Czym jest miłość do matki…..

Wiele bajek, nowel, wierszy, napisano na temat MATKA. Opisywane są dobre, miłe, serdeczne, kochające i zawsze uśmiechnięte matki. Mimo (1000 tysiąca) wykonywanych zajęć w ciągu dnia, mimo niejednokrotnie bólu fizycznego, “muszą” być uśmiechnięte. Zawsze opatrzeć, zdarte kolano, podcięty malutki paluszek u swego dziecka. Na paluszek jeszcze przyłożyć  buziaczka. Pomimo bolącego kręgosłupa, musi się schylić.

Co za mity!!!

Nasze matki pracowały w polu, fabryce, aptece, szpitalu, urzędzie, sklepie na składzie węgla …. nie zawsze miały chęci do uśmiechu, nie zawsze miały siłę nagiąć się nad dzieckiem i je przytulić. Po ciężkiej pracy zawodowej  ( prace na wyższych stanowiskach w tamtych czasach były zarezerwowane dla płci brzydkiej)odebrać dziecko ze żłobka, przedszkola, szkoły. Ugotować obiad, poprać, posprzątać. Oczekuje się od mam, aby były jak herkules i spiderman. Wszystko potrafi zrobić i jest niestrydzona.

Przecież, nasze mamy miały też marzenia, również były młodymi kobietkami.

Chciały kochać i być kochanymi.

Nie raz płakały w poduszkę, że coś nie idzie po ich myśli, coś znów się nie udało, zabrakło pieniędzy na masło, wędlinę czy ser, że dziecko dwójkę ze szkoły przyniosło. Pomoc w szkolnych pracach domowych przewyższała ich edukację. Nie każda matka zdołała wykształcić się w okresie wojennym lub powojennym.

Nie każda matka była naukowcem jak Marie Skłodowska Curie.

Nie rozumiałam, dlaczego moja mamusia jest ciągle zmęczona, nie ma czasu pobawić się, jeśli…to przez chwilę i znów gdzieś biegła.

A pracy miała jako “niepracująca” kobieta na cały dzień. Zaczynała od rana. Rozpalała w piecu – gotowała śniadanie. Nie raz jej mleko “wybiegło”. Pachniało naleśnikami lub placuszkami. Musiała dopilnować porannej toalety u dzieci, ubrać, nakarmić. Postawieniena na piecu dużego kotła do wygotowania pościeli lub bielizny lub ugotowania jedzenia dla świń było wielkim wyczynem. To był wyczyn na miarę mistrzostw świata w podnoszeniu ciężarów. Po wielu latach tatuś kupił parnik. Nakarmienie domowej zwierzyny: kury, świnie, indyki, króliki to też zajęcie i duży wkład w budżet domowy. Prace w ogrodzie zaczynały się od wczesnej wiosny, kopanie, sianie, sadzenie, pielenie, zbieranie, magazynowanie, zimą przebieranie. Każdy dzień podobny był do dnia. Jeśli jednego dnia nagotowała podwójną porcję dla świń, miała czas na pielenie ogrodu lub pójście do lekarza z dziećmi lub samej. Po nocach szyła, na drutach robiła. Wieczorami gotowanie wody na kąpiel. Sprawdzanie umytych uszu, nóg i innych części ciała.

A gdzie pranie w balii na tarze?

Przykrywała pierzyną z której pióra zawsze uciekały w dół pierzyny,  do nóg. Czasami siadała na brzegu łóżka i opowiadała bajkę. Zasypiała na siedząco.

Ja natomiast zasypiałam patrząc w światło nocnej lapki palącej się nad maszyną do szycia. Światło powoli się rozmywało, a dźwięki pracującej maszyny do szycia, usypiały.

Przytulałam się do mamusi najczęściej do nóg, kiedy była w bezruchu. Wtedy to, mieszała w jakimś kotle lub smażyła naleśniki, placuszki. Nie pozwalałam się jej ruszyć, podnosiłam głowę do góry zaglądając w jej oczy. Śmiała się.

Za chwilę już musiała wybiec, po drzewo, węgiel, nasypać kurom …..

