Bakterie😷😷

Wczoraj MMowi wyciągnęli druty z palca. Podobno odbyło się to bezboleśnie. W tej chwili palec jest zaklejony plastrem. Za 10 dni ponowna wizyta u lekarza i nastąpi rehabilitacja. Całkowity powrót do sprawności za 2-3 miesiące. Palec został przecięty dokłanie w miejscu stawów i ułamek milimetra byłby palec odcięty całkowicie. Pocieszające, że przy takiej higienie rąk jaką MM od lat stosuje, a więc prawie całkowite nie mycie rąk, nie wdarła się infekcja. Myje przy okazji mycia kubka do kawy, talerza oraz gdy bierze prysznic. Dwie sytuacje kiedy widzą wodę, a więc codziennie ale uważam, że za mało. Próbowałam być stróżem jego mycia rąk, nie udało się, zrezygnowałam.

Wzmoglam moją higienę. Każdy nóż, talerz i inne przedmioty kuchenne, przed użyciem myję lub płuczę. Klamki a u nas gałki drzwiowe, przcieram co 2-3 dni. Szafki, blaty i uchwyty w kuchni myję każdego dnia. Jeszcze wiele czynności myjących, przecierających, wykonuję. Nie mogę stać i ciągle jęczeć …wymyj ręce …. Wymyłeś ręce…czy wymyłeś ręce…. Oczywiście mam więcej pracy w utrzymaniu czystości ale…w domu spokój.

Z łazienką nie mamy problemu, bo korzystamy i dwóch różnych.

Dawno temu kiedy jeszcze dinozaury po świecie biegały, moi teściowie a exa rodzice przychodzili do mojego domu w Polsce każdego dnia. Teść hodował króliki, teściowa pieliła ogród i gotowała a my z ex-mężem układaliśmy parkiet, malowaliśmy pokoje itp.

Teść w tamtym okresie miał jakieś 55-58 lat. Był mężczyzną wysokim, postawnym i nosił przed sobą, brzuch słusznej wielkości. Po oporządzeniu królików wchodził do domu i opierał się rękoma o ścianę. On nie mył rąk tylko spłukiwał ale tak upaćkał zawsze ścianę i klamki, że po tygodniu ledwo domywałam do przyzwoitej czystości. Zwracanie uwagi nie pomogło. Mój chłop też ni cholery nie rozumie i z koniem kopać się nie będę.

Do czego zmierzam. Lekarz MM miał 2 tygodnie podobny przypadek, przed przypadkuem MM. Kobieta z zakażeniem trafiła do szpitala na 2 tyg. A więc, MM jest bardzo odporny na wszelkie bakterie. Ale nie ja, jestem w tych wyjątkowo wrażliwych. Przyniesiona z zewnątrz bakteria zaatakuje mnie i leczę się kilka dni. Dlatego wyjątkowo dbam o czystość, szczególnie kuchni i wszystkich klamek. Nie jestem pedantką, dbam o swoje zdrowie, znam siebie i swoje ciało.

Dziś za oknem zimno i deszczowo. Włączyłam ogrzewanie.

Dzień palca 👆🏼

Po obudzeniu o 6:14 wiedziałam. Że MM już musiał pojechać do szpitala bo miał tam być o 6am. Zostałam w łóżku. Nie wstawałam, nie szukałam. Jedynie co zrobiłam to sprawdziłam na app nego lokalizację.

I zanim zeszłam na dół na kawę pi 7am, było już po zabiegu i otrzymałam zdjęcie na potwierdzenie tego zdarzenia.

Będzie mój inwalida za chwilę wracać do domu.

MM 2 ma druty wsadzone wzdłuż palca i przechodzące przez kość. Ścięgno przecięte w 85%. To usztywnienie drutami ma pozostać na 30 dni. Oczywiście, na kontrolę ma się udać po 10 dniach. Dłoń spuchnięta i palec bolący.

Wyjazd do Savannach na 10 maja się nie odbędzie. Z kwietnia przełożyliśmy na maj, obecnie całkowita rezygnacja z hotelu i wyjazdu. To nic, pojedziemy w sierpniu i chyba wybierzemy inny kierunek.

Krwawe kosteczki

W sobotkę zrobiliśmy zakupy w Costko. Dużą karkóweczkę też załadowaliśmy do koszyka. No co, jak święta to święta. Kawał tego mięsa trochę ważył. Zaliczyliśmy cappuccino no i do domku, rozpakować zakupy i podzielić mięsko. Mięska nie podzieliłam bo się rozleniwiłam i tak przeleżało w szczelnej fabrycznej foli zapakowane do poniedziałku.

Poniedziałek

Po powrocie z pracy nawet zapomniałam, że mięsko czeka na mnie w lodówce. Po godzinie 8pm wielka niespodzianka. Mięso w lodówce!! Już miałam zostawić na dzień następny ale … zdecydowaliśmy, że MM mi pomoże i szybko dzielenie mięska zakończymy. Tak myśleliśmy, tak planowaliśmy. Co wyszło?

MM sprytnie wyjął kawał mięsa i rach ciach przjechał nożem po środokowym palcu. Krew lała sie ciurkiem. Szybko i jak najszybciej straliśmy się zatamować potop krwi. Przeciąl na samym zgięciu kosteczek i stwów. No niby nic ale krew się lała. Bardzo mocno ścisnęłam bandażem, wcześniej położyłam gazę. Zatamowaliśmy, MM postanowił że usiądzie, poluzował troche bandaż a później jeszcze bardziej ścicnęłam, ale krew już tylko się sączyła. Z zaskoczoną miną stwierdził, że palec jest giętki nie ma możliwości samodzielnego zginania albo też może wyginać jak mu się chce, we wszystkie strony. Wtedy zrozumiałam, że trzeba jechać na pogotowie. Jak nigdy, spanikowałam a przecież nigdy nie panikuję. Możliwe, że nasze wcześniejsze, sobotnie rozmowy o śmierci spowodowały reakcję paniki. Przestałam myśleć trzeźwo. Panika ogarnęła mój umysł doszczętnie. Zadzwoniłam do córci na piętro, że trzeba jechać z MM do szpitala. W kilka sekund byli już w kuchni. Córcia obejrzała i stwierdziła przecięcie ścięgna. Kazali mi zostać w domu, nie matwić się i dla odprężenia zająć się karkówką, A oni pojadę z MM na pogotowie.

Na poczekalni było bardzzzzooo dużo ludzi, więc MM został i kazał im wracać do domu bo to najmniej 2 godziny czekania na lekarza. Ale po kilkunastu minutach MM wysyła nam zdjęcie, że jest już w pokoju oczekującym na wszelkie badania. Dla niego było to również zaskakująco szybko, kiedy podjechali wózkiem i zabrali go z poczekalni do pokoju zabiegowego. Procedury jak zwykle u każdego, wstępny wywiad, podłączenie do wszelkich maszyn medycznych, RTG, pobranie krwi, zmienienie opatrunku itd.

Niestety ale nie było odpowiedniego lekarza na wykonanie zabiegu to otrzymał wszelkie informacje do lekarza ortopedy.

Córcia go odebrała z pogotowia z usztywnieniem dużego palca u lewej ręki. Zastanawiałam się jak będzie pisać na keyboard, używa przecież wszystkich palców. Nie to co ja ( w Polsce na maszynie do pisanie w regionalnym konkursie pisania zajęłam 2 miejsce w szybkości i z ortografii, bez patrzenia na klawiaturę) stukam 4 palcyma. Czasami staram się więcej tych 4-ech palców używać ale …. po co? Nie muszę się sprężać.

Wtorek

Wstaję raniuśko, no może później niż raniuśko i po 8am pytam, czy już dzwonił pod wskazane numery telefonów prze EMS. No i usłyszałam , że on ma czas i to nie jest takie pilne, przecież tylko trochę boli a on ma tabletki przeciwbólowe (OPIATY). Tego mi było za wiele. – czy pokazać ci zdjęcie mego Tatusia z palcem wskazującym sztywnym jak kijek? Ty nie będziesz miał kijka tylko cos wachającego się między innymi palcami. Pokazać Ci zdjęcie?

_ nie chcę zdjęcia – odburknął.

– to dzwoń !!!!!

Oczywiście, że zadzwonił, tak dla odczepnego ( a niech ma). Nagrał się na sekretarkę i czekał na odzew z drugiej strony. Tylko nie ze mną takie numery!!! Jeden raz zadzwonił i czeka? Trzeba tyle razy dzwonić aby automatyczną sekretarkę zablokować a nie żartować ze swego stanu zdrowia. Znów jemu nagadałam i wyszłam, myśląc… co ci faceci mają w mózgu? Żartować sobie ze zdrowiem? To jest pilne a nawet bardzo pilne. Wpadłam do jego biura. … masz dzwonić aż się dodzwonisz i to nie są żadne żarty. Nie wiem co ten mój bohater zrozumiał ale dodzwonił się i umówił się na …..PIĄTEK!!!

WHAT!!!!! Jaki piątek !!!! To ma być już. Zostawiłam go i pojechałam do pracy. Ale długo w pracy nie wysiedziałam. No kurcze, czy MM rozumie co on robi?

Znów wpadam na piętro do jego office….- jutro mam wizytę u lekarza ale w innej miejscowości – poinformował mnie uprzedzając moją frustrację. Myślę sobie…. wielkie mi coś inna miejscowość ( ale dla amerykanina to tak jak lot na księżyc) 45 minut jazdy i autostradą bez korków bo szkoły mają spring break). Ale byłam zadowolona, Bo MM nie umie nic załatwić. Dać przykład? Ależ nie ma problemu.

MM postanowił pokryć czymś zabezpieczjącym, na podobno około 5-8lat, nasz dach. Przyszli panowie pomyli ciśnieniowo dach i odjechali. Jednym słowem good-blues. Po 2 tygodniach przyjeżdza właściel firmyi MM płaci całą należną kwotę czekiem. No byłam w tym czasie w pokoju. Na nastepny tydzień, przyjężdzają ci samie panowie nałożyć jakąś zabezpieczającą powłokę na ten dach. Stanęli w oddali i dyskutują… tam źle pomyte, ooooo zobacz tam też trzeba domyc…a ja to słyszę ale się nie wtrącam. Nie chcę być mądrzejsza. Kurna to ci sami faceci myli ćiśnieniowo ten dach a nie inna brygada!!! Gady dadu i z MM doszli do porozumienia, że przyjadą ponownie myć ciśnieniowo ten nieszczęsny dach. POJECHALI. Drugi tydzień nikt nie dzwoni nikt nie przyjeżdża, po jaką cholerę mają przyjeżdzać, spieszyć się jak kasa już dawno zapewne się ulotniła. MM jakby zapomniał. I to jest takie załatwianie sprawy. NIe sądzę, że się brygada budowlana ulotniła, ale kto płaci przed wykonaniem pracy? Mój Mąż!!!

To tylko jeden przykład.

Środa

No nareszcie sprawy palca poszły do przodu.

JUTRO BĘDZIE OPERACJA!!!!!!

Marzec 31 a więc ostatni w 2023 roku

Podaruję sobie spokojniejszy dzień. Bez ciśnienowego mycia. Jak bym wiedział, że tak zrobię, bo od maszyny poodkręcałam węże, jeden doprowadzający wodę, drugi odprowadzający lecz już z ciśnieniem. MM za chwilę przwiezie mały bak benzyny ale przecież nie zmarnuje się jeśli postoi.

