Koniec świąt …..🎄🎄🎄

Wigilia minęła spokojnie. Wieczorne otwieranie prezentów również. Pierwszy dzień świat przespałam. Wstawałam jedynie na posiłki. Wprawdzie jadłam ale troszeczkę, wszystkich potraw nie zdążyłam spróbować, a przecież sama pichciłam. Pierożków zostało kilka, na palcach dwóch dłoni można było policzyć, a to z tej przyczyny… że na 3 dni przed wigilią córcia stwierdziła że jest głodna. Zaproponowałam pierogi, które były w zamrażarce. Zapach pierogów doszedł do office MM, zbiegł na dół z pytaniem, czy on też dostanie, Sama też kilka zjadłam, syn z pracy zawitał i jemu również ugotowałam. Zawsze tak jest, jak jest mało to smakuje jakby to był nieziemski rarytas.

Drugi dzień świąt też przespałam i cały dzień włuczyłam się w podomce po domu. Nie pochwalałam takiego „postępku” jakim jest łażenie w szlafroku caluśki dzień. Wciąż nie pochwalam ale i nie ganię, na ta chwilę. laziłam w podomce bo … za jakis moment właziłam do łóżka jak stałam i …..w spanko. Więc, nie było sensu w tym nonsensie przebierania.

Dopiero trzeci dzień świąt ( grudzień 27-go) , byłam gotowa do powitania następnego dnia. Nareszcie wyspałam się, odpoczęłam, można powiedzieć zrelaksowałam. Nikt mnie nie potrzebował. MM stanął na wysokości zadania jakim było… dać mi spokój i nie zamęczeć swoim kochaniem…I love my Kryszia…i ciągłymi pytaniami ….Czy moja Kryszia mnie kocha???

Tak można i kota zagłaskać na śmierć.

W piatek wysokczyły u mas przymrozki, a właściwie mróz -14C. Opatulona wyskoczyłam wieczorem na zewnątrz aby opatulić wszystkie zewnętrzne krany. MM dziwił sie moim poczynaniom… po co to robić? ..pytał, nie otrzymał odpowiedzi, jedynie uciekaj stąd bo bardzo zimno a ty w koszulce z krótkim rękawem. Takiej pomocy nie potrzebowałam, która nawet nie potrafiła przynieść mi srebrnej taśmy. Dałam radę z opatulaniem na zewnątrz i nastepne hasło padło z mojej strony. Pralka i suszarka!!! Odsunęlismy pralkę, zakręciłam krany opatuliłam je, a rure odprowadzającą ciepłe powietrze z suszarki na zewnątrz, zatkałam ręczniczkami. Kazałam na noc odkręcić wszędzie krany aby woda leciała ciut ciut. Moglismy pójść spać. Tak było do dzsiejszego poranka. Od dziś temperatura jest +11C i z każdym dniem będzie wyższa aż do +21C do środy. Nic nie wskazuje, że mrozy przyjdą ponownie.

Pytanie MM … po co to robić…otrzymał bardzo szybko odpowiedż od sąsiadów. Popękane rury. Brak wody. Na internetowej grupie sąsiadów z osiedla, narzekanie na popękane rury i szukanie hydraulików, którzy w mrozy nie przyjadą przecież, bo nie wiadomo w którym miejscu rura pękła. Dziś sąsiedzi maja już wodę. Miałam przez okres mrozów w moim całym domu wode zimną i ciepłą. Można było używac pralki oraz suszarki.

Co to znaczy mieć żonę Kryszie polkę.

Teraz mam następne zadanie. Wyglądać na sylwestra na więcej niż 1mln$. Kreację miałam, ale będąc na zakupach świątecznych postanowiłam zmienić swój styl. Czy będę wyglądać na 1mln$ nie wiem ale będę sobie na pewno się podobać. Wiem, że będę się bardzo dobrze czuła i dla siebie samej będę jak, więcej niż 2 mln$.

