Niedzielne smaki

Ponownie “chodzi” za mną, coś słodkiego ale nie sklepowego. W moim stanie nie ma wyboru ciast, ciasteczek i innych słodkości. W Polsce mamy makowce, serniki, ptysie. Ciasta zebry, piaskowe, pierniki i ciasta mokre z kremem, dżemem itd. Jest ogromny wybór. Tutaj jeden deseń i nie ważne idziemy do kawiarenki czy sklepu z wypiekami lub z masową/sieciową sprzedażą. Różnią się ceną bo smak identyczny. Za dużo, a nawet za bardzo dużo cukru. W NY są polskie sklepy, które mają w swoim asortymencie ciasta typowo polskie. I tego mi brakuje.

Aby nie popaść w “depresję” :),  rozpuściłam już galaretki truskawkowe i mam w planie upiec roladę, Jedna z kremem, druga będzie z galaretką i kremem. Możliwe, że upiekę 3 bo chciałabym z przecierem jabłkowym (sklepowym, lubię).

Możliwe, że … nic nie będę piekła i galaretkę zjem a miseczki wyliżę. Kto to wie. Nasza, nawet ta bliska przyszłość jest nie odgadniona.


Upiekłam trzy placki na rolady. Pierwsza z kremem i galaretką truskawkową a pozostałe dwie z galaretką, kremem i amerykańskimi borówkami. Takiego smaku ciasta nie uświadczysz kupując najdroższe torty amerykańskie. Miałam obawę czy udadzą mi się placki na rolady, użyłam mąki amerykańskiej przeznaczonej na torty. Wcześniej kupowałam mąkę rosyjską lecz mąka ulubionej firmy, już nie jest mąką, firma przedobrzyła, aby mąki było mniej ale waga się zgadzała zaczęli dosypywać czegoś podobnego do piasku, nie przypominało kaszy manny ani innej kaszy, ponieważ w smaku było nijakie i nie dało się przegryźć. Przed użyciem musiałam 3-krotnie przesiewać. Ostatecznie zapas 3 kg wyrzuciłam do kosza. Przed covidem nie miałam zastrzeżeń, podczas przesiewania mąki nie było żadnych niespodzianek. Byłam zadowolona a bułeczki drożdżowe rosły jak na drożdżach. Covid namieszał i dosypał do tej mąki czegoś podobnego do piasku, kolor identyczny, jak mąka. Nie mąka i nie kasza. Oczywiście, że to oszustwo ale komu i gdzie zgłaszać?

Nie podoba się, nie kupuj.

Kupujesz milcz.

Nie podoba mi się, nie kupuję.


Wypieki

Dziś wypiekam.

Chlebek pszenny, ciasto w maszynie się kręci a później godzinne wyrastanie. Kajzerki już uformowane ale nie nacięte, wyrastają pod naciągniętą folią. Naciągnięta foli nie pozwala rosnąć im do góry i formować się w kulkę. Rosną na brzegi i podstawę bułeczki będą miały płaską. Podczas pieczenia jeszcze urosną.

Z rana padał deszczyk, prace na zewnąrez okazały się niemożliwe. „Zatrudniłam się” w kuchni. Bułeczki wstawione do piekarnika. Chlebek w maszynie rośnie. Nie wiem czy będę miał cierpliwość czekać po raz drugi na wyrastanie chlebka w foremce. Jednak odstawiłam chlebek do powtórnego wyrastania. Tylko 30 minut, a przecież przy wyrastaniu nic się nie robi. Stoi i rośnie.

Mięciutkie i smaczniutkie, najważniejsze, pachnące!!!!

Chlebek pięknie wyrósł aby uzyskać chrupiącą skórkę eksperymentalnie, posmarowałam: mąka+sól+woda. Po raz pierwszy to zrobiłam.

Oczekiwałam piorunujących efektów, nie powiem, nie zwaliło mnie z nóg. Po upieczeniu posmarowałam masełkiem, jak zawsze. Co kto lubi.

Czwartek na tym zakończyłam, choć cały dzień miałam wrażenie, że to sobota.

Za kilkanaście (11) godzin MM powinien wyleciec z Meksyku lecz wyniku testu na cowid jeszcze nie ma. Zgodnie z procedurami test należy wykonać nie wcześniej niż 24 godziny przed odlotem. Zastosował się do przepisów, czeka i się trochę martwi. Oby nie zatrzymal się tam na dłużej. Meksyk od jutra już świętuje Wielkanoc. A z tym związane są utrudnienia w załatwianiu wszelkich spraw, urzędy zamknięte i cały handel stoi, itd.

MM 5 h przed odlotem dostał wynik na covid. Negatywny.

Chlebek (z octem)

udał mi się😁

W niedzielę byłam z MM w Madeleine na kawie. Zawsze pod przykryciem serwowane jest ciasto lub chlebek na spróbowanie. Nie preferuje takiego podjadania ale MM wziął 3 kromki chleba na zakwasie. Pierwsze co wyczułam to ocet, pierwszy gryz i szok zamiast składnika jakim jest woda w cieście chlebowym dodano octu. Zrezygnowałam z dalszej degustacji.

Dziś upiekłam swój chlebek na zakwasie. Już nic nie mierzę i nie ważę. Sypię i wlewam na oko. Zakwas pół na pół żytni z pszennym, ciepła woda, sól. Wymieszać, przelać/przełożyć do foremki. Wyrasta, to zależy 2-4 godziny i dłużej. Jak mi się spieszy dodaję łyżeczkę suchych drożdzy. Dziś ciasto opadło ponieważ wyjmując z worka foliowego, folia wyślizgnęła mi się z dłoni i przykleiła do ciasta. Było ehhh i uhhhh. Ale zakalca nie ma!!!!

