Renowator/stolarz

bo dziś po pracy zabawiam się w renowatora/stolarza. Czyściłam, kleiłam i dokręcałam poluzowane śruby w szafkach, w garderobie. Jutro połapię zszywaczem pneumatycznym to co klej nie zakleił. szuflady włożę na szyny i poustawiam na swoje miejsce. Niby to tak niewiele, ale żeby położyć klej należało te miejsca odpowiednio przygotować. Trochę czasu zleciało.

Po 7pm całkowity relaksik przy kieliszku piwa, Pita cracers i guacamole. Wiem, na prawdę wiem, że czasami zachwuję się jak robol. Księżniczką nigdy nie byłam, nie te czasy, ale miałam wspaniałe dzieciństwo i szalone młode lata. Niezapomniane lata studenckie i lata budowy swojego domu. A później już poleciało.

Dziś ostatni dzień lipca. Jutro po pracy porządki bo 2 SIERPNIA po godzinie 17 przybędę na ten świat.

Dam popalić swoim rodzicom, jako 9- latka pobiłam ulicznego huligana, jako 10-cio latka chodziłam już na wagary, 11-latka wybijałam szyby w nowo pobudowanych domach. Aby swoją energię wykorzystać uczęszczałam na SKS biegałam i skakałam wzwyż z sukcesami.

Stary niedźwiedź mocno śpi … pamiętam z pierwszej klasy podstawowej oraz kółko graniaste…. na przerwach mnie bardzo nudziło. Chodzenie w parach po korytarzu na przerwie to była katorga, a woźny był ważniejszy od dyrektorki.

W 12 roku życia zakochałam się w Czesiu. No jak można było się nie zakochać? Był na zgrupowaniach i kibicował. Nikogo nie prisił o zeszyt, żeby przepisać prace domowe, tylko mnie😁jakie to było romantyczne🤣🤣🤣🥰. Historii nie cierpiałam, wezwana do odpowiedzi, stałam orzed klasą i pamiętałam Hiroszymę i co dalej? Czesio dwoił się i troił i z ust wyczytałam coś tam co mi nie pasowało. Więc, stworzyłam nowy wyraz i wypowiedziałam ….n a g a n a s a k i! Cała klasa w ryk, Czesio łapal się za głowę, nauczyciel powstrzymywał się od śmiechu. A ja niczym nie zrażona…..czego się śmiejecie, no tak było, tam też bomba wybuchła n a g a n a s a k i…..powtórzyłam. Nauczyciel p. Wiktor był też nauczycielem wf i prowadził SKS, już śmiał się na prawdę, klasa za brzuchy się łapała. Nie dwójki nie dostałam, kazał mi wracać do ławki. Czesio mi później wyjaśnił, to i ja się pośmiałam

W ławce siedziam z Wiesiem który miał problemy z pęcherzem. Wiesio zsikal się podczas lekcji, powstała kałuża. Dzieciaki śmiały się i wyzywali go od sikunów. Stanęłam w jego obronie, moja młodsza siostra miała ten sam problem. Pomagałam mamusi, na ile mogłam. Rozumiałam Wiesia.

Pojechałam z młodszą na kolonie, miałam chyba 12-13 lat. Mlodsza zsikała się w nocy, nie rozumiała jeszcze, że cudza choroba jest tematem dla żartów ubliżania. Pora śniadaniowa, udawałm, że czegoś szukam i gdy wszyscy wyszli, a było tam z 20-25 łóżek, prześcieradłem wytarłam kałużę i przewróciłyśmy materac. Założyłam na łóżku młodszej, swoje prześcieradło, a mokre upchnęłam pod materac młodszej, no ona nie sięgała jeszcze nogami do ramy łóżka. Czy młoda rozumiała? Nie. Pytała … czemu my to robimy?… czy pamięta to zdarzenie i że zaoszczędziłam jej przykrości? Nie, na pewno nie pamięta. Chciałam ją ochronić, przed szykanami, chociaż nigdy w życiu ich nie zaznałam ale widziałam jak mogą dzieci być okrutne dla swoich rówieśników.

W sumie byłam tylko 2 razy na koloniach. Po pierwsze: po prośbach Tatuś wysłal na kolonie ale musiał opłacić cały turnus pobytu, bo inteligent. Po drugie: wszystko tak zorganizowane, że czas wolny był czasem niewolniczym.

Szkoła średnia czas szalony. Już się wiedziało po co się żyje. Czy na pewno? Uwielbiałam jeden przedmiot, prawoznawstwo. No i jak zwykle chodziłam na wagary. Sama chodziłam na wagary, do kościoła. Zastanawiałam się co dalej, po co się urodziłam i co takiego wielkiego mam do zrobienia na tym świecie. Chyba wtedy zrozumiałam, że moje miejsce jest w zakonie, że tą drogą powinnam podążać. Czy byłam emocjonalnie dojrzała? Chyba nie, czy 15-16 latka jest na tyle świadoma swoich uczuć, pragnień i swojego jecestwa? Byłam na etapie poszukiwania siebie, swojego miejsca. Byłam zbuntowana, że się urodziłam a jednocześnie szczęśliwa, że żyję i mogę czerpać życie pełnymi garściami.

Po rozmowie z księdzem, który dał mi czas do ukończeni 18-ego roku życia, rozpoczęłam nowy etap w moim życiu.


No i jestem tutaj wciąż nieokiełznana i nie zniewolona. Jestem zodiakalną lwicą i jak bardzo różną, inną, unikatową, od mego MM zodiakalnego lwa.

Pozdrawiam serdecznie🌹

Dokonałam, przeskoczyłam siebie

Skończyłam malowanie: 2 warstwę farby na ściany położyłam, drzwi 2 szt pomalowałam, listwy przypodłogowe, rama okienna i parapecik również. Zamalowałam wszystkie maźnięcia na ścianie lub suficie. Wymyłam lustro i zlew. Przesunęłam safki z sypialni i nastał czas na kolację.

Pizza z anamasem i piwo. Kilka tygodni temu zakupiłam przez amazon kieliszki do piwa wyprodukowane w Krośnie.

Zamówilam komplekt 6szt. Nie zdążyłam nawet wymyć wszystkich, a MM jedną już pobił. Stał przede mną z tak bardzo skruszoną miną, że nie mogłam się nie zaśmiać.

– szkło się tłucze, zostało jeszcze 5 – powiedziałam.

Nie, nie przejęłam się, nie żałuję, że nie mam kolmpletu szklanek do piwa. To tylko szkło, ładne szklane kieliszki do piwa.

Piwo inaczej smakuje z kieliszaka a inaczej z butelki. Kto pije piwo ten wie.

Pozdrawiam wszystkich odwiedzających.

Malowanko z miłością w tle….😍

A plan jest taki: pomalować sufit dwukrotnie. Ściany jeden raz, m o ż e dwa. Nikt nie przewidzi. Dalej w przyszłość nie wybiegam.

A więc do roboty!


Pomalowałam sufit tylko pierwszy raz. Otworzyłam okno i włączyłam wiatrak, mam przerwę 40 min.


