony przepraszając, że nie mógł być przy mnie. Syn też jeszcze był.

Żyć jeszcze będę

Co zrobić aby jeździć dobrym samochodem

Dziś pracowałam z domu i w domu.

W dalszym ciągu szpachlowałam łazienkę. Częste przerwy nie sprzyjały pracy szpachlarza. Szpachlówka wysychała i trzeba było od nowa myć szpachelki i rynienkę. A mycie odbywało się w wielkim wiadrze, ponieważ w zlewie lub wannie nie można. Szpachla może zatkać rury. Amerykańskie rury kanalizacyjne są małe. Gdy pierwszy raz zobaczyłam grubasa na ulicy i pierwszy raz zobaczyłam rury kanalizacyjne, to moje zdziwienie było ogromne. Gdzie się to wszystko pomieści??!!!! Teraz nie dziwię się, że hydraulicy w USA jeżdżą Porsche i Maserati. Za wymianę zwykłego kranu żądają 200-300$ w zależności pod jaki dom podjeżdżają i kto drzwi otwiera. Ile to ja razy musiałam MMa ukrywać i zgrywać samotną emigrantkę. Nie wiele mogłam wskórać ale i 50$ to pieniądz. Teraz sama wszystkie krany wymieniam i prysznice również. Tak jak wspominałam nie tknę sedesów bo mały przeciek może mnie kosztować więcej niż praca hydraulika w tym jedynym przypadku. Zawód hydraulika jest bardzo dobrze opłacany ale… to nie jest tak, że ktoś z ulicy zostanie hydraulikiem. Właściwie i tak można ale najlepiej zdobyć licencjat a to 2 lata nauki zakończone egzaminem licencjackim. Ubezpieczenie bardzo drogo kosztuje a to jest w tej pracy konieczne. To nie tylko krany ale montowanie specjalistycznych wanien, masaży, bidetów i wiele wiele innych urządzeń. Daje tylko pomysł.

Jednym słowem nic nie ma za darmo , bo nauka na hydraulika nie jest darmowa i nie kosztuje 100$. Ale jeśli ktoś myśli przyszłościowo to czemu nie, w tym zawodzie pracy jest bardzo dużo, chociażby biorąc pod uwagę wielkość rur kanalizacyjnych, które nie były wymieniane w miastach od dziesiątków lat.

Będę miała do wymiany prysznic z kranem w łazience którą remontuję. Starocie trzeba będzie odkręcić, więc nie będę nawet próbować. Kran pociąga się do siebie aby woda zaczęła lecieć/płynąć. Któregoś razu myślałam, że wyrwę razem z kawałkiem ściany. Stare, to stare. Z tej łazienki mało kto korzystał bo to jest łazienka tzw. gościnna.

Wracając do moich dzisiejszych szpachlowych prac. Nabiera to wszystko wyglądu. Aby MM nie czuł się pominięty w pracach remontowych, pozwoliłam jemu użyć pianki budowlanej i posprejować dziurę.

Jutro po pracy czeka mnie robota. Poobcinać piankę, założyć specjalną taśmę i wszystko zaszpachlować. Mam jeszcze do założenia taśmę wokół wszystkich ścian na złączeniu z sufitem. Po założeniu zaszpachlować. Planuję zakończyć szpachlowanie w sobotę. W następnym tygodniu w poniedziałek będę w domu, więc zacznę szlifowanie. Po szlifowaniu jeszcze będę musiała pouzupełniać szpachlą, a także silikonem wokół płytek ceramicznych. Planuję również rozpocząć malowanie łazienki w tym miesiącu.

Plany planami, a wyjdzie jak wyjdzie.

Co dziś się wydaży?

Nakładając bluzkę

nałożyłam ją tyłem na przód.

To znak, że coś znów się przekręci.

Tylko czekać. Długo nie czekałam. Ale to z innego życia.

Pomimo niedzieli będę szpachlować sedesroom. Niech będzie to i godzina spędzona na szpachlowaniu ale ta godzina przybliży mnie do zakończenia robót remontowych.

Wymyłam szpachlówki i rynienkę. Od tego jak są czyste zależy moja praca. Nie trzeba machać szpachelką kilka razy bo jakaś grudka lub paproch przeszkadza na uzyskanie idealnie płaskiej powierzchni, a tylko raz a ewentualnie dwa pociągnięcia.

Nie było tych pociągnięć dużo bo mi się szybko znudziło. Bo jak? niedziela, i co z tego że pochmurno, ale niedziela. Nic mnie jak na razie nie goni. To i zostawiłam tę pracę.