Chlebek na zakwasie

Zawsze kiedy jestem zdenerwowana, zła, wścekła jak pies, moje wypieki się nie udają. Dziś byłam tylko nieszczęśliwa, więc chlebek nie podrósł jak oczekiwałam. Smak? Kucharz z kawiarni Madeleine nie ma bladego pojęcia, co to jest zakwas. A zakwas chlebowy, na pewno, nie jest ocetem.

Blogowe porządki

Chociaż drzewa są wciąż zielone, idzie jesień, a z nią długie noce i krótkie dni.

Dziś deszczowo

Po pracy, nie mam ochoty na porządkowanie i układanie w szafkach, właściwie robię to na bieżąco. Wczoraj wyszłam na pole podmuchać opadłe liście i żołędzie.

Znalazłam inne zajęcie. Porządki na blogu. Zajmie mi to na pewno kilka miesięcy. Każdy post który przeniosłam na prive chcę przeczytać i dopisać teraźniejsze spostrzeżenia. Chcę też przenieść wpisy z bloga już nieaktywnego i trzymać wszystko w jednym miejscu.

Czeka mnie dużo pracy. Gdybym nie była aktywna zawodowo było by szybciej, myślę że do marca dam sobie radę.

A jak pójdzie, zobaczymy.

Dziś naszły mnie chęci na zrobienie ciasta z truskawkami. Wprawdzie proszek do pieczenia przeterminowany ale do sklepu w ten deszcz nie pojechałam. Zajrzałam do piekarnika, ciasto wypełnia wolne miejsca pomiędzy pokrojonymi truskawkami a niektóre worost pochłania. Dobry znak, ciasto rośnie. Do ciasta zrobię krem z śmietany kremówki i myśkę, że będzue super słodziutki wieczorek.

Ciasto się udało!!! I o to chodziło. A że MM musi dietę MŻ (mniej żreć) stosować to dostał o 4pm jawałek i na tym koniec z żarciem, bo przeniosę go do gościnnej sypialni. Je to tyje, jak tyje to chrapie, a to jest do niewytrzymania. A tak ładnie wyglądał jak UPS pracował. Minęło i chyba nie wróci tym bardziej, że dziś ciastem truskawkowym nakarmiłam.

No przykładam rękę do jego tycia oj przykładam. Ale nie pozwoliłam więcej jeść . Ciasto zjadł po 4pm i nic więcej. Oby jutro nie odbił sobie.

I don’t like shopping ☹️😓

Zapowiadają na dziś troszkę mniej opadów. Mam na swoim polu całe mnóstwo gałązek i grubych gałęzi. Deck jest usłany nimi i trzeba dodać do tego moc zielonych liści. Czeka mnie dużo pracy. Konary i gałęzie trzeba posprzątać przed dmuchaniem. Po pierwsze nie chce mi się po drugie mi się nie chce. Postawiłam chlebek w maszynie do rośnięcia i siup do łóżeczka. No roczek przybył ale nie tak bardzo to mnie zmieniło abym zwłok swoich nie mogłam wziąć w garść.

Ten tydzień mam luźniejszy od pracy zawodowej. W następnym to będzie urwanie głowy. MM 3 tygodnie w domu, później chyba NYC lub Chicago. Bez znaczenia dla mnie. Córcia drugi rok z domu pracuje. Na zoomie od czasu do czasu konferencje. Wstaje około południa siedzi do rana. Ma wolne od szkoły bo MBA już zakończone. Zdecydowała uczyć się dalej. Synowi zostały 2 klasy na uniwerku i tez koniec. To był przerywnik zawodowo-edukacyjny.

Jeden look przez okno i wiem czym się zajmę. Będę przycinać krzewy!!!!

Kobieta zmienną jest. Krzewy poczekają. Wyjeżdżam na shopping, bardziej atrakcyjne zajęcie. Omal zapomniałabym o chlebku, gdyby nie timer. Zapiszczał przeraźliwie, oj chlebek!!! Musiałam się zatrzymać na godzinę. Chlebek potrzebował następnych minutek do podrastania w foremce i oczywiście pieczenia. Tym razem microfale leciutko pogrzałam i przykryte ciasto workiem foliowym wstawiłam do środka.

Nie przepadam za chlebkiem pieczonym w maszynie. Pozbawiony jest formy i wydaje mi się, że ma inny smak. Takim to sposobem, zatrzymałam się w domu na dłuższą chwilę. Zanim się wypiękniłam, chlebuś gotowy😁

Ponad 5 godzin na zakupach to podobno nie tak dużo. Dużo czy mało, dobrze że nałożyłam pantofle na niskim obcasie, trampki byłyby najwygodniejsze. Kupiłam dwie sukienki. Jedną ( z cieniutką pelerynką) w prestiżowym sklepie, drugą w mniej prestiżowym. Drugą muszę skrócić i w pasie pozszywać bo kurcze, za obszerna. Mniejszego rozmiaru niestety ale nie było. Maszynę do szycia mam, nożyce, nici i chęci są, jutro to zrobię.

Dobrze, że jedzonko na wynos kupiłam. MM cały dzień o kanapce 2×2 siedział. Wierzyć czy nie? Nie bardzo w te bajki wierze. Lodówki na łańcuch i kłódki nie zamykamy.

