Każda depresja jest inna…

Podobno stałam na parapecie z 3 miesięczną córeczką na ręku. PRL nie rozumiał co to jest depresja poporodowa. Podobno chciałam się wieszać. Pamiętam supeł na grubym budowlanym sznuże. Pamiętam … moje oczy nie widziały kolorów, jedynie szary i brudny-biały. Nie słyszałam szumu wiatru i śpiewu ptaków. Każdego dni była walka ze sobą o przetrwanie. Chodziłam z bakiem benzyny wokół domu. Dziś rozumiem, nie łatwo o tak spalić murowany dom. Wtedy, nic nie rozumiałam.

Szybki telefon do Tatusia aby szybko, bardzo szybko przyjeżdżał, bo już, za chwilę skoczę z poddasza. Szybki telefon do Tatusia aby szybko, najszybciej jak może przyjeżdżał, bo potnę się i ….

– Tatuś, tatuś!!!! Szybko, szybko!!!!! Tatuś przyjeżdżał, tulił mnie i moją córcie. Bo znów chciałam skrzywdzić moją córunię. A córcia nigdy nie płakała, nigdy nic nie potrzebowała, była cichutka, spokojniutka. Znów mózg podpowiadał, utopić się, spalić, udusić.

Wiele pamiętam, wiele nie pamiętam.

Medycyna była bezsilna. 33 lata temu, co PRL mógł zrobić? Nic. Zamknąć do psychiatryka lub tabletki. Po których idąc, szukałam stopą ziemi. Ziemia zapadała, rozjeżdżała, stawała się niewidzialna. Gdy opowiedziałam Tatusiowi jak czuję się po tabletkach. Zdecydowanie kazał odstawić.

Często wyjeżdżalam na działkę do tatusia. Spacerowałam po lesie. Szukałam odpowiedzi na moje pytania. Odpowiedzi nie otrzymałam.

Poddałam się hipnozie. Po pierwszym seansie, mimo że nie byłam w hipnozie. Wyszłam z gabinetu spokojniejsza. Chyba po trzecim seancie ( nie byłam w hipnozie, wciąż czuwałam) ujrzałam kolory. Ludzie czy wiecie co to znaczy!? Widzieć kolory!!!!?????. Przechodziłam przez największy park w moim wojewódzkim mieście. Gotowa byłam całować każdy kwiatek. Później …. usłyszałam śpiewające ptaki i szum wiatru. To był cud nad cuda. Kolory i odgłosy na które byłam ślepa i głucha, napełniły moje serce nadzieją. Wiedziałam, że jest dla mnie nadzieja.

Tylko, wciąż nie byłam sobą. Lekarz ( przy akademii medycznej), powiedział , że nie miał takiego opornego pacjenta. Nie wiem, czy to był komplement na plus czy minus. Ostatecznie poddałam się…. obudziłam się przestraszona. I całkowicie obudzona i gotowa na życie. Nigdy nie wróciłam na żaden więcej seans.

Teraz, teraz walczę o swojego syna. O jego życie. Walczę o każde słowo skierowane w moją stronę, świadome słowo. Walczę, a moje serce cierpi. Nie da się tego opisać.

W nocy płaczę, w dzień uśmiecham. MM jest moim drugim mężem, więc nie jest łatwym, ukrywać przed nim moje troski i zmartwienia. Nie mogę podzielić się z nim moim problemem. MM oprócz mnie, nie kocha i nie lubi nikogo. Nawet śmiem wątpić czy kocha swoje córki. MM jest wyjątkowy, wychował się sam, nikt nic jemu nie tłumaczył. To jest człowiek po traumatycznych przeżyciach.

Nie mam żadnego wsparcia. ZERO!!!! Czasami potrzebuję durnego….nie martw się, wszystko będzie dobrze….. Mamusia moja, ale ona jest daleko i sama potrzebuje pomocy. Nie mogę obarczać jej swoimi problemami.

Wiem, że nikt mi nie pomoże i muszę być silna.

Prawdę mówiąc jestem po części winna stanu mojego syna.

Uparłam się, że nie może opuścić klasy. Musi jechać do szkoły. Nie powiedział mi o swoich przeczuciach, może nie byłabym taka uparta. Pojechał. Pod wieczór zaczął padać deszcz, a później już lało. Zaczęłam się martwić. Spojrzałam w okno, widziałam tylko kontur samochodu, było już ciemno i lało… wrócił…. i odetchnęłam z ulgą, żeby z rana dowiedzieć się, że miał wypadek. Najechał na tracka.

Po oględzinach…kasacja. To był ulubiony samochód mojego syna. Kupił następny. Nie upłynął miesiąc i następny wypadek. Tym razem na niego najechano.

Decyzja ubezpieczyciela, kasacja. A tak prosiłam wszystkich świętych, żeby kasacji nie było. Coś z moim synem się zaczęło dziać. Smutny to nic nie powiedzieć. Po dwóch tygodniach od wypadku, napad na sklep ( protesty). Poważne zagrożenie życia. Powybijane szyby wystawowe, zniszczone towary, komputery. Pierwsza rozwścieczona grupa około 12 osób jeszcze nie odjechała. Przyjechała następna i następna. Zauważono mego syna, zdołał uciec do pokoiku z materiałami biurowymi. Powiem w skrócie, walczył o życie, bo nikomu naoczny świadek nie potrzebny. Przez pierwszy tydzień było wszystko dobrze i na raz …… dziwne zachowanie, uciekanie, spanie na okrągło. Wykorzystał wszystkie wolne dni i urlop. Bez poprawy. Nie obyło się bez wizyty u lekarza. Ponad 2 miesiące na zwolnieniu i moja walka o jego zdrowie fizyczne i psychiczne. PTSD dokonało, że wszystkie wcześniejsze wydarzenia skumulowały się w jedno. I muszę z tym walczyć.

Każda depresja jest inna, jak każdy człowiek jest inny.

Lekarstwa nie są dostosowane indywidualnie dla każdego pacjenta. Medycyna nie widzi jednostki, a niby jest stwożona do pomocy. Tabletki jakie syn przyjmuje ( minimalizuje stawki i chce rzucić to badziewie) to osobiście nie wiem czy wogóle człowiek powinien przyjmować. Jak się syn czuje? Chodzi po ścianach – dosłownie. Na następny dzień nic nie pamięta. Ja to widzę! łapię, kładę do łóżka, tulę tak jak kiedyś Tatuś mnie tulił, kołyszę.

Tabletki odstawia powolutku bo skutki uboczne również są tragiczne.

Przez to wszystko przechodzę sama, samiuteńka. Jest mi bardzo, bardzo ciężko.

Oczywiście widzę w tej mgle, maciutkie maciuteńie światełko.


Update: Jan 4, 2023

Jak się czuję? Jest lepiej. Daję sobie radę. Syn? Jest lepiej.

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s