Oczywiście, że chciałam mieć mamusię jak z bajki, że nawet jak idzie nakarmić świnie to ma na nogach ładne pantofelki, sukienkę powiewną w różnorodne kwiaty  i piękne rozpuszczone włosy.

To były marzenia …kochałam ją taką, jaką miałam. Na mamusi 40-te urodziny, pokryjomu z pomocą koleżanki z ulicy i jej mamy, upiekłam ciasto. Moja mamusia nigdy nie pamiętała o swoich urodzinach. Postawiłam ciasto na stole, porosiłam mamusię do pokoju. Jakie było jej zdziwienie i radość. Tą radością zrobiła  mi ogromą przyjemność. Chciałam, żeby była taka zawsze.

Była, tylko ja dorastałam, już nie miałam czasu na zaglądanie w oczy i przytulanie. Teraz ona musiała mnie złapać, w korytarzu i szybko spytać…czy wszystko dobrze.. i już mnie nie było. Byłam dzieckiem nieposłusznym ale…bardzo kochającym swoich rodziców.

Święta były świętami, dni uroczyste były jakimi powinny być. Zawsze czysto i ładnie ubrane córki, zawsze najedzone, nigdy nie szydzone. Nauczono nas (trzy córki) szacunku do siebie i innych.

Moja mamusia nie miała łatwego życia, mieszkaliśmy w mieście wojewódzkim we własnym domu (murowanym). A że nie pracowała zawodowo, zajmowała się domemi i całym gospodarstwem.

Byliśmy wzorem do naśladowania dla całej dzielnicy.

Co z nami (mamusią i 3 córki) się stało. Gdzie współczucie, zrozumienie i pomoc.

Miłość? Miłość zeszła na margines.

Obgadywanie, pomawianie, oskarżanie i wielka nienawiść wkradła się do naszej normalnie funkcjonującej rodziny.

Zapomniałam o wszelkiej dobroci, oddaniu i miłości mojej mamusi.

Zapomniałam co było dobre, zaczęłam przypominać co złe.

Nakręcona przez siostry wyparłam dobroć, zaczęłam karmić się złem i złością.

Ta złość znalazła cel…MAMUSIA.

Oczywiście, mamusia nie była bez winy, oskarżała wszystkich o kradzieże…pieniędzy, bluzek, serwet…

Pomówienia zmusiły młodszą siostrę do przyprowadzenia do mamusi psychiatry. Mamusia o przyjściu lekarza nie została poinformowana. Lekarz po rozmowie i testach, wykluczył demencję i alzhaimera. Podobno mamusia na pytania odpowiadała logicznie i treściwie.

Mamusia posiada ipada poprzez którego łączy się ze mną i starszą córką, na skype. W jakimś momencie starsza zaczęła mamusię namawiać…nie przyjmuj leków bo ciebie chcą otruć, jak nie chcesz jeść – to co oni robią – to wylewaj lub wyrzucaj, zamykaj się na klucz, nie musisz się myć, jak to nie wiesz kto ci to wszystko kradnie?, nie wpuszczaj nikogo…….

Szwagier podsłuchał raz, a za drugim razem nagrał taką rozmowę i mi przesłał. Włosy na głowie się zjerzyły.  W tych rozmowach było wszystko i ja, moje dzieci, ….wspomnienia z młodości młodszejszej siostry jaka to ona była rzekomo puszczalska, bagno z gnojem. Mamusia nie zaprzeczała oskarżeniom i pomówieniom starszej.

Porozmawiałam z mamusią ale…nie przyniosło to żadnego efektu.

Moje kontakty na skype z mamusią ograniczyłam do jednego na 2 tygodnie.

Miało to pomóc, ale skutek był nie do przewidzenia. Starsza bombardowana przez mamusię opowiadaniami, zaczęła na nią krzyczeć.

