Fryzjer prawdy ci nie powie ale włosy stracić możesz

Chciałam wyglądać szałowo, więc czekałam cierpliwie na umówioną wizytę u fryzjera. Miałam już zdjęcie z internetu jak ma wyglądać ścięcie i kolor pasemek. Nawet nie pomyślałam, że ułatwiłam zadanie mojej Nicoli. Pomalowałam kilka dni wcześniej włosy na ciemniejszy kolorek. Byłam ciut podekscytowana, nie, nie miało być nic drastycznie zmieniane. Ot, podcięcie i jak zwykle pasemka. Pasemka i nie 5 kolorów, jedynie dodać dwa a ten mój ciemniejszy wkomponować. Kilka już lat chodzę do jednej fryzjerki, zawsze proszę … troszkę szersze te pasemka. No nigdy nie zrobiła szerszych, takie cieniutkie ale podobały mi się i tak to już zostało. Ja proszę a ona robi swoje.

Tym razem, pokazuje zdjęcie troszkę inne uczesanie ale … oczywiście, wiem , rozumiem, zrobię. Pasemka zrobione, włosy wymyte i zabieramy się do obcinania. Już widzę, że się spieszy, już nie mam nadziei, że coś z tego wyjdzie. Z tyłu zostawiła długie. Za długie i nie postopniowane. Czy ja jestem natrętną klientką czy ona robi na “odwal się”? Następna klientka już czeka na fotelu… już kończę… rzuca dwa słowa w stronę nowej klientki czekającej na fotelu. Nikola łapie za suszarkę, macha w pośpiechu …nie jestem zadowolona, zostawiłaś mi za długie włosy z tyłu, pokazywałam zdjęcie, powiedziałaś, że pamiętasz, trzeba je postopniować….Obcinała i stopniowała już suche włosy. Ułożyła ładną fryzurkę, ale aby ją ułożyć używała jakiś dziwnych preparatów, pryskała, wcierała we włosy. Zapłaciłam jeszcze bez podwyżki 270$.

Wróciłam do domu, rodzinka orzekła że ładnie ale coś mi ciągle nie pasowało. Mam prawo być wymagającą bo w zasadzie to ja za malowanie włosów zapłaciłam 270$. Na ścinanie i powiedzmy stopniowanie poświęciła 10-15 minut. Zgarniałam włosy na prawo na lewo, do tyłu ale one nie chciały mi się ułożyć. I co najdziwniejsze, miałam jakieś złe przeczucie. Moje włosy są bardzo łatwe do ułożenia, a tu ani ani. Więc wlazłam pod prysznic aby ułożyć je o swojemu.

Mam masę zmiękczaczy, szamponów i innych maseczek ale wyszłam z pod prysznica z włosami zniszczonymi. Użyłam do delikatnych i farbowanych włosów, zawsze sprawdzały się kiedy sama maluję. Wyszło normalne siano. Zawołałam MM, orzekł spalone. Pasemka zeszły i zostały biało-żółte zniszczone, łamliwe, spalone włosy. Dwa dni pochodziłam z tym sianem, zastanawiając się co robić. Do sądu nie chciałam iść, do gabinetu również nie, co ja po kilku dniach bym udowodniła. Szkoda mego cennego czasu i nerwów na szarpanie się z fryzjerką.

Po tych kilku dniach postanowiłam odżywić moje spalone włosy, na ile mikstura z oliwy z oliwek + miody na to pozwoli. Siedziałam tak z tym mazidłem na głowie godzinę. Po zmyciu mikstury i po użyciu delikatnych szamponów, kondycja włosów znacznie się poprawiła. Wczoraj zdecydowałam zmienić kolor włosów z biało-zółtych na jasny brąz. Oczywiście miałam obawy, ale nawet na pole do wybierania ziemniaków nikt by mnie nie zatrudnił.

Jest zdecydowanie lepiej, spalone końcówki widać w blasku słońca ale włosy poddają się ułożeniu.

Nie wrócę już nigdy do tego zakładu fryzjerskiego. Można wytłumaczyć Nikolę: mała zły dzień, szefowa nałożyła na jej grafik za dużo klientek itp. A ja odpowiem …CO TO MNIE OBCHODZI… Zniszczyła włosy i o tym wiedziała, wcierając we włosy mnóstwo paskudstwa, ratując to co zostało, po prostu mnie oszukała. To nie jest tak, że dałam się oszukać, nie!!! Dałam za dużo zaufania osobie, która na to nie zasłużyła. Ukryła oszustwo i zażądała zapłatę za te oszustwo.

Jeszcze jedno. Po bokach mi nie postopniowała włosów, sama to zrobiłam i nikt z domowników tego nie zauważył.

Teraz jestem na etapie poszukiwania fryzjerki.

One wszystki są jakie są (brzydko pisać nie będę).

Niedzielne smaki

Ponownie “chodzi” za mną, coś słodkiego ale nie sklepowego. W moim stanie nie ma wyboru ciast, ciasteczek i innych słodkości. W Polsce mamy makowce, serniki, ptysie. Ciasta zebry, piaskowe, pierniki i ciasta mokre z kremem, dżemem itd. Jest ogromny wybór. Tutaj jeden deseń i nie ważne idziemy do kawiarenki czy sklepu z wypiekami lub z masową/sieciową sprzedażą. Różnią się ceną bo smak identyczny. Za dużo a nawet za bardzo dużo cukru. W NY są polskie sklepy, które mają w swoim asortymencie ciasta typowo polskie. I tego mi brakuje.

Aby nie popaść w depresję :),  rozpuściłam już galaretki truskawkowe i mam w planie upiec roladę, Jedna z kremem, druga będzie z galaretką i kremem. Możliwe, że upiekę 3 bo chciałabym z przecierem jabłkowym (sklepowym, lubię).

Możliwe, że … nic nie będę piekła i galaretkę zjem a miseczki wyliżę. Kto to wie. Nasza, nawet ta bliska przyszłość jest nie odgadniona.


Upiekłam trzy placki na rolady. Pierwsza z kremem i galaretką truskawkową a pozostałe dwie z galaretką, kremem i amerykańskimi borówkami. Takiego smaku ciasta nie uświadczysz kupując najdroższe torty amerykańskie. Miałam obawę czy udadzą mi się placki na rolady, użyłam mąki amerykańskiej przeznaczonej na torty. Wcześniej kupowałam mąkę rosyjską lecz mąka ulubionej firmy, przedobrzyła aby mąki było mniej ale waga się zgadzała dosypywali czegoś podobnego do piasku, nie przypominało kaszy manny ani innej kaszy ponieważ w smaku było nijakie i nie dało się przegryźć. Przed użyciem musiałam 3-krotnie przesiewać. Ostatecznie zapas 3 kg wyrzuciłam do kosza. Przed covidem nie miałam zastrzeżeń, podczas przesiewania mąki nie było żadnych niespodzianek. Byłam zadowolona a bułeczki drożdżowe rosły jak na drożdżach. Covid namieszał i dosypał do tej mąki czegoś podobnego do piasku, kolor identyczny, jak mąka. Nie mąka i nie kasza. Oczywiście, że to oszustwo ale komu i gdzie zgłaszać?

Nie podoba się, nie kupuj.

Kupujesz milcz.

Nie podoba mi się, nie kupuję.


Buża…

do domu po pracy wpadłam jak burza… mało, że na zewnątrz wilgoć sięga zenitu, to i w domu to samo. Pozmieniałam ustawienia na termostacie a MM nałożył bluzę. Chłodziłam i grzałam, dalej mi dosłownie śmierdziało wilgocią. Złapałam jednego psa, później drugiego, wykąpałam, wysuszyłam. Za parę dni mają termin na ścinanie i kąpiel, ale …. moje psy maja włosy a one od wilgoci wydzielają okropnie nieprzyjemny zapach.  Dom spryskałam kwiatowymi zapachami. Trochę pomogło.

Za mało pracy? Położyłam farbę na włosy a hennę na brwi. No przeważnie tak robię, że przed wizytą u fryzjera mam w następny czwartek, zmieniam kolor włosów. Umówiona jestem na obcinanie i pasemka. Zaczynam się zastanawiać, nad długością. Obciąć do wysokości koniuszków uszu czy też tylko podciąć. Ale ten problem rozwiąże mi fryzjerka.

W końcu o 8:30pm z lampką wina w dłoni przysiadłam. Włosy pod czepkiem się farbują a ja już wyciszona, odpoczywam na swojej sypialnianej kanapie. W międzyczasie zamówiłam pantofelki 2 pary naraz. Jedne są o pół numeru większe. Jak dotychczas, zawsze mi się udawało trafić w numerek. Tym razem, nie wiem dlaczego ale nie byłam pewna. Te które nie będą pasować, odeślę. Seledynowych niestety nie zamawiałam, ale nic straconego.

Jutro będzie deszczowy dzień, co mnie bardzo cieszy. Ponad 1000 posadzonych cebulek tulipanów potrzebuje wody z nieba. Zanim ostatnie cebulki posadziłam, te pierwsze już delikatnie wysuwają listeczki z ziemi.

Deszczowy dzień zatrzyma mnie w domku, możliwe, że ciasto upiekę. Jakie? Jeszcze nie jestem zdecydowana. Truskawki nie mają smaku. Mango tylko ja w tym domu lubię. Maliny, również bez smakowe. Borówki? Daleko im do jagód. Mam w zamrażalniku amerykańskie dzikie jagody.

Kolorek włosów jest bardzo ładny.


A dziś już sobotka. Jak zapowiadano, pogoda deszczowa. Szaro i buro na podwórku ale nie za zimno bo 17C. Prawie cały dzień spędziłam przed komputerem, podobnie jak MM. Mimo wypitych kaw zachciało się nam do ludzi i innej kawy niż domowa.

Mieliśmy wyskoczyć do la Madeleine na Créme Brûlée oraz Vanilla Cappuccino ale… o 4pm zamknęli. Nie sprawdzaliśmy w internecie godzin otwarcia, ponieważ po covid wrócili do normalnych godzin tj. 7pm. Niestety chyba ponownie mają problem z pracownikami. Szkoda, może jutro tam wyskoczymy….może.

W planach mieliśmy podjechać do Paris Baguette caffe. Ta kawiarenka ma inny wystrój i nastrój oraz za gwarno. Kawa jest serwowana w jednorazowych kubkach. Ehhh. A nam chciało się wypić cappuccino w filiżance.

Plany, planami a inaczej wyszło, cappuccino nie było.

 

Piękniusi dzień się budzi.

Prognozy nie wskazywały na słoneczko ale ono wzeszło o zaświeciło. Roztańczyłam się na powitanie słoneczka na parkingu siłowni. Rozśpiewałam się gdy je zobaczyłam.

Cudny dzień nadchodzi.


Słoneczko się skryło i zapowiadane zachmurzenie się spełni lecz moje serducho śpiewa. Z ogromną radością wychodzę na yard sadzić ostatnie 300 szt cebulek tulipanów.

Będzie pięknie, będzie kolorowo i wesoło.


Szok cenowy

Nie zwracałam uwagi na ceny. Ot, czasami patrzyłam lecz jeśli coś było potrzebne lub mniej potrzebne, kupowałam. Nowa pościel – prosze bardzo, nowe zasłony – prosze bardzo, nowy dywan – prosze bardzo, brak w baryku wina – prosze bardzo, sukienka nowa – prosze bardzo, kosmetyczka – prosze bardzo, itd. Nie będę wymieniać. Przy zakupach oprócz swojej karty debetowej lub kredytowej, zawsze mam MM karty. Mam też zapowiedziane, zawsze używać tylko jego kart. Patrzyłam na ceny i bez przesady ale nie nadużywałam zaufania MM i nie kupowałam rzeczy nie potrzebnych, zbytecznych. Używałam i używam swoich kart. Tylko te ceny mnie tak bardzo nie interesowały.

Dziś pojechaliśmy do sklepu hurtowego. Zdębiałam, normalne załamanie psychiczne. Wzięłam opakowanie borówek w dłonie i nabiegły mi łzy do oczu….dlaczego takie małe opakowanie tyle kosztuje, dlaczego tak drogo….pytam. MM na spokojnie odpowiada – wszystko Krysia podrożało. Patrzę na opakowanie borówek – nie ja ich nie chcę – i odkładam. MM patrzy na mnie a ja ze łzami – idziemy. Jeszcze mówił, że chciałam przecież …ale mi się odechciało. Podeszliśmy do lodówki z męsem. Przewracałam te karkówki i niech to ich szlag trafi za kawałek karkówki płacić 40$. Ale tym razem MM nie ustąpił, musiałam wybrać. Przy papierze kuchennym i toaletowym przeżyłam szok. Nie pomogły tłumaczenia …. że pracuje, że na takie rzeczy to my na pewno mamy pieniądze i nie będziemy oszczędzać. Kiedy namówił mnie na hot doga ….Krysia to tylko 1,50$ jeden kosztuje…zgodziłam się.

Siedząc przy stoliku, kiedy MM poszedł zamówić tego hot doga, rozpłakałam się na dobre. Nie mogłam powstrzymać łez. Wycierałam całą dłonią z policzków, żeby jak MM wróci nic nie zauważył.

Zmienię sposób zakupów i będę starała się kupować rozsądniej. Nie jak do tej chwili. Całe opakowanie jogurtów i z tago opakowania trafiało kilka do śmieci. Szynek w opakowaniu do koloru do wyboru w lodówce a jem tylko jeden gatunek. Z pieczywem podobnie.

