Indycze święto/jak skutecznie odstraszyć człowieka rodzaju męskiego

Zdjecie ze strony overblog

Bardzo boję się trzeciej szczepionki covida. Drugą przeszłam boleśnie i z halucynacjami. Boję się też zachorować na covida. Maseczkę nakładam wszędzie, oprócz domu i poruszania się na świeżym powietrzu i w odpowiedniej odległości od człowieków.

Wczorajszej nocki przyjechała młodsza mego MM na „wakacje”. Będąc już w pidżamie, zeszłam na parter aby ją przywitać i bez żadnych uścisków tak jak to ona lubi. Zerwała się z krzesła, zastopowałam ją…. Tylko bez uścisków proszę…. Na zadane pytanie dlaczego, otrzymała wyjaśnienie, samolot, lotnisko. Że ona zaszepiona 3 dawką itp. Nie dyskutowałam. Wróciłam do sypialni.

Nie słyszałam kiedy MM się położył, spałam snem kamiennym.

Przy śniadaniu MM niemrawy, ale lotem sokoła poszybował do sklepu po bułeczki bo czerstwego chleba ja nie jadam. W czasie “lotu sokoła” MMa do sklepu, wstała jego młodsza. Zeszła do mnie do kuchni i na odległość odbyło się powitanie. Dziwne taka wylewna, a w oczy nie patrzyła.

Ona wróciła do sypialni. MM wrócił z zakupami. Sprawę uścisków przedyskutowaliśmy. Osoba zaszczepiona chroni siebie (jeśli chroni), a nie osoby z otaczającego go kręgu ludzi. A wiedząc, że amerykanie to bardzo „odważny” kraj, w moim stanie zniesiono obowiązek noszenia maseczek.

Młodsza strzeliła focha i spakowała się proszą o odwiezienie jej do apartamentu starszej, pod pretekstem nakarmienia kota. Starsza MMa była na wyjeździe. Ale nie omieszkała powiedzieć, że łóżko niewygodne. MM odwiózł i wrócił podminowany. Młodsza ojcu zrobiła pranie mózgu i MM jak niewypał. Gadał od rzeczy.

-Mogę zadać pytanie? spytałam

Pozwolenie uzyskałam

– jeśli materac czy też łóżko było niewygodne, a wiesz, że ja jestem bardzo delikatna i spałam na tym łóżku ponad sześć miesięcy, dlaczego ona spakowała się rano i nie poczekała do świątecznej kolacji. Mogła poczekać do wieczora. Więc o co chodzi z tym łóżkiem i kotem? Bo kota pod nieobecność starszej dokarmia sąsiadka? Co się tak na prawdę stało?

Niestety MM nie rozumiał tej sytuacji. Ale zadając pytanie wyjaśniłam, że to nie o łóżko chodzi. To nie materac zawinił.

Zastanawiam się, czy wogóle przyjedzie na kolację. Jak zadrinkuje to zwali się nie na łóżko a pod.

Poczekamy, zobaczymy.

Przyjechała. Zjadła i pojechała. MM był niezadowolony.

Nie moja córka i nie mój problem. Jeśli ma problem niech rozwiązuje.

Już od dawna, nie wtrącam się w cudze sprawy.

________________

UPDATE

FEB 5,2024 8:23PM

Młodsza córka MMa całkiem zdurniała powiedziała, że nienawidzi tego miasta i jej noga w tym mieście nie stanie.

A ja wiem swoje. Koleżanki wyszły za mąż, koledzy pożenili się mają swoje rodziny. Przestali clać litrowymi butelkami bo ich nikt nie sponsoruje jak ją MM i jej matka. Może sobie pozwolić, przez ponad 6 miesięcy nie pracować i spać od nocy do nocy, bo nie może zostać dyrektorem teatry jakiejś firmy filmowej czy coś w tym rodzaju. Ale wszyscy wiemy, że kiedy jej matka i ojciec proponowali opłatę dodatkowych studiów to odmówiła, że się jej nie chce. Ojciec w dalszym ciągu zamawia online żarcie pod jej apartament w LA. Sama nazwa LA i Hollywood nie zrobiła z nikogo aktora ani dyrektora, nawet jeśli ona widzi szyld HOLLYWOOD z okien apartamentu nie pomogło jej w zostaniu szefem firmy castingowej. Do tego trzeba mieć nie tylko wykształcenie, doświadczenie ale dużo szczęścia i sprytu a do tego kusą spódniczkę i cycki na wierzchu.