Steków nie kupowałam, ja nie przepadam. Sałatki, tylko sałatki dla siedzącego przed komp są odpowiednim daniem. Umęczona ale najedzona padłam na łóżko, nałożywszy przedtem pidżamę. Nie byłam pewna czy nie usnę. Zakupy to jest bardzo ciężka praca.

Teraz wiem dlaczego nie lubię łazić po sklepach.

bułeczki drożdżowe z pogodynkiem w tle

Zapowiadany deszcz jeszcze nie padał, 5 minutowe pokropienie nie można zaliczyć do opadów. Zapowiadane opady na 4pm mogą też ulec zmianie. Deszcz jak deszcz ale wolgotność jest bardzo nieprzyjemna, poranną kawę wypiliśmy przy kuchennym stole.

Na tyle z ciekawszych zdażeń z dzisiejszego poranka.

3:39pm grzmot (był tylko jeden) i ulewa. Pogodynek nie zapowiadał grzmotów‼️

Dziś również wypieki. Tym razem słodkie bułeczki z nadzieniem. Nie męczyłam się z ugniataniem ciasta, robot był pomocny. Teraz ciasto rośnie w piekarniku, który wcześniej leciutko podgrzałam. Nie mam stałego przepisu na ciasto drożdżowe, szukam i szukam i znaleźć nie mogę. Chciałabym znaleźć przepis z którego wyjdą mojej mamusi bułeczki. Mamusia już nie pamięta. Może z dzisiejszego przepisu wyjdą chociaż podobne – łyżka octu jabłkowego została dodana.

Upiekłam i nie mogę powiedzieć czy takie same bo…zapomniałam smak mamusi bułeczek. Mamusia nigdy nie piekła z dżemem czy marmoladą, zawsze z twarogiem. Bułeczki wyśmienite, ciasto idealne a dżemy które nałożyłam obficie prawie ciekły po rękach. No nikt łokci nie oblizywał ale usta tak wkoło to jak najbardziej.

Po ulewie słoneczko kika razy pojawiało się i chowało za chmury. Lilie już przekwitają, czerwone scięłam i wstawiłam do flakonu. Białe za klika dni pogubią płatki.

Bułeczki w trybie przyspieszonym znikają z krateczki i blaszki. Zapach bułeczek skusił MM do zjedzenia jednej bułeczki, pomimo diety. Już przepis zapisałam i takie ciasto teraz będę robić, z octem jabłkowym. Wprawdzie dodaje się tylko jedną łyżkę ale coś w tym jest.

Tak mija mi następny dzień domowych wakacji.

Na kichaniu się nie skończy…

Te latające stworzonka z niecierpliwością czekają na moją słodką krew. A jutro muszę, no muszę wyjść i podmuchać paprochy. Jest ich tak wiele a pieski wnoszą to wszystko do domu.

Przyczepia się pieskom do włosów. Moje pieski nie mają sierści, pudle mają pieskie włosy. Odkurzać mi się każdego dnia nie chce. Szybciej jutro podmucham to i w domu będzie czyściej. W tym tygodniu tylko w czwartek pracuję, więc … w zasadzie mam wolne😁. Dziś dokumenty porozkładałam gdzie się dało, na podłodze też, ale pracy to było bardzo mało. Coś tam posortowałam, jakieś emaile wysłałam i na tym moja praca się zakończyła. Czas jeszcze nie nagli to i można lenia poudawać. Do lenia mi daleko, bo trzeci dzień piekarnik chodzi na pełnych obrotach. Zaczęło się od upieczenia maciuteńkuego bocheneczka chleba na zakwasie. Musiałam upiec następny bo ten pierwszy prawie zjedliśmy z MM. Międzyczasie zrobiłam ciasto na bagietki, wyszły trzy dorodne. A że praca od kilku dni w rękach się pali to zrobiłam bułeczki drożdżowe. Oj ja stara i głupia, nie trzymałam się sprawdzonego przepisu, ciasto drożdżowe zrobiłam wg przepisu kucharza z nikąd. Nooooo kurcze, miało być perfekcyjne a wyszło betonowo. Dobrze, że porcji nie podwoiłam. Na drugi dzień, nie poddałam się i zrobiłam tradycyjne ciasto drożdżowe na bułeczki z dżemem figowym ( zamawianym online z włoskiej strony w usa). Bułeczki zniknęły w tri miga. Betonowa jedna bułeczka zaliczyła wpad do kosza. A bym zapomniała, kajzerki już drugi dzień piekę. Schodzą jak z taśmy jeszcze parujące!!! Mam frajdę, radość i ogromne szczęście, że mam w swoim domu wielu zjadaczy pieczywa. Nie samym pieczywem człowiek żyje, zrobiłam wczoraj gar gołąbków. Smaczniutkie i pachnące.

Córcia jest na etapie poszukiwania domu. Rynek nieruchomości w czasie covidu powinien być uśpiony, ludzie jakby nie było potracili swoje posady, mniej zarabiają bo cięcia etatów. Nic bardziej mylnego, niektóre domy nie trafiają nawet do internetu, jeśli pojawiają się to z informacją, że sprzedane lub w procesie podpisywania umowy. Z tej też przyczyny córcia wzięła agenta nieruchomości, który to ma za zadanie wyszukać domu wg jej preferencji. Obejrzała już dom ale….po dyskusji ze mną, zrezygnowała. Znam swoją córcię, brać na siłę, tylko dlatego, że MM czasami marszczy brwi to nie jest powód. Ja swojemu wytlumaczę i masaż czoła i nie tylko zrobię.😁Jeśli ktoś ma myśli zbereźne to plus dla niego😁. W tej chwili ten post powinien być od lat 18-tu. Tylko nie jedna, nie to że 18-tka ale 13-tka lub 15-tka nie jednego by mnie nauczyła. Oj… mówię o matmie i fizyce. A więc, nie lubiąc planować, zaplanowałam na jutro dmuchanie decku i chodników, podjazdy mam ogólnie czyste.

