Roboty budowlane …ciąg dalszy

Zeszłam do kuchni i nie w szlafroczku ale ciepłym szlafroku. Golizny przy minusowej temperaturze, no nie w domu, ale na zewnątrz, lepiej nie pokazywać.

Znów zaczynam pisać posta i nie jestem pewna, czy nie pozostanie on w stanie „draft” na dłużej. Właśnie w ostatnim okresie, tak się u mnie dzieje. Zaczynam pisać, zachowuję, zapominam, odpominam ale czas pędzi i kręci jak wiat zagubiony pomiędzy gałęziami drzew. Czasami ten wiatr okresowy połaskocze, leciutko podotyka, pogłaszcze, ale chyba tylko po to aby za dłuższą chwilę podnieść i nastroszyć włosy. A stają mi nie raz włosy na głowie.

Zaległości będę sobie uzupełniać bo…po to aby … posty po prostu były. Bo… u mnie się już dzieje. Dużo czy mało, ale się nie nudzę. Miałam w planach odinstalowanie sedesu w łazience. Na piętrze mam trzy pełne łazienki. Jedna jedynie pomalowana i lustro zostało nowe zainstalowane. Druga to ta która obecnie męczę, jest na środku korytarza. No i trzecia to jest master bathroom, której nie podejmuję się remontować. Za duża oraz za dużo urządzeń, wodnokanalizacyjnych.

Ta którą teraz męczę nie wymaga wymiany urządzeń, ani też płytek ceramicznych. Nie ma takiej potrzeby, tylko dlatego, że kolormógłby być bardziej jaskrawszy, bielszy, czarniejszy? lub wymienić na większy wymiar płytek? Ale takie jak ja mam również są w sprzedaży, nikt ich nie wycofał i nie zaprzestał produkcji. Ostatecznie płytki zostają, Zostaje również duży podwójny zlew. MM coś tam napomykał ale.. nie ma potrzeby wymieniać. Podoba mi się i zostaje. Zostaje również lustro które jest na całą szerokość ściany. Oczywiście można wymienić, kupić identyczne nowe. Tylko…i tym razem nie widzę takiej potrzeby. Szafki bym wymieniła ale….no właśnie… nie teraz i nie wszystko na raz. Zdjęłam jedynie spłuczkę która przeszkadzała mi zrywać tapetę. Wymienię prysznic i trzy krany, to ja potrafię ale gdyby przyszło do wymiany sedesu, zrobiłabym ale od kilku lat jest stosowana inna technologia montowania sedesów. Tego to ja nie potrafię. JESZCZE. Myślę jednak, gdyby zaszła taka potrzeba to lepiej zatrudnić fachowca, bo z nieczystościami z sedesu to ja nie chcę mieć do czynienia. BRUDNA SPRAWA.

Deska trafiła do śmieci. Spłuczkę zdjęłam i wyniosłam, zanim MM przyszedł mi z pomocą. Toż nie będę czekać kiedy praca pali mi się w rękach.

Tapeta była wodoodporna. Chciałam położyć na tą tapetę , nową tapetę i byłoby po sprawie. Ale MM zdecydował, że malujemy. Malujemy? to znaczy kto malujemy? Brak odpowiedzi tylko wyszczerzył zęby jak głupi do sera. To znaczy ja maluję. Ale zanim pomaluję to wykonałam straszną robotę zrywania starej tapety. Pierwsza warstwa wodoodporna była cieniutenika jak pergamin ale diabelstwo plastikowe. To co zostało wyglądało na papier ale mogłam pomarzyć. Marzycielem nie jestem , więc zakasałam rękawy i zrywałam a właściwie zdzierałam. Woda tego nie brała. Moczyłam gąbką, wałkiem, szmatką, spryskiwałam, wszystko leciało, spływało a tapeta ani drgnęła, nawet po tym co mi pozostało jako druga warstwa i wyglądało, że woda wsiąkać powinna. Niestety ale nie wsiąkała.