Młodsza natomiast, zaczęła szukać u mamusi choroby psychicznej , mimo że lekarz wykluczył. Zaczęła zmuszać mamusię do jedzenia, sprzątania, prania, dokładniej pilnować…..no i oczywiście mamusię przedemną oczerniać, obmawiać. To już mi przestawało się podobać. Uważałam, jak nie chcesz to nie pomagaj, tylko choroby psychicznej się nie doszukuj.

Młodsza nie przestawała….

-co jadłaś, ile zjadłaś, tabletki wypite czy nie, gdzie chodziłaś, co robiłaś, z kim rozmawiałaś, czemu jeszcze nie ubrana, dlaczego leżysz, jak się czujesz, może zawiozę do lekarza, dlaczego nieporządek w szafach, ja ci posprzątam, jak nie chcesz to siłą, kiedy się myłaś, dlaczego wczoraj a nie dzisiaj….

Mamusia wypuchła jak bąba atomowa… Młodsza zaczęła ponownie doszukiwania się choroby psychicznej. Rozmowy ze starszą wciąż były nagrywane.

Zaczęłam się zastanawiać. O co w tym wszystkicm chodzi?

Młodszą ponformowałam, że na umieszczenie mamusi w psychiatryku to musi mieć zgodę lekarza i ja na nic takiego pozwolenia nie daję. Powiedziałam aby mamusię zostawiła w spokoju.

Wpadła też, na fantastyczny pomysł, musimy się we trzy spotkać w Polsce i zrobić remanent w mamusi, szafach, półkach i “skarbonce”. Trzeba wiedzieć, co gdzie leży i ile ma pieniędzy. Odpowiedziałam, że nie podzielam jej pomysłu i nie zgadzam się robić “porządków” w mamusi szafach. Jeśli mamusia ma bałagan to ten bałagan jest mamusi,  a nie jej.

Młodsza nie rozmawia z mamusią, mamusi nie odwiedza. Mamusia daje świetnie radę.

Po odsłuchaniu następnego nagrania chodziłam jak bomba, tylko wybuchnąć i zmieść wszystko z tej ziemi.

Ipad się zbuntował, ale mamusia nie maiałaochoty nikogo prosić o naprawienie. Młodsza nie chce się podjąć naprawy. Toż sama tego nie zrobi bez mojej pomocy.

Po tej stronie globu, prawie nie uklękłam na kolanach prosząc młodszą o pomoc przy naprawie ipada. Ipad jest przypisany do mnie i ja posiadam wszelkie niezbędne uprawnienia. Prosiłam nawet nie w imieniu matki, tylko aby mamusia miała jakiś kontakt ze światem poprzez skypa. Jaka matka jest, to jest, ale potrzebuje w  tej chwili pomocy, w naprawieniu ipada. Szwagier poszedł po ipada.

Ponad 3 godziny spędziłyśmy na naprawę.  Ja przed laptopem, ipadem i iphonem za oceanem,  młodsza siostra nad ipadem po drugiej stronie. Pokazywałam instruowałam. Gdzie przycisnąć, jak długo trzymać. Co ma być na ekranie, jakie ikonki. I od początku i ponownie…… Udało się. Szwagier zaniósł naprawionego ipada do mamusia,  ale nie usłyszał  od niej żadnego …dziękuję.

Byłam zła, wściekła… to poświęcam jej tyle godzin i nic …nie ma dziękuję?

Zadzwoniłam do mamusi, już dziś nie pamiętam. Krzyczałam coś w rodzaju…jaką ty jesteś matką…wszystkich nienawidzisz…co ty sobie myślisz…jak nas nauczyłaś to takie masz córki…ja ci serce oddałam bo ciebie kocham a ty…..nie potrafisz nawet podziękować !!!!!!!!!!!!!!!Tego mojego krzyku i pretensji było bardzooo dużo…

Rozłączyłam się.

Nabrałam powietrza w płuca.

Wtedy zrozumiałam!!!!

Jaką to ja jestem córką. Jaką córką trzeba być, żeby tak do własnej matki się odzywać i wrzeszczeć.

Kto mi dał prawo krzyczeć na swoją matką. Czy przyjemnie byłoby mi, żeby moje dzieci tak się do mnie odzywały i krzyczały? A przecież wychowywałam dobrze, najlepiej jak umiałam.

