Marzec 31 a więc ostatni w 2023 roku

Podaruję sobie spokojniejszy dzień. Bez ciśnienowego mycia. Jak bym wiedział, że tak zrobię, bo od maszyny poodkręcałam węże, jeden doprowadzający wodę, drugi odprowadzający lecz już z ciśnieniem. MM za chwilę przwiezie mały bak benzyny ale przecież nie zmarnuje się jeśli postoi.

Nie, nie jestem chora czy zmęczona pracą, na dziś znajdę sobie pracę. Tylko przy tym myciu, dni niepostrzeżenie uciekają, nawet nie mam czasu na podziwianie wschodzących tulipanów. Nie mam czasu na spokojne wypicie kawy. Nie mam czasu, tak normalnie, na życie. A ono przecież nie będzie na mnie czekać, kiedy skończę mycie, szorowanie podjazdów, ono mi przeleci między palcami.

Trzy dni, tak zwyczajnie przeleciały. Oczywiście, że przyjemnie posiedzieć na czystym tarasie, kiedy wiaterek powiewa a ptaki ślicznie śpiewają ale przez te ostatnie dni nie czułam wiaterku a ptaki na pewno śpiewały, tylko nie słyszałam.

Kilka krzewów mi wymarzło. Wielka szkoda bo jak tak patrzę, to w tych krzewach zawarta jest moja praca. Posadzenie lub przesadzenie. Doły na posadzenie same się nie wykopały. Podlewanie i pielęgnowanie to też praca. Mróz przyszedł, zmroził a ja teraz czekam z nadzieją ogrodnika, że odżyją, puszczą pąki, a przecież te krzewy były z gatunku „zawszezielone”. Okazało się, że nie zawsze.


Oczywiście, że przykrywałam folią. Ale z tym wiąże się pewna historia. A był to tak.

Nie zawsze mam ochotę jechać po pracy do sklepu. Wiadomo korki i tłoki w slepach. Ludzie poczuli wiosnę i wyruszyli do sklepów ogrodniczych i budowlanych. Podobnie jak ja i to zjawisko jest normalne i naturalne. Ale spędzić w sklepie +2h (z dojazdem) nie chciałam, w tym czasie mogłabym innych pożytecznych rzeczy zrobić dla domu i ogrodu. Padło na MM, pojedzie kupi folię. Zrobił zdjęcie pudełka z resztką foli z lat poprzednich. Nie pojechał. Któregoś dnia nad ranem wyskoczył mróz -7C( tulipanów jeszcze nie sadziłam). Byłam zła, że przecież mógł pojechać i kupić folię. No cóż nie pojechał. Kilka dni po mrozie krzewy zgubiły wszystkie listki. Byłam niepocieszona. Przed następnym mrozem, poprosiłam ponownie.

Chcę zaznaczyć, że nie zawsze moje samopoczucie jest wyśmienite, ja siebie dosłownie zmuszam, napędzam aby nie zastygnąć,

MM w telefonie ma zdjęcie pudełka z folii więc problemu z wyborem być nie powinno. Kiedy wrócił, płakać ze złości mi się chciało. Miał zdjęcie w telefonie, telefon miał ze sobą…- tam tyle tych folii, że nie wiedziałem którą kupić, ta chyba będzie dobra…..powiedział

Próbowaliśmy przykryć tulipany, listeczki wyszły ponad ziemię. Ciężko a nawet, ciężko i trudno przykryć „blachą” powierzchnię która nie jest w linii prostej i nie przydusić tego, co dopiero wychodzi z ziemi. Wkurzał się i ostatecznie skwitował…

– nikt z sąsiadów nie przykrywa kwiatów i krzewów tylko my – te słowa wypowiedział ze złością bo folia do elastycznych nie należała

– u ilu sąsiadów byłeś na back yardzie i ilu sąsiadów znasz? spytałam – zostaw to i idź do domu nie potrzebuję twojej pomocy, idź już- krzyknęłam

Nie miał pomysłu na folię którą kupił. Nie miał wogóle żadnego pomysłu na pomoc w przykrywaniu.