MM dostał zadanie aby zakupić mi specyfik, który mi ułatwi zrywanie tego szarego papieru. Kupił pewnie, że kupił, ale dibalstwo drooogie. To nic, ale pomogło, z tym że już nie musiałam zrywać milimetr po milimetrze a centymetr lub dwa centymetry. Czasami nawet za jednym pociągnięciem udawało się 3-5 cm. Na jaki klej tapeta była kładziona to jest wielka tajemnica. No nie na budapren, ale na coś co mocno trzymało. Po pierwszym spryskaniu odczekiwałam 15 minut. Drugie spryskanie 15 minut i trzecie minimalnie a trzeba było odczekać z 5 minut. Instrukcja użycia jedynie 15 minut i zrywać. No cóż u mnie było ponad 30 minut z timerem i nie zrywać a skrobać.

Mam to za sobą.

Pod tapetą ujrzałam dziury, dziurki, nierówności, brak specjalnej taśmy no i ubytki w płytach gipsowych. W tej chwili zastanawiam się co ja będę z tym robić.

Wiem zdjęcia pokazują wszystko co najgorsze ale faktycznie to tak jest, ukrywane wszystko co złe, pod tapetami. Zgroza. Ja to naprawię i już to czynię.

Rozpoczęłam szpachlowanie i zakładanie specjalnej taśmy tam gdzie ona powinna być. A na pewno powinna być pomiędzy sufitem a ścianą.

Jeszcze długa droga do piękności.

Możliwe, że trzeba będzie po szlifowaniu jeszcze raz szpachlować.

To jest chyba najgorsza praca, szpachlowanie po zerwaniu tapety. Szlifowałam dokładnie aby zeszedł klej. Mycie ścian, a myłam, bardzo mało pomogło.

Każdy ma jakieś hobby. Nie powiem, że mam hobby, ale zajęcie które daje mi nie tylko pewnego rodzaju rozczarowanie (jak na zdjęciach) ale i zadowolenie, satysfakcję, jak też miłe spędzenie czasu z szlifierkami, poziomnicami i innymi narzędziami budowlanymi.

DIETA NA PAPIERZE

Nie łatwo jest trafić na spokojny i wolny czas u D. Ciągle w kuchni, pralni, spacerze, basenie, rozmowach z dorosłymi dziećmi ale nigdy z mężem. Czasami moje wykonywane próby połączenia telefonicznego są jak wygrana w totolotka. Jak już się dodzwonię, chłopcy/panowie/synowie wychodzą i jest czas pożegnania, względzie powitania, ostatecznie pakowania słoików. Czy naprawdę źle w tej Kanadzie mają? Tak nie uważam ale panowie/synowie rozpieszczeni są do granic możliwości i śmiem przypuszczać, że coś na wzór rozpieszczonego włoskiego dziecka “bambino”. Ograniczyłam moje połączenia do jednego miesięcznie względnie kwartalnie. Co ja będę się szarpać, nie ma potrzeby rozmowy to nie ma. Czytam czasami bzdury w internecie na temat przyjaźni, podtrzymywać przyjaźnie, nie zapominać….. i podobne bzdety. Znamy się prawie pół wieku. W Ameryce już byłam kiedy ona legalnie wyemigrowała do Kanady. Odwiedziny są sporadyczne. Byłam u niej 2 razy ona u mnie również dwa razy. W obecnym czasie, kiedy są video komunikatory nie ma takiej potrzeby, chociaż D. wideo włącza bardzo rzadko. Mogę stwierdzić, że ja jestem inicjatorką włączenia ….

Dlatego dzwonek telefonu (1/16/2024) bardzo mnie zdziwił, kiedy ujrzałam na wyświetlaczu D. Musiało coś się wydarzyć. Właściwie nic nie wydarzyło się, chłopcy jak ona mówi, OK, mąż również. Dzwoniła z pytaniem o “moją” dietę, którą kiedyś stosowałam. Czy mam, czy mogę ewentualnie jej przesłać. Scany przesłałam na jej pocztę emailową.

Dietę stosowałam kilka razy. Nie jest łatwa. Aby rozpocząć pracę z dietą trzeba ją przewałkować w swoim mózgu, tzn. przeczytać i jeszcze raz przeczytać i jeszcze raz i ostatecznie zrozumieć na co się piszemy. Wytłumaczyłam D. z czym będzie miała do czynienia. Trzeci i czwarty dzień diety będzie bardzo trudny, najlepiej iść wcześnie spać. Wytłumaczyłam jej krok po kroku.