Nie, nie jestem chora czy zmęczona pracą, na dziś znajdę sobie pracę. Tylko przy tym myciu, dni niepostrzeżenie uciekają, nawet nie mam czasu na podziwianie wschodzących tulipanów. Nie mam czasu na spokojne wypicie kawy. Nie mam czasu, tak normalnie, na życie. A ono przecież nie będzie na mnie czekać, kiedy skończę mycie, szorowanie podjazdów, ono mi przeleci między palcami.

Trzy dni, tak zwyczajnie przeleciały. Oczywiście, że przyjemnie posiedzieć na czystym tarasie, kiedy wiaterek powiewa a ptaki ślicznie śpiewają ale przez te ostatnie dni nie czułam wiaterku a ptaki na pewno śpiewały, tylko nie słyszałam.

Kilka krzewów mi wymarzło. Wielka szkoda bo jak tak patrzę, to w tych krzewach zawarta jest moja praca. Posadzenie lub przesadzenie. Doły na posadzenie same się nie wykopały. Podlewanie i pielęgnowanie to też praca. Mróz przyszedł, zmroził a ja teraz czekam z nadzieją ogrodnika, że odżyją, puszczą pąki, a przecież te krzewy były z gatunku „zawszezielone”. Okazało się, że nie zawsze.


Oczywiście, że przykrywałam folią. Ale z tym wiąże się pewna historia. A był to tak.

Nie zawsze mam ochotę jechać po pracy do sklepu. Wiadomo korki i tłoki w slepach. Ludzie poczuli wiosnę i wyruszyli do sklepów ogrodniczych i budowlanych. Podobnie jak ja i to zjawisko jest normalne i naturalne. Ale spędzić w sklepie +2h (z dojazdem) nie chciałam, w tym czasie mogłabym innych pożytecznych rzeczy zrobić dla domu i ogrodu. Padło na MM, pojedzie kupi folię. Zrobił zdjęcie pudełka z resztką foli z lat poprzednich. Nie pojechał. Któregoś dnia nad ranem wyskoczył mróz -7C( tulipanów jeszcze nie sadziłam). Byłam zła, że przecież mógł pojechać i kupić folię. No cóż nie pojechał. Kilka dni po mrozie krzewy zgubiły wszystkie listki. Byłam niepocieszona. Przed następnym mrozem, poprosiłam ponownie.

Chcę zaznaczyć, że nie zawsze moje samopoczucie jest wyśmienite, ja siebie dosłownie zmuszam, napędzam aby nie zastygnąć,

MM w telefonie ma zdjęcie pudełka z folii więc problemu z wyborem być nie powinno. Kiedy wrócił, płakać ze złości mi się chciało. Miał zdjęcie w telefonie, telefon miał ze sobą…- tam tyle tych folii, że nie wiedziałem którą kupić, ta chyba będzie dobra…..powiedział

Próbowaliśmy przykryć tulipany, listeczki wyszły ponad ziemię. Ciężko a nawet, ciężko i trudno przykryć „blachą” powierzchnię która nie jest w linii prostej i nie przydusić tego, co dopiero wychodzi z ziemi. Wkurzał się i ostatecznie skwitował…

– nikt z sąsiadów nie przykrywa kwiatów i krzewów tylko my – te słowa wypowiedział ze złością bo folia do elastycznych nie należała

– u ilu sąsiadów byłeś na back yardzie i ilu sąsiadów znasz? spytałam – zostaw to i idź do domu nie potrzebuję twojej pomocy, idź już- krzyknęłam

Nie miał pomysłu na folię którą kupił. Nie miał wogóle żadnego pomysłu na pomoc w przykrywaniu.

Po chwili wyszedł z domu stanął w oddali i przyglądał się jak mocuję się z krzewami. Nie udawało mi się, folia ciągle mi się zsuwała z krzewów, jak nie z jednej to z drugiej strony. MM stał wciąż w oddali z rękoma schowanymi w kieszeni spodni. Spojrzałam i już nie wytrzymałam. Bo kto wytrzyma, brakowało jeszcze wykałaczki w buzi i językiem jej przewracania.

Mimo wszystko przeanalizowałam co mogę powiedzieć, aby tego mego męża z gołębim sercem za bardzo nie urazić a jednocześnie żeby zrozumiał.

– nie mogę pracować jak patrzysz mi na ręce jak superwizor, idż do domu – krzyknęłam

– i pójdę – odpowiedział i na pięcie odwrócił się, podążył w stronę domu.

Faktycznie, takie gapienie się na moje ręce w trakcie wykonywania czynności, przeszkadzało mi bardzo. Suprewizora nie było i prace ruszyły z kopyta.

Niestety, zmarzniętym krzakom już nic nie pomogło, ale tulipanom jak najbardziej. Robi się na moim back yardzie KOLOROWO😁


Już po mrozach ale przy 0C i +1C podjechaliśmy do ogrodniczego sklepu aby sprawdzić co mają nowego. MM stanął jak wryty i patrzył. Gapił się na przykryte kwiaty i krzewy.

– jak widzisz nie tylko ja przykrywam, sklep również. Nie wiem co z tego zrozumiał, chyba nic bo to nie on pielęgnuje kwiaty i wszelkie nasadzenia w ogrodzie.

– zimno to przykrywają – odpowiedział.

Gdy patrzył na nasze zmarznięte krzewy ( dziś o poranku)

– trzeba wyrzucić i nowe posadzisz – powiedział

– czy ty wiesz ile one mają lat? Czy ty wiesz jak kupisz nowe to trzeba czekać z 7 lat aby wyrosły do tej wysokości? A takich wysokich nie ma, nie sprzedają bo one bardzo ciężko się przyjmują. Odpowiedź była jedna – idę do domu…


Zdecydowanie, dziś nie będę myła ciśnieniowo. Kawcię już pod parasolem wypiłam. Zajmę się czymś co nie będzie potrzebowało nakladu ciężkiej pracy fizycznej.

Szok cenowy

Nie zwracałam uwagi na ceny. Ot, czasami patrzyłam lecz jeśli coś było potrzebne lub mniej potrzebne, kupowałam. Nowa pościel – prosze bardzo, nowe zasłony – prosze bardzo, nowy dywan – prosze bardzo, brak w baryku wina – prosze bardzo, sukienka nowa – prosze bardzo, kosmetyczka – prosze bardzo, itd. Nie będę wymieniać. Przy zakupach oprócz swojej karty debetowej lub kredytowej, zawsze mam MM karty. Mam też zapowiedziane, zawsze używać tylko jego kart. Patrzyłam na ceny i bez przesady ale nie nadużywałam zaufania MM i nie kupowałam rzeczy nie potrzebnych, zbytecznych. Używałam i używam swoich kart. Tylko te ceny mnie tak bardzo nie interesowały.

Dziś pojechaliśmy do sklepu hurtowego. Zdębiałam, normalne załamanie psychiczne. Wzięłam opakowanie borówek w dłonie i nabiegły mi łzy do oczu….dlaczego takie małe opakowanie tyle kosztuje, dlaczego tak drogo….pytam. MM na spokojnie odpowiada – wszystko Krysia podrożało. Patrzę na opakowanie borówek – nie ja ich nie chcę – i odkładam. MM patrzy na mnie a ja ze łzami – idziemy. Jeszcze mówił, że chciałam przecież …ale mi się odechciało. Podeszliśmy do lodówki z męsem. Przewracałam te karkówki i niech to ich szlag trafi za kawałek karkówki płacić 40$. Ale tym razem MM nie ustąpił, musiałam wybrać. Przy papierze kuchennym i toaletowym przeżyłam szok. Nie pomogły tłumaczenia …. że pracuje, że na takie rzeczy to my na pewno mamy pieniądze i nie będziemy oszczędzać. Kiedy namówił mnie na hot doga ….Krysia to tylko 1,50$ jeden kosztuje…zgodziłam się.

Siedząc przy stoliku, kiedy MM poszedł zamówić tego hot doga, rozpłakałam się na dobre. Nie mogłam powstrzymać łez. Wycierałam całą dłonią z policzków, żeby jak MM wróci nic nie zauważył.

Zmienię sposób zakupów i będę starała się kupować rozsądniej. Nie jak do tej chwili. Całe opakowanie jogurtów i z tago opakowania trafiało kilka do śmieci. Szynek w opakowaniu do koloru do wyboru w lodówce a jem tylko jeden gatunek. Z pieczywem podobnie.

Przez wiele żyłam pod „ kloszem”, a od któregoś dnia poczułam pęknięcie na „kloszu”, przy kupowaniu bułecze zwróciłam uwagę na cenę. Dziś podjechaliśmy do tego samego spożywczaka, te same bułeczki były droższe o 1$. Ale byłam zadowolona z ceny świeżej kapusty 1 pound za 0,96 też kupiłam i się do tej kapusty uśmiechnęłam.

Do tej pory nie było takiego znacznego skoku cen, więc nie przejmowałam się, obecnie to jest wprost niemożliwe. Niemożliwe stało się możliwe.

Jednym słowem zostałam rozpieszczona przez MM, nie powiem, że źle się z tym czułam ale cieszę się że „klosz” zbiłam.

Mam mieć oczy otwarte i patrzeć co i ile kupuję nie tylko w spożywczym.

MM niech dalej mnie rozpieszcza ale kwiatami.

Wczesnym porankiem i wieczorkiem

Zadzwoniłam do Urzędu Miejskiego o umówionej godzinie. U mnie 6 godzin do tyłu a wiec 3:50am musiałam już się przebudzić. Panie z urzędu bardzo sympatyczne i pomocne. Przeksięgowały już kwoty z konta mego ex na odpowiednie konta. Wczoraj jak dowiedziałam się, że sprawa nabrała inny bieg, komorniczy, to aż włosy na głowie mi stanęły. Nie chcę wskazywać winnych ale u mnie było wszystko opłacone. Jakie numery kont bankowych mój adwokat otrzymał z urzędu na takie wpłacałam, z księżyca nie wziął. Gdyby nawet próbował sam wymyślić to by się nie udało takich mi podać. Na stronie internetowej urzędu są podane numery kont na jakie trzeba wpłacać podatek od nieruchomości lecz takiego jaki mi podano i wpłacałam podatek przez dwa ostatnie lata, nie znalazłam.

Ogólnie cieszę się, że zostało wyjaśnione bo walka z komornikiem nie należy do przyjemnych i krótkich.

4:26 am leżę w łóżku i słucham odgłosów deszczu za oknem. Bez względu na to czy MM jedzie ze mną na moją siłownie czy nie, ja pojadę. MM jest dopisany do mojego karnetu i zawsze mogę wprowadzić go jako gościa.

Zeszłam na dół juz przyszykowana do wyjścia. MM nawet nie wspomiał, żebym poczekała lub coś w tym rodzaju. Pomyślałam jak nie to nie. Sama pojechałam. Nie lubię takiego gadania o siłowni, bezsensownego liczenia kalorii, unikania wagi jakby to pomogło w odchudzaniu. Każdy jest inny. Dziś po powrocue z pracy usłyszałam, że MM źle się czuje. Na piętro nawet nie miał siły wejść po schodach aby wziąć baterie aby wymienić w ciśnieniomierzu.

Ciśnienie dobre, ok, może być, ale nie takie żeby miał zawroty głowy. Office nie wietrzy no to trudno żeby nie zemdlał. A może szuka wymówki, żeby jutro nie jechać na crossfit. Ale jeśli nie chce i nie ma ochoty, nie musi. W takim razie niech nie je całego kurczaka o 8pm.

Ręce opadają z bezsilności.

Chce ładnie wyglądać ale bez wyrzeczeń i wysiłku. Każdy chce, ja też coś tam chce ale to nie zależy odemnie ale od MM. No i czego się czepiam swego MM?