Przez wiele żyłam pod „ kloszem”, a od któregoś dnia poczułam pęknięcie na „kloszu”, przy kupowaniu bułecze zwróciłam uwagę na cenę. Dziś podjechaliśmy do tego samego spożywczaka, te same bułeczki były droższe o 1$. Ale byłam zadowolona z ceny świeżej kapusty 1 pound za 0,96 też kupiłam i się do tej kapusty uśmiechnęłam.

Do tej pory nie było takiego znacznego skoku cen, więc nie przejmowałam się, obecnie to jest wprost niemożliwe. Niemożliwe stało się możliwe.

Jednym słowem zostałam rozpieszczona przez MM, nie powiem, że źle się z tym czułam ale cieszę się że „klosz” zbiłam.

Mam mieć oczy otwarte i patrzeć co i ile kupuję nie tylko w spożywczym.

MM niech dalej mnie rozpieszcza ale kwiatami.

Kolacja przed TV🎬🏠📺

MM jednak zmobilizował się i był na crossfit. To się chwali. Ja również swoje ćwiczenia zaliczyłam. Mam wolne od ćwiczeń do poniedziałku.

Po prysznicu i śniadanku, wskoczyłam do cieplutkiego łóżeczka, z tej racji, że kocyka elektrycznego nie wyłączałam. Ehhh, 1minutkę się pogrzałam i szkoda mi się zrobiło tak pięknego zimnego (na zewnątrz) dnia.

Rozpoczęłam sprzątać ozdoby świąteczne.

O zmroku, MM pojechał po sałatki i po jednym kawałeczku pizzy do Fellini’s a ja międzyczasie, resztę pudełek z ozdobami zaniosłam na poddasze. Nie zdecydowałam się na uporządkowanie oświetleń i innych ozdób świątecznych z powodu zimnego i silnego wiatru. Jeśli pogoda jutro dopisze, to posprzątam.

Kolację zjedliśmy przed tv oglądając film „ Sweet home in Alabama” . Piękny film z wspaniałą obsadą aktorów. Obejrzałam go z radością po raz kolejny.

Polecam😁

Wczesnym porankiem i wieczorkiem

Zadzwoniłam do Urzędu Miejskiego o umówionej godzinie. U mnie 6 godzin do tyłu a wiec 3:50am musiałam już się przebudzić. Panie z urzędu bardzo sympatyczne i pomocne. Przeksięgowały już kwoty z konta mego ex na odpowiednie konta. Wczoraj jak dowiedziałam się, że sprawa nabrała inny bieg, komorniczy, to aż włosy na głowie mi stanęły. Nie chcę wskazywać winnych ale u mnie było wszystko opłacone. Jakie numery kont bankowych mój adwokat otrzymał z urzędu na takie wpłacałam, z księżyca nie wziął. Gdyby nawet próbował sam wymyślić to by się nie udało takich mi podać. Na stronie internetowej urzędu są podane numery kont na jakie trzeba wpłacać podatek od nieruchomości lecz takiego jaki mi podano i wpłacałam podatek przez dwa ostatnie lata, nie znalazłam.

Ogólnie cieszę się, że zostało wyjaśnione bo walka z komornikiem nie należy do przyjemnych i krótkich.

4:26 am leżę w łóżku i słucham odgłosów deszczu za oknem. Bez względu na to czy MM jedzie ze mną na moją siłownie czy nie, ja pojadę. MM jest dopisany do mojego karnetu i zawsze mogę wprowadzić go jako gościa.

Zeszłam na dół juz przyszykowana do wyjścia. MM nawet nie wspomiał, żebym poczekała lub coś w tym rodzaju. Pomyślałam jak nie to nie. Sama pojechałam. Nie lubię takiego gadania o siłowni, bezsensownego liczenia kalorii, unikania wagi jakby to pomogło w odchudzaniu. Każdy jest inny. Dziś po powrocue z pracy usłyszałam, że MM źle się czuje. Na piętro nawet nie miał siły wejść po schodach aby wziąć baterie aby wymienić w ciśnieniomierzu.

Ciśnienie dobre, ok, może być, ale nie takie żeby miał zawroty głowy. Office nie wietrzy no to trudno żeby nie zemdlał. A może szuka wymówki, żeby jutro nie jechać na crossfit. Ale jeśli nie chce i nie ma ochoty, nie musi. W takim razie niech nie je całego kurczaka o 8pm.

Ręce opadają z bezsilności.

Chce ładnie wyglądać ale bez wyrzeczeń i wysiłku. Każdy chce, ja też coś tam chce ale to nie zależy odemnie ale od MM. No i czego się czepiam swego MM?

A tego, że przy śniadaniu mówi już o kolacji… Ja tak nie potrafię. Komsumując jedno myślę o drugim jedzeniu co będzie za 7-8 godzin, tym bardziej że to będzie następne żarcie. Cieszę się, że MM ma hobby, ale to hobby doprowadzi go do rozmiarów 600 pound. Oglądałam wcześniej program 600pound ale przyznam, oczy bolą patrzeć na żarłaczy i brudasów. Wszystko i w największych ilościach pożerali, aby jednego mężczyznę zabrać do szpitala musieli zburzyć ścianę, później okazało się, że aby go stamtąd wyciągnąć potrzebny jest specjalistyczny wysięgnik i transport. Jego waga była około tony. Niestety ale mężczyzna ten już jest w niebie. Serduszko nie wytrzymało. MM jest słusznego wzrostu i postury, wagę swoją kontroluje. W tej chwili jego waga oscyluje 130-140kg( a może + 20kg) ale jego hobby jak też wieszości amerykanów jest żarcie. 18 lat tłumaczę …. Jedz obfite śniadanie i lunch, skipnij kolację….aha, aha, dlatego amerykanie są najbardziej tłustm narodem. Tłuszcz wszędzie leje się strumieniem.

Wcześniej słyszałam …. Jedz bo zachrujesz…dziwne

Zachorujesz na co? Na brak oleju w głowie? Wystarczy mi tego oleju aż do śmierci i nie dam się skusić na kurczaka o 8pm.

Jak widać jestem wkurzona. Jutro jadę na siłownie. Może moja mobilizacja, zmobilizuje MM?

Muszę próbować.

Jednak MM zostawił upieczonego kurczaka, na jutro. Widząc moją minę to i tak dziwię się, że zielona sałatka mu smakowała

Ja to potrafię zepsuć człowiekowi apetyt o 8pm 😬


Pamietam, a było to bardzo dawno. Obchodziliśmy w moim domu w Polsce hakąś imprezę. Jak to mężczyźni zaczęli rozmowę o wadze swego kochanego ciała. Ex stanął na wadze – no większy kogut, szwagier – kurczak, moj Tatuś – waga zdrowego faceta, ostatni był mój Teść. Wiedziałam, no wiedziałam, że Teścua wagi nie ma na skali. Uwziął się, że nie jest gruby, nawet swego syna a mojego męża nie posłuchał. Waga zagruchotała i wskazała 0. Teść i tak nie przyją do wiadomości, że zepsuł wagę bo waży poza skalę wagi.

Tak to jest z grubaskami, wszystkich grubasków wokół widzą i komentują ale siebie nie widzą, jakby w w danym momencue wzrok stracili.


Czasem ludzie myślą, że kobiety nie traktują grubasów serio, lecz to wierutna bzdura. Prawda jest taka, że kobieta traktuje poważnie każdego mężczyznę, który zdoła jej wmówić, że ją kocha.

George Orwell,

Nie tylko gimnastyką człowiek żyje

Byłam dziś na słowni i coraz więcej od siebie wymagam. Dziś przydałby się mały ręczniczek do otarcia czoła z więcej niż 15 kropli potu, ale zapomniałam wrzucić do malusieńkiego plecaczka. Czoło wytarłam brzegiem rękawiczki, no wiem, że nie higienicznie ale zadzierać bluzkę aż do czoła, to byłoby bardzo nie estetyczne. Ciutkę więcej niż godzinę poświęciłam na ćwiczenia plecków, bioderek, klatki piersiowej, nóżek i stópek. Wspomagałam się urządzeniami.

Nie planowałam jutrzejszej gimnastyki na siłowni ale jeśli mam wstać o 3:50 am ( już nastawiłam budzenie) i wykonać tel do Urzędu Miejskiego w sprawie podatku od nieruchomości, bezsensem byłoby wracać do łóżka, jeśli w pracy mam być jutro o 7 am. Poćwiczę jutro i chyba odpuszczę ćwiczenia w piątek. Nie wiem dokładnie, bardzo lubię ćwiczyć. To nadaje mojemu życiu większej wartości, radości i sensu. Ćwiczę dla siebie, nie rozglądam się kto, gdzie i co robi. Skupiam się na swojej osobie, na swoim ciałku. Dalekie jest ono od doskonałości, ale to co mnie pokrywa na zewnątrz, całkowicie mnie satysfakcjonuje. Życzyłabym sobie aby było zdrowsze. Jeśli być nie może, to trudno, jakoś będę sobie radzić z tym co mam.


Rozszalałam się, zamówiłam 1000 cebulek tulipanów. Najpóźniej będą dostarczone w środę. To mi pasuje, w sobotkę prognozują u mnie temperaturę minusową, wprawdzie tylko w nocy ale …. piękniusie krzaki runianki japońskiej, które pielęgnowałam przez wiele lat niestety przymarzły. A właściwie zamarzły. Czy odżyją? Nie daję im większej szansy niż 40%. Myślałam, że tylko te zamarzły które rosną na otwartej przestrzeni. Zdarzyło mi się to pierwszy raz od 8 lat. Niestety krzew na back yardzie osłonięty z każdej strony płotem również pogubił już zmarznięte liście. Jednej nocki temperatura była do -8C. Wszystkie krany na zewnątrz osłoniłam, zabezpieczyłam lecz uważałam, że krzewy są już na tyle odporne (około 2m wysokości), że nie potrzebują już zabezpieczania przed mrozem folią ogrodową. Rozumiem, żebym nie miała ale leży cała duża rolka w garażu. Nie tyle, że mi się nie chciało, wierzyłam, że krzaki podołają zwalczyć ten mróz. No niestety. Moja wiara w cuda, doprowadziła do przemarznięcia liści i łodyg.

Zdjęcie z internetu

Ale mogę pochwalić się, wiosną w moim ogródeczku.

Wiosenne pozdrowienia!

Zabiegi piękności…

Wiosna idzie, więc należy zadbać o urodę, co nie znaczy, że nie należy dbać o nią przez cały rok.

Moje problemy zdrowotnie nigdzie nie zniknęły, aby w miarę dobrze się czuć, poświęcam około 2 godzin dziennie na specjalistczną gimnastkę wraz z masażami. Do tego dołączyłam w tej chwili 1h gimnastyki na siłowni, którą uwielbiam i daje mi wiele radości. Miałam też kosmetyczkę co 3 dni. Od następnego tygodnia przechodzimy na 1 raz w tygodniu. Zaczynając masaże twarzy i szyji nie wiedziałam jak zareaguję, wszelkie masaże nie są przeze mnie tolerowane, każdy obcy dotyk jest dla mnie bolesny psychicznie i duchowo. Powyżej wspomniałam o specjalistycznej gimnastyce i masażu, masaż wykonywany jest przez odpowiednie maszyny i urządzenia.

Zapisując się do kosmetyczki zrobiłam bardzo dokładne rozeznanie miejsca. Gdy po raz pierwszy pojechałam na masaż temperaturą, ogromną niespodzianką była właścicielka zakładu. Przed przystąpieniem do zabiegów rozmawiałyśmy w j.angielskim, po wyjaśnieniu sobie kraju pochodzenia, przeszłyśmy na nasz język ojczysty. Moje imię Krystyna jest w Ameryce również nadawane dla nowo urodzonych dziewczynek. Przyjęłam przy śubie nazwisko męża, więc nie jest to takie oczywiste skąd pochodzę.

Poinstruowałam V o moich obawach, że mogę wstać i wyjść i już nigdy w to miejsce nie wrócę. Nie będę żądała zwrotu pieniędzy za już zapłacone zabiegi lecz nie wykorzystane. Uprzedziłam, że nie wiem, dosłownie nie wiem jak mogę zareagować na dotyk. Chciała spróbować.

Trudno, bardzo trudno się pracuje z taką klientką jak ja. Kilka razy głośniej powiedziałam …proszę tu nie dotykać …. Stara się, na prawdę się stara ale najważniejsze jestem ciutkę po tym zabiegu twarzy zrelaksowana. Czerwone światła mieszają tak w umyśle, że 10 minut mija jak 1-2 minuty. Chcę napomknąć, że „moja” fryzjerka wie jak mi myć głowę, a to wogóle nie łatwa czynność. Potrafię głowę zabrać z lejącą się wodą z włosów aby zaczerpnąć powietrza bo tam w mojej głowie ktoś grzebie. Nie ważne jest, że będę przemoczona, zawsze do fryzjerki idę w takim zwykłym ubraniu (roboczo-domowym) bo nie wiem, no nie wiem co może się przydażyć. Czasami sama suszę włosy. Ale za to mamy ( ja, ona i właścicielka) ubaw.

Pani V bardzo zgrabnie omija moje punkty na twarzy lub mnie zagaduje i je dosłownie trąca. Postanowiłam, że jeszcze wykupię 1,5 pakieciku a bedzie to do połowy kwietnia, w każdy poniedziałek. Jeśli mam z tego jakąś radość i relax to dlaczego nie przedłużyć. Zaproponowano mi korzystanie z sauny ale świetlnej, no oczywiście, że odpłatnie. Możliwe, że skorzystam.

