Niespokojny dzień -włamanie

To miał być dzień jak każdy inny, pracujący. Praca – dom – praca. Oczywiście jakieś drobne wydarzenie jak: gwóźdź w oponie, wypadek z nożem przy krojeniu palca😁, kotek (cudzy) bawiący się z chickmunkiem, jakieś stwory wiszące na płocie itp. To miał być taki dzień, co wszystko się udaje, droga do łóżka usłana płatkami róż, wiaterek leciutko trąca baldachimem, powietrze leciutko pachnące skoszoną trawą i aromatem róż, ja zwiewna podążam nią w objęcia….Morfeusza.

Nic bardziej mylnego. Do godziny 12pm czas zleciał szybciuko. Syn przyjechał mnie odwiedzić bo był bardzo blisko. Corcia zadzwoniła chwile porozmawiałyśy. Usłyszałam szczękającą Zimę. Właczyłam Ringa aby sprawdzić na komórce co dzieje przed domem.

Widzę postać pochyloną do przodu, w naciągniętym kapturze na oczy i plecaku na plecach ( później z informacji policji/miała dwa plecaki) Skojarzyłam tę postać z bezdomnym. Postać nie weszła po schodach do frontowych drzwi, ominęła, chodź spojrzała na nie, szybko poszła do bramki od strony północnej. Chwilę poczekałam. Nie wracała. Córcia w tym czasie była ze mną na komórce.

Usłyszałam krzyk

– mamuś ona tu jest!!!!!!! Dzwoń na policję!!!!!!

Połączenie zostało przerwane.

Syn już próbował się dodzwonić. Próbował, bo lanczowa godzina. Próbowałam dodzwonić się i ja tym bardziej, że córcia nie odbierała i nie wiedziałam co dzieje się w domu. Dla mnie Tu, było wewnątrz. Moja wyobraźnia (a mam wyjątkową) zadziałała. Córcia walcząca, pokaleczona leży na podłodze, zabita, ranna……

Synowi się udało. Wysłano 3 jednostki policyjne i karetkę pogotowia.

W tym samym czasie.

Osobą okazała się dziewczyna. Przeskoczyła płot o wyskokości ponad 2 m. Szukała otwartych drzwi w ogrodzonnej część yardu. Znalazła. Weszła do mieszkania. Córcia była w innej części mieszkania. Kiedy piesek Amber odwróciała głowę córcia odwróciła się również. Za jej plecami w odległości metra, stała ta dziewczyna. Nic nie mówiła, a może mówiła lecz córcia nie spodziewała się jej wewnątrz. Córcia zaczęła korytarzem biec do drzwi frontowych, wybiegła na zewnątrz. Zaczęła krzyczeć ….tylko dziewczyna z domu nie chciała wyjść.

To działo się kiedy nie mogłam się wraz z synem dodzwonić się na policję. Włączała się maszyna, wciśnij jeden – wciśnij dwa…. jak potrzebni to ich nie ma, jak moja sąsiadka rozpaliła ognisko, próbując puścić z dymem pół dzielnicy – odebrali od razu lecz jechali niemrawo.

Na Ringu widzać córcię na zewnątrz krzyczącą, dziewczynę stojącą w progu mieszkania. Kobieta przebrała się szybko. Zmieniła obuwie, spodnie i bluzę i zaczęła uciekać przez frintiwe yardy które u nas nie są ogrodzone.

Dziewczynę policja schwytała 50 metrów dalej. Krzyczała tak przeraźliwie jak krzyczy zwierzak w sidła złapany. Sąsiedzi piwychodzili na zewnątrz, również krzyczeli. Po prostu strach. Została aresztowana. Z urzędu założono jej sprawę.

Córci zmierzono ciśnienie, zbadano serduszko. Podano uspkajający zastrzyk. Policja obejrzała cały dom i yard. Nie omieszkali zachwycić się moim skalniakowym yardem😁.