Sufit pomalowany. Ściany tylko jeden raz. Musiałam zrobić szpachlowanko wokół lustra oraz wpuszczanej szafki w ścianie. Tak niechlujnej roboty jeszcze nie widziałam. A widziałam wiele. Dom ten kupiliśmy w walentynki 2011 roku do tej pory nic z piętrem nie robiliśmy. MM był wszystkiemu przeciwny. Mimo to malowałam gościnną jadalnię, tv room, pokój wypoczunkowy, korytarz i pralnię. Wymieniliśmy całą kuchnię z urządzeniami, jadalnię kuchenną wraz z meblami i okna w całym domu. Została na parterze tylko łazienka. Kiedy zrobię? Nie wiem.

Córcia wyprowadziła się i naszło na mnie. Pogoda nie sprzyja grabieniu i wyrywaniu zielska, więc siedzę po pracy w domu. A wiadomo siedzieć nie potrafię to wymyśliłam malowanko. MMowi sie zaczęlo podobać i po moich tłumaczeniach, zaczął na życie swoje patrzeć inaczej. Pytał jaki kolor na holl wybrałam. Wybrałam?

Tak daleko nie sięgam. Garderoby nie skończyłam. Swego office nie zaczęłam, a MM pyta o holl. Co jest najfajniejsze, wie jaki chciałby kolor do swojego office.

Jutro niedzielka, drugi raz pomaluję ściany i jeśli będę miała chęci to drzwi, ramę okienną i listwy przypodłogowe.

Jutro będzie ostatnia niedziela. Ja 2 sierpnia, MM 4 sierpnia obchodzimy urodziny.

MM zapytał co będziemy robić w nasze urodziny. Moja odpowiedż brzmiała:

2 sierpnia chodzę po domu na nagusa,

4 siepnia ty chodzisz na nagusa,

Pomysł sie spodobał, a że ukrop na zewnątrz, to nie będzie trudne do wykonania🙃😁


Historycznie:

Po maturze, zdawalam na uniwersytet, niestety ale zabrakło mi jednego punktu za pochodzenie, na moją ulubioną filologię, i co? I się nie dostałam. Byłam zrospaczona, zrezygnowana i nie widziałam sensu dalszego życia. Zapłakana otworzyłam drzwi do korytarza, mamusia wyskoczyła z kuchni …. Krysia co się stało … spytała

Czy tatuś nie może być rolnikiem albo robotnikiem zamiast dyrektora…spytałam wycierając łzy spływające po policzkach.

Zbuntowałam się, nie szukałam innej uczelni tylko ta i nic więcej. Zrobiłam sobie extra wakacje, a z początkiem zimy, tatuś spytał … czy pomalujesz klub wiejski? Dojazd PKS a od przystanku, 3km pieszo…..jeszcze dodał …. będziesz miała 2 pomocników, z sołtysem uzgodnisz terminy i wynagrodzenie….

Ludzie moi mili, to było moje pierwsze spotkanie z klubem wiejskim i dwoma młodzieńcami wiejskimi, muszę nadmienić, że byli w moim wieku. Już wiadomo, że wzięłam tę chałturę, tym bardziej, co można robić zimą w mieście. Liczyć na kogoś, że zaprosi do klubu studenta? Nie załapałam się na studentkę, a ci co się załapali to czekają na odnowiony klub wiejski. Oni mają wybór: klub studenta lub klub wiejski. Oni mieli punkty za pochodzenie a ja wykształconego/inteligenta za tatusia. To była ogromna niesprawiedliwość. Egzaminy zdane marnie alr punktami za pichodzenie nadrabiane. U mnie egzaminy zdane na 4 ale zabrakło miejsc bo rolnicy i robotnicy zabrali miejsce. Gdyby tatuś był robolem to miałabym chyba czerwony dywan przed uniwerkiem.

To była najpiękniejsza zima w moim życiu. Ja, las i pola zasypane śniegiem. Tańczyłam i śpiewałam brodząc po głębokim śniegu. Obracałam się wokół i nie mogłam się nadziwić, jaki śnieżny świat jest cudny. Biały, bieluśki śnieg sięgał horyzontu lub czubka sosen. Z rana nie było żywej duszy i mogłam leżeć w śniegu, skakać, śmiać się i cieszyć naturą.

Przed wejściem do klubu wiejskiego otrzepywałam śnieg, szłam do tzw. pokamery coś w rodzaju przebieralni i byłam gotowa do pracy. „Panowie” zwracali się szefowo 😁. Obaj bardzo często zapominali się i za długo gapili się na mnie. ……„Panowie”!!! Pracujemy, pracujemy. Szybciej skończymy, więcej zarobimy…. mówiłam

…my nie chcemy szybciej….odpowiadali chórem.

Pewnego dnia, po skończonej pracy, do pokamery bez pukania wszedł Józio. W zasadzie już byłam przebrana w swoje ciuchy tylko włosy spływały mi po plecach. Stał oniemiały. ….Józiu co się stało? Chciałeś o coś spytać? …. spytałam.

Nadmienię, że przychodziłam w zimowej czapce, do pracy, zakładałam przy duży beret z antenką pod którym skrywałam włosy przed chemicznymi oparami.

Kocham Ciebie Krysia… powiedział. ….Czy zostaniesz moją żoną?…spytał

To było dla mnie zaskoczenie, szok. Wiedziam, że podobam się dwóm „panom”, ale takie wyznania sprawiły zakłopotanie, nie chcąc urazić (nie prowokowałam, nie dawałam żadnych nadziei). Odpowiedziałam wymijająco. Nie trudno było się podobać wiejskim chłopcom, jeśli nie mieli dużego wyboru w panienkach na wydanie. Większość wyjechała do miasta, po wykształcenie a „panowie” zostali z widłami.

Po skończonej i odebranej pracy przez sołtysa. Rozstaliśmy się. Juzio jeszcze raz, ponowił propozycję. Dokładnie pamiętam, powiedziałam że wyjeżdzam. Okazało się, że powiedziałam prawdę. Jeszcze przez jakiś czas otrzymywałam listy a w nich oświadczyny. Adres zapewne otrzymał od sołtysa. Jeszcze nie było RODO😁. Nie odpisywałam na listy, pozwoliłam, żeby Juzia miłość do mnie po prostu wygasła. Możliwe, że znalazł miłość odwzajemnioną.

W klubie wiejskim było móstwo drzwi i okien, a wszystko takie wysoookie. Najbardziej utkwiły mi w pamięci parapety okienne. Bardzo szerokie. Kazałam chłopcom nie maczać pędzla w puszcze, a pół puszki farby wylać na parapet i rozprowadzić pędzlem. Podobnie robiliśmy z podłogą.

Na prawdę, efekt był olśniewający. Byłam z siebie dumna.

Mialam kasę i pojechałam do Lublina zdawać na prawo.

Fryzjerka

Nowy zakład fryzjerski. Może nie nowy bo od dawna jest w tym miejscu, widziałam i widze go jak jadę do sklepu albo do Dinnera na lunch. Mimo, że było po drodze, nie korzystałam z tego zakładu. Od jakiegoś czasu sama obcinałam i wcale nie było źle, jeśli słyszałam zapytania ….byłaś u fryzjera? Dobra fryzura….🤣. Ale już za dużo obrosłam.

