Telefoniczne rozmowy

Wczorajszy dzień to właściwie przespałam. Na przemian, budziłam się i spałam, spałam i budziłam się. Czułam się bardzo zmęczona i wykończona. Noc przespałam bez żadnych niespodzianek.

O poranku. Pierwsze spojrzenie w lustro. Spuchnięta ale bez kolorowych siniaków. Po południu, mogłam się udać do lokalnej meksykańskiej restauracji celem uczestniczenia w urodzinach niemęża mojej córci.

Jutro niedziela to oczywiste, że mam wolne. Poniedziałek wolny. ożliwe, że i wtorek będę miała wolne. Zobaczymy jak będę się czuła i czy opuchnięcie zejdzie. Rany goją się i mam nadzieję, że wolny wtorek nie będzie mi potrzebny.

Dziś dzwoniłam do mamusi. Demencja przeplata się z rzeczywistością. Trudno momentami się porozumieć. Ale daję radę, nie jest łatwo kiedy rozmowa jest na podsłuchu. Lepiej tak niż, żebym zostawiła mamusię bez rozmów. Starsza wogóle nie dzwoni, młodsza nie zajmuje się takimi sprawami jak rozmowa z matką. Mojej mamusi została rozmowa tylko ze mną. Raz w tygodniu wprawdzie, lepsze to nic wogóle, tak jak to było przez 5 miesięcy. Odłączyli mamusię od ipada/skypa, wyłączyli telefon i tylko od mamusi brata otrzymywałam informacje o jej zdrowiu. Teraz mamy kontakt telefoniczny. Podobno chcą mnie finansowo ukarać. Nie szkodzi. Nie narzekam, mogę płacić za połączenia telefoniczne aby mamusia miała ze mną kontakt. Przykre to wszystko jest, bo nie tylko chodzi o połączenia. Tłumaczę mamusi wiele spraw np. dlaczego jej emeryturę zabierają, dlaczego jak ręce ją bolą i utrzymać łyżki nie może to talerz zabierają z niedokończoną zupą, dlaczego dają jedynie jedną buleczkę kiedy prosi o dwie. Między tym narzekaniem przeplata się dom w którym się wychowała i na młodszą i jej córkę mówi dwie blondyny tutaj mieszkają. Opowiada mi też, że blondyny obgadują mnie. Po jakimś czasie wraca do rzeczywistości aby za chwilę spytać gdzie jej rodzice teraz mieszkają. Tak mija mi godzina rozmowy, tłumaczenia i słuchania.

Dużo czytam o demencji i uczę się prowadzenia rozmów z takimi osobami. Nie jest łatwo, potrzebna jest anielska cierpliwość.

Przykro mi, że młodsza dając słuchawkę mamusi wydziera się i kurwami rzuca. Niestety mamusia nie odbierze już telefonu, mówi że słuchawka jest maleńka i nie widzi gdzie ma nacisnąć. Aparat telefoniczny który kupiłam 2 lata temu dostosowany był dla osób starszych, został wyrzucony.

Co za świat, co za ludzie?

Mamusia chce już umrzeć. Tylko to umieranie jej się przedłuża. Na urodziny 13 września miała kwiatki od młodszej, miała też awanturę z wyzwiskami. Młodsza wraz ze swoim mężem, zapomiała się, byłam po drugiej stronie telefonu, słyszałam. Awantura była o kromkę chleba, którą mamusia położyła na łóżku i przykryła kocem.

Czasami jest lepiej umierać z daleka od rodziny.

Przypomnienie o sobie

Uwieńczeniem (jeśli można to tak ująć) moich stresów, problemów, kłopotów, był mój poranny upadek, groźny z wyglądu ale (na szczęście )w skutkach już mniej groźny. Teraz obita z mniejszymi i większymi ranami leżę w łóżku. Oglądając filmy z przykrymi upadkami, zawsze zwracałam uwagę na odbicie się głowy od podłoża. No to przeżyłam odbicie się mojej głowy od betonu a padałam na twarz. No nic zagoi się, dojdę jakoś do siebie, wyleczę się, nic nie połamałam.