Wszystkie videa z Ring przesłaliśmy na policję

Mimo że dziewczyna miała dwa plecaki, nic nie ukradła.

Teraz jest czas nie ciekawy. Covid zrobił swoje. Ludzie utracili pracę, jeśli pracują to wynagrodzenia zostały okrojone. Czas wakacji, wiele rodzin nie stać na wyjazdy wakacyjne.

Ogólnie jest spokojnie. Nie licząc tych wyżej wymienionych i próby włamania się do sąsiada z naprzeciwka. Spłoszyłam jegomościa, nagrałam video które przesłałam sąsiadowi. Na ponad 10 lat dwa przypadki, to nie tak wiele, biorąc różnorodność kultur i kolorów. W mojej dzielnicy mieszka dwie rodziny afroamerykanów, dwie pochodzenia z Indii, z Polski ja, korzenie rosyjskie posiada mąż mojej dobrej sąsiadki, jedna rodzina wesołków z dawnej Jugosławii, pozostali – amerykanie. Biorąc pod uwagę, że moje miasto już przekroczyło 6ml mieszkańców w tym 51% białej rasy.

Nasze osiedle jest/było spokojne. Ulice okamerowane, nikt nie zapuszcza/ł się tutaj po łupy. Sąsiedzi spacerujący z pieskami lub bez, uprawiający jogging. Pisałam kiedyś o sąsiedzie urządzającym urodzinowe party. W tym roku również pośpiewali przy mikrofonie, cisza nastała o 10pm. Sąsiadka która zostawiała pieska przywiązanego na podwórzu bez nadzoru a sama znikała na 2 tyg. Pieska nie ma, był biedaczek stary.

Na jakiś czas trauma pozostanie z nami. Myślimy o zakupie 2 dodatkowych kamer oraz jeszcze jednego psa (pieski to my mamy). 🐩🐩

Samochodzik

Miało być szybko i sprawnie, wyszło nijak. Tel do firmy ubezpieczeniowej wykonany byl o godz11am. Za 90 minut będą – usłyszałam, na co wysłali smsa z potwierdzeniem. 90 minut trwało do godz. 3pm. Sprytnie samochodzik został wciagnięty a ja z bojącym sercem go pożegnałam.

Jechałam z córcią a samochodzik był obok, no jak nie zrobić zdjęcia? Niemożliwe, po prostu niemożliwe. Do stacji obsługi dojechaliśmy, a tam oczekiwanie 3 godzinne na naprawę opony i dodatkowo wymianę oleju.

Wisiał sobie samochodzik a ja udałam się po zakupy. Nic szczególnego nie kupiłam oprócz balsamu do ciała. Samochodzik dostał olej a ja balsam. Balans w naturze musi być!

Cały dzień poświęcony był na oczekiwaniu i sprawdzaniu mojej cierpliwości. Jeśli chodzi o cierpliwość to ja mam jej nieograniczone pokłady jako żona, mamusia, córusia i ciotunia. Jeśli chodzi o siostrę to nie chcę mieć cierpliwości i nie chcę być niczyją siostrą. Koniec i kropka.

Samochodzik odebrałm i szczęśliwa do domu dojechałam.

flat tire

Po dojechaniu do domu, wszystko było na miejscu i nic podejrzanego nie zauważyłam. Wczorajszego poranka, przed uruchomieniem samochodu, znów go obejrzałam. Wszystko w porządku. Po powrocie do domu już nie robiłam obchodu samochodu. Nie było potrzeby, tutaj się pomyliłam.

Dzisiajszego poranka, samochodzik dziwnie się prowadził kiedy zjeżdżałam do ulicy. Odczucie ciężkości. Jeszcze nie dojechałam na wstecznym do ulicy, zadzwoniła córcia z informacją, że coś się dzieje z samochodem. Poradziła sprawdzić. Sprawdziłam. Z przodu po stronie pasażera miałam flat tire. Fajnie, dziś byłam umówiona na spotkanie i…. można powiedzieć, że to już przeszłość. Oczywiście próbowałyśmy zmienić koło ale, nie udało się. Zadzwoniłam po pomoc.