To jest najważniejsze i to sie liczy.

Święta już bliziutko🎄🎄🎄

Choineczkę ubierałam dwukrotnie. Pierwsza nie przypadła mi do gustu. Przyglądałam się jej kilka dni. Zawieszone bombki zmienialy miejsce klkakrotnie. Ciągle mi się coś nie podobało.

Ozdoby zdjęłam w przeciągu 20 minut. Sprawnie mi poszło. Zdecydowałam też trochę ją przystrzyc. MM siedział w fotelu i nadziwić się nie mógł… dlaczego to robię…co robię…

Miałam ochotę przerobić i te drugie ozdabianie, ale już się zmęczyłam i ogrom bombek zaniosłam na poddasze.

Bo co by to dało, tak czy inaczej, ozdobiona. Dawno temu robiliśmy łańcuchy z gazet bo papieru kolorowego (wycinanek) jeszcze nie było. Wieszało się też jabłuszka czerwone świeże (malinówki), ciasteczka Andruty. Teraz wafelki noszą nazwę Andruty. Za moich czasów były to ciasteczka na sodzie z dziurkami robionymi widelcem. W taką dziurkę wsadzało się niteczkę i ciateczko zawieszało na choince. Mieliśmy kilka kolorowych ptaszków na klipsie metalowym (zaszczepka – jeśli dobrze pamiętam). Choineczka podobała się nawet z gazetowymi ozdobami i dawała wiele radości domownikom. Inni nie mieli takich ozdób bo gazety były drogie.

Pod choinką jest już prezent od córci. Nie kupiłam jeszcze wszystkich przentów. Jutro po fryzjerze pojadę dokupić. Czasami warto otworzyć prezent zamówiony w amazonie, bo nie zawsze przychodzi to na co czekamy. Tak się stało z moim chodniczkiem do kuchni oraz spodenkami do biegania dla syna. Chodniczek okazał się z innym wzorem ale zostawiłam, ale spodenki czekają na zwrot. Zamiast długich otrzymałam za kolano. A już planowałam zawinąć w ładny papierek i obwiązać kokardą.

Prezntów pod choinkę od MM nie oczekuję bo wymieniłam meble w sypialni. Na kanapę dokupiłam dziś skórę z barana. Wygląda na naturalną, ale wątpię bo za tania. Mój wypoczynkowy kącik jest teraz bardzo przyjazny.

Martwi mnie, że pracuję w tym tygodniu każdego dnia i nawet 23-go. W przeddzień wigilii pracujemy podobno krótko, ale wiem, że to krótko nie zawsze się sprawdza. Ale zabezpieczyłam się w wolne dni po świętach i po sylwestrze. Hurra

Zakupy spożywcze jeszcze przede mną. Dam radę, najważniejsze, czuję się o wiele lepiej niż przed kilkoma tygodniami.

Choineczka w kącie stała🎄🎄🎄🎄🌲

Wiele ludzi nie lubi świąt, gorączki przedświątecznej, gotowania, smażenia a później, siedzenia (jak za karę) przy świątecznym stole. Nie lubią rodzinnych spotkań, a najbardziej nienawidzą tych godzin spędzonych przy stole, przy którym siedzą ci, znienawidzeni bliscy lub dalecy krewni.

Wiele ludzi nie ubiera choinki, nie ozdabia mieszkanka i aby tego wszystkiego nie widzieć, opuszczają miejsce zamieszkania. Zimowe kurorty oblężone, ale i tam stoi wielgachna choinka w holu i płynie z głośników świąteczna muzyka. Trudno uniknąć świątecznego nastroju, to przecież ogromny zastrzyk ekonomiczny dla handlu.

Od dziecka uwielbiałam wszelkie święta. Lubiłam się nimi cieszyć przed, w trakcie ich trwania i po. Nic nie było w stanie zakłócić mego stanu upojenia nadchodzącymi świętami.