MM otwierał drzwi lodówki co jakiś czas, chyba miał nadzieję, że znajdzie pół świniaka upieczonego na ognisku. A tam nawet kurczaczka maciutkiego nie było.

Jak ta co czaruje, zaproponowałam makaron z gulaszem. No nie do wiary, mój amarykaniec, który jadł ryż (a chińczykiem nie jest), makaron (a włochem nie był i nie jest) tylko słodkiego ziemniaka w koszulce ze śmietaną, poprosił o ziemniaki. No patrzcie go po ponad 20-tu latach zmnienił upodobania/preferencje kulinarno/jedzeniowe😀.

Zrobiłam ziemniaki puree z dodatkiem żółtego meksykańskiego sera.

A po ….. godzinie zrobiłam biszkop.

Krem budyniowy. Mleko jeszcze zostało z wczoraj.

Przełożyłam kremem i marmoladą.

I co jeszcze można chcieć?

Gwiazdki z nieba?

A co ja bym z nią robiła?

Przy mnie straciła by swój urok, w tym domu gwiada jest tylko jedna.

JA!!!!😆😆😆😆

Muszę to jakoś ogarnąć

Sobotni poranek tak cudowny, że nie da się siedzieć nawet przy kuchennym stole i spożywać śniadanko. Wyszłam na taras. Słoneczko i powietrze, to czego ludziom trzeba. A że jestem ludź, to i ja potrzebuję. Jedno spojrzenie na wzniesienie i … chwyciłam grabie i poszłam liście odgarniać. Liśćmi przykryte są kwiatuszki i za chwilę będą wychodzić z ziemi. Uwielbiam je, kolor lawendowo-fioletowy jak dzwoneczki ale nie dzwoneczki. Nigdy nie zastanawiałam się jaką mają nazwę. Lubie i pielęgnuję, a nazwa do niczego mi nie jest potrzebna.

Żonkile już łebki pokazują. A ja? a ja zajęta szpachlowaniem i szlifowaniem.

Muszę coś wymyślić, bo przecież tak nie można, przesiedzieć wiosnę w łazience. Może 3 godziny w łazience i 3 w ogrodzie? Ale czasu mi zabraknie bo jeszcze praca zawodowa. A gdzie posiaducha z lampką wina? A gdzie czas spędzony z MM? Na wypieki czasu nie będzie a przecież to też lubię. Nie mam pomysłu na wyciągnięcie czasu, na zrezygnowanie z jakiejś przyjemności kosztem nie dokończenia łazienki też mi nie pasuje.

Mam dylemat.

Zanim dylemat nie rozwiązany, przebieram się w odzież roboczą i idę do sedespokoju.


No pewnie, że biegałam na moje rabatki i do szpachlowania.

MM dmuchał liście aż zgłodniał. Pojechał do sklepu po chlebek ale za hotdogami kolejka była długa to zrezygnował. Podwójnie zgłodniał.

Zrobił mi niespodziankę.

No i jak nie zrobić obiadu w tempie expressowym.

A po obiedzie już z pełnym brzuchem nie chciało mi się wracać do szpachlowania.

Z lekkim zażenowaniem MM spytał o budyń. Więc lecę do lodówki a tam….. mleka brak. Nie musiałam mówić, gdyby było to bym ugotowała…już go nie było.

A więc, będzie budyń na deser.

Teraz lecę zdejmować ciuchy robocze. Z dalszej pracy szpachlowej, dziś nici.

Nieodgadnione są nasze nie tylko dni, ale i godziny.

Roboty budowlane …ciąg dalszy

Zeszłam do kuchni i nie w szlafroczku ale ciepłym szlafroku. Golizny przy minusowej temperaturze, no nie w domu, ale na zewnątrz, lepiej nie pokazywać.

Znów zaczynam pisać posta i nie jestem pewna, czy nie pozostanie on w stanie „draft” na dłużej. Właśnie w ostatnim okresie, tak się u mnie dzieje. Zaczynam pisać, zachowuję, zapominam, odpominam ale czas pędzi i kręci jak wiat zagubiony pomiędzy gałęziami drzew. Czasami ten wiatr okresowy połaskocze, leciutko podotyka, pogłaszcze, ale chyba tylko po to aby za dłuższą chwilę podnieść i nastroszyć włosy. A stają mi nie raz włosy na głowie.