D. zadzwoniła na drugi dzień z wątpliwościami.

Dieta jest bardzo restrykcyjna ale skuteczna.

MM nigdy się na tę dietę nie zdecydował, a stosował wszystkie płatne i bezpłatne. Ćwiczył pod okiem osobistego trenera i bez trenera. Tylko.. MM lubi podjadać i na tym go przyłapywałam, OGÓLNIE MÓWIĄC LUBI JEŚĆ. Żadna dieta nie zadziała jeśli ją stosujemy nie stosując. MM schudł kiedy zatrudnił się na pracownika fizycznego, a to było w czasach covida. Teraz czekając na kontrakt, pracuje również jako pracownik fizyczny na pół etatu przy rozładunku tirów. MM nie ma ze mną lekko, jako amerykanin mógłby leżeć do góry brzuchem, ale taka opcja w moim domu nie istnieje.

Chciałabym zaznaczyć, co też uczyniłam przesyłając D. moją dietę. Moja dieta działa na mnie i mego syna, nie mających problemów z metabolizmem. Każdy musi znaleźć w tym gąszczu publikowanych diet, dietę dla siebie.

Czy D. zdecyduje się rozpocząć dietę, nie jestem taka pewna, ale jestem pewna, że od samego czytania diety jeszcze nikt nie schudł.

Osobiście to ja nie muszę stosować diet, wystarczy zmniejszyć ilość wypitych lampek wina lub ostatni posiłek spożywać przed 4 pm. Szczerze mówiąc cukier nie ma na mnie takiego strasznego działania. Jestem zakonserwowana cukrem. Już jako niemowlak dostawałam łyżeczkę cukru do buziaczka, aby przestać się wydzierać. Moim posiłkiem na obiad i kolację (śniadania w większości przypadków omijam) mogą być… cukierki, misiaczki, żelki, czekolada biała, ptasie mleczko, krówki itp…

Na pytanie MMa …co dziś jadłaś? … odkręcam się na pięcie i milczę. … tak nie wolno, trzeba jeść – mówi. – zjadłam całe opakowanie misiaczków – odpowiadam.

W tym momencie daję przykład. Zjadane kilogramy cukru nie działają ujemnie na wszystkich zjadaczy chleb, szybciej wypita jedna, jedniusia lampka wina, również nie na każdego.

D. jest już na emeryturze i jej dzień kręci się w kuchni i wokół kuchni. Wiem dokładnie, potrawy jakie gotuje i przyrządza, próbuje. Nie jest to próbowanie łyżeczką do herbaty, ale niestety z chochli.

Czy dieta zadziała na D.? Znając jej upodobania kulinarne śmiem wątpić. OBYM SIĘ MYLIŁA.

JEŚLI SIĘ POMYLĘ, TO NARESZCZCIE WŁĄCZY VIDEO!!!

Tym razem się udało….

Choroby są składową naszego życia. Czy chcemy, czy też nie, jedne choroby przychodzą i odchodzą inne są w uśpieniu czekając na odpowiednie warunki do rozwoju, inne natomiast atakują znienacka, dając szansę na wyzdrowienie lub nie. W swoim życiu przeszłam dużo ale i dużo jeszcze przede mną. Poddawałam się, jak też walczyłam. Do walki potrzebujemy rodziny lub jeśli na tyle jesteśmy silni, że potrafimy zwalczyć chorobę w pojedynkę, w samotności. Walcząc w samotności zdajemy sobie sprawę, że zostaliśmy sami bo jeśli na źle nikogo przy nas nie ma, to na dobre jesteśmy tylko i wyłącznie obiektem do wykorzystywania.