Tatuś zawsze przywoził od leśniczego świeżutką choinkę, pod sam sufit. Trzeba zaznaczyć, że za samowolne wycięcie choinki z lasu były nakładane wysokie kary. Najczęściej takich „bohaterów” łapano na bazarach. Milicja (nie było jeszcze policji) łapała też przy drogach prowadzących do miast. Nie trudno było też złapać złodziejaszka choinek idąc po śladach w śniegu. Nie ma papierka od leśniczego to będzie papierek od stróża prawa.

Pamiętam klipsy ze świecami. Tatuś zapalał świece tylko na chwilę aby ognia nie zapruszyć. Dom był murowany ale podłogi i meble już nie. Więc, świeczki paliły się w obecności tatusia.

Miałam zaledwie 9 lat kiedy po raz pierwszy wybrałam się po choinkę na targ. Starsza miała już 11 i całe swoje życie grała damę. Ona brudzić fizyczną pracą rąk nie chciała, święta to dla plebsu radość, ma inne zajęcia. Młodsza miała tylko 4 latka i jak zawsze żyła w swoim świecie. Tatuś wyjechał w delegację, mamusia więcej dni chorowała, niż była zdrowa. Święta, a właściwie zakup choinki był na mojej głowie. Nie zdawałam sobie sprawy ile może ważyć taka choinka. W latach mego dzieciństwa zimy były srogie i każdego dnia padał śnieg. Nie ubezpieczyłam się w sanki lub sznurek do związania, w kieszeni miałam tylko pieniądze. Jak dziś pamiętam, byłam pewna, że dam radę przynieść ja na plecach, przyciągnąć do domu po śniegu…przecież jestem silna i dam radę – to było w myślach i pojmowaniu świata młodziutkiego człowieczka.

Wyruszyłam o poranku. Ubrana w kożuch, czapkę wełnianą i takież rękawice. Kamasze skórzane na nogach, wełniane skarpety i ciepłe grube pończochy na żabki i galoty. Pończochy w noszeniu były strasznie nie wygodne. Z uwagi na jeszcze nie wkształcone biodra u dziewczynek i nastolatek, pas się obsuwał wraz z pończochami i co jakiś czas trzeba było go podciągać. W pończochach na kolanach robiły się nie estetyczne wypukłości. Wszyscy tak mieli, więc chyba oprócz mnie nikt na to uwagi nie zwracał.

W noc napadało śniegu. Na ulicy już śnieg był ubity przez płozy sań lub wozy z węglem, ziemniakami lub mlekiem oraz ludzi udających się do pracy(w tamtym okresie tylko niedziele były wolne). Mleko było rozwożone przez rolników z pobliskich wsi.

Wybrałam drogę na skróty, miała być krótsza o pół kilometra. Ale …. nie wzięłam poprawki, że w niedziele nie jeździ pociąg towarowy pomiędzy składem węgla a miejską elektrownią. Tory zasypane śniegiem, do połowy łydki. Byłam pierwszym pieszym który torował drogę w śniegu na torach kolejowych. Gdy zanurzałam nogę w śniegu, było ok ale gdy wyjmowałam to tak jakbym chochlą nabierała zupy z garnka. Śnieg dostawał się do kamaszy. Robiło mi się w kamaszach … hlup, hlup. W początkowej fazie zimno było w nogi, a później już normalnie, nawet ciepło. Buty, skarpety i pończochy przemokły i zaczęły mi ciążyć jak ołów. Z nosa kapało, usta wiatr mroźny wysuszał i w pewnym momencie zachciało się pić. Jedząc śnieg prawie doczołgałam się do drogi i zabudowań, co wcale nie ułatwiło mi stawiania kroków na ubitym śniegu na drodze. Pokonałam 3,5 km.