Zaległości będę sobie uzupełniać bo…po to aby … posty po prostu były. Bo… u mnie się już dzieje. Dużo czy mało, ale się nie nudzę. Miałam w planach odinstalowanie sedesu w łazience. Na piętrze mam trzy pełne łazienki. Jedna jedynie pomalowana i lustro zostało nowe zainstalowane. Druga to ta która obecnie męczę, jest na środku korytarza. No i trzecia to jest master bathroom, której nie podejmuję się remontować. Za duża oraz za dużo urządzeń, wodnokanalizacyjnych.

Ta którą teraz męczę nie wymaga wymiany urządzeń, ani też płytek ceramicznych. Nie ma takiej potrzeby, tylko dlatego, że kolormógłby być bardziej jaskrawszy, bielszy, czarniejszy? lub wymienić na większy wymiar płytek? Ale takie jak ja mam również są w sprzedaży, nikt ich nie wycofał i nie zaprzestał produkcji. Ostatecznie płytki zostają, Zostaje również duży podwójny zlew. MM coś tam napomykał ale.. nie ma potrzeby wymieniać. Podoba mi się i zostaje. Zostaje również lustro które jest na całą szerokość ściany. Oczywiście można wymienić, kupić identyczne nowe. Tylko…i tym razem nie widzę takiej potrzeby. Szafki bym wymieniła ale….no właśnie… nie teraz i nie wszystko na raz. Zdjęłam jedynie spłuczkę która przeszkadzała mi zrywać tapetę. Wymienię prysznic i trzy krany, to ja potrafię ale gdyby przyszło do wymiany sedesu, zrobiłabym ale od kilku lat jest stosowana inna technologia montowania sedesów. Tego to ja nie potrafię. JESZCZE. Myślę jednak, gdyby zaszła taka potrzeba to lepiej zatrudnić fachowca, bo z nieczystościami z sedesu to ja nie chcę mieć do czynienia. BRUDNA SPRAWA.

Deska trafiła do śmieci. Spłuczkę zdjęłam i wyniosłam, zanim MM przyszedł mi z pomocą. Toż nie będę czekać kiedy praca pali mi się w rękach.

Tapeta była wodoodporna. Chciałam położyć na tą tapetę , nową tapetę i byłoby po sprawie. Ale MM zdecydował, że malujemy. Malujemy? to znaczy kto malujemy? Brak odpowiedzi tylko wyszczerzył zęby jak głupi do sera. To znaczy ja maluję. Ale zanim pomaluję to wykonałam straszną robotę zrywania starej tapety. Pierwsza warstwa wodoodporna była cieniutenika jak pergamin ale diabelstwo plastikowe. To co zostało wyglądało na papier ale mogłam pomarzyć. Marzycielem nie jestem , więc zakasałam rękawy i zrywałam a właściwie zdzierałam. Woda tego nie brała. Moczyłam gąbką, wałkiem, szmatką, spryskiwałam, wszystko leciało, spływało a tapeta ani drgnęła, nawet po tym co mi pozostało jako druga warstwa i wyglądało, że woda wsiąkać powinna. Niestety ale nie wsiąkała.

MM dostał zadanie aby zakupić mi specyfik, który mi ułatwi zrywanie tego szarego papieru. Kupił pewnie, że kupił, ale dibalstwo drooogie. To nic, ale pomogło, z tym że już nie musiałam zrywać milimetr po milimetrze a centymetr lub dwa centymetry. Czasami nawet za jednym pociągnięciem udawało się 3-5 cm. Na jaki klej tapeta była kładziona to jest wielka tajemnica. No nie na budapren, ale na coś co mocno trzymało. Po pierwszym spryskaniu odczekiwałam 15 minut. Drugie spryskanie 15 minut i trzecie minimalnie a trzeba było odczekać z 5 minut. Instrukcja użycia jedynie 15 minut i zrywać. No cóż u mnie było ponad 30 minut z timerem i nie zrywać a skrobać.

Mam to za sobą.

Pod tapetą ujrzałam dziury, dziurki, nierówności, brak specjalnej taśmy no i ubytki w płytach gipsowych. W tej chwili zastanawiam się co ja będę z tym robić.

Wiem zdjęcia pokazują wszystko co najgorsze ale faktycznie to tak jest, ukrywane wszystko co złe, pod tapetami. Zgroza. Ja to naprawię i już to czynię.

Rozpoczęłam szpachlowanie i zakładanie specjalnej taśmy tam gdzie ona powinna być. A na pewno powinna być pomiędzy sufitem a ścianą.

Jeszcze długa droga do piękności.