Różnica między wielbłądem i człowiekiem – wielbłąd może pracować przez tydzień nie pijąc; człowiek może przez tydzień pić nie pracując.

Julian Tuwim

Bułeczki z niewypałem

Dziś miałam pracowity dzień.

MM pojechał do biura, coś mu na łączach internetowych przerywało. Okazało się, że to serwer biurowy wariował.

Postanowiłam, że zajmę się sobą. W pierwszej kolejności poszły włosy. Znudził mi się jasny kolor. Zawsze mam w domu zapas farb i nie przeszkadzało mi, że 7-go mam wizytę u fryzjera. Najpierw położyłam farbę na odrosty. W drugiej kolejności poszły w ruch brwi. W trzeciej kolejności nałożyłam farbę na końcówki włosów.

Efekt końcowy zadawalający. Brwi i włosy wyglądają perfekcyjnie. Fryzjerce zostawiłam podcięcie włosów, no i może pasemka.

Zadowolona z siebie rozpoczęłam prace z ciastem drożdżowym. Nie rozumiem dlaczego nie trzymam się jednego sprawdzonego przepisu ale muszę zawsze wygrzebać “coś”, co nawet koło przepisów nie leżało.

Nigdy nie dodawałam oleju do ciasta drożdżowego, no jeśli trzeba – to trzeba. Wyszło 16 bułeczek… tylko jakieś dziwne w smaku. Zjadliwe. A że sera mi jeszcze dużo zostało, to ciasto drożdżowe zrobiłam bez oleju. Na dno foremki położyłam część ciasta, przykryłam je twarogiem,  a to przykryłam wałeczkami ciasta. Ten dziwaczny sernik jest lepszy od bułeczek.

Lepszy ale …. w sumie ze swoich dzisiejszych wypieków nie jestem zadowolona.

Oczywiście, że wszystko zostanie zjedzone ale mi chodziło o zjedzenie przez duże Z.

Dobrze, że koniec tygodnia.

Będę trzymać się z dala od piekarnika😁😁😁

W kuchni wydają rosołek….

Choineczka stoi. Tak, tak stoi i ma się wspaniale. Odkurzałam przed sylwestrem. Aż trudno uwierzyć, że się nie osypuje. Ozdoby jeszcze moje oczy cieszą i to wszystko zatrzymam do 20 stycznia. Pierwszy raz tak długo. Zacznę porządkować po córci urodzinach.

W ubiegłym roku choinkę wyniosłam około 10 stycznia. Sypała się i wyglądała tragicznie. Chyba to był pierwszy odbior choinek przez śmieciarki.

Tą popiłuję sama i zapakuję do worów, problemu nie widzę, mam też w domu trzech facetów. Któryś będzie musiał znaleźć czas,

Dziś dodzwoniłam się do mamusi. Tylko 30 razy próbowłam, tak jednym ciągiem. Ponieważ kilka razy, po kilka razy było, ale tego nie liczę.

Rozweseliłam, uspokoiłam, wytłumaczyłam i po godzinie się rozstałam. Od jakiegoś czasu wyjątkowo pięknie mi dziękuje, że o niej nie zapominam, bo z nią nikt nie rozmawia, że ma mnie tylko jedną. Życzy mi dużo zdrowia i ogólnie…

Wiem, że się boi, jak by coś się stało ze mną, zostanie sama samiusieńka wśród ludzi. To jest jej koszmar a za razem i mój. To nie jest tak, że mamusię uzależniłam od siebie. Nie! Jeśli ktoś nie ma nikogo to chociaż trzyma psa lub kota do ktorego mówi i wierzy, że to zwierze rozumie każde słowo. Nikt zwierzęciem nie był i nie może powiedzieć, co zwierze czuje, słyszy i jak odbiera nasze słowa. Naukowcy mogą pisać a ja powtórzę, żaden człowiek nie był zwierzęciem i niech snuje swoje teorie ale to jest: tak albo siak.

Mamusia nie może mieć kota ani psa. Mieszkanie mamusi było odkurzane w sierpniu i to był ostatni raz. Łazienka z toaletą wymyta w sierpniu i to był ostatni raz. No cóż, pieniądze jak to się mówi nie śmierdzą a sedes mamusi już tak. No cóż, młodszej siostry córka, już zapowiedziała ….. ja wami opiekować się nie będę …..skierowała te słowa do swojej matki i mego szwagra i wyprowadziła się do bloku.

Nie daleko pada jabłko od jabłoni.

Czym skorupka za młodu nasiąknie.

Nie zawsze te przysłowia się sprawdzają, bo w pełnych kochających się rodzinach urodzić się może “gen” nie z tego świata, który “umili” życie rodzinie. A z genami nie podyskutujesz. Taki brzdąc jeszcze nie chodzi, jeszcze nie mówi, a swoje zdanie na każdy temat już ma. A to mleko za zimne – pić nie będzie, soczku marchewkowego też nie. Pielucha mokra da znać, a jakże i jak donośnie. Umie ten brzdąc rodzinę postawić na nogi i rozstawić po kątach. Normalny terorysta. 😁

Nie spostrzeże się ojciec jak mu srajdun fajki będzie podkradać.