Mego męża atakują komórki rakowe. Nie są agresywne, ale krążą po jego organizmie. Biopsje miał robione już w czterech różnych miejscach. Gdy zauważyłam zmianę na ciele, był zawiedziony… znowuuuu? słowo wypowiedziane jako pytanie lub stwierdzenie. Nie chciał iść do lekarza i wizyty ustalać. Moje prośby odbijały się od ściany, po dwóch tygodniach, ustalił wizytę i odetchnęłam z ulgą. Rozumiem, bardzo dobrze rozumiem, że poddanie się nie jest tak do końca poddaniem, to jest oczekiwanie i nadzieja, że samo zniknie, samo się wyleczy i budząc się o poranku będzie wszystko dobrze. Życie wróci na swoje dawne miejsce, będziemy pełni sił i radości z nadchodzącego dnia. Sił nie przybywa, a ubywa, nadzieja znika i trzeba udać się do doktora.

To co się pojawiło to tym razem nie komórki rakowe i poddano zabiegowi zamrożenia, co nie znaczy, że należy zaprzestać obserwacji.

Na jakiś czas mamy spokój.

Wczoraj byliśmy na rutynowym badaniu uzębienia. Nic nie ubyło i nic nie przybyło, pocieszające. Następny rok do przodu w tej kwestii. W innych … ociągam się z ustaleniem terminu wizyty u specjalisty. Zawiadomienie na stawiennictwo dostałam z początkiem tego roku. Odczekam do lutego, kiedy mrozy puszczą.

Pozdrawiam i życzę Tobie zdrówka.

Oddany do użytku

Tak, tak, office/biuro oddane do użytku.

Miałam dylemat: żaluzje a wybrałam, żaluzje zebra (mam takie w Polsce) lub firanki bez zasłon. Nie mam się przed kim ukrywać, to pierwsze. Drugie, nie potrzebuję ciemności w tym pokoju, no troszkę słońce mi przeszkadza, ale coś wymyślę.

Zdecydowałam, że będą firanki. Dość szybko przypłynęły z Chin. Po obejrzeniu nie byłam bardzo, ale to bardzo zadowolona. Wiadomo, zdjęcie swoje a rzeczywistość swoje. Leżały, walały się nawet po podłodze, bo jakoś nie widziałam ich na moich oknach. Nawet karniszy nie chciało mi się montować. A robię to sama. Już miałam zwracać do tych Chin. Tylko tak to jest zabezpieczone, że nie miałam możliwości zwrotu, a dawali przecież taką opcję.

O co w tych firankach chodziło? Kolor!!!

Miały być beżowo-kremowe, a otrzymałam bardziej brzoskwiniowe. Po powieszeniu, uznałam, że może i dobrze, że mają troszkę inny kolor od zamierzonego, nie zlewa mi się wszystko w jeden kolor.

Jeszcze jest goła ściana za ekranem, ale to później. Powieszę zdjęcie syna, na przeciwległej ścianie jest zdjęcie mojej córci. Więc, innego zdjęcia nie będzie przemną. Może to nie będzie jedno zdjęcie a kilka, ale tylko syna zdjęcia.

Mąż? Mam go na co dzień i nie muszę jego wieszać. A tak na prawdę to zabraknie mi ścian.

Teraz zostało mi tylko pracować i nie wychodzić z pokoiku.

A gdyby tak, przeżyć to jeszcze raz…

Dzisiejszy dzień był pracowity, a jutro będzie zabójczy. Po pracy zatrzymałam się w kilku miejscach aby zaopatrzyć się na jutrzejszy zabójczy dzień. Co takiego kupiłam na śniadanie i lunch? Wszystko nie należy do zdrowej żywności ale… takie lubię i takim się wzmacniam.

Zdrowe to nie jest ale smaczniutkie🤣

Serce mam jak dzwon, chyba że czasami nie dzwoni lub zadzwoni więcej niż trzeba, ciśnienie skacze idiotycznie, że potrzebuje albo wzmacniaczy albo spowolniaczy. No cóż, jest jak jest.

Czy dam sobie radę jutro? Dam, o ile serce nie wysiądzie, a nie powinno, bo w sobotkę jedziemy do starszej córki MMa która ma jak zawsze problemy. Nie trzeba było jej kupować apartamentu na parterze a właściwie, dla mnie to piwnica. Teraz ma problem z grzybem oraz ze złym samopoczuciem. A może tak by, mniej imprezować to i zdrowie by wróciło. Kobieta 42 bez plusa, a maryche pali, kieliszki opróżnia i do tego cały dom w szkodliwym i trującym grzybie. Ubezpieczenie wszystko opłaca ale… zdrowia jakby co to nie zwróci.