Tylko, doba ma 24 godziny. Jak powiedziałam wiosna idzie, a z nią prace polowe, które też lubię.

Będę musiała poszukać sroki z kilkoma ogonami.

😁

Poniedziałek z wtorkiem…

Bardzo źle spałam, podobnie MM. Pomimo nie wyspania on pojechał o 4:30am na Crossfit a ja wyjechałam godzinę później na GYM. Po ponad godzinie spotkaliśmy się w domu.

W dalszym ciągu bez większych wysiłków ale już pot pokazał się na czole ale ćwiczyłam bardziej intensywniej.

Teraz szykowanko i do pracy na 9am. Nie lubię jeździć w deszczową pogodę ale jak mus to mus. Po pracy wracałam już ziewająca ale nie zmęczona. Miałam jeszcze silę na ugotowanie zupki na nakarmienie MM.


Wtoreczek, ostatni dzień stycznia 2023

Planowaliśmy ale plan zmieniłam. Nie mam takiej potrzeby aby ganiać na siłownie każdego dnia. Co drugi dzień dla zdrowia, jak najbardziej. A więc, jutro.

Mężczyźni, młodzi mężczyźni pracują ( możliwe że 2 razy na dzień) nad bicepsami, króre nigdy mnie nie zachwycały. Wysportowane ciało jak najbardziej ale nie zniekszałcone „prężnymi” muskułami.

Nie wszystko dla każdego.

Planowanie….

Zerknęłam dziś na mapę pogody i nie wiem, czy dziękować niebiosom za ten tygodniowy deszcz , który właśnie się rozpoczął, czy zasznurować usta żeby nie bluźnić. Oczywiście powinnam do tej wody lejącej się z chmur przyzwyczaić ale co za dużo to i koń nie pociągnie.

Wyszliśmy dziś z MM z domu. On zmęczony pracą przy komp nawet w niedzielkę pracuje. Wyskoczyliśmy do nowej kafejki. Było nawet przyjemnie. Na pewno tam wrócimy.

Na koncert bluesa nie trafiliśmy w piątek a w sobotkę też zrezygnowałam. Po sprzątaniu ozdób choinkowych już nie miałam chęci na żadne kulturalne rozrywki. Może w następny weekend wyskoczymy na jakiś koncert.

Już znalazłam!!! W piąteczek wypad, MM przyklasnął!!! Obejrzałam zespól na youtube. Podoba mi się.

Dziś nie zaliczyłam GYM, po wczorajszych lampkach wina zwlokłam się z łóżka dość późno, za późno na gimnastykę w tłumie ludzkiego zapachu potu.

Jutro rano przed pracą muszę się rozruszać. Zakwasy powstałe po ostatnim naprężaniu mięśni już nie bolą. Znak, że czas odwiedzić siłownie.

Tak więc jutro będę rzeźbić swoje ciało. A tak prawdę mówiąc, poćwiczę bezsiłowo, porozciągam się lecz z bierzni jeszcze nie będę korzystać. MM ma umówionego trenera CrossFit na 5am po przeciwnej stronie ulicy mego GYM. Ja natomiast planuję zacząć swoje zmagania 5:30-6am.

Zobaczymy czy plan mój zostanie wykonany czy tylko zostanie w fazie gadania. 🦾🤸🏋️

LaFitness i inne

Gdy otworzyłam oczy wczorajszego poranka, było już za późno jechać na siłownie. Przez szparki w żaluzjach zagladał już świt. Nastawiłam tel na budzenie na 5:15pm zamiast na 5am. No cóż, i mi się też przytrafia pomylić. Lubię gimnastykę po 5am, o poranku jest nie wiele korzystających. Sala LaFitness jest duża, maszyn do ćwiczeń bardzo dużo ale w godzinach szczytu (przed covid) trzeba było być szczęśliwcem aby dopaść wolną na której chcesz wyrzeźbić swoje ciało.

Podjechałam do kosmetyczki. Godzina masażu i 10 minut naświetlania minęło bardzo szybko.

Dziś nie potrzebowałam budzika o 5am byłam na nogach. Wolniutko szykowałam się do wyjścia.

Tak, tak reaktywowałam wstęp na siłownie. Mimo że przez okres covida nie korzystałam to utrzymywaliśmy opłaty, w ten sposób wspomagając bussines gimnastycznno-siłowy.

O godz. 6am „zameldowałam się”, że już jestem. Rozejrzałam się, stwierdzają że to nie oni są nowi tylko ja. Stwierdziłam też, że przybyło maszyn do ćwiczeń oraz że, większość maszyn jest w złym stanie. Ruszają się ale przydałoby się rdzę wyczyścić i naoliwić. W innych gąbkę wymienić itp. Nie do mnie to należy więc, korzystałam z nowszego sprzętu.

W dniu dzisiejszym postawiłam na rozciąganie się. Nie dopuściłam aby się spocić, temp minusowa na zewnątrz i nie chciałabym chorować. Godzina szybciutko zleciała.

W domku czekały już na mnie cieplutkie bagelsy. MM nie był zainteresowany jechać ze mną do GYM ale też, nie spodziwałam się że, zechce mu się wychodzić z domu i jechać po pieczywo. Zrobił mi tym zakupem niespodziankę.

Po śniadanku wskoczyłam jeszcze do łóżeczka.

Czekała na mnie jeszcze praca i robota związana z wyrzuceniem choinki świątecznej.

Domek na sobotę będzie lśnił czystością. 😁

Po pracy wyskoczyliśmy do lokalnej meksykańskiej. Miał być bluess w downtown ale ta atrakcja będzie jutro. Jeśli nam się zechce. Bluessa mają grać dopiero od 9pm i czy MM to wytrzyma śmiem wątpić.

Bongo la, bongo la…..

Człowiek („ bongo” ) ma dwie drogi, w przepaść i pod górę. Kiedy jest maciutkim człowieczkiem, kochający rodzice zdmuchną każdy pyłek z jego dróżki. Oj oj bo pupcie ubrudzi, oj oj bo kolanko skaleczy, oj oj rączki skaleczy. Zanim maleńki człowieczek postawi pierwszy kroczek, nie zazna nawet jak kloc w pieluszce parzy w dupcie, siusiu wypudrowane, dupka wykremowana. a wszystkie szafki i szuflady zawiązane na supły. Nie wiązałam nie blokowałam, nic z dolnej półki nie chowałam. Nie, było NIE. Moje dzieci nigdy nie były poparzone. Pijesz matko jedna z drugą kawę, czy herbatę, stawiaj daleko aby twoje siusiumajtek nie mogło sięgnąć. Zabierz ze stołu, stolika serwetę, serwetkę, ceratę, aby siusiumajtek nie ściągnął całej zastawy stołowej wraz z jej zawartością oraz gorących napojów.

Maleństwo ma się dobrze, rośnie, rozwija i poznaje siebie i swoje możliwości. Skacze z kanapy, sofy, tapczanu, folela, a ty rodzicu asekurujesz jego, podrzucając poduszki pod główkę, plecki i całą kołdrę ciągniesz, żeby jemu nie daj Boże zabolało. A żeby siusiumajtek walnął się łbem o podłogę, to by przestał skajać i wykorzystywać ten ochronny parasol.

Miłość do własnego dziecka nie ma granic, jest bezwarunkowa. „Rozkładamy parasol” kiedy wsiada na pierwszy rower i wsiada do pierwszego samochodu…. jako kierowaca. Trzymamy „ parasol” kiedy laweta ściąga grata, a nie samochód, do kasacji. Mówimy …. moj po wypadku to był prawdziwy złom, nie martw się. Aby pocieszyć siusiumajtka, skrobią ostatnie zaskórniaki i fundują następne cztery koła. Siusiumajtek mając już 20+ wciąż zachowuje się jak 13-14latek. Mamusia tatuś, wszystko załatwią. Przecież szkołę wybrali, pracę też znają. Siusiumajtek bez pampersa, bryluje sobie przez życie bezproblemowo a wiadomo, że bezproblemowo dla pampersa bez pampersa, ale problemowo dla jego starych. Życie nie jest bezproblemowe.

Pampers bez pampersa, starając się uniknąć nadgryzionego zębem czasu „parasola”, próbuje swojej drogi życia. Stare zerdzewiałe rodzicielstwo już mu nie pasuje. Jego kompani są na czasie, dragi, szlugi i dziary to jest to czego chce doświadczyć. To jest prawdziwy odlot/ekstaza. Pampers bez pampersa ale z garścią prezerwatyw rusza na podbój świata.

No co? Jest już po szkołach i edukacja zakończona, praca satysfakcjonująca, teraz …. czadddddd!!!! Starzy patrzą na siusiumajtka jak dawniej. Nasze ukochane dziecie. Dziecie emeryturkę podkrada.

– będzie dobrze, musimy poczekać, wyszumi się – po cichaczu rozmawiają

A guzik, a to dziecie/pamers wyrzucił już papmersa i zakupił beonga/ bongo i …. puszcza dymka na całą dzielnicę. Nowy awans zawodowy i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przed domem stanąl nowoutki samochód, bieluśki jak śnieg bez opadów węglowych z kominów.

Bongo bryluje między oparami a rzeczywistością, mając zwykłych śmiertelników za śmieci. Starzy emeryci pytają….co dalej? co jeszcze?

Ze strachu ryglują się w sypialni, bo po takim jednym wdechu beonga/bongo świat widziany jest zupełnie inaczej. „Bongo” może być agresywne, kochające aż za brardzo, uległe lub śpiące, w zależności co wdychało, chemie czy „zioło”.

Emeryci jak głuptaski cieszą się, że „bongo” jeszcze samochodu nie skasowało i stołuje się za swoją kasę. Ale …. „bongo” nie płaci za mieszkanie i używanie mediów. Nieśmiało napomknęli

– aj tam, aj tam – tyle im „bongo” odpowiedziało

Teraz emeryci zastanawiają się, czy powinni oddać sprawę do sądu jak to uczynili emeryci w ameryce aby wyeksmitować 43 letniego syna. Tylko tutaj jest inny kraj inne prawo, czy się uda. Przyszłości dalekiej już nie mają, chcieli by tylko spać w swojej sypialni bez ryglowania drzwi.

Co myśli o tym wszystkim „bongo” ?

Ma to wszystko w dupie. Będzie korzystać doputy dopóki się da. Żadnych dróg wybierać nie będzie. To dla idiotów … w przepaść i pod górę.

On pójdzie swoją własną drogą, a jeśli jej nie ma, to sobie utoruje. Można? No kuźwa można!!!!

Ryzykantka 🚘

Gdy siedzę za kierownicą, nakładam białe skórzane rękawice, to tak jakby sam diabeł w mnie wstępował. Naciskam na gaz i tyle mnie widać. Zakręty prawie biorę na dwóch kołach. Tak wjeżdzam na naszą górę, to garaż nie nadąża się otworzyć. Czasmi MM mi wcześniej otwiera a ja z rozpędem wjeżdzam i za chwilę tylko zapach opon i hamulców.

– oj Krysza, Krysza….

– wszystko ok? pytam

– yes, yes …. słyszę odpowiedż.

A dzisiejszy powrót z pracy był taki jakiego od dawna oczekiwałam. Oczekiwałam adrenaliny, rozpędu do 140km/h. Mijam, wyprzedzam, aż tu nagle…fura sportowa bzyknęła i już jej nie widziałam. W tamtym momencie nie zryzykowałam bo 140, to już mamdat do 750$. Zmniejszyłam prędkość do około 130, przedemną trochę samochodów i tak zbliżyłam się do smochodu sportowego. Zmieniłam pas aby zobaczyć kto za kierownicą. Blond 40tka spojrzała na mnie ja na nią i …..depnęłyśmy na pedały. To był slalom pomiędzy samochodami, później wleciałam na pas który za chwilę się kończył. Wykorzystałam ten odcinek, jadąc z prędkością dochodzącą do 140, bardzo szybko myślałam … muszę wyprzedzić samochody po mojej lewej stronie bo przekoziołkuje. Zdążyłam. Wygrałam, wzięłam prawy zwężający się pusty pas. Blond była na pierwszym lewym tuż za mną po przeciwnej stronie, przyblokowana samochodami. Trasa miała 4 pasy. Za ściganie się, kajdanki. Oczy miałam wokół głowy i zdawałam sobie sprawę, co mnie może czekać.

Czy warto było?

TAK !!!

Już takie coś się nie powtórzy.

Już MM wcześniej prosiłam, żeby pojechać na tor wyścigowy. Ale …. boi się o mnie.

Wiem, ryzykowałam. No wiem, ale to coś siedziało we mnie od dawna.

Ludzie skaczą ze spadachronem, bungee, wspinaczki skałkowe urządzają itp. to też jest ryzyko. Roztrzaskać się można o ziemię i zostanie kotlet schabowy. Ze mnie będą bitki.

Jeździć szybko lubię i z tym nawet nic robić nie będę. Ścigać się już nie będę to wiem, chyba na torze w kasku i innych ochraniaczach. Teraz wiem, że na tor muszę trafić.

To było niezapomniane wrażenie.

Czasami warto zaryzykować aby przeżyć coś niepowtarzalnego.

Raz na wozie a raz na płozie….

tak ten rok mi się rozpoczął. Niezbyt ciekawie. Ale cóż, rozpocznę nowy rok w grekokatolickim obrządku. 14 Sycznia będzie Nowy Rok i może się w końcu uda. Jesli nie, to mam czas się załapać na chiński Nowy Rok który obchodzoby w tym roku będzie 22 stycznia.