…. jak ty ojciec stówy nie dasz, to powiem mamusi że fajkami mnie częstowałeś hahaha


Czekając na moment wrzucania marcheweczki do garka, stukam w literki.

Dziś będzie rosołek!!!!

Mięsko kurczacze ugotowałam, wyjęłam i dwoma widelcami poszarpałam i z powrotem do gara wrzuciłam. To dopiero zupa będzie!!!!

W zupach z makaronem lubie dwa gatunki makaronu. Dziś nitki i pastina. Pachnie rosołek, pachnie.

Musi wszystkim wystarczyć!!!!

A tych ludziów jest u mnie jak na przystanku kolejowym tylko… w zawieje śnieżną. Dam radę z nakarmieniem tego orszaku. 😁

Deszczowa sobota

Wczoraj przed deszczem zdążyłam zagrabić, posprzątać gałęzie po formowaniu krzaków itd…deszcz rozpadał się po południu, całą noc padał i dziejszy poranek.

Jeszcze w pidżamie i szlafroczku rozpoczęłam robienie ciasta na torcik i karpatkę. Torcik owocowy zamówienie MM , karpatka zamówienie syna.

 

Jeszcze dwie godziny do południa a ja mam upieczony rzucany biszkop i wszystko niezbędne do pieczenia i dokonczenia karpatki.

Dziś deszczowo na zewnątrz, wewnątrz będzie na słodko.

Pieczenie chlebka

Chlebek jaki jest wszyscy widzą. Ostatnio piekę wg jednego przepisu. Szukałam. Wszystkie chleby jakie do tej pory piekłam, były smaczne. Ten przepis najlepszy i expresowo się robi. Nie będę was zamęczać przepisami, ci co pieką mają swoje wypróbowane przepisy. Dziś również dokarmiłam zakwasy – pszenny i żytni. Następny chlebuś zrobię żytni. Rośnie też ciadto na drożdżowe bułeczki. Przy organizacji lodówki, stwierdziłam, że jest za dużo słoiczków z końcówką dżemów. Zużyję dżemy jako nadzienie do bułeczek.

Dzisiejszy dzień jest moim dniem bez określenia, bez nazwy. Nazwałam ten dzień : DZIEŃ😁

Chałka

Wczorajszy dzień. Zostałam w domku. Wyleżałam i wyspałam się. Leczyłam się, samopoczucie było byle jakie, za oknem deszcz i szaro. Można było nie wychodzić z łóżka cały dzień. Po południu wygrzebałam się z pościeli, bo zachciało się czegoś słodkiego. Oprócz moich pieczonych słodkości, sklepowego z MM nie jemy. Decyzja. Chałka, mało pracy i stania w kuchni.

Chałeczka prawie sama się zrobiła. 😁Trzy razy rosła. Smaczniutka i słodziutka.

 Chałeczki już prawie nie ma i za chwilę zostaną okruszki.


Nie czuję się dziś najlepiej, ale można żyć. Popiłam coś tam na wzmocnienie, od przeziębienia i musi być dobrze. Nie mogę długo chorować. W poniedziałek do pracy, a roboty jest więcej niż dużo.

MM w poniedziałek też leci do pracy. Nie posiedział na bezrobociu dość długo. Tym razem nie marudził dość długo, bo każdego dnia coś robił.  Półki w piwnicy po stronie magazynowej, poprawiał. Lampę na podwórzu wymienił. Pozbierał opadłe gałęzie po silnych wiatrach. Rozpoczął organizację garażu. Sprzedał dużą i ciężką maszynę do cęcia liści. Jednym słowem nie siedział cały czas bezczynnie. Najważniejsze, że był zadowolony z wykonywanych czynności, co mnie też cieszyło i cieszy.

Żona szczęśliwa to wszyscy w domu szczęśliwi. 😁

___________________

November 6, 2021 update

MM poprawiał półki w piwnicy, prznajmniej tak mówił. Deski zwalił na podłogę, zniszczył to co sama zrobiłam, tyle było jego pracy w piwnicy. Już później nie zszedł i nie interesował się, deski poukładała a pudła z ozdobami też poustawiałam sama. Tak jest do dziś.

Dobrze że maszyny nie ma. Duża i utrzymać taką maszynę żeby mi nie uciekała bo miała napęd na koła to trzeba było się natrudzić. Raz uciekła mi z zgórki i zatrzymała się na drzewie. Nie wygodna też w obsłudze była, cięła liście do własnego pojemnika. Pojemnik trzeba było zdejmować z haków i pocięte liście przekładać do swoich worków. MM sprzedał za 70% jej wartości zakupu. Odsprzedał dla zakładu produkującego te maszyny. Już jej nie ma i nie zajmuje miejsca, a go potrzebowała.

Chałka jeszcze kilka razy mi się udała z tego przepisu, później jeden zakalec. Zniechęcona przestałam piec. MM zachwycony zakalcem bo lubi no ja nie bardzo byłam zachwycona.

 

Nie udane wypieki

Wczorajszego wieczorka długo dyskutowaliśmy z MM. W między czasie ugotowałam wyśmienitą zupę ogórkową. MM nigdy wcześniej nie jadł zupy ogórkowej, krupniku, kapuśniaku i wiele wiele innych potraw. W Chinach próbował dużo potraw ale nie skusił się na mięso z psa oraz karaluchów i nic co się na talerzu ruszało. Za to skusił się na zakupienie dla mnie podróbki zegarka Rolex, który trafił do śmietnika.

Wracając do wczorajszego wieczorku. Usmażyłam pączki.