No nie udało się dziewczynie, a lata lecą i 40stka na nosie. Została sama z butelką przy piersi. Szkoda mi jej, bo fajna dziewczyna ale rozpieszczona do granic wytrzymałości.

Jednego nie rozumiem dlaczego kobiety 40 i 40+ śpią z misiami i maskotkami pluszowymi?

Sumując: młodsza nie przyjedzie i w tym roku nie przyjechała na święta, starsza MMa to inna piosenka ale wciąż śpi z misiem.

Mówią, pociąg odszedł. Tak odszedł z chwilą kiedy ogłosiły na fejsie, że zaręczynowy pierścionek ma być powyżej, chyba 50k. Jak MM przeczytał to aż za głowę się złapał. Młodzi panowie się rozpierzchli jak przestraszone wróbelki. Nawet żadna wrona rodzaju męskiego nie została na polu bitwy o rękę pań.

Jak można skutecznie odstraszyć człowieka rodzaju męskiego.

Nikt mnie nie znalazł

bo nikt nawet poszukiwań nie rozpoczął.

Nie wiem co jest ważne a co mniej.

Wiem, że przetrwam, przeżyję.

Dla mnie też zaświeci jeszcze słoneczko.

Tylko….. ta góra za którą się skryło, jest bardzo wysoka. Nie mam już siły iść w stronę tych pagórków tam daleko, gdzie słońce zachodzi.

Zachód słońca również jest piękny, a jakże odległy.

Idą mrozy? ☃️☃️❄️❄️❄️

Z zapowiadanych -2C było 0C. To jest już zima!!! Wniosłam do domu donice z alpejskimi fiołkami i gerberami. Te pierwsze kwitną, drugie mają pąki. Szkoda mi było zostawiać na przymrozki, a nadchodzącej nocy ma być -1C. Azalia pogubiła już kwiat, uroczo zakwitła tej jesieni.

Liście z drzew spadają już hurtowo, chociaż na gałęziach jeszcze ich miliardy. MM w domu, mimo że nienawidzi prac podwórkowych ( chyba nie ma takiej pracy fizycznej którą by lubił ) wychodzi każdego dnia na podwórze i pakuje liście do wora. Jego limit jest 6 worków. I to jest wielkie osiągnięcie, cieszę się, nie komentuję.

Sobotkę poświęciłam na ozdabianie domu wewnątrz. Prawie na ukończeniu są moje prace ozdobnicze. Możliwe, że dziś ukończę, jeśli ochota nie przejdzie na niedzielne prace. Wiem wiem. Niedziela jest siódmym dniem, w którym powinniśmy odpoczywać. Na zewnątrz jeszcze nie ukończyłam wszystkiego z tą piłam jedynie schody zewnętrzne Poręcze kolumny narazie to tylko tyle. Wiele ozdób jeszcze leży w garażu czeka, ja też czekam teraz przychodzę jakieś przymrozki które nie powinny wyskoczyć w listopadzie. Dobrze, że przynajmniej deszcz przestał padać.

W każdym roku MM powtarzał, że nie trzeba ozdabiać christmasowo domu jeśli Thanksgiving nie minął. W tym roku zapowiedziałam, ozdabiać będę wcześnie bo chcę się nacieszyć świętami. Wczoraj i dziś, mimo niedzieli ozdabiałam dom wewnątrz. Robiłam przerwy, na kawę, pogaduszki, rozmowy na komunikatorach.

Nic mnie nie goni, nie muszę się spieszyć, więc wszystko ma swój rytm.

Dynamit

Nic złego nie podejrzewam i nic grożnego ale….muszę udać się do lekarza. Wiadomo upadłam kiedyś tam, ale zaczął mi boleć oczodół. Mruganie jest już odczuwalne, przy dotyku powieki również czuję dyskomfort. No coś się dzieje. Córcia twierdzi że jest sinak ale ja go ujrzeć nie mogę. Narośl po upadku rozmasowywałam i się zmiejszyła ale, to ale mnie zaczyna trochę niepokoić. Tym bardziej małe dzieci mi się śnią. A to już bardzo źle. Dzisiejszego popołudnia było już za późno na ustalenie wizyty lekarskiej, tel. milczały lub … bla bla bla dzwonic po karetkę bla bla bla. Zanim jutro ja wstanę mąż sprobuje zadzwonić. Może się uda na jutro, byłoby dobrze. Z przychodni dzwonili w tygodniu, że mam przyjść na kontrolę ciśnienia krwi. W takim razie upiekłabym dwie pieczenie, oko i serce.