Zgodziłam się podjechać, posłuchać narzekania i kasy od ojca wyciągania. Ma to niech daje, młodym zawsze sie przydadzą nawet na balangę. Niech się bawi zanim może. 50tkę przekroczy może spasuje albo nie, nie moja sprawa, i nie mi osądzać.

Pamiętam swoje 42…to były lata, niezapomniane lata. Czułam życie, rozumiałam życie i brałam z niego jak najwięcej, nikomu przykrości ani szkody nie czyniąc.

To co przeżyje S. to będzie jej. Ale narzekania, jęczenia nie lubię.

Wracając do jutrzejszego dnia, będzie ciężki, nawet nie wiem o której skończę. Przygotowuję się że możliwe będzie to o 7-8 pm,  a jeśli wcześniej to będę bardzo zadowolona.

Szósta rano to nie jest pora na wstawanie, jak najbardziej na chrapanie

Deszcz pada i pada, jeszcze słychać grzmoty w oddali a ja muszę wygrzebać się z łóżka.

Mam trudności z tym wygrzebywaniem. Gdy pomyślę, że muszę wychodzić na zawnątrz to bym chętnie schowała się pod kołdrę. Kto z domu wychodzi z domu w taką pogodę?

No nic. Mus to mus.

Popijając kawę w pustej i cichej kuchni, słychać jak ponowna fala ulewy nadchodzi. Robi głośnie szuuuu i ….leje jakby chmura się zerwała.

Mam dylemat. Jakie obuwie nałożyć. Kalosze? Bardzo często zakładam worki foliowe ze sklepu na obuwie. Tym razem ….eeee coś mi mówi żeby tego nie robić. Woreczki są dobre na pokonanie krótkiej odległości lecz nie są bezpieczne w użyciu do chodzenia. Z parkingu do sklepu to ok.

Woda dosłownie lała się z nieba. Wycieraczki w samochodzie były bezużyteczne, włączone ale przy takiej ilości wody, pracowały na zwolnionych obrotach. Do tego trzeba dodać mgłę. Kierowcy powłączali światła awaryjne, które i nie były widoczne z oddali. Co mi światła awaryjne mogły pomóc, jeśli można było jej ujrzeć?dojrzeć gdy samochód był dopiero przed nosem. Nie nie wypadku nie było, chociaż mijałam zatrzymane samochody na poboczach. Nie mogłam pozwolić sobie na taki luksus, byłam umówiona na spotkanie. Dojechałam szczęśliwie, naciągnęłam szare plastikowe woreczki na pantofle i …pierwszy mój krok trafił na strumień wody. Nogi mokre i woreczki szybciutko zdjęłam. Zimno w nogi, zimno było mi wszędzie i pomyślałam o chorobie jaka niebawem mnie ogarnie.

Deszcz lał cały dzień, aż do 6 pm. Po powrocie do domku, wsunęłam się do łóżeczka i nawet nie wiem kiedy zziębnięta usnęłam.


Chora nie jestem, i mam nadzieję, że nie będę. Jak na razie nie przyjmuję żadnych lekarstw i niczym się nie rozgrzewam. Może choróbstwo “bokiem” przejdzie. Trzeba mieć nadzieję.

Na jutro zapowiadają zachmurzenie.

Zatęskiniłam za wiosenną codziennością

Niedziela 7 styczeń 2024

Za takim szybkim zrywaniem się z łóżeczka i biegiem do ogródeczka, patrzeć co wzeszło, a co potrzebuje mojego dotyku. Żeby przyspieszyć i zaczarować nadchodzący czas wiosenny, zdejmuję ozdoby świąteczne w domku. Na zewnątrz zostaną na razie tylko wyłączone, bo ze względu na względy zawodowe, nadchodzący tydzień będzie napięty do maximum.

Wprawdzie niedziela ale….zdjęłam już pościel we wzory świąteczne, nałożyłam wiosenną. Na tym poprzestałam.