Byłam umówiona na ale, w tym dniu co duę zjawiłam w zakładzue, osoba co miała mi obiąć włosy zachorowała. Przełożyliśmy na następny dzień. . Efekt? Dobrze obcięta i ważne na szyi nic mi nie leży i nie przeszkadza. Jutro zrobimy pasemka.

Zakład od ulicy nie pozorny ale wewnątrz tak jak w każdym zakładzie fryzjerskim.


Piąteczek

Już PO. Jestem niezmiernie zadowolona. Pasemka mam takie, jakich oczekiwałam przez kilka lat od poprzedniej fryzjerki, a tanio nie było. Mam nadzieję, że znalazłam zakład fryzjerski, którego szukałam przez długi okres.

Historycznie,

przez 6 lat miałam Nikolę ( czeszkę). Ale pewnego razu telefon zamilkł, wysyłane emaile też nie doczekały się odpowiedzi. Planowała powrót w rodzinne strony z mężem i dziećmi. Można przypuszczać że wróciła. Póżniej miałam różnych fryzjerów, aż trafiłam na Ludę ( rosjankę), jak mi farbą wymazała czoło, to po (chyba) 3 latach rostałam się z nią, mówiąc co o niej myślę. Znów zostałam bez fryzjera a raczej trafiałam do przypadkowych. Michael byl dobry ale po ponad roku zamknął zakład. Nicola (amerykanka) w zakładzie właścicielki mołdowianki. Była dobra ale w zasadzie to nie potrafiła robić pasemek. Kolor dobierała dobrze ale pasemka, mimo próźb o grubsze, robiła tak cieniutkie, że nie było ich widać. Po spaleniu mi włosów nie pojawiłam sie na umówioną wizytę ( odmówiłam).

Zaczęłam sama sobie przycinać, stopniować i robić wszelkie cudeńka.

Lewą rękę mam sprawną w 75%. Coraz trudniej mi z nią funkcjonować. Postanowiłam znaleźć zakład fryzjerski. Na stronie internetowej „sąsiedzi” nikt nie polecał fryzjerki.

Już mam fryzjerkę Anę, i mam nadzieję, że będzie na dłużej niż na ten jeden raz.

MM zadowolony i dla niego jestem najpiękniejszą kobietką na tym świecie. A Ana pomoże mi być jeszcze bardziej piękniejszą. 😀😀😀😀

Elektryka prąd nie tyka

Wczoraj dostarczyli lusterko. Wogóle to byłam bardzo zdziwiona, że MM zamówił lusterko, że chce coś zmieniać. Jak ja coś chcę w domu zmienić, kupuję i nie potrzebuję porady. Maluję bo chcę i też informuję, że będę malować i farba mi potrzebna. Czasami muszę przeprowadzić wojnę, bo jest przeciwny zmianom, ale i tak jest na moim.

Aż tu nagle, chce zmienić lustro i oświetlenie chce w lustrze, tak jak na facebook. Zdziwienie przeogromne. MM coś chce zmienić oprócz swego jadłospisu.

Wczoraj zdjęłam stare oświetlenie, przeprowadziłam inspekcję. wymierzyłam, zaznaczyłam poziom i pion. Zainstalowałam listwy do powieszenia lustra. MM pomógł zawiesić i …. podłączyliśmy wtyczką do kontaktu. Wszystko fajnie ale ta wtyczka w kontakcie ujmowała uroku. Dzis podjechałam kupić kostkę elektryczną. Niestety mieli nie kostkę ale szynę na kilkanaście przewodów. Pracownik sklepu sprawdził na magazynie, nie było. Amazon przyszedł mi z pomocą. Zamówiłam i po godzinie odmówiłam. Kostka nie zadziała, a raczej zadziałałaby paląc przewody w lustrze. Lustro i volty w przewodach w domu okazały się różne.

W międzyczasie zadzwoniła moja córcia i podzieliłam się z nią moim elektrycznym problemem. W instrukcji nie wskazali gdzie jest przetwornik LED na prąd stały. W czymś co jest na ramie za lustrem czy w wtyczce. Po rozmowie z córcią zdecydowałam nie ryzykować z kostką a gniazdko do wtyczki zrobiś w pudełku elektrycznym po starym oświetleniu. Gniazdko z bezpiecznikiem miałam jeszcze nowiusieńkie po remoncie podpodpiwniczenia. Zakładałam instalację elektryczną sama, wraz z wyłącznikami schodowymi i oświetleniem sufitowym. Wiem, że to brzmi jak z matrixa ale… jestem spryciara. Kładłam panele i robiłam z pomocnikiem (synem) sufit (taki polski) podwieszany.

A więc, wkurzyłam się kiedy MM powiedział, że czas kończyć, bo on swoją pracę przed kompem skończył, bo jest 7pm. Bo on nie ma co robić …idź na dół, usiądź w fotelu i oglądaj swoje filmy i nie przeszkadzaj. Miałam problem. Przewody ekektryczne w puszce za długie i za dużo ( przyszłościowo założono więcej na dodatkowe oświetlenie) było ich 2x więcej i twarde jak stal. Na kontakt elektryczny miejsca było ok ale…. wtyczka wystawała za listwy do zawieszenia lustra. Zaznaczam, że lustro sama zawieszałam i zdejmowałam kilka razy.

Musiałam skrócić przewody ekektryczne w puszce i trochę oskrobać wtyczkę. Wszystko idealnie się zmieściło. Zawiesiłam lustro. I oto one.

MM zadowolony. Ja też.

Pracy nie da się przerobić

ale próbuję. Gonię z pracami malarskimi. Nawet dzisiaj ( niedzielka) nie odpoczywałam. wczoraj miałam luz i nawet za pędzel nie schwyciłam. Dziś musiałam nadrobić.

Spieszę się: meble z pokoju stoją w sypialni i zagracają mi dojście do mojej sypialnianej kanapy. Stolik też zagracony nawet filiżanki z cappuccino nie wcisnę. Nie lubię malarskiego bałaganu. Nic znaleźć nie mogę, pościeli nie ścielę. Kilka razy to zrobiłam ale w takim bałaganie to nawet nie było zauważalne.

Pokój pomalowany, w closet muszę powiesić półki. Łazienka pomalowana. Został kran i przyłącze. Czekamy na dostawę lustra i powolutku przechodzę od jutra do garderobianego pokoju. Dobrze, że w garderobie kran nie przecieka. Nie wiem ile czasu mi to zajmie, ale na pewno ponad tydzień a może i dwa. Nie zawsze po pracy mam ochotę na malowanie.

Powodem mego pośpiechu jest też planowany zabieg chirurgiczny mojej lewej ręki. Nie wiem jak będzie po. Przed zabiegiem chcę zrobić jak najwięcej.

No i łazienka przy kuchni czeka na mnie już chyba ponad rok. Może jutro pomaluje w niej, przy okazji sufit. Nie wiem czy zechce mi się targać drabinę. Drabina aluminiowa, ale jestem jak by nie było, częściową inwalidką.

Oj wiem, dobrze wiem, że za dużo biorę na swoje barki, ale inaczej nie potrafię. Ktoś spyta…kiedy odpoczywasz?