Możliwe, że trzeba będzie po szlifowaniu jeszcze raz szpachlować.

To jest chyba najgorsza praca, szpachlowanie po zerwaniu tapety. Szlifowałam dokładnie aby zeszedł klej. Mycie ścian, a myłam, bardzo mało pomogło.

Każdy ma jakieś hobby. Nie powiem, że mam hobby, ale zajęcie które daje mi nie tylko pewnego rodzaju rozczarowanie (jak na zdjęciach) ale i zadowolenie, satysfakcję, jak też miłe spędzenie czasu z szlifierkami, poziomnicami i innymi narzędziami budowlanymi.

DIETA NA PAPIERZE

Nie łatwo jest trafić na spokojny i wolny czas u D. Ciągle w kuchni, pralni, spacerze, basenie, rozmowach z dorosłymi dziećmi ale nigdy z mężem. Czasami moje wykonywane próby połączenia telefonicznego są jak wygrana w totolotka. Jak już się dodzwonię, chłopcy/panowie/synowie wychodzą i jest czas pożegnania, względzie powitania, ostatecznie pakowania słoików. Czy naprawdę źle w tej Kanadzie mają? Tak nie uważam ale panowie/synowie rozpieszczeni są do granic możliwości i śmiem przypuszczać, że coś na wzór rozpieszczonego włoskiego dziecka “bambino”. Ograniczyłam moje połączenia do jednego miesięcznie względnie kwartalnie. Co ja będę się szarpać, nie ma potrzeby rozmowy to nie ma. Czytam czasami bzdury w internecie na temat przyjaźni, podtrzymywać przyjaźnie, nie zapominać….. i podobne bzdety. Znamy się prawie pół wieku. W Ameryce już byłam kiedy ona legalnie wyemigrowała do Kanady. Odwiedziny są sporadyczne. Byłam u niej 2 razy ona u mnie również dwa razy. W obecnym czasie, kiedy są video komunikatory nie ma takiej potrzeby, chociaż D. wideo włącza bardzo rzadko. Mogę stwierdzić, że ja jestem inicjatorką włączenia ….

Dlatego dzwonek telefonu (1/16/2024) bardzo mnie zdziwił, kiedy ujrzałam na wyświetlaczu D. Musiało coś się wydarzyć. Właściwie nic nie wydarzyło się, chłopcy jak ona mówi, OK, mąż również. Dzwoniła z pytaniem o “moją” dietę, którą kiedyś stosowałam. Czy mam, czy mogę ewentualnie jej przesłać. Scany przesłałam na jej pocztę emailową.

Dietę stosowałam kilka razy. Nie jest łatwa. Aby rozpocząć pracę z dietą trzeba ją przewałkować w swoim mózgu, tzn. przeczytać i jeszcze raz przeczytać i jeszcze raz i ostatecznie zrozumieć na co się piszemy. Wytłumaczyłam D. z czym będzie miała do czynienia. Trzeci i czwarty dzień diety będzie bardzo trudny, najlepiej iść wcześnie spać. Wytłumaczyłam jej krok po kroku.

D. zadzwoniła na drugi dzień z wątpliwościami.

Dieta jest bardzo restrykcyjna ale skuteczna.

MM nigdy się na tę dietę nie zdecydował, a stosował wszystkie płatne i bezpłatne. Ćwiczył pod okiem osobistego trenera i bez trenera. Tylko.. MM lubi podjadać i na tym go przyłapywałam, OGÓLNIE MÓWIĄC LUBI JEŚĆ. Żadna dieta nie zadziała jeśli ją stosujemy nie stosując. MM schudł kiedy zatrudnił się na pracownika fizycznego, a to było w czasach covida. Teraz czekając na kontrakt, pracuje również jako pracownik fizyczny na pół etatu przy rozładunku tirów. MM nie ma ze mną lekko, jako amerykanin mógłby leżeć do góry brzuchem, ale taka opcja w moim domu nie istnieje.

Chciałabym zaznaczyć, co też uczyniłam przesyłając D. moją dietę. Moja dieta działa na mnie i mego syna, nie mających problemów z metabolizmem. Każdy musi znaleźć w tym gąszczu publikowanych diet, dietę dla siebie.

Czy D. zdecyduje się rozpocząć dietę, nie jestem taka pewna, ale jestem pewna, że od samego czytania diety jeszcze nikt nie schudł.