A tego, że przy śniadaniu mówi już o kolacji… Ja tak nie potrafię. Komsumując jedno myślę o drugim jedzeniu co będzie za 7-8 godzin, tym bardziej że to będzie następne żarcie. Cieszę się, że MM ma hobby, ale to hobby doprowadzi go do rozmiarów 600 pound. Oglądałam wcześniej program 600pound ale przyznam, oczy bolą patrzeć na żarłaczy i brudasów. Wszystko i w największych ilościach pożerali, aby jednego mężczyznę zabrać do szpitala musieli zburzyć ścianę, później okazało się, że aby go stamtąd wyciągnąć potrzebny jest specjalistyczny wysięgnik i transport. Jego waga była około tony. Niestety ale mężczyzna ten już jest w niebie. Serduszko nie wytrzymało. MM jest słusznego wzrostu i postury, wagę swoją kontroluje. W tej chwili jego waga oscyluje 130-140kg( a może + 20kg) ale jego hobby jak też wieszości amerykanów jest żarcie. 18 lat tłumaczę …. Jedz obfite śniadanie i lunch, skipnij kolację….aha, aha, dlatego amerykanie są najbardziej tłustm narodem. Tłuszcz wszędzie leje się strumieniem.

Wcześniej słyszałam …. Jedz bo zachrujesz…dziwne

Zachorujesz na co? Na brak oleju w głowie? Wystarczy mi tego oleju aż do śmierci i nie dam się skusić na kurczaka o 8pm.

Jak widać jestem wkurzona. Jutro jadę na siłownie. Może moja mobilizacja, zmobilizuje MM?

Muszę próbować.

Jednak MM zostawił upieczonego kurczaka, na jutro. Widząc moją minę to i tak dziwię się, że zielona sałatka mu smakowała

Ja to potrafię zepsuć człowiekowi apetyt o 8pm 😬


Pamietam, a było to bardzo dawno. Obchodziliśmy w moim domu w Polsce hakąś imprezę. Jak to mężczyźni zaczęli rozmowę o wadze swego kochanego ciała. Ex stanął na wadze – no większy kogut, szwagier – kurczak, moj Tatuś – waga zdrowego faceta, ostatni był mój Teść. Wiedziałam, no wiedziałam, że Teścua wagi nie ma na skali. Uwziął się, że nie jest gruby, nawet swego syna a mojego męża nie posłuchał. Waga zagruchotała i wskazała 0. Teść i tak nie przyją do wiadomości, że zepsuł wagę bo waży poza skalę wagi.

Tak to jest z grubaskami, wszystkich grubasków wokół widzą i komentują ale siebie nie widzą, jakby w w danym momencue wzrok stracili.


Czasem ludzie myślą, że kobiety nie traktują grubasów serio, lecz to wierutna bzdura. Prawda jest taka, że kobieta traktuje poważnie każdego mężczyznę, który zdoła jej wmówić, że ją kocha.

George Orwell,

Obym się myliła

Zasypiałam przy akompaniamencie grzmotów i błyskawic. Budziłam się prz uplewie. Deszcz przeraźliwie huczał i mruczał. Woda dosłownie lała się z nieba. Moje wczorajsze plany omal nie byłyby zrealizowane.

Poranna ulewa nie była zapowiadana przez synoptyków. Czasami zastanawiam się, że to jest najlepszy zawód jaki może być. Najbardziej nieodpowiedzialny, nikt do sądu nie pozwie, nikt nie ukarze, nie zwolni za popełnione pomyłki. Tłumaczeniem może być: aura pogodowa jest nieprzewidywalna.

Planowane prace na dziś w 60% wykonałam. Te 60% to była najgorsza robota. 40 to tylko kosmetyka, którą wykonam w sobotę. Nic nie planuję na jutrzejsze popołudnie. Nie wiem o której wrócę jutro do domu.

Tulipany powolutku przekwitają ale jest jeszcze dużo które dopiero będą kwitły.


Prace polowe zakończyłam dość wcześnie. Nie chce się przemęczać, boję się również kleszczy i pająków. Już coś mnie porządnie w 3 miejscach dziabnęło. Podejrzewam, że mrówka lub pająk.

Weszłam do wewnątrz. Gdy MM usłyszał, że jestem w kuchni to i on już leci. No i przyleciał. Tłok się zrobił, ja kubek wyjmuje to i on chce. Robię kawę to i on chce. Zacisnęłam zęby. Usiadłam w fotelu a on na poręczy kanapy, żeby być jak najbliżej.

No i zaczyna mi marudzić. Że musi jechać do starszej pomóc w tym, tamtym siamytm t owamtym. Że lepiej gdyby została, w tym Utah itd. Więc, nie lubię wypominać ale tym razem musiałam. Jeszcze rok temu narzekał, że jego dziewczyny się rozjechały po Ameryce i on czuje się samotny, że chciałby aby były bliżej itd. Gdy pomagaliśmy w przeprowadzce studziłam jego radość. Będziesz miał blisko starszą to i będziesz pomagać i psa pilnować. Zarzekał się, że napewno nie.

No i teraz ma swoją starszą i znów narzeka. Była daleko też narzekał. Pogoniłam go do pracy przy kompie, a jechać do starszej còrki i tak musi.

Biedny nie odezwał się, poszedł do swego biura.

Niestety starsza skończyła już 40tke i nic nie wskazuje na to, że rodzinę założy. Krąg jej znajomych to osoby o innej orientacji. Więc, nie ma szans, to pierwsze. Drugie, za duże wymagania w stosunku do przeszłego narzeczonego a taki chyba jeszcze się nie urodził. Tatuś musi pomagać i ja również, bo ona dopiero uczy się sprzątać. Z gotowaniem jest jeszcze w ciemnym lesie.

Ale ma chęci do nauki, więc widzę światełko w tunelu. Nie będzie źle.

MM jutro pojedzie i pomoże. Zakłada pomoc na 3 godziny a ja bym obstawiała trochę dłużej. Zmywarka nie działa, tv nie podłczone i kable zwisały do podłogi, półkę zawiesić, lunch zaliczyć. Wróci mój biedny zmęczony i wkurzony. Lepiej abym się myliła.

Refleksja

Aktywna zawodowo, yardowo i rodzinnie, zapominam lub też z braku czasu, o napisaniu w moim osobistym pamiętniku kilku zdań o wydarzeniach z minionego dnia.

Często krytykuję MM, jego starzenie się. A przecież starzenie się to nie tylko uśmiechy, to brak pamięci, powolność, marudzenie, niechęć, ból i strach…itp. Niby pamiętałam, widziałam, przeżywałam z innymi osobami w rodzinie i po za nią, a jednak zapomniałam. A może od MM zaczęłam na jego starość, więcej wymagać. Możliwe, że chciałam zagłuszyć widok starzejącego się człowieka ze swoim widokiem w lustrze. Nie wiem, trudno mi to ocenić. Wiem, że zaczęłam się od MM oddalać, kiedy on wciąż trwał i trwa przy mnie. Nie chciałam i nie chcę widzieć jego drżącej prawej dłoni. Udaję, że nie widzę. A przecież coś się dzieje. Myślę, że nie idzie do lekarza bo nie chce usłyszeć diagnozy. To jego prawo, prawo wyboru, które na siłę chcę zmienić. Zwracałam uwagę na pierdoły..stawianie brudnych butów na stół nie widząc, że dla mnie chodzi 2 km z ciężarami w plecaku. Drapaniu widelcem po talerzu, nie widząc jego bąbli na stopach. Niby takie drobnostki a ja właśnie do tych drobnostek zaczęłam przywiązywać większą wagę, zamiast podtrzymywać jego na duchu, dawać więcej zainteresowania. Nie, nie krytykowałam MM za jego zachowania: butów, skrobania widelcem, smarkania podczas obiadu itp. wychodziłam na tę chwilę z kuchni. Nie krytykowałam ale zmieniałam się w zachowaniu do niego. Nie kłóciłam się tylko uciekałam na yard, a tam budowałam sobie skorupę. Można mieć skorupę ale trzeba zauważyć drugiego człowieka. Stałam się skorupiakiem, widzącym tylko swoje potrzeby. Wygodnie było i jest kiedy udaję że nie widzę lecz moje i MMa starzenie sie włazi przez każdą naszą komóreczkę do środka nas. Jestem aktywna, pełna wigoru ale czy ta aktywność jest taka sama jak u 30tki?

Wiem, że muszę „przemeblować” swoje postępowanie, nastawienie, myślenie. Większą uwagę skierować w kierunku swego męża, bo przecież chciałam zestarzeć się z nim, a teraz uciekam. Przecież byłam i jestem, wyrozumiała, cierpliwa, delikatna ale…. coraz mniej w stosunku do MM.

W tym miejscu chciałabym podziękować Tara53, której ostatnia notka na blogu zmusiła do refleksji. Dziękuję Ci. 🌷🌷

23 godziny do 2022roku

Trudno jest mi usnąć. Wczorajszej nocy błyskawice z piorunami a teraz sowa wrzeszczy. Może wrzeszczy z radości lub smutku, że jest głodna.

Kto to wie?

Myśli krążą po głowie i nie są to miłe myśli. Utwierdzam się w przekonaniu, że sytuacja w tym domu nie jest przyjemna.

Pewien starszy pan powiedział. – Krysztyna, żyj swoim życiem, masz pasje i hobby, zajmij się tym co lubisz. Zacznij żyć dla siebie.

No niby prawda, ale czy to nie jest ignorowanie drugiego człowieka?


Pomyślę o tym rano.


16 godzin do nowego roku. W domu cicho jak makiem zasiał. Pisek który zrzygał sie na pluszowy dywan, za pozwoleniem MM, jest znów na piętrze pod drzwiami mojej sypialni. On się nie odzywa, nawet zamknął drzwi do swojej sypialni. A to co teraz robi to jest manifestacja obrażonego dziecka. Kuźwa zamiast zapieprzać do sklepu po kwiaty, czekoladki lub amerykańskie pączki i prosić o wybaczenie to bawi się w dziecko. Bo mamusia – Krysia przyjdzie i po główce pogłaszcze.

Dość głaskania starego faceta, który nie chce być mężczyzną. Który bardziej kocha sowy na drzewie, niż ludzi.

Dobra, dość narzekania i użalania się. Nikt mnie nie pogłaszcze i nikt nie powie durne … wszystko będzie dobrze, tylko trzeba czasu.

Więc…. Krysia wszystko będzie dobrze, nie martw się, to jest twój dom i bierz się do roboty. Wyłaź z łóżka. Dziś jest Sylwester i będziesz się bawić.

Nie pozwóle zamienić swego domu w dom pogrzebowy!!!!

Starzenie się, czy musi być tak bolące dla innych…

Słyszę jak idzie po schodach. Ale dziś już skrzywdził mnie słowami, więc niczego dobrego nie oczekuję.

Co oznacza słowo KOCHAM.

Kiedy usłyszałam słowo kocham wypowiedziane przez moją bossową w kierunku do jej 5-letniego syna, zdębiałam. Nie miało żadnego znaczenia, nie przekładało się na czyny i zachowania. Oznaczało tylko słowo, wypowiedziane i ulotne. Wypowiadane kilkanaście razy dziennie skierowane do męża i dzieci. Dość długo zastanawiałam się jakie znaczenie ma słowo KOCHAM w amerykańskiej kulturze.

Dawno zrozumiałam, że żadnego znaczenia nie ma, to taki przerywnik jak eeeee, aaaa lub u młodzieży kur…a. Po prostu nic nie znaczy.

Nie idą za tym żadne dobre uczynki i szacunek dla kochanej osoby. Nic, po prostu NIC.