Ale od czego mam odpoczywać, jeśli nie jestem zmęczona. Gdyby nie MM, pracowałabym do nocy. Kiedy MM pracował na wyjazdach tak było, pracowałam do nocy. Z rana do pracy, po pracy do roboty na yard/pole. Kiedy jeszcze Sandra była na tym świecie, spędzałyśmy trochę czasu ze sobą, to był dobry czas. Teraz nie mam takiej przyjaciółki i nikogo nie mogę obdarzyć swoim uczuciem przyjaźni. W pracy? To są koleżanki, znajome, czasami są wypady na kawę, lampkę wina ale przyjaźń nie zawiązała się. Miłe dziewczyny/panie, ale zabrakło tego czegoś.

A więc, mam wiele planów, a jak wyjdzie zobaczymy.

Deszcz z piorunami

Ulewa z piorunami zatrzymała mnie w pracy trochę dłużej. Nie chciałam jechać w takich warunkach. W Polsce żaden śnieg, deszcz czy grzmoty, nie przeszkadzały. Amerykanie są bardzo ostrożni podczas jazdy w zlych warunkach atmosferycznych. Powiem więcej, nie umieją jeździć w deszcz czy podczas padającego śniegu.

Dlaczego? Po pierwsze: śnieg pada raz na 5-7 lat, więc podczas opadów śniegu po prostu siedzą w domach. Mój stan nie ma też zaplecza maszynowego do walki ze śniegem. Ogłaszany jest regionalny alarm śniegowy, upominający o pozostanie mieszkańców w domach, do odwołania alarmu. W jednym roku byłam zuszona pojechać samochodem. Nie było łatwo wyjechać z osiedla, na głównych drogach było latwiej ale wiele dróg było zablokowanych przez urząd miejski. Po powrocie, zostawiłam samochód na dole ulicy.

Po drugie: istnieje oczywiście „nauka jazdy” ale niewiele osób wykupuje godziny jazdy. Nie jest obowiązkowe. Kandydat na kierowcę, zgłasza się do ośrodka DDS (Department of Drive Service), pobiera bezpłatnie książeczkę do nauki znaków. Uczy się tak długo ile potrzebuje do zapamiętana znaków. Podchodzi do egzaminu komutetowego i zakładam , że był wynik pomyślny. Otrzymuje tymczasowe prawo jazdy, upoważniające go do jazdy samochodem wraz z pasażerem mającym stałe prawo jazdy. Może jeździć samochodem rodziców, kolegów lub współmałżonka, jeśli ma swój to oczywiście może jeździć itp lecz zawsze na miejscu pasażera musi być osoba posiadająca stałe prawo jazdy. Teraz przyszły kierowca ma czas na naukę jazdy, jazdy samochodem. Jazdy samochodem uczy go osoba/pasażer mająca stałe prawo jazdy. Przyszły kierowca nauczy się tyle ile „nauczyciel” posiada wiedzy i doświadczenia. Egzamin z jazdy zdaje na „wlasnym” środku lokomocji, piżyczintm u rodziny, jeśl takiego nie posiada, za opłatą udostępniane jest tzw. polskie „L”

Później widać to na drogach. Jeśli dziadek uczył wnuka, wnuczek będzie jeździć wolno i często z włączonymi światłami awaryjnymi. Wyłączy gdy dostanie upomnienie od służb porządkowtch.

W deszcz dziadek nie uczył wnuka jazdy samochodem. Taki wnuczek jest potencjalnym zagrożeniem podczas ulewy.

Więc, zatrzymałam się w pracy czekając kiedy ulewa zamieni się w „kapuśniaczek”.

Jadąc przekroczyłam magiczną linię. Deszcz pada – deszcz nie pada. Za tą linią był inny, słoneczny piękny późno popołudniowy dzień. Wspaniałe uczucie przekroczenia deszczowego świata i znalezieniu się w prawie nierealnym świecie. Tak jak wszyscy depnęłam na pedał gazu. Jakbym chciała „tamto” zostawić jak najszybciej za sobą.

Kolację zjedliśmy w meksykańskuej restauracji. Podczas posiłku ciężkie chmury krążyły nad nami ale nie skryliśmy się od deszczu, wchodząc do środka.

Po zakup farby nie pojechaliśmy. Pomimo, że sklep czynny do 10pm, to mój zakupowy czas minął.

Gdyby nawet pojachalibyśmy po zakup farby, po nocach przecież bym nie malowała.

Miałam dość spokojny dzień, zakończony koktailem.

Wszystko jest 50/50

Nie przewidziałam wszystkich problemów. Teraz łazienkę będę kończyć etapami. Sufit skończony a szopachlowanko i przecieranko, wyszło dobrze. Na ściany położona pierwsza warstwa farby położona. Na drugą zabrakło farby, to i dobrze, po nocach do sklepu jeździć nie będę i mi się już nawet nie chciało malować.

MM stwierdził, że chce inne lustro i inne oświetlenie. Lustro zdjęłam przed malowaniem. Podczas demontażu odkryłam, za oprawą oświetlenia jest spory otwór. Ktoś kuedyś oróbował to załatać, nie udało się więc zakrył oprawą oświetlenia. Ale to nic. Elekryczne połączenie oświetlenia to spręcone dwa druty razem. Nue ma zabezpieczenia chociażby taśmą izolacyjną. Czapeczki zabiezpieczające w ilości 2 szt. leżały oddzielnie. W mojej ocenie, czapeczki były za małe, więc ktoś po prostu zostawił. Mam problem który powstał podczas mego przeglądu przyłącza wody do kranu. Przecieka. To też muszę naprawić.

Teraz mam problem z dziurą, nie zakupionym lustrem wraz z oświetleniem oraz przyłączem wody i kranu z jtórego kapie woda. W sobotkę pomaluję drugi raz sciany, zostawiając tę z lustrem.


Niestety ale czeka mnie operacja lewej ręki. Sama się nie wyleczy, maście nie pomogą, terapia też nie.

Wizytę miałam aby upewnić się jakie są rokowania bez operacji i po niej. No cóż, zdecydowałam się na operacje. Teraz tylko, ustalić termin. Planuję pod koniec sierpnia. Jaki operacyjny harmonogram ma lekarz dowiem się w poniedziałek.

Oczywiście, że mam obawy w końcu będzie pracować na ścięgnie. Pójdze ciś źle, będzie zwis lewiręczny. A to już nie żarty. Wszystkim pacjentom przedemną operacja się mogł udać. Mogę być pierwsza… operacja się udała ale pacjent się nie wytrzymał….

Zawsze we wszystkim jest 50/50.

samo życie….

Brakuje mi czasu. Godziny uciekają a ja jakbym stała w miejscu z malowaniem łazienki. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie problem: na jednej ścianie podczas szpachlowania nieznacznych ubytków, farba zamieniała się w gęstą papkę, budyń, coś co trudno opisać. Taśmy malarskiej też nie mogę przykleić, podczas jej zdejmowania farba schodzi wraz z nią. Tylko z jedną ścianą nam problem.

Do piątku ma być skończone bo przywożą dywan z pralni. Dywan jest dość duży i bardzo cięzki. Do wniesienia potrzebnych jest 2 rosłych facetów. Nie ma nawet mowy abym z MM przesunęła, a co dopiero podniosła. Próbowałam przesunąć, próbowałam choć z jednej strony już zwinięty, troszkę podnieść. Niestety, nie na moje kobiece siły. Dywan ma być położony dokładnie jak ma być, a ja do piątku mam zniknąć ze swoim malowaniem i brudzeniem. To jest mój plan odnośnie prac malarskich. Wiadomo, plany planami, a życie życiem.