Po chwili wyszedł z domu stanął w oddali i przyglądał się jak mocuję się z krzewami. Nie udawało mi się, folia ciągle mi się zsuwała z krzewów, jak nie z jednej to z drugiej strony. MM stał wciąż w oddali z rękoma schowanymi w kieszeni spodni. Spojrzałam i już nie wytrzymałam. Bo kto wytrzyma, brakowało jeszcze wykałaczki w buzi i językiem jej przewracania.

Mimo wszystko przeanalizowałam co mogę powiedzieć, aby tego mego męża z gołębim sercem za bardzo nie urazić a jednocześnie żeby zrozumiał.

– nie mogę pracować jak patrzysz mi na ręce jak superwizor, idż do domu – krzyknęłam

– i pójdę – odpowiedział i na pięcie odwrócił się, podążył w stronę domu.

Faktycznie, takie gapienie się na moje ręce w trakcie wykonywania czynności, przeszkadzało mi bardzo. Suprewizora nie było i prace ruszyły z kopyta.

Niestety, zmarzniętym krzakom już nic nie pomogło, ale tulipanom jak najbardziej. Robi się na moim back yardzie KOLOROWO😁


Już po mrozach ale przy 0C i +1C podjechaliśmy do ogrodniczego sklepu aby sprawdzić co mają nowego. MM stanął jak wryty i patrzył. Gapił się na przykryte kwiaty i krzewy.

– jak widzisz nie tylko ja przykrywam, sklep również. Nie wiem co z tego zrozumiał, chyba nic bo to nie on pielęgnuje kwiaty i wszelkie nasadzenia w ogrodzie.

– zimno to przykrywają – odpowiedział.

Gdy patrzył na nasze zmarznięte krzewy ( dziś o poranku)

– trzeba wyrzucić i nowe posadzisz – powiedział

– czy ty wiesz ile one mają lat? Czy ty wiesz jak kupisz nowe to trzeba czekać z 7 lat aby wyrosły do tej wysokości? A takich wysokich nie ma, nie sprzedają bo one bardzo ciężko się przyjmują. Odpowiedź była jedna – idę do domu…


Zdecydowanie, dziś nie będę myła ciśnieniowo. Kawcię już pod parasolem wypiłam. Zajmę się czymś co nie będzie potrzebowało nakladu ciężkiej pracy fizycznej.

Pod ciśnieniem😀

Po dwutygodniowych skokach wysokiego ciśnienia krwi (pomimo brania tabletek przypisanych przez lekarkę) dzisiejszego poranka mam 121/63, najważniejsze uporczywy ból głowy również minął. Ilością prochów jakie przyjęłam można było by obdzielić pół szpitalnego oddziału. Starałam się jakoś  funkcjonować ale mogę powiedzieć, nie było łatwo. Głowa bolała non stop. Nie była to migrena. Znam bóle migreny.

Dziś obudziłam się i w pierwszym momencie nie odczułam braku bólu głowy.

Życie bez bólu jest o wiele bardziej komfortowe.

Od wczoraj do poniedziałku mam wolne.

Nawet z bólem, wczoraj myłam ciśnieniowo taras.


Mycie ciśnieniowe rozpoczęłam już na początku marca. Tylko, że po 2 godzinach, trzecia (jaką miałam w swoim posiadaniu) ciśnieniówka padła.

Byłam bardzo wkurzona bo tym razem pozwalałam maszynie na odpoczynek. Nie mordowałam jej 5 godzin non-stop. Tylko dziwiłam się i dziwię jak może maszyna przepalić się kiedy ja po 5 godzinach fizycznej pracy nie jestem zmęczona a maszyna pada. Tym razem robiłam przerwy. Maszyna nie wyraziła zgodny na współpracę ze mna i przestała produkować ciśnienie wody. Koniec i kropka. MM przyszedł z pomocą. Pozaglądał tam i siam i nic nie znalazł. Zadzwonił do firmy. Ostatecznie zwrócili koszt zakupu ciśnieniówki i zaproponowali kupno nowej. Tak też MM uczynił, dokupując dodatkowy  dłuższy sznur i inne gadżety. Nowa w sumie kosztowała nas 100$ a stara poszła do kosza na śmieci. A że w Ameryce są ogromniaste kosze na śmieci, więc się zmieściła. Wprawdzie rączka wystawała ponad pokrywę kosza ale to nie był problem.