Dziś Wigilja Nowego Roku, moje serce przepełnione jest żalem, smutkiem i samotnością. Nie wiem jak długo jeszcze będę dźwigać ten krzyż. Zrobiłam co mogłam dla swego męża ale to wciąż jemu za mało. On jest nienasycony jak gąbka. Chciałby mieć mnie na własność i oddzielić mnie od moich dzieci. Takim chamskim postępowaniem oddziela mnie od siebie.

Moj MM zamienia się w potwora. Jego pasją i hobby jestem ja. Teraz wiem on zabiera moją energię i miłość do świata, wszystko co we mnie dobre zamienia w niechęć do życia. Mam wrażenie, że wypija ze mnie siły witalne.

Sorry, mówi. Czy to, to samo co kocham? Wiem, że tak, jutro będzie to samo.

Nigdy nie kłóciłam się z moimi dziećmi. Dziś wieczorem pokłóciłam się ze swoją córcią. Na prawdę o bzdety. Później w sms, napisał sorry, odpisałam że powinien być teraz dumny. Wszystko niszczy.

Matka jego nie chciała, pierwsza żona jego nie chciała, więc – moja odpowiedź – zastanów się bo jestem wyjątkowo cierpliwą i wyrozumiałą osobą ale i u mnie się też wszystko kończy. Na ile zrozumiał nie wiem.

Skończył 70-tkę i zaczął narzekać, marudzić i się nudzić. A ja wypiekam jemu chlebek turecki, przytulam na dzień dobry, całuję czółko, dbam o jego na ile mi pozwala. I nie mogę nic powiedzieć kiedy odpowiada na moje propozycje: poczytaj książkę – nudne, podmuchaj liście – nudne, przecież pracujesz -nudne, napraw drzwi – nudne, idź pobiegaj – nudne…..itd

Kurcze, jest mi bardzo przykro, że mi się po raz drugi nie udało. Pomogłam, pomogłam mu spłacić 250 000$ dla IRS za jago oszustwa podatkowe za Afrykę. A było to jeszcze przed naszym ślubem . Nie, nie były by moje te długi bo podpisaliśmy intercyzę. Pomogłam w stosunkach ojciec – córki. Stoję nad nim jak anioł stróż a on odpowiada mi jak diabeł. Włożyłam mnóstwo pracy na nic. Tylko ja o tym wiem jak wiele i ile razy wycierałam jego łzy. Moich nikt nie wycierał, mam długie rękawy, tylko już one tak mokre, że łzy z rękawów już kapią na ziemię. Nie są to łzy radości więc ich nie zbieram do żadnego pojemnika.

Jestem zmęczona.

Nawet nadchodzący Nowy Rok już nie cieszy.

Jak bardzo trzeba nienawidzić ludzi, żeby niszczyć co oni zbudowali.

Jak zbity pies…..

Jak dobrze wstać skoro świt 🎶🎶🎶🎶🎶🎶🎶 aha, aha. Wstałam po 8am. Wspaniale mi się spało. Termostatu MM nie dotykal i było komfortowo, nie zazimno nie za gorąco. Odpaliłam komputer i zeszłam na kawę. MM był już w kuchni. Na dzien dobry nie było przytulanka. Nie czułam potrzeby i nie chciałam, nie miałam ochoty. Po wczorajszym został mi ogromny smutek. Nie rozumiem, wciąż nie rozumiem, jeśli MM zbił mój ulubiony kubek nie robiłam z tego problemu. Noża nie połamałam, nie wyrzuciłam do smieci, był w szufladzie, on zrobił mi aferę.

Przez cały dzień używałam innych noży, jeśli już dzielić na moje i twoje, używałam noż które przywiozłam z Polski. Używałam też innej mojej stolnicy, nie tej mojej dużej której MM. śmiechu warte.

Staram się wszystko przesnalizować i uspokoić …. teraz te odziedziczone noże.

Rozmawiamy, oczywiście że tak. Tylko znów we mnie coś pękło, colzegoś ubyło. Potrzebuję, jak zawsze kilku dni (około tygodnia) aby siebie poskładać, skleić, przeżyć. Jestem z tych z WWO. Po prostu jakoś żyję z tym ale nie powiem, żeby było lekko. Masę lektury przeczytałam, masę lekarstw przyjęłam. Tego się nie leczy, można jedynie system nerwowy trochę uspokoić. Ostatecznie jest jak jest.

Na kompie nie musiałam siedzieć długo. Udało się zgrabnie i szybko wszystko załatwić, Wyszłam na zewnątrz, powiesiłam pierwszy sznur lampek. Wieczorkiem włączyłam, reakcja rodziny lecząca moje ranne serce. Wiem, że za wcześnie zostawiać włączone na noc. Jeszcze indyk ale po indyku będę miała gotowe oświetlenie świąteczne. Planuję 1 grudnia zrobić generalne bum. 😁

Jednak do szczęścia mało mi trzeba, dziś, jedynie kolorów.

Noc duchów

November 1st jest dniem pracującym. Nie ma zmiłuj sie nawet dla uczniów. Pierwszy raz przebudziłam się po 5 minutach snu. Organizm był gotowy do działania. Od 3 do 5 rano próbowałam zasnąć, bez powodzenia. Ostatecznie około 3 godziny miałam przespane.

Może obudzio mnie zimno? Szalony MM obniżył temperaturę. No kurcze ale nie nałoże na głowe koca elektrycznego, czapkę mogę ale to przesada robić w domu lodówkę kiedy na zewnątrz dzis 8C. I co z tego że na plusie, sam plus nie doda ciepła. A 8 to nie 22. Gdy przebudziłam się o 3 z zimną głową, podwyższyłam temp i mogłam sobie leżeć odkryta. W sypialni zrobiło się cieplutko.

A po pracy!!!

Do domu dotarłam w niesamowicie dobrym nastroju. Przewitałm pieski. Wytarmosiłam je i MM. Szczęśliwi moi domownicy to i ja szczęśliwa. Ale coś poszło nie tak. Nie umiem się kłócić, no nie umiem, a przeciwnik nie jest zainteresowany, dyskusją. Po usłyszeniu pierwszych kilka „słów” opuszczam pola bitwy. Nie jestem zainteresowana zrobienie komuś przykrości. A mogłabym mogłabym to zrobić. Wyszłam na spacer, wylałam mały staw łez.

Gdy wróciłam przypomniałam …że swemu Tatusiowi nie zapaliłam świecy. Postawiłam Tatusia zdjęcie, zapaliłam świecę, włączyłam Tatusia muzykę i z tęsnoty, żalu i niemożności niesienia pomocy mamusi rozryczałam się jak 1000 bobrów. Całe moje życie wierzyłam, że swoich rodziców ustrzegę przed złem, przed starością i śmiercią. Niestety, los za mnie zadecydował. Moi rodzice również wierzyli, że ja jedyna dam im oparcie. Nie dałam, mentalne tak ale fizycznego tego namacalnego od wyjazdu z Polski, nie dałam. Nie ustrzegłam ich przed moimi siostrami i jest mi z tym bardzo ciężko.

A ten mój wyskakuje mi, ze swoim nożem, bo kuźwa w komplecie nie ma noża kuchennego z ząbkami. Bo to jego matki. Jakiej matki? O jakiej matce on mi mówi. Która lała go gdzie popadnie, ojciec go nie chciał matka też. Żeby uciec przed „kochającą” matką, uciekł do wojska i zaraz na wojnę. Jaka to kobieta której mieszkanie socjalne po jej śmierci było jak pijacki chlew. Sprzątałam i widziałam. Nic nie dostał od matki oprócz razów i teraz matka? Zabrał po śmierci ten stojaczek z nożami w którym brakowało dwóch noży. I teraz to jest jego dziedzictwo? !!! Położyłam ten nóż do szuflady, ponieważ był tak umieszczony w stojaczku, że tylko się w pierwszej kolejności po jego sięgało.

Kupię sobie swoje noże. Tylko nie rozumiem dlaczego MM zaczyna dzielić rzeczy na moje i twoje. Starość?

Kiedyś taki nie był.

Może to wina wirusa? Za długo siedzi w domu, pracuje, nie ma kontaktów z ludźmi. Ekran komputera to praca i konferencje, nie ma luźnych rozmów, żartów. Ludzie stają się dzikusami, chamami.

W smutnym nastroju podreptałam do sypialni. MM już spał, podeszłam, pogłaskałam po policzku. Przebudził się, ze smutkiem spojrzal mi w oczy i ….. kocham moją krysie….

Za chwilę i ja usnęłam.

Obgadane problemy

Wczoraj dokończyłam sprzątanko. Jestem gotowa na Thanksgiving. Jak zwykle MM przygotuje indyka i inne specjały, ja upiekę ciasto marchewkowe i ciasteczka imbirowe. Nie trawię cynamonu i jego zapachu. W sklepach w tej chwili przy wejściach ustawione są miotły z zapachem cynamonu. Te sklepy omijam ogromnym kręgiem. Nic co zawiera cynamon nie jest jadalne dla mnie. Oczywiście przprawę cynamonu posiadam w kuchni lecz jej nikt nie używa.

Stół już jest nakryty, później przetrę talerze i sztućce alkoholem. Muszę jakoś sobie życie ułatwić.

Popołudnie spędziliśmy w Madeleine popijając cappucinno i słuchając francuskiej muzyki. Dawno dawno temu uczyłam się języka francuskiego. Opanowałam go na poziomie komunikatywnym, lepiej szło mi pisanie i czytanie. Nie używany został zapomniany. Pojedyńcze słowa pamiętam. Zdanie na poziomie mniej niż podstawym ułożę ale z wymową i zrozumieniem jest zerowo. Pewnie, że szkoda. To jest język który uwielbiałam.

Obgadaliśmy problemy jakie mnie nurtują, włącznie z dżemem na kuchennej podłodze. Poruszenie moich domowo-kuchennych problemów pomógł mi zaistniały dość przykry dla MM incydent. A więc, wykorzystałam sytuację.

Kawusia

Mam nadzieję, że z zauważalnym skutkiem w niedalekiej przyszłości.

Zajechaliśmy po drodze do kilku sklepów. Poszukuję lampki z dodatkiem srebrnego względnie świątecznego bożenarodzeniowego koloru. Podjadę w najbliższych dniach do komisu. Na pewno coś znajdę. W tym tygodniu rozpocznę ozdabianie na zewnątrz z tym, że światełka włączę dopiero po indyku.

I najważniejsze, oddaliśmy koc elektryczny z powrotem do sklepu. Ostatniej nocy na 1 levelu omal się nie usmażyłam. Gorąc mnie straszelna obudziła. Dziś otrzymałam z amazona koc elektryczny z innej firmy, wykupiłam też 4 letnią gwarancję. Kocyk mięciutki, puszysty i grzeje tak jak powinien. Jestem zadowolona z zakupu.

Kocyk

A to przecież najważniejsze.

Ponarzekam…. eh życie

Mieliśmy bardzo biedne miesiące i dni. Nie tylko my, covid wszystkich przycisnął do muru. Nam się też dostało. Budżet domowy się skurczył. W prwnym momencie zarabiałam na nasze utrzymanie i rachunki, a MM intensywnie szukał pracy. Zgodnie z wykształceniem była jak najbardziej praca, pod warunkiem przeprowadzki do innego stany w przeciągu miesiąca. Istna komedia. Zostawić dom i przeprowadzać się …. do innego stanu, chyba pod namiot na trawnik miejski. Ostatecznie zatrudnił się do UPS na stawkę $15,50/h (pracownik fizyczny) minus tax i ubezpieczenia na rękę było +|- $12/h. Praca stojąca na taśmie, nic ciężkiego, nic lekkiego. Nie kamieniołomy i nie fabryka puchu. Narzekał, jęczał, marudził każdego dnia, uspokajałam, plecy, stopy, ręce masowałam. Pocieszałam mówiąc, że nie musi już męczyć się podnoszeniem swoich hantli, biegać z 20kg plecakiem po dzielnicy, że za ćwiczenia fizyczne dostaje teraz kasę.