Żebym się nie nudziła, od minionego czwartku walczę z mrówkami cukrówkami. Dosłownie, nalot mrówek był w czwartek. To co się działo to nie sposób opisać. Wszędzie były nawet w rękawicy do wyciągania z piekarnika gorących blach. Nie żałowałam chemii, lałam litrami. Polecany ocet i proszek do pieczenia to mogę sama wypić i ciasto na proszku do pieczenia upiec. Najdziwniejsze… mam 2 kg cukru w szafce, zaczęłam się zastanawiać czy to na pewno jest cukier, nie ruszają tej chemii, podobnie cukru pudru. Kupiliśmy wczoraj babeczki drożdżowe z kremem, leżą na widoku, pachną cukrem i kremem. Nie ruszają. Więc zastanawiam się w czym rzecz? Teraz myją się w zmywarce, musiałam włączyć, właściwie pustą bo były tam tylko dwa widelce i mróweczek czarnuszek bardzooo dużo. Filtr jest czyściutki sprawdzam bardzo często, do zmywarki wkładamy naczynia i sztućce zawsze spłukane ( MM nie zawsze). Wiem, że lubią MM kawę. Dosłownie szaleją przy ekspresie do kawy. MM nie używa słodzików, ani też żadnych kremików do kawy, tylko i wyłącznie czarna gorzka. W czym rzecz? Mrówki kawoszki? Jest ich już mniej ale gniazda ich nie znalazłam, nie ma w domu, bo gdzie? nie ma na zewnątrz. Rozkopywać mego pola nie będę. Firmy kasują kasę i to wszystko, nie w ich interesie wybić mrówki. Przeczytałam, że posypać ścieżki mrówek sodą oczyszczoną. Moje mrówki są niezorganizowane, całkowita samowola. Więc co i gdzie mam posypywać?

Następny problem ciągnie się od wtorku. Mój piesek miał operację wycięto jej 3 guzy. Niedopilnowana, nie moja wina byłam w pracy, rozgryzła trzy szwy i żywe mięso zobaczyłam. MM zdjął plastikowy kołnierz pieskowi, bo nie wygodnie, spać, leżeć, chrapać itp. Trafiła ponownie na stół operacyjny i wróciła z nowymi szwami i nowymi “sąsiadami”. Eh. ……Zwróciłam uwagę, na pieska dziwne zachowanie.

Raptowne zrywanie się i zmienianie miejsca. Zrobiła się nerwowa, przestraszona, rozkojarzona. Zaczęła się drapać. A że miała wcześniej alergię, MM stwierdził, że to alergia. Nie chciał słuchać, o ponowym odwiedzeniu weterynarza. Alergia, alergią ale … nagłe zrywanie się i uciekanie? Ucieka od czegoś. Od bólu? Tak sobie myślałam, analizowałam. Sprawdziłam jej nóżki, brzuszek, było wszystko w porządku. Aż któregoś dnia byłam zła na MM, że nie dopilnował ( znów byłam w pracy) jeszcze trochę, to nogę i bioderko odgryzłaby doszczętnie. Rozumiem, że pracuje zdalnie, ale do kuchni chodzi? Chodzi. Do toalety chodzi? Chodzi. Na fotelu robi sobie przerwę od pracy? Robi. Gra w gierki na telefonie czekając na konferencję? Gra. To do jasnej anielki nie można zerknąć na psa który rzekomo ma alergię? Nie, nie można. Złapałam pieska w pół, z bolącymi rękoma wsadziłam do wanny i zaczęłam szorować. Ludzie moi mili, pchły skakały po moich rękach, uciekały nawet do wanny z wodą. Jak każde żyjątko, ratowało się przed zagładą, potopem i chemią. Wyszorowałam Zimę, następna była Amber. Wszystkie poduchy do prania. Kilka dni spokoju. Wczoraj ponowna akcja!!! Akcja mycia piesków. Od kilku dni proszę jak człowieka, żeby załatwił tabletki pieskom. Ręce opadają, recepta będzie jutro albo pojutrze. Pytam kiedy to się skończy.

Przebudziłam się z bolącymi rękoma. Nie mogę pewnych ruchów wykonywać, koniec i kropka. Przy myciu piesków, myciu kuchni na połysk aby mrówki miały wygodę, naruszyłam ponownie moje ścięgna. Do kuchni weszłam zła jak osa, nie chciałam rozmawiać a śniadanie jakie mi MM zrobił zignorowałam. Kluczyki w rękę i tyle mnie widział.

Po powrocie przeprowadziłam z MM rozmowę. Na ile pomogło? 10 minut, 5 minut? Jak nie było recepty tak nie ma, jak wsadzał brudne widelce do zmywarki tak wsadza. Wszystko wypłucze wkładając do zmywarki. No cholera jasna, widelców nie płucze!

W pracy rączki wypoczęły i po powrocie wymyłam ściany w łazience, po kurzowym szlifowaniu.

Jednym słowem …..SAMO ŻYCIE…..

Weekend rozpoczęty….

Po pracy jak wszyscy biało-kołnieżykowi poszliśmy do meksykańskiej. W przeważającej większości ci sami piątkowi bywalcy. Ja to wskoczyłam do domu aby się przebrać a większość z nich w garniturach ale już w poluzowanych krawatach. W środku gwar no i lodówka. AC chodziło na pełnych obrotach i tym co już byli po kilku drinkach przy zamrażarkowej temperaturze było wciąż gorąco. My zajęliśmy stolik na zewnątrz pod pracującym wiatrakiem. Było ciutkę gorąco, ale dało się wytrzymać.

MM trzy piwa. a ja trzy alkoholowe coctajle. To mnie i więło, tym bardziej, że jeszcze przed wyjazdem skosiłam trawę od ulicy przy pełnym zachodzącym słońcu. Paliło niemiłosiernie ale skosiłam. Jutro zbocze zostało do skoszenia.

Czy na pewno będę kosić to nie jestem pewna, u mnie nie ma planów, jest wielki spontan. Robię wsysztko co do głowy wpadnie. Nie udało mi się zaszpachlować wszystkich dziurek w łazience w suficie i pod parapetem, może jutro się uda. Kto to wie. Dlatego nie lubię planować lub też myśleć że powinnam coś zrobić. Nic nie powinnam, tysiące razy MM mówił, rzuć pracę.

Tylko niby co ja będę robić każdego dnia. Dłubać w ziemi? Ale i po pracy wystarczy mi tego dłubania. Książki czytać? Mądrzejsza nie będę, za późno na mądrzenie się wiedzą książkową. Rozwój intelektualny? Już nieaktualny! 😁 Dziergać szydełkiem lub robótki na drutach, a może szycie czegoś tam. To było dobre w PRL-u. Nie czas i nie pora. Chiny zawalają świat chińszczyzną. Nikt nie przejmuje się, że jest jednorazowa. Życie też jest tylko jednorazowe.

Dam sobie radę, z yardem, malowaniem, sprzątaniem itp po pracy zawodowej.