Osobiście to ja nie muszę stosować diet, wystarczy zmniejszyć ilość wypitych lampek wina lub ostatni posiłek spożywać przed 4 pm. Szczerze mówiąc cukier nie ma na mnie takiego strasznego działania. Jestem zakonserwowana cukrem. Już jako niemowlak dostawałam łyżeczkę cukru do buziaczka, aby przestać się wydzierać. Moim posiłkiem na obiad i kolację (śniadania w większości przypadków omijam) mogą być… cukierki, misiaczki, żelki, czekolada biała, ptasie mleczko, krówki itp…

Na pytanie MMa …co dziś jadłaś? … odkręcam się na pięcie i milczę. … tak nie wolno, trzeba jeść – mówi. – zjadłam całe opakowanie misiaczków – odpowiadam.

W tym momencie daję przykład. Zjadane kilogramy cukru nie działają ujemnie na wszystkich zjadaczy chleb, szybciej wypita jedna, jedniusia lampka wina, również nie na każdego.

D. jest już na emeryturze i jej dzień kręci się w kuchni i wokół kuchni. Wiem dokładnie, potrawy jakie gotuje i przyrządza, próbuje. Nie jest to próbowanie łyżeczką do herbaty, ale niestety z chochli.

Czy dieta zadziała na D.? Znając jej upodobania kulinarne śmiem wątpić. OBYM SIĘ MYLIŁA.

JEŚLI SIĘ POMYLĘ, TO NARESZCZCIE WŁĄCZY VIDEO!!!

Tym razem się udało….

Choroby są składową naszego życia. Czy chcemy, czy też nie, jedne choroby przychodzą i odchodzą inne są w uśpieniu czekając na odpowiednie warunki do rozwoju, inne natomiast atakują znienacka, dając szansę na wyzdrowienie lub nie. W swoim życiu przeszłam dużo ale i dużo jeszcze przede mną. Poddawałam się, jak też walczyłam. Do walki potrzebujemy rodziny lub jeśli na tyle jesteśmy silni, że potrafimy zwalczyć chorobę w pojedynkę, w samotności. Walcząc w samotności zdajemy sobie sprawę, że zostaliśmy sami bo jeśli na źle nikogo przy nas nie ma, to na dobre jesteśmy tylko i wyłącznie obiektem do wykorzystywania.

Mego męża atakują komórki rakowe. Nie są agresywne, ale krążą po jego organizmie. Biopsje miał robione już w czterech różnych miejscach. Gdy zauważyłam zmianę na ciele, był zawiedziony… znowuuuu? słowo wypowiedziane jako pytanie lub stwierdzenie. Nie chciał iść do lekarza i wizyty ustalać. Moje prośby odbijały się od ściany, po dwóch tygodniach, ustalił wizytę i odetchnęłam z ulgą. Rozumiem, bardzo dobrze rozumiem, że poddanie się nie jest tak do końca poddaniem, to jest oczekiwanie i nadzieja, że samo zniknie, samo się wyleczy i budząc się o poranku będzie wszystko dobrze. Życie wróci na swoje dawne miejsce, będziemy pełni sił i radości z nadchodzącego dnia. Sił nie przybywa, a ubywa, nadzieja znika i trzeba udać się do doktora.

To co się pojawiło to tym razem nie komórki rakowe i poddano zabiegowi zamrożenia, co nie znaczy, że należy zaprzestać obserwacji.

Na jakiś czas mamy spokój.

Wczoraj byliśmy na rutynowym badaniu uzębienia. Nic nie ubyło i nic nie przybyło, pocieszające. Następny rok do przodu w tej kwestii. W innych … ociągam się z ustaleniem terminu wizyty u specjalisty. Zawiadomienie na stawiennictwo dostałam z początkiem tego roku. Odczekam do lutego, kiedy mrozy puszczą.

Pozdrawiam i życzę Tobie zdrówka.

Oddany do użytku

Tak, tak, office/biuro oddane do użytku.

Miałam dylemat: żaluzje a wybrałam, żaluzje zebra (mam takie w Polsce) lub firanki bez zasłon. Nie mam się przed kim ukrywać, to pierwsze. Drugie, nie potrzebuję ciemności w tym pokoju, no troszkę słońce mi przeszkadza, ale coś wymyślę.

Zdecydowałam, że będą firanki. Dość szybko przypłynęły z Chin. Po obejrzeniu nie byłam bardzo, ale to bardzo zadowolona. Wiadomo, zdjęcie swoje a rzeczywistość swoje. Leżały, walały się nawet po podłodze, bo jakoś nie widziałam ich na moich oknach. Nawet karniszy nie chciało mi się montować. A robię to sama. Już miałam zwracać do tych Chin. Tylko tak to jest zabezpieczone, że nie miałam możliwości zwrotu, a dawali przecież taką opcję.