Nie znam się na chińszczyźnie ale kurczaka po chińsku jadam. Podobno ten rok będzie pełen nadziei i energii. Mam pierwszego i drugiego pod dostatkiem aż mi się przelewa, więc jest nadzieja na lepszy rok i dla mnie. 😊No …. nie zaczął się najlepiej. Tak bywa, że ryba w wodzie pływa, ale też umiera. Plywać nie umiem a między problemami robić uniki lub fikołki mogłabym ale to by bardziej wróżyło na podwojenie problemów.

Więc, oczekuję 14 stycznia i nawet kupię fajerwerki. Wystrzelę sobie w sobotę w południe, żeby sąsiadów nie płoszyć. Do tego czasu muszę jakoś żyć.

Zobaczymy…czy coś zmieni się 15,16 …..czy na 22-go też będę strzelać. A może, nie żadne zobaczymy, tylko strzelać! Może obchodzić wietnamski Nowy rok, żydowski ( trochę się spóźniłam) lub perski. Jak szaleć to szaleć, któryś nowy rok w końcu wykmini, że czekam…


Zamiast, po fajerwerki, pojechałam z MM po spray do gardła. Narosła mi gula w gardle po lewej stronie. Czułam w pracy jak mi rośnie i utrudnia przełykanie no i oczywiście boli. Nie pomogło mi lizanie miodu z imbirem. Wylizałam pół słoiczka, nie pomogły tabletki do ssania. Nie pomógł mi syrop. MM, przed moim wyjazdem do pracy odwiedził dwa punkty apteczne, niestety spreya nie było. Półki puste. I w drugiego sylwestra zamiast pić pojechaliśmy po 9pm na poszukiwanie spraya bo tylko on mi może pomóc. 3 pierwsze punkty puste. Został na keszcze Walmart. No i na półce stały 2 buteleczki. Tyle też kupiliśmy. Oczywiście, że pomógł. Czuje się znacznie lepiej.

A co z wozem i płozem??? Zmieniłam nastawienie i myślenie.

Jak jest tak fest!!! Zdrówko najważniejsze!

Troszkę zachorowałam🤧😷

Gdzie i kiedy przewiało, trudno powiedzieć. Pogoda bardzo zmienna. Z rana może być pięknie do 20C ale wieczorem szybko spada nawet do 5C. Wchodzę do sklepu w bluzeczce z krótkim rękawem a przy wyjściu z niego przydałby się parasol, gumowce i jakiś płaszcz lub ocieplana kurtka.

Pogody nie przewidzisz ale i za mało czasu daje na przystosowanie się do niej. Trudno wozić w samochodzie całą szafę ubrań oraz obuwia.

Pomimo witamin jakie przyjmuję, dopadło mnie przeziębienie. Przecież kaszlać nigdzie nie można, bo wszystkie oczy skuerowane są wtedy na ciebie. Tylko spróbuj kaszlnąć, kichnąć lub chrząknąć, ludzie przechodzą obok ciebie jak trędowatej względnie nie zbliżają się na co najmniej kilka metrów.

Kaszel zbudził mnie dzisiejszego poranka o 4am. Tabletki do ssania, miód z imbirem i syrop od wszelkich bakterii zaaplikowałam. Temp 36,1 nie wygląda to najlepiej. MM pojechał (teraz 7am) do CVS (apteka) po jakiś spray na moje gardełko, do pracy muszę jechać, w względnie dobrym stanie.

Jutrzejszy dzień widzę siebie w łóżku.

końskie zaloty nr 2

Wprawdzie to nie były końskie zaloty. Podczas pierwszej rozmowy o pracę spotkałam sekretarkę, która była bardzo wylewna i nie omieszkała mnie poinformować o tym, że śpi z właścicielem firmy. Czy to jej spanie z właścicielem firmy, miałam traktować jako spanie po bożemu, jedno na jednym brzegu, drugie na drugim brzegu ewentualnie on na jednym łóżku ona na drugim łóżku, ewentualnie po raz kolejny, on w jednym pokoju na jednym łóżku, ona w drugim pokoju na drugim łóżku, trudno mi było to ocenić ale za dużo tam było szczegółów i w to nie wchodziłam zostałam poinformowana i ok przyjęłam do wiadomości i można powiedzieć i wiadomości wywaliłam z mojej głowy. Poczułam, że stałam się dla niej zagrożeniem, ona młodziutka ledwo skończyła średnią szkołę. Facet miał być po czterdziesce, i to dziewczę wyjeżdżało z nim tak jak powiedziała mi na konferencję, wyjazdy służbowe i inne wypady. Czym młode dziewcze kierowało się obarczając mnie swoją histeryczną historią romansową, nie wiedziałam i nie wiem. Ooo rzekomo mieli się pobrać.

Weszłam do gabinety właściciela firmy. Facet przystojny, urodziwy, dobrze ubrany, znający swoją wartość i wiedzący o swoich atutach w stosunku do płci przeciwnej. Kulturalny i szarmancki, delikatny i zdecydowany. Patrzący w oczy i oczekujący uległości i niepewności u romówcy. Po rękach nie całuje ale dłoń dłużej niż etykieta nakazuje, przytrzymuje.

Przed podjęciem decyzji o spotakniu z p. C. zrobiłam rozeznanie czego mogę się spodziewać i co ukrywa. To pierwsze wiedziałam lecz co ukrywa….nikt nie wiedział. A powiązania miał z UM. Co ukrywał nikt nie wiedział i nie powiedział. W późniejszym okresie dowiedziałam się i trzeba było szybko z tamtąd po niebezpiecznym incydencie uciekać. Ale o tym później.

Firma działała prężnie i wciąż w trakcie rozwoju. Posiadała swoje oddziały w dwóch województwach, więc musiałam to wszystko ogarnąć. Zadał mi kilka pytań z zagadnień typowo finansowych. Przyjęłam propozycję objęcia stanowiska dyrektora finansowego jak też wynagrodzenie było nad wyraz satysfakcjonujące. Po zaakceptowaniu warynków pracy i płacy, zjawiła się myśl…..czy on mnie kupił?…..Kupił, zniewolił, omamił?……czułam przez skórę, że coś się dzieje.

Pominę, wszelkie zaloty, dogadzanie, czekoladki, kawcie i sam na sam w gabinecie. Gdzie tylko było trzymanie mojej dłoni. Propozycje odebrania dzieci z przedszkola, zawiezienie dzieci do domu, bycie niańką dla moich dzieci kiedy ja sprawdzałam bilans. Nigdy przenigdy w pracy (zadnej) alkoholu nie piłam, na te wszystkie propozycjie słyszał odmowy. Pięknie opowiadał, że kocha dzieci, że będzie dobrym ojcem. Radził się, jaki samochód kupić. Po zakupie aby się z nim przejechać. Ale nigdy nie wypowiedział słowa…kocham cię…

Żyć bez Ciebie nie mogę…usłyszałam parę razy ale ignorowałam. Nie ukrywam, podobał mi się bardzo, ale nie mogłam pozwolić na romans to pierwsze, drugie: żaden mężczyna nie będzie dla moich dzieci ojcem, kiedy ich własny ojciec je zostawił.

Z czasem był bardziej natarczywy, zdenerwowany ale do niczego ze strony zawodowej nie mógł się przyczepić.

Pasujemy do siebie, stworzymy imperium, na mnie nie działało.

Jego imieniny. Żadnej odmowy nie przyjmuje. Muszę być, koniec i kropka. Wiedział. Alkoholu nie piję i u mnie też to był koniec i kropka. Rozumiał. Piłam wodę. W pewnym momencie na stole pojawił się sok pomarańczowy, a że stał trochę dalej ode mnie, poprosiłam o nalanie. C. mnie obsługiwał, C. we własnej osobie. Ponownie zaproponował, że pojedzie po moje dzieci a później zobaczymy. Co to znaczy on pojedzie po moje dzieci do przedszkola i co to ma znaczyć, później zobaczymy?

Sama jadę do przedszkola i później nic nie zobaczymy. Taka dziwna relacja z czasem pomiędzy nami powstała. Jak byłam wściekła bo nabałaganił z jakimiś zakupami a później ja niby miałam się martwić i ukryć przed kontrolą z US to był dla mnie panem. A ogólnie Zwracaliśmy się do siebie po imieniu. Na uroczystości imieninowej długo nie byłam, ponieważ dzieci mogły być w przedszkolu jedynie do 5pm. Wyszłam, pamiętam dokładnie, 4:15pm. Jeszcze przy moim samochodzie mi marudził, abym nie jechała, żebym została, że on to i tamto.

Moją drogę do przedszkola dokładnie pamiętam i dziś pamiętam jak sprawdzałam buciki u dzieci. I to wszystko co pamiętam.

CIEMNA DZIURA. NICOŚĆ.

Obudziłam się w domu na kanapie w kożuszku i botkach. Nademną był pochylony mój 3 letni synek i pytał….mamusia chcesz jajeczko…(miałam automat do gotowania jajek, bezpieczne urządzenie). Była godzina 21. Głowa nie bolała, zawrotów też żadnych nie było, jedynie pić mi się bardzo chciało.

Co to było? Dzwonię do Tatusia, opowiadam.

– Krysia, narkotyk, zwalniaj się – słyszę.

Jak dojechałam do domu. Jak zmknęłam garaż i dom, nie pamiętam. Szczęście, że nie spowodowałam wypadku, nikogo nie rozjechałam i cali i zdrowi dojechaliśmy do domu. Moim zdaniem, nie przewidział, że to co mi wsypał zadziała z opóźnieniem. Sukinsyn.

Wcześniej już dowiedziałam się, że jakiś czas był lekarzem. To mi wystarczyło i do układanki pasowało.

Na drugi dzień w pracy, C. wita mnie już w drzwiach pytając o moje samopoczucie. Przeszłam na granie na zwłokę. Moje wszystkie styki w głowie były na czerwonym światełku. W pracy nic nie jadłam i nie piłam. Był pierwszy raz i będzie następny.

Nie było tak łatwo zwolnić się przed końcem roku podatkowego. To nie profesjonalnie. Tym bardziej, jeden oddział został sprzedany. Kto zrobi dokumentację, bilanse, posprawdza rozliczenia. Przecież to nie sklep z używaną odzieżą.

Zostałam.

Oddział sprzedany potrzebował również pomocy. Jak dobrze pamiętam to był luty. Do kwietnia szykowałam dokumentację. Nie uprzedzając C. Złożyłam wypowiedzenie. Wszystko zawodowo było zapięte na ostatni guzik. C. rozszalał się. Podania nie chciał podpisać.

To był darmowy cyrk dla pracowników. Ale jeszczewtedy nie wiedziałam co dla mnie szykuje. Zaczął mnie śledzić.

Chował się za płotami, przyjeżdzał pod moją posesję i straszył mnie i moje dzieci. Bałam się wyjść z domu, przed wyjściem na ulicę rozglądaliśmy się na wszystkie strony. Dzwonił. Na domowy tel i komórkowy. Nie odbierałam. Nie chciałam jego słuchać i słyszeć.

Pamiętam taki jeden z wielu dni, kiedy stał w oddali i patrzył. Wysiadałam z samochodu. Słońce zachodziło a on stał w tych żółtych promieniach słońca. Zorientował się, że go widzę, odwrócił się i poszedł w stronę zchodzącego słońca. Jeszcze bardzo długo czułam jego obecność, ”oddech na szyi”, długo przed wyjściem rozglądałam się.

– mamusia, mamusia!!!!on tam jest!!!!krzyczały moje dzieciaczki. To była bardzo niebezpieczna sytuacja. Ja i moje dzieci byliśmy zagrożeni.

Wtedy zdecydowałam, że zawiadomie prokuraturę. Wysłałam do C. list z zawiadomiem/pismem o przestępstwie jakie miałam zamiar złożyć w prokuraturze.

Kiedy otrzymałam z poczty potwierdzenie, że list odebrał. Nastąpiła cisza. Po kilku tygodniach otrzymałam listem poleconym, świadectwo pracy.

Kiedy kilka lat (5-7) później będąc w Polsce, zbiegając po szerokich marmurowych schodach UM wpadłam prosto w ramiona C.

Sprzedał firmę, ożenił się, ma dziecko i wyglądał na szczęśliwego. Mieszka we Francji.

Cieszę się, że ułożył sobie życie.

końskie zaloty nr 1

To było w czasach kiedy z internetem łączyło się za pomocą modemu, a on wykonywał takie dziwaczne dżwięki. W czasie kiedy korzystało się z internetu,  nikt nie mógł skorzystać z telefonu. Zatrudniona byłam na stanowisku dyrektora finasowego dobrze prosperującej prywatnej firmy. Wykształcona i jeszcze młoda, zgrabna i powabna, kusiłam nie jednego faceta. Nie w głowie mi były jednak igraszki i figle, miałam na utrzymaniu dwoje dzieci, one były u mnie najważniejsze. Nie przewidywałam romansu oraz zamążpójścia. Jeden  ex był wystarczającą nauczką. Nie potrafili tego zrozumieć moi żonaci “zalotnicy”.  Krążyli jak osy wokól ula. Pierwszy dzień w pracy minął bardzo miło. Poznałam współpracowników, załogi mi nie przedstawiono bo i nie było ku temu powodów.