Kim jestem, że tak postępuję? 

Co ty Krysia robisz?

Nie ma żadnego dla ciebie tłumaczenia!!! Że pod wpływem nagrań, pod wpływem relacji?

Bardzo żałuję, że nakrzyczałam na mamusię, używałam słów, które nigdy nie powinny wyjść z moich ust. To nie były słowa wulgarne, ale to nie oznacza, że mamusię nie zabolały. Słów wypowiedzianych już się nie zawróci, nie zbierze się jak liści i spali lub do śmietnika wrzuci.

Tak. Dałam się wkręcić, jak w maszynkę. Znów mnie przeżuli i wypluli.

Wczoraj zadzwoniłam do mamusi. Dzwoniłam cały dzień. Nie odbierała telefonu, nie odbierała skypa.

Dobrze wiedziałam jak się czuła w nocy, napewno płakała. A płacze nie pierwszą i nie ostatnią noc.

Odebrała wieczorem. Była u sąsiadki.

Przeprosiłam mamusię za wszystki zło jakie zrzuciłam na jej barki. Za wypowiadane złe słowa. Przepraszałam za to, że dałam znów się wkręcić, a tak naprawdę, nie wiem kto ma rację w ich (polskich) stosunkach, a kto nie ma. Tym razem wypowiedziałam wiele, bardzo wiele dobrych słów.

Płakała mamusia, płakałam i ja.

Mamusia podziękowała mi,  za moje przeprosiny i zrozumienie. Porozmawiałyśmy od serca. Tak jak dawniej.

Zrozumiałam…

Chciałam mamusię zmienić, według nawet nie mojego wzorca,  a wzorca młodszej siostry. Żeby mamusia jak bezwolny robot, wykonywała wszelkie polecenia młodszej. Żeby poddała się bezwarunkowo, woli młodszej córki.

Prawdą jest, że gdyby żył tatuś to do takiej sytuacji by nie dopóścił. Mamusia jest w tej chwili sama. Młodsza jest nieustępliwa i nie odwiedza mamusi, mimo że dzielą korytarz. Rozumiem i nie rozumiem, ale ja ustąpiłam, ja nie chcę już tak dalej żyć i postępować. To nie jest dobre dla mojej psychiki. Nie jest dobre dla mamusi. Nie chcę żeby płakała i cierpiała i nie ważne z jakiego powodu. Musi mieć w kimś wsparcie,  bo w przeciwnym razie jej życie straci jakikolwiek sens.  Ustąpiłam mimo, że w ogromnej mierze nie zgadam się z postępowaniem i zachowaniem mamusi.

Nie wolno żyć w takiej nienawiści, niechęci i braku szacunku do drugiego człowieka. Ile jest ludzi tyle poglądów na jedną jedyną sprawę. Nie przekonamy nikogo do swoich racji pod wpływem gniewu. Nie przekonamy też nikogo, do swoich racji pod wpływem dobroci. Jedyne wyjście wycofać się i przemilczeć. Co nie oznacza, że poddaliśmy się. Nie wywiesiłam białej flagi, ale też nie będę już walczyć. Trzeba zrozumienia i szacunku dla poglądów innego człowieka.

Pięknie brzmi, łatwo klikać w klawiaturę,  nie zawsze i nie wszystko jest realne. Wiem, że postąpiłam prawidłowo.

I tego będę się trzymać.

Jestem dobrym człowiekiem, wyrozumiałym i rozumiejącym drugiego człowieka. Tylko….nie rozumiem swojego wybuchu, nie rozumiem siebie..dlaczego daję się wciągnąć w jakieś igraszki. Chcę pomóc ale zapominam, że pomagając jednym, mogę skrzywdzić drugiego człowieka.

Gdzie podziała się moja mądrość, dobroć, cierpliwość, zrozumienie,  rozsądek i logika?

Gdzie JA w tym czasie byłam.