Weekend !!!! Czas odpoczynku dla jednych, inni będą pracować przy swoich domach, na działkach itp.

Wszystkim miłego odpoczynku życzę🙃🙃🙃

Prawda się sama obroni ale …czasami trzeba jej pomóc

Chyba nie ma 100% zdrowego człowieka. Farmacja ma się dobrze i czasami żałuję, że musiałam przerwać studia mojej córci, zabierając ją do stanów. Pasjonatka chemii jest bardzo pomocna do dziś, przy naszych małych i większych dolegliwościach. Do czego podążam? A do tego, że pasja z jej cierpliwością połączona, to byłby wynaleziony jakiś specyfik na nasze skołatane serce, chore ręce, na demencję może nie dla mojej Mamusi ale innej mamusi lub babci, na palec MMa, na bolące plecy staruszków i tak by można byłoby wymieniać, dawać przykłady.

Bo co by było, gdyby człowieczek od narodzin do późnej starości był zdrowiuśki i umierał, tak po prostu, na starość. Medycyna i farmacja oraz wszelkie gałęzie przemysłu zwiazane ze zdrowiem chyba by nie istniały.

Co to by było???? Hulaj dusza piekła nie ma😁😁😁😁😁

No naszło mnie. Mam prawo. Co pół roku na badanie. Dzień przed badaniem mam duszę na ramieniu, a tydzień przed badaniem, śnią mi się osoby zmarłe z mego otoczenia. Po przebudzeniu mam całkowity odjazd. Uspakajające muszę wziąć, bo bez nich trafię na oddział psychiatryczny. Śmierci się nie boję, boję się bólu. Kiedy byłam młoda, myślała że jestem wytrwała. Wytrwała na ból byłam, ale taki do wytrzymania. Ból który kieruje cię do okna, biegniesz co sił w jego kierunku i chcesz wyskoczyć nie zważając na szyby w oknach, uciekasz przed bólem chcesz go zostawić za sobą, chcesz się uwolnić od tego potwornego bólu i jesteś łapana w pół i przytrzymywana, nie jestem już wytrzymała. Ból kiedy budzisz się podczas/w trakcie operacji, przypięta pasami w nadgarstkach i kostach u nóg i nic z tym zrobić nie możesz, szarpiesz te kajdany ale nie zdołasz się uwolnić. Na sali operacyjnej, powstaje harmider, krzyk…..już nic nie czujesz. Takiego bólu nie dało się wytrzymać.

Badanie nie jest bolące, można wytrzymać, już nie chcę wytrzymywać. Po prostu chcę, być zdrowa. Oczekiwanie na wynik jest, czasem koszmarnym. Mogłabym się do tego przyzwyczaić w końcu 5ty raz ale … jak się przyzwyczaić?

Dziś mam okresowe badanie, po raz 5-ty, co 6 miesięcy.

Jestem w poczekalni lekarskiej. Mam dziś wolne. Po powrocie do domu zakończę malowanie pokoju. Pomalowałam ramę okienną i jedne drzwi i …. wstrzymałam się, biały kolor farby nie był biały. Czytam i czytam na bańce i jak wół ma rogi można zobaczyć, tak te litery wielkie i czytelne. Zawołałam MM, potwierdził biały kolor, ale drzwi nie są białe, brudno białe.

W niedzielkę pojechaliśmy do firmowego sklepu gdzie kupiliśmy, okazało się, że ich biały jest biały. Ściema.

Home Depot przyszedł nam z pomocą, biały był biały. Wszystko przemalowałam, z uwagi na niedzielkę, nie dokończyłam. Dziś dokończę.

Planowałam wczoraj to zrobić, ale musiałam do pracy wziąć MMa samochód. Matko i córko i wszyscy święci. Po powrocie z pracy wymyłam jego samochód. Wstyd było na myjnię jechać takim brudasem. Piszac to, kręcę głową z niedowierzania. Słyszałam ….muszę jechać na myjnie…. chyba z rok. Nie dopytywałam był czy nie był. Mam swój samochód a w nim swój rozgardiasz. Sewterki, zakieciki, buciki, klapeczki. Tableteczki, woda, napoje, szmineczki itp. Ale ja w samochodzie nie jem żadnych kanapek! Zdarza się że, Pringelsy to jak najbardziej. Czasami mam kawę w kubku.

Wodę w butelce czasami popijam.

Wyszorowałam MMa samochód i już czasu zabrakło na malowanko. Dziś dokończę.

Po badaniu jak zwykle zostałam poproszona do gabinetu/biura lekarza. Ona za dużym stylowym biurkiem ja na kanapie po drugiej stronie tego biurka. Bez żadnych ceregieli … czy mogę zadać pytanie? Zgoda jest, to pytam…dlaczego zostałam ukarana kwotą 50$ za to, że byłam wcześniej i czekałam na otwarcie gabinetu 27 czerwca? Tłumaczy, gabinet był otwarty. Ripostuję – nie był otwarty byłam 15 minut wcześniej itd itd. Doktorka nie była zadowolona z mego upominania się, nie była zadowolona, że zwracam uwagę na to co było dla mnie oczywiste. Jeśli było zamknięte to było zamknięte. Auto sekretarka informowała, żeby w razie wypadku udać się na pogotowie lub wzywać pogotowie.

Nie byłam zadowolona z obrotu sprawy, że musze tłumaczyć coś co było dla mnie oczywiste.

Pieniądze zostaną zwrócone.

A tak między nami, nie chodziło mi o kasę, ale o fakt naliczenia kary za coś czego nie zrobiłam. Nigdy nie spóźniam się, zawsze jestem wcześniej. Wolę poczekać, obserwować rozwój sytuacji, niż żeby na mnie czekano i obserwowano. Podobnie: siadaj lub stawaj tak, aby nikt nie mógł ciebie z tyłu zaskoczyć, zaatakować.

Pieniądze mają wpłynąć na konto.

Wynik będzie za około 2 tyg. Do tej czasu, mogę szaleć z malowaniem. Hurrrra!!!!!

Malowanko

Dziś będę malować: drzwi z futrynami i ramę okna z parapetem amerykańskim (nie ma nic wspólnego z polskim parapetem, chyba te w obecnych mieszkaniach, gdzie oszczędza się na materiałach budowlanych). Na dziś będzie i tak wiele, zważywszy na to, że mam lewa rękę usztywnioną.

W następnym tygodniu przejdę do łazienki. Musze sprawdzić, czy faktycznie mamy przeciek w wannie. Przygotowanie sufitu w łazience do szpachlowania po zaciekach po burzach. Dach naprawiony, ale nie robiliśmy remontu z uwagi, że moja córcia mieszkała. Teraz jest okazja i możliwe, że ostatnia okazja na malowanie.

No to do dzieła……..


Kreuję swoje życie…

Musiałam zainstalować klawiaturę do ipada, łatwiej będzie stukać w cyferki i literki. Misiałam bo jeśli jej nie używam, sama znika z Bluetooth. Tak jak kiedyś wspomniałam dyktowanie jest ok, ale trzeba pamiętać o wszelkich znakach interpunkcyjnych.

Piątkowe późne popołudnie. Zrobiłam drinka: snickers martini, przepis jest ok, ale trochę zmodyfikowałam wg mojego gustu. Jak się upiję to zostanę na niebieskiej sofie do rana. Oj tak żle nie będzie.