Obowiązki swoje traktowałam i wykonywałam z należytą powagą lecz nadszedł czas, że po 2 latach cierpień musiałam się zwolnić. Dziś nazywałoby się stalkingiem i molestowaniem, w tamtych czasach zalecaniem się. Pytanie – jak może zalecać się żonaty mężczyzna? Dbałam o swój wygląd, zewnętrzy i wewnetrzy. Chciałam żyć w zgodzie ze sobą, tą równowagę chciał i próbował zburzyć właściciel firmy.  Ponad rok odpierałam jego ataki łapania za pośladki i piersi, próby pocałunków w szyję, ponad rok gdy wchodził do mego pokoju, próbowałam  uciec i uciekałam ze swego gabinetu. Uciekałam również za swoje biurko, a ona ganiał mnie jak kot myszkę. Kategorycznie uprzedzałam właściciela, który zwracał się do mnie po imieniu bez mojego pozwolenia, że zawiadomię odpowiednie władze o jego zachowaniu. Śmiał się mi prosto w twarz, miał prawie wszystkich w urzędzie miejskim i nie tylko, w swojej dłoni. Nikt mi nie pomógł, nikt nie powiem powstrzymał, nie próbował powstrzymać tego chorego człowieka. Przecież słyszeli moje wołanie, jego krzyki… zostaniesz moja!!!!!

Walczyłam sama z chorym człowiekiem. Zwyciężyłam, przegrywając. Z chwilą znalezienia nowej pracy zwolniłam się. Nie mogłam odejść z dnia na dzień, miałam na utrzymaniu dzieci, a bez zabezpieczenia finansowego, życie nasze zostało by zrównane z zerem.  W dniu mego odejścia. Prezes … żałuję, bardzo żałuję ale rozumiem, dyrektor techniczny…nie dałaś się, szacunek, trzymaj się ale nie będzie tobie łatwo, dzwoń.  Pozostali…  pokiwali głowami. Właściciela w dniu mego odejścia nie było. Zrozumiałam, że każdy walczył o swój stołek i trzymał swój stołek. “Igraszki” właściciela firmy  traktowali jako rozrywkę, urozmaicenie do nudnej biurowej pracy.

Przecież nic mi się nie stało, dałam sobie radę, a Stasio przecież 
przystojny facet i ....nie rozumieli dlaczego go nie chciałam.

Banda psycholi, którzy nie rozumieli co to jest GODNOŚĆ. 

Poczucie własnej wartości i szacunek dla samego siebie.

Wiele lat upłynęło od tamtego zdarzenia, a wciąż jego wspomnienie wyzwala we mnie emocje.

Już rozpoczęty 2023

W sobotkę rano jeszcze układałam ciuchy i obuwie w closet (szafie). Patrzyłam jakie pantofelki będą pasować do sukienki. Srebrne czy złociste, czy też czarne z obcasem złotym. Przymierzałam i ostatecznie padło na złociste z torebeczką w tym samym kolorze. Córcia doszła do mnie aby założyć sztuczne rzęsy ale….przyklejanie ich nie szło nam za dobrze, zostało na rzęsach naturalnych. Nie mam pojęcia jak te panie na youtube.com przyklejają rzęsy w ciągu kilku sekund. Jeśli nawet i godzinę byśmy poświęciły, nic by nie wyszło.

Nad nasze jeziora nie jest daleko, nie musiałam jakoś specjalnie się ubierać. Jeans, czerwony golf i moje krótkie kowbojki. Co ja będę nakładac jak się zużyją a ich czas się powoli kończy. Oglądać nie było co bo w tym kurorcie nie byliśmy pierwszy raz. Woda w jeziorze taka sama, jelonki chodzą po trawnikach takie same. Jedynie ozdób świątecznych na drodze dojazdowej niestety, ale ubyło. Nie tylko takie oszczędności w budżecie kurortu za chwilę mieliśmy zauważyć. A przecież kurort Lanier słynął z najpiękniejszych oświetleń świątecznych w naszym stanie, trzeba też zauważyć, że wstęp do kurortu jest strzeżony i opłacany. Podobnie jak do Parku Botanicznego, czy innych mniejszych parków w moim mieście. Po sprawdzeniu personaliów na strzeżonym przejeździe byliśmy już na rozległym terenie kurortu, mogliśmy podziwiać wysepki na jezioże Lanier, tereny golfowe, wypoczynkowe, przystań różnych łodzi, motorówek wodnych itd. Sarny i maleńkie sarenki chodzące bez strachu, że stracą życie przez nieodpowiedzialnego kierowcę. Widoki i mgła, jedno i drugie a może to drugie zapierało dech w piersiach i nadawało temu miejscu tajemniczej atmosfery. Fotek nie robiłam bo… zdjęcia rzadko oddają to co czujemy, kamera jest bezduszna w porównaniu do naszego oka. Nie rzadko widzimy to, co chcemy widzieć, natomiast oko kamery jest tylko szklem i migawką. A szkoda, że technika jest nad wyraz rozwinięta, latamy na księżyc, satelity robią niecodzienne zdjęcia, a wciąż jesteśmy w tyle z naszym uduchowieniem. Może i dobrze, że tak się dzieje, cos musi zostać nie odgadnione.

Podziewiając widoki, przejechaliśmy nasz wjazd do hotelu. W końcu zameldowaliśmy się w recepcji. Tak jak wspomniałam wyżej. Pokój, jak pokój hotelowy w kurorcie wypoczynkowym. Daleki od 5⭐️ ale to przecież tylko na chwilę. Po drinkach wróciliśmy do pokoju, przebraliśmy się i … poszliśmy na podbój Nowego Roku. Zatrzymałam się w holu aby MM pstryknął szybko zdjęcie pamiątkowe.

Sukienka była w kolorze, ciemnym szmargdowym. Niestety kamera tel nie oddaje tego koloru. Paznokcie miałam pomalowane identycznym kolorem. Niespodziwanie dla mnie w CVS był taki lakier do paznokci.

W skrócie. Zabrakło chyba finansów organizatorom. Skromniutke ozdoby, brak girlandów, bukietów. Jedzonko też skromniutkie. Kasza? Amerykanie nie jedzą kaszy! Makaron i ryż, ale kasza kukuma i jęczmienna? To ślepy strzał. Wybór słaby, z deserów wyboru nie było na dwie osoby, jedno ciasto, mus jako budyń i ptyś. Wybór alkoholi był owszem owszem. Mój barman( od kliku lat jeden z kilku zawsze jest na sylwestra) a jakże był tam od razu go poznałam a on mnie. Serwował mi Martini Cinzano. Oj różni się smakowo od Rosso ale…piłam. Nie upiłam się. Za to tańczyłam i swego MM ciągałam, żeby nie siedział.

Muzyka jak muzyka, lepsza od blues. Nie pozwoliłam MM na nudę przy stole i na parkiecie.

Ogólnie, zadowoleni po zakończonym wieczorze po godz 1 am udaliśmy się na odpoczynek.

Raniutko bo 10 am poszliśmy jeszcze na śniadanko i z powrotem do domku.

Koniec świąt …..🎄🎄🎄

Wigilia minęła spokojnie. Wieczorne otwieranie prezentów również. Pierwszy dzień świat przespałam. Wstawałam jedynie na posiłki. Wprawdzie jadłam ale troszeczkę, wszystkich potraw nie zdążyłam spróbować, a przecież sama pichciłam. Pierożków zostało kilka, na palcach dwóch dłoni można było policzyć, a to z tej przyczyny… że na 3 dni przed wigilią córcia stwierdziła że jest głodna. Zaproponowałam pierogi, które były w zamrażarce. Zapach pierogów doszedł do office MM, zbiegł na dół z pytaniem, czy on też dostanie, Sama też kilka zjadłam, syn z pracy zawitał i jemu również ugotowałam. Zawsze tak jest, jak jest mało to smakuje jakby to był nieziemski rarytas.

Drugi dzień świąt też przespałam i cały dzień włuczyłam się w podomce po domu. Nie pochwalałam takiego „postępku” jakim jest łażenie w szlafroku caluśki dzień. Wciąż nie pochwalam ale i nie ganię, na ta chwilę. laziłam w podomce bo … za jakis moment właziłam do łóżka jak stałam i …..w spanko. Więc, nie było sensu w tym nonsensie przebierania.

Dopiero trzeci dzień świąt ( grudzień 27-go) , byłam gotowa do powitania następnego dnia. Nareszcie wyspałam się, odpoczęłam, można powiedzieć zrelaksowałam. Nikt mnie nie potrzebował. MM stanął na wysokości zadania jakim było… dać mi spokój i nie zamęczeć swoim kochaniem…I love my Kryszia…i ciągłymi pytaniami ….Czy moja Kryszia mnie kocha???

Tak można i kota zagłaskać na śmierć.

W piatek wysokczyły u mas przymrozki, a właściwie mróz -14C. Opatulona wyskoczyłam wieczorem na zewnątrz aby opatulić wszystkie zewnętrzne krany. MM dziwił sie moim poczynaniom… po co to robić? ..pytał, nie otrzymał odpowiedzi, jedynie uciekaj stąd bo bardzo zimno a ty w koszulce z krótkim rękawem. Takiej pomocy nie potrzebowałam, która nawet nie potrafiła przynieść mi srebrnej taśmy. Dałam radę z opatulaniem na zewnątrz i nastepne hasło padło z mojej strony. Pralka i suszarka!!! Odsunęlismy pralkę, zakręciłam krany opatuliłam je, a rure odprowadzającą ciepłe powietrze z suszarki na zewnątrz, zatkałam ręczniczkami. Kazałam na noc odkręcić wszędzie krany aby woda leciała ciut ciut. Moglismy pójść spać. Tak było do dzsiejszego poranka. Od dziś temperatura jest +11C i z każdym dniem będzie wyższa aż do +21C do środy. Nic nie wskazuje, że mrozy przyjdą ponownie.

Pytanie MM … po co to robić…otrzymał bardzo szybko odpowiedż od sąsiadów. Popękane rury. Brak wody. Na internetowej grupie sąsiadów z osiedla, narzekanie na popękane rury i szukanie hydraulików, którzy w mrozy nie przyjadą przecież, bo nie wiadomo w którym miejscu rura pękła. Dziś sąsiedzi maja już wodę. Miałam przez okres mrozów w moim całym domu wode zimną i ciepłą. Można było używac pralki oraz suszarki.

Co to znaczy mieć żonę Kryszie polkę.

Teraz mam następne zadanie. Wyglądać na sylwestra na więcej niż 1mln$. Kreację miałam, ale będąc na zakupach świątecznych postanowiłam zmienić swój styl. Czy będę wyglądać na 1mln$ nie wiem ale będę sobie na pewno się podobać. Wiem, że będę się bardzo dobrze czuła i dla siebie samej będę jak, więcej niż 2 mln$.

To jest najważniejsze i to sie liczy.

What do you see?

www.facebook.com/reel/1325287041635319

Widzę ludzi ukształtowanych w ruchomą, przetaczającą się masę w kierunku otwartych drzwi wagonów. Popychających się wzajemnie, egoistycznych, niemyślących o drugim człowieku – człowieku obok, zdolnych do zadeptania innego człowieka aby tylko dostać się do środka wagonu, który przemieści ich z punktu A do punktu B.

Jakże łatwo taką masą kierować.

Przypuśćmy, że podjedzie pociąg który będzie podążać do punktu Z. Zamknięci jak sardynki w puszce, nie będą mieli żadnego wyboru. Oni już w momencie kształtowania się tej masy stracili wybór, własne zdanie, jedynie nadzieja im pozostała. Że dojadą do celu.

Większy wybór mają ci stojący po lewej stronie. przy barierkach na piętrze.

Masa robotnicza, którą KTOŚ ukierunkował na pomnażanie majątku dla siebie a znikomy % zostanie podzielony pomiędzy składową masy.

My ludziki, planujemy, staramy się dla szefa, rodziny, dzieci, ale to nie ma istotnego znaczenia patrząc na ludzką masę, bo tam jesteśmy bezimienni.

Patrząc na ludzi stłoczonych na peronie, odczuwam głęboki smutek, że jest nas (ludzi) tak dużo a jesteśmy bezradni w obliczu kataklizmów.

Święta już bliziutko🎄🎄🎄

Choineczkę ubierałam dwukrotnie. Pierwsza nie przypadła mi do gustu. Przyglądałam się jej kilka dni. Zawieszone bombki zmienialy miejsce klkakrotnie. Ciągle mi się coś nie podobało.

Ozdoby zdjęłam w przeciągu 20 minut. Sprawnie mi poszło. Zdecydowałam też trochę ją przystrzyc. MM siedział w fotelu i nadziwić się nie mógł… dlaczego to robię…co robię…

Miałam ochotę przerobić i te drugie ozdabianie, ale już się zmęczyłam i ogrom bombek zaniosłam na poddasze.

Bo co by to dało, tak czy inaczej, ozdobiona. Dawno temu robiliśmy łańcuchy z gazet bo papieru kolorowego (wycinanek) jeszcze nie było. Wieszało się też jabłuszka czerwone świeże (malinówki), ciasteczka Andruty. Teraz wafelki noszą nazwę Andruty. Za moich czsów były to ciasteczka na sodzie z dziurkami robionymi widelcem. W taką dziurkę wsadzało się niteczkę i ciateczko zawieszało na choince. Mieliśmy kilka kolorowych ptaszków na klipsie metalowym (zaszczepka – jeśli dobrze pamiętam). Choineczka podobała się nawet z gazetowymi ozdobami i dawała wiele radości domownikom. Inni nie mieli takich ozdób bo gazety były drogie.

Pod choinką jest już prezent od córci. Nie kupiłam jeszcze wszystkich przentów. Jutro po fryzjerze pojadę dokupić. Czasami warto otworzyć prezent zamówiony w amazonie, bo nie zawsze przychodzi to na co czekamy. Tak się stało z moim chodniczkiem do kuchni oraz spodenkami do biegania dla syna. Chodniczek okazał się z innym wzorem ale zostawiłam ale spodenki czekają na zwrot. Zamiast długich otrzymałam za kolano. A już planowałam zawinąć w ładny papierek i obwiązać kokardą.