Czym dłużej o tym myślę, tym bardziej zaczynam rozumieć. 
Ludzie w wieku produkcyjnym, chodzą do pracy. Każdy pamięta 
lub ma to na co dzień. Toczą się dyskusje o zachowaniu, męża, 
siostry, dziecka lub kogoś z rodziny. To jest normalne, 
chcemy poznać inny pogląd lub zdanie na zachowanie, 
postepowanie kogoś z kim jesteśmy w związku rodzinnym, 
sąsiedzkim, towarzyskim. Niejednokrotnie trafi 
na "tapetę" ktoś z nami współpracujący, z innego pokoju 
lub boksu. Jeśli boks to aby wymienić się "informacjami" 
musimy sie nachylić i poszeptać. Nieszkodliwa wymiana 
zdań poglądów czasami przybiera formę obgadywania, 
plotkowania. 

W domowych czterech ścianach, również prowadzimy "rozmowy" 
na temat sąsiada, sąsiadki lub ich dzieci. Po każdej 
świątecznej wizycie ... zwróciłeś/aś uwage jak ona/on 
był ubrany? mają niewychowane dzieci, śmiesznie się 
zachowywał/a itp. 
Moja młodsza również, omówiła sprawę zachowania mojej 
mamusi w swoim biurze. "Orzeczono", że stara, chora, 
trzeba leczyć, psychiatra, demencja itd. Ja też omówiłam sprawę 
z MM. .... stara, co sobie myśli, 
potrzebuje pomocy, nie chce przyjąć .... 

Tylko jak mamusia zaczęła "omawiać" zachowanie moje, 
mojej rodziny, to się wzburzyłam. Młodsza się wściekła 
jak usłyszała, że jest tematem rozmów mamusi ze starszą. 
Więc z tego by wynikało...nam wolno ale jak mamusia 
to robi, to jej nie wolno. 
I gdzie jest sprawiedliwość. Szwagier podsumował 
i ja zawtórowałam...starej nie wypada... 

Teraz się zastanawiam...młodym wypada?... 

Mamusia jeśli obgaduje to robi w swoich czterech ścianach, 
a podsłuchiwanie, nie jest dobrym zwyczajem. 
Mamusia inego życia towarzyskiego nie prowadzi. 
Do pracy nie chodzi. Męża też nie ma. Jedyne co może mówić 
o swoim życiu codziennym to widok z okna - się nie zmienia. 
Tv- ten sam program, polityką się nie zajmuje. 
Przekazuje informacje pobrane od jednej córki dla drugiej, 
czasami niedosłysząc i przekręcając. 
Mam nadzieję, że sytuacja się nie pogorszy. Na pewno nie polepszy. 
Dwa razy naprawiłam sytuację,teraz nie zrobię tego. 
Wolę aby młodsza do mamusi nie chodziła i jej porządków 
w szafach nie robiła, prania i układania też nie. Później 
śmiać się, że stare gacie itp. bez wiedzy mamusi 
wyrzucać na śmietnik. 
Będąc w Polsce robiłam mamusi pranie, no niestety były i stare gacie. 
Nie zdecydowałam się na selekcję prania. 
Nie moje, więc nie ruszalam. Oddałam wszystko wyprane i poskładane. 

Człowiek starszy przyzwyczaja się nawet do starych gaci, 
nowe są nowe - gumka ciśnie, materiał inny, przyciskają, 
swędzą, jednym słowem do wszystkiego co nowe trzeba się przyzwyczaić. 
Mamusia już przyzwyczajać się, nie chce. 

W tej chwili, rozumiem więcej. 

Pewnie, że boli mnie ta sytuacja ale wpływu nie 
mam na postępowanie moich sióstr.
Swoje postępowanie zmieniłam. 
 

Kocham swoją mamusię i jej takiego, obecnego życia współczuję.

8 thoughts on “Czym jest miłość do matki…..

  1. Bosze co się u Was dzieje. Nagrywanie, to jakaś masakra. Krysiu nie daj się wciągnąć w tą patologię, bo to już jest patologia i nie gniewaj się, że tak piszę. Ktoś w tym wszystkim musie być mądrzejszy – bądź Ty!