Od dzisiejszego popołudnia rozmawiamy z MM tak (90%z mojej strony) bardziej normalnie, nie przez zęby czy służbowo. Za wcześnie jest dla mnie na poufności i otwieranie się mentalne. No, zranił mnie i jeszcze to przeżywam, przeżuwam, memłam. A tak naprawdę, analizuję. Życie nie jest białe i czarne, ma jeszcze mnustwo innych kolorów i te kolory mi się zamieniły w różne oddcienie szarości. Jeszcze troszkę a odzyskam równowagę.

Kiedyś pisałam o pracy jaką wykonuję na podwórzu i w domu. Praca fizyczna to moje lekarstwo, pozwala mi zapomnieć o bólu, rozterkach, problemach które urastają w mojej głowie do tragedii. Nie, nie wybucham, zawsze tłumię w sobie i praca pomaga mi wyzwolić się z tego dynamitu jaki w sobie noszę. Bo co ludzie zawinili, że jestem jaka jestem. Teraz mamy ponownie więcej dni deszczowych i z przymusu po pracy, jestem zamknięta w domu.

Oooo mam pomysł. W następną sobotę muszę iść poskakać/potańczyć. No i zapisać się na GYM w końcu. Medytacje? Próbowałam, to nie dla mnie, ja muszę spalić ten dynamit a nie przez dziurki w nosie wypuszczać.

Jutro podobno nie będzie padać, będę kontynuować świąteczne ozdabianie. Plany planami a jak wyjdzie zobaczymy.

Chlebek (z octem)

udał mi się😁

W niedzielę byłam z MM w Madeleine na kawie. Zawsze pod przykryciem serwowane jest ciasto lub chlebek na spróbowanie. Nie preferuje takiego podjadania ale MM wziął 3 kromki chleba na zakwasie. Pierwsze co wyczułam to ocet, pierwszy gryz i szok zamiast składnika jakim jest woda w cieście chlebowym dodano octu. Zrezygnowałam z dalszej degustacji.

Dziś upiekłam swój chlebek na zakwasie. Już nic nie mierzę i nie ważę. Sypię i wlewam na oko. Zakwas pół na pół żytni z pszennym, ciepła woda, sól. Wymieszać, przelać/przełożyć do foremki. Wyrasta, to zależy 2-4 godziny i dłużej. Jak mi się spieszy dodaję łyżeczkę suchych drożdzy. Dziś ciasto opadło ponieważ wyjmując z worka foliowego, folia wyślizgnęła mi się z dłoni i przykleiła do ciasta. Było ehhh i uhhhh. Ale zakalca nie ma!!!!

Chlebek na zakwasie

Zawsze kiedy jestem zdenerwowana, zła, wścekła jak pies, moje wypieki się nie udają. Dziś byłam tylko nieszczęśliwa, więc chlebek nie podrósł jak oczekiwałam. Smak? Kucharz z kawiarni Madeleine nie ma bladego pojęcia, co to jest zakwas. A zakwas chlebowy, na pewno, nie jest ocetem.

Jak zbity pies…..

Jak dobrze wstać skoro świt 🎶🎶🎶🎶🎶🎶🎶 aha, aha. Wstałam po 8am. Wspaniale mi się spało. Termostatu MM nie dotykal i było komfortowo, nie zazimno nie za gorąco. Odpaliłam komputer i zeszłam na kawę. MM był już w kuchni. Na dzien dobry nie było przytulanka. Nie czułam potrzeby i nie chciałam, nie miałam ochoty. Po wczorajszym został mi ogromny smutek. Nie rozumiem, wciąż nie rozumiem, jeśli MM zbił mój ulubiony kubek nie robiłam z tego problemu. Noża nie połamałam, nie wyrzuciłam do smieci, był w szufladzie, on zrobił mi aferę.

Przez cały dzień używałam innych noży, jeśli już dzielić na moje i twoje, używałam noż które przywiozłam z Polski. Używałam też innej mojej stolnicy, nie tej mojej dużej której MM. śmiechu warte.

Staram się wszystko przesnalizować i uspokoić …. teraz te odziedziczone noże.

Rozmawiamy, oczywiście że tak. Tylko znów we mnie coś pękło, colzegoś ubyło. Potrzebuję, jak zawsze kilku dni (około tygodnia) aby siebie poskładać, skleić, przeżyć. Jestem z tych z WWO. Po prostu jakoś żyję z tym ale nie powiem, żeby było lekko. Masę lektury przeczytałam, masę lekarstw przyjęłam. Tego się nie leczy, można jedynie system nerwowy trochę uspokoić. Ostatecznie jest jak jest.