Wczoraj rozpoczęłam ponownie ciśnieniowe mycie już następną z kolei fabrycznie nową maszyną. Ból głowy nie ustępował, więc przyjmowałam przeciwbólowe i pracowałam. Zagłuszałam ból?

Wymyłam cały taras z balustradami. Trochę chodnika i patio do połowy. Rozpoczęłam też myć murek z drewnianych beli.  Meble ogrodowe i pokrowce. Teraz pyli więc zakurzone pyłkami. Mycie rozpoczęłam na back yardzie. Nie byłam strasznie wymęczona ale na pewno zadowolona. Bardzo mi dużo zostało od strony północnej, schody z drewnianych bali i następne patio i mebelki ogrodowe. Od północy bardziej brudno ponieważ bardzo mało słoneczka tam dochodzi i dwa wielgachne drzewa liściaste które śmiecą liśćmi i innymi odpadami.


Dziś ładna pogoda będzie dopiero od 12pm, więc mam czas na przygotowanie obiadu i upieczenie ciasta biszkoptowego z jabłkami.

 


Dokończyłam patio i zaczęłam chodnik z płyt kamiennych który to sama ułożyłam/zbudowałam wraz z krawężnikami.

Na tym moje prace zakończyłam ponieważ ochłodziło się około 6pm. Nie potrzebuję następnej choroby to co mi dolega w zupełności wystarczy.

Praca fizyczna daje mi satysfakcję i czyni mnie szczęśliwszą oraz … powoduje, że mam bardzo pokłady energii na dość długo.


Planowany wyjazd w kwietniu do Savannah, został przełożony na maj. Hotel zarezerwowany na 4 nocki. Oczywiście, że cieszę się na ten wyjazd, bo dlaczego nie. Potrzebuję spędzić kilka dni z dala od domu i spędzić je beztrosko. Nawet gdybym miała cały dzień nie wychodzić z pokoju hotelowego, to byłby najpiękniejszy dzień. Hotel z aneksem kuchennym to już zupełna rozkosz. Nie planuję gotowania ale…zawsze więcej przestrzeni.


Jutro mnie czeka również ciśnieniowe mycie i kiedy dokończę a pogoda ze mną będzie współpracować, położe specjalną folię na ziemię aby wstrzymać zielsko przed ukorzenianiem. Mam taki kawałaczek ziemi chyba 4×4 gdzie nic nie rośnie i nie urośnie oprócz zielska. Kiedys planowaliśmy postawić tam szopę ale nie byłoby to wygodne w korzystaniu. Więc jest jak jest.

Mam ochotę na kieliszek % ale jako osoba ciśnieniowa😁😁 muszę zmierzyć moją krew. No i krew mnie zalewa, że nie mogę wypić tak normalnie. W wypić lampkę wina bez mierzenia to mógłby być mój ostatni błąd jaki bym popełniła na tej ziemi.

A jeszcze tulipany wszystkie nie zakwitły, naparstnice trzeba kupić i posadzić, dokończyć mycie podjazdów i miejsc parkingowych. Wymyć skrzynkę pocztową i zmienić numerki domu, stare wyblakłe i już w nocy nie świecą. Pomalować schody frontowe…..co ja będę wymieniać. Mam bardzo dużo jeszcze pracy do wykonania. Zapomniałam o rozbabranej łazience. Wena już tuż, tuż.

Nie mam czasu umierać.

Trzeba iść mierzyć ciśnienie.

145/63

A rano tak fajnie było.

To nic picie lampki wina przełoże na godziny poranne🤣🤣🤣😁

 

Fryzjer prawdy ci nie powie ale włosy stracić możesz

Chciałam wyglądać szałowo, więc czekałam cierpliwie na umówioną wizytę u fryzjera. Miałam już zdjęcie z internetu jak ma wyglądać ścięcie i kolor pasemek. Nawet nie pomyślałam, że ułatwiłam zadanie mojej Nicoli. Pomalowałam kilka dni wcześniej włosy na ciemniejszy kolorek. Byłam ciut podekscytowana, nie, nie miało być nic drastycznie zmieniane. Ot, podcięcie i jak zwykle pasemka. Pasemka i nie 5 kolorów, jedynie dodać dwa a ten mój ciemniejszy wkomponować. Kilka już lat chodzę do jednej fryzjerki, zawsze proszę … troszkę szersze te pasemka. No nigdy nie zrobiła szerszych, takie cieniutkie ale podobały mi się i tak to już zostało. Ja proszę a ona robi swoje.