Pogoda nie rozpieszcz, w nocy minusowe temperatury ale w ciągu dnia jest nawet, nawet,

Poniedziałek 8 stycznia 2024

Po pracy i szybkich zakupach wróciłam do domu. Wiatr z głowy zrywał kaptur.

Zastanawiam się, bo już czas nad dalszym remontem piętra. Łazienka mnie zniechęca, stara – jeszcze poprzednich właścieli tapeta, ciężko się zrywa. Nie pochłania wody i w tym jest problem. Nie ma jak jej namoczyć. Jak zrywam to schodzi kawałkami, ale schodzi tylko wierzchnia warstwa.

Zrywanie tapety w łazience – to będzie ciężka praca.

Ogólnie to mentalnie przygotowuję się do tego remontu.

Za oknem deszcz błyskawice i grzmoty. Jednym słowem nic nowego. Posypałoby trochę śniegiem, ale nie, pada jakby tej wody było za mało.

Będzie uczta!

Pierwszy raz w moim życiu, nie zrobiłam sałatki jarzynowej na święta. Nie było jej również na Nowy Rok. Wprawdzie po raz pierwszy na Nowy Rok ugotowałam zupę i do tego ogórkową, ale mimo to… sałatki nie było. Była na Thanksgiving, taka jakaś nie udana, taka jakby zrobiona od niechcenia, taka … a co tam niech będzie. No i była, nie zjedzona i popychana, odpychana widelcem na talerzu. Ostatecznie wyrzucona do kosza na śmieci.

A miała być na święta, chciałam takiej smaczniutkiej z sercem i uśmiechem robionej. Warzywa na parze ugotowałam. Mimo to, zabrakło czasu. Inne dania dopieszczałam.

Dzisiaj zrobiłam!! Po spróbowaniu i ocenie, stwierdziłam.

No takiej jeszczcze nie jadłam!!!

Lubię ją jeść z czarnym chlebem (żytni chleb razowy) krojonym w cieniusieńkie kromeczki.

Jutro, pierwszą niedzielę w tym nowym roku powitam śniadaniem na którym będzie sałatka i czarny chlebek. Czy będzie kawa? Nie wiem. Zimową porą piję więcej herbat.

Będzie uczta dla podniebienia.

Czekam na weekend

Jeszcze jutro do pracy i ….weekend. Pierwszy w tym Nowym Roku.

Oj, niczego nie planuję. Po prostu, nie chcę z domu wychodzić przy 0C. Zimno a ja czapki i rękawic nie chcę nakładać na chwilę. Przejście z parkingu do budynku, to może nie chwila ale…7-8 minutek to też nie godzina. I wogóle czy warto opatulać się jak by była to Syberia?

Popijam gorącą truskawkową herbatę, ale dłonie jak były zimne tak i są. Kaszel mnie zaczyna męczyć i mam niby katar i nie katar.

Grzanie nastawiłam na 25C a mną telepie. MM ma zakaz dotykania termostatów.

Jutro będzie pierwszy piątek 2024

Jaki będzie?

Co się wydarzy?

Kogo spotkamy na swojej drodze, a kogo miniemy?

Ile czasu niewykorzystanego przeleci między palcami?

Co dobrego zrobimy dla drugiego człowieka?

…………

?

Poświątecznie

Pierwszy dzień w pracy. Na autostradach tłok w obie strony. Wyjeżdżając z domu słyszałam turkot helikoptera, ale w mojej głowie nie było żadnych skojarzeń z tym związanych. Ot, lata to lata. Dobrze, że autostrada była zablokowana po przeciwnej stronie i to na całe 2km. Tym razem ominął mnie korek komunikacyjny.

Przez cały dzień miałam ból głowy, ale dopiero po powrocie z pracy zmierzyłam ciśnienie. Szczerze mówiąc wolę wysokie bo wiem co mam robić, a przy niskim czuję się żle, tragicznie i wpadam w panikę, że dopadnie mnie zapaść i będzie po mnie. A ja jeszcze nie gotowa.