Oglądałam choinki do sprzedaży. Teraz już wiedziałam, że będzie mi ciężko iść z choinką pod pachą lub na plecach, czy też ciągnąc za sobą. Wiedziałam, że będzie ciężko, pomimo tego, wybrałam o wiele za dużą choinkę. Rolnicy pytali, czy dam rade, czy jestem sama, ale sznurek którym związali był nie wystarczający, żeby zabezpieczyć choinkę. Kupujący przychodzili z workami od ziemniaków, swoimi sznurkami a ja z “gołymi rękoma”.

Do torów nosłam choinkę za sznurki jak się nosi walizkę. Sznurki wrzynały mi się w malutkie dłonie, a gałęzie które nie były obwiązane kłuły paluszki.

Wracając na tory kolejowe miałam nadzieję, że już ktoś chodził po nich i śnieg będzie choć troszkę ubity. Zawiodłam się. Na śniegu były tylko i wyłącznie moje ślady. Starałam się trafić mokrym kamaszkiem w dziurkę w śniegu który pozostał z moich wcześniejszych kroków. Choinka mierzyła z 160cm. Człapiąc z soplami pod nosem, ustami spieczonymi, rękawicami spoconym i zamarzniętymi na dłoniach, z nogami z ołowiu, zmęczona ciągnęłam za sobą choinkę. Innym razem starałam się uchwycić ją pod bok, rozłożyste głęzie uciekały. Gruby pieniek nie pozwalał na zaciśnięcie na nim piąstki. Chwytałam za gałęzie, które wyślizgiwały się z uwagi na zlodowaciałe rękawice.

Niemiłosiernie wymordowana po przebyciu 3,5km drogi powrotnej, dotarłam do domu. Wciągnęłam jeszcze choinkę do korytarza i usiadłam na podłodze. Szczęśliwa i dumna. Dokonałam niemożliwego.

Kiedy już przebrałam się w suche ubranko, patrzyłam na krzątającą się mamusię i siostry. Chciałam powiedzieć, żeby nie ruszały mojej choinki, że ubiorę ją sama bo jest moja. Sił mi zabrakło. Usnęłam.

Mój Tatuś był ze mnie dumny. Od tamtego razu jeśli tatuś nie mógł przywieźć choinki, brałam sanki, sznurek i worek na ziemniaki. Nie był straszny mróz i zawieja śnieżna.

I tak mi zostało, na wszystkie późniejsze lata, obecne i następne. Nie ważne co się dzieje, na Bożenarodzenie ma być choinka, może być maciutka, sztuczna lub świeża, ale ma być.

Lepiej za wcześnie niż za późno…

lepiej za późno, niż wcale. Jak się mają te porzekadła do codziennego życia?

Alkoholik – lepiej późno niż wcale.

Spotkanie: romantic😁❤️, buissnes, zdrowotne – lepiej za wcześnie niż za późno.

Planowana operacja medyczna – lepiej za późno, niż wcale. Czasami jest na tyle za późno, że już nic nie pomoże oprócz kostnicy.

Nadzieja matką głupich – jeśli oczekujemy na powstanie zmarłego z trumny. Nadzieja jest matką i ojcem wynalazków – do dziś ślęczeli byśmy przy świecy i kaganku. Biegali okryci w skóry niedźwiedzia, ale nie byłoby globalnego ocieplenia.

Coś za coś. Aby zjeść schabowego, świniaczek musi stracić życie. Zwykłe posprzątanie pokoju wymaga naszej cierpliwości i pracy fizycznej. Zmęczeni padamy na sofę i spoglądamy na czyściutki pokoik. Swoje zdrowie, cierpliwość i finanse poświęcamy na wychowanie i wykształcenie swoich dzieci, po to tylko aby na stare lata w ciszy i spokoju, usiąść w fotelu i ukradkiem spoglądać na wyświetlacz tel – wzdech …. nie zadzwonił/a …zajęty/ta. Czekamy kiedy dzieci usamodzielnią się, po to tylko, żeby poczuć pustkę po ich odejściu(u mnie, z tym wszystko ok😁).