Czekam na lawetę, zabiorą samochód do Firestona, a tam będzie mnie czekać co najmniej dwu goddzinna odsiadka. Nie ma tak jakby człowiek chciał. A chciałabym łatwo i przyjemnie.

dumna mamusia

Dzień Matki w USA obchodzony jest w drugą niedzielę maja. Niedziela jest oczywiście dniem wolnym od pracy i dzieci (rodzina) może poświęcić więcej czasu na spotkanie z matką, bacią i ogólnie celebrować Dzień Matki. Dawniej wysyłałam życzenia koleżankom na Dzień Kobiet, Dzień Matki, babciami jeszcze nie były. Oczywiście cieszyły się i serdecznie dziękowały. Obecnie zaniechałam takich praktyk. Czekałam, że może któraś wpadnie na pomysł i chociaż zadzwoni na whatappa, bo zawsze jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności na komórkę jeszcze nikt nie zadzwonił, nie licząc adwokata, pana zaprzyjaźnionego opiekującego się domem, pana od urządzeń gazowych i pana ślusarza oraz mego wójka (brata mojej mamusi). Wujek dość często dzwoni. Panowie nie pożałowali 2zł. Mniejsza o to. Pewnie, że czasami byłam zawiedzina, już mi minęło.

Dzień Matki był bardzo miłym dniem. Córcia ugotowała obiad, syn robił ostatnie zakupy, a ja się piękniłam. Oczywiście się upiękniłam. Otrzymałam od swoich dzieciaczków mnóstwo przytulasków i kwiatów. 🌷🥀🌺🌸💐🌹 Obiad był wyśmienity, a może byłam tylko głodna?😂 Żartuję. Córcia umie gotować. Dzień Matki spędziliśmy tylko we trójkę. MM oraz niemąż mojej córci, byli nieobecni – obowiązki służbowe.

Od 9 do 13tego nic się nie dzialo. Deszczowe lenistwo. 🌧☔️⛈☔️⛈☔️ Nawet pieski nie miały chęci na wyjście – na siusiu. Kombinowałam: na backyard otwierałam drzwi pieskom kiedy padał mniejszy deszcz, ulewa – otwierałam drzwi garażowe, błyskało i padało – drzwi frontowe. Nie udało sie oszukać jedynie ze trzy razy. Wychylały głowy i chowały się wewnątrz domku. Wogóle się nie dziwiłam, bo i ja ostatnie kilogramy mąki wyciągałam z zakamarków i piekłam bułki słodkie, chleb i kajzerki. Jedno ciasto na chleb trafiło do śmietnika. Chciałam przyspieszyć proces rośnięcia ciasta. Dokładnie wiedziałam, że ciasto powinno rosnąć co najmniej 12 godzin, ale nie, ja się uparłam i po 4 godzinach wstawiłam do pieczenia.

Był niewypał, beton, gniot!

Szybciutko wyrobiłam ciasto na normalny chleb na suchych drożdżach. Następny dzień. Jabłka w ilości 4 sztuki ( pokrojone w kosteczkę)i sok z 2 mandarynek wrzuciłam na gotujący się syrop z brązowego cukru, oczywiście z dodatkiem wody i cukru waniliowego. Dżemik-marmolada, pyszności. Bułeczki słodziutkie z nadzieniem z własnej marmolady, pyszności. O kajzerkach można napisać poemat. Jeszcze cieplutkie, chrupiące, pożarłam całe 2 szt popijając mlekiem z lodówki( lodówki nie mylić z krową)😂

Takim to sposobem nastał MAJ 13.