    Like

  2. Krysiu jesteś w bardzo trudnej sytuacji, bo z daleka musisz być wmanewrowana w rodzinne potyczki. Kiedyś Mama troskliwa, a teraz zmieniła się w zakałę. Ciekawa jestem, co się takiego z Nią stało, że na stare lata umila Ci życie. Wspołczuję takiej sytuacji! Badź z dala od tego!

    Like

    • Elu …może brak zrozumienia, a może nadmiar troski. Bo troska może zamienić się w dokuczanie. Starczy umysł jest inny, bardziej delikatny i poddatny na wszelkie bodźce z zewnątrz. Możliwe, że za dużo niedobrych informacji ze strony starszej, wyparło dobro. Zastanawiam się i nic już mądrego nie wymyśliłam.
      Przykro mi ogromnie, ja sama staję się pod wpływem tej sytuacji jak chorągiewka na wietrze.

      Like

  3. Krysiu w takiej stuacji każdy ma prawo wybuchnąć i nie obwiniaj się za to. Jaka to troska, kiedy się własne dzieci oskarża o banale sprawy jak serweta z szafy. Naprawdę wiem w jakim jesteś stanie, bo co za dużo, to i pies nie zje!

    Like

    • Stan psychiczny niezadawalający. Przed dziećmi i MM udaję. Chociaż dzieci wyczuwają na odległość. MM – więcej pracuję, szukam zajęć. Myśli jak fale przychodzą, odchodzą i są zmienne. Jest mi ciężko. Muszę przyjąć tabletkę na uspokojenie. Każde dobre słowo w moją stronę mnie rozkleja. Ot w takim jestem stanie. Chciałabym mamusi pomóc, mogłabym i dziś polecieć do Polski. Ale…problemu nie rozwiążę bo nie ja go stworzyłam i nie ja jestem problemem. Elu dziękuję za podtrzymanie mnie ba duchu.

      Like

  4. Przeczytałam dość uważnie. Dobrze, że przeprosiłaś swoją mamę. Ludzie starzy często czują się samotni, bo ich dzieci zajęci są swoimi rodzinami i nie mają wystarczająco dużo cierpliwości. Nie można na siłę zmieniać seniorów, oni przyzwyczajeni są do swojego życia, swoich zajęć…. można jedynie coś im podsuwać aby się nie nudzili. Może radio, telewizję, kolorową prasę, krzyżówki. Plotkowanie jeszcze nikomu nie wyszły na dobre. Lepszym wyjściem jest zwyczajna rozmowa. Ty jesteś po drugiej stronie, więc jedynie serdeczna rozmowa pozostaje. Młodsza powinna zmienić swój stosunek do mamy, wiem że tu potrzeba dużo zrozumienia, cierpliwości i empatii. Ja już swojej mamy nie mam……

    Like

    • Bardzo dziękuję za Twój komentarz. Każdego dnia myślę, jak daje mamusia radę? Co robi? …itp. Po wcześniejszej i wczorajszej rozmowie, daje radę. Nie potrzebuje zmiany całego jej świata, tylko pomocy ( czasami) np: obecnie w uruchomieniu komórki. No cóż, poszła do sąsiadki i sąsiadki zięć ma pomóc. Serdecznie jej współczuję. Może jestem jak ta chorągiewka na wietrze, te wiatry wieją w moją stronę w postaci plotek i obgadywań, podtekstów i …z wielu stron. Zastanawiam się, myślę, buntuję, sprzeciwiam i … wiem, że byłam wciągana w „wyjaśnianie sytuacji” na odkegłość. Zmieniłam postępowanie, nie daję się wciągać w obgadywania. Staram się zmieniać temat. Wszystko idzie w dobrym kierunku, na obecną chwilę. Jeśli chodzi o młodszą, wolałabym aby nie wchodziła nawet za próg mieszkania mamusi. Jest dobrym człowiekiem ale ogromnie nadopiekuńczym. Kota można na śmierć zagłaskać. Niech tak zostanie jak jest i tak jest dobrze. Pozdrawiam

      Like

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s