Zaczynać nowy rok od takich niespodzianek, to chwyt poniżej pasa. Zrobiłam kawcie, wzięłam przeciwbólową i wskoczyłam do łóżeczka. Bałam się usnąć, ale nawet nie wiem kiedy usnęłam.

Po przebudzeniu znów panika w głowie, że coś przespałam, ominęłam, zaniedbałam. Powolutku moj Pan mózg wrócił do normalnej pracy i wszystko zostało postawione na swoje miejsca.

Łózka już nie opuściłam.

Sen to zdrowie😴😴😴😴😴😴

Kulinarnie

Nie jestem krytykiem kulinarnym ani też smakoszem, który po jednym kęsie potrafi stwierdzić co wyrzycić do śmieci, a co wrzycić do żołądeczka.

Przepis na ciasto orzechowe skopiowałam z bloga od blogerki która do mnie czasami zagląda.

Muszę zaznaczyć, że zrobienie orzechowca jest czasochłonne. Timera nie ustawiałam ale samo upieczenie dwóch biszkoptów potrzebuje czasu. Mam dwa piejarniki ale…zdecydowałam, że zanim jeden biszkopt się upiecze, zrobię ciasto na biszkopt z orzechami.

No jestem czasami, może więcej niż czasami pozbawiona cierpliwości. Otworzyłam piekarnik i poruszyłam formę z ciastem. Wiadomo co się stało. Środek ciasta się zapadł. Po przestygnięciu drugiego biszkoptu z orzechami, ucięłam całą górę.

Powstały 3 krążki białego biszkopta i 2 z orzechami.

Dzięki podpowiedzi blogerki, że za mało zrobiła budyniu, ja zrobiłam podwójną ilość. A co sobie żałować. Moi mężczyźni uwielbiają budyń a ja z tych słodkich kobiet, również lubię.

Może brak ozdobień tego torcika nie przynosi jemu urody ale…orzechowiec nie jest na wystawę, a podniebienie i żołdek nie rozróżnia ozdób a jedynie smak.

Z czystym sumieniem mogę polecić ten przepis każdemu.

Smacznego, mniam, mniam

Piękny poranek 2 styczeń 2024

Cudny poranek mnie przewitał. Słoneczko w pełnej krasie. W nocy wyskoczył mróz -3C ale o poranku było już 0C. Wyszłam na taras aby porozciągać swoje kosteczki. Rześkie powietrze ogarnęło moje płuca. Niestety, ale opady śniegu nie są zapowiadane, i tak od kilku lat. Kto chce pojeździć na sankach, nartach lub uprawiać sport zimowy, może udać się w góry, ale nie w moim stanie. Góry, jeziora i dostęp do oeanu jest, ale….śniegu nie ma.

Przy śniadanku, zastanawiałam się, czym się zajmę.

Hurra!!! Już wiem!!!

Upiekę ciasto orzechowe z przepisu pewnej blogerki. Miałam upiec to ciasto wcześniej ale święta i po świętach, lodówka pękała w szwach a brzuchy sięgały brody🤣🤣🤣🤣🤣

Dziś mam wolne, więc upiekę!!! Życzcie powodzenia !!!!

Każdy dzień jest PIERWSZYM i ostatnim.

Nigdy się nie powtórzy.

Odespałam swoje „wybryki” na parkiecie.

Po śniadaniu, spakowaliśmy się i udaliśmy w drogę powrotną.

Nie tylko ja mam takie wrażenie, że droga powrotna do domu jest krótsza. Czas inaczej mija, pomimo takiej samej odległości. W domeczku, przebrałam się w ciuszki bardziej domowe. Myślę że nie potrzebnie bo za chwilę nałożyłam pidżamę. Położyłam się do łóżeczka.


Dzień wolno mijał. Z kanapy przemieszczałam się do łóżeczka i odwrotnie. Moje bioderka krórymi kręciłam, pobolewały, no i ramiona również. Innych dolegliwości nie było.

Dobrze, że przed odjazdem na sylwestra ugotowałam zupę ogórkową. Dzisiaj ta zupa nas uratowała.

Ot i już nocka nastała.

Pierwszy dzień już na ukończeniu.

Wszelkiej szczęśliwości wszystkim życzę.