Skupiona byłam na słuchaniu i dyskusji z MM, więc moim pączusiom zabrakło serducha/uczucia ❤️. Ostatecznie, pączusie wyszły bez porównania gorsze niż ostatnio. Nie zrobiłam lukru, posypałam cukrem, lukier by nie pomógł. Pączusie mają nadzienie budyniowe oraz z śliwkowej marmolady. Pierwsze pyszne.

Żeby nie było, że wszysyko pyszne i mi się udaje, nie udał mi się

blog czekoladowy.

Nie wiem, nie pamiętam czego dodałam za dużo, czego za mało, czy masło było inne, a może powinnam dodać margarynę, no nie wiem. Mieszając jeszcze bez dodatku rodzynek, ciastek, orzechów i migdałów, powinnam wszystko wylać do zlewu, pokropić płynem do naczyń i zalać gorącą wodą.

Miałam nadzieję, nie prawda, że miałam nadzieję, masa bez dodatków powinna być już gęsta a nie lać się jak olej. Uparcie brnęłam dalej. Wstawiłam do lodówki na całą noc z nadzieją, no bo tym razem miałam 10% nadzieii, że raniutko będze zjadliwe. Niestety, otwieram lodóweczkę, a tam!!! brzydko mówiąc guwienko(wiem jak się pisze).

To coś nawet nie było zjadliwe.

Żeby siebie nie drażnić….a miał być blok czekoladowy…wywaliłam do pojemnika na śmieci, który znajduje się na zewnątrz. Nie powstrzymał mnie nawet deszcz.

Teraz część kulminacyjna: muszę znaleźć winnego zaistniałej sytuacji, bo, że blok czekoladowy się nie udał, to nie moja przecież wina. 😬😁

MM chodził po kuchni, przeszkadzał mi, podszczypując mnie tu i ówdzie, obsypując mnie buziaczkami, zagadywał i żartował.

No i kto jest winien?


Poniedziałkowe wypieki

Po wczorajszej gimnastyce, wiem że mam mięśnie brzucha. 30 minut rowerek, 15 minut eliptyk, 100 ćwiczeń brzucha na urządzeniu oraz po 100 ćwiczeń ud na 2 różnych urządzenieniach. Miałam 3 miesięczną przerwę i rozpoczęłam ćwiczenia bez przygotowania, zresztą jak zwykle. 4 lipca biegnę w maratonie 10k. Tym razem muszę się przygotować. Nie zdobędę 1 miejsca bo miejsca w 1 dziesiątce są zarezerwowane dla kenejczyków lub innych biegaczy z długimi nogami. Ja będę szła, biegła, tańczyła, skakała i śpiewała. Lubię tą uroczystość, lubię ludzi biorących w niej udział, nie tylko biegnących ale oglądających i witających.

Dzisiejszy dzień spędziłam sprzątając ozdoby oraz smażąc naleśniki na śniadanko.

Godzina była dość późna bo 9pm a ja wstawiałam chlebek do piekarnika. Ostatnie okruszki w szufladzie więc czas na nowy chlebuś. Tym razem z przyprawami: tymianek, majranek, cebula i mięta.

Zapachniało w kuchni chlebkiem.

Smaczny!!!

Zawsze ale to zawsze pilnuję, żeby w lodówce było mleko. Niestety, ilość jaka została w kartonie była niewystarczająca do ciasta chlebowego. Trudno mi powiedzieć jaki smak chlebka byłby z dodatkiem mleka z kartonu, ponieważ dodałam rozpuszczone mleko suche.

Polecam, chlebek smakowity.


A myślałam, że dziś już wtorek.

I dziwić się starszej osobie która pyta …. a jaki dziś dzień mamy….

Poniedziałek😁😁😁😁

☔️☔️☔️☔️deszczowa zupka🥣🥣🥣🥣🥄🥄🥄

Dziś 2-go STYCZNIA 2020.

Synuś zadzwonił po raz kolejny z życzeniami.

Mamusia moja zbuntowana bo za używane media, nie chce płacić, bo młodsza pożyczyła spore pieniądze i nie chce oddać. Szwagier warczy i straszy, że wszystkie media mamusi odetnie.

Tak to się zaczęło.

Po wytłumaczeniu, mamusia ostatecznie zapłaciła szwagrowi za grudzień. Mimo to jest zbuntowana…

Mamusia chce sprawiedliwości ale w tamtym domu nie tylko sprawiedliwości nie ma, tam spokoju nie ma i nie będzie. Najlepiej starą wywalić gdziekolwiek, zrobić remont w jej mieszkaniu i się urządzić samemu i po swojemu.

A MATKA wychodzić, chorować i umierać, NIE CHCE.

Miała moja MATKA trzy córki. Dwie goniąc za majątkami, zatraciły ludzkie uczucia,  a i do zwierzęcych im daleko, żeby nie wisiała nad nimi kara to by mamusie ukatrupiły.

Wiem, pamiętam do mnie moja mausia też się wyzwierzała, ale to nie znaczy, że starą matkę trzeba od razu zniszczyć i wywalić na ulicę.

Obzywana, szargana, wyganiana z własnego domu zaczęła się tak zachowywać.

W tej chwili jest dobrze. Przyjmuje leki od depresji, krążenia, serca oraz witaminy.

Dzwonię, pytam podstępnie bo wiem, że może okłamać, w tym roku będzie miała 91lat.

Stary człowiek! Potrzebuje spokoju, wyciszenia i jeden raz na dzień usłyszenia … dzień dobry…

Na dzień dobry słyszy, że jest stara, durna i nic nie rozumie.