Dzisiejszego porank, po przebudzeniu, pamiętałam sen o zielonej trawie ……taką w sam raz do chodzenia po niej. Nie pamiętam czy chodziłam, czołgałam się, fruwałam czy coś innego wyprawiałam w tej trawie, a że nie była wysoka to na pewno byłam wyjątkowo poprawna …ąę… Jak ja nie lubię tego Ą..Ę…przypomina aię moj starsza siostra, z którą nie mam kontaktu od ponad …3 lat. No i dobrze nikt mnie nie wykorzystuje, finansowo i moralnie.

Wracamy do tej trawy z mego snu. Nie, nie był to Dream America, bo amerykę to ja miałam w Polsce. Śniłam o zielonej trawie. Czy to dobrze, czy to żle to ja nie wiem, nie sprawdzałam w internecie, bo tam jak zawsze odnosnie snów, to jak kto sobie zinterpretuje tak i ma.

Już ubrana i przyszykowana do wyjścia do pracy, zeszłam do kuchni. A tam jak zawsze, MM który pracuje zdalnie, a więc w domu cały dzień, musi blokować mi dostęp do czajnika. No nic … myślę… możesz sobie blokować… kawę to ja już mam w innej szfce i wszelkie syropki też. Najgorzej, ze ta woda w czajniku, wciąż obok ekspresu do kawy. Jakoś dałam radę z kawą ale nie chciałam przeciskać się do tostera i dałam sobie spokój ze śniadaniem. Jeszcze jedna sytuacji wyprowadziła mnie z równowagi, ale … z tym to rady nie dałam. Wszystko podsumowałam i jeszcze przed wyjściem zaszłam do biura MM i oświadczyłam…ja nie chcę jechać do Savannah. Ja nie chcę jechać. To była moja przemyślana decyzja, to nie było coś impulsywnego. Od kilku dniu analizowałam za i przeciw. Wiedziałam, że to nie jest dobry czas dla mnie, na podróże, mam teraz siedzieć w domu i BASTA. Poprosiłam o odwołanie rezerwacji.

Kurcze 2 sierpnia są moje urodziny, chcę obchodzić po swojemu, 4 sierpnia są MM urodziny. A my we dwoje na jakimś placu w Savannah gapimy się na ćpunów i słuchamy grajka z pod latarni. Tak, tak to też ma swój urok i to jest samo życie. Może i życie ale nie moje. Nie chcę tak spędzić dnia urodzin, z ćpunami.

Kilka lat temu, spędziłam całą noc w Savannah z ćpunką i co mi to dało. Nic. Gdybym w kieszeni miałam milion dolarów to w tamtej chwili bym jej oddała, tej wytatuowanej dziewczynie. Czy bym pomogła? Tak nie uważam. Oddałaby wszystkie dolarki dla swojego fagasa i ćpali by aż do zaćpania. Że miała złych rodziców? Że ją z fagasem wygonili na ulicę? Myślę, że mieli nadziję, że się opamięta, zmieni, wróci. Każdy z nas ma wybór.

Ja wybrałam, nie jadę do Savannah. MM obrażony w przeciągu kilku sekund, rezerwację anulował. Jeszcze raz weszłam do jego biura..musiał być powód…powiedział. Przemilczałam

Pojechałam do pracy. Zastanawiałm się nad moim życiem. Co mnie jeszcze czeka? A właściwie czego oczekuję od życia? Tak na prawdę niczego nie oczekuję, bo ja jestem kreatorem własnego życia. To ja jestem również motorem, nawigacją i żaglem własnego życia. Nie potrzebuję wzorców i podpowiedzi, ponieważ wiem czego chcę. Wiem też, że do Savannah nie pojadę, bo lody mam w swoim mieście. Swojego miasta jeszcze nie odkryłam, a więc jest okazja.

Teraz siedzę i zastanawiam się…ten wyjazd miał być dla MM nie dla mnie. Na jego urodziny, jego córki znów się nie zjawią. Na dzień ojca, starsza córka się nie zjawiła, miała sprzątanie apartamentu. Na 4th July nie zjawiła się miała sprzątanie apartamentu. No cholera jasna, dwa pokoje na skrzyż a zachowuje się jakby miała pałac z 50 sypialniami.

No wiem, ani ślepa ani głucha nie jestem. MM dzwoni zaprasza a ta bździągwa ma to gdzieś ale jak co trzeba zrobić u niej, to słodziutka jak miód.

Młodsza … kocham cie….starsza…kocham cię… Ale żeby przyjechać, przytulić ojca i wszyeptać do ucha …KOCHAM CIĘ TATUSIU…. dla nich za wiele. To jak praca w kamieniołomach.

Rozpisałam się, czy też rozgadałam … jak kto woli

(Wspomnienia) Obchodziliśmy moje urodziny dość hucznie, z uwagi na okrągłą datę. Wiwaty były w stronę MM również ale on tego tak nie odbierał. Po imprezie poprosiłam jego córki aby przyszły z dwa dni a więc 4-go sierpnia. MM czekał i czekał i czekał i nie doczekał się. Nie powiem, że nie czekałam, a jakże, byłam pewna, że się zjawią, tym bardziej, że obie mieszały na odległość rzutem beretem. Miały kupić torcik urodzonowy swojemu Dady. Nie zjawiły się i nie zadzwoniły w jego urodziny. Było mi po prostu przykro patrzeć na MM, który z każdą mijającą minutą tracił nadzieję na pojawienie się córek. A najgorsze było to, że nawet nie raczyły zadzwonić. Musiałam coś na prędce wymyśleć. Ja z moimi dziećmi zorganizowaliśmym prezent i na szybkego torcik, odśpiewaliśmy Happy Birthday. Gdy moje dzieciaki ulotniły się odstawiłam omalże striptis. Czy pomogło?…. Oczom tak, ale sercu nie.

A teraz jego Krysia zakomunikowała, że nie chce jechać do Savannah.

No nie chcę i mam tysiące powodów, których nie mogę wyjawić.

Wiem, będzie jeszcze rozmowa na ten temat. Powodów nie wyjawie, już jest po sprawie.

Powiem jedno, lewa ręka boli i z każdym dniem coraz gorzej. Co robić? Nie wiem. Zadnych operacji, czy zabiegów na moich ścięgnach nie chce. Powiem więcej. Prawa ręka zaczyna chorować, podobnie jak lewa.

O nie, nie nie. Pracy fizycznej i stukania w klawiaturę nie zaprzestanę. Tylko jak z tego złego impasu wyjść?

A teraz się zastanawiam, w którą stronę, złą czy dobrą, kreuje swoje życie?

4 lipca 2023

Deszcz o wczesnym poranku nie rozpieszczał uczestników Maratonu 10K. Maraton 10K 4th, July był (nie wiem czy jest w dalszym ciągu) największym na całą Amerykę, w moim mieście.

W tym roku jak i trzech poprzednich nie brałam udziału w Maratonie ze względu na covid. Ostatni rok był 2019.