Prezntów pod choinkę od MM nie oczekuję bo wymieniłam meble w sypialni. Na kanapę dokupiłam dziś skórę z barana. Wygląda na naturalną ale wątpię bo za mało kosztowała. Mój wypoczynkowy kącik jest teraz bardzo przyjazny.

Martwi mnie, że pracuję w tym tygodniu każdego dnia i nawet 23-go. W przed dzień wigili pracujemy podobno krótko, ale wiem że to krótko nie zawsze się sprawdza. Ale zabezpieczyłam się w wolne dni po świętach i po sylwestrze. Hurra

Zakupy spożywcze jeszcze przede mną. Dam radę, najważniejsze, czuję się o wiele lepiej niż przed kilkoma tygodniami.

Choineczka w kącie stała🎄🎄🎄🎄🌲

Wiele ludzi nie lubi świąt, gorączki przedświątecznej, gotowania, smażenia a później, siedzenia (jak za karę) przy świątecznym stole. Nie lubią rodzinnych spotkań a najbardziej nienawidzą tych godzin spędzonych przy stole przy którym siedzą ci znienawidzeni bliscy lub dalecy krewni.

Wiele ludzi nie ubiera choinki, nie ozdabia mieszkanka i aby tego wszystkiego nie widzieć, opuszczają miejsce zamieszkania. Zimowe kurorty oblężone, ale i tam stoi wielgachna choinka w holu i płynie z głośników świąteczna muzyka. Trudno uniknąć świątecznego nastroju, to przecież ogromny zastrzyk ekonomiczny dla handlu.

Od dziecka uwielbiałam wszelkie święta. Lubiłam się nimi cieszyć przed, w trakcie ich trwania i po. Nic nie było w stanie zakłócić mego stanu upojenia nadchodzącymi świętami.

Tatuś zawsze przywoził od leśniczego świeżutką choinkę, pod sam sufit. Trzeba zaznaczyć, że za samowolne wycięcie choinki z lasu były nakładane wysokie kary. Najczęściej takich „bohaterów” łapano na bazarach. Milicja (nie było jeszcze policji) łapała też przy drogach prowadzących do miast. Nie trudno było też złapać złodziejaszka choinek idąc po śladach w śniegu. Nie ma papierka od leśniczego to będzie papierek od stróża prawa.

Pamiętam klipsy ze świecami. Tatuś zapalał świece tylko na chwilę aby ognia nie zapruszyć. Dom był murowany ale podłogi i meble już nie. Więc, świeczki paliły się w obecności tatusia.

Miałam zaledwie 9 lat kiedy po raz pierwszy wybrałam się po choinkę na targ. Starsza miała już 11 i całe swoje życie grała damę. Ona brudzić fizyczną pracą rąk nie chciała, święta to dla plebsu radość, ma inne zajęcia. Młodsza miała tylko 4 latka i jak zawsze żyła w swoim świecie. Tatuś wyjechał w delegację, mamusia więcej dni chorowała, niż była zdrowa. Święta a właściwie zakup choinki był na mojej głowie. Nie zdawałam sobie sprawy ile może ważyć taka choinka. W latach mego dzieciństwa zimy były srogie i każdego dnia padał śnieg. Nie ubezpieczyłam się w sanki lub sznurek do związania, w kieszeni miałam tylko pieniądze. Jak dziś pamiętam, byłam pewna, że dam radę przynieść ja na plecach, przyciągnąć do domu po śniegu…przecież jestem silna i dam radę – to było w myślach i pojmowaniu świata młdziutkiego człowieczka.

Wyruszyłam o poranku. Ubrana w kożuch, czapkę wełnianą i takież rękawice. Kamasze skórzane na nogach, wełniane skarpety i ciepłe grube pończochy na żabki i galoty. Pończochy w noszeniu były strasznie nie wygodne. Z uwagi na jeszcze nie wkształcone biodra u dziewczynek i nastolatek, pas się obsuwał wraz z pończochami i co jakiś czas trzeba było go podciągać. W pończochach na kolanach robiły się nie estetyczne wypukłości. Wszyscy tak mieli więc chyba oprócz mnie nikt na to uwagi nie zwracał.

W noc napadało śniegu. Na ulicy już śnieg był ubity przez płozy sań lub wozy z węglem, ziemniakami lub mlekiem oraz ludzi, Mleko było rozwożone przez rolników z pobliskich wsi.

Wybrałam drogę na skróty, miała być krótsza o pół kilometra. Ale …. nie wzięłam poprawki, że w niedziele nie jeździ pociąg towarowy pomiędzy składem węgla a miejską elektrownią. Tory zasypane śniegiem, do połowy łydki. Byłam pierwszym pieszym który torował drogę w śniegu na torach kolejowych. Gdy zanurzałam nogę w śniegu, było ok ale gdy wyjmowałam to tak jakbym chochlą nabierała zupy z garnka. Śnieg dostawał się do kamaszy. Robiło mi się w kamaszach … hlup, hlup. W początkowej fazie zimno było w nogi a później już normalnie, nawet ciepło. Buty, skarpety i pończochy przemokły i zaczęły mi ciążyć jak ołów. Z nosa kapało, usta wiatr mroźny wysuszał i w pewnym momencie zachciało się pić. Jedząc śnieg prawie doczołgałam się do drogi i zabudowań, co wcale nie ułatwiło mi stawiania kroków na ubitym śniegu na drodze. Pokonałam 3,5 km.

Oglądałam choinki do sprzedaży. Teraz już wiedziałam, że będzie mi ciężko iść z choinką pod pachą lub na plecach, czy też ciągnąc za sobą. Wiedziałam, że będzie ciężko, pomimo tego, wybrałam o wiele za dużą choinkę. Rolnicy pytali, czy dam rade, czy jestem sama, ale sznurek którym związali był nie wystarczający, żeby zabezpieczyć choinkę. Kupujący przychodzili z workami od ziemniaków, swoimi sznurkami a ja z gołymi ręcami.

Do torów nosłam choinkę za sznurki jak się nosi walizkę. Sznurki wrzynały mi się w malutkie dłonie a gałęzie które nie były obwiązame kłuły paluszki.

Wracając na tory kolejowe miałam nadzieję, że już ktoś chodził po nich i śnieg będzie choć troszkę ubity. Zawiodłam się. Na śniegu były tylko i wyłącznie moje ślady. Starałam się trafić mokrym kamaszkiem w dziurkę w śniegu który pozostał z moich wcześniejszych kroków. Choinka mierzyła z 160cm. Człapiąc z soplami pod nosem, ustami spieczonymi, rękawicami spoconym i zamarzniętymi na dłoniach z nogami z ołowiu, zmęczona ciągnęłam za sobą choinkę. Innym razem starałam się uchwycić ją pod bok, rozłożyste głęzie uciekały. Gruby pieniek nie pozwalał na zaciśnięcie na nim piąstki. Chwytałam za gałęzie, które wyślizgiwały się z uwagi na zlodowaciałe rękawice.

Niemiłosiernie wymordowana po przebyciu 3,5km drogi powrotnej dotarłam do domu. Wciągnęłam jeszcze choinkę do korytarza i usiadłam na podłodze. Szczęśliwa i dumna. Dokonałam niemożliwego.

Kiedy już przebrałam się w suche ubranko, patrzyłam na krzątającą się mamusię i siostry. Chciałam powiedzieć, zeby nie ruszały mojej choinki, że ubiorę ją sama bo jest moja. Sił mi zabrakło. Usnęłam.

Mój Tatuś był ze mnie dumny. Od tamtego razu jeśli tatuś nie mógł przywieźć choinki, brałam sanki, sznurek i worek na ziemniak. Nie był straszny mróz i zawieja śnieżna.

I tak mi zostało, na wszystkie późniejsze lata, obecne i następne. Nie ważne co się dzieje, na Bożenarodzenie ma być choinka, może być maciutka, sztuczna lub świeża, ale ma być.

Myślę o sylwestrze…

Moja fryzjerka była tak obłożona pracą, że ledwo miesiąc temu, udało mi się zamówić wizytę na dzisiaj. W salonie parę kobietek, wszystkie na przedłużenie włosków. Nie mam co przedłużać ale tupecik zamówię w amazonie, a Nicola nauczy mnie zakładać. Włosków co raz mniej co jest związane z moją dietą.

Powrócę do zakładu 19 grudnia na sprawdzenie, ewentualne poprawki przed Bożym Narodzeniem, no i sylwestrem. Niestety ale Nicola jedzie do rodziców męża i swoich do NJ, co mnie bardzo smuci. Od kilku już lat korzystam z jej usług. Nie jest tanio (270$) ale jestem zadowolona.

Miejsce w hotelu i miejsce na balu jest już zarezerwowane, muszę być piękna, bezbólowa i bezstresowa. Wygląd i uśmiech na twarzy na balu jest wskazany. Ośrodek wczasowy z hotelem i domami wypoczynkowymi umiejscowiony jest nad brzegiem jeziora. Można delektować się widokami oraz odpocząć na zewnątrz przy kominku, jest duży i kilka mniejszych kominków okalających basen. Nie pamiętam w którym roku, jeden śmiałek przepłynął całą długość basenu a było zimno i wietrznie.

Zamierzam poskakać na sylwestra, nawet jeśli zespół muzyczny grać będzie jazz lub bluess. Kilka lat temu jeszcze przed coviem, byliśmy w innym ośrodku z winiarnią i polami winnymi. Przez kilka lat było bardzo przyjemnie i zespół muzyczny grał do tańca. Ostatni raz grali blussa, tylko jedna para próbowała zatańcyć, ale to był bardzo katorżniczy bluss. Zeszli z parkietu. Niedoczekałam się nowego roku i nie tylka ja z mężem, byli też inni, że po posiłku udaliśmy się do swoich pokoi hotelowych.

Zmieniliśmy ośrodek. Przed covidem przez 4 lata grał jeden zespół i grali wspaniale. Można powiedzieć sami swoi bo i barmani jakby nasi przyjaciele. Pamiętali, że tańczę solo i piję tylko Martini Rosso. W tego sylwestra zagra inny zespół. Ale….pokonam tego blussa, nie pójdę do pokoju hotelowego w pierzyny.

W roku 2021-2022, w dniu sylwestowym nie czuliśmy się dobrze, a i covid wciąż był obecny, więc zrezygnowaliśmy. Kreację mam, nie używana, z metką. Nie będę musiała latać po sklepach.

Chyba że zmienię zdanie, bo kobieta zmienną jest.


Dawno dawno temu, kiedy białe niedźwiedzie po moim mieście chodziły, prawie każdego roku gdzieś się bawiłam. Po sylwestrze i powrocie do pracy, pytałam moje koleżanki…

– czy masz już kreację na sylwestra i gdzie będziesz tańczyć…

– Krysia daj spokój, dopiero nowy rok się zaczął – odpowiadały śmiejąc się

– czas tak szybko minie że nie zauważysz i zostaniesz z niczym, zacznij się szykować do balu….😁

Było wesoło, a czas szybko zleciał i …..

-Krysia miałaś rację – słyszałam 353 dni później.

Czas nie stoi w miejscu.

Czas jest w ciągłej trudnej pracy, zmieniając wszysko wokół.

Bałaganik

Dziś wolny od pracy zawodowej ale nie domowej.

Wczoraj po pracy zajechłam jeszcze do sklepów po zakupy i do domu wróciłam o zmierzchu. Po godzinie poczułam zmęczenie mijającym dniem i bólem, usnęlam na kanapie. Nie słyszałam jak MM wołał i syn do mnie mówił. Ostatcznie MM mnie doknął i jego dotyk mnie obudził. Moja pozycja spania była trumnowa. Jeju aż strach patrzeć na to zdjęcie jakie MM mi zrobił podczas snu. Moja twarz odzwierciedla moje cierpienie. Dobrze że tylko poczas snu, za dnia mogłabym pracować jako wiedźma. Moja maska w ciągu dnia…wszystko jest dobrze… lub ….jest OK….

Jeszcze w szlafroczku, dokonałam organizacji w szufladzie ze szklanymi pojemnikami. Po dwóch-trzech dniach będzie tak samo jak przed dzisiejszą organizacją. Pojemniczki są w ciągłym używaniu to i bałaganik się robi.

Podobnie jak w życiu:

życia ciągle używamy, doświadczamy to i bałagan czasami sami stwarzamy. Bałagan jest to po aby nauczyć nas organizacji i porządku. Bo wszystko ma swój czas tylko należy uzbroić się w cierpliwość.

Sprytni panowie dwaj

Poniedziałek czas zacząć ale jak to zrobić jak nad trasą szybkiego ruchu krążą helikoptery. Oznacza to korek, duże zakorkowanie, zablokowanie co najmnie 2 pasów. Nieciekawie. Gdy wybiorę drogi i dróżki po za autostradą to wpadnę w kocioł i zostanę na godzinę bez ruchu albo będę poruszać się z prędkością 5km/h. Appka pokazyje część autostrady na czerwono i dwa wypadki jeden a w odległości kilkunastu metrów drugi.

Wyjechałam pomimo korków na autostradzie. Korek nie był tragiczny, poruszaliśmy się 10km/h. Uszkodzone samochody stały już na poboczu a jeden z nich na lawecie, dwa uszkodzone nie tylko trochę, minęłam następny zniszczony z powybijanymi szybami bocznymi z lewej strony i brak przedniej szyby. Kierowcy przejeżdżając ograniczali prędkość nawet nie z powodu, że stały samochody policyjne ale żeby pogapić się, nie zdając sprawy że mogą być następni.