Opieka społeczna odmówiła jej przyjęcia. Nie kwalifikuje się bo nie mieszka samotnie.

Ok, zmieniam temat. To temat, rzeka.

Dla rozluźnienia będę sprzątać lodówkę.


No i okazało się, że lodówka pusta. Tak ją wysprzątałam.

Deszcz dzisiejszego dnia nas nie oszczędza, wybrałam się po zakupy aby lodóweczka nie świeciła pustkami. Ludzie próbowali jechać ostrożnie ale i tak niektórzy nie uniknęli kolizji i większych wypadków samochodowych.

Jeden samochód stał na autostradzie i udawał że jedzie w przeciwnym kierunku.

Po przejechaniu ze 3km, sportowy samochód ( jakkka brykkkka!) miał rozbity przód, stał w rowie. Policja zaopiekowała się samochodami. W pierwszym przypadku pani na poboczu stała w deszczu i dzwoniła. W drugim, kierowcy ani pasażerów nie było. Samochód wyglądał na porządnie uszkodzony. Przykry początek roku.

W moim regionie kierowcy nie umieją jeździć w deszcz. Gdy spadnie śnieg to jest zagłada i nikt z domów się nie rusza.

Zakupy zrobiłam, a deszcz nie odpuszczał.

Po wigilii zostały mi 2 buraki, marchewka i ziemniaki. Potarkowałam te warzywka i wrzuciłam w torebeczce foliowej do zamrażarki.

Dziś dokupiłam: kapustę i fasolę.

Będzie barszcz ukraiński. W swoim życiu, wcale nie takim krótkim, tylko jeden raz gotowałam barszcz ukraiński. Dziś – drugi raz.

Mamusia moja kiedyś gotowała wspaniały barszcz ukraiński. Teraz kupuje w osiedlowym sklepiku, Zupa Barszcz Ukraiński mrożony. Dodaje mięsko i gotuje. Jadłam zupka była dobra.

Dziś i ja ugotuję barszczyk na podobieństwo zupki mrożonej sklepowej. W pierwszej kolejności wrzuciłam do garnka fasolkę, nie miałam czasu moczyć, później mięsko. Nie będę opisywać całego procesu gotowania zupy.

Pachnie dobrze

A może to tylko ja jestem głodna?


Zupka się gotuje, smacznie pachnie.

A za oknem, a za szybą ……deszcz.

W taką deszczową pogodę, gorąca zupka może zdziałać cuda.

Ostatnia niedziela 2019 roku

Dłużą mi się wolne dni przed i po świętach. Dłużą mi się dni przed sylwestrem. Nie wiem co będzie po sylwestrze.

Jestem rozdrażniona brakiem zajęcia, bo nie będę hałasować dmuchając liście, dzielnica moja jest w jakimś sennym transie. Cicho i nic się nie dzieje. Wymarli sąsiedzi. Czasami przejedzie na dole ulicy jakiś samochód ale spacerowiczów z pieskami nie ma, nie ma też biegających.

Od ponad miesiąca i dziś rozmawiałam z mamusią na skype. Zadzwoniła też moja przyjaciółka Alunia z życzeniami.

Wieczorem postanowiłam upiec takie same bułeczki jak wczoraj. Smaczne to i zniknęły szybciutko i dziś zrobiłam ciasta dwukrotnie więcej.

MM otrzyma z nadzieniem makowym a sobie i synowi z dżemem figowym. Jutro przed pracą zawiozę córci😁.

Ciasto rośnie. Rośnie w misce z ciepłą wodą. Po opatuleniu elektrycznym kocem nic nie ruszyło się, mimo że godzinkę tak trzymałam. Gdy wstawiłam miskę z ciastem w misę z ciepłą wodą …. rośnie jak na drożdżach😁.

Na myśl że jutro idę do pracy to sece omal nie wyskakuje z persi. Nareszcie.

Przepis na chlebek

Mąka                   6 szklanek (szklanka 250g) pszenna lub chlebowa

Cukier                 1 łyżka stołowa

Sól                       2 1/2 łyżeczki

Drożdże suche   1 1/2 łyżka stołowa

Woda letnia         3 szklanki (szklanka 250ml)

Do wody wsypać: cukier sól i drożdze rozmieszać następnie wlać do przesianej mąki. Ciasto wymieszać łyżką tylko do połączenia składników. Ciasto ma być rzadkie.

Przykrywamy miskę szczelnie aby ciasto w trakcie rośnięcia nie wypłynęło. Zostawiamy opatulowne w kocyki  na 3 – 24 godziny lub dłużej.

Gdy nabraliśmy już chęci na pieczenie: nagrzewamy piekarnik do 22℃ lub 430℉.

Blat na którym będziemy pracować opruszamy mocno mąką, opruszamy również ciasto w misce i wykładamy ciasto na opruszony blat. Nakładamy rekawiczni aby ciast nie kleiło się do rąk. Leciutko rozlanym ciastem zbieramy mąkę i (jeśli można powiedzieć) ugniatamy. Dzielimy na 3 równe czesci i wkładamy do 3 keksówek po urzednim wyścieleniu folią aluminiową. Nie zapomnając o lekkim nasmarowaniu masłem lub margaryną.

Ciasta w keksówkach powinno być troszeczkę więcej niż do ich połowy.

Wstawiamy do piekarnika. Podczas pieczenia klikakrotnie 3-5 razy spryskuje piekarnik wodą. Oczywiście że woda skropli również i ciasto, nie ma obawy to tylko wyjdzie na dobre bo chlebek będzie bardziej mokry.