Zajmowałam się innymi, pomagałam i pomagałam. Głowa pełna trosk o innych. Zapomniałam o sobie. Zostawiłam siebie gdzieś daleko, jakbym nie istniała dla siebie. Zabiegana, zapracowana, bez odpoczynku biegłam przed siebie i tak przez całe życie w biegu. Przysiadałam jak już biec i pracować ze zmęczenia nie mogłam. Szkoda mi było czasu na odpoczynek. Odpoczywałam zmuszona do odpoczynku, przystopowania, zatrzymania się. Ostatni wyjazd był niewypałem, więc …

Wszystko było ważniejsze dla mnie odemnie samej. No taka moja natura.

Na raz wielkie bum o beton kością policzkową. Ułamek sekundy i uleciałam, straciłam przytomność? Krew polała się po oku, policzku na sweter. Na dłoni i kolanie zdarta skóra, krwi mniej ale też boli. Boli też druga dłoń i kolano. Szyja i kość policzkowa najbardziej ucierpiały. Teraz, dopiero teraz zrozumiałam, że ja mam być dla siebie najważniejsza a inni dadzą radę bezemnie.

Teraz oni martwią się o mnie, teraz ja obdzieliłam innych swoim kłopotem. Kurcze, nogi zaczynają boleć. Chyba teraz wszystko odchodzi. Przeciwbólowa tabletka.

Pierwsze kroki w szkole

Starsza przetarła już “szlak” do szkoły, dwa lata wcześniej. Ona cicha i bojaźliwa nie mogła mnie niczego nauczyć, nic pokazać. Byłyśmy z różnych planet. Mój “szlak” do szkoły i w szkole musiałam sama rozpoznać.

Biała bluzeczka na guziczki, plisowana granatowa spódniczka, półkolanówki białe i do tego białe sandałki. Wszystko miałam nowe i nie otrzymane w “spadku” po starszej.

Do szkoły było bliziutko ale jak do niej dotarłyśmy było już dużo ludzi, stałam z mamusią na szarym końcu. Apel odbywał się na podwórzu. Niestety, wśród dorosłych, nic dojrzeć nie mogłam, jedynie coś słyszałm. Nie zainteresował mnie ten szkolny apel pierwszoklasistów. Wycofałam się, poszłam na zwiady, słoneczko pięknie świeciło i zachęcało do zwiedzania obszarów przy płocie szkolnym.

Grządki na których rosła marchewka, buraczki i inne warzywa. Z kwiatów pamiętam nasturcję i malwy. Był tam również żywopłot który posiadał białe kulki.

Nie znałam tego krzewy. Od zwiedzania oderwał mnie głos mamusi. Był czas na zwiedzanie szkoły. Sala gimnastyczna posiadała lśniący parkiet. Po oby stronach sali były bardzo duże okna. Na wprost ogromnych dwuskrzydłowych drzwi wejściowych były drewniane gimnastyczne drabinki. Do sali wchodziło się po dwóch stopniach w dół.

Drzwi do klas były pomalowane na biało i były bardzo wysokie. Obejrzałam też swoją klasę.

Zdjęcie z i.pinimg.com

Ławki, kałamarze

Zdjęcie z alegro.pl

i dwie duże tablice na ścianie. Nie było to wszystko nowiuśkie jeśli chodzi o stan użytkowania ale coś nowego dla mnie.

Zawsze lubiłam nowości ale…szybko nudziło.

Powrotu do domu nie pamiętam. Możliwe że zaszłyśmy jeszcze do mojego stryja który mieszkał tuż za szkolnym płotem. Możliwe, że pobiegłam do domu aby jak najprędzej zdjąć to świąteczne ubranie i pobiec na łąki bawić się z innymi dziećmi.

Wszystko możliwe, że wszłam do ogrodu i zaczęłam pielić naszą marchewkę.

Na pewno nie czytałam elementarza, na pewno nie ćwiczyłam kaligrafii.

Rozpoczęłam edukację!