Podjeżdżając do zjazdu zauważyłam bałagan samochodowy. Wyminęłam trochę samochodów i ….. na światłach dwa samochody…jeden rozbity a drugi na boku leżał. Obok karetka pogotowia przy której panowało wielkie poruszenie, w oddali słychać było syreny dwóch karetek.

Do pracy dojechałam szczęśliwie.

Będąc w pracy obserwowałam jak panowie wynoszą meble oraz …. materac. Jednak MM zdecydował wywalić ten materac.

Po powrocie z pracy w pierwszej kolejności obejrzałam stan ścian na schodach i framug drzwiowych. Ku memu zaskoczeniu wszystko w idealnym stanie.

To byli sprytni panowie dwaj.

Niedzielny listopadowy

piękniusi poranek. Mimo że deszcz lał przez całą noc, jest słoneczko i 18C. Otworzyłam drzwi na taras. W tym tygodniu ( u mnie tydzień rozpoczyna się niedzielą) temperatury przekroczą 20C. Taką pogodę lubię.

Niedziela jest też i w moim odczuciu. Nareszcie wracam do normalności. Co mnie oczywiście cieszy.

Pomimo, że planowaliśmy zakup choinki na dzisiejszy dzień, odłożyłam na sobotę. Mam już wszystko udekorowane w domku, więc bez pośpiechu. Na zewnątrz planuję ozdabiać jutro po pracy. Dziś posprawdzam ozdoby i światełka. Zepsute do śmieci i niektóre ozdoby też trafią do pojemnika. Już obrzydły, za długo je mam. Nowych ozdób na yard nie dokupowałam. W zupełności wystarczy to co mam.

Wcześniej nie przgotowałm do oddania fotela, ławy i kanapy to niestety ale dziś musiałam to zrobić. Fotel w sypialni rozłożysty, dwuosobowy, zaczął się sypać, łuszczyć. Ława tapicerowana też do oddania. Kanapa w sypialni gościnnej, tylko zagraca, nie pasuje a ogólnie to spadek MM. Skórzana, fajna ale w zupełności nie potrzebna. Jutro przyjadą jacyś ludzie i zabiorą. Aby znieśli z piętra i wogóle zabrali trzeba będzie zapłacić. Jak usłyszałam cenę wypowiedzianą przez MM to zamilkłam. Nie komentowałam. 500$ za to, że kanapę sprzedadzą, fotel da się zreperować a ława do używania. No nic, teraz też milczę. MM nie będzie tego znosić, szukać chętnego i wozić. OK. Milczę. Zdecydował to i tak ma być.

Należy mi się lampka wina. Chociaż nie powinnam tego robić ale zdrowa to ja nie umrę, więc nie muszę się martwić, że zaszkodzi.

Wszystko szkodzi oprócz wody. Ale i ona zaszkodzi pita w nadmiarze i z niewiadomego źródła.

Czwartkowa SOBOTA.

Wrażenie SOBOTY nadal jest ze mną. Myślę, że powinnam się do tego przyzwyczaić. Przecież to nie boli. Jest czwartek ale jest SOBOTA. Jak już to odejdzie, to nawet nie zauważę i możliwe, że zatęsknię. W obecnej chwili to jest bardzo dziwne uczucie.

Obudziłam się bez bólu!!!!!wspaniałe uczucie!!!!chce się krzyczeć, skakać i obwieścić całemu światu tę cudowną (nawet chwilową) nowinę. 😁😁😁😁😁

Muszę pomyśleć o kreacji na sylwestra. MM zarezerwował już miejsca. Oj oj … to będzie jazda. Chociaż i bez ekstra balu dawałam czadu, miesiąc temu na festynie. 😁

Jak można było usiedzieć przy stoliku, kiedy orkiestra grała.

Były też tańce grupowe. Pozostały miłe wspomnienia i kilka zdjęć.


Wracając do dnia dzisiejszego, jestem do dobrej formie i żeby tylko nie zapeszyć.

Od starszej córki MM jeszcze nic nie słychać. Przyjedzie na kawę czy nie. Za wcześnie aby dzwoniła. Kto w wolny dzień od pracy i na dodatek świąteczny zrywa się z łóżka. Znając życie, nie zechce się jej zrywać z łóżka w ten ponury, pochmurny dzień. Zapowiadany jest cały dzień pogodowo smutny😞.

Wiele rzeczy w naszym życiu możemy zmienić. Pogody nigdy.

Zapowiada się…

następny durny tydzień.

PONIDZIAŁEK

Bo jak to przyjąć, potraktować? Wróciłam z pracy. Odpoczywam na swojej sofie i eureka.

-jak dobrze, że jutro sobota – myśl szczęśliwa rozbłysła w moim mózgu. Pytam MM, jaki dziś dzień?

– znów masz sobotę jutro? – pyta z niedowierzaniem

– no tak, a tak się chwilę cieszyłam.

– jaka szkoda, że dziś nie jest sobota – myślę.

WTORKOWY poranek. Budzę się, jeszcze z zamkniętymi oczętami, cieszę się, że dziś sobota. Tylko sekunda radości, mózg wraca do rzeczywistości i podpowiada żebym wstawała bo dziś nie jest sobota.

Wyłażę z cieplutkiej pościeli i ….i nie jest to sobota.

Poleżałabym, pospała, poleniuchowała, pomarudziła i jeszcze dużo określeń na po… które pokazują mój stan istnienia i ducha na dzisiejszy dzień. Ale jutro nie będę musiała wcześnie wstawać, Do poniedziałku mam urlop. Nie, nie mam żadnych planów. Żyję na spontanie.


A żeby było bardziej spontanicznie, miałam w pracy być tylko do 3 -3:30. A byłam do 5pm. Człowiek jak chce 2 dni urlopu to musi na nie zapracować, czy to jest taki tok myślenia? Może, ale nie mój. Na ten urlopik pracowałam cały rok.

W domku byłam po 6pm. W międzyczasie rodzinka się martwiła. Na appce widzieli gdzie się znajduje, ale było trochę korków. Jak tak stałam w korku znów miałam wrażenie, że dziś jest piątek a jutro będzie sobota.

Czy ze mną coś nie tak?

A może to jakaś demencja do mnie puka?

Podczas badań, lekarka nie stwierdziła, że moja głowa może robić psikusy.


ŚRODA – budzę się i dokładnie wiem, że dziś mam wolny dzień bo jest SOBOTA. Zmuszam mozg do pracy i zaczynam rozumieć jaki jest dzisiaj dzień. Sytuacja co najmniej nie spotykana.

Kiedyś oglądałam film o różnych przepowiedniach, ludzkich przewidywanich i odczuciach. Wiem, że to coś oznacza. Tylko nie wiem co. Czego mam się spodziewać. Dobrego czy złego? Co ma się wydażyć w sobotę? W którym tygodniu lub miesiącu? Zaczynam się na prawdę niepokoić.

Z racji tego, że jutro na pewno CZWARTEK świąteczny, ogarnę troszkę domek. Ile posprzątam tyle posprzątam. Nikt nie oczekuje cudów, a i nikt na Thanksgiving nie zawita. Pozwoliłam córci jechać do rodziców jej chłopaka. Syn będzie pracować, starsza córka MM wskoczy do nas na poranną kawę, młodsza córka MM przyleci z LA na Bożenarodzenie, więc MM przyszykuje (jak zwykle na idyka on gotuje) kolację tylko nam, ja i on.


Dziś będę piekła ciasto żurawinowe. Zrobię oczywiście, sałatkę jarzynową (MM nazywa ją, majo salad). To wszystko w czym mogę pomóc MMowi.


Ciasto żurawinowe z pistacjami z internetowego przepisu, palce lizać. Sałatka majo również wspaniała.

Nawet jeśli usiądziemy obydwoje jutro przy stole to myślę, że damy radę pokonać te wszystki smakołyki jakie pojawią się na stole świątecznym.

Sobotka na ukończeniu…

Od poniedziałku miałam wrażenie, że następny dzień to SOBOTA.

Wtorek po pracy-jutro sobota – wołałam.

Środa i tak do piątku – jutro sobota !!!!!

To był dla mnie bardzo ciężki tydzeń. Każdego dnia czekałam na zkończenie dnia. Każdego dnia problemy zdrwotne. Bez przeciwbólowych, nie przetrwałabym.

Po powrocie z pracy, w ubraniu i obuwiu kładłam się na kanapie, owijałam się kocami i … zdychałam. No nie zdechłam, przetrwałam.

A dziś Sobotka wyczekiwana – bez znieczuleń. Nawet ciasto biszkoptowe z jabłkami upiekłam. Stół na Thanksgivng przygotowałam.

Dziś też zakończyłam ozdabianie domku na Boże Narodzenie. Na zewnątrz postaram się ozdobić frontowe drzwi, schody do nich prowadzące i kilka krzaczków. Jeśli się nie uda to tylko wianek świąteczny na drzwiach powieszę. Jeśli zdrowie dopisze to zrobię porządek z ozdobami, wyrzucając je do śmietnika.

Niestety, ale moje życie uległo drastycznej zmianie. Czy mnie to martwi? Oczywiście, ale takie jest życie, nieprzewidywalne. Planowaliśmy i planujemy bal sylwestrowy, tylko…. czy nam się to uda, czy zamiast przygotowywać się do wyjazdu w dzień sylwestrowy nie będziemy przygotowywać się do łóżka.

Oczywiście, że mam w sercu energi tyle, że mogłabym obdzielić całą swoją dzielnicę. Tylko ciało robi mi psikusa. Czy jeszcze potańczę, poskaczę jak koza?

Smutno mi i powiem … jest bardzo ciężko z bólem żyć.

Kurwa mać!!!!!

A przecież, ja się nie wyrażam, nie używam takich słów. W mojej rodzinie najgorszym przekleństwem bylo …cholera. Moje dzieci nie używają również takich słów….. ale….

niech będzie moim usprawiedliwieniem, że jest mi bardzo ciężko.

Lepiej za wcześnie niż za późno…

lepiej za późno niż wcale. Jak się mają te porzekadła do codziennego życia?

Alkoholik – lepiej późno niż wcale.

Spotkanie: romantic😁❤️, buissnes, zdrowotne – lepiej za wcześnie niż za późno.

Planowana operacja medyczna – lepiej za późno niż wcale. Czasami jest na tyle za późno, że już nic nie pomoże oprócz kostnicy.

Nadzieja matką głupich – jeśli oczekujemy na powstanie zmarłego z trumny. Nadzieja jest matką i ojcem wynalazków – do dziś ślęczeli byśmy przy świecy i kaganku. Biegali okryci w skóry niedźwiedzia ale nie byłoby globalnego ocieplenia.

Coś za coś. Aby zjeść schabowego, świniaczek musi stracić życie. Zwykłe posprzątanie pokoju wymaga naszej cierpliwości i pracy fizycznej. Zmęczeni padamy na sofę i spoglądamy na czyściutki pokoik. Swoje zdrowie, cierpliwość i finanse poświęcamy na wychowanie i wykształcenie swoich dzieci po to tylko aby na stare lata w ciszy i spokoju usiąść w folelu i ukratkiem spoglądać na wyświetlacz tel – wzdech …. nie zadzwonił/a …zajęty/ta. Czekamy kiedy dzieci usamodzielnią się po to tylko, żeby poczuć pustkę po ich odejściu (u mnie z tym wszystko ok😁).

Do czego zdążam? Od weekendu mam burdel christmasowy. Ozdabiam dom aby w tygodniu przed Bożym Narodzeniem, nie latać z wywieszonym językiem.

Wyjmuję ozdoby z pudełek i rozmieszczam powolutku. Thanksgiving też u nas się odbędzie lecz w tym roku będzie wymieszany, przepleciony z Bożym Narodzeniem.

Zchowuję siły na gotowanie, pieczenie jednym słowem kucharzenie. Oczywiście były dni, że ogłaszałam strajk obchodzenia świąt. Problemy rodzinne nie nastrajały nawet tak niepoprawnego optymisty jak ja, do uśmiechu i dobrego nastroju. Mam nadzieję, że nareszcie po latach walki o członka rodziny, nastąpi poprawa.

Nie chwal dnia przed zachodem słońca. Mamy dziś pochmurny i wietrzny dzień, myślę że może mogę ogłosić niewielkie zwycięstwo. Tylko serducho za często daje znać ….. ja tu jestem!!!!….łomocze, stuka, piecze jak papryczki chilli, wali. Może już będzie dobrze. Chciałabym normalnej atmosfery przy stole wigilijnym. Wiara może czyni cuda ale gór nie przenosi, nie słyszałam o takim zdarzeniu. Czytałam natomiast, że góry pochłonęły nie jedną istotę ludzką.

Ozdabiam domek tylko wewnątrz, na razie. Opornie mi to idzie. Patrząc na moje poczyniania dekoracyjne, popijam następną kawę i dokłanie wiem. W tym świątecznym bałaganie trochę pożyję, będę chodziść na palcach, przeskakiwać, kopać i marudzić. Nie spieszy mi się.

Za kilka dni po bałaganie nie będzie nawet wspomnienia.

Zgodnie z polskim przysłowiem.

Spiesz się powoli. 😁

Mam nadzieję na niedzielną poranną kawcie w świątecznej atmosferze, bez choinki oczywiście. Ona przybędzie dopiero w grudniu.

Padłam na kanapę. Muszę dokupić ozdób. Koniecznie świec ozdobnych, stroiki i coś co wprawi mnie w nastój WOW!