Na kompie nie musiałam siedzieć długo. Udało się zgrabnie i szybko wszystko załatwić, Wyszłam na zewnątrz, powiesiłam pierwszy sznur lampek. Wieczorkiem włączyłam, reakcja rodziny lecząca moje ranne serce. Wiem, że za wcześnie zostawiać włączone na noc. Jeszcze indyk ale po indyku będę miała gotowe oświetlenie świąteczne. Planuję 1 grudnia zrobić generalne bum. 😁

Jednak do szczęścia mało mi trzeba, dziś, jedynie kolorów.

Noc duchów

November 1st jest dniem pracującym. Nie ma zmiłuj sie nawet dla uczniów. Pierwszy raz przebudziłam się po 5 minutach snu. Organizm był gotowy do działania. Od 3 do 5 rano próbowałam zasnąć, bez powodzenia. Ostatecznie około 3 godziny miałam przespane.

Może obudzio mnie zimno? Szalony MM obniżył temperaturę. No kurcze ale nie nałoże na głowe koca elektrycznego, czapkę mogę ale to przesada robić w domu lodówkę kiedy na zewnątrz dzis 8C. I co z tego że na plusie, sam plus nie doda ciepła. A 8 to nie 22. Gdy przebudziłam się o 3 z zimną głową, podwyższyłam temp i mogłam sobie leżeć odkryta. W sypialni zrobiło się cieplutko.

A po pracy!!!

Do domu dotarłam w niesamowicie dobrym nastroju. Przewitałm pieski. Wytarmosiłam je i MM. Szczęśliwi moi domownicy to i ja szczęśliwa. Ale coś poszło nie tak. Nie umiem się kłócić, no nie umiem, a przeciwnik nie jest zainteresowany, dyskusją. Po usłyszeniu pierwszych kilka „słów” opuszczam pola bitwy. Nie jestem zainteresowana zrobienie komuś przykrości. A mogłabym mogłabym to zrobić. Wyszłam na spacer, wylałam mały staw łez.

Gdy wróciłam przypomniałam …że swemu Tatusiowi nie zapaliłam świecy. Postawiłam Tatusia zdjęcie, zapaliłam świecę, włączyłam Tatusia muzykę i z tęsnoty, żalu i niemożności niesienia pomocy mamusi rozryczałam się jak 1000 bobrów. Całe moje życie wierzyłam, że swoich rodziców ustrzegę przed złem, przed starością i śmiercią. Niestety, los za mnie zadecydował. Moi rodzice również wierzyli, że ja jedyna dam im oparcie. Nie dałam, mentalne tak ale fizycznego tego namacalnego od wyjazdu z Polski, nie dałam. Nie ustrzegłam ich przed moimi siostrami i jest mi z tym bardzo ciężko.

A ten mój wyskakuje mi, ze swoim nożem, bo kuźwa w komplecie nie ma noża kuchennego z ząbkami. Bo to jego matki. Jakiej matki? O jakiej matce on mi mówi. Która lała go gdzie popadnie, ojciec go nie chciał matka też. Żeby uciec przed „kochającą” matką, uciekł do wojska i zaraz na wojnę. Jaka to kobieta której mieszkanie socjalne po jej śmierci było jak pijacki chlew. Sprzątałam i widziałam. Nic nie dostał od matki oprócz razów i teraz matka? Zabrał po śmierci ten stojaczek z nożami w którym brakowało dwóch noży. I teraz to jest jego dziedzictwo? !!! Położyłam ten nóż do szuflady, ponieważ był tak umieszczony w stojaczku, że tylko się w pierwszej kolejności po jego sięgało.

Kupię sobie swoje noże. Tylko nie rozumiem dlaczego MM zaczyna dzielić rzeczy na moje i twoje. Starość?

Kiedyś taki nie był.

Może to wina wirusa? Za długo siedzi w domu, pracuje, nie ma kontaktów z ludźmi. Ekran komputera to praca i konferencje, nie ma luźnych rozmów, żartów. Ludzie stają się dzikusami, chamami.

W smutnym nastroju podreptałam do sypialni. MM już spał, podeszłam, pogłaskałam po policzku. Przebudził się, ze smutkiem spojrzal mi w oczy i ….. kocham moją krysie….

Za chwilę i ja usnęłam.