Powiem, że mi brakuje atmosfery panującej w maratonie i w następnym roku jeśli zdrowie dopisze, będę biegła. Pierwsze miejsca są od wieków zarezerwowane dla prawdziwych zawodników a my szaraczki na samym końcu. Z tym, że szaraczki ruszają ze śpiewem i wspaniałymi hasłami na ustach, kiedy prawdziwi zawodnicy już przebiegli metę. Przebiegali metę w samotności a my przechodzimy/przebiegamy w radości i zjednoczeniu. Oni kasują nagrody, a my triumfujemy (można powiedzieć) w narodzie siła.

Tego mi dziś bardzo brakuje. Ale duchem jestem z nimi.

W następnym roku, jeśli zdrowie dopisze, BĘDĘ TAM.

Z ostatniej chwili:

Maraton 10K odwołany z powodu warunków atmosferycznych.

 

 

Z elektrykami nudów nie zaznasz

U mnie nie ma tak, żeby się nudzić, no może MM się nudzi nawet pracując przed komp. W przeciwieństwie do mnie, nie potrafi znaleźć w niczym przyjemności. No jako mężczyna ma i on swoje przyjemności ale…mówię o obowiązkach, pracach fizycznych wykonywanych sporadycznie jak też systematycznie.

Dziś miałam malować pusty pokój po mojej córci. Sufit pomalowałam w sobotę, wystarczyło pomalować 2 razy. Ściany planowałam pomalować we środę, bo miałam wolny. Niestety jak to z planami, nie wypaliło. Farbę kupiliśmy w poniedziałek po południu. Od piątkowego poranka pracują w naszym domu elektrycy. Wymieniamy skrzynkę rozdzielczą oraz cała instalację elektryczną. Panowie prace elektryczne rozpoczęli w miniony piątek. Nie chcąc wchodzić im w drogę, a przemieszczają się bardzo często od poddasza po piwnicę, poszłam wczoraj do ogrodu. W ogrodzie jest co robić. W niedzielę była silna burza, wiatr połamał gałęzie i zielonych liści spadło bardzo dużo. Od rana pieliłam sprzątałam, zamiatałam, grabiłam i zdjęcia robiłam.


Poranny piąteczek 30.06.2023

Niemrawo, niechętnie, zaspana zeszłam do kuchni na kawcię. Jak noc upłynęła? Upłynęła ale ja w swoich snach nie popłynęłam. Całą noc zainstalowany detektor pożarów, świecił mi w oczy. W hotelach, zawsze mam ten sam problem. Nie wożę taśmy ze sobą, ale plaster do zranień czasami mam, więc zaklejam. Najczęściej zakładam swoje majtki obwiązując szczelnie okrągły zwisający i mrugający zwis ze ściany, aby nawet namniejsza jasność nie przedostała się do kraju żywych i śpiących istot. Niestety, u mnie w domu to potrzebna drabina aby te gacie powiesić. Po nocy nie chciałam latać z drabiną, panowie elektrycy będą za godzinę to poproszę o przeinstalowanie. Mogłam pomarzyć o przeinstalowaniu, ma być w tym miejscu co jest. Takie przepisy. No stare alarmy pożarowe były w innych miejscach. To były stare alarmy i stare przepisy. Nowe przepisy i nowe alarmy. Nie dyskutuję z przepisami jeśli nie chcę zostać kotletem schabowym.

W mojej sypialni musi być ciemno, a z opaską na oczach to tak jak z zakneblowaniem, związaniem, nie usnę. Oczywiście gdybym była na prawdę śpiąca, zmęczona, wykończona….. (czasami jestem) w innym przypadku, ma być w sypialni CIEMNO.

Panowie elektrycy zakleili jedno białe światełko ale…sprawdzając w ciągu dnia to można sprawdzać co innego ale raczej nie znikome światełko. Oooo nie świeci!!!! Durnota jakaś. Świecić będzie w nocy. No i świeciło. Żeby światło za bardzo mnie nie opaliło 🙃 zarzuciłam poszewkę na pduszkę, na wiatrak. Powstał wioskowy zwis. Nie wiem jak to jest czy było na wsi, ale mam takie skojarzenia.

Następnego dnia MM przyszedł mi z pomocą i dokleił taśmy na światełko. Czy pomogło? Umarłemu nic nie przeszkadza, moja natura jest taka że śpię w ciemnościach egipskich, inaczej trzeba brać nasenne albo lampkę albo dwie wina.

Panowie elektrycy po skonczonej pracy musieli przyjechać po weekendzie bo w niedzielę 9-go przed północą, w piwnicy było spięcie i siadła elektryka. Pracowali cały dzień i nic nie znaleźli, ale coś jednak poprawili.

No nie przewidzisz jutra.

Nieszczęśliwy malarz

Oczywiście, że dziś niedziela to ja wiedziałam, ale musiałam dokończyć malowanie. Wczoraj nie skończyłam położenia pierwszej warstwy na dwóch ścianach. Nie mogłam i dziś zostawić. A jak rozpędziłam się, to położyłam drugą warstwę farby w colset i pokoju.

Kiedy zaczęłam porządkowanie, zerwała się burza która łamała drzewa. U nas złamała jedno drzewo na wysokośc 5-6 metrów od poziomu podłoża. Drzewo zdrowe, z zielonymi liśćmi. Grzmiało, błyskało, wiało, woda z nieba lała się jak z wiadra. Klika razy trzasnęło dość blisko i światło cyk i zniknęło. MM był w tym monencie na komp zamawiał online pizze, ja ostatnie pokrowce do malowania składałam. Pciemniało. W domu ciemno na ulicy ciemno i co mnie naszło aby zejść na parter. No, nie wiem. Czy już do końca mojego życia będę taka rozdziawa? Schodząc po schodach, znów ominęłam jeden stopień. Ciemno wszędzie a ja lecę i wcale nie do góry ale do dołu na zęby. Upaść nie upadłam ale walnęłam się prawą ręką w tym samym miejscu gdzie już miałam zbite i ledwo co jako tako wyleczone zostało. Na dokładkę maciutki maluszek mi się najpierw obił o ścianę a póżniej się wykręcił. Pisnęłam z bólu, bo i kostka w lewej nodze odczuła ten nieszczęsny schodowy wypadek.

MM słysząc moje oj oj oj!!!! Spytał czy wszystko OK? – Tak, tak – odpowiedziałam. A co miałam powiedzieć, że mam opuchliznę na tej samej ręce, że ręka niebieska i boli? Nie mogę, no nie mogę bo mi nie pozwolą pracować.

Praca fizyczna jest moim życiem, odstresowaczem, moją radością. Pracę zawodową również lubię i będę pracować zawodowo i fizycznie w domu do tego czasu, aż zaniemogę. Pisałam kiedyś. Był rok, że siedziałam w oknie i patrzyłam na back yard jak się zapuszcza, nikt nic nie sadził i nic się nie działo. Na front yardzie podobnie. Siedziałam na krzesełku, patrzyłam na przechodzących ludzi w dole po ulicy. Tak już nie chcę, takiej wegetacji nie chcę i nie potrzebuję. Może nadejdzie ale ja nie będę jej wyczekiwać.

Ale muszę uważać na schodach bo głowę mogę na nich stracić. Tylko jak to robić kiedy, biegam jak fryga po tych schodach.

Bardzo ciężko jest zastopować siebie, zmusić się do powolnego poruszania. To byłoby przeciw mojej naturze.