U mnie już święta!!!!

Nic dobrego…”koszenie drzew”

Moje sprawy nie są jak na razie do rozwiązania. Nie tylko cofają się ale pogarszają.

Mogę powiedzieć życie to jest straszny pierdolnik.. przynajmniej u mnie.

Z tych dobrych spraw.

Jednak wycieliśmy kilka drzew na działce. Magnolia bardzo rozłożysta i pnąca się do niebaaa, poszła na pierwszy ogień. Następne drzewoo małych drobniutkich liściach, rosło pochyło i wykręcony jakby chory pień drzewa. Dwa wysokie dębowe oraz dwie wysokie sosny od ulicy. Kilka drzew straciło swoje rozłożyste gałęzie. Ostatnie było bardzo wysokie liściaste którego gałęzie kładły się na dach. Panowie pracowali cały dzień.

Po wycięciu dwóch dużych drzew rosnących od . frontu blisko domu, wewnątrz zrobiło się jaśniej. Na back yardzie jedno drzewo zostało bardzo mocno przycięte i również na decku zawitało słońce. Odsłoniła się droga osiedlowa i dom od strony ulicy też się odsłonił.

Wykosztowaliśmy się, ale teraz można powiedzieć warto było.

Błyskawiczna wizyta

Ta wizyta to tylko taka, aby odwalić i po kłopocie. Niech i tak będzie, jeśli MM zadowolony będzie to i spokój w domu. Młodsza córka MM przyleciała już w piątek ( z Los Angeles). Pojechała w kierunku południowym. Jej collage jak co roku gra mecz z kimś tam, a że ona zapalona kibicka, musi być na meczu, niech się wali i pali. Tylko … z jej rocznika już nikt nie gra, pewnego roku stwierdziła, że nie zna już nikogo, nowi i młodzi. Mieliśmy z MM cichutką nadzieję, że spasuje, ale nie. Wcześniej ciągała MM ze sobą, teraz znajduje kogoś szalonego jak ona. 

Bo żeby wypić piwo po przegranym meczu, nie trzeba pokonywać 3600km. Atmosfera? Sama stwierdziła, że to co innego jest teraz niż za jej czasów. Wymęczona podjechała ….

i zaparkowała na ulicy, stwierdziła, że prześpi się w samochodzie, ma kaszel, katar i bół głowy.

MM nie dyskutował z nią bo i nie było sensu. Dorosła, wie co robi. Ja też się nie wtrącałam. Pomagam na ile mogę, ale nie wtrącam się.

Dawno temu dostałam nauczkę, wrzasnął na całe swoje gardło… to nie twoja rodzina!!!!!… No to na wstępie małżeństwa zostaliśmy podzieleni. Nauczyłam się z tym żyć. Co roku przy świętach, przypomina, że mogło być inaczej, mogło ale już nie będzie. 

Po godzinie podjechała i zaparkowała przy frontowych drzwiach. Nie schodziłam na parter bo… prawdę mówiąć nie czułam się najlepiej. Chyba z nerwów dostałam …  biegunki. MM z młodszą pojechali do meksykańskiej, zostałam w domu ze swoim sedesowym problemem. 

Po ich powrocie przewitałam się z młodszą MM jak należy. Zaproponowałam bułeczki które upiekłam między jedną posiadówką a następną. Może tak strasznie nie było, ale rewolucja żołądkowa była. Młodsza jest bardzo wybredna odnośnie jedzenia i pożywienia. Spożywa ser zółty, chipsy, kurczaka tylko z restauracji,  puree ziemniaczane (mashed patato)dodaję oprócz znanych składników – mleko i ser zółty. Odmówiła bułeczki, nie nalegałam.

Przeszliśmy na taras, pogoda cudowna więc szkoda było nie skorzystać. Zastanawiające, że nie było tematu MECZ. Może i dobrze bo moje sportowe wyniki równały się zeru. Podstawówka się nie liczy i jakieś tam spotkania między szkolne.

Jak MM dziewczyny były młodsze, były zawsze tematy do rozmowy. MM był bardziej zaangażowany teraz kiedy jedna jest po 40-tce druga tuż przed widać dystans między ojcem i córkami. Chociaż muszę powiedzieć, że do tej chwili, nakłaniam MM do odwiedzania córek, dzwonienia, pomagania w przeprowadzce, naprawie jeśli coś się zepsuje, a wiem, że MM na pewno poradzi z problemem. Jeśli starsza jest chora, gotuję rosół z kurczaka, jakieś ciasto i każę jechać w odwiedziny. Starsza jest wszystko jedząca, a polskie jedzenie uwielbia, więc łatwo jest takiej osobie dogodzić, bo wszystko smaczne.

Młodsza po niespełna godzinie odjechała na  lotnisko, nie żegnając się ze mną, nawet nie krzyknęła przy schodach zwykłe .. Kryszia I’m leaving… No cóż,  nie moja córka i nie mój problem, jeśli wogóle coś takiego istnieje w tamtej rodzinie. 

Bułeczki smaczniutkie.

Taki wieczór mógłby trwać wiecznie

Okna otwarte, jakieś owady jeszcze skrzeczą, w oddali słychać wycie syren policyjnego pojazdu i ja z lampką wina w dłoni oddycham świeżym, rześkim powietrzem. Temp. 23C a godz. 9pm. Dziś obowiązkowo będę spać przy otwartym oknie ale od góry.

Zima ( biały pudelek) co jakiś czas podchodzi do okna

i ciężko oddycha, wącha powietrze. Ale ja wiem to nie powietrze wywąchała ale kojota, który pojawia się każdego wieczoru, w nocy lub nad ranem, samotnie lub w towarzystwie innych kojotów. Może Zima wywąchała sarenkę lub innego zwierzaka, którego kamery zawsze uchwycą.

W tym roku mamy dosłowny „wysyp” kojotów. Kotek sąsiadów omal nie został pożarty przez kojota. A była godzina 7 am i już było widno. Kociaczek został pszarpany na główce, brzuszku, grzbiecie. Ma połamane kosteczki. Przeszedł operację, teraz dochodzi do siebie. Kotek nie wygląda ciekawie ale wszystko (podobno) z nim będzie dobrze. Porusza się jak pijany.

W dzień latają jastrzębie a nocą chodzą kojoty. Strach się bać.

Wracając do czystego powietrza. Mój stan zajmuje 4 miejsce w USA pod względem zalesienia. W tym roku weszła w życie ustawa o wycinaniu drzew na własnej psiadłości. Drzewa powyżej 48,26 cm w obwodzie są nietykalne. No to mój las zostanie na wieki, wieków, Amen. Chociaż… wycięcie jednego dtzewa poniżej podanego obwodu, jest kosztowne, sięga obecnie do 3k za sztukę. Drzewa można przyciąć a ten proceder jest bardziej kosztowny niż samo wycięcie drzewa. Ech…wiosną będą tulipany. A latem małpia trawa. Na betonie kwiaty nie rosną, jak to śpiewał Stan Borys ale i w cieniu zdziczeją. Małpiszon rośnie w cieniu, na słońcu, na wodzie, bez wody…nie lubię tego zielska, nie kontrolowane pokryje wszystko podobnie jak Ivy, z tą różnicą, że nie jest to pnączem. No cóż, człowiek ma taką naturę (podobno) do wszystkiego może się przyzwyczaić. To i ja przestanę walczyć z „wiatrakami”. Nie jestem Don Kichot, jeszcze nakładam szpilki i sukienki. Chociaż w naszym świecie trudno określić kto jest kim.

Sypialnia pachnie świeżutkim powietrzem. Spanko będzie zdrowe. Z racji tego, że jutro niedzielka, spać będę długooooo.

Będzie legalna czy nie!?😁

„Mistrz drugiego planu w trakcie ważnych obchodów na Westerplatte. Wystarczyło, że wyjął parasolkę

Gdy na Westerplatte zaczęło padać, politycy sięgnęli po parasole. Tuż za nimi pojawiła się niezwykła parasolka.

Nawet tak poważna uroczystość, jak obchody wybuchu II wojny światowej, może mieć niezaplanowany i zaskakujący przebieg. Tym razem zadbał o to pewien starszy pan, który, podobnie jak reszta obecnych VIP-ów, chciał ochronić się przed padającym na Westerplatte deszczem. I wyciągnął charakterystyczną parasolkę. W sieci rozpoczęły się poszukiwania odważnego mężczyzny.” https://www.fakt.pl/polityka/obchody-wybuchu-ii-wojny-swiatowej-za-politykami-tle-parasolka-z-marihuana/mzdjhtj.amp


Zgadzam się: bardzo trudno, w takim „tłumie” znaleźć odważnego inaczej.

Jakie miał dla nas przesłanie właściciel parasolki, z artykułu się nie dowiedziałam. Chyba że update zrobią.

Na decku (tarasie)

Już i do mnie zawitała wczesna jesień, no przynajmniej z rana. W przed południe będzie ponad 35 lub więcej.

Wczoraj po pracy wydmuchałam deck i cały front. Praca fizyczna dotleniła moje płuca do tego stopnia, że spałam do 8:45am. Nie mam na dziś wielkich planów odnośnie jakichkolwiek prac.

Usiadłam z kawą na tarasie, włączyłam wiatrak aby pozbyć się komarów i ….. w momencie gdy to pisałam komar dziabną mnie w kostkę. No czego można się spodziewać? Że mnie zostawią? Wykąpaną i pachnącą, też jedzą, żrą, tną, próbują i delektują się. Byliśmy w piątek nad jeziorkiem (dzielnicowym). Ludzie otrzepywali się od komarów a mnie ani jeden, jedniusi nie zaczepił. Bardzo zastanawiające.

A więc, planów na dzień dzisiejszy brak. Od 4pm podobno ma padać.


1/11 

ŻADEN Z BADANYCH 671 STUDENTÓW W USA NIE UDZIELIŁ POPRAWNEJ ODPOWIEDZI NA TE I KOLEJNE 7 PYTAŃ. ZACZYNAMY: JAKI JEST NAJWYŻSZY SZCZYT AMERYKI

Zastanawiam się: po co nam taka i takie informacje. Po co uczyć historii Peru? poznajmy swoją, polską. Po co nam geografia Ameryki Południowej jeśli nie potrafimy wskazać na mapie polską rzekę (przykładowo) Noteć. Te informacje, jak najbardziej, potrzebne będą osobom interesującym się geografią, turystyką itp.

Po co amerykaninowi Frantz Kafka i jego „Proces” kiedy mnie polce nikt w żadnej szkole o nim nie wspomniał, a przecież na mgr nie zatrzymałam edukacji. W tamtych czasach, a było to bardzo dawno i nie było możliwości studiowana dwóch lat studiów w jednym roku. Dostałam pozwolenie dziekana na połączenie 4go i 5go roku studiów. Nie było łatwo, ale zrobiłam to!!!

Szkoła podstawowa dała ogólne wykształcenie, ale po co uczyła mnie jak zbudować karmnik dla ptaków lub upiec ciasto. Po co kazali nauczyć się całej tablicy Mendelejewa. W średniej szkole było inaczej bo naukę podjęłam w technikum. Zastrzeżenia miałam do nauki teorii, za mało było praktyki, podobnie studia. Do wszystkiego doszłam sama. Oczywiście na swojej drodze spotykałam wspaniałych ludzi, kórzy pomagali i we mnie wierzyli. Pierwszym nauczycielem był mój Tatuś. Drugim Kuratorium i trzecim Prezez NOT, który nazywał mnie dzierlatką i bardzo często zapraszał na pogaduszki😁. Żeby ktoś pomógł, trzeba się napracować. Konkurencja a z nią zazdrość i zawiść nigdy nie spi. Doświadczyłam i tych niemiłych zachowań w sosunku do mojej osoby. Po latach ciężkiej pracy stałam się profesjonalistą w swoim zawodzie.

Nie trzeba obciążać młodego mózgu, który się dopiero rozwija, zbytecznymi (dla danej jednostki osobowej) informacjami. Pozwólmy młodym osobom na rozwój, jeśliby nawet to byłoby dla nas niezrozumiałe i odbiegało od ustalonych już kanonów kształcenia.

Ameryka nastawiona jest na profilowe nauczanie. Dziecko o zdolnościach muzycznych będzie wiedziało, że ziemia jest okrągła i ile jest 5-2 = ale nie musi wiedzieć jakie kozy skaczą po polskich czy słowackich górach. A mnie tego w podstawówce uczono. Po co to komu, co ja z tymi wiadomościami zrobiłam? Nie przydały mi się wiadomości o wybrzeżach ameryki w tamtym czasie i obecnie. Mam ochotę pojadę zobaczę, jeśli co to internet odpalę. To była strata czasu nauczyciela i ucznia.

Jeżeli dane państwo chce posiadać inżynierów elektryków itp. nich się na tym skupi, a nie uczyć kto przeciął węzeł gordyjski.


No czas na ogarnięcie samochodu wewnątrz.

Nie szła mi ta praca najlepiej, opornie, słońce parzyło, żeby wiaterek jakiś, wiatrak mało pomagał. Skończyłam bardzo późno, robiłam bardzo dużo przerw na przysiadówki. Przed 5pm pociemniało, zagrzmiało i zaczęło padać ale już byłam w domku.

Wolny dzień od pracy zakończony. Można powiedzieć, że umysłowo odpoczęłam a fizycznie nie zmęczyłam. Wczorajsza wieczorna lampka Martini Rosso nie wypaliła, ciśnienie krwi nie pozwoliło.

Może dziś🍷.