Ten dzień jest szczególnym dniem. Moja córcia miała graduację MBA! Teraz rozgląda się za dalszym kształceniem. Oczywiście nauka w USA nie jest darmowa lecz w przypadku mojej córki, zakład pracy pokrywał 50% kosztów nauki. Ma nadzieję, że w dalszym ciągu zasponsorują. Chciałaby zrobić doktorat ale… na to trzeba mieć lata praktyki, bez tego nie ma możliwości dostania się. Chociaż na MBA udało się dostać bez praktyki z tym, że była honorowym studentem na uniwersytecie. Teraz również zakończyła studia celująco. Oczywiście, że jestem bezgranicznie dumna ze swojej córci. Myślę, że każdy byłby. Uroczystość odbyła się na stadionie z tym, że w reżimie sanitarnym.

Dwa lata temu… stadion był zapełniony w 75-80%. Nie były zajęte miejsca które nie umożliwiały widoczności podium. Przed podium na którym swoją obecność zaszycili profesorowie były postwione krzesełka na których siedzieli absolwenci uniwerystetu. Nie pamiętam ile było sekcji z krzesłami ale uroczystość trwała kilka godzin. Abolwenci sekcjami podchodzili do podium. Czekali na wywołanie po nazwisku. Wchodzili na podium – dziekan – uściski i wręczanie dyplomu. W momencie wchodzenia absolwenta na podium znajomi i rodzina po prostu ryczeli z radości. Były gwizd, krzyki i oklaski. Wykrzykiwane były imiona. To była niekończąca się radość. Oczywiście miała koniec, kiedy absolwent schodził z podium a na jego miejsce wchodziła inna osoba. Każdy miał czas i nikt się nie spieszył. Powiedziałam córci kiedy będzie na podium ….pomachaj do nas…Pomachała, mimo że byliśmy gdzieś tam w tłumie i nie mogła nas dojrzeć, ale ma fantastyczne zdjęcie.

Obecnie – część wstępna.

Na podium profesorowie. Przedmowa. Odśpiewanie hymnu. I na telebimie wyświetlanie nazwisk absolwentów. Nazwisko zmieniało się co kilka sekund, a więc zanimi rodzina, znajomi przestali wołać, krzyczeć i klaskać radośnie już na ekranie pojawiło się inne nazwisko. Czasami obok nazwiska było zdjęcie absolwenta lecz kto mógł to zauważyć. To była taśma produkcyjna! Szybko, żeby plan wykonać. Póżniej były fajerwerki i nie byłam bym sobą gdybym operatora kamery nie ściągnęła na swoją osobę, nie tyle wzrokiem jak machaniem. I mamy, mamy kawałeczek filmu z nami. Jestem ze swoimi dziećmi i partnerem córci. Jesteśmy w internecie!!!!!😂🤪 Może kiedyś moja córcia to obejrzy, może nigdy.

Tak jestem szczęśliwa!

Edukacja jest bardzo ważna. Mój TATUŚ zawsze powtarzał….wszystko mogą ci zabrać ale edukacji nigdy nikt ci nie zabierze…. Mój TATUŚ nie tylko był wykształconym człowiekiem ale też, bardzo uczciwym i pomocynym. Mimo swego wieku potrafił się dostosować do warunków panujących w naszym kraju. Całe życie powtarzałam swoim dzieciom ….edukacja jest bardzo ważna i jej nikt wam nigdy nie zabierze…..

Co się dzieje

ze mną? po prostu nie jestem sobą od miesiąca. Po szczepionce, drugiej szczepionce nie jestem sobą. Staram się, zmuszam się do wszystkiego, nawet wstania z łóżka. Przecież tak trzeba, tak powinno być, tak zawsze robiłam. Zawsze, no zawsze dom musiał być posprzątany, jard wydmuchany, kwiaty wypielęgnowane, bułeczki i chlebek upieczone. A tak naprawdę to teraz mam w większości to w wielkim poważaniu. Nie mam siły już walczyć ze sobą, nie mam siły na nic!!!! Myślę, że moje istnienie na tej ziemi jest wielką pomyłką i moje życie jest ogromniastą pomyłką. Udawadniam sobie, całe swoje życie udawadniam, że jestem szczęśliwa i dosłownie, ociekam szczęściem. A ja nie chcę już udawaniać, ja chcę być tak po prostu szczęśliwa.