Do czego zdążam? Od weekendu mam burdel christmasowy. Ozdabiam dom, aby w tygodniu przed Bożym Narodzeniem, nie latać z wywieszonym językiem.

Wyjmuję ozdoby z pudełek i rozmieszczam powolutku. Thanksgiving też u nas się odbędzie, lecz w tym roku będzie wymieszany, przepleciony z Bożym Narodzeniem.

Zchowuję siły na gotowanie, pieczenie jednym słowem kucharzenie. Oczywiście były dni, że ogłaszałam strajk obchodzenia świąt. Problemy rodzinne nie nastrajały nawet tak niepoprawnego optymisty jak ja, do uśmiechu i dobrego nastroju. Mam nadzieję, że nareszcie po latach walki o członka rodziny, nastąpi poprawa.

Nie chwal dnia przed zachodem słońca. Mamy dziś pochmurny i wietrzny dzień, myślę że może mogę ogłosić niewielkie zwycięstwo. Tylko serducho za często daje znać ….. ja tu jestem!!!!….łomocze, stuka, piecze jak papryczki chilli, wali. Może już będzie dobrze. Chciałabym normalnej atmosfery przy stole wigilijnym. Wiara może czyni cuda, ale gór nie przenosi, nie słyszałam o takim zdarzeniu. Czytałam natomiast, że góry pochłonęły nie jedną istotę ludzką.

Ozdabiam domek tylko wewnątrz, na razie. Opornie mi to idzie. Patrząc na moje poczyniania dekoracyjne, popijam następną kawę i dokłanie wiem. W tym świątecznym bałaganie trochę pożyję, będę chodzić na palcach, przeskakiwać, kopać i marudzić. Nie spieszy mi się.

Za kilka dni po bałaganie nie będzie nawet wspomnienia.

Zgodnie z polskim przysłowiem.

Spiesz się powoli. 😁

Mam nadzieję na niedzielną poranną kawcie w świątecznej atmosferze, bez choinki oczywiście. Ona przybędzie dopiero w grudniu.

Padłam na kanapę. Muszę dokupić ozdób. Koniecznie świec ozdobnych, stroiki i coś co wprawi mnie w nastój WOW!

U mnie już święta!!!!

Trzeci raz💉💉💉🔬

Dzisiejszego poranka zaszczepiliśmy się po raz trzeci.

 

Kiedy to było?

17 grudnia poszliśmy na party z okazji świąt,  jakie organizował MMa klub sportowy CrossFit. A że nie bardzo MM był chętny do uczestniczenia w tej imprezie to i nic nie szykowałam. W ostatniej chwili ubrałam się i powiedziałam aby nie marudził i się szykowal. Na pytanie co zawieziemy – na przeciw jest alkoholowy, zawieziemy pełne butelki. Jak powiedziałam, tak zrobiliśmy.

Ludzi było sporo. MM wszystkich nie znał, ale poznał. Jest z tych osób, że skutecznie unika ludzi, twierdząc, że woli zwierzęta niż ludzi. W wielu przypadkach popieram. Żyjemy wśród ludzi i trydno uniknąć kontaktów nawet w dobie cowida-19. Praca, mimo że zdalna, do wykonania zadań służbowych niezbędzni są współpracownicy, chociażby na video komunikatorach. 

MM jeśli korzysta z GYM to we wczesnych godzinach porannych 4:30 pm. Poznałam kilka osób oraz kobietkę o nazwisku Papuga. Hahahahaha. Pradziadkowie polacy i tak nazwisko pozostało. Robiłam zdjęcia jedynie telefonem, aparatu jakoś mi się brać nie chciało. Miałam zdjęcia przesłać na emaila trenera ale…. 

18 grudnia, sobota. Czekała na mnie niezbyt miła niespodzianka. Jedna osoba uczestnicząca w party ma covid-19. Była zaszepiona dwukrotnie, po imprezie poczuła sie na tyle żle, że zrobiony test okazał sie dodatni. 