Patrzyłam jak fajnie schodzi z wagi i cieszyłam się wraz z nim. Kurcze zawsze z nim i obok niego jestem.

Ostatecznie, facet zrobił się z niego!! Jak mi się podobał!!! No jestem wzrokowcem i nic na to nie poradzę.

No i bańka pękła. Rozpoczęły się tel od rekrutorów. Jeden przebijał drugiego. Na raz zrobiło się “tłocznie” na łączach. A że to tylko propozycje to kazałam MMowi w UPS pracować, bo już już….miał rzucić pracę, częściej i ostrzej narzeka, że UPS to nie jest jego. 15,50$/h brutto to nie jest cud ale żebrząc na ulicy można i tego nie nazbierać przez cały dzień, tłumaczyłam. Ofert było kilka, każda kusząca. Oczywiście fajnie jeśli jest z czego wybrać, ale jak dobrze wybrać? to już jest karkołomna gimnastyka. Po długich dyskusjach, analizach i namysłach, wybraliśmy. Wtedy też zrezygnował z UPS. To nie było tak, że zadzwonił i poinformował. Kierownictwo już wcześniej zostało poinformowane, że zatrudnił się do momentu znalezienia pracy zgodnej z zawodem i byli też infirmowani na jakim etapie są te poszukiwania.

Zaczęły się moje rozterki.

Lodówka otwierała się za często.

– a gdzie jest salami? Było całe opakowanie! – pytał zdziwiony stojąc przy otwartej lodówce

– Krysia!!!kto zjadł mój dżem!? – wołał

A na kolację pół kurczaka sobie robił w mimrofali. Jeszcze to wszystko zagryzał lodami. I tak od rana do nocy.

– co ty dziś jadłaś? czemu nic nie jesz? – nieustannie mnie pytał. – jem kiedy potrzebuję, nie będę jeść wraz z tobą, kiedy ostatnio swoją wagę sprawdzałeś? – pytam – wszystko pod kontrolą – słyszałam odpowiedź – ok

Widzę, jak MM się powiększa i powiększa i aby ukryć brzuch, nakłada większe, luźniejsze koszulki. Patrząc na jego rozmiary można wiarę stracić nie tylko humor.

Był rok kiedy byłam okrąglejsza. Jak nie być? przechodząc z jednej do drugiej restauracji. Słysząc – jedz bo zachorujesz, jedz bo smaczne, jedz bo potrzebujesz energii. Tylko po kiego licha potrzeba jest eneria przed samym spaniem? Zastosowałam dietę IDIOT – pierwsze 3 dni były bardzo ciężkie. Trwała prawie 2 miesiące. Ogólnie tę dietę stosowałam dwa razy. Obecnie moją dietą jest MT oraz PCOŻ. To znaczy: MniejszyTalerz oraz PatrzCoŻresz. Nie zjadam do ostatniego kawałeczka, nie zapycham się.

Trzeba chcieć a nie tylko o tym gadać!

MM przestał chodzić z plecakiem. Mimo, że każdego poranka o tym mówi. MM zaczął stosować dietę, wszystko i dużo i pełny brzuch.

Rozmowy żadnej z nim nie mogę przeprowadzić (na razie). Obrazi się i nie na żarty, a i tak to nic nie da. Kiedy lekarka powiedziała, że musi zrzucić wagę, nie chodził około 2 lat, do momentu aż go przycisnęło.

Poleci do NYC lub Chicago, wróci podwójny.

Jak na razie jest jak jest.

Dziwne jest jedno, komentuje grubasów.


Porozmawiałam z MM. Nie mogę na dzisiejszej randce być bez humoru.

Już nie marudzę😁

Dzień naszych urodzin🎂

2 sierpnia obchodziliśmy moje urodziny. Nie było żadnego gwizdania, okrzyków, ciche happy birthday i sto lat odśpiewane w naszej lokalnej meksykańskiej restsuracji. Sto lat odśpiewałam jedynie z moją córcią. Spędziliśmy bardzo miło czas w rodzinnym gronie. Jedynie syn nie uczestniczył w uroczystości, obowiązki służbowe – niestety.

A że mam wszystko, otrzymałam mnóstwo tulipanów od męża i córci. No i książki mojego ulubionego autora. od syna wiązankę kwiatów.

Tulipany od córki, musiałam podzielić na kilka flakonów, są jeszcze białe, żółte i fioletowe.
Żółte od MM. Nie przepadam za czerwonymi kwiatami i nie bawię się w odgadywanie znaczenia kolorów kwiatów.
Plik książek do przeczytania w prezencie od córci.
Wiązanka syna. Jak widać żółty kolor u mnie przeważa.

Jedną książkę już zaczęłam czytać. Nie jest ujęta w pliku powyżej. Otrzymałam dzień przed urodzinami.

Dziś natomiast były urodziny MM. Wybraliśmy się tylko we dwoje. Co za wspaniały wieczór spędziliśmy. A że MM również ma wszystko co potrzebuje. Dostał urodzinową kartkę i całusy.

Uwieńczeniem naszych urodzin będzie kolacja we dwoje w restauracji z dancingiem. Nie jesteśmy pewni co do dnia, piątek czy sobota. Na rezerwację miejsc mamy jeszcze ciutkę ale nie za wiele czasu. Nałożę nowo kupioną sukienkę na tę okazję. Oczywiście kolor paznokci muszę ponownie zmienić. Zrobię to jutro.

W takim razie do juta. 😁

Wakacje w domu

Wczoraj rano poszliśmy się przjeść. Przed wyściem byłam jeszcze świeżuteńka.

Przed marszem

To był marsz. Fajnie się szło po prostym terenie ale jak trzeba było iść pod górkę to już z sapankiem, niestety. Nie byłam już świeżuteńka. 🤣😅 Przemaszerowałam 3,7km w 42 minuty. Koleżanka powiedziała, że musiałam szybko iść. Tak nie uważam. Ale niech będzie, tym bardziej, że to był mile spędzony czas z MM. No i z MM umówiliśmy się na 7:15 am, że pójdziemy właśnie dzisiejszego poranka. Powtórzymy wczorajsze. Wczorajsze nie udało się powtórzyć.

Kto w wakacje wstaje przed 7am? Mówię o WAKACJCH, URLOPIE! Przebudziłam się o 8:49am, jeszcze powyciągałam się, powalałam na łóżku, spojrzałam w okienko za żaluzjami coś ram prześwitało. Oj, oj przespałam “randkę”, to nie pierwsza i nie ostatnia przespana.

W kuchni poprzytulałam MM na dzień dobry. Zadowolony, z buziaczków i zadowolony że przepałam. 😀😀😀😂. Kawusia na decku. Relaxik.

No nareszcie. MM udał się do office a ja zabrałam się za pieczenie chlebka. Gdy maszyna miesiła ciasto ja pomalowałam paznokcie u nóg.

Gdy maszyna miesiła ciasto na kajzerki, partiami robiłam paznokcie u rąk. Zrobiłam tytanowe. Zawsze jak sama zrobię to jestem niesamowicie zadowolona. Manikiurzystki chowają, wciskają skórki, które po dwóch dniach i tak wyłażą. Zmieniałam manikiurzystki jak rękawiczki jednorazowe, ostatecznie zaczęłam robić sama swoje paznokcie.

Kolorowe paznokietki.

Aby zmyć tytanowe w domowych warunkach, trzeba poświęcić trochę czasu. Nie zdrapuje, nie podważam i pilniczka nie używam. Na wacik nalewam acetonu i z paznokciem wkładam do klipsa na 15 minut. Po trzeciej zmianie wacika paznokieć jest czyściutki. Nie będę opisywać dokładnie procesu zmywania paznokci tytanowych.

Klipsy na paznokcie

MM pierwszy dzień w pracy/domu. Więc wieczorkiem wyszliśmy na deck z butlą czerwonego wina, celebrować pierwszy dzień pracy MM.

Czekam na jutrzejszy dzień domowych wakacji.

Wkurzyłam się!!! I coś bardziej na spokojnie. 😁

Czytam wypociny jakiegoś redaktorzyny… a oni nie zrobili nic…

https://www.se.pl/auto/nowosci/ciezarowka-zahaczyla-dzwigiem-o-wiadukt-rozbawieni-swiadkowie-nie-zrobili-nic-by-uniknac-wypadku-wideo-aa-8SXM-hN8C-eLSn.html

i mnie normalnie, normalnie poniosło. Co powinni zrobić? No co?

Ja zrobiłam, robiłam i próbowałam policję zmobilizować do działania!

Co? Nic!!! Chciałam dać dzieciom przykład obywatelskiej postawy i obowiązku. I co? I pstro! Byłam zawiedziona a moje dzieci jeszcze bardziej. Policja zgłoszenie olała.

Przede mną jechała ciężarówka wężykiem, że wężykiem to jeszcze nic. Drzwi od szoferki z prawej i lewej strony machały się jak chorągiewki na silnym wietrze. Kierowca hamował, przyspieszał i łapał to lewą stronę a to prawą stronę dwupasmówki. Zadzwoniłam na policję, dałam namiary i podążałam za ciężarówą stawarzającą jakby nie było niebezpieczeństwo. Co z tego że podałam numer rejestracyjny, że pianego kierowcę złapią. Przecież nie jeden samochód policyjny na wyposażeniu. Ten gość stwarzał zagrożenie. Dzwoniłam kilkakrotnie i co i pstro. Zatrzymałam się i zawróciłam, już ciężarówy nie śledziłam. Byłam zawiedziona a moje dzieciaczki jeszcze bardziej. -mamusia dlaczego policja nie przyjechała???

Co miałam odpowiedzieć? Że to ich nie interesuje bo nie ma trupa? Że kawkę piją albo w karty grają? Że mnie olali? No co?

Więc, co ci ludzie mieli zrobić z tym samochodem? Zadzwonić na policję? Czy też ryzykować mandatem i przekroczyć dozwoloną prędkość i kierowcę zatrzymać?

Czy, wyprzedzić, wyskoczyć przez otwarte drzwi prosto pod koła samochodu z nie złożonym wysięgnikiem?

Zostałam nauczona.

Nie ma trupa.

Nie ma sprawy.


Siedze przed kompem, winko popijam i się odstresowuję.

Nareszcie!!

Mogę krzyknąć….NARESZCIE!!!!…

Nareszcie odpuszcza. Tyle się wydarzyło złego, że wylane łzy nie pomogły. Powolutku wszystko wraca na swoje miejsca.

Powolutku, bo niektóre sprawy potrzebują czasu, niestety.

Wszyscy śpią a po huraganie jaki nas nawiedził, pod moim dachem jest nas więcej niż dwoje.

Nie mam ochoty na spanie, jest mi dobrze, w ciszy i spokoju posiedzieć przed kompem.

Psy chrapią, koty drapią a mężczyźni również chrapanko/sapanko sobie robią.

Jest mi tak dobrze i przyjemnie, żeby nie trzeba było jechać jutro do pracy to chyba siedziałabym tak do rana.

