Chciałam wyglądać szałowo, więc czekałam cierpliwie na umówioną wizytę u fryzjera. Miałam już zdjęcie z internetu jak ma wyglądać ścięcie i kolor pasemek. Nawet nie pomyślałam, że ułatwiłam zadanie mojej Nicoli. Pomalowałam kilka dni wcześniej włosy na ciemniejszy kolorek. Byłam ciut podekscytowana, nie, nie miało być nic drastycznie zmieniane. Ot, podcięcie i jak zwykle pasemka. Pasemka i nie 5 kolorów, jedynie dodać dwa a ten mój ciemniejszy wkomponować. Kilka już lat chodzę do jednej fryzjerki, zawsze proszę … troszkę szersze te pasemka. No nigdy nie zrobiła szerszych, takie cieniutkie ale podobały mi się i tak to już zostało. Ja proszę a ona robi swoje.

Tym razem, pokazuje zdjęcie troszkę inne uczesanie ale … oczywiście, wiem , rozumiem, zrobię. Pasemka zrobione, włosy wymyte i zabieramy się do obcinania. Już widzę, że się spieszy, już nie mam nadziei, że coś z tego wyjdzie. Z tyłu zostawiła długie. Za długie i nie postopniowane. Czy ja jestem natrętną klientką czy ona robi na “odwal się”? Następna klientka już czeka na fotelu… już kończę… rzuca dwa słowa w stronę nowej klientki czekającej na fotelu. Nikola łapie za suszarkę, macha w pośpiechu …nie jestem zadowolona, zostawiłaś mi za długie włosy z tyłu, pokazywałam zdjęcie, powiedziałaś, że pamiętasz, trzeba je postopniować….Obcinała i stopniowała już suche włosy. Ułożyła ładną fryzurkę, ale aby ją ułożyć używała jakiś dziwnych preparatów, pryskała, wcierała we włosy. Zapłaciłam jeszcze bez podwyżki 270$.
Wróciłam do domu, rodzinka orzekła że ładnie ale coś mi ciągle nie pasowało. Mam prawo być wymagającą bo w zasadzie to ja za malowanie włosów zapłaciłam 270$. Na ścinanie i powiedzmy stopniowanie poświęciła 10-15 minut. Zgarniałam włosy na prawo na lewo, do tyłu ale one nie chciały mi się ułożyć. I co najdziwniejsze, miałam jakieś złe przeczucie. Moje włosy są bardzo łatwe do ułożenia, a tu ani ani. Więc wlazłam pod prysznic aby ułożyć je o swojemu.
Mam masę zmiękczaczy, szamponów i innych maseczek ale wyszłam z pod prysznica z włosami zniszczonymi. Użyłam do delikatnych i farbowanych włosów, zawsze sprawdzały się kiedy sama maluję. Wyszło normalne siano. Zawołałam MM, orzekł spalone. Pasemka zeszły i zostały biało-żółte zniszczone, łamliwe, spalone włosy. Dwa dni pochodziłam z tym sianem, zastanawiając się co robić. Do sądu nie chciałam iść, do gabinetu również nie, co ja po kilku dniach bym udowodniła. Szkoda mego cennego czasu i nerwów na szarpanie się z fryzjerką.
Po tych kilku dniach postanowiłam odżywić moje spalone włosy, na ile mikstura z oliwy z oliwek + miody na to pozwoli. Siedziałam tak z tym mazidłem na głowie godzinę. Po zmyciu mikstury i po użyciu delikatnych szamponów, kondycja włosów znacznie się poprawiła. Wczoraj zdecydowałam zmienić kolor włosów z biało-zółtych na jasny brąz. Oczywiście miałam obawy, ale nawet na pole do wybierania ziemniaków nikt by mnie nie zatrudnił.
Jest zdecydowanie lepiej, spalone końcówki widać w blasku słońca ale włosy poddają się ułożeniu.
Nie wrócę już nigdy do tego zakładu fryzjerskiego. Można wytłumaczyć Nikolę: mała zły dzień, szefowa nałożyła na jej grafik za dużo klientek itp. A ja odpowiem …CO TO MNIE OBCHODZI… Zniszczyła włosy i o tym wiedziała, wcierając we włosy mnóstwo paskudstwa, ratując to co zostało, po prostu mnie oszukała. To nie jest tak, że dałam się oszukać, nie!!! Dałam za dużo zaufania osobie, która na to nie zasłużyła. Ukryła oszustwo i zażądała zapłatę za te oszustwo.
Jeszcze jedno. Po bokach mi nie postopniowała włosów, sama to zrobiłam i nikt z domowników tego nie zauważył.
Teraz jestem na etapie poszukiwania fryzjerki.
One wszystki są jakie są (brzydko pisać nie będę).