Kosternacja.

Zaszczepiona i miała jakieś objawy. Chora!!!

Sięgnęłam do telefonu i rozpoczęłam szukanie tej osoby. Bingo!!!!! Robiłam jej zdjęcie, wyszło ciekawie. Następne zdjęcie z nagrodą za osiągnięcie czegoś tam.  Robiąc pierwsze zdjęcie byłam 2-3 kroki od niej. Zdjęcie robione z profilu. Drugie już z większej odległości i nie byłam narażona na bezpośredni jej oddech. Muszę zaznaczyć, że wszyscy uczestnicy imprezy byli zaszczepieni co najmniej 2 razy  lecz  ….. nikt nie miał założonej maseczki. Moja też była na wysokości brody. 

I co teraz? Pytanie. MM jako ten herod to jego nic nie weźmie, a mnie to nic nie odpuści. Każde kichnięcie, sapnięcie i pierdnięcie stawiało moich domowników na baczność. Z drugiego końca domu słyszałam…..mamusia wszystko dobrze? jak się czujesz? nie przemęczaj!!! nie spoć się!!!! Kryszia OK???????

22 grudnia zapakowaliśmy swoje litery do samochodu i pojechaliśmy szukać punktu tesowego drive-thru inne tylko z appointmentem. Tylko, wszelkie umówinienia się były dopiero na po świętach. Zdecydowaliśmy na punkt który znajduje się obok nas, walking distance. Podjeżdzamy i …..kolejka, samochodów z 50. Zajęty prawy pas który prowadzi do skrętu w prawo. Ale żaden samochód nie odjeżdżał nie podjeżdżał. To była kolejka do punktu testowego na covid-19. Nie trzeba było mi się dziwić, święta tuż tuż, ludzie udający sie podróż potrzebowali testu. Mój negatywny wynik testu również miał zapewnic bezpieczństwo moim domownikom. Wróciliśmy z MM do domu z niczym. 

Odczekałam ponad godzinkę i tak bliżej lunch, postanowiłam się przejść i zorientować jaka sytuacja jest po kilku godzinach. Porozmawiałam z kilkoma kierowcami z pracownikiem punktu i postanowiłam wrócić po samochód. 

Ustawiłam się w kolejkę, a MM doszedł do mnie po 1 godzinie. Po około 3 godzinach otrzymaliśmy negatywne wyniki. Mogłam zacząć przygotowania do świąt. 

Po powrocie z pracy zakładałam fartuch i pracowałam w kuchni. Przygotowanych potraw nie będę wymieniać. Wszystko było podane na stół w tym samym momencie. 

W miłej i wesołej atmosferze zjedliśmy kolację i po 8pm przeszliśmy do salonu aby zrywać kolorowy papier z prezentów i prezencików. Obdarowywani  cieszyli się z prezentów a ja byłam najbardziej szczęśliwa z panującej atmosfery. 

Lodówka jeszcze zapełniona ale do sylwestra pozostaną resztki, które podejrzewam trafia do śmietnika. 

Czasami ramię pobolewa, podałam do szczepienia lewe ramię. Będzie dobrze i mam nadzieję, że nie będzie jak ostatnim razem. 

__________________________________________

Każdego roku składam życzenia siostrze i jej dzieciom mieszkającym w NY. Do 2018 roku zawsze dzwoniłam do Polski i składałam życzenia młodszej siostrze. 

W tym roku …. już jestem na tyle dorosła i doświadczona nie lekkiego życia, że darowałam sobie dzwonienie w miejsca gdzie mnie nie potrzebują. Byłam potrzebna do wykorzystywania a ja obecnie  się nie daję,  to poszłam w zapomnienie, odstawkę. Nie, nie cierpię i nie mam żalu z tego powodu.

Piszę aby nie zapomnieć, a zapamietać. Jestem z tych osób, co złe wypiera z głowy a pozostawia wszystkie dobre zdarzenia. 