Odnośnie covida u nas wszystko wróciło do normalności po za maseczkami. Nikt nie krzyczy w tv i nie nawołuje ale maseczkę każdy na pyszczku ma. W biurze zdejmuje się kiedy się siedzi w swoim boksie. Wstajesz maska na twarz!!!

Nikt nie przypomina i upomina, każdy automatycznie nakłada. Dezynfekcja rąk za każdym zakrętem. No i ręce stają się diabelsko suche. No cóż, coś za coś. Na autostradach w godzinach szczytu tak jak przed covidem. Jedynie zauważyłam więcej zniecierpliwienia i nerwowości. W moim stanie klaksonu się nie używało, wszyscy stali i czekali na marudę który, zagapił się, zaczytał, zamyślił. Teraz klaksony naciskane są częściej, czasami bez sensu. Zajeżdżanie drogi też, jakby nerwowe. To są takie moje obserwacje.

Może w końcu, odnajdę siebie, wrócę do samej siebie.

Stary rok już pakuje swoje starocie w stare wory, Nowy Rok jest już już za rogiem. Może przyniesie nam nie tylko dobre ale i nowe doświadczenia.

Zanim przyjdzie, mamy jeszcze w następnym tygodniu święto indyka.

Moje malowania są na ukończeniu. Łazienka wymierzona i remontować będę już w nowym roku. Płytki ceramiczne wybrane, szafki również. Sedes wybrałam taki bezdotykowy ale…. jak prąd wyłączą to i sralnia będzie zamknięta. 😁

Muszę plany dotyczące sedesu, zmienić. Bardziej na użytkowy a nie na widokowo-bezdotykowy.

I tym toaletowym akcentem będę kończyć.

Wino się kończy a północ za chwilę zaczyna. 😁

__________

November 7th, 2021 Niedziela

Łazienki na parterze nie remontowałam, MM większość roku w domu. Więcej gadania, niż pomocy otrzymałam od niego. Sam nic nie robi i innym nie da robić.

Ale i na dobre wyszło nie zaczynanie remontu. Zmieniłam zdanie odnośnie zlewu i szafki pod zlewem. Szafkę powinnam wyszlifować i pomalować. Jest drewniana, a teraz produkują z płyty. Zlew jest łącznie z blatem, jedna całość a takie obecnie są bardzo drogie. Bardzo funkcjonalny. Itd, itd zanim zacznę remont to jeszcze minie czasu. Najlepiej mi się pracuje ja MM w domu nie ma.

I co mam napisać…

bez wulgaryzmów…text message, mam zostać w domu do odwołania. Rządowe dolary jeszcze nie dostarczone. MM już 1 tydzień zaliczył, bez zatrudnienia. Moje dolary wpływają w okrojonej wysokości i lepiej żebym ich nie było to bym dostała 600$ tygodniowo i co z tego, że przez 4 miesiące (podobno). I co z tego, że trzymają mnie na zatrudnieniu. Pytanie…jak długo? Nikt nikomu nie daje gwarancji. MM prowadzi rozmowy z rekruterami. Co wydzie, nie wiadomo.

A miałam nadzieję, że pójdę do pracy. Nadzieja …. a co to wogóle jest? To jest 50 / 50!!!! Ja się tak ” bawić” nie chcę. Nie jestem fryzjerką, mogłabym otworzyć drzwi w stronę świata i klientów. Nie jestem osobistym trenerem, więc nie mogę oczekiwać na żadne “ciało, ciacho, sadełko”. Więc, się wkurzam na to “do odwołania” i nie chcę być zakładnikiem. Jestem jak w więzieniu chociaż ….. wczoraj wyjechałam z synem do salonu samochodowego w celu zakupu 4 kółek. Nigdy w salonach samochodowych nie było kolejek, nikt nie wyrywał drzwi z zawiadów i tym razem takich sytuacji na zauważyłam. Pan o innej niż jasna karnacji skóry, miał założoną maseczkę na twarzy, inni bez maseczek. Rękawiczki na dłoniach w 90% pracowników były widoczne. Klienci? Nikt nie miał, bo nie wielu tych kientów.

Syn kupił i odjechał zadowolony. Na autostradach mniej niż korki. Zdziwiło mnie to bardzo. Gdzie chorzy? Gdzie kwarantanna? Gdzie zakazy? Czyżby wszyscy spieszyli się w sobotę do fryzjera i siłownie które mają być otwarte od poniedziałku? Co za durna sytuacja!!!! Jechałam i zastanawiałam się … gdzie jest wirus…? Możliwe, całkiem możliwe że któryś z pracowników salonu samochodowego był nosicielem. Jeśli tak, to powinno dawno znieść ten salon z powierzchni ziemi.

Nie idę do pracy do odwołania!!!! Koniec i kropka!!!!!

Jajeczny problem😁

Od jakiegoś czasu tak mam. Każdy dzień to sobota, a dziś u mnie jest poniedziałek. Jeśli wczoraj u mnie była sobota powinien dziś być… jaki dzień? niedziela. Nawet w tym odczuciu nie ma u mnie jakiegoś porządku…jest poniedziałek tak to czuję. A dziś podobno jest piątek. A wogóle czy to ważne, jaki jest dziś dzień tygodnia?

Więc już nie pamiętam kiedy to było wtorek czy środa. Postanowiłam na kolację zrobić omlet. “Chodził” za mną od kilku dni. Wiadomo jak się robi omlet. Jajka, sól, pieprz, mleko, mąka i się bełta. No nie wiem gdzie zrobiłam błąd. No widziałam w miseczce, że za mało mąki a za dużo mleka, ale zamiast dosypać mąki wylałam ciasto na patelnię. Posypałam żółtym serem. Smażyło się, wyszła mamałyga. No dobrze, jajecznica ale kurcze nie chodziło mi o jajecznicę!!!!! ja chciałam OMLET, OMLET i jeszcze raz omlet. Pierdyknęłam patelnię do zlewu i wybiegłam na podwórze. Płaczę w niebogłosy aby nie przestraszyć sąsiadów zakrywam dłońmi usta. Płaczę bo szkoda mi jajek które są teraz, może nie na wagę złota ale w niektórych sklepach brakuje. Mleko można dostać ale z mąką są problemy. Płaczę bo jak MM jedzie do sklepu to się naraża a ja, ja zmarnowałam TRZY jajka!!! On narażając się, bardziej mnie naraża… płaczę bo jak wraca ze sklepu to maseczkę zdejmuje byle jak i rzuca w samochodzie na siedzenia. Płaczę bo jak zdejmuje rękawiczki którymi dotykał nie tylko rzeczy które kupował ale i wózek sklepowy, zdejmuje w kuchni i rzuca na blat kuchenny. Płaczę bo myje ręce jak już wszystkie zakupy pownosi i zdejmnie okrycie. Płaczę że, mam całą kuchnię w wirusach. Płaczę bo widzę je oczami wyobraźni i wtedy lecę do kuchni myć ręcę pod bardzo gorącą wodą. Rozpaczam i chcę do domu do Polski. Do domu tam byłabym bezpieczna, tam jest moje życie. Później ryczę że, tam nie ma moich dzieci one są tutaj i w Polsce tęsniłabym do dzieci. No i łzy leją się jak deszcz w rynnach. Kiedy mój mąż mnie ujrzał się przestraszył. Odpowiedziałam, żeby zostawił mnie w spokoju.

Powolutku doszłam do siebie i już nie było kolacji. MM nie dopytywał ( mnie nie trzeba ruszać w takich sytuacja). Rozmawialiśmy wieczorkiem o wszystkim ale nie o powód mojego płaczu.

Na drugi dzień zrobiłam na śniadanie wyśmienite dwa omlety i opowiedziałam mężowi powód mojej rozpaczy. W lodówce mam jajek barrrrdzo dużo. Masła dwa gatunki, 2kg mąki i wiele wiele smakołyków. Mogę teraz robić mamałygi i wywalać do zlewu😁😁😁 MM zaopatrzył mnie w jajka hahaha i nie tylko.

Nie musi być prawdziwy powód do płaczu, żalu i rozpaczy. Czasami trzy kurze jajka ( i wcale nie złote) mogą doprowadzić do rozstroju nerwowego. Moja córcia zaśmiewała się do łez kiedy jej opowiadałm, zna mego męża, nawet żebym wywaliła i 12 jajek to on nie widzi problemu. Kupi następne. Bo dla MM moje samopoczucie jest najważniejsze.

Wiem że, wirus też miał wpływ na moje zachowanie. Siedzę zamknięta już prawie 2 miesiące, bombardowana wiadomościami o zmarłych i zakażonych przez media. Martwię się o męża, swoje i męża dzieci i całą rodzinę. Martwię się o moich zaprzjaźnionych fachowców w Polsce. Na propozycję pomocy finansowej, odpowiedzieli podziękowaniem, za pamięć również.

Będzie dobrze, bo być musi.

Oj oj

Przyjechal MM i co? I to że, z katarem i podwyższoną temperaturą i z młodszą córką. Ależ, jest wszystko OK, oprócz MM kataru, który wszędzie rozsiewa. MM wrócił po północy więc, nie widziałam i nie rozmawiałam. Posłałam łóżko w gościnnej dla młodszej i w drugiej gościnnej sypialni MMowi. Nie słyszałam w nocy nikogo, spałam jak kamień. Pieski zamknęłam w kuchennej jadalni, z tego miejsca nie słychać donośnego radosnego szczekania.
O poranku obudziło mnie otwieranie drzwi do sypialni. To MM w masce na twarzy. Oho ….Nic dobrego pomyślałam. Przewróciłam się na drugi bok machając dłonią MMowi. Ale …. już nie usnęłam, myśli krążyły… musi byc nie najlepiej … bo maseczka na twarzy nie wróży nic dobrego.

Chałka

Wczorajszy dzień. Zostałam w domku. Wyleżałam i wyspałam się. Leczyłam się, samopoczucie było byle jakie, za oknem deszcz i szaro. Można było nie wychodzić z łóżka cały dzień. Po południu wygrzebałam się z pościeli, bo zachciało się czegoś słodkiego. Oprócz moich pieczonych słodkości, sklepowego z MM nie jemy. Decyzja. Chałka, mało pracy i stania w kuchni.

Chałeczka prawie sama się zrobiła. 😁Trzy razy rosła. Smaczniutka i słodziutka.

 Chałeczki już prawie nie ma i za chwilę zostaną okruszki.


Nie czuję się dziś najlepiej, ale można żyć. Popiłam coś tam na wzmocnienie, od przeziębienia i musi być dobrze. Nie mogę długo chorować. W poniedziałek do pracy, a roboty jest więcej niż dużo.

MM w poniedziałek też leci do pracy. Nie posiedział na bezrobociu dość długo. Tym razem nie marudził dość długo, bo każdego dnia coś robił.  Półki w piwnicy po stronie magazynowej, poprawiał. Lampę na podwórzu wymienił. Pozbierał opadłe gałęzie po silnych wiatrach. Rozpoczął organizację garażu. Sprzedał dużą i ciężką maszynę do cęcia liści. Jednym słowem nie siedział cały czas bezczynnie. Najważniejsze, że był zadowolony z wykonywanych czynności, co mnie też cieszyło i cieszy.

Żona szczęśliwa to wszyscy w domu szczęśliwi. 😁

___________________

November 6, 2021 update

MM poprawiał półki w piwnicy, prznajmniej tak mówił. Deski zwalił na podłogę, zniszczył to co sama zrobiłam, tyle było jego pracy w piwnicy. Już później nie zszedł i nie interesował się, deski poukładała a pudła z ozdobami też poustawiałam sama. Tak jest do dziś.