O co w tych firankach chodziło? Kolor!!!

Miały być beżowo-kremowe, a otrzymałam bardziej brzoskwiniowe. Po powieszeniu, uznałam, że może i dobrze, że mają troszkę inny kolor od zamierzonego, nie zlewa mi się wszystko w jeden kolor.

Jeszcze jest goła ściana za ekranem, ale to później. Powieszę zdjęcie syna, na przeciwległej ścianie jest zdjęcie mojej córci. Więc, innego zdjęcia nie będzie przemną. Może to nie będzie jedno zdjęcie a kilka, ale tylko syna zdjęcia.

Mąż? Mam go na co dzień i nie muszę jego wieszać. A tak na prawdę to zabraknie mi ścian.

Teraz zostało mi tylko pracować i nie wychodzić z pokoiku.

A gdyby tak, przeżyć to jeszcze raz…

Dzisiejszy dzień był pracowity, a jutro będzie zabójczy. Po pracy zatrzymałam się w kilku miejscach aby zaopatrzyć się na jutrzejszy zabójczy dzień. Co takiego kupiłam na śniadanie i lunch? Wszystko nie należy do zdrowej żywności ale… takie lubię i takim się wzmacniam.

Zdrowe to nie jest ale smaczniutkie🤣

Serce mam jak dzwon, chyba że czasami nie dzwoni lub zadzwoni więcej niż trzeba, ciśnienie skacze idiotycznie, że potrzebuje albo wzmacniaczy albo spowolniaczy. No cóż, jest jak jest.

Czy dam sobie radę jutro? Dam, o ile serce nie wysiądzie, a nie powinno, bo w sobotkę jedziemy do starszej córki MMa która ma jak zawsze problemy. Nie trzeba było jej kupować apartamentu na parterze a właściwie, dla mnie to piwnica. Teraz ma problem z grzybem oraz ze złym samopoczuciem. A może tak by, mniej imprezować to i zdrowie by wróciło. Kobieta 42 bez plusa, a maryche pali, kieliszki opróżnia i do tego cały dom w szkodliwym i trującym grzybie. Ubezpieczenie wszystko opłaca ale… zdrowia jakby co to nie zwróci.

Zgodziłam się podjechać, posłuchać narzekania i kasy od ojca wyciągania. Ma to niech daje, młodym zawsze sie przydadzą nawet na balangę. Niech się bawi zanim może. 50tkę przekroczy może spasuje albo nie, nie moja sprawa, i nie mi osądzać.

Pamiętam swoje 42…to były lata, niezapomniane lata. Czułam życie, rozumiałam życie i brałam z niego jak najwięcej, nikomu przykrości ani szkody nie czyniąc.

To co przeżyje S. to będzie jej. Ale narzekania, jęczenia nie lubię.

Wracając do jutrzejszego dnia, będzie ciężki, nawet nie wiem o której skończę. Przygotowuję się że możliwe będzie to o 7-8 pm,  a jeśli wcześniej to będę bardzo zadowolona.

Szósta rano to nie jest pora na wstawanie, jak najbardziej na chrapanie

Deszcz pada i pada, jeszcze słychać grzmoty w oddali a ja muszę wygrzebać się z łóżka.

Mam trudności z tym wygrzebywaniem. Gdy pomyślę, że muszę wychodzić na zawnątrz to bym chętnie schowała się pod kołdrę. Kto z domu wychodzi z domu w taką pogodę?

No nic. Mus to mus.

Popijając kawę w pustej i cichej kuchni, słychać jak ponowna fala ulewy nadchodzi. Robi głośnie szuuuu i ….leje jakby chmura się zerwała.

Mam dylemat. Jakie obuwie nałożyć. Kalosze? Bardzo często zakładam worki foliowe ze sklepu na obuwie. Tym razem ….eeee coś mi mówi żeby tego nie robić. Woreczki są dobre na pokonanie krótkiej odległości lecz nie są bezpieczne w użyciu do chodzenia. Z parkingu do sklepu to ok.