 

Wszystkim czytającym    

 

 

Cicho szaaaa🤫🤫🤫🤭🤭

W domu cichutko wszyscy śpią, tylko ja jak zwykle się krzątam.

Uwielbiam pierwszy dzień świąt i pierwszy dzień nowego roku. Emocje opadły i można na spokojnie wypić poranną kawcie lub ppopołudniowe piwo. U mnie piękna pogoda od rana +20C. Przez otwarte okna wpada wietrzyk tześki, pachcący i milusi. Wczoraj raniutko jeszcze piekłam dodatkową podwójną porcję serowych ciasteczek a dziś z braku zajęcia znalazłam, zajęcie. Lepiłam dodatkową podwójną porcję pierogów. Jedna porcja z pieczarkami, druga na słodko z borówkami. Wyszło 100×100 szt. Z pieczarkami pracowało się sprawniej, natomiast z borówkami nieco dłużej, uciekały mi na wszystkie strony.

Wieczorkiem, relax przy świątecznej muzyce i lampce wina.

Bardzo długo dyskutowaliśmy o sylwestrze i marcowym wyjeździe na Arubę. Decyzja została podjęta jednomyślnie – rezygnujemy. Nowo kupioną kreacje założę na sylwestrową domówkę. Będzie jak w ubiegłym roku, w domu. Strzelanie petardami na ulicy. W tym roku nie będzie pieczenia pizzy, zamówimy.

Czas jest wciąż bardzo niespokojny. Ryzykować wprawdzie mogłabym ale myślę, że na tej szali nie warto kłaść zdrowia.

Ustąpić miejsca

Miniony miesiąc nie należał do dobrych, cały rok również nie był dobry. Miniony i ten tydzień, lepiej nie wspominać i niech odejdzie w zapomnienie. Niełatwo a wręcz niemożliwe do wykonania, wykreślenie minionego dnia, tygodnia, miesiąca. Wszystkie dni przeszły do historii.

Cieszę z drobnostek, nawet bałagan jaki w domu stworzyłam napawa mnie radością. Jeszcze potrafię coś zrobić oprócz ukradkowego wycierania łez.

Świąteczby bałagan 1
Świąteczny bałagan 2

Nie jest łatwo. Każdy z nas inaczj przeżywa i każda sytuacja może być podobna ale jednak inna.

Robię więc bałagan. Choinkę kupiłam, inna niż dotychczas. Choinka Art. Nie ma za wiele gałązek ale za to grube igły.

Choineczka

Nie wiem, ale stanęłam przed nią i bardzo długo ją oglądałam. Takie coś a zapach powalający, cena również 250$. Zdecydowałam i kupiliśmy. Teraz wyzwaniem będzie dekoracja tego fajnego, uroczego wiechecia, roztrzepańca.

Lampki powiesiłam i zdjęłam. Zastanawiam się jakie bąbki i ile. Więcej na nią patrzę niż wkładam pracy. Siedzę, patrzę i widzę tylko kilka bombek, sznur światełek, łancuch błyszczący i koraliki. Myślę, że to będzie dobry pomysł. Czym dłużej na nią patrzę, tym bardziej mi się podoba. Inna, smukła a za razem roztrzepana. W dotyku mięsista aż palce w delikatne i długie igiełki wchodzą.

Cudo, wspaniałe nie spotykane cudo natury. Urosła ale nie rozwinęła się, zabrakło … słoneczka. A może za dużo człowiek ingerował w dna i przedobrzył. Żywot zakończy w moim domu i oby jej dobrze było w tych ostatnich dniach jej bytności.

Wsztstko się kończy aby nowe mogło nastąpić.

Życzenia…

Niech nigdy Was dobre nie omija

Niech będzie z Wami na zawsze

Niech zagubieni odnajdą drogę do domu

Niech omdleni od trudów życia odnajdą źródło które da im siłę do dalszej walki o życie dla siebie i innych

Niech wiara i ufność w drugiego człowieka będzie z Wami

Niech miłość otworzy Wasze serca i drzwi dla potrzebujących.