Dobrze że maszyny nie ma. Duża i utrzymać taką maszynę żeby mi nie uciekała bo miała napęd na koła to trzeba było się natrudzić. Raz uciekła mi z zgórki i zatrzymała się na drzewie. Nie wygodna też w obsłudze była, cięła liście do własnego pojemnika. Pojemnik trzeba było zdejmować z haków i pocięte liście przekładać do swoich worków. MM sprzedał za 70% jej wartości zakupu. Odsprzedał dla zakładu produkującego te maszyny. Już jej nie ma i nie zajmuje miejsca, a go potrzebowała.

Chałka jeszcze kilka razy mi się udała z tego przepisu, później jeden zakalec. Zniechęcona przestałam piec. MM zachwycony zakalcem bo lubi no ja nie bardzo byłam zachwycona.

 

Nie udane wypieki

Wczorajszego wieczorka długo dyskutowaliśmy z MM. W między czasie ugotowałam wyśmienitą zupę ogórkową. MM nigdy wcześniej nie jadł zupy ogórkowej, krupniku, kapuśniaku i wiele wiele innych potraw. W Chinach próbował dużo potraw ale nie skusił się na mięso z psa oraz karaluchów i nic co się na talerzu ruszało. Za to skusił się na zakupienie dla mnie podróbki zegarka Rolex, który trafił do śmietnika.

Wracając do wczorajszego wieczorku. Usmażyłam pączki.

Skupiona byłam na słuchaniu i dyskusji z MM, więc moim pączusiom zabrakło serducha/uczucia ❤️. Ostatecznie, pączusie wyszły bez porównania gorsze niż ostatnio. Nie zrobiłam lukru, posypałam cukrem, lukier by nie pomógł. Pączusie mają nadzienie budyniowe oraz z śliwkowej marmolady. Pierwsze pyszne.

Żeby nie było, że wszysyko pyszne i mi się udaje, nie udał mi się

blog czekoladowy.

Nie wiem, nie pamiętam czego dodałam za dużo, czego za mało, czy masło było inne, a może powinnam dodać margarynę, no nie wiem. Mieszając jeszcze bez dodatku rodzynek, ciastek, orzechów i migdałów, powinnam wszystko wylać do zlewu, pokropić płynem do naczyń i zalać gorącą wodą.

Miałam nadzieję, nie prawda, że miałam nadzieję, masa bez dodatków powinna być już gęsta a nie lać się jak olej. Uparcie brnęłam dalej. Wstawiłam do lodówki na całą noc z nadzieją, no bo tym razem miałam 10% nadzieii, że raniutko będze zjadliwe. Niestety, otwieram lodóweczkę, a tam!!! brzydko mówiąc guwienko(wiem jak się pisze).

To coś nawet nie było zjadliwe.

Żeby siebie nie drażnić….a miał być blok czekoladowy…wywaliłam do pojemnika na śmieci, który znajduje się na zewnątrz. Nie powstrzymał mnie nawet deszcz.

Teraz część kulminacyjna: muszę znaleźć winnego zaistniałej sytuacji, bo, że blok czekoladowy się nie udał, to nie moja przecież wina. 😬😁

MM chodził po kuchni, przeszkadzał mi, podszczypując mnie tu i ówdzie, obsypując mnie buziaczkami, zagadywał i żartował.

No i kto jest winien?


Niespodzianka🙁☹️🙁☹️🙁☹️

Jak ja nienawidzę niespodzianek!!!!!!

Wow!!! Surprise!!!!!😬😬😬😬😬

Wjechałam do garażu, jeszcze drzwi garażowych nie zamyknęłam. Położyłam telefon w kuchni na blacie, psy podniosły alarm. Drzwi wszędzie otwarte, więc psy wybiegły na podwórze. Nie spodziewałam się nikogo o popołudniowej porze dnia. Będąc w pracy, układałam plan działania. Jak ogarnąć bałagan z dokumentami. Czy wystarczy mi czasu do przyjazdu MM. Mial przyjechać po 10pm. Pościel na łożu też zostawiłaam rozmemłaną. Zerwałam się w ostatniej chwili i szybko do pracy. W szafie (klazet), szukając …. co dziś na siebie nałożyć…. pozrzucałam w pośpiechu, swetry, bluzki na podłogę. Jednym słowem zrobiłam w domu burdel. W zlewie talerz, kilka kubków. Zmywarka pełna i na noc nie chciało mi się włączać.

Wyszłam na zewnątrz, psy szczekają. Co ja widzę… pojawia się na mojej górze taxi.

Pomyślałam, że pomyłka, moje oczy ujrzały MM na tylnym siedzeniu.

Oooo kurcze!!!!

Oooo ja nie moge!!!!!

Co teraz!!!!

MM nie zwraca uwagi na mniejszy czy większy bałagan. To ja źle się czuję z bałaganem i w bałaganie, bez znaczenia, mały czy duży.

Nie posłane łóżko, mam w oczach przez cały dzień i po powrocie z pracy, muszę posłać łóżko, nawet gdybym miała kłaść się spać za godzinę.

No i MM wysiada z taxy. A ja cały dzień czekałam na smsa, bo przecież miał wysłać gdy miał jechać na lotnisko.

Smsa nie było, ale miałam trochę pracy, więc nawet nie sprawdziłam na appce gdzie się znajduje.

To i miałam niespodziankę w postaci MMa. On wysiada z taksówki, jeszcze płaci, a ja latam po domu i sprzątam dokumenty robiąc w nich większy bałagan ( były już posortowane). Szybko zaściełam łóżko. Porozwalane ubrania upycham w szufladach, gdybym mogła wskoczyć w szufladę to bym jeszcze udeptała, żeby tylko szuflada się przymknęła.

Zbiegam na parter, szybko ogarniam okiem czy chociaż tutaj jest wszystko OK. Kilka bluzek na fotelu, jeju, lecę na piętro i wrzucam do pierwszej lepszej szuflady. Na wieszanie na wieszaki to zupełnie brak czasu. Zamykam drzwi do mego pokoju komputerowego. Witam MMa z uśmiechem. Ale jestem zziajana, więc ten uśmiech jakoś mi się nie udał.

Czy wszystko w porządku – pada pytanie.

Jakie w porządku – myśle – frędzelki dokumentów na podłodze, nie zdążyłam odkurzyć.

MM pomógł, odsuwał fotele i segregatory, poodkurzałam. Uffff

To nie koniec niespodzianek.

Niespodzianka czekała… trochę później.

Od jakiegoś czasu, szukamy wycieczki, na uroczystość związaną z 15 leciem ślubu.

Wiele możliwości ale nie wiele nam pasowało. Wpadłam na pomysł, zamiast wycieczki, restauracja i na całym piętrze wymienić wykładzinę.

Usiedliśmy przy stole aby omówić opcje. MM wysłuchał mnie, nawet stwierdził, że pomysł mu się podoba ale….. stracił właśnie pracę. Wprawdzie przez miesiąc wynagrodzenie będzie otrzymywać ale…. Musiał powtórzyć kilka razy bo mój angielski nie załapywał, okazał się nie wystarczający aby zrozumieć, zablokował się…..

Aha, nie będzie żadnego rajdu statkiem wycieczkowym Norwegian, wymiany wykładziny, restauracji ….. bla bla bla

Będzie obiad w domu przy christmasowych świecach. Dobrze że bigos zawekowałam. 😁😁😁😁

Dziś 15 osób z firmy MM zostało zwolnionych. Nie jedna osoba miała łzy w oczach, bo nie każdemu przysłguje wypowiedzenie.

To nie pierwszy raz ( trzeci) oby ostatni, spotkała nas taka sytuacja.

MM jest dobrej myśli.

Z mojej strony, wiecej gotowania i więcej ziemniaków, za którymi MM nie przepada.

Jutro smażę pączki i robię blok czekoladowy.

Słodkości na osłodzenie życia. 😁

Zguby

Często się zdarza, że położymy okulary, a późnej ich szukamy. Oczywiście zdarza się to osobom ich używających. Zaczęłam używać okular po pierwszym komputerze. Ekrany komputerów były jeszcze bez filtra po jakimś czasie można było kupić filtry nakładane na ekran.

Moja starsza siostra zawsze szukała kluczyków do samochodu.

MM szuka przeważnie swojego portfela, który to nie przypomina portfela. Teraz produkuje się coś takiego, żeby prawo jazdy i karty debetowe i kredytowe były w jednym miejscu. Gotówki większej teraz się nie używa, więc wszelkie portfele idą w niepamięć. Obie strony są metalowe, połączone jakąś gumą. Ale nie o portfelu będę pisać przecież.

Wczoraj wieczorem zaliczyliśmy jeszcze sushi restauracje. Jakiś czas temu zajadałam się sushi, teraz omijam szerokim kręgiem. W tej restauracji do której bardzo często chodzimy, oprócz sushi serwują różnego rodzaju sałatki. Można wybrać oprócz owoców morza, kurczaka lub plasterki wołowiny w jakimś tam sosie. Piszę jakimś tam, ponieważ japoński język jest dla mnie nie zrozumiałym a po przetłumaczeniu również nie mam żadnych skojarzeń.

Pogawędziliśmy z mężem i do domku.

Raniutko, MM jest w akcji, poszukiwania portfela. Nie było nigdzie. Zdecydował się pojechać do restauracji w nadziei odnalezienia. Portfel się odnalazł, problemów nie będzie. Całe szczęście, że tak się skończyło.

MM limit zgubienia w tym roku już wykorzytał.

W każdym roku coś gubi. W ubiegłym roku ipada, wcześniejsze lata – 2xiphona, potfele.

Ja przeważnie zostawiam okulary słoneczne. W domu i samochodzie mam ich zapas. Jeśli zgubię, nie rozpaczam, chyba że słoneczne i od okulisty na receptę.

Gubienie i zostawianie przedmiotów w różnych miejscach nie jest uzależnione id wieku, raczej od roztargnienia lub nie przywiązywania do tych rzeczy większej wagi.

Gryzonie…

Nie mam jak już się zabezpieczyć. W piątek rano przyjechała ekipa, opryskała moje pole. Więc zrozumiałe, nie wylałam żadnej chemii na siebie. Zanim rozpadało się układałam ścieżkę, zbliżam się ku końcowi. A że mieszkam wśród 40 drzew (czy one tak szybko rosną, czy źle liczyłam wcześniej, czy też doliczając się do 30tki przerwałam liczenie) to mam wszystkie owady, mniejsze i większe. Pracowałam w miejscu gdzie były i są siedliska małych czarnych mrówek. Przed pracą popryskałam odpowiednim preparatem miejsce mojej pracy.

Byłam pewna, że jestem bezpieczna. Tak, byłam pewna ale ta pewność sprowadziła mnie na ziemię. COŚ mnie ugryzło w nogę a dokładnie obok kości piszczelowej. W piątek spuchło …itd nie chcę już opisywać wszystkiego dokładnie ale… dziś niedzielka a noga w miejscu ugryzienia i wokół boli.

Bez lekarza to się nie obejdzie.

Uczucie swędzenia i bólu nie opuszcza mnie od piątku. Jednym słowem jestem podkurzona.

MM zamówił Ubera, trasa dom lotnisko. Nic nie zapowiadało żadnej tragedii.

Fajna uśmiechnięta kobietka. Żeby uroda równała się jej zdolnościom wycofywania samochodu to … ale niestety NIE,.

Track dostawczy, wogóle trudny do obsługi na takim górzystm i jak serpentyna podjeździe. Zmiotła mi dużą donicę z powierzchni ziemi, zmiażdżyła i wbiła w ziemię 2 lampy. Donica jak i lampy nie stały na jej drodze a jednak, jak patrzyłam na to co ona wyprawia – to stały. Dobrze że mi krzewów azalii z korzeniami z gruntu nie wyrwała które rosną około 2 m od wjazdu.