Chlebek ładnie podrośnie i piekąc się popęka tworząc chrupiącą skórkę.

Jak długo piec? To zależy od piekarnika. Gdy skórka się zarumieni można keksówkę wyjąć i sprawdzić chlebek od dołu ( czynić to w rękawiczkach). Jeśli spód jest biały, włożyć chlebek spowrotem do keksówki i chlebki przestawić na niższą półkę. Jeśli trochę spód i góra jest zarumieniona to znaczy że chlebek jest gotowy.

Czasu pieczenia nie sprawdzam, lubię otwierać piekarnik i cieszyć się zapachem świeżego chlebka.

 

Praca z rzadkim ciastem nie należy do łatwych, w przypadku tego chleba nie wolno dodawać za dużo mąki. Jeśli mąka pozostanie na wierzchu lub w środku ciasta nie panikować, zostawić. To jest urok tego chlebka.

 

 

solono-słodko-kwaśne

Wczoraj nie tylko sprzątałam i kawę piłam.

Usmażyłam kurczaczki ale takie, takie, że palce lizać.

Od dłuższego czasu szukałam przepisu na kurczaczki, takie, jakie jadłam dawno temu w barze, który niestety ale sie przeniósł do innego stanu. Lubiłam ja, MM i MSJ. Córcia nie miała okazji spróbować, baru już nie było to pierwsze, drugie przeprowadziliśmy się do innego domu i dzielnicy. Wiele lat poszukiwań, przewalania w internecie tysiące przepisów, na stronach nie tylko polskicha ale i obcojęzycznych,  uwieńczonych zostało sukcesem.

Nie twierdzę, że smak kurczaczków jest taki sam lub podobny, do tych kurczaczków jedzonych przed laty, bo kto by pamiętał. Kurczaczki jednak smakowały, bardzo smakowały.

Zachwalałam, no i ….synuś zjawił się dzisiaj przed pracą kilka minut po 5am oraz po pracy na dokładkę. Córcia zamówiła, na po świętach, MM w najbliższym czasie.

Oczywiście, że zamówienia zrealizuję, tym bardziej, że kurczaczki smakują naprawdę wyśmienicie.

 

Dzisiaj miałam, dalszy ciąg porządkowania, i ukończyłam. Nareszcie.

Zamiast kawy zrobiłam sobie kakao. Rozmawiając z synem, nie zwróciłam uwagi co do kakao wsypuję. Jeden łyk… biegiem do zlewu. Zamiast posłodzić …. posoliłam.

Dałam już spokój z tym kakao i wszelkimi ciepłymi napojami. Mam nadzieję na lepsze spanko tej nocki.

 

 

 

 

Dobry pomysł ale….

Kiedyś gdzieś czytałam , że kobieta w pewnych dniach nie powinna piec ciasta. Od kiedy się nauczyłam, piekłam i bez znaczenia był dzień, wychodziło i zajadaliśmy się wszyscy w rodzinie.

Dziś, aby czymś się zająć, postanowiłam upiec bułeczki drożdzowe z nadzieniem. Nadzienie to dżem z pomarańczy. Słodziutki i o dobrej konsystencji.

Najpierw składniki przyszykowałam i powolutku je łączyłam ze sobą. Wygniatanie w maszynie na wolniutkich obrotach. Nic innego, wszystko jak zawsze. No może te obroty trochę przyspieszyłam. Później wydawało mi się,  że są za wolne,  ponownie podkręciłam.

Ciasto jak ciasto. Nie było zbyt puszyste jak zwykle ale i nie kamienne. Pozostawiłam na godzinkę do wyrośnięcia. Zajrzałam ani drgnęło. Zostawiłam na następną i następną godzinę. Podrosło. Nie było wysokie ale podrosło.

Bułeczki podeszły, również. Z tym, że ciasto wciąż, nie nabrało puszystości.

Upiekłam piękne bułeczki. Tylko jest jedno ale… to nie zakalce nawet, to ciasto jakieś takie jakby zaparzone zostało. No nic, syn przyjechał, to mu dałam, bo samkowały. MM też pochwalił, że dobre. Osobiście zjadłam jedną całą bułeczkę i połowę. Nie mogłam upchnąć całej drugiej. To nie moje smaki.

Jednym słowem, w stersie nie warto nic piec, gotować, może sprzątanie wyjdzie. Chociaż to też nie jest pewne, można coś pobić, połamać.

Po wieczór wyszło słoneczko, aby za godzinę zacząć chować się za drzewami. Cieplutko się zrobiło i tulipany wysunęły dłuższe łodyżki, a na ich końcach kolorowe główki. Jeszcze dzień, jeszcze dwa i tulipany się rozwiną. Będzie pięknie, kolorowo, wiosennie i radośnie.

 

 

wtorkowe wypieki

Wczoraj spałam do około 2pm. Gdy obudziłam się ujrzałam Zimę śpiącą obok mnie. Czyżby pies wyczuwał moje złe samopoczucie? Nie uczyłam i wręcz nie pozwalam wskakiwać na łóżko. Nie przepadam również, za spacerami psów po sypialni.

Popołudniu samopoczucie się poprawiło na tyle, że już do łóżka nie ciągnęło.

Zakwas wyjęłam dzień wcześniej a wczoraj przed wyjazdem na rehabilitację dokarmiłam – postanowiłam upiec chlebek. Pieczenie chleba nie jest czymś nadzwyczaj trudnym i ciężkim.

A o to co mi wyszło

Smakuje również wyśmienicie.