Wciąż pada☔️☔️☔️☔️☔️

Świąteczna choinka

Nie jest już świąteczną. W tym roku szybko ją rozebrałam, bo dzisiaj. Bąbki i wszystkie ozdoby spadały na podłogę a drzewko bardzo wyschło. Dbałam o drzewko podlewając ale od pierwszego dnia nie było spragnione. Kubeczek wody podlałam na drugi dzień. Woda w pojemniczku przez cały czas utrzymywała się na tym samym poziomie.

Postanowiłam zdjąć ozdoby

I przed wyrzuceniem obciąć gałązki jak zwykle to robię.

Stoi taka nagiusieńka, czeka na MM. Żeby nie było wody w pojemniku, nie potrzebowałabym pomocnika. Pojemnik pełen, więc operacja utrudnina.

Pierwszy raz zakupiłam srebrną choinkę, po raz ostatni.

Podobała mi się nie tylko z powodu srebrzystych gałązek ale również z powodu igiełek, nie kłuły. Nie kłkuły przy ubieraniu jej i rozbieraniu.

Za któtko cieszyłam się jej widokiem.

Przedświąteczne hello!!!

Nie wygrałam miliona w lotku ale mam wolne do 29-tego włącznie. Od jutra gotowanie, pieczenie i przygotowywanie wigilii i świąt. Pierwszy dzień i drugi będzie na odpoczynek, relax, spacer i jeśli co, to i na nudzenie się. Nie często zdarza mi się nudzić a wręcz nigdy, z przybywaniem lat życia może i przybędą dni w których będę się walać z nudów na kanapie. Na razie mi to nie grozi ale.. dziewczyny nie znacie dnia ani godziny kiedy nadejdzie taki dzień, że nie będzie wiadomo co ze sobą i wolnym czasem zrobić.

Menu świąteczne jest w mojej głowie. Większość produktów niezbędnych do zrealizowania menu jest zakupionych. Zapewne wyskoczy jakaś niespodzianka ale na takie momenty będę miała MM, który to, na sygnale pojedzie/popędzi do najbliższego sklepu.

Aby nie zapomnieć zrobić kuti, pęczak oraz mak leży w kuchni na widocznym miejscu. W ubiegłym roku kaszę gotowałam dosłownie w ostatniej minucie. To jest wigilijna słodka potrawa krórs lubiana jest przez wszystkich moich gości. MM również uwielbia. Oczywiście ryba po grecku – ryby MM nie jada ale … saładkę jarzynową z majonezem już tak.

Jutro będę musiała podjechać do Farmers Market po polskie ogórki kiszone. Miałam już odłżone na sałatkę lecz w tygodniu zużyłam do zupy ogórkowej i …. zupa była wyśmienita. Pamiętam dzień kiedy MM po raz pierwszy w życiu nieśmiało próbował zupy ogórkowej. Teraz kiedy wspomnę, że będę gotować, nie może się doczekać, a siorbać z garka nikomu nie pozwalam i sama tego nie czynię. Nie mogę zapomnieć też o jajkach w majonezie, syn na indyka był niepocieszony. Jajek nie przygotowałam. Wiele innych potraw będę szykować na wigilię i święta. Oczywiście, bigos również. Właśnie nie wiem czy uchowały się wędzone śliwki bo rodzynki to mam schowane. MM uwielbia rodzynki. Chlebek i chlebek turecki oraz bułeczki z makiem, upiekę sama.

Co będzie, a czego zabraknie okaże się podczas wieczerzy.

Wszystkim życzę, spokojnych świat w gronie rodzinnym i przyciaciół i aby nie zabrakło na naszym stole wigilijnym nakrycia dla wędrowca.🎄🌲🎄🌲🎄🌲🎄