Woda dosłownie lała się z nieba. Wycieraczki w samochodzie były bezużyteczne, włączone ale przy takiej ilości wody, pracowały na zwolnionych obrotach. Do tego trzeba dodać mgłę. Kierowcy powłączali światła awaryjne, które i nie były widoczne z oddali. Co mi światła awaryjne mogły pomóc, jeśli można było jej ujrzeć?dojrzeć gdy samochód był dopiero przed nosem. Nie nie wypadku nie było, chociaż mijałam zatrzymane samochody na poboczach. Nie mogłam pozwolić sobie na taki luksus, byłam umówiona na spotkanie. Dojechałam szczęśliwie, naciągnęłam szare plastikowe woreczki na pantofle i …pierwszy mój krok trafił na strumień wody. Nogi mokre i woreczki szybciutko zdjęłam. Zimno w nogi, zimno było mi wszędzie i pomyślałam o chorobie jaka niebawem mnie ogarnie.

Deszcz lał cały dzień, aż do 6 pm. Po powrocie do domku, wsunęłam się do łóżeczka i nawet nie wiem kiedy zziębnięta usnęłam.


Chora nie jestem, i mam nadzieję, że nie będę. Jak na razie nie przyjmuję żadnych lekarstw i niczym się nie rozgrzewam. Może choróbstwo “bokiem” przejdzie. Trzeba mieć nadzieję.

Na jutro zapowiadają zachmurzenie.

Zatęskiniłam za wiosenną codziennością

Niedziela 7 styczeń 2024

Za takim szybkim zrywaniem się z łóżeczka i biegiem do ogródeczka, patrzeć co wzeszło, a co potrzebuje mojego dotyku. Żeby przyspieszyć i zaczarować nadchodzący czas wiosenny, zdejmuję ozdoby świąteczne w domku. Na zewnątrz zostaną na razie tylko wyłączone, bo ze względu na względy zawodowe, nadchodzący tydzień będzie napięty do maximum.

Wprawdzie niedziela ale….zdjęłam już pościel we wzory świąteczne, nałożyłam wiosenną. Na tym poprzestałam.

Pogoda nie rozpieszcz, w nocy minusowe temperatury ale w ciągu dnia jest nawet, nawet,

Poniedziałek 8 stycznia 2024

Po pracy i szybkich zakupach wróciłam do domu. Wiatr z głowy zrywał kaptur.

Zastanawiam się, bo już czas nad dalszym remontem piętra. Łazienka mnie zniechęca, stara – jeszcze poprzednich właścieli tapeta, ciężko się zrywa. Nie pochłania wody i w tym jest problem. Nie ma jak jej namoczyć. Jak zrywam to schodzi kawałkami, ale schodzi tylko wierzchnia warstwa.

Zrywanie tapety w łazience – to będzie ciężka praca.

Ogólnie to mentalnie przygotowuję się do tego remontu.

Za oknem deszcz błyskawice i grzmoty. Jednym słowem nic nowego. Posypałoby trochę śniegiem, ale nie, pada jakby tej wody było za mało.

Będzie uczta!

Pierwszy raz w moim życiu, nie zrobiłam sałatki jarzynowej na święta. Nie było jej również na Nowy Rok. Wprawdzie po raz pierwszy na Nowy Rok ugotowałam zupę i do tego ogórkową, ale mimo to… sałatki nie było. Była na Thanksgiving, taka jakaś nie udana, taka jakby zrobiona od niechcenia, taka … a co tam niech będzie. No i była, nie zjedzona i popychana, odpychana widelcem na talerzu. Ostatecznie wyrzucona do kosza na śmieci.

A miała być na święta, chciałam takiej smaczniutkiej z sercem i uśmiechem robionej. Warzywa na parze ugotowałam. Mimo to, zabrakło czasu. Inne dania dopieszczałam.

Dzisiaj zrobiłam!! Po spróbowaniu i ocenie, stwierdziłam.

No takiej jeszczcze nie jadłam!!!

Lubię ją jeść z czarnym chlebem (żytni chleb razowy) krojonym w cieniusieńkie kromeczki.

Jutro, pierwszą niedzielę w tym nowym roku powitam śniadaniem na którym będzie sałatka i czarny chlebek. Czy będzie kawa? Nie wiem. Zimową porą piję więcej herbat.

Będzie uczta dla podniebienia.

Czekam na weekend

Jeszcze jutro do pracy i ….weekend. Pierwszy w tym Nowym Roku.

Oj, niczego nie planuję. Po prostu, nie chcę z domu wychodzić przy 0C. Zimno a ja czapki i rękawic nie chcę nakładać na chwilę. Przejście z parkingu do budynku, to może nie chwila ale…7-8 minutek to też nie godzina. I wogóle czy warto opatulać się jak by była to Syberia?