Zawsze, znajdowałam sobie w najgorszej pracy tę dobrą stronę. A było tu w ameryce w pierwszych latach tragicznie. Wspominałam kiedyś, że spałam w lesie, w parku na ławce. Głodowałam, byłam traktowana jak śmierdzący śmieć, wyzywana i popychana, wyśmiewana….nie będę wspominać, ale to nie ameryka mnie tak traktowała lecz polscy emigranci. Pracowałam ponad siły po 14-16 h. Nie poddałam się, walczyłam o siebie, o swój honor. Nikt mnie nie zgiął i nikomu się nie udało zdeptać.

A teraz z sił opadam. Może złe wspomnienia mnie męczą, a może depresja mnie dopada. Nie wiem. Czasami zapatrzę się w jeden punkt i tak bym w bezruchu siedziała. Zwalam mój nastruj na drugą szczepionkę, możliwe że ona nie jest winna, tylko przyszedł czas aby organizm oczyścił się z toksyn myślowych.

Dodatkiem do tego jest moja mamusia z którą nie mam kontaktu. Wiem, że żyje. Przez 4 misiące nie mogłam się dodzwonić. Później dano mi kilka razy porozmawiać. Teraz znów tel. zablokowany. Została ukarana za to że powiedziała ….. nie mam z kim rozmawiać, tylko z tobą….tylko ty mi zostałaś….

Każdą rozmowę już od kilku lat, szwagier z siostrą nagrywają. Mają poustawiane kamery itd. Tego nie będę poruszać. Mogę wziąć prawnika lecz sytuacja może być tylko gorsza. Kiedy proponowałam mamusi zamieszkanie u mnie. Nie chciała, bała się. Rozumiałam. Obcy świat. Starych drzew się nie przesadza. Odpuściłam.

Teraz walczę ze swoimi myślami. Gdyby….. tylko gdyby już nie ma.

nieszczęśliwy wypadek?

A może tak matka natura zadecydowała. Jedni się rodzą inni umierają, giną w wypadkach na wojnach lub w innych okolicznościach. Każda śmierć jest tragedią i nie tylko człowiek rozpacza. Niedawno czytałam, że pies mieszka na cmentarzu i sypia przy grobie od 2 lat. Nie wiem, czy świat matki natury jest sprawiedliwy. Mówiono nam w szkole, że musi być zachowana równowaga. Jeśli czegoś za dużo to …. mamy covidka. W moim rejonie jest bardzo dużo wiewiórek. Giną od szponów jastrzębi, sępów, szczurów i innych stworzeń. Wiele razy widziałam i nie raz zobaczę ginącą wiwiórkę.

Każde stworzenie cierpi. Człowiek uważa, że pewne gatunki gadów, płazów czy owadów nie potrafią czuć bólu fizycznego. Tylko… jak człowie może stwierdzić, jeśli nigdy nie był muchą której ktoś wyrywa skrzydełko. Nie był robakiem, którego szpadlem kroją na kilka części. Takie opinie, że stworzonka nie cierpią są wymyślone dla człowieka aby jego można było usprawiedliwić w przypadku zadawania bólu innym. To jest moje zdanie i nie jest ono oparte, na żadnych badaniach a jedynie obserwacji z dzieciństwa i obecnie.

Na masce mojego samochodu zaparkowanego pod drzewem, odkryłam gniazdo ptaszka a obok skrzydełko, jedną nóżkę i dwa maciutkie żołądeczki. Nóżeczka maciuteńka, skrzydełko bez opierzenia.

Aby ktoś mógłbyć syty, ktoś musiał króciutkie życie stracić.

Niewyobrażalna strata dla matki. I w tej chwili nie ważne, jakie móżdżki ptaszki posiadają, ale ich przeraźliwy szczebiot mówił o wielkiej tragedii jak się wydarzyła.