Takiej wściekłości u siebie jeszcze nie widziałam. Wkrzyczałam w swojej złości:

do męża, że żadnego napiwku ma nie dawać

do kierowcy (baba za kierownicą to nieszczęście gotowe) że … jestem wściekła i ma mi zapłacić za zniszczenia 70$.

Była zdziwiona że życzę sobie tak wiele.

Pojechali. MMowi wysłałam

…bezpiecznego dotarcia do lotniska….

Ustalenia z MM.

Pani kierowca Ubera ma zniszczenia odkupić i przywieźć.

W przeciwnym razie zajmie się tym kompania Uber.

Ale … jeśli ktoś myśli, że po tym ataku wściekłości noga przestała boleć, to się myli.

Może jutro będzie lepiej. Chociaż jutro jadę z nogą do lekarza i myślę, że nie będę w rękach jej niosła.

Jutro też mam wizytę u weterynarza, wyjęcie drenów u Amber.

W pracy muszę być 6:30am to około 1-2pm powinnam być wolna.

Jak ja to wszystko jutro ogarnę?


UPDATE 1 luty 2023

MM nie umie załatwiać spraw, stwierdzam to po 18 latach wspóżycia małżeńskiego.

Donicy mi nikt nie odkupił, lamp także. A i kasy też nie widziałam.

Jestem zmęczona…

Dziś wyszłam na deck z kawcią i kanapeczkami. Ptaszki świerocą, dzięcioł stuka w siding sąsiadów. Od tego szukania robaków w plastiku to chyba dostanie zawrotów głowy. Ryby i wieloryby jedzą plastik myląc go z pożywieniem. Dzięcioł stara się plastik, wyleczyć. Czy to pierwsze oznaki poważnych zawirowań, anomalii, zmian, a może jedynie dostosowania się do panujących warunków?

Nie pozwoliłam dzięciołowi na złamanie pięknego dziobka i go odstraszyłam. Nie trzeba dziobać tam, gdzie nic nie ma, nic się nie znajdzie. Nadzieja czasami, pozostanie tylko i wyłącznie nadzieją.

Zaplanowałam kilka prac na dzisiejszy dzień co będzie wykonane, czas i pogoda pokaże.

Przed wyjściem do prac “polowych” muszę przyjąć antyalerganta. W przeciwnym wypadku długo nie wytrzymam.


Wytrzymałam długo.

Nie planowałam ale…lubię bezplanowe prace. Wymyłam deck i wokół tarasu chodnik wraz ze schodami drewnianymi prowadzącymi do podpiwniczenia. Myłam wodą podciśnieniową. Ot mój agregat często się buntował. To nie było 2×2 m o wiele, wiele więcej. Jeden agregat spaliłam w ubiegłym roku. Temu dawałam odetchnąć, a więc przerwy 5-10 minutowe. Nie mogłam wytrzymać siedząc i czekając, tym bardziej, że pogoda wyśmienita. Słoneczko chowało się często za chmurki i o to mi chodziło. Bo ponad 30C to nie czas na prace. Niestety nie dokończyłam, bo pora była już późna. A gdyby dokończyłam to bez prysznica chyba bym padła do łóżka mokra i brudna.

Podjęłam dobrą decyzję.

Kończę.

Narzędzia i sprzęt chowam.

Prysznic.

Odpoczynek na tarasie.


Jest mi przykro, smutno i żle. Nie chcę, aby ktoś mi mówił, że jest mu źle.

W moim sercu są osoby tylko przeze mnie kochane. Tam nie ma miejsc – na pierwsze lub trzecie miejsce.

Wszyscy których kocham są na pierwszym miejscu. Czy to jest możliwe?

Tak!

Serce moje nie jest stadionem.

Bo to nie są zawody sportowe. Kto pierwszy dobiegnie do mety, staje na podium, dostaje medal.

Jak się czuję?

Smutno i źle, nie chcę wybierać, kto lepszy lub gorszy. Kogo kocham mniej czy mocniej. Bo jeśli kocham to nie ma żadnej miary. Jak zmierzyć miłość, kochanie.

To jest nienormalne.

Czuję się winna ale tak na prawdę nie wiem…winna czego? Że co?

Omal nie zleciałam ze schodów wraz z maszyną ciśnieniową?

No i niech mi ktoś powie jak zasnąć?

A miałam, miałam sny i je zignorowałam.

A trzeba było się zabezpieczyć.

Kaganiec na pysk założyć, może maskę, wyłączyć telefon, w ostateczności spaść na leb na szyję z tych jeszcze nie domytych schodów.

Na pewno wtedy nie czułabym się winna, a może wtedy dowiedziałabym się …dlaczego i czego jestem winna.

Zabolało

Dziś po pracy nie polecę na skrzydłach do domu, bo MM czeka. No nie czeka, pracuje przy komp, podświadomie czeka.

Od wczoraj coś między nami iskrzy. Mamy newralgiczny temat…moje dzieci… Konkretnie to oznacza tylko moje, nie jego dzieci. Od momentu przyjazdu do stanów mego syna, jest tylko krytyka, czepianie się, wywracanie oczu pod czaszkę.

Jestem w tej chwili surowa w ocenie, tak czuję i to są moje odczucia.

Żenił się: wiedział o dzieciach. Sponsorował, więc?

Nic nie ukrywałam.

Pierwsze oświadczyny odrzuciłam. Nie było moim marzeniem, wychodzenie zamąż. Nie ważne chińczyk, niemiec czy amerykanin.

Nie chciałam. Byłam ja i moje dzieci. Było mi dobrze. Gdzieś tam…w świecie krążył mój ex.

Nie oczekiwałam drugich oświadczyn.

Przyleciał syn….

Gdyby nie był taki grzeczny to bym go wypier…ł. Brzmi to w moich uszach i będzie brzmiało, zanim starość rozum odbierze.

Syn usłyszał te słowa, w progu swojego pokoju. Kilka dni wcześniej skończył 18lat. Był w cudzym kraju, bez kolegów i swojej matki nie widział w sumie 5lat. Dla mojego dziecka byłam obcą kobietą. Byliśmy na początkowym etapie poznawania.

Spytaliśmy z synem… jak się powinien mój syn do Ciebie zwracać… może tato?…

W nerwach mój MM wykrzyczał w moją stronę ….jaki ja jestem dla niego ojciec?!!!!!!…

Szukałam jakiejś nici porozumienia MM i mój syn. Coś co ich zbliży. Właściwie MM miało zbliżyć do mego syna. Mój syn był otwarty na wszelkie porozumienia.

Próby się nie powiodły.

MM nie pozwolił mi zbliżyć się do swoich córek.

MM “pobudował” mur.

Ja “pobudowałam swój”.

To twoje dzieci, to moje dzieci, a tutaj jesteśmy my.

Nauczyłam się tak żyć.

Tylko, i teraz łza się w oku kręci, chciałabym porozmawiać i pocieszyć się z sukcesów moich dzieci, posmucić się z ich porażek, bo i tak bywa.

Jestem sama!!!! Sama się cieszę, sama się smucę, sama niepokoję.

Zrobił głupio bo jego córki miały by, tak jak my, ty mamuś, jak kochasz to kochasz całym sercem…po przylocie i obserwacji sytuacji, moja córcia stwierdziła.

Jeśli MM opowiada o swoich córkach, nie oceniam, nie krytykuję. Namawiam do pomocy kiedy on jest przeciwny, a one tej pomocy potrzebują.

Ja takiego zrozumienia nie otrzymuję od MM, więc milczę.

Czasami MM coś zauważy i leci krytyka.

Jestem zmęczona 12 letnią krytyką moich dzieci.

Nie miałabym nic przeciwko gdyby… jego dziewczyny były wzorem dla moich dzieci. Ale palenie marychy i jedzenie ciasteczek przy ojcu, to uważam, że nie tędy droga.

Bicie się matki z dziećmi – to porażka dla matki. No cóż, exowej MM od nadmiaru kasy, mózg zamienił się zgniłe siano.

Niedokończona szkoła u jednej córki. Skończona u drugiej lecz … kierowca w Uberze to nie jest marzeniem moich dzieci. Moje dzieci mają ukończone collage, studiują na stanowym uniwersytecie. Mają inne priorytety.

Między moją córcią a MM najstarszą jest 5 lat różnicy.

Tak, jestem zła i wściekła. Nic mnie nie ciągnie do domu.

Siedzę w pracy i się nie spieszę. Nie chcę, rozmawiać o pogodzie i udawać, że nie ma problemu.

Problem był i jest, można było go ominąć. MMa swędziała buzia, od piątku pracuje w domu o te kilka dni za długo.

Nie ma łatwego charakteru. Pracowałam nad nim ale już passuję. Nie chcę już nad MM pracować. Niech sam zastanawia się co mówi i jak się zachowuje.

Spójrz w okno, tutaj jest ameryka, tu rozmawia się po angielsku – nie raz i nie dwa, słyszałam.

Nie trzeba było żenić sie z polką, z amerykanką powinieneś – odpowiadałam.

Po polsku będę rozmawiać z dziećmi i wcale nie na przekór, jest wygodniej i nie chcę aby MM rozumiał.

Nikt MM nie obgaduje bo, sprawy małżeńskie są sprawami małżeńskimi i nie podlegają dyskusji w relacji matka-dzieci.

Nie spieszno mi do domu i tak myślę, pojadę po zakupy. Poszukam bieżnika na komodę do sypialni. Może znajdę ładną lampę stojącą.

Oczywiście MM będzie się niepokoić. Dobrze mu to zrobi. Jeśli bym pierwsza umarła, to pies z kulawą nogą go nie odwiedzi. Może moje dzieci. Dobrze wie, że jego dziewczyny są tylko wtedy, kiedy chcą kasy.

Pewnego roku dostały kasę przed MM urodzinami. Na urodzinach się nie pojawiły. Ja z moimi dziećmi stawaliśmy na głowie aby jego rozweselić.

Czy to jedno takie zdarzenie? NIE.

Kocham swego męża. On też mnie kocha. Dogadujemy się. Czasami jest tak jak opisałam.

Jesteśmy z różnych krajów, środowisk, rodzin. Najgłówniejsze! On facet a ja kobieta.

I jak to wszystko pogodzić, aby lis był syty i kura cała.

Szkoda czasu na rozgrzebywanie. Kwoką nie jestem, złotego jajka nie zniosę i złotego ziarenka nie znajdę.

Muszę opracować plan.

W pracy długo siedzieć przecież nie mogę.

Nie jestem z tych kobiet co łazi po sklepach bez celu.

Kupię bieżnik – załóżmy. Zajadę na kawę i co dalej.

Będzie około 5pm.

Tak czy siak, przyjdzie czas powrotu do domu.

Mówią: nie ma chatki aby nie było zwadki.

Gorzej jest, jak ze zwadki robi się wojna i za sztachety chwytają.

A mój płot jest ze sztachet!!!!!😁


Update 30/11/2021

Stosunki MM – mój syn. Nic się nie zmieniło.

MM – moja córcia. Komentuje i ocenia moją córcię. Swoje dziewczyny stawia na piedestał.

Jego córek nie krytykuje, nie oceniam. Jestem w każdej chwili gotowa do pomocy.

MM – JA, jestem zmęczona. Z przybywaniem lat, przybywa braku kultury.

Więcej milczę.

Chodzę na terapię. Muszę z kimś pogadać, MM płaci i łaski nie robi w końcu to przez niego mam problemy.