Tym razem, pokazuje zdjęcie troszkę inne uczesanie ale … oczywiście, wiem , rozumiem, zrobię. Pasemka zrobione, włosy wymyte i zabieramy się do obcinania. Już widzę, że się spieszy, już nie mam nadziei, że coś z tego wyjdzie. Z tyłu zostawiła długie. Za długie i nie postopniowane. Czy ja jestem natrętną klientką czy ona robi na “odwal się”? Następna klientka już czeka na fotelu… już kończę… rzuca dwa słowa w stronę nowej klientki czekającej na fotelu. Nikola łapie za suszarkę, macha w pośpiechu …nie jestem zadowolona, zostawiłaś mi za długie włosy z tyłu, pokazywałam zdjęcie, powiedziałaś, że pamiętasz, trzeba je postopniować….Obcinała i stopniowała już suche włosy. Ułożyła ładną fryzurkę, ale aby ją ułożyć używała jakiś dziwnych preparatów, pryskała, wcierała we włosy. Zapłaciłam jeszcze bez podwyżki 270$.

Wróciłam do domu, rodzinka orzekła że ładnie ale coś mi ciągle nie pasowało. Mam prawo być wymagającą bo w zasadzie to ja za malowanie włosów zapłaciłam 270$. Na ścinanie i powiedzmy stopniowanie poświęciła 10-15 minut. Zgarniałam włosy na prawo na lewo, do tyłu ale one nie chciały mi się ułożyć. I co najdziwniejsze, miałam jakieś złe przeczucie. Moje włosy są bardzo łatwe do ułożenia, a tu ani ani. Więc wlazłam pod prysznic aby ułożyć je o swojemu.

Mam masę zmiękczaczy, szamponów i innych maseczek ale wyszłam z pod prysznica z włosami zniszczonymi. Użyłam do delikatnych i farbowanych włosów, zawsze sprawdzały się kiedy sama maluję. Wyszło normalne siano. Zawołałam MM, orzekł spalone. Pasemka zeszły i zostały biało-żółte zniszczone, łamliwe, spalone włosy. Dwa dni pochodziłam z tym sianem, zastanawiając się co robić. Do sądu nie chciałam iść, do gabinetu również nie, co ja po kilku dniach bym udowodniła. Szkoda mego cennego czasu i nerwów na szarpanie się z fryzjerką.

Po tych kilku dniach postanowiłam odżywić moje spalone włosy, na ile mikstura z oliwy z oliwek + miody na to pozwoli. Siedziałam tak z tym mazidłem na głowie godzinę. Po zmyciu mikstury i po użyciu delikatnych szamponów, kondycja włosów znacznie się poprawiła. Wczoraj zdecydowałam zmienić kolor włosów z biało-zółtych na jasny brąz. Oczywiście miałam obawy, ale nawet na pole do wybierania ziemniaków nikt by mnie nie zatrudnił.

Jest zdecydowanie lepiej, spalone końcówki widać w blasku słońca ale włosy poddają się ułożeniu.

Nie wrócę już nigdy do tego zakładu fryzjerskiego. Można wytłumaczyć Nikolę: mała zły dzień, szefowa nałożyła na jej grafik za dużo klientek itp. A ja odpowiem …CO TO MNIE OBCHODZI… Zniszczyła włosy i o tym wiedziała, wcierając we włosy mnóstwo paskudstwa, ratując to co zostało, po prostu mnie oszukała. To nie jest tak, że dałam się oszukać, nie!!! Dałam za dużo zaufania osobie, która na to nie zasłużyła. Ukryła oszustwo i zażądała zapłatę za te oszustwo.

Jeszcze jedno. Po bokach mi nie postopniowała włosów, sama to zrobiłam i nikt z domowników tego nie zauważył.

Teraz jestem na etapie poszukiwania fryzjerki.

One wszystki są jakie są (brzydko pisać nie będę).