Popijam gorącą truskawkową herbatę, ale dłonie jak były zimne tak i są. Kaszel mnie zaczyna męczyć i mam niby katar i nie katar.

Grzanie nastawiłam na 25C a mną telepie. MM ma zakaz dotykania termostatów.

Jutro będzie pierwszy piątek 2024

Jaki będzie?

Co się wydarzy?

Kogo spotkamy na swojej drodze, a kogo miniemy?

Ile czasu niewykorzystanego przeleci między palcami?

Co dobrego zrobimy dla drugiego człowieka?

…………

?

Poświątecznie

Pierwszy dzień w pracy. Na autostradach tłok w obie strony. Wyjeżdżając z domu słyszałam turkot helikoptera, ale w mojej głowie nie było żadnych skojarzeń z tym związanych. Ot, lata to lata. Dobrze, że autostrada była zablokowana po przeciwnej stronie i to na całe 2km. Tym razem ominął mnie korek komunikacyjny.

Przez cały dzień miałam ból głowy, ale dopiero po powrocie z pracy zmierzyłam ciśnienie. Szczerze mówiąc wolę wysokie bo wiem co mam robić, a przy niskim czuję się żle, tragicznie i wpadam w panikę, że dopadnie mnie zapaść i będzie po mnie. A ja jeszcze nie gotowa.

Zaczynać nowy rok od takich niespodzianek, to chwyt poniżej pasa. Zrobiłam kawcie, wzięłam przeciwbólową i wskoczyłam do łóżeczka. Bałam się usnąć, ale nawet nie wiem kiedy usnęłam.

Po przebudzeniu znów panika w głowie, że coś przespałam, ominęłam, zaniedbałam. Powolutku moj Pan mózg wrócił do normalnej pracy i wszystko zostało postawione na swoje miejsca.

Łózka już nie opuściłam.

Sen to zdrowie😴😴😴😴😴😴

Kulinarnie

Nie jestem krytykiem kulinarnym ani też smakoszem, który po jednym kęsie potrafi stwierdzić co wyrzycić do śmieci, a co wrzycić do żołądeczka.

Przepis na ciasto orzechowe skopiowałam z bloga od blogerki która do mnie czasami zagląda.

Muszę zaznaczyć, że zrobienie orzechowca jest czasochłonne. Timera nie ustawiałam ale samo upieczenie dwóch biszkoptów potrzebuje czasu. Mam dwa piejarniki ale…zdecydowałam, że zanim jeden biszkopt się upiecze, zrobię ciasto na biszkopt z orzechami.

No jestem czasami, może więcej niż czasami pozbawiona cierpliwości. Otworzyłam piekarnik i poruszyłam formę z ciastem. Wiadomo co się stało. Środek ciasta się zapadł. Po przestygnięciu drugiego biszkoptu z orzechami, ucięłam całą górę.

Powstały 3 krążki białego biszkopta i 2 z orzechami.

Dzięki podpowiedzi blogerki, że za mało zrobiła budyniu, ja zrobiłam podwójną ilość. A co sobie żałować. Moi mężczyźni uwielbiają budyń a ja z tych słodkich kobiet, również lubię.

Może brak ozdobień tego torcika nie przynosi jemu urody ale…orzechowiec nie jest na wystawę, a podniebienie i żołdek nie rozróżnia ozdób a jedynie smak.

Z czystym sumieniem mogę polecić ten przepis każdemu.

Smacznego, mniam, mniam

Piękny poranek 2 styczeń 2024

Cudny poranek mnie przewitał. Słoneczko w pełnej krasie. W nocy wyskoczył mróz -3C ale o poranku było już 0C. Wyszłam na taras aby porozciągać swoje kosteczki. Rześkie powietrze ogarnęło moje płuca. Niestety, ale opady śniegu nie są zapowiadane, i tak od kilku lat. Kto chce pojeździć na sankach, nartach lub uprawiać sport zimowy, może udać się w góry, ale nie w moim stanie. Góry, jeziora i dostęp do oeanu jest, ale….śniegu nie ma.

Przy śniadanku, zastanawiałam się, czym się zajmę.

Hurra!!! Już wiem!!!

Upiekę ciasto orzechowe z przepisu pewnej blogerki. Miałam upiec to ciasto wcześniej ale święta i po świętach, lodówka pękała w szwach a brzuchy sięgały brody🤣🤣🤣🤣🤣

Dziś mam wolne, więc upiekę!!! Życzcie powodzenia !!!!